Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty

piątek, lipca 15, 2011

O syndromie narodowej paniki i czytaniu książek (spokojnie, nie u nas!)

Kupiłem sobie ostatnio masę książek na allegro... Że co? Że prawdziwy prawicowiec żadnych książek nie kupuje, bo ich nie czyta? A forsa jest mu zresztą zbyt potrzebna na wódkę i jeżdżenie w kółko ogromną bryką z napędem na masę kół, żeby w ogóle mieć takie fanaberie? Nie, jasne. Bo i też żaden ze mnie prawicowiec. Ale jednak jakieś tam poglądy mam i chciałbym je kolejny raz przedstawić. Mogę? Mimo, że "wolny rynek" mnie śmieszy?

A więc kupiłem sobie sporo książek całkiem ostatnio i wiele z nich jest naprawdę super. Na przykład jedna nazywa się "I trygghetsnarkomanernas land" (co, jak każdy zgadnie, oznacza "W kraju narkomanów bezpieczeństwa") i jest napisana przez szwedzkiego psychiatrę Davida Eberharda, a traktuje o obsesji bezpieczeństwa - głównie w dzisiejszej Szwecji, ale nie tylko - i jej, nierzadko dość nieprzyjemnych, skutkach. Książka wydana w roku 2006, czyli świeżutka.

Gość, autor znaczy, nie jest jakimś prawicowcem z czarnym podniebieniem i czasem mnie aż bawi, że on naprawdę zdaje się sądzić, że ci kurewscy właściciele tego całego cyrku naprawdę chcą dla nas dobrze - ale w sumie to sensowny gość i to, że bez czarnego podniebienia, nawet jakby zwiększa wagę tego, co on mówi.

W sumie (mimo tego braku czarnego podniebienia) można by niemal wziąć dowolny fragment tej książki - a w każdym razie tych 70 stron, co ja je już przeczytałem - i byłoby interesujące, ale coś trzeba jednak wybrać, więc wybieram poniższy fragment, który właśnie przed sekundą sam poznałem. (Przekład ze szwedzkiego oczywiście mój własny, bo ja nie jestem Tusk.)

* * *

W całym zachodnim świecie sukcesywnie odbieramy zatem ludności, przez cały powojenny okres funkcjonujące, strategie radzenia sobie z życiem. W Szwecji przewodzimy poza tym w owej międzynarodowej eksplozji bezpieczeństwa, która zdaje się mieć na celu wystraszenie obywateli, by byli posłuszni. Rozwój, który obserwujemy, jest jednak w dużej mierze wynikiem krzyżowego zapłodnienia pomiędzy tymi dwoma fenomenami, ze skutkami zgubnymi dla jednostek, które nie nauczyły się radzić sobie z trudnościami, oraz dla społeczeństwa w całości.

Podobne zjawisko występuje w USA, gdzie owa dysfunkcjonalna strategia rozwiązywania problemów, odziedziczona po psychoanalizie, łączy się z dekretami na temat bezpieczeństwa, wychodzącymi z systemu prawnego. W USA występują z tego powodu symptomy narodowej paniki, w wielu przypadkach ekstremalne. Zasada ostrożności jest bardzo użyteczna, kiedy się zwala coś na innych*. Ludzie muszą w końcu myśleć o tym, co robią, ponieważ wszystko jest tak niebezpieczne!

Końcowy efekt jest jednak mniej patologiczny, ponieważ istnieje naturalny mechanizm obronny w "zwalaniu na innych". W amerykańskim "modelu" obywatele mogą rozwiązywać problemy poprzez podawanie wszystkich dookoła do sądu. To zmniejsza sumę lęku w społeczeństwie, ale zwiększa obsesję bezpieczeństwa.

W wielu europejskich krajach podobieństwo do szwedzkiego narodowego syndromu paniki staje się coraz wyraźniejsze. Istnieje pełzający trend w kierunku tej samej narkomanii bezpieczeństwa w całej Zachodniej Europie. I dlaczego miałoby tak nie być? Bezpieczeństwo zawsze jest przecież pożądane! W ciągu kilku dziesięcioleci możemy mieć zachodnioeuropejskie społeczeństwo, które na nic się nie odważy, nie radzi sobie ze stresem, które cierpi na ten sam nieustanny lęk, i które czuje się wypalone po pierwszym wakacyjnym zastępstwie**. Krótko mówiąc - cała Europa pełna Szwedów.

----------------

* Kłania się Robert Ardrey ze swą "epoką alibi"! Czy raczej właśnie wcale nie "swą", tylko właśnie "naszą obecną". W ogóle bardzo ardreyiczne są wnioski z tej książki, jak to, że przesadne bezpieczeństwo rzuca się na mózg, i nie tylko, a co więcej lubi się rzucać właśnie na zachowania w stylu samookaleczeń.

** Chodzi o pracę wakacyjną. Że niby nieco nowej pracy i od razu psychiczne wypalenie.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

poniedziałek, kwietnia 26, 2010

Obama jak Bolek i Palikot? USA coraz bardziej jak III RP?

Dla tych, którzy zadali sobie nieco trudu i nauczyli się nieco angielskiego, link do interesującego videa. Innych przepraszam, że nie ma tego po polsku, a ja nie tłumaczę, ale to by była masa roboty. Powiem w każdym razie, że z tego videa wynika, iż w USA powstał całkiem masowy ruch tzw. "birthers" (od "birth" czyli "urodzenie"), czyli ludzi domagających się zobaczenia certyfikatu urodzin Obamy i nie wierzących, że naprawdę urodził się on w USA - co jest absolutnym warunkiem, by móc tam zostać prezydentem.

Już jest, i to od dawna, ten żołnierz, który odmówił służenia pod takim prezydentem i któremu dowódca udzielił urlopu, do czasu, gdy Obama przedstawi swój certyfikat. Teraz wydaje się, że rozkręca się całkiem poważny ruch społeczny. Oczywiście ani te wątpliwości, ani ew. udowodnienie Obamie kłamstwa i złożenie go z urzędu, nie są bez zagrożeń dla Ameryki i korzyści dla jej wrogów - których, jak zapewne większość czytelników tego bloga, ja dostrzegam przede wszystkim tam, gdzie i my ich mamy. Wbrew popularnej opinii, wbrew temu, co sami Amerykanie - także ci na najwyższych stanowiskach, mówią...

Naprawdę warto przeczytać te dwie książki Allena Drury, o których tak często wspominam. Te, w których, przez ciąg zazębiających się politycznych wydarzeń, sowieci dochodzą tam do władzy. Już naiwny kiedyś uważałem, że to się nie sprawdzi, ale potem nadszedł właśnie Obama... A teraz dzieje się jeszcze więcej w duchu, który coraz wyraźniej przypomina mi tamte upiorne proroctwa.

Co do tego video, to powiem, że kobieta, która tu mówi jest, wedle jej własnych słów (którym nie mam powodu nie wierzyć) imigrantką spod sowieckiej władzy. To taka ciekawostka. Zresztą mówi ona wprost, że USA coraz bardziej zaczynają przypominać kraj pod sowiecką okupacją.

A oto link: http://www.healthfreedomconference.com/free-video.

(Ten link za jakiś czas może się jednak zmienić na jakąś reklamę jakiegoś zdrowego żarcia, niestety. W końcu rządzi "wolny rynek".)

No to jeszcze może taka rzecz... Dlaczego "jak Bolek" to chyba każdy wie. Albo się domyśla. Chodzi o to, że Obama, znalazłszy się na swym wysokim stanowisku, babrze się podobno w brzydki sposób w dokumentacji dotyczącej swoich własnych narodzin. Dlaczego jednak także "jak Palikot", spyta ktoś? A dlatego, że sumy wydane przez Obamę na kampanię prezydencką - 700 milionów dolarów, najwięcej w historii - są, wedle tej pani przynajmniej, w jakiejś połowie bardzo niejasnego pochodzenia. Różne prywatne osoby podobno wpłacały, przeważnie ponoć niewielkie sumki, i tak się uzbierało.

Czyli może nie całkiem Palikot, bo nie polscy emeryci, a naprawdę sporo zamożnych ludzi dostawało (i pewnie wciąż dostaje) na myśl o Obamie orgazmu, ale niewykluczone, że jednak więcej w nim z Palikota, niż myśleliśmy. Zresztą także z Tuska, skoro, jak mówi ta kobieta, obiecał 3 miliony miejsc pracy, a Ameryka co miesiąc traci ich około pół miliona.

Jeśli tutaj u nas historia ogromnie nie przyspieszy, to może się w końcu paru ciekawych rzeczy o Obamie i dzisiejszym USA - gdzie, jak można sądzić po dobiegających stamtąd odgłosach, zbliża się jakieś przesilenie, naprawdę potężne - dowiemy.

triarius
---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

sobota, kwietnia 21, 2007

Nie wszystko jest takie proste jak się nam wmawia

Ratusz w KennesawRzadko, przynajmniej ostatnio, wypowiadam się na aktualne tematy, ale dzisiaj to jednak zrobię. Otóż parę dni temu miała miesce znana masakra na kampusie w stanie Wirginia, i teraz zewsząd słyszymy racjonalne z pozoru jak nie wiem co argumenty, że "gdyby w Ameryce nie mieli dostępu do broni palnej, to by... itd." Cóż, przykro powiedzieć, ale argumenty te wydają się niezbite nawet i całkiem sensownym ludziom - w końcu, gdyby nie mieli z czego strzelać, to by nie strzelali, zgoda? To, że Korwin-Mikke twierdzi akurat coś wręcz przeciwnego, o niczym nie stanowi, bo on zawsze twierdzi coś przeciwnego a zazwyczaj są to rzeczy, łagodnie mówiąc, wyjątkowo kontrowersyjne (choć oczywiście są i takie, w których właśnie on ma rację). Czyni więc sensowny człowiek różne mało sensowne wygibasy, byle tylko nie ulec argumentacji lewactwa... A przecież - same fakty są po jego stronie, wystarczy je po prostu poznać!

Chciałbym przedstawić Państwu, w moim własnym, dość luźnym, ale faktograficznie ścisłym, tłumaczeniu, najistotniejsze fragmenty z artykułu z 19 b.m., który znalazłem na witrynie WorldNetDaily ("A Free Press For A Free People"). Dodałem parę moich wyjaśnień, łatwych do rozpoznania.


25 lat bez morderstw w "Najbardziej Uzbrojonym Mieście USA"

Kiedy kraj dyskutuje o tym, czy mniej broni palnej mogło zapobiec tragediom takim, jak ta w Virginia Tech, interesująca rocznica minęła w zeszłym miesiącu w pewnym miasteczku w Georgii, które przeżyło radykalny spadek przestępczości i przemocy po tym, jak jego mieszkańcoy zostali zobowiązani do posiadania broni palnej. (Wytłuszczenie moje własne.)

W marcu roku 1982, 25 lat temu, niewielkie miasteczko Kennesaw - w odpowiedzi na zakaz posiadania broni palnej w Morton Grove, Illinois - jednogłośnie wydało zarządzenie zobowiązujące każdą głowę rodziny do posiadania i utrzymywania broni palnej. Od tego czasu, pomimo ponurych przepowiedni, że będą się tam odbywał strzelaniny godne Dzikiego Zachodu oraz wzrośnie przemoc i liczba nieszczęśliwych wypadków, nawet jeden mieszkaniec nie był zamieszany w tragiczną w skutkach strzelaninę - ani jako ofiara, ani jako napastnik, ani też w obronie.

Natychmiast po wydaniu tego zarządzenia liczba przestępstw na mieszkańca zaczęła spadać i spadała przez kilka lat, w roku 2005 będąc znacznie niższa, niż w 1981, czyli na rok przed wydaniem tego zarządzenia.

Przed jego wydaniem
Kennesaw miało 5242 mieszkańców, ale liczbę przestępstw przypadającą na jednego mieszkańca wyraźnie wyższą (4332 przestępstwa na 100 tys. mieszkańców) od średniej krajowej (3899 na 100 tys.). Ostatnie dostępne statystyki - za rok 2005 - wykazują stopę przestępczości wynoszącą 2027 przestępstw na 100 tys. mieszkańców. W międzyczasie ilość mieszkańców ogromnie wzrosła i liczy 28189.

Dla porównania, ilość mieszkańców Morton Grove, pierwszego miasteczka w stanie Illinois, które wydało zakaz posiadania broni palnej dla każdego z wyjątkiem policjantów, wedle danych z roku 2005 nieznacznie spadła, osiągając liczbę 22202. Istotniejsze jest jednak chyba to, że stopa przstępczości podniosła się natychmiast po wydaniu zakazu o 15,7%, mimo iż w hrabstwie Cook, gdzie Morton Grove leży, podniosła się jedynie o 3%. Dzisiaj stopa przestępczości wynosi w Morton Grove 2268 przestępstw na 100 tys. mieszkańców.

To nie było to, czego się spodziewano.

Zaraz po wydaniu nakazu posiadania broni, lewicowy publicysta Art Buchwald
(wielki faworyt prlowskiego tygodnika "Forum", gość wiadomego pochodzenia zresztą i naprawdę wściekle lewicowy), nazwał Kennesaw "Gun Town USA" (co w luźnym przekładzie oznacza mniej więcej "Najbardziej Uzbrojone Miasto w USA" i lepiej chyba się nie da przetłumaczyć), przepowiadając, iż wkrótce codzienne sprzeczki sąsiadów będą się tam kończyć strzelaniną. Washington Post (też akurat... nie, już nic nie powiem) nazywało Kennesaw "zacnym miasteczkiem... wkrótce światową strolicą rewolwerowców". Phil Donahue zaprosił burmistrza do swego szołu. (Nie wiem, kto to jest, ale najprawdopodobniej jakiś lewak, choć nazwisko ma nie handlowe, tylko irlandzkie, miła odmiana.)

Reuters, europejska agencja informacyjna, poruszyła dzisiaj kontrowersję związaną z miasteczkiem Kennesaw w związku z masakrą w Virginia Tech.


Reszta nie jest już specjalnie interesująca, więc ją sobie darujemy. W sumie ciekawa sprawa, prawda? Bynajmniej nie twierdzę, że należy każdemu dać na przykład AK-47 z cebrzykiem amunicji, a wszystkie problemy się rozwiążą. (Choć parę by się chyba rozwiązało.) Rzymianie na przykład odrzucali noszenie broni przez obywateli, byli dumni, że jej nie noszą - zresztą w tych ich togach nie tylko walczyć czy gonić lub uciekać, ale nawet po prostu chodzić, musiało być całkiem trudno. A istnieją autentyczne świadectwa z tamtej epoki, mówiące o tym, iż właśnie ta uniemożliwiająca ew. walkę niewygoda było jedną z głównych przyczyn szacunku, jakim cieszyła się toga.

Jednak najważniejszą sprawą jest to, że nic nie jest aż tak proste, jak się nam to pracowicie wmawia, zgodnie z post-oświeceniową doktryną realnego liberalizmu. Którego nie znoszę WłAśNIE DLATEGO, że zakłamuje naturę człowieka i naturę stosunków miedzyludzkich, robiąc to z zacietrzewieniem i nie oglądając się na skutki. To właśnie jest jego najgorszą i niewybaczalną winą - nie "wynalazek" prywatnej sfery, czy wolny rynek, do których to rzeczy jestem całkiem (a w przypadku tej pierwszej nawet bardzo) przywiązany.

Życie jest znacznie bardziej skomplikowane, znacznie tragiczniejsze, ale i bez porównania bardziej fascynujące, niż nam to różni Locke'owie, Tuskowie, Balcerowicze, von Misesy i Komorowscy wmawiają!

Jaki z tego wniosek? CZYTAć ROBERTA ARDREYA! Nie ma lepszego bicza na realno-liberalne kłamstwa! (Choć fakt, że dla katolickiego fundamentalisty - z całym dlań szacunkiem - Ardrey musi stanowić potężne wyzwanie. Czy to jednak powód, by od wyzwań uciekać? W końcu to realny liberalizm jest wrogiem katolicyzmu - nie ewolucja!)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, listopada 12, 2006

Samuel T. Francis o elitach i de-europeizacji

Właśnie się dowiedziałem, że zostały przetłumaczone na polski fragmenty eseju Samuela T. Francisa "Amerykańska klasa rządząca" z pracy zbiorowej pod red. S. Francisa "Europejczyk i przyszłość Ameryki" (tyt. oryg. Race and the American Prospect).

Chodzi w nim o teorię elit, teorię "klasy menadżerskiej", oraz wynikające z nich niepokojące dla każdego chyba konserwatyzmu wnioski.

Całość jest dla mnie, z moją dysleksją, może nieco za uczona i mało konkretna, choć wielu mądrym ludziom z pewnością się spodoba, ale kilka fragmentów - tych o zagrożeniach - wydaje mi się bardzo wartych uwagi. Na przykład ten:


Dojście do władzy nowej menadżerskiej elity w USA (jak i innych państwach Zachodu) w początkach i połowie XX w., i jej potrzeba sformułowania nowej ideologii czy politycznej formuły i przebudowanie wokół tego społeczeństwa, wyjaśnia dlaczego dominujące władze w tych krajach dzisiaj kontynuują popieranie wywłaszczania Europejczyków, oraz kulturową i polityczną destrukcję starszej amerykańskiej i zachodniej cywilizacji, zorientowanej na Europejczyków. I dlaczego członkowie tej elity nie tylko nie potrafią przeciwstawić się anty-europejskim żądaniom etnicznych nie-Europejczyków, ale aktywnie je popierają i subsydiują.

Ta polityka ze strony nowej elity nie jest rezultatem "dekadencji" czy "poczucia winy", ale grupowych interesów samej elity, osadzonych i wyrastających ze struktury jej władzy i pozycji społecznej, i racjonalizowanych w świadomości za pośrednictwem menadżerskiego liberalizmu. Inaczej mówiąc, leży w interesie nowej elity, aby zniszczyć i usunąć starsze społeczeństwo i euro-etniczną kulturową tożsamość z tym związaną (nie tylko samą etno-europejskość, ale praktycznie każdy tradycjonalny element grupowej tożsamości czy więzi: kulturowy, biologiczny, czy polityczny). Dla tych ("konserwatystów"), którzy kontynuują stosowanie się do norm starszego społeczeństwa, menadżerskie zachowanie ukazuje się, naturalnie, jako dekadencja, degeneracja, tchórzostwo, ugłaskiwanie, przymilanie się, czy objaw poczucia winy. Ale co jest złem, sprowadzaniem na manowce, czy samobójczą patologią dla sił "konserwatywnych", które dalej kształtowane są przez starsze normy i instytucje, w rzeczywistości jest odbiciem interesów i zdrowia sił skupionych wokół tworzenia i kontroli nowego społeczeństwa. Inaczej mówiąc, interesy menadżerskiej elity są antagonistyczne jeśli chodzi o zachowanie tradycjonalnej i instytucjonalnej tożsamości społeczeństwa, które ona dominuje.

Wyłonienie się elity menadżerskiej sprzyja wywłaszczeniu, a nawet destrukcji Europejczyków w USA na dwa główne sposoby. Po pierwsze, dzieje się to bezpośrednio, ponieważ struktura interesów i władzy menadżerskiej jest w konflikcie z jakąkolwiek silną narodową, religijną, czy inną tożsamością grupową. Te interesy, przenikając w najgłębsze warstwy mentalności klasy menadżerskiej, pchają leaderów nowego społeczeństwa w stronę odrzucenia etnicznej i kulturowej struktury tradycyjnej cywilizacji zachodniej, i w nowej kulturze, którą oni próbują stworzyć, odrzuca się i zaprzecza walorom takich tożsamości i wartości.

Po drugie, ponieważ nowa menadżerska elita odrzuca i niszczy mechanizmy starej elity, które wyłączały inne etniczne i religijne grupy, te grupy są w stanie często przeniknąć do menadżerskiej struktury i osiągnąć poziom władzy niemożliwy dla nich w przed-menadżerskim społeczeństwie. I one teraz zabiegają o własne interesy i program za pośrednictwem menadżerskich intrumentów władzy. Te etniczne siły, artykułując swoją własną silną etniczną, kulturową czy religijną świadomość, przywołują menadżerskie liberalne slogany "równości", "tolerancji", "dywersyfikacji" etnicznej i kulturowej, itd., by zakwestionować tradycyjną dominację Europejczyków - ale też w coraz większym stopniu same aspirują do kulturowej i politycznej dominacji, wyłączając Europejczyków i odrzucając i demontując instytucjonalne struktury ich społeczeństwa.

Oraz znajdujący się bezpośrednio po nim, a traktujący o...

Kevin MacDonald udokumentował niezwykle szczegółowo jak żydowskie grupy, starające się propagować własny oparty na etniczności program, osiągnęły ten cel. A ponieważ centralną częścią tego programu jest wymazanie historycznych etnicznych, pre-etnicznych i religijnych barier, które wyłączały Żydów i były postrzegane jako prowadzące do ich prześladowań, żydowski program i program menadżerskiej elity w tym aspekcie doskonale się nakładają. Rzeczywiście, Żydzi stali się prominentni w elicie do tego stopnia (zwłaszcza w sektorze kultury), że można sprawiedliwie powiedzieć, iż w menadżerskiej elicie Żydzi służą jako kulturowa awangarda klasy menadżerskiej, dostarczająca ideologicznego uzasadnienia dla jej struktury i polityki, rozpowszechniająca jej ideologiczne formuły pośród masy społecznej, formułująca i często wdrażająca konkretne programy polityczne, i zajmująca się w dużej części wyspecjalizowanym przygotowaniem edukacyjnym, kluczowym dla przekazywania i rozpowszechniania technokratycznych umiejętności elity.

W tym względzie Żydzi pełnią rolę wspierającą - w tym wypadku kulturową i ideologiczną raczej, niż poboru podatków czy lichwiarstwa - dla nie-żydowskiej większości elity, podobną do roli jaką wypełniali w stosunku do różnych europejskich arystokracji w przeszłości, np. w Polsce. Zatem pojawienie się "neokonserwatyzmu" w ostatnich dziesięcioleciach odzwierciedla nie tylko interesy żydowskie i tożsamości ich głównych artykulatorów i wyrazicieli, ale także, inaczej niż w starszym konserwatyzmie elity przed-menadżerskiej, interesy klasy menadżerskiej jako całości w utwierdzaniu nowego politycznego i kulturowego porządku, który ta klasa stworzyła, równocześnie przy tym odrzucając i demontując przed-menadżerski porządek, którego starszy konserwatyzm usiłował bronić. (Z tym że zwrócić uwagę trzeba, iż w ostatnich latach neokonserwatyzm ma skłonność odzwierciedlać żydowskie i syjonistyczne interesy znacznie bardziej niż interesy klasy menadżerskiej jako ogółu).

Menadżerska elita sprzymierzyła się także z innymi etnicznymi grupami, z których większość podziela jej interes w wyeliminowaniu europejskiej tożsamości i wspierających ją sił kulturowych. Jak żydowscy sojusznicy elity i sama elita, te etnicznie nie-europejskie grupy zabiegają o wymazanie europejskiej tożsamości etnicznej i jej ekspresji instytucjonalnych. Ale w odróżnieniu od elity, starają się one także promować własną etniczną świadomość i tożsamość. Zatem podczas kiedy otwarcie europejska tożsamość jest praktycznie zakazana i surowo karana przez elitę menadżerską, instytucje które otwarcie eksponują nie-europejskie i anty-europejskie tożsamości są tolerowane i stymulowane.

Słabe są jednak oznaki wyłaniania się europejskiej etnicznej tożsamości zdolnej przeciwstawić się czy to menadżerskiej strukturze władzy, jej anty-europejskiej ideologii i motywacji, czy też bezpośredniemu zagrożeniu wobec Europejczyków ze strony nie-europejskich i anty-europejskich przeciwników. Nowa elita i jej sprzymierzeńcy osłabili lub zniszczyli system wierzeń, wartości moralnych, spadkobierstwa kulturowego i społecznych więzi i instytucji jakie sprawiały, że Europejczycy mieli świadomość kim i czym są, i podtrzymywały w nich wolę przetrwania i opanowania sytuacji.

Dopóki takie mechanizmy nie zostaną odtworzone, szanse Europejczyków na przezwyciężenie a nawet odpowiednie rozpoznanie zagrożeń i wyzwań jakie dziś przed nimi stoją wydają się niewielkie. A te mechanizmy nie mogą być odbudowane tak długo, jak menadżerska elita pozostaje u władzy, tak długo, jak jej uniwersalistyczna i egalitariańska ideologia pozostaje dominującą polityczną i kulturową formułą, i tak długo, jak anty-europejscy sprzymierzeńcy elity dzielą z nią władzę.

Co Europejczycy muszą uświadomić, jeśli w ogóle mają przetrwać, to to, że siły które zniszczyły ich cywilizację, siły które do tej ruiny doprowadziły, są tymi samymi siłami, które dziś na tych ruinach rządzą. Dopiero kiedy te siły zostaną odsunięte od władzy, dopiero wtedy Europejczycy przyszłości będą w stanie odzyskać dziedzictwo jakie ich przodkowie stworzyli i przekazali im.

Całość tekstu tutaj: http://www.towyoming.com/pl.ameryka_mysli.2.htm