piątek, stycznia 03, 2014

O barszczu, własności i lewakach

Blogaskowym tekstem, który w minionym roku najlepiej zapamiętałem i który wydał mi się najbardziej istotny, ogłaszam niniejszym "Tani jak bard" Gabriela Coryllusa-Maciejewskiego. Jest to absolutnie prywatna i hiper-subiektywna klasyfikacja, nie roszcząca pretensji do żadnej ogólności czy ponadczasowości, ale tak to akurat widzę.

Oczywiście, gość który nie czyta gazet ani czasopism, "aktualne wydarzenia" ogląda ewentualnie, i to nie za pilnie, w zagranicznych telewizjach (w dodatku niekoniecznie w tych, w których by chciał), po prostu nie jest w takich, jak dzisiejsza krajowa publicystyka, sprawach wielkim autorytetem.

Teoretycznie możliwe, że np. Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (Panny Matrioszkówny), do niedawna znany jako Ziemkiewicz Rafał, mógł napisać coś o wiele ciekawszego i bardziej wiekopomnego od tego coryllusowego "Barda". Choć, po prawdzie, wątpię.

Kiedy już sobie to powiedzieliśmy, a do tego śmy dodali, że Coryllusa-Maciejewskiego uważamy za skarb narodowy i za gościa piszącego (pomijając już niewiarygodną pracowitość i energię, co jest bezcenne!) na tym poziomie, który można bez trudu zaakceptować, da się z tym już dyskutować, i w ogóle to jedna z tych rzeczy w dzisiejszym... Jak to nazwać... Która Polakom nie przynosi wstydu, a raczej przeciwnie.

Więc skorośmy to sobie już ustalili, możemy chyba cichutko dodać, że nie ma ludzi całkiem idealnych, doskonałość nie jest naszym ludzkim przywilejem, i wspomniany autor też czasem palnie coś, że nie wiadomo śmiać się czy płakać - jak na przykład ostatnio o tym, że Polacy powinni trenować walkę na rapiery z lewakiem (to taki sztylet specjalnie do tego) w drugiej ręce, bo wtedy (cytuję luźno z pamięci): "Niech do nas w bramie spróbują ze swoją Krav Magą, he he!"

Sorry, ale pomysł na łażenie po mieście z rapierem (i lewakiem na dodatek) to coś tak obłędnego, że naprawdę nie wiem dlaczego nie pójść o krok dalej, zwiększając przy okazji naszą skuteczność tysiąckrotnie, i nie zacząć po mieście jeździć czołgiem. A przynajmniej taką przedwojenną  tankietką z odzysku.

Rapier to oczywiście cudo, wsparty lewakiem, to po prostu klękajcie narody! Ale jednak karabin maszynowy i (cienki, ale mimo wszystko) pancerz, to w tej bramie jednak nieco więcej od białej broni. Mógłbym się tu powymądrzać, może nawet poznęcać, choć to było powiedziane nieco na boku i w komentarzu, więc pewnie nie wypada. Choć gdyby ktoś chciał, mimo wszystko, przedyskutować te rapiery, lewaki, Krav Magi i tankietki, to się to ewentualnie zrobi.

Tego typu bredni (choć, podkreślam, nie stanowiących sedna jego publicystyki!) wiele bym nie naliczył - nie mówię o stosunkowo drobnych błędach merytorycznych dotyczących historii. A jeszcze mniej o jego programowej historycznej paranoi - czyli niesamowitej skłonności do snucia spiskowych teorii.

Niektóre z tych teorii wydają mi się co najmniej bardzo interesujące i na tyle prawdopodobne, że ich "wartość oczekiwana" (w sensie matematycznym) jest - mimo nie-aż-tak-ogromnego-prawdopodobieństwa, że tak to naprawde się odbyło - spora. Chodzi mi o tę na przykład teorię, że Anglicy z Kompanii Moskiewskiej podmienili cara Iwaniuszkę, znanego w historii jako "Groźny".

Zamordowanie Batorego przez angielskich agentów pozujących na czarowników wydaje mi się za to (choć po prawdzie co ja tam wiem o rodzimej historii) całkiem prawdopodobne. O wiele bardziej, niż, dobrze przecież udokumentowana, śmierć króla Francji Henryka II, ugodzonego kopią podczas turnieju. (Skutkiem tego wydarzenia turnieje błyskawicznie zanikły, zastąpione przez różne tam "karuzele". Zresztą bitew i pojedynków nie brakowało, więc niby po co?)

No i dobra, dochodzimy do tego, co uważam w moim dzisiejszym wpisie za najważniejsze i w sumie najbardziej wiekopomne. Zwązane jest to również, pośrednio, z Coryllusem-Maciejewskim i jego publicystyką. Otóż publicysta ten przywiązuje ogromną wagę do własności i tego typu spraw. Spraw które można by nazwać "endeckimi", choć można je nazwać i na liczne inne sposoby. Co też będzie słusznie.

Z tą własnością i całą ekonomią poniekąd zgoda, tylko że mnie się wydaje, iż ludzie którzy o tym mówią z takim zapałem, z Coryllusem poniekąd "na czele" (no bo przecież chyba nie Korwin?), nie do końca widzą tę naszą (?) smętną rzeczywistość jaką ona jest, i nie do końca właściwie, co najmnej, rozkładają akcenty. Przypomnijmy sobie - przytoczę je z pamięci, choć jest to w moim wlasnym przekładzie na tym blogu - coś, co mówi Dávila...

Mianowicie, że "burżuj najpierw odda władzę, żeby uratować majątek, potem odda majątek, żeby uratować życie, a na koniec go wieszają". Wydaje mi się, że Dávila wie co mówi, i że to jest bardzo głębokie. No a jeśli tak, to wszelkie te pienia na temat "własności" i jaka to ona ważna, i jaką to ona stanowi podstawę, i że bez niej nic nie osiągniemy, a z nią osiągniemy tyle, że aż...

Że to wszystko to trochę takie coś, jak znane nam dobrze radosne pokwikiwanie lemignów idących do rzeźni z "Odą do Radości" na ustach. Tylko w wersji "prawicowej". NIE MA bowiem WŁASNOŚCI BEZ SIŁY. W istocie własność to tylko jeden z aspektów siły. WŁASNOŚĆ WYNIKA Z SIŁY - NIE SIŁA Z WŁASNOŚCI, jak się wydaje ludziom zarażonym liberalizmem.

Z czego można wywnioskować - i będzie to wniosek słuszny - że siła jest o wiele od własności ważniejsza. Jeśli ktoś powie, że siła jest wartością sama w sobie, to się całkowicie zgodzę. Jeśli powie, że własność to NIE jest samoistna wartość, tylko coś, co ewentualnie może umożliwiać realne, samoistne wartości - również będę się musiał zgodzić.

Gadanie o własności, raz po raz, z całkowitym pominięciem powyższego aspektu, to takie coś, jak... No nie wiem jaki dać przykład, ale to trochę nawet taki "żęder". Czyli dorabianie sobie mózgowych ideologii do rzeczy namacalnych i nawet dość oczywistych, tylko że one nam (?) z jakichś względów wydają się zbyt brutalne. (Jak na przykład to, że chop ma jaja, a kobita wręcz przeciwnie. Choć coś tam przecie też w zamian ma, jeśli ktoś lubi. Że się zaśmieję.)

Można zrozumieć niepokój przed powiedzeniem całej prawdy (Mossad, Gestapo, KGB, WSI, CIA etc. etc.), ale jednak jeśli się gada, a przemilcza się najważniejsze, to coś w tym jest nie tak. No, chyba że się puszcza oko do czytelników, którzy są dość inteligentni, żeby sobie dośpiewać. Wtedy zgoda!

Inaczej, powtórzę w nieco innej formie, to będzie takie coś, jak "Oda do Radości" w wykonaniu tego burżuja (z) Dávili, który właśnie oddał władzę, żeby zachować życie. Kiedy bank ma go już w saku. Tak skutecznie ma go w tym saku, że właściwie jest on, burżuj, już tego banku po wieczne czasy, z całym swym ewentualnym potomstwem do siódmego pokolenia (mściwy Jehowa się kłania), niewolnikiem. A nieopodal budują już szubienicę.

Burżuazyjna "Oda do Radości", radosne pokwikiwanie leminga... Dwie strony tej samej w sumie monety. A jej imię WSPÓŁCZESNOŚĆ. No dobra, powie jakiś czujny P.T. Czytelnik - było o lewakach, było o własności, gdzie jednak ten barszcz? Na co ja odpowiem, zgodnie z prawdą, że barszcz przecież jak najbardziej jest tu z nami - DOMYŚLNIE. (Tak samo zresztą jak Adaś.) I tym optymistycznym, na odmianę, akcentem, zakończę.

Jedźcie ostrożnie, uważajcie na... Na wszystko. I nie zapominajcie o lewakach! Szczególnie w bramie.

triarius

środa, stycznia 01, 2014

Nasza od teraz odpowiedź na... ten cały syf, co wiecie

Wiecie już teraz, kochane ludzięta, co robić z tym całym "dżenderem"? Jeśli przylezą do jakiegoś przedszkola, do jakichś dzieci... No więc kiedy tylko dowiadujecie się, że przyleźli, albo wybierają się do jakichkolwiek dzieci - wtedy wy ŁAPIECIE ZA TELEFON I DZWONICIE NA POLICJĘ.

Tak? I - słuchajcie, bo to cholernie ważne! - ABSOLUTNIE NIC NIE WSPOMINACIE O ŻADNYCH "DŻENDERACH", czy innych ideologicznych pierdołach (choćby pozowały na naukowe), bo wtedy policjant, wnuczek ubeka i synek esbeka, od razu wciągnie was w przemądre dyskusje o racjach każdej ze stron... I wiecie chyba jak to się wtedy skończy.

Dzwonicie i meldujecie, że GRUPA jakichś PEDOFILÓW naszła takie a takie przedszkole i molestuje seksualnie dzieci. Urządza tam po prostu orgię. Co w takim przypadku jest oczywiście absolutną prawdą. Żądacie natychmiastowej akcji, zapobieżenia i ukarania winnych. Jeśli będą dostawać za każdym razem co najmniej kilka tego typu zgłoszeń, to naprawdę policji nie będzie łatwo to zignorować.

Władza może się w końcu zmienić - nie mówię na prawicę, patriotów czy PiS, ale choćby na mniejszych od obecnej przyjaciół pedofilii - a wtedy taki pan władza, który tego typu zgłoszenie zignorował lub ukręcił sprawie łeb, może mieć spore kłopoty. To samo oczywiście będzie dotyczyło przedszkolanek nauczycieli, prokuratorów, sędziów i kogo tam jeszcze.

Waadzy też nie będzie łatwo przymykać na tego typu obrzydliwości oczek, a tym mniej popierać tego typu skurwielstwa. Tylko, cholera, pamiętajcie ludzie: w takich wypadkach ŻADNYCH DYSKUSJI O "DŻENDER", żadnych w ogóle ideologicznych dywagacji, żadnych także niepotrzebnych gadek o Dekalogu i łacińskiej cywilizacji... JP2 też sobie zostawcie na inną okazję. Nawet gadki o "lewiźnie", "hunwejbinach" i "rozkładaniu rodziny" nie są w tym akurat przypadku potrzebne! Walimy ich tam, gdzie najbardziej poskutkuje i tyle.

Chodzi nam o dzieci z jednej i pedofilów z drugiej. Że ci drudzy są zorganizowani i mają liczne propagandowe tuby, nie czyni ich ani trochę mniej obrzydliwymi, ani krzywdy tych dzieci nie czyni mniejszą.

Z jednej strony jest tu bowiem autentyczne gwałcenie dzieci -  psychiczne na pewno, ale w sumie to nie jest tylko psychiczne, a zresztą wystarczy, bo można podać masę przykładów czysto psychicznego molestowania, których kochana waadza za nic nie będzie tolerować - a z drugiej ideologiczny bełkot, który, pomijając już jego większą czy mniejszą głupawość i wredność, jest tylko gadaniem, tylko robieniem gębą wiatru albo zanieczyszczaniem papieru.

TYCH RZECZY NIE DA SIĘ PO PROSTU PORÓWNYWAĆ I WY TEGO NIE RÓBCIE! W ogóle za wiele tych przemądrych rozważań i "dyskusji" na temat całej tej ponurej sprawy. Nic z tego sensownego czy ładnego nie wynika i nie wyniknie. Raz na jakiś czas można powiedzieć o tym jakiś dowcip. ale też dobrych słyszałem dotychczas niezwykle mało.

Więc albo zajmujemy się ukracaniem ohydnego procederu molestowania i psychicznego gwałcenia dzieci, albo też... Już naprawdę nie wiem co w innym razie, w każdym jednak przypadku na pewno nie macie prawa wtedy nazywać się chrześcijanami, patriotami, dobrymi rodzicami, czy w ogóle porządnymi ludźmi.

Żadnych więc dyskusji - tępimy tych psychopatycznych zboczeńców, bo trudno o coś obrzydliwszego i bardziej szkodliwego, a z drugiej strony ONI SAMI SIĘ NA KOPA W DUPĘ PRZECIEŻ WYSTAWIAJĄ. Więc od teraz - skończyć z pedalskim skamleniem i ALBO ALBO. Albo pozwalacie na takie praktyki, albo bierzecie sprawę w swoje ręce ze sporą szansą na zdecydowany sukces.

triarius

wtorek, grudnia 31, 2013

Upiorna tajemnica dziadka Tuska

To jest bardzo stary tekst, kiedyś opublikowany tutaj i na szalomie. W odcinkach. Który na specjalną prośbę wielbicielki przywracam do życia. Może będę tego kiedyś gorzko żałował - np. wstydząc się ludziom na oczy pokazać - ale, jak mawiał Karol X Gustaf (ten od Potopu), "man må hasardera allt". (No i faktycznie maszerował na przykład z całą armią do Danii po lodzie, pod gęstym ogniem dział... Fajny był gość, mimo wszystko. A w każdym razie miał fantazję i wyraźnie określony dźender.) 

No to, w imię Boże, jedziemy.

* * * * *

III RP oczywiście kocham, ale ze wstydem przyznam, iż czegoś mi w niej wciąż brakuje... Czegoż może brakować w III RP, zapyta słusznie wzburzony i zniesmaczony Czytelnik. Biegnę uspokoić, że już niedługo, już za chwilę, III RP może już być całkiem idealną sprawą, w której niczego brakować nie będzie. Bo właśnie mam zamiar ten drobny, mikroskopijny, ale przez to tym bardziej niejako dysonans do harmonijnej całości wprowadzający, mankament zniwelować.

Krótko i węzłowato - w III RP brakuje mi jakiegoś bohatera, symbolu, kogoś, kto by całą tę wspaniałą i jakże skomplikowaną konstrukcję ucieleśnił, spersonalizował, pozwolił objąć jednym rzutem oka, jednym męskim uściskiem.

Wiem, jest Jacek Kuroń. I jest Adrzej Szczypiorski. I są inni. Ale kto zadał sobie dotychczas trud, by opisać ich codzienne, i to mniej codzienne, życie tak, by przeciętny obywatel III RP został przez te opisy chwycony za gardło, rzucony na ziemię, zdeptany, zdruzgotany, a potem znowu podniesiony, by w chórze milionów głosów śpiewać na chwałę III PR? Nikt, z tego co wiem.


III RP nie ma swego Colasa Bregnon, nie ma swego Gavroche'a, nie ma swego... Nie powiem Zagłoby, bo by to zapachniało Giertychem... Ale powiem za to Münchausena. Że też nie ma. Powiem... Panny z Mokrą Głową. Nie ma też własnego Harry Pottera. Nikodemów Dyzmów ma wprawdzie sporą ilość, ale tu także - czy ktoś kiedykolwiek opisał ich domorosłe filozofowanie? Ich pijackie wyczyny? Ich, zwykłe z pozoru, a przecież pełne głębokich treści, dialogi z sąsiadami?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Stety. Postawnowiłem zatem stworzyć takiego syntetycznego bohatera, takie ucieleśnienie III RP, i opisać jego przygody. Będzie tu śmiech, będzie dreszczyk emocji, będzie... Wszystko, za co tak kochamy III RP! I będzie nasze w niej, w tej III RP, oby... (Nieważne!) Życie. Całe! Bez osłonek, ale z łezką wzruszenia. I nie tylko. Obiecuję wam! W zamierzeniu będzie to wielki cykl powieściowy. Tytuł całego cyklu "Upiorna tajemnica dziadka Tuska", tytuł pierwszego tomu "Nie ma nic za darmo". (Tytuł pierwszego rozdziału? "Ghochu, grhchu.")

A więc zaczynam...


Było dość ciepłe i przyjemne jesienne przedpołudnie. Dziadek Tusk szedł osiedlową alejką wesoło pogwizdująć "Keine Grenzen". Mijając stadko gołębi, uśmiechnął się filuternie i przemówił do nich w ich ojczystym narzeczu: "ghochu, ghochu". Wszystkie ptaki jak na komendę odwróciły głowy w bok, tak by swym lepszym okiem móc się dokładnie przyjrzeć temu zadziwiającemu człowiekowi, który gołębim językiem włada, jakby całe życie żadnym innym nie mówił. Potem zaś wzbiły się z łopotem w powietrze, krążąc jeszcze przez chwilę nad głową naszego bohatera.

Zza węgła wyłoniła się pucołowata twarzyczka Bolka, lokalnego urwisa. Bolek był nieco dziwnym dzieckiem, które po całych dniach wystawało pod latarnią, dłubiąc w nosie, zaczepiając przechodniów i coś samemu sobie stale opowiadając. Były to przeważnie jakieś niesamowite kombatanckie historie. Dziadek Tusk puścił do Bolka oko i obaj roześmiali się, bowiem od lat łączyło ich swego rodzaju sekretne porozumienie. Potem Bolek znowu oparł się o latarnię i zaczął dłubać w nosie.

Dziadek Tusk skręcił zaś i skierował się w szczelinę między śmietnikiem a niepokojąco jakoś gęstymi jak na tę szerokość geograficzną zaroślami. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, ale gdyby ktokolwiek mógł go teraz ujrzeć, stanąłby z pewnością jak wryty, a potem tygodniami dręczyłyby go koszmary. Dobroduszna bowiem zazwyczaj twarz naszego ulubieńca wyrażała teraz taką zaciętość, taką determinację, że nikt nie mógłby mieć wątpliwości, iż rozgrywają się w tej chwili sprawy życia i śmierci. I to zapewne nie pojedynczych ludzi, ale całych kontynentów, globów, może nawet galaktyk.

Wzrok dziadka Tuska prześlizgnął się uważnie po otoczeniu i nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, z jego czoła znikła pionowa bruzda, szczęki się rozluźniły, a twarz odzyskała niemal dobroduszny wygląd. Tak przynajmniej sądziłby ktoś, kto się nie bardzo znał na ludziach, a już na pewno nie znał się na dziadku Tusku. Bowiem w tej twarzy nadal była niezłomna determinacja. I było w niej coś jeszcze...

To na razie wszystko, com stworzył w tym podejściu. Co było w twarzy dziadka Tuska? Czego tak szukały jego bystre, choć ciepłe zazwyczaj oczy? Na czym polegało to tajemnicze porozumienie między dziadkiem Tuskiem, a podwórkowym łobuziakiem Bolkiem? O co tu w ogóle, do jasnej i niespodziewanej, chodzi??!

Rzecz w tym, że sam nie mam najmniejszego pojęcia. Mam natomiast tupet, i wiarę w ludzi, więc proszę wszystkich ew. czytelników powyższego (i poniższego też) o pomoc! Proszę zgłaszać sugestie, propozycje, pomysły na rozwiązanie poszczególnych zaplątanych wątków, oraz na zaplątanie tych, które jeszcze dałoby się dodatkowo zaplątać. Tudzież całkiem nowych wątków.

Proszę też o celne zwroty, sformułowania, kalambury, całe zdania, całe akapity, albo tylko kawałki zdań albo ich równoważniki. Mówię całkowicie poważnie - razem możemy zbudować nie tylko Drugą Irlandię (tak jak kiedyś już przecież zbudowaliśmy Drugą Japonię), ale także stworzyć jej Epopeję! No a bez was sobie nie poradzę.

Co zostanie wykorzystane zależy wyłącznie od mojej arbitralnej decyzji - nigdy nie twierdziłem, iż idea demokracji wzbudza we mnie jakiś szczególny entuzjazm - ale postaram się być sprawiedliwym Despotą i na pewno rozumiem, że najlepsze pomysły i sugestie najbardziej zasługują na realizację. (Na tym się w końcu opiera sama idea III RP, czyż nie?)

A więc, błagam - skopiujcie sobie link do tego wątku, bo inaczej za dwa dni najdalej zapomnicie gdzie to jest i nie znajdziecie, i bierzmy się DO ROBOTY! Dalsze losy dziadka Tuska zależą wyłącznie od was!

* * *

odcinek 2

Rozejrzał się nasz bohater, potem zaś poślinił wskazujący palec prawej ręki i podniósł go, by sprawdzić skąd wieje wiatr. Ten kierunek nie był wcale najgorszym z możliwych. "Dobra nasza!", pomyślał dziadek Tusk, "co by tu jeszcze sprawdzić? Można by cenę warzyw na rynku, ale to potem, bo na razie nie do końca podobają mi się te krzaki."

Potem nasunęła mu się jednak przelotna myśl, że w mniej skanalizowanych czasach, takie gęste krzaki w środku osiedla mogłyby pełnić pewne istotne funkcje społeczne. Które zresztą z pewnością pełnią w ograniczonym zakresie i teraz. Tyle, że są one niestety zbyt gęste, by nie groziło to poszarpaniem ubrania, względnie - gdyby delikwent był nagi, choćby częściowo - zadrapaniami.

"A w ogóle to dawno nie miałem kobiety", ta myśl przeleciała mu przez głowę, ale zaraz wróciła, by zagnieździć się w niej na dobre kilka minut. I nie musiał dziadek Tusk sięgać do kalendarza, by wiedzieć, że dawno kobiety nie miał - prostata grała mu bowiem niczym janczarska orkiestra, i to z minuty na minutę coraz głośniej. Choć w istocie przypominało to bardziej rzężenie w płucach konia półkrwi angielskiej, z obu stron po zwycięzcach Derby, ale z astmą, zaraz po wygranym biegu handicapowym w dobrej stawce. Znał swoją prostatę, jak niemal nikt na świecie. Znał ją jak własną dłoń. I dlatego wiedział, że musi się spieszyć.

(Dlaczego tu jest akurat ta prostata? Kazali mi o niej pisać na szalomie - serio! Zgodnie z obietnicą wpakowałem ją do naszej Historii. Naszej Epopei III RP.)

Kobieta, a najlepiej kilka kobiet, i to nie byle jakich kobiet, a koniecznie bab całą gębą (i nie tylko gębą) stawała się z minuty na minutę coraz bardziej naglącą, coraz bezwzględniejszą i bezlitośniejszą koniecznością. Jeśli miał żyć. Choć tu nie o życie jako takie chodziło, a o realizację pewnych celów, bez których realizacji po prostu się nie da. Na szczęście w domu miał na gazie imbryczek, w którym bulgotał wodny roztwór cukru, z rurki zaś kapał płyn o cudownych właściwościach.

Płyn, pod wpływem którego mężczyźni zaczynają recytować miłosne wiersze i płakać, że nie potrafią szydełkować, kobiety zaś zaczynają opowiadać niewypowiedzianie świńskie dowcipy i bić jedna drugą po pyskach. Te złociste krople będzie teraz można zabrać do słoiczka, słoiczek zaś zanieść do wdowy Paciorkowiec, gdzie na pewno uda się dojść do porozumienia w sprawie wymiany cudownego nektaru na pieszczoty. Tym bardziej, że wdowa Paciorkowiec miała bardzo liczną, jak na te czasy i to budownictwo mieszkaniowe, rodzinę, złożoną jednak wyłącznie z kobiet. Z których większość miała na czym siedzieć i czym oddychać, a zapach nektaru przyprawiał dosłownie każdą z nich o ekstazę.

Tak się oto rozmarzył nasz bohater i omal nie było to ostatnie się rozmarzenie w jego życiu. Coś mu bowiem śmignęło koło ucha, potem zaś...

Ale to już opowiemy w następnym podrozdziale.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, grudnia 29, 2013

Jak to w końcu będzie z tą pedofilią? Jest cacy, czy jest be?

Kurak wczoraj napisał tekst, który, choć, jak to u niego zgrabny i w zasadzie słuszny, jakoś mnie do końca nie przekonał, Głosi w nim, że "należy stworzyć świecki grzech śmiertelny" i walić nim lewiznę po tych ich durnych łebkach. Podaje też parę przykładów o co mu chodzi, i to ma sens... Tylko że ja mam chyba lepszy pomysł!

Oto linek do tego tekstu Kuraka:

http://kontrowersje.net/bat_na_esbeck_moralno_trzeba_stworzy_laicki_grzech_miertelny

Jak się dzisiaj nad tymi kwestiami zacząłem zastanawiać, to do mnie doszło, że to co wymyślil sam Kurak - czyli np. oskarżenie tego czy innego komucha o pobicie kubańskiego towarzysza na tle "homofobii" czy "rasizmu", może nie być wykonalne - bo albo on tego w realu nigdy nie zrobił, albo też my się i tak nie będziemy mieli okazji o tym dowiedzieć, a co dopiero udowodnić.

Jednak mamy przecież coś o wiele lepszego, tylko trzeba się w to wczuć, a potem zebrać siły i z przekonaniem działać. W sumie na początek wystarczyłoby krzyczeć magna voce. Na razie, jak stado durnych ciapków, dajemy się wciągać w dyskurs najgorszej lewizny, i, jak oni, mówimy bez przerwy o "gejach", "równouprawnieniu", "tolancji"... Tylko tu i ówdzie odwracamy znaczki. Lubimy też ich oskarżać o "faszyzm". Paranoja - oskażanie o "faszyzm" komucha albo wściekłego lewackiego hunwejbina!

Głupota naszej dzisiejszej "prawicy" jest rzeczywiście niezmierzona, ale my teraz nie o tym. Rzeczą, która nam od niedawna o wiele bardziej od wymienionych powyżej spraw zaczyna dawać w kość, jest oczywiście cała ta obłędna "ideologia gender". Pozująca w dodatku na "naukę" i wykładana na tych dzisiejszych tzw. uniwersytetach. (Duch Miczurina i Łysenki wiecznie żywy.)

Najgorsze co ci jego wyznawcy na razie robią, to oczywiście łażenie po przedszkolach i PSYCHICZNE GWAŁCENIE DZIECI. Tak? No to właśnie! I jeśli TO NIE JEST PEDOFILIA, to ja naprawde nie wiem co by nią miało być. Tak więc, przestańmy jak durnie pieprzyć o "gender" i zacznijmy mówić - a potem zaraz wołać WIELKIM GŁOSEM - że BANDA PEDOFILNYCH ZBOCZEŃCÓW GWAŁCI (na razie główie psychicznie, ale CO BĘDZIE DALEJ?) małe i bezbronne dzieci. No bo czy tak nie jest?

Jeśli akurat twoje dziecko nie zostało jeszcze temu procesowi poddane... Albo jeśli nie masz dziecka w tym wieku... To pomyśl - lewizna dopiero się rozkręca! To jest cały czas jeszcze NEP. Pomyśl jak to będzie wyglądało za lat dziesięć... Za lat dwadzieścia - skoro już dziś są oni aż tak bezczelni. I, niestety, z tak wątłym (oraz żałosnym po prostu i kompletnie nieskutecznym) spotykają się to odzewem. A tu chodzi przecież po prostu GWAŁT na psychice tych dzieci. Gwałt PEDOFILSKI! Mało wam ludzie?

Zacznijmy to mówić głośno, zacznijmy się domagać zastosowania wobec tego wszelkich przepisów dotyczących pedofilii... Które na razie służą, zdaje się, głównie do ułatwienia powszechnej inwigilacji, zbierania drug na druga haków i dintojry... Choć PIERWSZĄ I NAJWAŻNIEJSZĄ SPRAWĄ, za jakie się ci rzekomi łowcy pedofilów powinni zabrać, to właśnie ukrócenie tych obrzydliwych procederów którym zboczeńcy przymusowo poddają nasze dzieci. Zgoda?

(W dodatku zboczeńcy finansowani, w ostatecznej instancji, z NASZYCH pieniędzy, choć po prawdzie mówienie w tym miejscu o forsie zalatuje mi nieco korwinizmem i osłabia wymowę.)

Niech się @#@$ wszyscy ci stróże moralności, wszyscy ci co obiecywali kastrowanie itd., zabiorą za tych EWIDENTNYCH, a do tego ZORGANIZOWANYCH i POPODCZEPIANYCH POD RÓŻNE PAŃSTWOWE I PONADPAŃSTWOWE STRUKTURY PEDOFILÓW!

I TO byłoby wykorzystanie przeciw lewiźnie owego nowego pojęcia, nowego środka, owej broni - "świeckiego grzechu". Śmiertelnego jak najbardziej. To jest bowiem, każdy normalny człowiek łatwo się zgodzi, GWAŁT NA DZIECIACH - WCALE NIE MNIEJSZY, NIŻ GDYBY IM COŚ GDZIEŚ WSADZALI, albo gdyby je na golasa fotografowali!

Więc jak tam z tą pedofilią w końcu będzie - do was mowię: panie Tusk, panie Sienkiewicz, panie Cohn-Bendit...?

triarius