czwartek, lipca 14, 2011

Koneczny - czy może jednak nie?

Wcale nie twierdzę, że Koneczny koniecznie musiał być idiotą. Mógł także być wielkim humorystą. Siedział sobie facet, na przykład po dobrej kolacji, w fotelu, przed kominkiem, obgryzał obsadkę i sobie kombinował:
Niech może jakaś cywilizacja skacze po globusie jak pchła... To by było naprawdę pocieszne! Która to będzie? Ene, due, rabe, Chińczyk złapał żabę, a żaba Chińczyka... Bizancjum. Niech będzie! A gdzie ich skoczymy? Niemcy! Ge-nial-ne! Może się nawet jakiś durny szkop, spity piwem i ogłuszony umpa-umpa, nabierze! Ale by było! A do tego... A do tego - może u nas jakiś Roch Kowalski, albo inny Podbipięta Longinus, też się nabierze! I doda mu to antyszkopskiego animuszu... Hurra! Alem wymyślił!
Innego zaś wieczora (po dobrej kolacji, ognień na kominku wesoło trzaska):
A nas też skądś'by... Skądsiśby... Czy jak mu tam... Jakieś sobie antenaty, Polsce znaczy, trza wymyślić... Z Marsa? Z Alfy Centauri? E tam, za dużo by było wymyślania... Dzieciaki się wciąż łaciny w szkołach uczą, Mucjusz Scaevola z Cyceronem mają dobrą prasę, no to my sobie Polaków z Rzymu weźmiemy... Cywilizacja łacińska. Fajna nazwa, mam dziś wenę! Na pewno się przyjmie. I śmieszne też jest, w końcu'śmy humorysta. Ale jakby trochę mało... No nie - jak se człowiek pomyśli, że ta łacińska cywilizacja... (hłe hłe!) się do nas skrada, pod ziemią się przekopuje, niczym kret... Aż w końcu się (hłe hłe!) tu pojawia 500 lat po ostatecznym i oficjalnym upadku zachodniego Rzymu... No bo o zachodni tu chodzi, wschodni to Niemcy, tak żeśmy sobie przedwczoraj wymyślili... Popiło się nieźle, ale się opłaciło, bo takiego czegoś to by człek na trzeźwo nie wymyślił.
Nie - Koneczny to nie był żaden kretyn! To był nawet bardzo dowcipny gość. (Czego niestety nijak nie da się powiedzieć o jego wyznawcach.)

No ale dobra... Mamy Bizancje skaczące po globusie niczym pchła... Mamy Rzym przekradający się niespiesznie jakimś podziemnym wykopem, żeby po pół tysiąclecia wyleźć tysiące kilometrów na północ, akurat na terenie Polski... Gdzie nic nie zaszkodziło mu paręset lat niewoli pod butem bizancjana i turana na spółkę... Co innego ten bizancjan - tam jedna cesarzowa przesądziła sprawę na całą wieczność, która na razie trwa tysiąć lat. Brawo!

Ale OK - może to kogoś nie śmieszy, może to kogoś nie razi, może ktoś w tym nie dostrzega genialnego humoru, przy którym Fredro z Molierem to ponure głupki... Niech i tak będzie. Ktoś mógłby także stwierdzić, że OK - mamy systemy prawne, które determinują (nie bardzo wiadomo dlaczego i jak, ale niech tam) kształt całej cywilizacji...

Tylko co to ma wspólnego z jakąkolwiek Historiozofią? Historii u Konecznego niemal całkiem brak, no bo jedna cesarzowa determinująca do jakiej cywilizacji wielki, i stosownie niejednorodny, kraj będzie przez następnych tysiąc lat należał, to dla niektórych może nie przedni dowcip - ale na pewno też nie żadna Historia. (No, chyba że się komuś Historia z Komorowskim i Tuskiem kojarzy, współczuję!)

Tysiące i tysiące o wiele ważniejszych - angażujących masy ludzi, dzikie emocje i co kto tylko chce - wydarzeń jakoś takich rzeczy nie zmieniają, a nagle to jedno, błahe, jakby nie było, wydarzenie, tak? Dałoby się to jakoś, choćby w ogromnym przybliżeniu, wyjaśnić? Tak samo zresztą, jak ten cud, że akurat myśmy zostali, i pozostali, tymi cudownymi, miłującymi Prawdę, Wolność, i co tam jeszcze, łacinnikami, kiedy ten system prawny, cośmy go u siebie mieli, jakoś nieczęsto był taki całkiem rzymski? (Zakładając zresztą, że "prawo rzymskie" w ogóle ma wiele wspólnego ze starożytnym Rzymem, co też nie jest aż tak pewne.)

No ale dobra. Niech będzie. Tylko CO (do k...wy nędzy) MIAŁOBY Z TEGO WSZYSTKIEGO WŁAŚCIWIE WYNIKAĆ? Jak mamy z tego DZISIAJ korzystać? Jak nam to ma pomóc w zrozumieniu świata - skoro już ustaliliśmy, że ze zrozumieniem PRZESZŁOŚCI nie ma to po prostu nic wspólnego? Że obsesja talmudycznej religijności to coś na kształt choroby? Zgoda, pewnie i coś w tym jest - tylko, że to żadne odkrycie Konecznego!

O wiele wcześniej i o wiele lepiej pisali o tym inni. Zresztą co z tymi... No wiecie  kogo chodzi... Którzy talmud mają w przysłowiowej dupie? Z komuchami, z michnikami tego świata, z całą tą ojro-szemraną-elitą, z pedofilami jak Cohn-Bendit czy Polański, z doktorami Mengele dzisiejszej ("rynkowej", a jakże!) gospodarki? Jak na nich ten Talmud miałby wpływać? Jak miałby determinować ich postępowania, hierarchię wartości, sympatie i antypatie?

Poprzez geny? Poprzez osmozę? Czy jakoś inaczej? Nie wykluczam wcale, że jakoś wpływa, ale Koneczny nic nam na ten temat nie mówi, a nawet chyba nie próbuje. Rozumiem, że w jego czasach problemem mogli się wielu Polakom wydawać pejsaci "szwargoczący" wyznawcy Talmudu w chałatach. Ale to jednak w sumie nie oni dali nam najgorzej w dupę, prawda? Więc co nam z wybrzydzania się na Talmud przyjdzie? Bez Talmudu to nawet Michnik jest cacy, nasz i polski jak Piast z Rzepichą?

A nie, jest u Konecznego jedno WIELKIE und GŁĘBOKIE odkrycie - to, że "nie można być cywilizowanym na dwa sposoby". Coś w tym pewnie i jest, ale... Jak w takim razie sprawy się mają z taką Japonią? Która od zawsze była mieszaniną, czy może "stopem", własnej, wyspiarskiej, cywilizacji, wyrosłej w ostatecznej instancji z azjatyckich stepów, i wpływów chińskich - działających okresowo, ale za to naprawdę bardzo silnie... A od 150 lat jest mieszaniną (czy może "stopem") cywilizacji własnej (co to także, jako się rzekło, nie była jednorodna) i zachodniej, czyli poniekąd "naszej".

Powie ktoś: "dzisiejsza Japonia to już zupełne dno!" "Może i dno", odpowiem, "ale niby na jakim tle? Co jest dzisiaj jakoś zdecydowanie lepsze do Japonii w tzw. cywilizowanym świecie?" Tak, że nawet ta mądrość Konecznego funta kłaków nie jest warta - przynajmniej bez o wiele dogłębniejszej analizy i rozwinięcia. Czego jakoś nikt nie robi. Wystarczają widać modły do Konecznego i odprawianie stosownego voodoo.

Zaprawdę, powiadam wam: Koneczny to żaden idiota, to znakomity, niedoceniany, humorysta! To niewyeksploatowany jeszcze skarb narodowy naszego - jakże w skarby niestety ubogiego! - kraju. (Smutne tylko, że tych samych pochlebnych słów nie da się po prostu powiedzieć o Konecznego WYZNAWCACH.)

* * * * *

Jeśli przeczytałeś powyższe, drogi Nicku, to na zdrowie, mam nadzieję, że ci się podobało i w ogóle. Ew. czekam na MERYTORYCZNE uwagi w temacie. (Mówię serio!)

Jednak to, co będzie teraz, poniżej, naprawdę NIE JEST JUŻ DO CIEBIE! A w każdym razie nie oczekuję tutaj na twoją odpowiedź. Więc zapraszam ew. następnym razem, w jakimś innym, dowolnym, temacie - ale twoich mądrości na temat Spenglera i spengleryzmu nieciekawym. No, chyba, że miałbyś do powiedzenia coś NAPRAWDĘ NOWEGO... Gdybyś np. uprzednio, bez zacietrzewienia i bona fide, przeczytał, choćby to skastrowane rodzime tłumaczenie.

Ale niestety nie mogę sobie tego wyobrazić, więc - tak jak ja już nie uświadamiam Wyrusa na temat zalet i wad powiedzmy Misesa, tak i tutaj szkoda twoje i mojej śliny na kłótnie na temat, gdzie do przekonania mnie potrzeba naprawdę czegoś więcej, niż jesteś obecnie w stanie mi zaserwować, ciebie natomiast nic nie przekona, bo takie jest przecież twoje w tej kwestii postanowienie i od tego, jak zdajesz się to widzieć, zależy twoja ludzka godność. Oraz, zapewne, zbawienie wieczne.

Szczerze - bez urazy, każdy ma swoje idiosynkrazje, więc to nawet nie jest żadna wielka twoja kompromitacja... Zapraszam, i to gorąco, w każdym innym temacie. Tutaj też mógłbym rzec, że "zapraszam po zapoznaniu się i uczciwym przemyśleniu", ale oba wiemy, że nic takiego ci chwilowo nie grozi, więc po co opowiadać brednie na skalę Tuska?

* * * * *

Teraz do świata... Ja naprawdę nie jestem stworzony na jakiegoś wyznawcę, ani też na popularyzatora wiedzy! Mógłbym zapewne żyć sobie bez Spenglera, byłbym też w sumie tym samym Panem T., co jestem. Tyle, że głupio jest ignorować książkę, którą człek uważa za największe osiągnięcie ludzkiego intelektu, a która stawia wiele aktualnych pytań, a na niektóre nawet zdaje się odpowiedzieć.

Że gość robi w "naukowej debacie" za mega-szarlatana? Że jest znienawidzony i opluwany? A co mnie to obchodzi? Raczej nawet przeciwnie - dobrze mnie to doń nastawia. No bo jeśli jakiś szarlatan napisał sto lat temu grubą książkę, której od dawna prawie nikt nie czyta, a jeśli, to w skastrowanym skrócie (bo to nie tylko po polsku)... Gościa jest dziwnie łatwo połączyć z tym, czego tak wszyscy nie lubimy w niemieckiej historii (żył bowiem w Niemczech i zmarł w 1936), tak że właściwie mamy go automatycznie z głowy... Tylko jakoś, o dziwo, wszystkim tym światłym intelektualistom CHCE się nadal o Spenglerze te wszystkie rzeczy pisać? Dlaczego?

Z Gobineau nikt dzisiaj już nie polemizuje... "Mein Kampf" miałem ci ja nawet jako obowiązkową lekturę na historii idei w Uppsali... I nawet jakoś nikt się specjalnie nie zapluwał, by z tym dziełem polemizować. Ponarzekali, jasne, ale nie aż tyle. A ze Spenglerem jak najbardziej! Dlaczego? Już nie mówię o ludziach zupełnie nie ruszonych przez elementarną znajomość przedmiotu, jak wspomniany wyżej mój kumpel (sobie pochlebiam) Nicek - któren z przekonaniem głosi, że "Spengler nie mówi absolutnie nic oryginalnego". OK, nie mówi, tylko wytłumacz mi teraz SKĄD cała ta furia i nienawiść, jeśli nic nie mówi?

Szczerze - marzę o tym, żeby mi ktoś merytorycznie wykazał błędy i niedoróbki w Magnum Opus Spenglera! Możecie se nie wierzyć, ale tak właśnie jest. Tylko jakoś, o dziwo, nigdy nic takiego do moich uszu czy ócz nie doszło. Serio! Zarzuty na temat "nienaukowości", "nieuctwa" (niemiecki doktor filozofii z początku XX w., obłęd!), "nudnego belfra", "idealizmu", i czego tam jeszcze - oczywiście!

Ale konkretnego, merytorycznego zarzutu - za cholerę! I to nawet takiego, który, jeśli byłby słuszny, wcale nie musiałby od razu obalić całej "kopernikańskiej rewolcji" Spenglera, bo tam jednak jest wiele rozważań i przykładów, bez których i tak sprawy istotne pozostałyby niezmienione.

* * * * *

Mówiliśmy sobie - i to pytanie całkiem oficjalnie kieruję do wszystkich wielbicieli Konecznego out there! - o tym, że, moim skromnym, Koneczny, słuszny czy nie, śmieszny, czy poważny, mądry czy głupi, absolutnie nic nam w praktyce nie daje. Żadnej, jak ja uważam, sensownej i płodnej analizy obecnej rzeczywistości nie da się w oparciu o jego pisma przeprowadzić.

No a weźmy Spenglera... Czytam sobie wczoraj b. fajną współczesną, amerykańską książkę o Rzymskim Cesarstwie... No i tam autor obala różne marksistowskie i leberalne teorie na temat upadku zachodniego Rzymu. "Jeśli gospodarka stanęła", mówi, "bo niewolnictwo było do dupy, jak twierdzą marksiści, to dlaczego nie na wschodzie?" Albo: "Jeśli obronność była do dupy, no to dlaczego tylko na zachodzie?" Czytając to miałem naprawdę sporo dodatkowej radości, no bo dla spenglerysty sprawa jest dziecinnie oczywista!

Nie, jasne - żeby nie było: kwestia "Magianskiej Kultury/Cywilizacji" NIE jest prosta, raczej przeciwnie. Jest to niesamowicie wyrafinowana i złożona teoria - z całą tą pseudomorfozą, z islamem jako reformacją itd. Nie jest łatwo z tym jakoś wprost dyskutować... Może także nie jest wcale łatwo jakoś to wprost zaatakować...

Ale przecież przez te sto prawie lat, od kiedy zostało to sformułowane i opublikowane, powinny się znaleźć jakieś fakty, które by tę teorię (o ile nie jest słuszna) jakoś zdecydowanie zdewaluowały! Prawda? No a jakoś ja, choć historię studiuję ostro i od dawna, jakoś do nich nie dotarłem

Czy ci wszyscy, którzy tak na Spenglera plują - a z których część to na pewno przyzwoici ludzi o jakimś tam intelektualnym standardzie - nie woleliby po prostu PRZYWALIĆ mu jakimś miażdżącym argumentem, obalającym np. ową wspaniałą i kunsztowną teorię "Magiańskiej K/C", niż mu wymyślać, niczym niedorozwinięte dziecko w piaskownicy? Na pewno by woleli, przynajmniej ci mądrzejsi i przyzwoitsi! A więc, dlaczego tego nie zrobią?

To, że wczoraj akurat o tych przyczynach upadku sobie w tamtej książce czytałem, i że śmiech pusty mnie ogarnął, gdym czytał o owych marksistowskich teoriach, to oczywiście tylko drobiazg i o niczym specjalnie nie świadczy. Ale tego typu zdarzonek jest więcej i jakoś zawsze Spengler mi się zgadza, a różne modne nowoczesne (i przeważnie liberalne, bo komuszymi całkiem się nie zajmuję) zdają się zgadzać o wiele mniej.

A są tu także sprawy O WIELE poważniejsze od tego mojego drobnego przykładziku. Na przykład kwestia "terroryzmu", w połączeniu z różnymi "separatyzmami", "wojnami wyzwoleńczymi", a także, czemu nie, z "wojną cywilizacji".

Tutaj także, jak mi się widzi, praktycznie wszyscy utytułowani i lansowani mędrcy gonią w piętkę i macają po omacku, podczas gdy taki np. Pan Tygrys, z głębi swych spenglerycznych przekonań, potrafi nieraz zaimprowizować hipotezę (albo teorię, to w sumie to samo!), która ma ręce i nogi, i z którą przynajmniej warto by było poważnie zapodyskutować.

Tak samo zresztą z obecnym kryzysem gospodarczym, ratowaniem waluty ojro, kartami kredytowymi itd., itd.. (Swoją drogą, wiecie, że w takim Lyonie jest ponad 300 tys. kamer szpiegujących obywateli i oni są z tego ogromnie dumni?) Podczas gdy standardowe - "racjonalne i nieidealistyczne" - wytłumaczenia są przeważnie tak żałośnie płaskie, że aż śmiech pusty bierze. Dlaczego tak jest? Gość zmarł przecież 75 lat temu, a jego najważniejsza książka ma już niemal lat sto.

OK, może jeszcze o tym napiszę. Jeśli będzie zainteresowanie Szan. Publiczności. I jeśli mnie Nicki tego świata przedtem nie zniechęcą.

Swoją drogą: znakomity tekst Rolexa na Polis FYM'a. (Nie zaniedbujcie tego portalu, tam jest naprawdę dobry poziom!)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?