Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mniejszości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mniejszości. Pokaż wszystkie posty

czwartek, stycznia 21, 2016

No dobra - podwiążmyż zatem te zaległe ogony... (1)

Introductio

Bez problemu rozumiem ludzi, których wnerwia moje częste przypominanie, dlaczego na tym blogasie jest tyle figlasów, językowych akrobacji, dlaczego połowa tekstu przeważnie w nawiasach...

I z czego bierze się ta masa zaplątanych i porzuconych wątków - niczym luźno wiszące ogony, których nikt nie raczył litościwie podwiązać, czy choćby ozdobić kokardką. Zgoda - te moje tłumaczenia mogą być nudne, i w porywach mogę się nawet komuś kojarzyć z (niezwykle elokwentną) gwiazdą baletu.

Tym niemniej takie zjawiska tutaj występują, i to obficie, ja sobie z ich istnienia w pełni zdaję sprawę, w pewnym stopniu mnie to nawet lekko męczy, a powody tych zjawisk istnienia są, jakby nie było, istotne. (Teraz Amalryk zamyka oczy, a my wymieniamy... Nie, tym razem wam daruję.)

W każdym razie wymyśliłem sobie, że napiszę wpisa, w którym powiem, o co mi chodziło w paru moich poprzednich kawałkach - zanim, swoim zwyczajem, albo zacząłem się literacko zabawiać, albo też po prostu dany temat zostawiłem i sobie poszedłem. No więc dziś, choć z opóźnieniem, zawiązujemy ogony trzem moim wcześniejszym kawałkom, o których upośledzeniu pamiętam.

* * * * *

Wąsy i podkoszulki

To już było ze dwa lata temu, panował nam wtedy Bronisław Nieszczególny, pieszczotliwie zwany Bulem, a główna myśl tego tekstu - zanim zaczęliśmy naśladować japońską klasykę literacką sprzed tysiąclecia - była b. prosta.

Chciałem rzec, że moim skromnym jedną z głównych funkcji Bula jest kompromitowanie Polaków i Polski za granicą. B. prosta myśl i tyle tego tam miało być. (A było to jeszcze sporo przed "szogunem" i skakaniem po krzesłach!)

Miałem to uzupełnić stwierdzeniem, że w przypadku tamtych dwóch poprzednich Bolków (tego oryginalnego i tego z golenią), kompromitowaie też było robione, ale raczej jako miły bonus, niż sama istota sprawy. Inaczej z Bulem.

Oczywiście Bul, z punktu widzenia swoich mocodawców, miał też parę innych zalet - jak to przyprawianie patriotów i ludzi obdarzonych jakimś gustem o wrzody żołądka czy zawały - jednak kompromitowanie za granicą wydaje mi się jego najmocniejszą stroną. (Tamto drugie było jednak wcześniej GŁÓWNYM właśnie zadaniem Urbana.)

* * *

O patyczkach i płatkach śniadaniowych

Tu już tak prosto nie będzie. Faktem jest, że zanim uwiodła mnie wizja oszalałego wieprza udającego szczerozłote Pędolino, oraz zachwyconych tym widokiem korwiniątek, kurczowo ściskających w łapkach swe zwiędłe fujarki, podczas gdy gąsek nikt nie pilnuje, miałem do napisania sporo całkiem głębokich myśli - tylko teraz, gdybym je chciał tu wszystkie należycie przedstawić, miałbym nowy tekst, i to całkiem długi...

Jednak spróbujmy zasygnalizować te myśli, a może kiedyś jeszcze je sobie porozwijamy. Więc do napisania natchnęła mnie (ach!) jakaś taka gadka na zachodniej telewizji, że oto w USA przypada nieprawdopodobna ilość więźniów na głowę, i że ci więźniowie wywodzą się w dziwine ogromnym procencie z paru konkretnych mniejszości. Co akurat jest absolutną prawdą.

I tak przyszło mi zaraz do głowy, że przyczyna może być taka - m.in. taka, bo oczywiście nie ma tu jednej przyczyny - że masa ludzi po prostu nie wytrzymuje tej liberalnej "wolności wyboru" - tych siedmiuset rodzajów płatków śniadaniowych w jednym markecie...

I absolutnie żadnych jednoznacznych, łatwych do pojęcia, kryteriów, sugerujący który z nich wybrać... I że dla takich ludzie proste, zgrzebne życie w pierdlu może być, mimo wszystko, znośniejsze. Bardziej zgodne z tym, do czego nas Mama Natura przystosowała.  

No a jeszcze zanim trafią do piedla, ci ludzie też nieprzesadnie entuzjastycznie reagują na syreni śpiew liberalizmu i jego słodkie obietnice ziemskiego zbawienia za cenę zapier... pieprzania jak dziki osioł w otępiającej robocie, autokastracji i zaciskania pośladków 24/7.

Ta myśl musi być dla większości ludzi w liberaliźmie wychowanych i w nim na codzień żyjących szokująca, heretycka, obrazoburcza... Listę epitetów móżna by dowolnie wydłużać... A jednak sądzę, że naprawdę coś w tym jest i prosiłbym o poświęcenie temu, bez uprzedzeń, chwili głębokiego zastanowienia.

To, że Murzyni, Latynosi, imigranci, i te biedne resztki, które pozostały z pólnocno-amerykańskich Indian, wiodą prym wśród więźniów, dalej tę moją hipotezę potwierdza. Ardreyem jadąc (a w każdym razie naszą własną, tygrysiczną pracą na bazie i w duchu Ardreyizmu): my, czyli biała ludność pochodząca z Europy, szczególnie północnej, przez setki albo i tysiące lat przystosowaliśmy się do zapieprzania po korporacjach, wstawania na budzik i cieszenia się, że mamy taką cudowną wolność - w postaci milionów gatunków płatków śniadaniowych właśnie.

Podczas gdy różne inne osobiste wolności, takie, które żywo przemawiają do tych "bardziej pierwotnych" ludzi - dla nas nie tylko stanowią już jałową abstrakcję, ale także, w wyniku setek lat ewolucyjnego wychowania, religii itd., sama o nich myśl stanowi już dla nas anatemę.

Azjaci zresztą, których społeczeństwa w znacznej mierze wyewoluowały na ryżowych poletkach, mają to samo, albo nawet znacznie mocniejsze. I to widać - zarówno po korporacjach, jak i po pierdlach (gdzie ich. Azjatów znaczy, w USA mało).

My - białasy i ci "żółci" - pomyślimy o czymś takim kontrowersyjnym, jakimś nie-takim rodzaju wolności, to potem przez trzy noce nie możemy spać, moczymy się w nocy, jąkamy się na odprawach pracowniczych, czy w szkole przed tablicą... Itd. Więc szybko przestajemy.

Takie to były te moje myśli i (sorry Amalryk!) książkę bym chyba mógł napisać rozwijajac ten temat, ale na razie to tyle. Jednak mi galopujące wieprze, Pędolino i korwinięta nie dali skończyć. Acha, byłbym zapomniał - tytułowe "patyczki" to te, z których jest skonstruowany liberalny model człowieka.

Ten model, którym się oni od zawsze posługują i do którego nas pracowicie upodabniają. Taki człowiek z patyczków -  w odróżnieniu od ardreyiczno-tygrysicznego (o Spenglerze nie zapominając) człowieka, będącego jednak ŹWIERZĘCIEM... Może i obdarzonym nieśmiertelną duszą, na pewno nie jakąś nutrią czy stułbią będący, ale jednak, w ziemskim, materialnym wymiarze, jak najbadziej b. specyficznym gatunkiem ssaka...

Więc taki patyczkowy liberalny stworek po prostu UWIELBIA mieć "wolność wyboru", polegającą właśnie na tym, że dadzą mu przed nos miliony rodzajów płatków śniadaniowych, a on będzie z nich "w nieskrępowany sposób" wybierał. Żadna autentyczna biologiczna istota jednak takich sytuacji nie lubi, i to mówiąc b. oględnie.

Bardzo poważne marketingowe badania w tej sprawie - a są tu zaangażowane MILIARDY dolarów, więc, co by o tym poza tym sądzić, to nie są werdykty w rodzaju tych, czy homo jest po prostu zdrowe, czy też właśnie najzdrowsze ze wszystkich.

Nie, ludkowie rostomili! - to zawsze hiper-profesjonalna robota, choćby przeważnie cele i rezultaty wydawałyby się nam trywialne! No i te rezultaty mówią właśnie dokładnie co innego, niż leberały za pomocą swoich patyczków chcą nam wmówić.

Mianowicie to, że setki rodzajów dostępnych płatków budzą wprawdzie zainteresowanie, a nawet (jeśli to miliardy) sensację, ale mało kto wtedy cokolwiek kupuje! (Wiecie o tym, czciciele "wolnego rynku" out there?) No więc o to w sumie tam chodziło i teraz wreszcie mamy to odklepane.

(A tak całkiem na marginesie, to wymyśliłem sobie kiedyś opowiadanie o takim hiper-liberalnym świecie, gdzie gość przed odkręcniem kranu w swoim mieszkanku sprawdza aktualną cenę wody od każdego dostawcy, oraz dowiaduje się u którego z nich ostatnio wykryto w tej wodzie cjanek, a u którego pałeczki tyfusu.)

* * *

Mieliśmy jeszcze wrzucić na warsztat b. niedawny mój kawałek pod tytułem Król Lew a sprawa polska, ale tam też jest sporo do opowiadania, więc, zgodnie z ustaloną tu od wieków tradycją, zostawimy to sobie na jakiś inny raz.

Być może nawet do tego czasu przypomnimy sobie o jakichś innych luźnych i dopraszających się o dokończenie ogonach. Albo ktoś nam przypomni i podsunie, gdzie kokardki na ogonie jeszcze brakuje, a byłoby z nią fajnie. Tak?

c.d. być może jeszcze n. (któż może to wiedzieć?)

triarius

poniedziałek, marca 09, 2015

To byłby całkiem szatański plan, ale niestety...

Po kilku dniach przerwy od różnych tam blogów, wszedłem na szalom i przeczytałem Coryllusa...

* * *

Tu czuję się zmuszony rzec kilka słów na temat tego autora. Tak mało jak to będzie możliwe, ale parę słów muszę. Otóż faceta uważam, niezmiennie, za wybitny talent, czy nawet geniusza. (Spokojnie! Siebie też za geniusza uważam, choć od Coryllusa-Maciejewskiego różni mnie m.in. to, że on naprawdę jest tym pisarzem i publicystą, a ja czasem tylko dzielę się jakąś, napisaną lewą ręką, własną myślą. Poza tym, oczywiście, różnimy się diametralnie zainteresowaniami, typem intelektu, życiowymi doświadczeniami i ich brakiem, itd.)

Jest to samorodny talent wielkiej klasy, a z drugiej strony, w moich oczach, smutny przykład na, nieuniknione poniekąd, wypaczanie diamentowych talentów w kraju, gdzie jedynym w miarę sensownym uniwersytetem okazuje się prasa kobieca, a wszystkie eksponowane miejsca są dawno, i na wieki, zajęte przez tzw. "resortowe dzieci" i ich pociotków. Jednak Coryllus znakomicie (i chyba coraz zgrabniej) pisze, a poza tym, co dla mnie jest chyba jego największą wartością - miewa wprost fantastyczne INTUICJE.

* * *

No i właśnie! W tekście o którym mówię, mianowicie tym oto:

http://coryllus.salon24.pl/635803,o-propagandowym-znaczeniu-slowa-ludobojstwo

gość szkicuje coś (zakładając że to zrozumiałem, ale tak sądzę), co jednocześnie byłoby wprost niesamowitą intrygą wymierzoną w Polaków, i jak na taką intrygę, wydaje się całkiem prawdopodobne. Kto by to miał realizować? A choćby Putin, któremu i cynizmu, i szachowego myślenia, i możliwości nie brakuje.

Tu zawsze są i inne opcje możliwe, choć ja wprost Anglików za każdym dosłownie świństwem dokonanym w ostatnim tysiącleciu w dowolnym punkcie globu, z Sowietami na czele, nie dostrzegam. W odróżnieniu od Coryllusa. Co nie znaczy, że moja sympatia do Anglików miałaby być przeogromna.

Zresztą także w znacznej mierze pod wpływem Coryllusa spojrzałem na Anglię jako na o wiele poważniejszego gracza, niż dotychczas (mówimy o czasach wzgl. obecnych, nie o XIX w.), choć dla mnie i teraz więcej w tych wszystkich szemranych sprawach jest "Liberalizmu", niż "Anglii" jako takiej. Choć fakt, że teraz już Anglii też ani nie lekceważę, ani nie mam do niej wiele sympatii.

No dobra, naszym odwiecznym zwyczajem zrobiliśmy sobie długaśny wstęp - wyjaśniający wszystko ab ovo i z licznymi dygresjami - a teraz do ad remu...

* * *

Na czym by miała mianowicie, spyta ten i ów, polegać owa "szatańska intryga"? Tak to by wyglądało: nagle zaczyna się w Polsce, czy raczej w nieszczęsnej III RP, nakręcać kult "żołnierzy wyklętych"... Tak? To raz. Do tego rośnie w siłę ruch kibicowski - pełen patriotyzmu, bojowy, nasza jedyna (ach!) nadzieja na wypadek np. bratniej pomoc... Tak? To dwa.

Można tutaj dodać Korwina i jego trzódkę - niby nic to sobą realnie nie przedstawia, ale krzykliwe i da się poprowadzić w całkiem dowolnym kierunku, kiedy tylko przyjdzie odpowiedni prikaz. Tak? No to dwa i pół. Do tego, jak wszyscy wiedzą, mamy, i to nie od dzisiaj, te niezliczone "ruchy autonomii": śląskiej, kaszubskiej, białoruskiej...  Zgoda? O tej ostatniej właśnie traktuje zalinkowany tekst. Coś na pewno jeszcze pominąłem, ale i tego starczy.

"Komu starczy?", pytacie... Putinowi na przykład. (Czy innej tam Merkeli, zakładając, że to jest byt autentyczny, nie zaś smętna hipostaza.) A są jeszcze i inni. Jednak Putin tutaj pasuje nam najbardziej i na razie nam wystarczy. (Nawet bez stojących w cieniu i pociągających za sznurki Anglików.)

Jak by to ten Putin miał rozegrać? Niczego tu nie odkryłem - po prostu streszczam (??) myśl, którą wyczytałem u Coryllusa, w zalinkowanym tekście, a którą uważam za niezwykle ważną, niezwykle odkrywczą, a do tego szczerze przerażającą! Myśl jest taka: tacy różni, z tych miniejszości, wspierani przez niezliczone agentury i inną swołocz, o prostych idiotach nie zapominając, zaczynają coraz głośniej "dopominać się o swoje", przy okazji plując na naszych bohaterów, w tym na "żołnierzy wyklętych".

Możliwe? Jak najbardziej przecież, zresztą to się już dzieje. Nie od dzisiaj. Jak by wynikało z artykułu Coryllusa, to się nawet nasila, a w każdym razie nasila się, i to ostro, na froncie białoruskim. Co nie jest bez znaczenia, że akurat, w tej chwili, na tym. No bo ci nasi (albo i nie całkiem nasi) kibole, oburzeni pluciem na naszych "wyklętych" i innych bohaterów - dają w dupę tym mniejszościom.

A przy okazji oni, albo ktoś w ich imieniu, dewastuje jakieś cmentarze, zabytki, świątynie... Da się to zrobić? Ależ oczywiście - nie takie rzeczy dzieją się w III RP! To z kolei oburza tamtych - te mniejszości znaczy i te ruchy separatystyczne - reagują, spirala wrogości i robienia wbrew się nakręca... Putin, żeby już przy nim pozostać, reaguje! Broniąc na przykład "braci Białorusinów" przed "poską przemocą". W sumie tak samo, jak Rosja robiła od wieków, jak czyniła jeszcze chyba intensywniej pod szyldem ZSRR, i jak Putin czyni ostatnio, na naszych oczach.

Jeśli ktoś, na przykład Putin, potrzebowałby dobrego pretekstu do interwencji - no to ci "wyklęci", plus kibole, plus agentury i paliezni idioci (od Korwina, na primier), plus oczywiście odpowiednia mniejszość i jej ruch autonomii, mu tę sprawę załatwią. Powie ktoś: "a po co Putinowi miałby być pretekst? Przecież on i bez pretekstu potrafi!" Zgoda, coś w tym jest, ale preteksty, z wielu względów, się przydają. Jak to czynią, to temat na osobny wykład, ale naprawdę dobry pretekst to nie w kij dmuchał, proszę mi wierzyć!

A jeśli ktoś ma z uwierzeniem problemy i koniecznie potrzebuje przykładów, no to powiem: na przyklad gdyby chodziło o kolejny rozbiór, z udziałem także i (choć niekoniecznie wyłącznie) naszego zachodniego przyjaciela i sponsora w Unii. Oni na przykład pasjami lubią preteksty - i to takie nieco solidniejsze od tych, które cieszą społeczeństwo Kraju Rad. No więc choćby to!

Jeśli ktoś coś zrozumiał z tego pokrętnego i długiego tekstu, to zachęcam do przemyślenia zawartej tu tezy! Która to teza, powtarzam, absolutnie nie jest mojego autorstwa, bo wyczytałem ją w zalinkowanym tekście Coryllusa, jednak uznałem, że jest to tak ważne, iż warto by dotarło także do tych Tygrysistów (ach, jakże licznych!) i ludzi jakimś dziwnym trafem mój blog odwiedziwszych, a którzy z samego źródła Corrylizmu pijać dotąd nie zwykli, więc mogą pozostać nieświadomi.

Proszę to przemyśleć! Ew. polemiki czy protesty dziwnie mile widziane, serio! Ale, jeśli my tu (raz działamy równolegle, choć całkiem niezależnie i inaczej) mamy z Coryllusem rację, to sprawa wygląda WYJĄTKOWO PONURO, a ktoś nam szykuje paskudne, cuchnące siarczanymi babelkami bagno! Obyśmy się nie dali w to wciągnąć, amen!

triarius

niedziela, stycznia 20, 2008

Jestem mniejszością i łaskawie proszę się z tym liczyć!

Niniejszym zawiadamiam oficjalnie i uroczyście, że jestem przedstawicielem mniejszości. Mniejszości zaś to, jak wszystkim wiadomo, podstawa demokracji. A już szczególnie demokracj europejskiej. (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)

Wyjaśniam teraz o jaką mniejszość konkretnie chodzi: o taką chodzi, do której argumenty na rzecz “zjednoczonej Europy” docierają dokładnie tak samo skutecznie, jak do pedałów docierają argumenty na rzecz seksualnej atrakcyjności damskiej cipy.

Co z tego wynika? Naprawdę niemało z tego wynika. A w każdym razie wynikać POWINNO. Że wymienię tylko kilka z brzegu…

Jako przedstawicielowi mniejszości należy mi się szacunek i opieka państwowych oraz europejskich władz, swoboda wyrażania opinii, demonstrowania, dążenia do własnych, coraz to ambitniejszych celów… A kto będzie mi robił wbrew, powinien zostać przykładnie w majestacie prawa ukarany.

W tej chwili jako przedstawiciel mniejszości czuję się niedowartościowany, ksenofobiczna ludność o faszystowskich skłonnościach ma brzydką tendencję patrzyć na mnie krzywo, władze próbują mnie ignorować, nie daje mi się móżliwości głoszenia mych opinii i upodobań... To się musi zmienić!

Jestem w końcu mniejszością i należy mi się powszechna miłość wszystkich dookoła. Oraz opieka władz. Także finansowa.

A swoją drogą, może to wcale nie jest aż taka malutka mniejszość? Może jest nas dość, byśmy mogli sobie pozakładać własne kluby i uprawiać w nich własne orgie. Orgie antyunioeuropejskie oczywiście, nie mówię o dokładnym kopiowaniu zachowań bywalców przybytków w rodzaju “Le Madame”.

Warto sprawdzić... A więc, kto jest w tej samej mniejszości? Dotąd jeszcze ignorowanej, żeby nie powiedzieć prześladowanej, ale już jutro… Kto wie!

Naprawdę warto być mniejszością w dzisiejszej Europie więc pomyślcie! No a niskie numery legitymacji zawsze mają jakieś znaczenie, co by na ten temat nie mówili różni mózgowi teoretycy i propagandziści od umoralniania ciemnego luda.

A więc – kto jeszcze?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.