czwartek, kwietnia 30, 2009

Zagadka wiosenna

Spróbujmy mój Czytelniku wspólnie zgadnąć, jakie to nożyce się odezwą, kto się (łagodnie mówiąc) obrazi, jeśli powiem coś w takim oto stylu: "Plemię, o którym dzisiaj wolno mówić tylko same pochlebne rzeczy - dla pewności zaś najlepiej na klęczkach, bijąc głową o podłoże i merdając przymilnie ogonkiem."

No więc któż wtedy okaże się tymi nożycami? Któż się obrazi, któż zacznie grzmieć... grozić... bluzgać... któż (poza ew. Piotrem Bratkowskim z "Newsweeka", ma się rozumieć) zacznie się natychmiast obnosić ze zbolałą miną niesłusznie (za zżarcie ciasta ze świątecznego stołu) zbitego spaniela?

Sam nie mam pojęcia (jak Bozię kocham!), rzucę więc kilka sugestii - całkiem na wyczucie - a Czytelnik niech łaskawie którąś z nich wybiera. Będą to zatem najpewniej:

1. Szkoci?

2. Włosi?

3. Turcy? (tak, przedtem byli Eskimosi, ale z nimi się nie da żyć)

5. Polacy? ("wydało go polskie plemię")

6. Meksykanie?

7. Amerykanie z USA?

8. Czesi?

9. Węgrzy?

10. Ekwadorczycy?

11. Czukcze?

12. Indianie Kiowa?

13. Indianie Hopi?

14. Siouxowie? (to też Indianie, jakby coś)

15. Metysi?

16. Pół Chińczycy - pół Mongołowie?

17. Francuzi pochodzenia wietnamskiego?

18. Cyganie europejscy?

19. Polscy Tatarzy?

20. Kibice "Celticu" Glasgow mający ojca z Jamajki, matkę zaś spod Norrköpingu (Szwecja), i zarabiający pomiędzy 5 tys. a 20 tys. funtów rocznie (brutto)?

21. Albinosi rasy negroidalnej? (ta "rasa" nieco mnie niepokoi, podobno ONZ ustalił, że ras nie ma)

22. Ludzie Sukcesu, niezależnie od pochodzenia czy miejsca zamieszkania?

24. rudzi płci nieokreślonej i nie wymawiający "r"?

To by niemal wyczerpało wszystkie możliwości, prawda? Ponieważ wiązka elektronów już mi się kończy, a mgliście mi się kojarzy, że mogłem o kimś zapomnieć, więc na wszelki wypadek dodamy sobie jeszcze jedną kategorię. Zbiorczą. Oto ona:

25. INNI?


A teraz proszę ładnie głosować, nie gwałcąc ciszy wyborczej ani nic! (Przyda nam się przecież ten trening, bo to już tak niedługo. Ach!) Może coś uda nam się zbiorowo ustalić, co by na pewno było z pożytkiem dla postępu nauki i w ogóle wszystkich ludzi dobrej woli, miast i wsi, niezależnie od kontynentu i płci (czy ew. jej braku).

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

28 komentarzy:

  1. Żydy (eskimosi)
    Tirarius, wejdźcie na fronde czasem na forum. Kurwa wy to byliscie! A jak :) heheh.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Anonimowy

    Cholera, mój błąd! Zapomniałem, że Eskimost to Frondowy codename na... Już nie pamiętam co. Ale to nie jest prawidłowa odpowiedź - zgaduj dalej!

    Tych Eskimosów idę zmienić na Turków.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Triariusie, jak Ci się podobało wypowiedź naszego byłego i zapewne przyszłego Premiera, który otwartym tekstem nawołuje do przetopienia plemion Europy na jeden, wielki, metroseksualny Naród Europejski?
    Przynajmniej gościu nie owija w bawełnę, nie cukruje prawdy o swoich dążeniach gadkami-szmatkami o "Europie Ojczyzn", "Silnej Polsce w Silnej Europie".

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Iwona Jarecka

    Jasne, bo stoją tam pierwsi. Ge-nial-ne!

    ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, nie tylko, że pierwsi...ale i podejrzanie pierwsi, ciekawe czym się kierowaleś ich wpisując na początek.;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Tygrysie,

    czyżby "eskimosi" to był wielokrotny wynalazek?

    Bo sam kiedyś w jednym tekście użyłem tego, ale w innym kontekście - celem udowodnienia absurdu kłamstwa oświęcimskiego, a forum Fronty nie czytuję.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, to jeden z tych wielokrotnych wynalazków w rodzaju radia czy monoteizmu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tygrysie,

    ostatnio wywiązała się ciekawa na temat zakresu przymusowości edukacji i w ogóle władzy rodziców nad potomstwem. Polecam:

    http://niepoprawni.pl/blog/13/mea-culpa

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Anonimowy

    A co z Echnatonem? To on pono wynalazł monoteizm.

    A zresztą czy to się da tak całkiem oddzielić? Bogi czy demony... Nawet anioły czy dyabły. Skomplikowana sprawa!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Kirker

    Ta, dyskusja jak się patrzy!

    I nawet moja ulubiona Gucia tam szaleje - rzucając konceptami jak z rękawa i w ogóle zachowując poziom.

    Będą z niej ludzie. Szkoda tylko że niewiasta wciąż lubi Unię - popracujcie nad nią trochę chłopaki, dobra?

    Nie wiecie która to Gucia? ;-)

    Spytajcie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. Gucia to Dobra Kobieta?

    A co sądzisz o samej tezie. Bo ciekaw jestem podejścia spenglerysty do tych spraw.

    Jak ja to sobie dobrze przemyślałem, to dla mnie to jest oczywiste, żeby:
    1. Rodzice decydowali o dorosłości dziecka.
    2. Rodzice mogli wydać dziecko za mąż.
    Przecież jak to wyglądało w zasadzie do pierwszej wojny światowej?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Kirker

    Nie, Gucia to Aleksandra. (Łatwo zgadnąć, prawda? Trochę pomyśleć i już. ;-)

    Co do tego z dziećmi, to nie mam zdania, szczerze. Jak się dorwę do władzy to coś postanowię, na razie to nie mój problem, a idealnego rozwiązania nie dostrzegam.

    Nawet argument że kiedyś coś było nie zawsze mnie przekonuje, bo - spenglerycznie - uznaję, że jednak pewne rzeczy się zmieniają i nie da się ich cofnąć czy unieważnić. Ludzie po prostu teraz są inne, niż były 200 lat temu.

    Co do szkoły państwowej to całkiem się nie zgadzam, ponieważ dla mnie przesądzają zarówno spójność (solidarność, ktoś se to może nazywać "socjalizmem", niech mu będzie) narodu, jak i jego potencjał. I to nawet nie dla postępu, dobrobytu czy rozbuchanej konsumpcji, tylko ze względów obronności i podmiotowości wśród innych narodów i sił.

    Co do rodziców, to zasadniczo przyznałbym im masę władzy, tak samo jak i mężowi nad żoną - niech patrzy za kogo wychodzi, a nie potem skamle że tyran! - ale masę ludzi to jednak zboczeńcy, a teraz chyba jest z tym gorzej niż kiedykolwiek. No i na pewno nie obejmuje to szkoły, czy jej braku - przynajmniej tej podstawowej.

    Co do małżeństw bez woli najbardziej zainteresowanych to też chyba mamy już dawno za sobą i przyznam, że mnie to w sumie cieszy. Dla rodzicielskiej władzy i tak dostrzegam sporo miejsca, a już bez porównania więcej od tego co jest dzisiaj, nie mówiąc już o tym, do czego się tak usilnie dąży.

    W sumie chyba Ci odpowiedziałem, co?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. Tygrysie,

    ja tam w jednym komentarzu napisałem, że gdyby moja córka miała zacząć się puszczać, to nie zniósłbym wstydu związanego z tego, iż jest zwykłą ladacznicą. Wolałbym się na takie rozwiązanie zdecydować. Ja się trochę w życiu naoglądałem, widziałem niejedną zboczoną dziewuchę; dla takiej to jedynym lekarstwem byłby ożenek.

    A co do określania dorosłości. Ludzie dojrzewają z różną szybkością. Jeden osobnik będzie dojrzały, poważny i rozważny w wieku lat 17, a drugi będzie infantylny w wieku 21 lat. Wystarczy ludzi poobserwować, a można dojść do wniosków. Tak więc z punktu widzenia ius naturalis o dorosłości powinni decydować rodzice.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Kirker

    Na wstępie powiem, że naprawdę mnie przyjemnie zaskakuje, iż ktoś chce tu ze mną takie sprawy dyskutować. Gdyby nie to, miałbym jeszcze silniejszą niż mam pokusę, by ten blog zlikwidować, bo i tak z tego nic nie wynika.

    A teraz do rzeczy...

    To, co dla Ciebie jest "prawami naturalnymi", dla mnie jest pewną subtelną kombinacją wbudowanej w naszą naturę etyki i moralności akceptowanej przez KK. Nie żeby w tym było coś złego, ale to jednak nie jest całkiem to samo co "prawa naturalne", czy lewackie "prawa człowieka".

    Tę wbudowaną genetycznie etykę mają, oczywiście w dość pierwotnej formie, także zwierzęta. Jednak ona nie jest w wielu przypadkach wystarczająco precyzyjna - przynajmniej w bardziej skomplikowanych warunkach społecznych, jak np. dzisiaj. Nie potrafi np. przeważnie w jednoznaczny sposób uporządkować sytuacji, gdzie różne wartości etyczne są ze sobą w konflikcie.

    Prawo - nie mówię prawo naturalne - ale takie zwykłe prawo (które jednak niektórzy lubią pisać z dużej litery), to zasadniczo tylko wola silnego narzucona słabym. (Czyli dokładnie jak to Spengler widzi.)

    Prawo sprawiedliwe zaś widzę dokładnie tak, jak Dávila, który mówi coś w tym duchu, że "prawo albo jest skodyfikowanym powszechnym poczuciem sprawiedliwości, albo bezprawiem".

    No i właśnie... To poczucie sprawiedliwości jednak się zmienia na przestrzeni wieków - nie tylko (na szczęście) w wyniku celowych działań różnej totalitarnej lewizny, ale także po prostu w wyniku rozwoju (czy schyłku) społeczeństw. Rzeczy, które dla naszych przodków były moralne i cacy, dla nas już nie są i nigdy zapewne nie będą, niezależnie od ew. prawicowości rządów; a i odwrotnie.

    No i z tym faktem sprawiedliwe prawo, jeśli ma być sprawiedliwe, musi się liczyć. Inaczej mówiąc, musi się dostosowywać do powszechnego poczucia sprawiedliwości. Które jednak nie jest całkiem takie, jakie by się Tobie, z tego co piszesz, podobało najbardziej.

    Oczywiście - rodzice powinni mieć uprawnione poczucie, że rządzą swymi dziećmi (w ich najlepszym interesie), nie są zaś jakimiś wynajętymi agentami państwa, jak to się teraz coraz bardziej dzieje. Jednak historie o tym, jak to pater familias miał prawo zabić swoje dzieci, to czyste brednie - nawet w republikańskim Rzymie takie fakty były sporadyczne i zawsze wtedy rozpętywała się dzika awantura, a sprawca miał ogromne nieprzyjemności. O czym się oczywiście nigdy jakoś w takich duszoszczipatielnych prawicowych diatrybach nie mówi, prawda?

    Na pewno rodzice powinni decydować o wielu rzeczach, jednak nie dostrzegam najmniejszego powodu, by mieli decydować także w przypadkach, gdyby było wiadomo, że źle będzie to służyć interesom dziecka. A dochodzą do tego jeszcze, w jakimś przynajmniej stopniu, interesy państwa.

    Sprawa więc wydaje mi się w sumie o wiele bardziej skomplikowana, niż Ty to zdaje się widzieć. Ja tu nie widzę żadnych prostych rozwiązań.

    Oczywiście, przyznaję Ci rację, że to co się obecnie wyprawia w kwestii władzy rodzicielskiej to dno i co najmniej wstęp do totalitaryzmu. Nie przeginałbym jednak pały w drugą stronę. Nie dostrzegam bowiem np. powodu, by władza - dobra władza, o taką mi chodzi - miała zamykać oczy na jakąś ewidentną krzywdzę dziecka, tylko dlatego, że jego rodzice to degeneraci czy ludzie ubodzy.

    Może wierzysz zresztą, że takie problemy szybko znikną, kiedy już wprowadzi się w życie tę "prawicową" utopię? To byłby czysty darwinizm społeczny. Ja naprawdę w to nie wierzę.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  15. Tygrysie,

    a wyjaśnij mi, dlaczego to byłby czysty darwinizm społeczny?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Kirker

    No a czymże to jest, że spytam?

    Albo jest to skrajny zamordyzm o teokratycznym zabarwieniu - jeśli chcesz realizować jakieś abstrakcyjne (daruj, ale one jednak są abstrakcyjne, bo sam do tego mózgiem doszedłeś, tak?) ideały nie oglądając się na szczęście czy nieszczęście masy ludzi, spójność społeczeństwa itd., albo też uważasz, że skutkiem tego jakoś się wszystko udoskonali: marne geny wymrą nie robiąc po drodze masy zamieszania, dobrzy i mądrzy się rozmnożą na potęgę i zajmą wszystkie odpowiedzialne stanowiska, dobrobyt będzie taki, że wkrótce biednych już nie będzie, więc problemy klasowe i podobnego typu znikną...

    Jasne, to ostatnie to nie jest, ściśle biorąc, sprawa ewolucji, więc może nie ściśle biorąc darwinizm społeczny. (Pozostałe jednak z pewnością są.) Jednak wiara, że zaostrzając na potęgę problemy społeczne, tworząc klasową wrogość, tworząc klasę podludzi we własnym narodzie, gwałcąc powszechne w tym narodzie poczucie sprawiedliwości (w dodatku rezygnując z wpływania na nie, przez rezygnację z państwowej szkoły, nie mówiąc już o państwowych mediach!), szybko wprowadzi się to społeczeństwo na jakieś "nowe tory", w kierunku "świetlanej przyszłości" (daruj, ale to przecież to!)...

    Jeśli to nie jest utopizm, oparty na całkiem niepotwierdzonych prywatnych przekonaniach, to ja nie mam pojęcia co to jest.

    Natomiast ta, daruj, obsesyjna (u wszelkich liberałów zresztą) niechęć do ubogich, "nieudaczników" i "nierobów" - cóż to jest, jeśli nie darwinizm społeczny? Co z nimi zamierzasz zrobić, że spytam? Dać im zdechnąć, a ich (niczemu nie winnym) dzieciom też, prawda?

    Sorry, ale dla mnie nieroby są właśnie solą ziemi i kwiatem narodu, a wstręt mam raczej do groszorobów z pieprzem w tyłku.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  17. Tygrysie,

    my tu nie rozmawiamy o kwestiach technokratycznych jak rozmiar sektora publicznego i rozmiar sektora prywatnego. Mamy na ten temat wyrobione zdanie i już tomy o tym napisaliśmy na Niepoprawnych. Jak widać tomy jeszcze zapiszemy;)

    Ja postawiłem natomiast pytanie, o to *kiedy człowiek staje się dorosły*. Uznałem również, że ustalono arbitralnie granicę na poziomie 18 lat. I nic dziwnego, że obecnie panoszy się pojęcie *pełnoletni*.

    Ustalmy, że dorosłość wiąże się z pewnym stopniem rozwoju psychicznego człowieka. A jak jest ogólnie z rozwojem jednostki? To zależy od czynników genetycznych i środowiskowych, które podlegają ze sobą różnym interakcjom. U każdej jednostki mamy różną tychże kombinację. Czy zatem możemy stwierdzić, że ludzie nagle w wieku 18 lat robią się *dorośli*, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Można nawet podawać dowody z własnego życiowego doświadczenia, iż tak nie jest.

    Tak więc lepiej byłoby, żeby decyzję o dorosłości dziecka podejmowali rodzice.

    A poza tym kwestia ożenku. Wyobraźmy sobie, że córka jest nimfomanką i myśli tylko o jednym. Co w tej sytuacji zrobić? Osobiście nie zniósłbym wstydu, gdyby stała się zwykłą ulicznicą. Co więc bym zrobił? A wydałbym za mąż. I to nie kwestia tego, że byłbym potwornym tyranem. Wynika to z posiadania przeze mnie moralnego kręgosłupa. A posiadanie córuni, która ma kisiel w gaciach na widok każdego przystojniejszego faceta, to wstyd!

    A przepraszam bardzo, a co w takich wypowiedziach z darwinizmu społecznego, bo ja naprawdę nie wiem i proszę mi to powiedzieć. Rozwinąłeś póki co wątek ekonomicznego liberalizmu (całkowicie poboczny, choć w dyskusji pod postem na Niepoprawnych też się pojawił), a o tym nie było ani słowa.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. A pamiętacie może, jak to radio Erewań rozmawiało z jakimś Czukczem na Kamczatce?

    RE: A Washington zły?
    Cz: Zły!!

    RE: A Truman zły?
    Cz: Zły.

    RE: A Wujaszek Sam zły?
    Cz: Oj zły, bardzo zły.

    RE: A dlaczego?
    Cz: Bo Aleutów wykupił, a Czukczów nie.

    OdpowiedzUsuń
  19. @ Kirker

    Wiesz, może Ty faktycznie jesteś aż tak "antydarwiniczny", że u Ciebie nie jest to darwinizm.

    U takich ludzi jak K*win to jednak wyraźnie jest jakieś echo poglądów Herbeta Spencera, a więc właśnie tego, co jest znane jako darwinizm społeczny.

    W takim razie, daruj, u Ciebie to jest coś co by trzeba nazwać teokratycznym totalitaryzmem.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  20. Tygrysie,

    W takim razie, daruj, u Ciebie to jest coś co by trzeba nazwać teokratycznym totalitaryzmem.Ale co to za teokratyczny totalitaryzm? Proszę mi po pierwsze zdefiniować termin, bo sobie Tygrysie kukłę do bicia tworzysz, a takim sposobem można teoretycznie wszystko udowodnić. Nie wiem, co to za zwierz *teokratyczny totalitaryzm* i proszę o jasną definicję.

    Owszem, jestem teistą, ale antyewolucjonizm odrzucam. Jak chcesz, to mogę się z tego wytłumaczyć i możemy sobie o Bogu, poznawalności świata i takich problemach pogadać.

    Nie rozumiem, jak mogę być totalitarystą. Totalitaryzm to produkt socjalizmu - a ja ten odrzucam, więc ex definitione nie mogę być totalitarystą.

    Poza tym taki pogląd jak wyżej, o ustalaniu wieku dorosłości przez rodziców czy o możliwości decydowaniu o ewentualnym wydaniu potomka za mąż, to w życiu nie jest żaden totalitaryzm.

    Z dwojga złego, to już wolę być darwinistą społecznym niż totalitarystą:D

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. @ Kirker

    Żebyśmy się dobrze rozumieli. Ja nie traktuję tutaj słowa "totalitaryzm" jako obelgi. Nie mówię też, że z założenia pragniesz ludzi wsadzać do łagrów czy palić w piecach. "Totalitaryzm" to jednak moim zdaniem jest - dokładnie tak samo jak totalitarny jest w swych politycznych wizjach np. Platon (chodzący, może słusznie, za najwybitniejszego z filozofów i chyba jednak nie jakiś stalinowiec).

    Po prostu jak się ma kompletną odpowiedź, jak się chce pewną wizję realizować całkiem bez uwzględniania woli innych ludzi, okoliczności, ew. sojuszników itd., to to jest wizja totalitarna, w sensie wszechogarniająca i mająca w zamierzeniu panować niepodzielnie.

    Co do "socjalizmu" to się nie zgadzam, tym bardziej, że ostatnio bardzo pogłębiłem swe spenglerystyczne - nie w sensie, że jakiś kult S., ale w duchu "kopernikańskiej rewolucji" Spenglera, która moim zdaniem jedyna z dostępnych narzędzi intelektualnych daje nam możliwość zrozumienia obecnej historii - analizy, i coraz bardziej wydaje mi się, że kategorie "socjalizmu", "kapitalizmu", "wolności gospodarczej" i wiele innych są po prostu sprawą przeszłości i z każdym dniem tracą na realnym znaczeniu.

    Teraz jest tylko globalny, w sumie lewicowy (bo zamierzający i muszący zniszczyć niemal wszystko zastane, z samą naturą ludzką włącznie) globalizm z jednej, a silnie państwowy nacjonalizm z drugiej strony. I ten pierwszy wygrywa jak chce.

    Nasz kult indywidualnej wolności i zachodnich wartości - którego ja sam jestem, we własnej opinii przynajmniej, dość... jak to rzec... wybitnym - niech będzie - przedstawicielem, to jest taki nowoczesny STOICYZM. "Neostoicyzm" należałoby to chyba nazwać.

    Piękna sprawa, niewiele nam w sumie innego pozostaje, ale to jednak postawa ludzi już przegranych i czysta defenzywa. Tylko państwo może próbować walczyć z tym nowym globalnym totalitaryzmem (ten totalitaryzm to nie jest całkiem to, co ten Twój, choć ma i te cechy, obok masy znacznie obrzydliwszych), a i ono nie ma chyba większych szans. A już na pewno niemal nieistiejące polskie państwo. Niestety.

    Nie da się robić autentycznej polityki w sytuacji, kiedy ogromna większość ludzi ma swoją własną wolność i wartości które wpaja się ich potomstwu w dupie - przedkładając nad to bezpieczeństwo, wygodę, (złudną) wiarę w świetlaną przyszłość, obejmującą choćby dalszy wzrost konsumpcji i... pozoru wolności - kiedy autentyczna dorosła wolność jest z każdym dniem ograniczana.

    Rozpisałem się, ale chciałem wyjaśnić, dlaczego razi mnie mówienie o "socjaliźmie" czy "kapitaliźmie", pyskowanie na związki zawodowe i te sprawy - TO NIE MA JUŻ DZISIAJ NAJMNIEJSZEGO ZNACZENIA! Podążamy szybkim krokiem do państwa mrówek, lub alternatywnie armageddonu. I "socjalizm" ma z tym b. mało wspólnego.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  22. Tygrysie

    Żebyśmy się dobrze rozumieli. Ja nie traktuję tutaj słowa "totalitaryzm" jako obelgi. (...) "Totalitaryzm" to jednak moim zdaniem jest - dokładnie tak samo jak totalitarny jest w swych politycznych wizjach np. PlatonWidzę, że nie zgadzamy się co do aksjomatów, dlatego dyskusja będzie chodziła na różne tory. Wykorzystam jednak Twoją definicję do pewnego celu. Na tej podstawie można dojść, że każda doktryna polityczno-prawna jest totalitarna, ponieważ każda związana jest z pewną wizją rzeczywistości. Wobec tego można uznać, że nawet ideologia, która państwa w ogóle nie chce, jest totalitarna.

    Wobec tego, co napisałeś, totalitaryzmem jest każdy porządek prawny, nie ważne, czy zaklasyfikujemy go do lewicy, do prawicy, czy do czegokolwiek innego.

    Po prostu jak się ma kompletną odpowiedź, jak się chce pewną wizję realizować całkiem bez uwzględniania woli innych ludzi, okoliczności, ew. sojuszników itd., to to jest wizja totalitarna, w sensie wszechogarniająca i mająca w zamierzeniu panować niepodzielnie.Proszę popatrzeć na to, co napisałem wyżej. Każdy system niejako dysponuje pewnymi odpowiedziami, jak poszczególne aspekty życia społecznego i gospodarczego mają wyglądać. Ty próbujesz sugerować, że już samo stwierdzenie, że *dana rzecz tak ma wyglądać* jest totalitaryzmem. Jeżeliby doprowadzić to rozumowanie do końca, można by stwierdzić, iż każda dyskusja między poszczególnymi doktrynami/ideologiami to dyskusja nad własnością różnych totalitaryzmów. No i mamy reductio ad absurdum.

    Jak więc należy definiować totalitaryzm? To jest system zbiurokratyzowany opierający na świeckim fundamencie - na przykład walki klas, państwowym ateizmem sprzedawanym nam w postaci "państwa neutralnego światopoglądowo", zjednoczonej Europie, postępie, scjentyzmie (jak empatocentryczne podejście Petera Singera) itd. - mający medialny i edukacyjny monopol, dążący do zanegowania władzy rodzicielskiej. Wobec tego z totalitaryzmem jako takim wiąże się socjalizm oraz antykonserwatyzm światopoglądowy. Z tego powodu totalitaryzm zawsze będzie stał po stronie lewicy i tak to również się dzieje - nazizm, komunizm, teraz europeizm, to wszystko są systemy totalitarne.

    Piszesz mi o nieliczeniu się z ludźmi, a drugim razem zapytujesz się, a jak można rządzić tymi lemingami... Ja tam uważam autorytaryzm za naturalną wręcz formę władzy - demokracja to z reguły krótkotrwała abberacja. Państwem powinien rządzić monarcha albo dyktator.

    Inna sprawa, że państwo to nie powinien być taki spuchnięty moloch jak obecnie. Trzeba zatem je należycie odchudzić. Po prostu powiedzmy sobie tak - czy państwo jest od tego, żeby ludzi leczyć, ubezpieczać, edukować, regulować stosunki pracy et cetera? Dodam, że wtedy problem lemingów by się sam rozwiązał.

    Teraz jest tylko globalny, w sumie lewicowy (bo zamierzający i muszący zniszczyć niemal wszystko zastane, z samą naturą ludzką włącznie) globalizm z jednej, a silnie państwowy nacjonalizm z drugiej strony. I ten pierwszy wygrywa jak chce.Proszę mi zdefiniować pojęcia *globalizm* i *państwowy nacjonalizm*, bo nie wiem za bardzo jak podejść do problemu. Globalizacja była rozważana z różnych stron. Oczywiście kulturowej - z jakąś światową religią powstałą z wymieszania wszystkich innych, z jakimś uniwersalnym systemem moralnym dla różnych kręgów cywilizacyjnych - to ja się sprzeciwiam. Jeżeli ten *państwowy nacjonalizm* mam być związany właśnie z obroną swojej tradycji, religii, wartości charakterystycznych dla swojego kręgu cywilizacyjnego, to jestem w tym wypadku jak najbardziej państwowym nacjonalistą.

    A pod względem ekonomicznym to śmiem twierdzić, że świat w bella epoque, w okresie 1871-1914, był bardziej zglobalizowany niż obecnie. Co więcej, przecież zniesienie ceł, nam na dobre wyjdzie. Podam przykład. W epoce Meiji w Japonii na mocy cesarskiego dekretu nie można było nałożyć większego cła niż 5%, w wyniku tego w zasadzie taryf celnych na większą część towarów tam nie było. No i jakoś nacjonalizm japoński, tamtejsze reguły gry przetrwały bez większych problemów.

    Nie mniej czekam na definicje. Ciężko jest bowiem toczyć dyskusję, nie znając aksjomatów, wówczas można tylko próbować domyśleć się *co poeta miał na myśli* bądź boksować wygenerowaną przez siebie kukłę.

    (...)ten totalitaryzm to nie jest całkiem to, co ten Twój, choć ma i te cechy, obok masy znacznie obrzydliwszych(...)Nie rozumiem, co mam wspólnego z monterami np. eurokomunizmu. Przecież jestem wręcz ich całkowitym zaprzeczeniem. Co więcej, dla tych lewaków jestem ultymatywnym złem - jako "rasista", "antysemita", "ksenofob", "nacjonalista", "darwinista społeczny", a za postulat o tym, że to rodzice powinni decydować, kiedy ich dzieci są dorosłe oraz np. za wyprawieniem córki za mąż - to jeszcze uznany zostałbym za "pedofila". Nic mnie z nimi zatem nie łączy tak naprawdę.

    Czekam na rozwianie moich wątpliwości, które to wyżej zaznaczyłem.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Kirkerze, parafrazując Tpowiedziałeś, że "Wobec tego, co napisałeś, totalitaryzmem jest każdy porządek prawny, nie ważne, czy zaklasyfikujemy go do lewicy, do prawicy, czy do czegokolwiek innego. "

    Jest to dosyć bolesne, ale to chyba prawda.

    OdpowiedzUsuń
  24. nie każdy porządek prawny ma ambicję regulować absolutnie wszystko. klucz do określenia totalitaryzmu nie leży w potencjalnej sferze regulacji, czy w tym, jak szerokie postulaty względem zachowań obywateli się wysuwa, a w "twardym prawie" - więc miarą będzie sfera regulowana przepisami zabezpieczonymi sankcją i dotkliwość tychże sankcji.

    zresztą o ile się orientuję totalitaryzm sam przez się jest tylko formą, nie treścią stosunku władzy, więc trudno powiedzieć, żeby był zły czy dobry. na przykład (zważywszy, że nieredukowalnym celem każdej społeczności jest przetrwanie i zachowanie pewnego minimum tożsamości) totalitaryzm wprowadzany na czas wojny jest totalitaryzmem całkowicie pożądanym i wskazanym, ale też nie sam przez się, a przez wypełnienie określoną teleologią.

    OdpowiedzUsuń