piątek, grudnia 03, 2010

Gromkije apładismienty

Czytywałem swego czasu wszystkie, co mi wpadły w ręce, wspomnienia byłych komuchów, które potem przejrzały na oczy i zwiały na Zachód, ale najchętniej takich, którzy przedtem dostali od swoich w dupę. Czasem nawet może oni i nie zwiali, w każdym razie jakoś te swoje wspominki opublikowali, a one mi w ręce wpadły.

Można by tu sporo o moralnych i różnych innych złożonych aspektach tego mojego procederu. Bo to i niezbyt mnie jakoś te przeróżne bestialstwa spotykające owych ludzi przejmowały - choć normalnie wszelkiego rodzaju martyrologii nie znoszę i unikam jej jak zarazy... (I nadal niezbyt mnie one, prawdę mówiąc, przejmują.) Coś ze mną nie tak? W moralnym znaczy się sensie? Można by tu sporo snuć i analizować, ale może kiedyś - nie teraz. Bo teraz o czym innym.

Otóż jedna z moich ulubionych tego typu opowiastek traktuje o jednym gorliwym i lojalnym członku partii, który nagle, znienacka, zostaje aresztowany. No i trafia na dziesięć lat do łagru. Łagier szczęśliwie przeżywa i wraca do słodkiej socjalistycznej rzeczywistości kraju, gdzie się tak swabodno addycha, jak nigdzie indziej (na melodię meksykańskiej "Adelity").

No i pakując swe skromne łagiernicze manatki, żeby wrócić... A może już na miejscu, meldując się obowiązkowo na posterunku... Czy jakoś tam, nie pamiętam już dokładnie, to zresztą szczegół.

W każdym razie, podnosząc błękitne, naiwne jak u dziecka oczęta na adekwatnego enkawudzistę (czy jak się to towarzycho wtedy tam nazywało) dopytuje się ta nasza niewinna, nadal pełna wiary w socjalizm i geniusz Stalina (jakże by inaczej?) istotka: "Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego zostałem, towarzyszu, aresztowany? Dlaczego, towarzyszu, zostałem potraktowany jako wróg ludu, kiedy ja przecie...? Ach!"

Towarzysz zaś enkawudzista - czy to w przypływie łaskawości, czy może raczej dydaktycznie - odpowiada: "A pamiętacie obywatelu...?" (Bo to już przecie nie towarzysz.) "Pamiętacie może to zebranie, coście na nim byli poprzedniego dnia po południu?"

Obywatel sobie przypomina, ale nadal nic nie rozumie. Było faktycznie zebranie, jak niemal co dzień. Było przemówienie Wodza (odczytane, czy z głośnika, ja tu nie pamiętam, ale to mało istotne), a po nim, długa, długa owacja na stojąco. Aż oczy się naszemu bohaterowi rozświetliły, choć w oku kręci się łza, bo już te cudowne partyjne dni nigdy nie wrócą.

Z tych słodkich wspomnień przyprawionych szczyptą melancholii... Z tej dręczącej melancholii przyprawionej szczyptą rozkosznych wspomnień... Wyrywa naszego bohatera głos towarzysza enkawudzisty. "Na drugi raz, obywatelu, zastanowicie się dwa razy, zanim jako pierwszy przestaniecie klaskać po przemówieniu towarzysza Stalina!"

Tu by można też sporo analizować. Ale można i nie. Przynajmniej tym razem. Można by jedynie, na przykład, powiedzieć skąd mi się akurat teraz te rzeczy przypomniały, nasunęły... Czyżby mi się to z czymś skojarzyło?

Otóż, faktycznie, skojarzyło mi się. I kojarzy mi się za każdym razem, gdy na francuskiej rządowej telewizji dla innostrańców, co ją mam w kablówkowym zestawie, i którą sobie czasem dla rozrywki oglądam, słyszę, że: "Euro NIE jest w kryzysie", albo że: "Zrobimy wszystko, aby uratować Euro".

To ostatnie to, nawiasem mówiąc, Sarkozy. To pierwsze zaś facet o przezabawnym w tym kontekście (tyle że trzeba, by to było zabawne, znać mowę Racine'a, albo poszukać sobie w dobrym słowniku) nazwisku Trichet.

I tak mi się to jakoś kojarzy, żeśmy sobie wszyscy oto wysłuchali długiego przemówienia o świetlanej przyszłości, która już jutro... Ach, jakież było piękne! Jakie wzruszające! No a teraz, towarzysze, zgodnie z odwiecznymi prawami Przyrody, razdajuś gromkije apładismienty. I będą trwały, trwały, trwały... Aż ktoś wreszcie, z drżeniem pośladków, zlany zimnym potem...

Nie ma bowiem już wśród europejskich przywódców duszyczek tak naiwnych, jak ów były towarzysz z historyjki... Zlany więc zimnym potem, z drżeniem pośladków... Ale jednak. Wszystko bowiem musi się kiedyś skończyć, nawet gromkije apładismienty.

Więc kiedy komuś już całkiem dłonie omdleją, kiedy pęcherz zacznie go niemiłosiernie molestować, kiedy z głodu zacznie mu się robić ciemno przed oczyma... Kiedy to wszystko sprawi, że ewentualne lata łagru przy tym wydadzą się się urlopem w Soczi... Wtedy... No właśnie - CO WTEDY, towarzysze?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

15 komentarzy:

  1. Tę anegdotę przytacza, jeśli dobrze pamiętam, Sołżenicyn w "Archipelagu GUŁag". Przytacza też rozmowę z wierzącym komunistą pięknie ilustrującą jak ideowcy byli odporni na rzeczywistość i nawet zamknięcie ich w łagrze nie wystarczyło by pozbawić ich przekonania o słuszności systemu.

    Wtedy... No właśnie - CO WTEDY, towarzysze?

    Pewnie zafundują sobie nowe, francusko-niemieckie euro.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potem...Kalifat Płn. Algierii obejmujący Francję, Szwajcarię i Beneluks; Republika Zachodniej Turcji na ziemiach dzisiejszej Danii, Niemiec i Austrii; plebiscyty na zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie, dzięki którym Białystok, Łomża, Przemyśl i Lublin wracają do Matuszki etc.
    Łagry i lagry stały się całkowicie zbędne, gdyż izolacja niebłagodiożnych uzyskiwana jest dzięki zaprzęganiu nielicznych nieomamionych w różne wymyślne substytuty działań realnych - np. fora internetowe, pejsbuki, niepopki, etc... gdzie im się zdaje że są w grupie kontrrewolucjonistów,
    a w rzeczywistości siedzą odizolowani od świata przed klawiaturami gdzie cała ich para się ulatnia, sami zaś uzupełniają własne dossier różnym Solom i Cukrom...
    po co eksterminować?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy,

    z tym kalifatem to niestety zbyt piękne żeby było prawdziwe. Co do reszty - zgoda.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ tj

    Niech sobie zafundują! To dopiero by były jaja!

    Z jednej strony ci pozostawieni samym sobie... Gdyby tak nagle zaczęło im w gospodarce iść super, a tym Wybranym wcale (jak by zapewne i było), to co? ;-)

    Geesus, już się cieszę na taką słodką perspektywę! Gdybym był jakieś 40 lat młodszy, pewnie bym się ze dwa razy zastanowił - ale tak? Fajny armageddon na koniec moich dni i przed oblicze mego świętego imiennika - czy może być coś piękniejszego? ;-)

    Pzdrawm

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Anonimowy

    Właśnie! Choć, gdyby go sensownie użyć, ęternet to by była jednak spora siła. Nikt tego jednak tak nie robi i z pewnością nie zrobi.

    Nieco poezji?

    Idą na Niepopki, by czytać do kropki.
    Potem siedzą, chrupki jedzą,
    Para bucha... I wychodzi przez nos!
    (A kasza z ryżem się cieszą,
    Bo już wiedzą, co na dorocznym bankiecie zjedzą.)

    Czy to nie postmodernizm? Czyż to nie Szalony Mozart poezji? Dawać mi tu zaraz Nagrodę Nobla!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Wsie w Mieście

    Oczywiści się wygłupiałem, potrafiłbym napisać coś milion razy lepszego, a i tak za żadnego poetę się nie uważam.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. Uciąłem sobie byłem przedwczoraj dłuższą pogawędkę, z młodzieńcem, któren był przybył na urolop do starej ojczyzny. Jako że formacja do której przynależy (la Légion étrangère) w pewnym sensie odzwierciedla "skłonności militarne" różnych nacji, więc zawsze mnie ciekawią o nich opinie innych. W tym wypadku też z rozmowy nasuwają mi się pewne ogólne spostrzeżenia, a wnioski nie są zbyt budujące.

    Nie będę tu opisywał, skądinąd szalenie ciekawych spostrzeżeń bezpośredniego uczestnika tzw. wojny w Afganistanie - i to strzelca (radio-tireur) obsługującego 12,7mm Browninga z VAB-a, a nie bohaterskiego operatora dajmy na to magazynu z gaciami, ale nie o tym...

    Jako że poszczególne regimenty Legii wchodza organizacynie w skład odpowiednich jednostek taktycznych sił zbrojnych Francji, to w jego wypadku, 2REP(2e Régiment Étranger de Parachutistes) przynależy do francuskiej 11 Brygady Powietrznodesantowej, więc czasmi z Francuzami wykonują skoki i mają z nimi, od czasu do czasu jaki taki kontakt.

    Więc jeżeli tak wyglada (jak mój rozmówca raczył był opisać) elita elit, ów (béret rouge) Armii Francuskiej - to mozna śmiało postawic hipotezę że taka Francja jest de facto bezbronna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Amalryk,

    Francuzi ostatnio zdaje się jakieś umowy o współpracy militarnej z Angolami podpisali, a i Tysiącletnia Rzesza reformuje swoje siły zbrojne, chociaż chyba jakoś niemrawo - bo dotychczas, z tego co mówił znajomy folks... ten tego, "ślązak", w ramach wspominek swojej służby zasadniczej, to królował w Bundeswehrze wiecznie zepsuty sprzęt z amerykańskiego demobilu z lat 60. Ogólne wrażenie bajzlu.

    Ale się nie dziwię, że wojsko nie stanowi priorytetu na zgniłym zapadzie. Amerykanów, jeśli pogonią, to politycznie, a Sowiety to przecież ich przyjaciele.

    OdpowiedzUsuń
  9. tj,

    Wiesz, klamoty zawsze można wymienić. Jeżeli państwo nie prowadzi polityki o aspiracjach mocarstwowych to może dorzynać rupiecie z amerykańskiego demobilu. Ale takie rzeczy jak szkolenie, "duch bojowy", prestiż społeczny etc, to jest podstawa wartości bojowej wojska.

    A nie jest na pewno wojskiem zbiorowisko typków o mentalności primabalerin, odbywających szkolenia przypominające poziomem trudności kiepski obóz harcerski dla panienek z dobrych domów.

    Rzeczywiście wygląda na to, że europejskie NATO sowieciarnia to ma na raz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłem przypadkiem na Sciadze (to taka pamięć zewnętrzna, a zarazem wirtualny wujek-dobra-rada dla MWzWM) fajny gotowiec o tym, jak młody, wykształcony etc. ocenia Platońskie odjazdy z "Państwa". Obrazowaniec pisze: "w wizji tego greckiego filozofa podobają mi się jedynie 2 koncepcje. Po pierwsze przekonanie o konieczności kształcenia kobiet, co nie było spotykane w starożytności.(...)Druga koncepcja, która mi się podoba w wizji Platona to wprowadzenie przedszkoli i całodziennych szkół. Moim zdaniem w tych dwóch aspektach Platon myślał bardzo współcześnie." Nie brak też oczywizda utyskiwań na platońską pogardę dla demokracji i motłochu.
    Linka tu:
    http://www.sciaga.pl/tekst/84259-85-platon

    OdpowiedzUsuń
  11. "W hotelu, w którym podczas wizyty w Polsce zatrzyma się prezydent Rosji, spotkają się po południu Donald Tusk i Dmitrij Miedwiediew. Szef polskiego rządu będzie się musiał spieszyć, bo od rana jest w Niemczech, gdzie rozmawia z kanclerz Angelą Merkel.
    Tusk i Miedwiediew mają się spotkać o godz. 17.30 w hotelu "Hyatt", nieopodal rosyjskiej ambasady. To szef polskiego rządu został zaproszony przez prezydenta Rosji, choć to właśnie on przebywa z oficjalną wizytą."

    http://www.tvn24.pl/0,1685101,0,1,tusk-odwiedzi-miedwiediewa-w-hotelu,wiadomosc.html

    Cwelą go niewyobrażalnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. tj,

    Łojtam, łojtam, zaraz tam cwelą!
    Aha! Się mnie nasunęło zapytanie- czy można przecwelować cwela?

    OdpowiedzUsuń
  13. Amalryku

    Oj można, można. Moźna zawsze mu wybić przednie zęby coby chłopakowi łatwiej druta ciągnąć było.

    To właśnie, w sensie politycznym, robią Tusiowi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mustrum,

    Na takie dictum, muszę skapitulować!

    Tuś z wyrąbanym przednim uzębieniem, coby nie pokąsał kurduplowatego Niedźwiedziewa w przyrodzenie, podczas wykonywania rytualnego, wiernopoddańczego stosunku oralnego.

    Poezja!

    OdpowiedzUsuń