niedziela, kwietnia 26, 2015

Ludzie, muchy, chrząszcze i tolerancja

Nie chciałbym się puszyć, ale w mojej jaźni skarby nieprzebrane, a na tym blogu, co każdy widzi gołym okiem, posucha. Posucha, albo takie ejakulacje, jak ta ostatnia. Skrzące się niepohamowaną radością, ale intelektualnie, powiedzmy to sobie bez ogródek, nie całkiem z nóg zwalające.

Postanowilem wam to zrekompensować i zamierzałem napisać coś o globalnej biężączkowatości... Coś stylu "Wodnych igraszek", któreśmy sobie napisali jakieś pół roku temu, jakże à propos, ale o wiele pogłębionych, bo i sytuacja nabrzmiewa niesamowicie... Jednak ta moja historiozoficzna przenikliwość zaczyna mniej już nieco niepokoić - nie to, żeby sama w sobie, ale, mówiąc oględnie... 

Jak by to wyrazić...Nie żyjemy w raju i jedyny, jak się zdaje, człowiek coś z tego rozumiejący i potrafiący przewidywać na sporo ruchów do przodu... Sapienti sat, a kto nie sapiens, niech po prostu nie czyta. Więc zamiast tego coś lżejszego, ale jednak ach, jakże intelektualnie nabrzmiałego!

* * *

Otóż kupiłem ci ja parę dni temu kilka książek w antykwarni, gdzie (niemal) wszystko po pięć złotych, a jedną z nich jest przedwojenna książka "Świat zmysłów", autorstwa prof. W. Buddenbrocka, w oryginale niemiecka, wydana przez Trzaska, Evert, Michalski. A więc zwykła, jak by należało sądzić, popularno-naukowa książka, wydana w celach jak najbardziej komercyjnych dla laików z maturą. 

Ale, Jezu (że tak zgwałcę trzecie, sorry!) - jaki te książki potrafiły mieć niesamowity poziom! Absolutnie nie żartuję. Biologia nie jest obecnie jakąś moją szczególnie wielką pasją, ale ta książka naprawdę jest tak mądra, tak pełna informacji, a do tego taka "filozoficzna", że aż strach! No i na przykład dzisiaj wyczytałem w niej takie coś, na temat zmysłu wzroku różnych stworzeń, reagującego w znacznie większym stopniu niż nasz na ruch. Cytuję:
Widzenie ruchów ma u wielu zwierząt znaczenie w okresie parzenia się. Dla zmysłów samca muchy domowej samiczka jest małym, czarnym, lecącym przedmiotem. Na tej zasadzie mozna zbudować bardzo zabawną pułapkę na muchy. Potrzeba do tego tyko długiej nici, na której końcu przymocowana jest lepka kulka wielkości muchy. Gdy niezbyt szybko pociągnąć nić przez pokój odrazu złapie się na ten lep żądny przygód samiec. Samicy jednak nie złapiemy nigdy. Jak widzimy z tego przykładu, widzenie ruchów ma także swoje strony ujemne. Ponieważ samiec i samica muchy domowej są jednakowej wielkości, prawdopodobieństwo, że samiec zdobędzie sobie samiczkę wynosi 50%, w połowie zaś przypadków natrafi na rywala i spotka się z szorstką odprawą.
No i dobra, co z tego wynika? Dla starego tygrysicznego wygi chyba sporo i nie muszę nawet tłumaczyć. Jednak wytłumaczę, bo nie wiem jak tam w tej chwili z tygrysicznymi wygami. Krótko: Ustaliśmy już sobie, że chcą nas przerobić na owady. Ardrey pociesza się, że to niemożliwe, ale Ardrey od 35 lat nie ogląda tego, co nasi umiłowani z nami wyprawiają, a po drugie - może się to przerabianie nie uda, a nawet na pewno, ale zapłacić za to zapłacimy i tak!

O muchach sobie zaś dotąd rozmawialiśmy chyba głównie w kontekście krytyki artystycznej, ale, jak widać, mucha potrafi więcej. Czytając pointę tego tu cytatu wnikliwy czytelnik z pewnością wykrzyknął coś w rodzaju: "A dlaczego zaraz rywala? Dlaczego koniecznie 'szorstka odprawa'?" No bo fakt - gdyby ta mucha była np. Biedroniem, to by... I ta druga też, to by nie było "rywali" i "szorstkich odpraw", tylko by się szybko porozumieli i byłoby fajnie. Zgoda? 

No to właśnie tak ma być. Widać nasi umiłowani i ich przydupasy, chodzące pod ksywą "moralnych autorytetów", mają dobrze rozwiniętą muszą stronę swej natury, i oni to lepiej czują od byle nas. Dlatego też lepiej - i o ile! - wiedzą, w jakim kierunku należy nas pędzić, żeby był Postęp, Tolerancja i żeby było fajnie. No bo co komu z tego przyjdzie, że się będą muchy biły? Albo ludzie zresztą?

No to jeszcze druga rzecz z tej książki, którą znalazłem zaraz kawałek potem. Autor omawia interesującą kwestię, dlaczego i takie owady jak chrząszcz, które nie muszą przecie trafiać do żadnego mrowiska, a łażą sobie to tu, to tam, mają tak rozwiniętą zdolność chodzenia po prostej? W sensie zachowywania kierunku. No bo że mrówki czy inne pszczoły, to dość oczywiste, ale co z tymi bardziej chaotycznymi? Z tymi żyjącymi z dnia na dzień?

Odpowiedź okazuje się prosta, ale zawiera się w niej zarówno Spengler, z jego podziwem dla Goethego jako subtelnego znawcy przyrody; Ardreyizm stosowany wraz z całą resztą Tygrysizmu; jakże aktualna kwestia emigracji za chlebem; patologiczny przerost kory mózgowej; mocno już dziś spruchniałe Oświecenie; no i oczywiście robaczywość jako taka, czyli (jeśli coś się szybko nie zmieni), to, co nam szykują nasi umiłowani, a alternatywa też nie jest przesadnie atraktycyjna. Autor omawianej tu książki mówi mianowicie tak:
Goethe swojem spojrzeniem proroczem wykrył już rozwiązanie, jakkolwiek nie znał wcale kompasów świetlnych. W Fauście Mephisto mówi:
Ja ci powiadam, że kto myśli dużo,  
Jest jak bydlę, które po lichem pastwisku, 
Zły duch wciąż wodzi, a w kroków parę 
Na wszystkie strony bujna trawa rośnie.
Jeśli przetłumaczyć by poetyckie strofy na prozę życia chrząszcza, oznaczają one: "Gdy w miejscu, w którem jesteś, nie ma nic do jedzenia, na pewno zginiesz z głodu, jeśli będziesz zakreślał koła. Chcąc znaleźć świeży pokarm, musisz biec prosto przed siebie." Aforyzm ten natura wpoiła wszystkim drobnym zwierzętom, które podążają za nim z całą nieomylnością instynktu.
Koniec cytatu. I to by było na tyle. Fajne?

triarius

P.S. Wychodzimy pojedynczo i uważajcie na ogony!

1 komentarz: