sobota, października 17, 2015

O co walczymy

Nie wiem jak z wami - mnie chodzi dokładnie O TO:



A tutaj całość...


Całe jest to fantastyczne, ale na początek zachęcam do wskoczenia w to dokładnie po godzinie (60:00), wysłuchanie do końca (znowu zaraz będzie Riturnella, ale nam to oczywiście nie przeszkadza), potem znowu od 60:00, potem znowu, potem znowu, a na koniec przchodzimy w tryb rozpoczynania od samego początku. Choć oczywiście od razu całość też jak najbardziej wskazana, jeśli ktoś woli.

Mógłym na temat tego koncertu rapsodyzować godzinami, ale słów było tu już i tak sporo, nie wiem do ilu trafiły, więc na odmianę niech przemówią czyny.

triarius

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Thanx, you saved my day!

      (Niestety nie wiem jak to będzie po włosku.)

      Pzdrwm

      Usuń
  2. No pięknie,pięknie! Z resztą jeżeli ktoś potrzebuje jeszcze jakiegoś dowodu na skalę już nie zmierzchu a degeneracji Zachodu, to wystarczy porównać obecne i dawne środki ludowej ekspresji muzycznej... (A tak na boku; prywatne pytanie do poligloty - o co tam kaman z tą kalabryjską jaskółką (bo o niej chyba traktuje ta pieśń ?))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka "Tonkaja riawina, któremu serce dać" w wersji Calabrese. ;-)

      Nie, żartuję. Rzekomy "poliglota" nigdy się nie nauczył włoskiego, choć pracował z włochami (komuchy zresztą byli okrutne) w Libii. I coraz bardziej żałuje, w miarę jak go coraz bardziej go te jaskółki i Monteverdy dręczą. Chyba będzie trza temu poświęcić nieco czasu i energii.

      Mówiąc szczerze - i ze wstydem - dopiero Ty teraz mi uświadomiłeś, że to o jaskółkę chodzi. Logiczne jak cholera, ale jakoś nie wpadłem. Kroczek do przodu.

      B. ładnie to wyraziłeś z tą ludową ekspresją, jak się domyślasz, wibruję w podobnych częstotliwościach. (A co do riawiny, to pewnie jednak miałem rację, bo o czym innym śpiewają od prawieków dziewczny w związku z florą i/lub fauną? ;-)

      A swoją drogą, to czy zwróciłeś uwagę na gest, czy może raczej postawę, tych pań zanim zchodzą do parteru? Coś Ci to przypomina? (Dla ułatwienia dodam, że jest to i na tym blogu, choć w postaci akurat żartu obrazkowego.)

      Ja kręcę się w tych klimatach jak korek w przerębli od lat i kurewsko mnie ta sprawa fascynuje - czy to świadomie nawiązanie (co byłoby ładne), czysta choreografia (wątpię, nie tutaj!), czy też tradycja żyjąca tam od tysięcy lat...

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Czekaj, wróć to tempo! Tutaj są napisy, i to nawet po francusku... Ja to dotychczas miałem w TV (Mezzo) i na YT, gdzie napisów nie było. (Na Mezzo za to były tytyły i autorzy utworów.)

      Ja Ci to za dłuższą chwilę przetlumaczę, nie ma problemu. Sam zresztą jestem ciekaw (także na ile trafiłem z tą riawiną i oszacowaniem tematyki dziewczęcych śpiewów ponad granicami).

      Pzdrwm (and will be back)

      Usuń
  3. I'm back with fresh info.

    Więc mamy tak: jeden jest dzielny tokarz, a drugi ślusarz zuch. I któremuś, z jakichś względów, należy oddać serce.

    Wygłupiam się, choć nie wypada. (Swoją drogą KARELSKA, CZYLI FIŃSKA, piosenka o jarzębinie też nie była taka zła, choć megafony na głównej alei prowadzącej do klasztoru na Jasnej Górze i adekwatny tekst nieco ją psuły. Stąd ją bowiem pamiętam.)

    Dziewczyna tutaj prosi jaskółkę, żeby się dowiedziała, czy jej "skarb", któren jest daleko za morzem, o niej myśli. Potem jest, że ten "skarb" zasypia, po czym się budzi z oczyma pełnymi łez, i ona chce mu, przez tą jaskółkę, przesłać swoją chusteczkę, którą wypierze (no, mam @#$% nadzieję!), i żeby jaskółka (i wiatr też w tym bierze udział) jej nie zgubiła po drodze, "bo jak zgubisz pieczęć mego serca, jaskółko, jak zgubisz pieczęć mego serca..." I tu się liryczno-dramatycznie przekaz zawiesza.

    Prościutkie, ale wygląda na autentycznie ludowe i całkiem poetyczne, jeśli mogę się na ten temat wypowiadać. N'est-ce pas?

    Pzdrwm

    P.S. Te komęta tutaj to sprawa całkiem kryminalna, choć może się komuś przyda wiadomość, że ten trzeci, który z dwóch innych przeglądałek nie wchodził, wszedl bez trudu z guglowego Chroma.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki! Rzeczywiście prościutkie ale urocze! Dziś, w tym skurwiałym świecie, nikt już nie tworzy takich perełek (co najwyżej takie arcydzieła jak to które śpiewał onegdaj ten nieszczęsny holenderski chłopiec o swoich dwóch tatusiach; w sumie nie wiem czemu nie o trzech, albo pięciu; a jaskółka? jaskółka nie jaskółka ale ptaszki tatusiów pewnie z czasem też się w takiej pieśni pojawią...)

    Wracając do tych śpiewających pań, owszem wykonują jakąś wachlującą postawę oranta symetrycznie stojąc plecami do siebie, ale nie kojarzę - coś więcej na temat?

    OdpowiedzUsuń
  5. (Nie da się z tymi komętami, to jest koszmar!)

    Zgoda - neolityczne religie, albo może jedna religia... Anatolia, Cyklady, Kreta... Wielka Boginii... A tak swoją drogą, to, choć oczywiście nie mogę tego wiedzieć, intuicja podpowiada mi, że to nie była postawa błagalna, tylko raczej kiedy kapłanka personifikowała Wielką Boginię, czyli ta się w nią wcielała...

    Co, przyznasz, byłoby ciekawsze. Ta postawa jest tak cholernie dumna, że na ora et labora jakoś mi nie pasuje. No a do tego hiper-samicza (choć już niestety żaden Nicek nie będzie nas krytykował za wprowadzanie tego typu mało popperycznych pojęć). Kręcą mnie te sprawy jak cholera.

    (O tatusiach nic nie powiem, bo, co sam często zalecasz, staram się takie obrzydlistwa ignorować. I kręce się, jak sam widzisz, ostatnio w wysokich sferach Sztuki, ach! Choć oczywiście zgoda.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zdecydowanie nie jest to postawa błagalna (najbardziej znany monument Chrystusa w Rio nie ma w sobie zaiste nic błagalnego). W przeciwieństwie do postawy wasala składającego homagium na kolanach i ze złożonymi dłońmi "ukrytymi" w dłoniach suwerena.
      Tak, rzeczywiście ta postawa ma w sobie coś boskiego...

      Usuń
  6. @ Amalryk

    No właśnie. Bo to jest kwestia poniekąd nuansów. Dla profana podobny może być gest uniesienia rączek, ale przodem, i podniesienia buzi do nieba. Wtedy mamy modlitwę o deszcz, albo ogólnie modły do jakiegoś Jehowy w niebiesiech.

    Tutaj jednak jest coś całkiem innego. Nie ma sposobu, żeby kobietę jednocześnie tak powiększyć i ukobiecić! Potęga i żeńska elegancja w jednym, i do potęgi!

    Nie chcialbym przesadnie tu rapsodyzować z głębi moich erotyczno-religijnych obsesji (taki Koryła by mnie skrytykował, a faktycznie nie jestem już młody, choć to u mnie akurat nie ma najmniejszego związku), ale, o ile brzydzę się obecnie nam stręczoną propagandą, że należy (o ile człek nie został zbyt szybko przestawiony na butelkę i nie ukrywa homo-skłonności) kochać "silne kobiety"...

    "Silna kobieta", przynajmniej w leberalnym sensie, to sprzeczność wewnętrzna w sobie, a nawet chyba potrójna, bo "siła" z liberalizmem i "kobietą" nie chodzą... Ale tutaj mamy babę, która najpierw ci dopieści do zagotowania mózgu - zarówno wenerycznie, jak i gastronomicznie, plus wszystko inne - z pomocą sobie podległych nimf (a co jej szkodzi?!), żeby cię potem, po określonej ilości księżycowych miesięcy (i, mind you, mówię o astronomii, a nie o ginekologii!), uczynić nieśmiertelnym we Wschodniej Krainie...

    W sposób z reguły mało, ściśle biorąc, przyjemny, choć nabrzmiały... Wszystkie te Jehowy to przy tym prymityw i wulgarność. (Już nie mówiąc oczywiście o leberaliźmie.) Jakaś żmija rogata, jakiś topór, jakiś zepsuty rydwan, ew. odarcie ze skóry. Piękna sprawa! ;-)

    Tak to widzę. I pzdrwm

    OdpowiedzUsuń