Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barack Obama. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barack Obama. Pokaż wszystkie posty

czwartek, sierpnia 07, 2014

Niektórzy to są genialni...

Ze trzy tygodnie temu, zaraz po zestrzeleniu przez "ukraińskich separatystów" malezyjskiego samolotu, wklepałem tu tekścik pod tytułem "Putin i pantoflarze", w którym opisałem taktykę, którą Putin z pewnością zastosuje w odpowiedzi na te mikre zachodnie sankcje, które Rosję spotykają.

Linek tutaj: http://bez-owijania.blogspot.com/2014/07/putin-i-pantoflarze.html

W skrócie, żeby ten mój dzisiejszy wpis był zamkniętą całością, powiem, że chodziło mi o taką taktykę (czy może aż "strategię"), jaką stosują od prawieków żony wychowujące sobie potulnych mężów pantoflarzy. Czyli kijeczek i ew. drobna marcheweczka - ale niesamowicie konsekwentnie i w reakcji na każde dosłownie zachowanie drugiej strony...

W taki sposób, żeby ta druga strona szybko nauczyła się, że każde jej "nie takie" zachowanie zostanie surowo ukarane i nieodwołalnie ukarane, natomiast każdy przejaw słabości, czyli w tym konkretnym przypadku brak reakcji na "nasze" nieprzyjazne zachowanie - zostanie nagrodzone, ale tylko odrobinę i niemal na pewno jedynie drobnym złagodzeniem dotychczasowych sankcji.

* * *

Zdziwi się ktoś, że okazanie słabości miałoby być przez Putinów tego świata nagradzane, tak? Zgoda, czujność godna pochwały, ale tutaj mówimy wyłącznie o tym konkretnym ETAPIE. "Mądrość etapu" to się nazywa w leninowskim języku, który będzie aktualny już ZAWSZE, jak długo będzie istniała ludzkość. Potem Putin, i inni, sobie to z nawiązką odbiją, a słabość, zgodnie z odwiecznymi prawami przyrody, zostanie boleśnie ukarana. Jak zawsze!

* * *

No i oczywiście miałem, jak to mam w zwyczaju, rację. Obecne rosyjskie kontr-sankcje, w postaci zakazu importu żywności z "winnych" krajów, są dokładnie tym, o czym mówiłem. Są bardzo precyzyjnie wymierzone w konkretny sektor zachodniego społeczeństwa - jeszcze konkretniej gospodarki, a to zawsze w konsumpcyjnych społeczeństwach jest wyjątkowo bolesne - uderzą nierówno w poszczególne kraje tej "koalicji", przez co stworza rozłamy...

Mistrzowska robota po prostu! Oczywiście, cośmy już sobie przecież dawno powiedzieli, Putin z tą zgrają debilnych degeneratów - zdRadków, Obamów, Merkeli, Ashtonów i czego tam jeszcze - przegrać po prostu nie ma jak. To nie jest problem Rosji - która, wierzę, jest obecnie dość słaba, choć oczywiście te wszystkie guziki i głowice swoje znaczą - tylko zdechnięcia i spedalenia Zachodu.

Z TAKĄ elitą, z takimi przywódcami, Zachód nie wygra dosłownie z nikim. Po prostu niektórzy pomniejsi dyktatorzy nie mają jeszcze odpowiedniego przełożenia, dość dużej skali, by dać Zachodowi w dupę, ale i to się szybko zmienia - vide sukcesy "muzułmańskiego państwa" na północy i zachodzie Iraku! Państwa, o którym dwa miesiące temu nikomu się nawet nie śnilo.

No a co do mojej madrości, to - oczywiście, mam w genach sporo z Kassandry, co zresztą wcale nie zawsze jest przyjemne, ale tutaj chciałbym jednak podnieść zalety Spengleryzmu Stosowanego, takiegoż Ardreyizmu, oraz ewidentne przewagi boksów i grapplingów nad szachami i brydżami, nie mówiąc już nad tym, czym się naprawdę zajmuje większość tych dzisiejszych rodzimych i zachodnich intelektualnych i politycznych "elit".

* * *

Nie ma jednak tego złego, bo przez to bydło niemal już nie przeklinam, po przeczytaniu jakim językiem oni mówią przy swoich ośmiorniczkach z Biedronki! A kląłem od dokladnie pół wieku i nijak nie mogłem znaleźć skutecznego sposobu, by przestać. Powinienem może kiedyś napisąć tekst pod tytułem "Od Tomka na wojennej ścieżce do ośmiorniczek z Biedronki - czyli pół wieku mojej jezykowej wulgarności". Może jeszcze napiszę - szczególnie jeśli nie będzie nawrotów.

* * *

Tak że, drogie ludzie - żeby podsumować, powiem wam tak: Można jednak zrozumieć, a nawet w istotnej mierze przewidzieć, zachowania i reakcje Putina... Można by sobie z nim, i jemu podobnymi, poradzić, ale przecież nie z tymi przywódcami, którymi się obecnie Zachód cieszy...

Byłym teraz w stanie przewidzieć z kolei reakcję Zachodu na te reakcje Putina (będące reakcjami na reakcje, itd.) i to naprawdę nie będzie ładny widok... Wiem, że to rozkrwawia wasze wrażliwe serduszka, ale TEN Zachód, z tymi "elitami", z tymi przywódcami, z tymi priorytetami - nie ma po prostu cienia szansy nie tylko z Rosją Putina, ale naewet z jakiś "islamskim państwem", które się lada rok może pojawić w dowolnym niemal z krajów Zachodu.

Wnioski? Konkretne zalecenia? A co ja jestem - niedźwiednik, żebym na zadnich łapach uczył chodzić?! Osiem lat pisania na tym blogu, to możecie sobie, w razie czego, poczytać. Ardreya ze Spenglerem też zresztą. Że już o pomyśleniu własną głową - po wstępnym, oczywiście, wydaleniu z organizmu wszystkich tych smętnych pierdołów, którymi was durnie, świry i agenci od lat karmili - nie wspomnę.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

środa, listopada 07, 2012

Histeria wygrała z wolnym rynkiem? No i co z tego?

Ucieczka, nawet nie "do przodu", tylko raczej na oślep, "byle gdzie, byle gdzie indziej", wygrała właśnie z "wolnym rynkiem". O czym mówię? Oczywiście o wyborczym zwycięstwie i drugiej kadencji Obamy. Czy mnie to dziwi? Nie, w każdym razie nie bardzo. Zwycięstwo Romneya (bo tak mu chyba, zresztą jakie to ma teraz znaczenie?) oznaczałoby, że większość Amerykanów nadal wierzy w "wolny rynek" i to, iż wszystko dokoła nich "w sumie działa w miarę jak należy, tylko chwilowo coś zaszwankowało, ale niedlugo się naprawi i będzie znowu super".

Ja się im specjalnie nie dziwię, że tak nie uważają. Dla mnie to nie jest żaden po prostu "kryzys gospodarczy" - dla mnie to jest jeden z gwoździ do trumny "kapitalizmu" i "demokracji" jakie dotychczas znaliśmy. A nawet koniec Realnego Liberalizmu, ze wszystkimi jego paskudnymi cechami, zakłamaniem, ale jednak także i realnymi zaletami. Zaletami, za którymi niedługo będziemy zapewne płakać.

Oczywiście "koniec kapitalizmu" to, wedle oficjalnych przekazów, cholernie lewicowy pomysł, czysta brednia i w ogóle. Ja się jednak z tym nie zgadzam. "Kapitalizm" to albo bardzo teoretyczny model, więc o czym tutaj, poza ew. akademickimi katedrami, w ogóle rozmawiać? Albo też, jeśli realny, to całkiem nie to, co w tym modelu i nie to, co tak jego wyznawcy uwielbiają i wysławiają. Już w 1929 nie wiadomo, jak by się to z tym "kryzysem" i z "kapitalizmem" skończyło, ale przyszła wojna...

Po której zresztą, ani "kapitalizm", ani "demokracja", nie były już takie jak poprzednio. Nie każdy sobie to uświadamia, nie każdy się z tym poglądem zgodzi - a już na pewno nie standardowy czciciel "kapitalistycznego" bożka - ale, jeśli się np. uwzględni, że "kapitalizm" i "demokracja" bez mrugnięcia oka oddały miliony ludzi, całkiem nieraz takich samych jak ci, których tak namiętnie starały się uszczęśliwić, Sowietom - to raczej rozsądny człowiek musi się z tą moją opinią zgodzić.

(Fakt, że leberały i różne zideologizowane świry wynajdują setki dowodów, że ci oddani Sowietom ludzie wcale nigdy nie byli tacy sami, nie byli żadną autentyczną częścią "kapitalistycznego" i "demokratycznego" Zachodu, w sumie zasługiwali na swój los, a w ogóle to nie stała im się jakaś krzywda, niewiele tu oczywiście zmienia, bo to są mózgowe akrobacje wyjątkowo już marnej, nawet jak na liberałów, klasy, i po prostu kłamstwa.)

Tak że dla mnie mamy teraz, w związku z Obamą: HISTERIA - WOLNY RYNEK 2 : 0.

A co to jest ta histeria, spyta ktoś. W końcu sami się tu czepiamy nieprecyzyjnych definicji, więc to pytanie jest jak najbardziej OK. Odpowiadam zatem. Z głębi mojej domorosłej, ale, głęboko wierzę, nie byle jakiej psychologicznej intuicji i wiedzy. Histeria to jest dla mnie taki przez Mamę Naturę stworzony amalgamat ucieczki na oślep i wołania rodziców na pomoc. W sytuacjach kiedy, psychologicznie, nie ma już żadnych racjonalnych sposobów uratowania się przed zagrożeniem, albo kiedy sytuacja wydaje się tragiczna i bez wyjścia.

Często także, kiedy jakaś koszmarna sytuacja trwa długo, a końca nie widać. (Tutaj Urban Jerzy z jednej strony, a np. mesjanizm i niektóre nasze, polskich patriotów znaczy, obecne zachowania. Całkiem liczne, choć nie chciałbym tutaj akurat kogokolwiek urazić, więc na razie o tym nie mówimy.)

Wołanie rodziców na pomoc - w sposób dziki, niekontrolowany, "histeryczny" właśnie - jest w przypadku, kiedy dziecko zostaje nagle chwycone za nogę przez krokodyla, jak najbardziej zrozumiałe. Więcej - wydaje się to w sumie najlepszą z możliwych, w przeciętnej takiej niemiłej sytuacji, reakcją. Kiedy dorośli ludzie przejawiają tego typu zachowania, a szczególnie kiedy robią to zbiorowo, nawzajem się niejako nakręcając itd., sprawa staje się znacznie bardziej złożona i trudna do interpretacji.

Korzyść z takich zachowań też wydaje się być z reguły o wiele mniejsza, a do tego istnieje też możliwość, że, w odróżnieniu od dziecka złapanego za nogę przez krokodyla, taki dorosły ktoś, lub taka złożona z dorosłych zbiorowość, mogłyby, w teorii przynajmniej, znaleźć jakieś rozsądniejsze i skuteczniejsze rozwiązanie.

Skuteczniejsze od tego, co nazwaliśmy tu sobie "histerią", a co konkretnie w takich sytuacjach przejawia się w: 1. ucieczce na oślep, byle dalej; 2. (a) poszukiwaniu "mesjasza", (b) namiastki silnego i rzekomo wszechmocnego ojca, albo też namiastki mądrego, silnego, czasem także cwanego jak cholera, opiekuńczego starszego brata (jak w przypadku Obamy i wielu innych postpolitycznych polityków, z Tuskiem włącznie).

Czy Obama nic Amerykanom nie daje? Otóż daje, sądząc po tym, co mi mówili mieszkający w Ameryce znajomi i Amerykanie mieszkający w Polsce. Na przykład ta sprawa ze służbą zdrowia, na którą my się tak tutaj oburzamy, albo co najmniej, wedle niektórych, powinniśmy się oburzać - jako prawica - w praktyce jest dla tych ludzi błogosławieństwem.

Albo może ostrożniej to wyrażę - nie tyle JEST, co SIĘ WYDAJE. W każdym razie ta "wolnorynkowa" sytuacja w owej sferze, ta sprzed Obamy, jest dla nich, którzy z tym na co dzień żyją, koszmarem. No a kim ja jestem (Korwinem może?), żeby tym ludziom na siłę wduszać, co dla nich w sprawie chodzenia do lekarza i leżenia w szpitalu dobre?

Politykę zagraniczną, jak wiadomo nie od dziś, ogromna większość Amerykanów ma w nosie, a w każdym razie na tyle, że całkiem im wystarcza to, co im media i Hollywoody raczą w tej sprawie propagandowo zaserwować. Czym się zresztą niezbyt różnią od naszych tu rodaków, którzy, jako o wiele bardziej "przez historię" doświadczeni, wystawieni na o wiele większą ilość przykrości i zagrożeń, wydawałoby się, powinni mieć z tym łatwiej. I przejawiać nieco więcej rozumu. Ale nie przejawiają.

Czy ja się, żeby już zmierzać do zakończenia, bardzo tym zwycięstwem Obamy martwię? Trochę się martwię, ale nie aż tak. Romney (czy jak mu tam, zresztą jakie to ma teraz znaczenie?) niezbyt do mnie trafiał, a już szczególnie od kiedy zawalczył o poparcie Polonii wchodząc w tyłek Tuskowi (co niby można jeszcze zrozumieć, bo piastuje funkcję) i Bolkowi. Po tym było dla mnie jasne, że ten gość to polityczny idiota i żadna wielka nadzieja dla nieszczęsnej Polski.

Stosunki z Rosją? Być może. Trudno w tym kogoś gorszego od Obamy, fakt. Ale za to Obama dziwnie opieszale atakował Iran i akurat, być może, w sprawie służenia interesom Izraela on jest lepszy od większości realnie możliwych "prawicowych" konkurentów. Z tym zaś Izraelem, jego tam problemami, "potrzebami" i ambicjami wcale nie jest jakoś prosto i jednoznacznie.

Całkiem możliwe, że my bylibyśmy tym mięsem armatnim, do tego oskubywanym, opluwanym, a niewykluczone że i niedługo wprost okupowanym, i jeszcze byśmy na siebie ściągali ostrze nienawiści różnych nadaktywnych i nieprzebierających w środkach sił. Nie jest wprawdzie powiedziane, że bez Obamy z tym musiałoby być gorzej - teoretycznie w nagrodę za to, żeśmy mięsem armatnim, mogliby nam wreszcie odpuścić i się od nas łaskawie na wieki wieków odpier... Ale ja jakoś słabo w to wierzę.

Tak że, zamiast epoki po Obamie, mamy drugą kadencję tego laureata Nobla na zachętę... Cóż, trzeba z tym żyć. Jeśli tym, co miało go pokonać miał być "wolny rynek", to ja się jednak nie za bardzo dziwię, że Obama, mimo "kryzysu" znowu wygrał. I wystarczy mi sobie jedynie wyobrazić zmartwione buźki różnych rynkowych fanatyków - bardziej, mam nadzieję, zmartwione, niż buźki patriotów - z jednym takim panem na czele... Zapluwające się, śmieszniejsze niż nawet jego norma przewiduje, teksty tego właśnie pana... (A w ogóle to chyba się przemogę i pójdę czytać, co też ten gość ma w tej chwili do napisania.)

Tak więc, jeśli wam ludzie smutno z powodu Obamy, to mówcie sobie:  
HISTERIA - WOLNY RYNEK 2 : 0. Żadna z tych dwóch spraw nie jest w końcu ani naszym bratem, ani swatem. Tym bardziej, że histeria, na odmianę, co jest miłe, akurat nie nasza, tylko Amerykanów. I, w dodatku, jeśli oni tak wołają tych rodziców, jeśli oni tacy zagubieni, to rysuje tu się przecież jakaś szansa, żeby im to jakoś zapewnić... I tak dalej.

No bo przecież, nikt się chyba z nas tu nie oszukuje - Obama im tego wszystkiego nie zapewni. Obamą oni się, prędzej czy później rozczarują. Tak, jak się rozczarowali "kapitalizmem" z jego "wolnym rynkiem", i jak rozczarowani są niemal wszystkim, co ich otacza, choćby nawet mieli wciąż problemy z tego sformułowaniem. Tak że nie jest aż tak źle. Wielu możliwości wprawdzie tutaj nie było, bo tylko dwie, ale to nie od samego Obamy zależy przyszłość świata, Polski i nasza osobiście. Tamten drugi też pewnie nie dałby nam wcale aż tak wiele. W końcu czego rozsądny człowiek może dzisiaj oczekiwać od "liberalnej demokracji" i całego tego cyrku dla lemingów?

triarius

P.S. Od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel.

piątek, października 12, 2012

Nadstaw uszu Ludu Mój - będę biężączkował!

Unia Europejska dostała Pokojową Nagrodę Nobla. Ale ubaw! Biedny Alfred Nobel przewraca się wprawdzie w grobie od dawna - chyba nawet chyba po prostu wiruje - ale to teraz bije wszystko dotychczasowe na głowę. Nawet tego Nobla dla Obamy "na zachętę".

Trzeba by chyba ogłosić i opatentować nową Żelazną Zasadę... Albo "Złotą", co mi tam! Regułę. "La règle d'or". Ładnie brzmi, tak europejsko! Coś w stylu: "Nigdy nie wierz, że jakaś lewizna zdycha, dopóki nie dostanie pokojowej Nagrody Nobla". Powie ktoś (czujny, choć nieprzesadnie bystry): "A Obama? Jaka to lewizna i jakie zdychanie?"

Na co ja, że: "Lewizna jak najbardziej, bo liberalizm". Z definicji. A Zdychanie? No bez żartów! Liberalizm rzęzi i słabnie w oczach, w sensie "kapitalistycznej gospodarki". Jeśli Spengler z Panem Tygrysem mają rację, to nie jest żaden "kryzys", tylko po prostu schyłek tego, co nam tak miłościwie przez tyle lat... Mogą być jeszcze różne wahnięcia, korekty, ale to już się chyli ku upadkowi.

No i jeśli ten "kryzys" miałby się skończyć w podobny sposób, jak ten z '29, czyli wojną światową, to chyba nikt się nie łudzi, że wiele z jakiegoś "kapitalizmu" po tym jeszcze pozostanie? Albo z czegokolwiek zresztą?

A poza tym Ameryka bierze przecież przeraźliwe baty w tzw. 'wojnie z terroryzmem', wplątuje się w coraz większą ilość konfliktów absolutnie nie do wygrania... Nie wiadomo, czy się z tego cieszyć, czy martwić - to w dużej mierze zależy od realnej siły chłopców Putina i tych, którzy im chcą wbrew...

Na lżejszą i możliwe, że jeszcze weselszą nutę, powiem to, że nie dziwię się nerwowości Naszego Ukochanego Premiera w ostatnich czasach! Pomyślcie tylko: od samego początku, albo prawie - czyli od chwili, gdy zorientował się, że rządzić Polską nie potrafi i Polacy nie będą z jego powodu szczęśliwi...  Choć ja raczej nie sądzę, by on w ogóle miał kiedykolwiek tego typu zmartwienia, więc jednak od początku...

Nasz Ukochany Premier, wiedział, że ogonkiem należy merdać przed Unią (obecnie Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, hłe hłe!), przed Putinem też oczywiście, bo może się wkurzyć i ukarać, ale głównie przed Unią, bo jak już tutaj się wszystko rozkradnie i zniszczy, Polaków (i lemingi też zresztą) wykastruje i sprzeda w niewolę na wieki wieków, to się człowiek - Tusk znaczy, Nasz Premier Kochany - załapie na jakąś unijną posadkę i będzie git!

A posadka będzie w nagrodę za owocną działalność na niwie i na żywej tkance - jednak najbardziej i najbardziej bezpośrednio, dzięki przecież SYMPATII BOSKIEJ ANGELI. To chyba oczywiste? No i teraz, z tego co kojarzę, tam, u naszego Wielkiego Zachodniego Przyjaciela i Sponsora w Unii (który także, o czym lubi przypominać niejaki K***win, jedyny dziś prawowity dziedzic N***dowej D***kracji, zafundował nam tu już kiedyś niskie podatki i w ogóle było fajnie!)...

Więc u tego Naszego Wielkiego Przyjaciela mają pono być jakieś wybory. W których Boska Angela podobno ma już marne szanse. (Swoją drogą, choć to Niemcy, to jednak we łbach się tej hołocie przewraca! Żeby Angelę odstawić od żłoba?!) No i nasz Kochany Tusk, jeśli Angeli u żłoba nie będzie, straci sporo szansy na załapanie się na jakąś unijną posadkę.

Na jakąś się zapewne, za swoje niewątpliwe zasługi, załapie, dzięki czemu np. nie załapie się na darmowy wikt i opierunek w naszym kwitnącym kraju, ale to może nie być posadka na miarę naszych... Chciałem powiedzieć "Jego" możliwości.

Jeśli mam rację, to Nasz Ukochany Przywódca (mamy jeszcze drugiego oczywiście, nie mówiąc o tych formalnie zagranicznych), ale chodzi nam w tej chwili o tego od dzisiejszego "exposé". No więc musi on sobie myśleć: "Jeśli mam upaść, no to teraz, szybko, zanim zrobią krzywdę Mojej Ukochanej Angeli, bo potem mogę się załapać na europejskiego ciecia, albo jeszcze gorzej, a tego bym nie chciał!"

A jeśli tak by było, no to nasz Ukochany Tusk jest wewnętrznie rozdarty, bo nie wie, czy ma w ogóle sens walczyć o przetrwanie - czy nie lepiej po prostu wywiesić białą... Sorry - chciałem powiedzieć "unijną" - flagę i od razu zostać tym tam ober-cieciem w tej tam Unii. Bo bez Angeli to już nie będzie to samo i w ogóle może się nie udać.

triarius

P.S. Od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel.

sobota, lipca 23, 2011

Bonmoty międzynarodowe (lato 2011)

Z Rosją można się dogadać jedynie za pomocą grubego kija. (Którego ew. uzupełnieniem może być marcheweczka - ale wyłącznie karotka!)

* * *

Rosja świetnie rozumie spedalenie dzisiejszego Zachodu i gra na nim jak na bałałajce.

(To jedynie proste stwierdzenie faktu, ale ładnie sformułowane i łatwe do zapamiętania. I to właśnie jego cała ew. wartość.)

* * *

Dla mnie osobiście to żaden problem, że Obama jest "kolorowy".  Smutne jest tylko to, że miałby to być najlepszy "kolorowy", jakiego udało się znaleźć.

* * *

No i na koniec to, co akurat stoi teraz jako motto tego blogasa, ale gdybyśmy je kiedyś mieli zmienić, to żeby się nie zmarnowało. Oczywiście to nie ja od siebie mówię - to taki Pathé Marconi (jeśli rozumiecie, o co mi chodzi).


Do roboty chamy! Władza powie, kiedy możecie przestać. (Językiem eutanazji.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

czwartek, lutego 17, 2011

Siły na zamiary, czyli globalna biężączka (łał!)

Historia nam się oczywiście wcale nie sfukujamowała - co zresztą Pan Tygrys od początku przewidział - a Spengler, jak niemal zawsze (a kiedy nie?), znowu miał rację. W tym sensie miał rację, że istotnie w "ogarniętym powszechnym pokojem imperium", w jakiejś, starej czy nowej, "pax Romana", wojny nadal sobie są, tylko że jako "wojny domowe", "konflikty klasowe", czy, jak dzisiaj "terroryzm".

Jest tu jednak nieco, a nawet sporo, rzeczy, których Spengler nie przewidział - bo i nie mógł - i te wojny toczą się dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek chyba, w ten sposób, że zanim zacznie wybuchać, zanim pojawią się grzyby, zanim się będzie walić i palić, a o ludziach (i nieszczęsnych lemingach) to już nawet przykro wspominać... Masę rzeczy będzie się działo podskórnie, i ludziom normalnym - w sensie, że nie ustawionym wysoko-wysoko w jakichś potężnych tajnych służbach - naprawdę trudno będzie coś z tego zrozumieć.

Historia nie tylko się nie sfukujamowała, ale nawet ostatnio, jak się zdaje, wyraźnie przyspieszyła. No bo to najpierw (?) zbrodnia smoleńska, potem cieknące wiki, a teraz połowa już świata arabskiego przeżywa słuszne (a jakże!) protesty społeczne, z których w dodatku spora część (łał!) kończy się sukcesem!

O zbrodni smoleńskiej i cieknącej wiki nie chcę się w tej chwili szerzej wypowiadać, choć oczywiście to i owo człek by miał do powiedzenia, tyle że nie można na raz o wszystkim... Tym bardziej, że liberalizm, Drugia Irlandia i kryzys.

(A w dodatku moja afrykańska bajka o zającach powinna dostać jeszcze ze dwa odcinki, które mi się już pięknie napisały w głowie... Ale pewnie tam też pozostanie. Nie mówiąc już o genialnych bonmotach, które mi się też właśnie w głowie piszą - wot, przekleństwo realnego liberalizmu! Ten w(s)tręt to był ukłon w stronę tego człeka, co kiedyś stwierdził na jakimś forum, że, cytuję z pamięci, "nawet RAZ nie jest taki wielki i choćby taki pan Triarius byłby lepszy, gdyby tylko tyle nie pisał o sobie".)

Skoncentrujmy'ż się teraz na tym ostatnim wydarzeniu... Nie tym, co ten miły człek napisał o mnie i Ziemkiewiczu, tylko na "wiośnie ludów" w Maghrebie i gdzie tam jeszcze (nie dotarła liberalna demokracja). Że to jest spontaniczne i autentyczne, to sorry, ale ja nie uwierzę, dopóki nie zobaczę czegoś podobnego - najlepiej też zakończonego sukcesem, pragnącego demokracji, godnego życia und rozpasanej konsumpcji na kredyt, zrywu społeczeństwa - w jakiejś Rosji, czy innym Izraelu.

Na razie nie widziałem, na razie się chyba nadal nie zanosi, więc - sorry - ale z podniecaniem się "głosem ludu pragnącego swobód" i "liberalną demokracją, której urok przedziera się nawet przez mroki dyktatury, cenzury i korupcji", to ja sobie jeszcze poczekam.

Powie ktoś "a przecież Solidarność!" Na to ja powiem "wskocz idioto na drzewo, a potem idź całować Bolka w dupę". Sentymentalna panna "S" to było właśnie takie coś, dzięki czemu - co z każdym niemal dniem coraz lepiej widać, jesteśmy w tym szambie, w którym jesteśmy, a komuna i ubecja zagwarantowały sobie spokojne i syte życie na następnych pięćdziesiąt lat. Podczas gdy bez panny "S", mogłoby to być tylko 45, albo nawet 40, hu nołz?

Poza tym zaś, sentymentalna panna "S" (patent oczywiście nie mój, ino Kelusa) to jest właśnie takie coś, co podejrzewam w tej arabskiej "wiośnie ludów", i o czym chciałem, kiedy dojdę już do konkretów. "Cui", chciało by się spytać, "prodest"? Nie tylko by się chciało, ale by i po prostu należało. Wiec pytajmy! (Wie ktoś, baj dy łej, co to znaczy? Cywilizacja łacińska cywilizacją łacińską, ale współczesna szkoła współczesną szkołą, a min. Hall... To już się nawet nie da cenzuralnymi słowy wypowiedzieć. W każdym razie znaczy: "komu to służy".)

Przychodzą mi  do głowy trzy teorie, różniące się od siebie znacznie różnymi, że tak to określę, "wartościami". Izrael chyba tym razem nie (jako pierwszy? to jakaś obsesja?), bo chyba na tym dobrze, tak czy tak, nie wyjdzie. Wszelkie karkołomne teorie, że jednak wyjdzie (dobrze) wydają mi się właśnie karkołomne, zbyt złożone, a rezultaty zaś zbyt mało pewne, by ktoś tego typu gambit chciał zagrać. No bo niby po co?

Jeśli nie Izrael, to zapewnie i nie OFICJALNA Ameryka. Obama może sobie być pacynką różnych sił, mocarstw i tak dalej, ale Izraelowi tak czy tak nie podskoczy, będąc prezydentem US. Jeśli będzie nieco mniej gorliwy w służeniu mu, i tak na gładkiej powierzchni Globalnego Szczęścia und Pokoju (z ciemną wnęką kuchenną) od razu pojawiają się zmarszczki.

A więc ruscy? Oczywiście to ich styl, ale - ze wstydem przynaję - nie bardzo w tej chwili widzę, co by z tego mieli mieć. Odwracanie uwagi od czegoś? Czyjej niby? Amerykańskiej nie, bo starczy sam Obama z Clintonową... Europejskiej? Bez żartów, ale mam o Putinie, mimo wszystko (jak ex judoka o judoce?) nieco lepsze zdanie, by go podejrzewać o aż takie przecenianie politycznej roli, jaj, zębów, rozumu, i wszystkiego co ma jakiekolwiek znaczenie, w dzisiejszej Europie!

A raczej "Europie", bo przecież mówilibyśmy o tzw. Unii Europejskiej - pokracznym tworze o totalitaranych ambicjach i niemałych (mówiąc łagodnie) w tej dziedzinie możliwościach... Ale przecież WE WSPÓŁPRACY właśnie z Putinem i jego trzódką, a nie żeby oni mieli tej "Europie" powód stwarzać dodatkowe problemy aż tak pokrętną, trudną w realizacji, a do tego niepewną w skutkach metodą!

Nie wiem, naprawdę... I, jako człek bez intelektualnych kompleksów, mógłbym na tym poprzestać, bo wielu rzeczy nie wiem, nawet w kwestiach, które mnie tak pasjonują, jak ta. I na których się, moim skromnym własnym zdaniem, rozumiem jak mało kto. Jednak przyszła mi parę godzin temu do głowy pewna teoria... Niesamowicie karkołomna, przecząca poniekąd temu, co sam przed chwią tu powiedziałem... A jednak, kiedy się zacznie od starożytnego cui prodest, najsensowniejsza, a nawet, dla mnie w tej chwili, jedyna mająca jakiś sens.

Prodest, to by mianowicie właśnie Europejskiej Unii! No bo patrzcie... W końcu jest kryzys i, nie oszukujmy się, to nie jest jego koniec. Co najwyżej jakaś "korekta", moment wytchnienia. Koniec, to może być raczej "kapitalizmu" - jeśli oczywiście przyjąć, że to słowo w ogóle ma jakieś konkretne znaczenie. W sumie entuzjazm ludu do Unii także chyba słabnie...

To wprawdzie w ogromnej większości lemingi, zależne od łask Unii, tchórzliwe i wygodne, ale jednak, uwzględniając co Unię tak naprawdę spaja, to trudno powiedzieć, czy ten, unikalny w historii (oby!) twór koniecznie przetrwa choćby tego typu trudności.

No i tak... Albo w tych krajach północnej Afryki zwyciężą islamiści - a wtedy Europa będzie miała stale na widoku wspólnego (jeśli naczalstwo tak postanowi) wroga... Który będzie nielegalnie przypływał, chował się po kościołach, podkładał bomby, budował meczety, palił samochody, domagał się tego i owego... Będzie o czym gadać, będzie się, w razie takiej konieczności, wokół czego z kochaną Władzą integrować.

Albo też islamiści tam, w tym Maghrebie, jakimś cudem, do władzy nie dojdą... I nadal będzie przypływanie, domaganie się, palenie, podkładanie... Tematy do światłych i ksenofobicznych dyskusji... Sprawy, wokół których można się będzie. A do tego - ach, jakiś piękny temat do skierowanej do ludu dydaktyki!

"Patrz ludu, czego ci tam, co im demokracji und liberalizmu, których przecie w Unii pełno, brak, dokonali! Życie poświęcali, żeby mieć to, czym ty się, ludu, cieszysz na codzień i nawet nie musisz palcem kiwnąć! My tu przecie, ludu, do ciebie nie strzelamy, o naszej korupcji nic przecież nie wiesz, bo my tego tak głupio nie robimy... I ty masz, ludu, euro, tę cudowną walutę, za którą taki, co jej nie ma, pokrajałby ojca matkę tępym nożem i oddał ukochaną babcię do burdelu w Buenos Aires!"

I tak dalej, i tak dalej, a zaprzyjaźnione media (i ta druga stacja) oczywiście rozwiną, upiększą i szczędzić nie będą najlepszego czasu antenowego, najsolidniejszych autorytetów i najgłupszych celebrytek.

No a jeśli nie doceniamy lemingów i TO SIĘ W KOŃCU PRZENIESIE? Na Europę znaczy - światłą, szczęśliwą, wolną und demokratyczną? A czy, że spytam, z punktu widzenia tego totalitarnego ojrokurestwa (jak zawsze w takim przypadku, przepraszam panie kurwy!), nie jest O WIELE lepiej, żeby się przeniosło TERAZ, niż za, powiedzmy, parę lat, kiedy syf będzie już naprawdę niebotyczny, lud wkurwiony do ostateczości, nieco już głodny, a procesy rozkładowe w Unii, być może, o wiele dalej posunięte?

Tym bardziej, że może już u żłobu nie być Baraka, a nawet i Putin (tfu, tfu, odpukać!) może się, biedactwo, poślizgnąć w wannie, powiesić na kablu od odkurzacza, albo jakaś zatruta polonem pirania może go użreć... Kto to w końcu może przewidzieć? Przecież wypadki i katastrofy się zdarzają. Mimo niewątpliwego postępu Ludzkości i niemal już osiągniętego Raju Na Ziemi. Przyjdzie tam jakiś oszołom, tu jakiś... Nie bójmy się tego słowa! Mięczak... I co? Czy nie lepiej, skoro ma coś wybuchnąć, żeby wybuchło teraz? Na niewielką skalę? Bez przygotowania? Kiedy tam mamy tego, a tutaj tego?

Mówię z góry - takie coś wydaje mi się o wiele zbyty skomplikowaną, o wiele zbyt ryzykowną, zbyt inteligentą wreszcie, grą, jak na przywództwo Ojrounii. Czy nawet jej, mało chyba wciąż zintegrowane, tajne służby. To jest po prostu spekulacja oparta na zasadzie, żeby w tego typu trudnych do zrozumienia przypadkach, docisnąć co samej dechy rozważania oparte o cui prodest.

Nie troszcząc się na razie o to, czy ten ktoś, komu prodest, w ogóle byłby to w stanie zrealizować, czy miałby dość rozumu, jaj, czy czegokolwiek, żeby w ogóle na to wpaść. Stosując niejako mickiewiczowską zasadę "Mierz siły na zamiary, nie zamiar według sił!" (Tyle, że tym razem to nie o nasze siły i nie o nasze zamiary chodzi.)

No i mnie tutaj, w tego typu OGRANICZONYM dochodzeniu do prawdy, wychodzi, że, być może, prodest to właśnie najbardziej naszej kochanej Unii. Z czego, powtarzam, nie wynika, by kochana nasza Unia to zrobiła. Jakoś jej nie widzę w roli tej klasy politycznego gracza na globalną skalę. Spójżcie sobie na tę smętną mordkę tej smętnej Ashton! Oczywiście - to nie Ashton naprawdę rządzi. Ale, jak oni, te hipotetyczne tajne ojrosłużby, zdołały ją od czegoś takiego odseparować? Wytłumaczyć jej, by nie wścibiała nosa? By tego nie ruszała, tamtego nie wąchała? No i nie chlapnęła czegoś bez sensu, co może zaszkodzić?

Jakoś tego nie mogę sobie wyobrazić. No chyba że nasza ojrosytuacja jest już o wiele bardziej ponura, niż się spodziewamy...

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

poniedziałek, kwietnia 26, 2010

Obama jak Bolek i Palikot? USA coraz bardziej jak III RP?

Dla tych, którzy zadali sobie nieco trudu i nauczyli się nieco angielskiego, link do interesującego videa. Innych przepraszam, że nie ma tego po polsku, a ja nie tłumaczę, ale to by była masa roboty. Powiem w każdym razie, że z tego videa wynika, iż w USA powstał całkiem masowy ruch tzw. "birthers" (od "birth" czyli "urodzenie"), czyli ludzi domagających się zobaczenia certyfikatu urodzin Obamy i nie wierzących, że naprawdę urodził się on w USA - co jest absolutnym warunkiem, by móc tam zostać prezydentem.

Już jest, i to od dawna, ten żołnierz, który odmówił służenia pod takim prezydentem i któremu dowódca udzielił urlopu, do czasu, gdy Obama przedstawi swój certyfikat. Teraz wydaje się, że rozkręca się całkiem poważny ruch społeczny. Oczywiście ani te wątpliwości, ani ew. udowodnienie Obamie kłamstwa i złożenie go z urzędu, nie są bez zagrożeń dla Ameryki i korzyści dla jej wrogów - których, jak zapewne większość czytelników tego bloga, ja dostrzegam przede wszystkim tam, gdzie i my ich mamy. Wbrew popularnej opinii, wbrew temu, co sami Amerykanie - także ci na najwyższych stanowiskach, mówią...

Naprawdę warto przeczytać te dwie książki Allena Drury, o których tak często wspominam. Te, w których, przez ciąg zazębiających się politycznych wydarzeń, sowieci dochodzą tam do władzy. Już naiwny kiedyś uważałem, że to się nie sprawdzi, ale potem nadszedł właśnie Obama... A teraz dzieje się jeszcze więcej w duchu, który coraz wyraźniej przypomina mi tamte upiorne proroctwa.

Co do tego video, to powiem, że kobieta, która tu mówi jest, wedle jej własnych słów (którym nie mam powodu nie wierzyć) imigrantką spod sowieckiej władzy. To taka ciekawostka. Zresztą mówi ona wprost, że USA coraz bardziej zaczynają przypominać kraj pod sowiecką okupacją.

A oto link: http://www.healthfreedomconference.com/free-video.

(Ten link za jakiś czas może się jednak zmienić na jakąś reklamę jakiegoś zdrowego żarcia, niestety. W końcu rządzi "wolny rynek".)

No to jeszcze może taka rzecz... Dlaczego "jak Bolek" to chyba każdy wie. Albo się domyśla. Chodzi o to, że Obama, znalazłszy się na swym wysokim stanowisku, babrze się podobno w brzydki sposób w dokumentacji dotyczącej swoich własnych narodzin. Dlaczego jednak także "jak Palikot", spyta ktoś? A dlatego, że sumy wydane przez Obamę na kampanię prezydencką - 700 milionów dolarów, najwięcej w historii - są, wedle tej pani przynajmniej, w jakiejś połowie bardzo niejasnego pochodzenia. Różne prywatne osoby podobno wpłacały, przeważnie ponoć niewielkie sumki, i tak się uzbierało.

Czyli może nie całkiem Palikot, bo nie polscy emeryci, a naprawdę sporo zamożnych ludzi dostawało (i pewnie wciąż dostaje) na myśl o Obamie orgazmu, ale niewykluczone, że jednak więcej w nim z Palikota, niż myśleliśmy. Zresztą także z Tuska, skoro, jak mówi ta kobieta, obiecał 3 miliony miejsc pracy, a Ameryka co miesiąc traci ich około pół miliona.

Jeśli tutaj u nas historia ogromnie nie przyspieszy, to może się w końcu paru ciekawych rzeczy o Obamie i dzisiejszym USA - gdzie, jak można sądzić po dobiegających stamtąd odgłosach, zbliża się jakieś przesilenie, naprawdę potężne - dowiemy.

triarius
---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, marca 19, 2010

Same Tego Chciały, czyli Celnym Słowem w Politycznego Babiana

Czas zdjąć aksamitne rękawiczki i potraktować to bractwo odrobiną drugiego prawa termodynamiki, szeptanej propagandy... ciętych uwag w kolejkach na poczcie... edukacyjnych dialogów w windzie... Itp., itd. A także, mówiąc najogólniej, wszelkiego rodzaju szorstkich pieszczot wobec sługusów, piesków i (turpe dictu) prominentów całego tego syfa. Szpęgleryzmu oni i tak nie rozumieją, to trza im dać coś co pojmą. Przy Palikotach i Niesiołkach tego świata to i tak będzie istny wersal!

Zabezpieczają się zresztą przed nami ostatnio na potęgę - właśnie przeczytałem, że Sarkozy zamierza w prowadzić karę 30 lat za zabójstwo urzędnika państwowego. I to gdzie? W humanitarnej Unii! (No bo chyba nie zamierza w tym celu z niej wystąpić?) Tusk zresztą też coś takiego ostatnio nawijał. I to nie jest jedyny taki przykład w ostatnim czasie, świadczący dobitnie o tym, że nam dokręcają śrubę i się zabezpieczają.

A więc, w ramach odchodzenia od pieszczenia się z tą swołoczą, dzisiaj nieco o... Jak to cholera określić? "Kobiety w polityce"? Niech będzie, choć oba wiemy, że te babiany (med ursäkt till de härliga ardreyistiska djuren - de riktiga babianer!), o których będzie zaraz mowa, z porządnymi kobietami nie mają absolutnie nic wspólnego. To akurat ten typ białogłowy, ta uroda, ten niewieści wdzięk, z którymi one całkiem jeszcze nie tak dawno gotowałyby jakiemuś prostemu człowiekowi, pełniącemu rolę męża-alkoholika, zupę. Albo robiły sweterki dla pociotków, jako czyjeś niezamężne stare krewniaczki, z litości przygarnięte. Ewentualnie na dopingu jakieś złote medale zdobywały. One jednak nie: "Ja panie do polityki chcę! Ja muszę! Mnie tak coś do tej polityki ciągnie, tak mnie tutaj ściska!" No to proszę, lud będzie teraz szanowne paniusie oceniał. Także za wdzięki i urodę, bo niby czemu nie?

Złego słowa bym im nie powiedział, gdyby zupę czy sweterki. Szaliczki niechby, co mi tam! Nawet i te cholerne medale, choć z ciężkim sercem, bym się od komentarzy powstrzymywał. Ale one co? A pchają się babiany znarowione do polityki, i to w coraz większej ilości... I im szpetniejsza tym bardziej, co poniekąd nie jest pozbawione swoistej logiki, choć pokrętnej. Więc niech także zaznają nieco szorstkich pieszczot. Od samego Suwerennego Ludu! To się zresztą także ponoć nazywa  RÓWNOUPRAWNIENIE. "Płci", choć tutaj schodzimy na śliski grunt. (Tylko proszę bez skojarzeń!) Zawsze przecież mają możliwość powrotu do tego, co im Natura przeznaczyła, prawda? (Przypominam: sweterki i zupa.)

A więc zaczynamy:

Unijna dyplomacja od niedawna nabrała zębów i ma teraz twarz o budzącym respekt kształcie maczugi. [To było o tej jakiejś Ashcroft. Czy jak jej tam. Baronessie. Można sobie poszukać zdjęcia.]

* * * * *

Podobno to, że się przejechało przez naszą zachodnią granicę można najłatwiej rozpoznać po tym, że krowy stały się nagle ładniejsze od kobiet. Są jednak wyjątki i na przykład Angeli Merkel to nie dotyczy.

* * * * *

Miałbym tryptyk, gdybym jeszcze potrafił napisać coś błyskotliwego o Hillary Clinton (lub "Hilarii", jak chce Korwin, duchowy ojciec m.in. "Zbawiciela Allende"). A, jak, komu jak komu, ale przedstawicielom "cywilizacji łacińskiej" (kulam się ze śmiechu) wiadomo: omne trinum perfectum. Niestety, żadnego bonmota na temat tej osoby na razie nie wymyśliłem. Szkoda, bo dla mnie to sama esencja odwiecznego aseksualnego aparatczyka, sprowadzonego do najmniejszego wspólnego mianownika.

Nie żeby jej obślizgły mąż był o wiele lepszy. Albo ten obecny plastikowy pajacyk, wyglądający jak przydymiona wersja naszego kochanego Tuska na dopalaczach. Zresztą, czyś zauważył mój (potencjalny) Czytelniku, że wszystkie niemal te postpolityczne pajace wyglądają cholernie podobnie?

Czy Putin (bo nawet i Rassija daje się pod tym względem włączyć do postpolitycznej rodzinki, co napawa niewielkim, ale zawszeć, optymizmem) nie wygląda jak nasz Tuś, któremu zamiast porannego kakałka z paroma pastylkami Prozacu, dodano do porannej wódki jakiś środek powodujący zimną żądzę mordu? Czy Sarkozy nie wygląda jak Obama z dłuższym nosem, próbujący porazić lud swym - jak on to sam rozumie po butelce Bojeaulais (i rogaliku) - gallickim esprit? Zamiast, znaczy się, na haju głosić orgiastyczne kazania do ogłupiałej od podskakiwania i wrzeszczenia kongregacji - jak tamten. (Kolor pomijamy, bo naprawdę nie on jest tutaj najważniejszy.)

Czy Tusk nie wygląda całkiem jak nieco osowiały Obama? Jak nieco spłoszony Putin? Jak nieco kartoflowaty - z nosa znaczy - i znacznie bardziej psi (no bo w końcu "brzydka panna" i te rzeczy), ale jednak Sarkozy? Sarkozy z krótkim nosem i który wie, że na elokwencję nie warto się silić, bo skoro wyborcy go wybrali, to widać przymioty intelektu, dowcip i elokwencję mają w głębokiej pogardzie? Prawda?

* * * * *

No i na razie to by było tyle chamskiej biężączki i tzw. "politykach", a szczególnie politycznych babianach, które teraz te wszystkie razwiedki próbujące światem (z niezłym sukcesem) rządzić, wysyłają na widok publiczny, w nadziei, że my się ich szemraną "kobiecością" przejmiemy i nie będziemy z nich drwić. Nie ma tak - chciałyście paniusie równouprawnienia, to je macie! Nie takie rzeczy wy o nas mówicie.

A tak całkiem nawiasem, to jedynym politykiem, co do którego można być pewnym, że to facet z tym, co facet mieć powinien, jest dzisiaj Papież. W końcu - i to nie jest żaden żart! - przy wyborze papieża wciąż chyba (mam cholera nadzieję) jeszcze stosuje się starodawną procedurę, mającą za cel wyeliminowanie kobiet i eunuchów (a także bezpłciowych  babianów, jak nasze dzisiejsze bohaterki - od Merkeli po Tuska i Obamę), i bez uświęconej formuły "Testicula habet et bene pendentes", nikt papieżem chyba nadal nie zostanie. I tak trzymać!

(A swoją drogą discite pueri latinam. Et puellae. Choć tych wciąż tu mało, więc nawet rozmnażać się nam trudno. Ja tam dawno wszystko z łaciny zapomniał, ale i tak niedługo nic z moich pism nie zrozumiecie, bo coś mi się stale przypomina, a żem cywilizacja łacińska... ;-)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, października 09, 2009

Biężączka, bloody biężączka

Z ostatniej chwili: Lalka Barbie (w wersji nieco przydymionej, ale to akurat mało istotne) dostała Pokojową Nagrodę Nobla. Łał!

Poważny człowiek od dziesięcioleci nie mógł chyba poważnie traktować tych nagród, nawet zakładając, że na samym początku miało to jakiś sens i wdzięk. (Dla mnie raczej nigdy nie miało, bo Nagroda Nobla to z założenia projekt leberalnych naprawiaczy świata i nigdy do niczego innego niż promowanie globalnego leberalizmu nie służył.) Co więcej, mieszkając swego czasu, jakby nie było, w Szwecji przez dłuższy czas, dość dokładnie poznałem skład tych komisji. Oczywiście osobiście ich nie znam, nawet nie wiem, czy bym chciał, ale to i owo się przeczytało.

Tym razem jednak norweska filia tego cyrku poszła spory krok dalej, przyznając pokojowego Nobla - i to całkowicie na kredyt, bank Lehman Brothers się kłania! - plastikowej lalce Barbie. Fakt, że w wersji ekskluzywnej (w tym nieco przyciemnionej) "Barack Obama".

Tak się produkuje elity! Tak się tworzy autorytety! Patrzcie ludzie i uczcie się, jak wygląda postpolityka!

Zupełnie na marginesie, to akurat przedwczoraj rozmawiałem sobie z dawno niewidzianą kuzynką, mieszkającą obecnie w US of A. Która była bardzo za tym Obamą (mimo że czasem pono łypie okiem na mój blog i wyrażała się o nim jak najpochlebniej). No i spytałem ją, nieco złośliwie, jak tam jej miłość do Plastykowego Chłopca, a ona, że już nie to, co kiedyś.

A więc trzeba było lewiźnie dodać nieco animuszu, a ludziom sceptycznym (fuj!) wybić z rąk wszelkie argumenty, argumentem: "Śmiesz chamie podnosić wraży pysk na takiego świętego człowieka i autoryteta? Władza ludowa rękę na władzę ludową podniesioną odetnie! Itd. itd."

Choć wydawałoby się, że wystarczyłoby rzec: ""Śmiesz chamie podnosić wraży pysk na Afroamerykanina?! Czyli mówiąc brutalnie i bez ogródek - MURZYNA??!"

Jednak widać nie wystarczyło.


A teraz skok na krajowe na odmianę podwórko...

* * * * *

Platforma "Obywatelska" - partia krótkiej ławki i bardzo długiego koryta.

* * * * *

Nie wykluczam, że w Platformie "Obywatelskiej" są ludzie przyzwoici. Jednak wydaje się bardzo mało prawdopodobne by w sumie mieli oni więcej niż 50 zdrowych komórek mózgowych i jedno jajo, a więc ich wpływ na działania tej partii musi być całkowicie nieistotny.

* * * * *

Dotąd uosobieniem desperackiej furii był zawsze "szczur zapędzony do rogu". Teraz powinien go zastąpić "Tusk złapany na przestępstwie", ewentualnie "Platforma której zagląda się w sposoby finansowania".

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, listopada 10, 2008

Obama Obamą, ale Semper Fi obchodzą dziś 233 urodziny

Ostatnie wybory w Stanach wypadły, z punktu widzenia kogoś kto czyta mój blog bez skrętu kiszek, zaiste paskudnie... Nie będę już nawet się nad tym rozwodził - zbyt smutne, zbyt obrzydliwe, zbyt fatalnie wróżące na przyszłość nam w Polsce, a także cywilizacji białego człowieka w ogólności.

Tym bardziej jednak warto uczcić 223 rocznicę powstania Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Już sama ich dewiza "Semper Fidelis" (w skrócie "Semper Fi") - czyli "Zawsze Wierny", zasługuje na hołd. A już szczególnie w tych naszych podłych czasach, kiedy tak ostro kontrastuje ze wszystkim co nas otacza i czym się nasze dzieci karmi.

O amerykańskiej piechocie morskiej, czyli Marines, powiedział Ronald Reagan:
Niektórzy ludzie spędzają całe życie zastanawiając się, czy uczynili na świecie jakąkolwiek różnicę. Marines nie mają tego problemu.
Skoro już jesteśmy przy cytatach, to warto może przytoczyć słowa pewnego nieznanego z nazwiska Kanadyjczyka, który, mniej od Ronalda Reagana dbając o lapidarność, opisał tę formację w ten sposób:
Marines to najdziwniejsza rasa ludzkich istot, jaką kiedykolwiek spotkałem. Traktują swą służbę jak gdyby była jakimś rodzajem kultu, przyklejając swój emblemat na wszystko co posiadają, przybierając wygląd oszalałych fanatyków z włosami o długości całkiem niegodnej gentlemana, czcząc swego Komendanta niemal jakby był bogiem i wydając zwierzęce odgłosy jak banda dzikusów. Walczą jak wściekłe psy z najbłahszego powodu, jedynie po to by coś się działo, i są najbezczelniejszymi skurwysynami jakich kiedykolwiek znałem. Większość z nich ma najbardziej niewyparzone gęby i piją o wiele więcej niż wynoszą możliwości normalnego człowieka, ale ich duch i poczucie braterstwa czyni ich wyjątkowymi. Ogólnie mówiąc, amerykańscy Marines z którymi miałem do czynienia są najbardziej profesjonalnymi żołnierzami i najwspanialszymi ludźmi, jakich dane mi było spotkać.
Najcelniej jednak chyba powiedziała to samo Eleanor Roosevelt. Tak celnie, że jestem jej niemal w stanie wybaczyć różne znacznie głupsze wypowiedzi i skłonności. Tak oto:
Marines których spotkałam na całym świecie mają najczystsze ciała, najbrudniejsze umysły, najwyższe morale i najniższą moralność ze wszystkich grup zwierząt jakie kiedykolwiek widziałam. Dzięki Bogu za Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych!
Mógłbym niby ten wpis - oczywiście poza głównym adresatem czyli dzisiejszym solenizantem - zadedykować różnym zabawnym ludziom - od marszałka "Drzwi od Stodoły" Komorowskiego po paru światłych biskupów, namiętnie pragnących z każdego katolika uczynić kastrowanego ministranta o nieokreślonej orientacji seksualnej i rozbuchanej do schizofrenicznych rozmiarów zdolności wybaczania... Ale się powstrzymam - ci naprawdę zabawni ludzie i tak przecież nie czytają mojego bloga.

Powiem więc tylko: Najserdeczniejsze Życzenia Urodzinowe Semper Fi!

A swoją drogą to nasi śpiący rycerze pod Giewontem także by się mogli zacząć powoli budzić. To i owo do roboty by się dla nich chyba znalazło.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

sobota, listopada 08, 2008

What's it about i Jak działają synapsy leminga

Jednym z najnowszych i najcenniejszych egzemplarzy w mojej kolekcji sentencji, mott i bonmotów jest takie oto cudownie wieloznaczne i z każdej strony prawdziwe stwierdzenie: "It's not about who's right, but who's left". Nie wiem jak tam obecnie na naszej prawicy ze znajomością niuansów angielszczyzny, więc wyjaśnię. (Nie obrażać się, dla kogo to oczywiste!).

Może najpierw skąd pochodzi ta sentencja. Pochodzi od "ojca amerykańskiego karate" Eda Parkera. To by mogło stanowić kolejne clou, pozwalające zrozumieć, dlaczego tak mi się to podoba i o co tu chodzi. Dodać jeszcze mogę, że sentencję tę znalazłem w książce Marca "Animal" MacYounga na temat zastosowania sztuk walki na realnej i często niezbyt przyjaznej ulicy. "Animal" od dobrze ponad dziesięciolecia dostarcza mi, jakby mimochodem, także i sentencji. Zapłodnił mnie zresztą do obecnego tytułu tego bloga: "Wyższa Szkoła Taktu, Wdzięku i Elegancji 'Szarżujący Bawół'".

Dalej nie jest całkiem jasne, co w tym stwierdzeniu widzę? No to wyjaśniam. Można to przetłumaczyć na przykład tak: "Nie chodzi o to kto jest prawicą, tylko kto jest lewicą". Jest to zabawnie przewrotne, sugerujące jakieś głębie - czysty paradoks i coś w rodzaju koanu o klaskaniu jedną ręką. No i pasuje na prawicowe stronki. Nie jest to jednak, powiedzmy sobie szczerze, dokładnie to, o co ojcu amerykańskiego karate chodziło. Inna interpretacja, w dodatku całkiem już zgodna z intencją twórcy, jest taka: "Nie chodzi o to kto ma rację, a o to kto pozostanie". W domyśle: "na placu boju", albo po prostu "przy życiu".

O to chodzi PRZEDE WSZYSTKIM i to RÓWNIEŻ genialnie pasuje na prawicowe stronki. Niewykluczone, że nawet o wiele bardziej niż tamto o prawicy i lewicy. Żyjemy bowiem w takiej epoce, że naprawdę chodzi już po prostu o to "who's left" - czyli kto pozostanie. W każdym razie pozostanie nie jako marna imitacja globalnej mrówki, totalitarny leming, czy wymarzony przez wszelkie lewactwo od stuleci "nowy człowiek", tylko jako człowiek w miarę normalny - taki, jakiego sami potrafilibyśmy szanować, którego potrafilibyśmy zrozumieć, jakim chcielibyśmy, by były nasze dzieci i prawnuki, taki jakim byli nasi przodkowie - ci z których jesteśmy dumni.

To może teraz przejdźmy od teorii do praktycznego przykładu... Oto więc przykład. W ostatnich wyborach w USA podobno 96% Murzynów głosowało na kolorowego Obamę. Ktoś mógłby rzec, że to rasizm, i nie byłoby to pozbawione sensu. Miałby rację - byłby "right", by zacytować Eda Parkera. Tylko co, do kurwy nędzy, z tego? Ludzie, którzy wiedzą, że plemienne kryteria są i zawsze będą stosowane, że te sprawy nigdy nie będą dla większości w miarę normalnych ludzi bez znaczenia, i tak to wiedzą i niewiele im ten fakt - że niemal wszyscy czarni głosowali na czarnego - zmienia.

Jednak wielu z tych ludzi słysząc ową informację, od razu zapewne poczuje satysfakcję i jakiś drobniutki przypływ nadziei: "tak, teraz będziemy mieli argument do przekonywania lemingów!" Bullshit! Niestety, ale to bzdura. Lemingi są już tak dobrze wytresowane, iż tego typu informacje spłyną po nich jak woda po przysłowiowej gęsi. Może nie całkiem od rzeczy będzie prześledzić, jak będą działały w tym przypadku - a i w wielu innych analogicznych - synapsy leminga.

Ale jeszcze sobie coś wyjaśnijmy, bo może nie każdy kojarzy wszystko, com tu kiedykolwiek napisał. Otóż cały czas żyjemy jeszcze "w demokracji", ale tak naprawdę to już nikt tej demokracji poważnie nie traktuje, bo naprawdę rządzą nami "elity", oraz "Prawo". Co to oznacza w praktyce zapewne nie muszę czytelnikom moich kawałków wyjaśniać, ale powiedzmy sobie wprost, że na pewno o niczym istotnym już nie decyduje "wola ludu", ludu zaś "suwerennością" już nikt się naprawdę nie przejmuje. Ani elity, ani lemingi - ani nawet my przecież.

Elity działają głównie manipulując sobie zza kulis, a oficjalnie "zaporą przed populizmem", a Bogiem tej nowej totalitarnej utopii w którą nas z każdym dniem coraz głębiej pakują, jest Prawo. (Przez duże "P" oczywiście.) No i to prawo jest, jakże by inaczej, "rzymskie". Obowiązują w nim znaczy się, przeróżne "rzymskie zasady prawne". Które muszą być przestrzegane - także przez ten rzekomo wciąż "suwerenny" lud. Który nie śmie nic przeciw Rzymskiemu Prawu powiedzieć - no bo od razu stałby się "populistyczny", a to jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie można w ogóle pomyśleć.

Jedną z zasad "prawa rzymskiego", która, jak i wszystkie zasady tego "rzymskiego prawa", nas obowiązuje... Choć Rzymianami przecież nie jesteśmy, a rzymskie pozdrowienie jest nawet b. źle widziane... Mamy "suwerenny lud", mamy "demokrację", Rzym jest właściwie dla nas fuj i tak ma być, ale "prawo rzymskie" to mus na wieki wieków!

No i jedna z zasad tego prawa mówi, że "odpowiedzialności zbiorowej nie budiet". Choć przecież wszędzie i zawsze jest odpowiedzialność zbiorowa - bo inaczej za jakie zbrodnie musiałbym oglądać codziennie mordy różnych Zemków, Kaliszów, Schetyn, i jeszcze miałbym mieć Tuska za premiera? Jeśli nie za winy dalekich przodków, co to liberum veto i te sprawy?

No dobra, moglibyśmy sobie tak ironizować do nowego roku i mielibyśmy rację ("right"), ale nie o o to chodzi. Ważne jest to, że leming, czyli normalny, nie-moherowy, nie-rasistowski, nie-populistyczny... Demokrata, a jakże... Więc takie coś Prawo Rzymskie i jego dzisiejszych interpretatorów szanuje jak... Nie bardzo nawet jest z czym porównać, bo przecież nie ojca matkę, chyba że byli ubekami albo co najmniej TW.

Więc tak sobie taki lemnig rozumuje. Murzyni wybrali czarnego - dobra, mieli rację czy nie mieli, jest w tym pewna plemienność. (Mówimy o takim nieco inteligentniejszym lemingu.) Ale to nie powód, byśmy my mieli teraz wobec nich STOSOWAĆ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZBIOROWĄ! Która, jak każdy wie, gwałci zasady Prawa Rzymskiego. Leming ma to przyswojone podkorowo, bo bo mu to codziennie mówią.

Jeśli leming jest w dodatku libralny - a który w końcu nie jest? - to doda jeszcze coś w stylu: "fakt, stało się, może nie całkiem ładnie, ale spuśćmy na to grubą kreskę i patrzmy w przyszłość!" No i doda, ze Prawo Rzymskie odrzuca odpowiedzialność zbiorową, więc teraz my NIE MAMY PRAWA z powodu zbiorowych działań Murzynów... Którzy być może całkiem przypadkiem, kierując się całkiem innymi kryteriami niż rasowe, wybrali swojego... Nie mogło tak być? Więc my teraz, stosując odpowiedzialność zbiorową, mamy odpowiadać... No niech będzie - "tym samym"??! Nielzia!

Tak działa umysł ogromnej większości współczesnych "obywateli" i nic się na to nie poradzi. Jeśli chce się coś tu zmienić, to radzę zacząć od samych podstaw. Miejsc gdzie można zacząć, jest sporo, ale czemu by to nie miało być zrozumieni i przemyślenie bonmotu Eda Pakera, od którego zacząłem. Tego że: "It's not about who's right, but who's left". A potem zacznijmy może z tego wyciągać praktyczne wnioski. Proste?

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, listopada 06, 2008

Powitajmy Erę Gadających Koralików! (i Obamy)

Gdyby ktoś tego jeszcze nie zauważył, to wczoraj z Ery Wodnika przeszliśmy w Erę Obamy (Kumbaya my Lord!). Dla spenglerysty ten i podobne mu fakty - to i podobne mu zjawiska - mają w sobie coś groteskowo oczywistego i nieuniknionego. Po prostu deja vu, jak uwielbiają mówić Amerykanie. (Brak akcentów celowy - chodzi o amerykańską wersję!)

Nie jest to jednak tak, że człowiek od razu od początku do końca wie w szczegółach co będzie i żadnej nie odczuwa ciekawości, jeno obrzydzenie... pesymizm... zniechęcenie. Czyli w sumie stoickie emocje - co stanowi kolejne, drobne może, ale jednak potwierdzenie, że Spengler ma rację i naprawdę na naszych oczach rozgrywa się - wbrew sztafażowi nieudolnej i pokracznie granej farsy - dramat dokładnie w sumie odpowiadający dramatowi końca rzymskiej republiki.

Po czym, przypominam niedouczonym ofiarom nowoczesnej edukacji, nastąpiło cesarstwo, bardzo popularne wśród wszelakich mędrków od dawien dawna po dzień (niemal) dzisiejszy, ale w sumie goła władza, w istocie wojska, bez dających się w miarę poważnie traktować pozorów "suwerenności ludu" czy innej "demokracji". Czyli u dołu tyraj i morda w kubeł, u góry zaś gorąca kąpiel i zaufany cyrulik, jeśli oko władzy padnie na ciebie, na przykład z powodu twego bogactwa... No i oczywiście, o ile władza ci na taką elegancką i w sumie przyjemną śmierć pozwoli. Plus parę innych istotnych spraw, które różniły to cesarstwo od tego, co było przedtem. I z których wiele nie było jednak na plusa.

Nie jest, powtarzam, całkiem tak, by te sprawy całkiem już były w każdym szczególe opisane i nie wzbudzały u człowieka uświadomionego emocji. Każda cywilizacja jest całkiem inna - ja o tym wiem i Spengler wiedział o tym lepiej od kogokolwiek. Są teraz na świecie rzeczy, o których nie śniło się Rzymianom, ani nawet Spenglerowi. I wcale nie twierdził, że zna wszelkie szczegóły, lub powiedzmy dokładne daty kolejnych porażek Zachodu.

Mówią nam czasem, że żyjemy w "globalnej wiosce", tak? Jednak właśnie godzinę temu przyszło mi do głowy, że to nie żadna wioska - to przecież GLOBALNA METROPOLIA! Dzięki m.in. internetowi (a raczej w skutkiem jego istnienia, bo ja tu nie dostrzegam powodów do dziękowania), plus różnym globalizacjom i ekumenizmom, żyjemy dzisiaj właśnie w ogromnym wszechświatowym mieście.

Wioska ma przecież ścisłą strukturę społeczną, we wiosce ludzie się dobrze znają, wioska ma swoje tradycje, tam życie i praca mają swój oczywisty sens... Ludzie tam mają realne doświadczenie i realną godność. Metropolia zaś jest amorficzna. Stanowi jedynie zbiorowisko wrzuconych jedna drugiej na łeb samotnych i zagubionych jednostek, internetu, i koszmarnych, wyglądających na więzienia ze złego snu, albo też cynicznie się mizdrzących, budynków. A wszystko to czeka na swego Zbawiciela, swego Obamę, swego Tuska...

Jak nie ma to powodować - jednocześnie - najbardziej infantylnego egoizmu i skrajnie stadnych odruchów, równie zresztą infantylnych? Do tego naprawdę nie powinno się potrzebować Spenglera, by zrozumieć, że mieszkaniec ogromnego miasta to ktoś całkiem inny od mieszkańca małego miasteczka czy wsi. Mówię oczywiście o czasach, gdy małe miasteczka i wsie istniały - nie będąc tylko gorszymi, pogardzanymi dzielnicami GLOBALNEJ METROPOLII. Albo też realnie - czyli wirtualnie - po prostu nie istnieją.

Wiedzą o tym świetnie marketerzy od żelu do pięt, Tusków, różowych golarek i Obam. Ktoś mieszkający poza GLOBALNĄ METROPOLIĄ po prostu nie jest dla takiego pana czy pani interesujący. Nawet gdyby miał pieniądze na różową golarkę czy Obamę, nie ma sensu mu ich wmawiać! Na taką wymakijażowaną wydmuszkę, takie tomaguchi przez niewiadomo kogo zza kulis sterowane, człowiek nie jeżdżący na co dzień metrem, ani nie stojący codziennie w wielkomiejskich korkach, po prostu nie zareaguje jak należy. Na szczęście dla tych pań i panów, marketerów znaczy, takich ludzi niemal już nie ma.

Co będzie dalej? Sądzę że wiem, przynajmniej w ogólnym zarysie, ale teraz nie o tym. Jeśli ktoś chce wiedzieć tak samo dobrze jak ja, albo jeśli chce móc o tym na serio podyskutować - niech postudiuje Spenglera. Zaczynając choćby od tego, co sam tutaj z niego umieściłem, albo o czym pisałem. Sama ocena tego, co się w istocie w tym momencie historii dzieje, to już ambitne i fascynujące wyzwanie.

Możemy w każdym razie ze sporym prawdopodobieństwem przyjąć, że - o ile po nas będą jeszcze jacyś historycy - przyszli historycy będą o tych latach mówić jako o przejściu z Ery Wodnika w Epokę Obamy. Choć niewykluczone, że nazwą to jakoś inaczej - na przykład przejście od Ery Wylewania Błękitnego Płynu do Ery Gadających Kolorowych Koralików Które Nie Potrafią Się Uwolnić.

Chodzi oczywiście - choć nie wierzę, bym musiał to komukolwiek wyjaśniać! - o dwie kolejne Ery Podpaskowo-Marketingowo-Telewizyjne, w których przyszło nam szczęśliwie żyć. Tak czy tak możemy być z siebie dumni. Było super, a teraz jest jeszcze bardziej super. I cool. Po prostu pełny odlot. Biali wykazali się tolerancją, może jeszcze będą z nich ludzie. Teraz tylko pozostaje zacisnąć kciuki (nie zapominając o pośladkach) w oczekiwaniu na następną erę... Jaka też ona też będzie?! Chyba zacznę przyjmować zakłady.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.