Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samobójstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samobójstwo. Pokaż wszystkie posty

sobota, czerwca 13, 2015

O różnego rodzaju pionach, futbolu i dywanach

Bantustany, takie jak nieszczęsna III RP, mają to do siebie, że niemal nic nie jest tu takie, jak wygląda, i nawet inteligentny człowiek przeważnie nie jest w stanie powiedzieć o tych sprawach nic pewnego. Poza oczywiście sprawami tak ogólnymi, jak "służby z lewa, z prawa i z tropików".

Musi to oczywiście smucić każdego patriotę takich teoretycznych państw, jednak z tzw. "resztą demokratycznego świata" sytuacja jest dokładnie odwrotna i to też wcale nie jest powód do radości dla tamtejszych patriotów. (Zakładamy sobie milcząco, że takowi jeszcze tu i ówdzie istnieją.) Konkretnie - wbrew temu co sobie prawicowcy (i "prawicowcy") próbują wmawiać - tam wcale nie rządzą jakieś "służby", tylko naprawdę te Merkele i Obamy.

Czyli BIUROKRACJA. Oczywiście żadne z nich nie rządzi indywidualnie i suwerennie, ale oni, czyli BIUROKRACJA, a służby, armie i inne takie instytucje, które w historii i w geografii bywały znaczące, nawet nie pisną. Łykają tylko te poniżenia, tych babskich ministrów obrony... Itd. BIUROKRACJA, moi państwo!

Jak w staliniźmie, choć oczywiście o wiele mniej jednoosobowo, z dość oczywistych względów. Jednak trzeba wam, kochani ludkowie, pamiętać, że Stalin też do wielkiej kariery wystartował jako PERSONALNY w Biurze Politycznym, czy czymś takim.

Biurokracja oczywiście ma swoją siłę, swoją skuteczność, ale wystarczy spojrzeć z lotu ptaka na historię ostatnich kilku lat, żeby bez trudu rozpoznać, gdzie to Zachód (wraz z liberalną demokracją i "prawami człowieka") prowadzi. (Nawet Putin obraził się, że jemu pokojowego Nobla na zachętę nie dali i gra laureatowi na nosie aż miło. Niewykluczone, że tak samo jest z Państwem Islamskim, hłe hłe!)

W ramach tej globalnej biurokracji odbywa się oczywiście ciągła walka, ale przeważnie jednak POD dywanem i prolom nic do tego. Choć bywają wyjątki. Jednym była na przykład sprawa tego Strauss-Khana, co nam ją właśnie przypomniano.

Inna taka sprawa to ostatnia awantura wokół korupcji w FIFA. No i właśnie z telewizji (zagranicznej) dowiedziałem się o paru drobiażdżkach, które mnie do napisania niniejszego tekstu zapłodniły. Otóż Francja właśnie pono przegrała z meczu towarzyskim z Albanią, a Portugalia, dzięki hat-trickowi Ronaldo (co zachwyciło komentatorów, nie żartuję!), wygrała 3:2 z Armenią. W nogę.

Kiedyś bym poprosił o komentarz Jareckiego, co się na sporcie zna jak nikt, ale coś się boczy i kręci się chyba w jakiś dziwnych środowiskach, więc sam muszę sobie spointować. (Czy jak to się w końcu pisze.) Wygląda mi to zatem tak, że FIFA nieco oklapła, więc od razu mecze stały się uczciwsze, może nawet całkiem uczciwe...

(Z pewnością nie na bardzo długo, bo komu się opłacają uczciwe mecze?) Więc i wyniki się diametralnie zmieniają, światowa elita zostaje nagle sprowadzona do realnych rozmiarów. Przez czas jakiś kibiców i innych "znawców" (tu pozdrowienia dla red. Wołka), czeka, o ile się bardzo nie mylę, sporo zaskoczeń. W fajnym świecie żyjemy, nie ma co!

A przy okazji, coś mi się przypomniało. Dziś na tasiemce w telewizjach biegało, że wedle jakiegoś matematyka, zapewne autorytetu, skoro się na niego powołują, ten tam samolot co znikł nad oceanem, spadł PIONOWO. Więc wedle mojego rozumienia (a było się kiedyś inżynierem i w młodości b. się lotnictwem podniecałem) drugi...

Jak mu tam było? No ten drugi pilot co rozwalił samolot o Alpy. Lutz mu było? Bo inaczej nie ma chyba sposobu, żeby taki samolot zaczął nagle pionowo pikować. Jeśli mu się coś urwało, to raczej nosem w ocean nie zarył, bo ma przcież cholerny szwung do przodu. Więc trzeba by ten szwung przekierować w dół - to jedyny sposób na pionowość.

Dla samobójcy jednak, jak się chwilę zastanowić, to takie zarycie nosem jest właśnie idealne. No a jeśli to nie było naprawdę pionowo, to po co oni by nam tą wiadomością zawracali głowy? Do tego dodać tego gościa, co dzisiaj samobojczo zaatakował posterunek policji w Dallas, bo mu dziecko odebrali za tłuczenie baby, czy coś takiego.

Nie ma jak nastojaszczij raj na ziemi, który nam stworzyli nasi umiłowani! Tyle, że jednak nie każdy potrafi się na nim poznać, i nie każdy ma w nim ochotę dożyć do samej eutanazji. Niektórzy, i jakby słychać o nich coraz częściej, są nawet tak czegoś wkurwieni, że jeszcze chcą nieco zadziałać, zamiast grzecznie poprosić o eutanazję, albo  wziąc kawałek postronka, zamknąć drzwi na wszystkie zamki i spokojnie odejść. Co za ludzie!

I co za dziwny jednak ten raj. Nie wszystko jednak jest na minus. Świat nam, czyli Zachodowi, kurczy się niemal w oczach, ale za to "równouprawnienie płci" ma się świetnie, a nawet coraz lepiej. Z przyległościami. Prorokuję, że będzie ono w najbliższych latach kwitnąć tak, że z trudem uwierzymy własnym oczom. Z pewnością nadąży za kurczeniem się świata, albo nawet lepiej.

Na tym przecież zresztą polega raj ziemski, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Ciasno, ale za to jak równo! To, że BIUROKRACJE z samej swojej natury taką urawniłowkę uwielbiają, nie ma tu nic do rzeczy i w ogóle nie wypada tego wspominać. Jest RAJ i tak trzymać!

triarius

P.S. Swoją drogą przedziwne, że w brzydkich i gwałcących prawa człowiecze krajach ludzie samobójstw popełniać nie lubią, a jak ich porządnie uszczęśliwić, to zaczynają pasjami. (Pomijając już nawet Weekendowego, któren jest w sumie zjawiskiem lokalnym.) I to jeszcze takie rozszerzone, jak to się fachowo nazywa. Jakby te obie rzeczy położyć na szalkach wagi, no to nie wiem...

środa, listopada 21, 2012

Żadnych zamachów, żadnych samobójstw!

Mam nieco wątpliwości, czy w tych różnych ABW mają kogoś dość inteligentnego, by czytać tego bloga, ale na wszelki wypadek wyjaśnijmy sobie parę podstawowych rzeczy.

Nie planuję żadnego zamachu. Ani bombowego, ani żadną inną metodą. Mam swoje sceptyczne poglądy na temat całej tej sytuacji, tak krajowej, jak i bardziej globalnej. Fakt, moja sympatia i uznanie dla miłościwie nam panującej Władzy, dla Autorytetów, Mędrców, Artystów, Hillary Clinton, van Rumpuja, oraz świeckich relikwii Bronisława Geremka, są nikłe, w sumie niezauważalne. Ale żadnych zamachów nie planuję!

Faktycznie trudno nawet ustalić dlaczego, ale chyba nie jest tu moim obowiązkiem analizować tu przepastnych głębi mojej duszy. Czego by zresztą, sądząc po dotychczasowych sukcesach tego typu instytucji, i tak nikt by w żadnym ABW nie zdołał pojąć.

Ponad to oficjalnie zawiadamiam (skoro już przy tego typu sprawach jesteśmy, wcześniej było mi trochę głupio, że to trochę jak "żaba nadstawia łapę"), że absolutnie nie zamierzam popełniać samobójstwa. Ani w piątek, ani w sobotę, ani nawet w żaden inny dzień tygodnia (co by było poniekąd miłą odmianą na krajowym rynku, ale też nic to dla mnie).

Bez wdawania się w głębokie analizy powiem, że po prostu całkiem nie jestem typem samobójcy. Jakoś mi to nie leży. Jakoś to nie jest kompatybilne z moją naturą, a w końcu akurat te rzeczy są najtrudniejsze do zrobienia. Z ekonomią faktycznie mogłoby być lepiej. Ale cóż, wiadomo, Zielona Wyspa i Druga Irlandia - nie tylko mnie to dotknęło przecież. To jednak nie powód. Żadnych większych długów nie mam, potrzeby w sumie elastyczne i mogę się bez wielu wydatków obejść. I nie tylko to.

Lat mi niby faktycznie nie ubywa, ale zdrowy jestem jak przysłowiowa ryba... Nie - naprawdę o żadnym samobójstwie mowy być nawet nie może! Ani, przypominam, o zamachu. Może w tym jest jakaś pycha - że niby moje własne życie, tych parę lat, które mi pozostały (i KTÓRE MAM ZAMIAR WYKORZYSTAĆ DO SAMEGO KOŃCA!), w moich własnych oczach jest warte bez porównania więcej, niż ew. śmierć (o życiu nawet nie wspominając) tych, których by ew. należało. Napisałem "ew." - bo nikogo do niczego nie namawiam, a tylko sobie tak hipotetycznie. Marzę, czy jakoś tak.

Niechęć do wszystkiego co piękne, humanistyczne i postępowe? Zgoda, winny! Marzenie o przyszłej kontrrewolucji, a nawet poniekąd próby działania na jej rzecz? Zgoda, przed tym zarzutem nie mógłbym się uczciwie (i bez jakiegoś ketmana) obronić. Jednak - i to być może nawet co bystrzejszy pracownik ABW mógłby w porywach zrozumieć - od wyjaśniania ludziom Ardreya do organizowania bombowych zamachów jest bardzo daleka droga. Że o ew. samobójstwie (w piątek, sobotę, czy nawet w inny dzień) nie wspomnę.

Do tego Polonu 210 praktycznie nie ruszam, Pavulonu też. Alkohol to dla mnie niemal już abstrakcja. Na drogach jestem przedziwnie ostrożny, poruszając się po nich niemal wyłącznie na własnych zelówkach. Cholesterol? Dokładnie nie wiem, ale właśnie dlatego nie wiem, że mnie to kompletnie nie interesuje. Jestem po prostu zdrowy i dziarski młodzieniaszek, mimo chronologicznie starczego wieku.

Mimo to, mimo tego, żem taki w sumie młody - NAPRAWDĘ ŻADNYCH ZAMACHÓW TERRORYSTYCZNYCH NIE PLANUJĘ! Ani do nich nikogo nie namawiam. Nie z powodów moralnych zresztą, tylko z obiektywnych - to po prostu nic nam w obecnej sytuacji nie da. Ale w końcu nie o moralne motywy tutaj chodzi, tylko o fakty - planowanie, zamierzanie, namawiania. W końcu nie o (posoborowym) zbawieniu mojej duszy teraz rozmawiamy, tylko o innych sprawach. No to ja tego właśnie NIE robię. I wątpię, żeby się to w przewidywalnej przyszłości mogło zmienić.

Tak że proszę do mnie w tej sprawie nie przychodzić, nie przysyłać mailów, nie dzwonić... A Masowy Samobójca (nie żebym naprawdę sądził, że mógłby mnie spotkać ten  poniekąd zaszczyt, ale w tym nieszczęsnym kraju niczego człek nie może już być całkiem pewien) mógłby się ew. zająć paroma innymi osobami. Nie żebym wskazywał palcem, co mogłoby być zinterpretowane itd., ale płakał w razie czego nie będę. A jak MS nieco pomyśli, to sam bez większego trudu wpadnie, o kogo by mogło chodzić.

No i żeby to wszystko na koniec zrekapitulować (i nie przeciążać za bardzo niczyjej inteligencji) - rekapituluję: ANI TERRORYSTYCZNYCH ZAMACHÓW, ANI SAMOBÓJSTW NIE PLANUJĘ! Ani na siebie, ani na nikogo innego! Ani też nie namawiam. (Jeszcze tego nie mówiłem?)

Gdybym zaś kiedyś zaczął głosić coś innego, proszę to brać z dużą dozą sceptycyzmu! A teraz proszę mi życzyć jeszcze co najmniej stu lat życia W końcu jak ktoś żadnych zamachów, ani samobójstw, nie planuje, to dlaczego by nie miał długo żyć? W tym szczęśliwym punkcie globu, gdzie nas czule umieścił miłosierny Los? Nie ma żadnego powodu!

Ludzi służbowo monitorujących sieć (a więc, pochlebiam sobie, i tego mojego bloga, choć taki trudny) proszę, by ten mój wpis starannie sobie zarchiwizowali i przynajmniej postarali się zrozumieć to co tu napisano TŁUSTYM DRUKIEM. Na żółtym tle, żeby było łatwiej zauważyć. Oczywiście nie chodzi o zrozumienie w pojedynkę, tylko z pomocą baterii potężnych serwerów. Takie jak te od ostatnich wyborów mogą być. Może się to kiedyś przyda. (Oby nie!)


triarius

środa, czerwca 29, 2011

Drugi tekst z cyklu "Dziewica dla leminga"

Nieprzyzwoitość: xxx (słownie 3) na xxxxxxxxxx możliwych (słownie 10)

* * *

Pewien rolnik zaobserwował, że jego kogut, wybierając się na obchód swego haremu (co czynił kilka razy dziennie, był to bowiem kogut nie byle jaki!), ubiera się zawsze w tym celu w lisią skórę, którą skądsiś wygrzebał i między obchodami chowa w ciemnym kącie kurnika.

Wypytywany na tę okoliczność, kogut stwierdził, cytuję: "Kury dostają dużo większego orgazmu, kiedy mam na sobie tę skórę, a mnie daje to więcej satysfakcji. Głównie chodzi o poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale nie tylko to." (Koniec cytatu.)

Na drugi dzień rolnik zabrał jednak kogutowi tę skórę, potrzebował bowiem jakiegoś prezentu dla swojej matki na imieniny. (Piotra i Pawła.) Wyczyścił ją porządnie z kurzu, pierza i czego tam jeszcze, i dał. Kogut z rozpaczy zapiał się wkrótce na śmierć, co z kolei sprawiło, że rolnik także poszedł się zapić - konkretnie do baru "Micwa".

Kiedy wrócił, czekała na niego ogromna micha rosołu. Żona powiedziała mu, że tego rosołu nagotowała na co najmniej tydzień, i to raczej dla głodnej dwunastoosobowej rodziny. "A w ogóle to zabawna historia. Zaraz po twoim wyjściu przyszła do mnie delegacja kur i poprosiła o natychmiastowe przerobienie ich na rosół. Nie mogą bowiem żyć bez swojego lisa."

"Tak? To dość dziwne!", rzekł rolnik, choć język mu się nieco plątał. Żona zaś uzupełniła z tajemniczym i jakby nieco bolesnym, a jednocześnie wniebowziętym uśmiechem: "Najbardziej urocza była ta ta najmłodsza, wiesz, ta co ją kogut poślubił w zeszły piątek. Ta ładna, z dużym biustem."

"I co ona?", spytał rolnik zaciekawiony. "Przyszła do mnie potem, jak już wszystkie wyszły, spuściła oczki i mówi, tak, słuchaj! Że ona by może nie chciała na ten rosół, bo młoda jest i jeszcze niejeden kogut... Wiesz. Ale jak jej koleżanki... Czy siostry może? Tak, powiedziała siostry. Jak jej one, mówi, wytłumaczyły, że już nigdy nie będzie jej żaden lis... To ona też się zgadza." Żona chłopa opowiadała to wszystko wyraźnie poruszona, raz to śmiejąc się, raz popłakując. Oczy jej błyszczały jak nigdy dotąd.

* * *

Jaki z powyższego morał? Zastanówcie się nad tym w domu. Przedyskutujcie tę kwestię z bratem/siostrą. (A jeśli z was naprawdę okropne świnki, to nawet z ojcem/matką.) Potem napiszcie krótkie wypracowanie na ten temat - nie mniej niż 5 stron A4, pojedyncze odstępy, nie mniej niż 25 znaków, nie licząc białego, w wierszu.

* * *

No dobra, spyta ktoś, a co to w ogóle jest? Jaki to ma związek z czymkolwiek, a już szczególnie z kontrrewolucją? Na co odpowiem, że przecież głównym naszym tu tematem jest akurat nie kontrrewolucja (choć oczywiście staramy się o niej nie zapominać), tylko "Dziewica dla leminga oraz szeroko pojęta Dupa i jej rola we Wszechświecie"!

Teraz się nie podoba tekst, z życia wzięty, o kogucie w lisiej skórze i zakochanym w nim haremie, wczoraj zaś - jestem tego niemal stuprocentowo pewien! - kręcił taki nosem, na temat pierwszego tekstu z cyklu, tego wczorajszego, że, cytuję: "Gdzie tu jest w ogóle coś o Dupie? Gdzie tu jest coś konkretnie o Lemingu i Dziewicach?!"

Mógłbym na to odpowiedzieć, cytuję: "A idź'że erotomanie jeden! Że się w ogóle nie wstydzisz!" Po czym bym mu zalecił szwedzką gimnastykę przy otwartym oknie, zimne prysznice, nie przejadać się, co najwyżej sześć godzin snu... Ręce oczywiście obowiązkowo na kołdrze! Prysznice prysznicami, ale alkoholik już zawsze będzie alkoholikiem i najmniejszy choćby łyk Beaujolais Nouveau ściągnie go ponownie w przepaść. Ufamy, oczywiście, ale też wiemy, że "kontrola jest najwyższą formą zaufania", jako rzecze Lenin.

Żeby zaś nie było, że tylko wymagamy i tylko kontrolujemy (mimo, że mamy na to błogosławieństwo Lenina, świeckie w dodatku), chcieliśmy dać takiemu komuś... Erotomanowi, żeby to brutalnie i bez ogródek określić... Podleczonemu, ale zawsze, do końca już na krawędzi... Chcieliśmy mu dać coś na pociechę. I stąd właśnie wzięła się ta powyższa historia.

Nikt nam nie może już teraz zarzucić, że obiecujemy pisać o Dziewicach i Dupach, a piszemy o przedszkolnych samczykach omega, które sobie lękliwie chronią kark przy byle konflikcie (czy o co tam w tym geście chodzi) i ich kształcunych, z dużego miasta matkach-wumlikach. Teraz już nikt nam nie może tego zarzucić, powiadam!

Że nie było jeszcze nic o dziewicach? A skąd wiecie, że ta urocza kurka z dużym biustem, ta co wiecie... Ta, która tyle radości sprawiła swemu kogutowi... Czy może lisowi... I która dodała tamtemu rosołowi więcej słodyczy, niż cała marchewka razem wzięta... (Zaprawdę, powiadam wam!) Więc skąd niby wiecie, że ona nie była dziewicą? Przed nocą poślubną znaczy? Ja właśnie mówię, że z całą pewnością BYŁA i że nie macie prawa rzucać oskarżeń!

Lemingi mamy tu, na tym blogu, często, i jeszcze, z Bożym przyzwoleniem, często będziemy ich mieli. Zresztą żaden erotoman (a kto nam się tu w końcu wykłóca, że spytam?) nie będzie się pieniaczył o Leminga. Co innego o Dupę i Dziewice, prawda? No to teraz w naszym cyklu była już Dziewica, na razie jedna, ale to też nie byle co. No i była Dupa, a nawet cały ich Harem.

A więc spokój! I grzecznie czekać na następny odcinek cyklu! Nie zapominając jednak o wypracowaniu na temat morału całej tej... Bajki? No nie, nie bajki, skoro to była sama i czysta Prawda - a nawet coś od Prawdy o wiele prawdziwszego. Więc spokój, do wyra i spać! Tylko pamiętać - ręce na kołderce!

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

środa, kwietnia 25, 2007

Ostatnia reduta tow. Blidy - zaiste dziwna sprawa

Na temat dzisiejszego samobójstwa tow. Blidy Barbary...

Otóż faktu, że pistolet wspomniana towarzyszka trzymała akurat w kiblu - w dodatku nabity (co wcale nie jest typowe), może nawet odbezpieczony - nie potrafię sobie wytłumaczyć inaczej, niż tak, że był on przeznaczony właśnie takiego użytku, a nie na przykład od obrony przed ew. bandytami. No bo przecież, gdyby napadł ją bandzior, to szansa, że na tyle przejmie się jej zadeklarowanymi fizjologicznymi potrzebami, by dać się zastrzelić, byłaby dość niewielka, prawda? Najpierw by ją zabił, albo ogłuszył, albo związał, puszczaniem jej do kible specjalnie by się nie przejmował.


Jeśli zaś naprawdę ten pistolet był przewidziany dokładnie na taką okazję - czyli na wizytę ABW (czy podobnej instytucji), a nie bandyty - to w głowie się kręci od wniosków hipotez. Z których pierwszym i najoczywistszym jest taki, że sprawa, w której ABW naszło tow. Blidę była bardzo, ale to bardzo poważna.

(20 kwietnia 2010: Wtedy widocznie nie wiedziałem, że to był rewolwer, a nie (półautomatyczny) pistolet. Nie żeby to coś istotnie zmieniało, ale parę sformułowań tutaj byłoby nieco inne.)


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo. (I takoż realny liberalizm.)