czwartek, lipca 12, 2007

Biężączka na dzień 12 lipca 2007

Dzisiaj będzie komentarz do aktualnych wydarzeń, co niektórzy z lekweważeniem nazywają "biężączką". Ale w końcu wystarczy porównać ile komentarzy ma pod swymi wpisami ten i ów, a ile ja, z mymi straceńczymi próbami syntetycznego zrozumienia współczesności i znalezienia sposobów, by polska prawica zaczęła wreszcie coś naprawdę robić, a nie tylko międlić wiecznie te same mantry, puszyć swymi biznesowymi osiągnięciami i oddawać pole europejsom i lewactwu, a w przypływach bojowego ducha żreć się właściwie wyłącznie pomiędzy sobą.

Z przykrością zawiadamiam, że żaden ze mnie dziennikarski detektyw - nikt mi na biurko smakowitych dokumentów nie podrzuca, nie pracuje na moją sławę żaden doborowy team gazowniczych praktykantów, itd. itd. Poza tym nie ta cierpliwość i w ogóle umysł zdecydowanie bardziej syntetyczny, niż analityczny. Co ma zarówno swoje dobre strony, bo jakoś większość mych politycznych proroctw się od dziesięcioleci sprawdza, jak i złe, bo Kassandra, jak to wiadomo z Homera, ani wielkiej popularności, ani wielkiej forsy, na swych talentach nie zdobyła. To będą najzwyklejsze prywatne refleksje, tyle że gościa, który zna się nieco na ludziach i na polityce, przynajmniej od strony jej obserwatora.

Otóż, wrogowie IV RP (żeby ich jakimś krótkimi i w miarę ogólnie zrozumiałym mianem określić) złapali nas, za pośrednictwem obecnego rządu, za... To znaczy, złapali obecny rząd, który nie zawsze był ponad krytykę, ale był jednak nas, w śmiertelną klamrę. Z jednej strony, jeśli A. Leppera nie oczyści się szybko z zarzutów, a wiadomo ile to u nas czasu musi zająć, to koalicja się rozpadnie. W dodatku wtedy, dla dania A. Lepperowi należnej satysfakcji, trzeba będzie zrobić czystki w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, a głowa jego szefa poleci. Co z pewnością nie jest PiSowi na rękę.

Z drugiej, jeśli Premier nie okazałby się absolutnie nieugięty w tej sprawie, korupcyjnej w końcu, więc wyjątkowo ważnej i dla PiS'u właśne i, choć z innych powodów, dla zwolenników PRL-bis, to nagonka medialna i "obywatelskie nieposłuszeństwo" doprowadzonych do szału moralnego oburzenia wykształciuchowskich mas i tak nie pozwoli mu trwać.

Czy Andrzej Lepper jest winny? Nie wiem, jak mówiłem, żadna ze mnie kataryna, bym chciał siedzieć w tych wszystkich dokumentach i zapisach wystąpień, lub choćby potrafił. Powiem jednak, że wykształciuchowskiej pogardy dla A. Leppera nigdy nie podzielałem, to że był 3 lata w PZPR to nie jest powód do chwały, ale nie przekreśla, że wyrzucał zboże to sprawa polityczna, którą całkiem akceptuję, a że kogoś tam dawno temu pobił - nie takie rzeczy działy się wokół mnie przez dużą część mojego życia, proszę uwierzyć. "Szambo to nie perfumeria", by zacytować klasyka, a III RP z pewnością przypominała to pierwsze, a nie drugie.

A. Lepper wydaje mi się być człowiekiem całkiem w porządku, nie mam bowiem wykształciuchowskich fobii wobec chłopa, choć nie jestem oczywiście też żadnym chłopomanem. Z pewnością jest dość inteligentny, by wiedzieć, iż jego polityczny trend jest wzrostowy i sporo potencjalnie przed nim. Byloby więc wielką głupotą, gdyby plątał się, szczególnie przy tym rządzie, w jakieś korupcyjne historie, które zawsze są przecież ryzykowne.

Z drugiej strony fakt, że ludzie wokół niego przeważnie nie są wielkimi idealistami (zresztą gdzie tacy są? może w PiS i LPR jest ich znacząca ilość, ale już na pewno nie w PO) i A. Lepper mógł im ulec. Co jednak nie wydaje mi się aż tak bardzo prawdopodobne, bo gość nie jest mięczakiem.

Teraz będzie dygresja... Oswald Spengler, jak niektórzy wiedzą, facet tak zbliżony do roli mojego "politycznego guru", jak to tylko w moim przypadku jest możliwe (czyli w sumie niewielkim, w porównaniu), choć w swej sławnej książce nie okazuje skłonności do żartów, zbliża się do niemal do ironicznego uśmiechu mówiąc o tym, iż nieco dziwne jest oczekiwanie, iż we współczesnej demokratycznej polityce, w której pieniądz jest praktycznie wszystkim, można na serio oczekiwać od polityków, iż nie będą próbowali z pomocą swej władzy zdobywać fortun - choćby na przyszłą, skuteczniejszą polityczną działalność. A więc, jeśli Spengler ma rację, a z pewnością ma, to PiS wplatał się w sytuację na dłuższą metę bez dobrego rozwiązania.

Widać zresztą, jak bardzo obecna sytuacja w naszym kraju potwierdza tezy Spenglera, że tylko liberalny doktryner cieszy się z "wolności prasy" i "braku cenzury", podczas gdy człowiek rozsądny wie, iż są one, a wraz z nimi "wolne słowo", tak samo w niewoli kapitału, jak kiedyś były, lub byłyby w niewoli innych, bardziej "wstecznych" i konserwatywnych sił. Po rodzimych (?) mediach widać przecież dobitnie, że nie wyrażają one istniejących opinii, tylko je tworzą. Czyli dokładnie tak, jak mówi Spengler.

Tworzą opinię, ale ostatnio nie idzie im z tym tak dobrze, jak wcześniej, ani zapewne tak dobrze, jak w innych, mniej "zacofanych" krajach. Inaczej przecież mielibyśmy teraz "Prezydenta z Gdańska" i "Premiera z Krakowa" i o ileż łatwiejsze byłoby życie wielu prominentów! ("Proszę uważać, bo tutaj po piwnicach kręcą się różni prominenci!", jak ponoć mówił cieć do Wojciecha Młynarskiego w samym początku lat '80 ubiegłego wieku.)

Jednak, jak to od wielu miesięcy przewidywał Stanisław Michalkiewicz, Berlin (być może przy pomocy swych sojuszników: brukselskich, moskiewskich, może jeszcze jakichś dalszych, np. eskimoskich, bowiem interesy są w dużej mierze wspólne) przeszedł w Polsce na ręczne sterowanie, więc właśnie mamy to, czego się można było spodziewać. Najpierw eskalacja żądań różnych związków i szemranych organizacji, teraz ta sprawa.

Zastanawiałem się ostatnio nieco nad tym, do czego właściwie dążą teraz w krótkim terminie ci wszyscy, którym obecna władza nie w smak. I nie mówię tutaj o o. Rydzyku, pod którego słynną wypowiedzią sam bym się obiema rękoma podpisał, choć z drugiej strony - znając perfidię i determinację naszych wrogów - wcale nie wykluczam, że to sfałszowane nagrania.

Mówię o tych wszystkich "obrońcach demokracji", obrońcach III RP, zwolennikach "zasypania dawnych uraz" (tyle, że urazy innych wobec nas oczywiście są całkiem inną sprawą), o "Europejczykach" itd. O całej tej moskiewsko-berlińsko-brukselsko-jerozolimskiej targowicy.

Myślę, że po zdruzgotanych już tyle raz nadziejach, kiedy to Jarosław Kaczyński okazał się być politykiem tyleż błyskotliwym, co bezwzględnym (w końcu to polityka, a nie perfumeria, więc nawet TW Beatę i inne brzydkie sprawy jestem mu w sumie gotów darować), nasi wrogowie nie marzą na krótką metę już o niczym więcej, niż o nowym POPiS'ie. Mając nadzieję, że PO weźmie mocno w garść przede wszystkim sprawy zagraniczne - co w tej chwili jest dla nich sprawą najważniejszą i nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego - a potem, stopniowo, będzie tak jak z UW i AWS'em.

(Czego chyba też nie muszę w szczegółach opowiadać.)
Jeśli to prawda, to zrozumiałe staje się zachowanie wielu agentów wpływu, "tak prawicowych, że aż strach", np. wśród blogerów. Nie chodziło bowiem o to, by przekonywać ludziach o w miarę choćby prawicowych przekonaniach, że SLD to cudo, a pedałowie powinni od jutra móc adoptować dzieci (wystarczy na razie, że nazywamy ich "gejami", to już postęp!). Tego się nie da tak łatwo osiągnąć, ale wszystko jest do zrobienia, czas i cierpliwość swoje robią, kropla drąży skałę...

No i, kiedy patrzę na niektóre, nagle powracające do życia i swych stęsknionych wielbicieli, "prawicowe" blogi, to moje przypuszczenie wydaje się ściśle potwierdzać. Może się mylę, ale w politycznych analizach zdarza mi się to NIESTETY dość nieczęsto.

Na razie chodziło by tylko, i aż, o to, by ludzie zaakceptowali POPiS. Kiedy? Gdy wybije taka godzina, że już nawet największa polityczna zręczność Premiera nie uchroni tej władzy przed upadkiem, lub w każdym razie bezsilnością. Czyli w zasadzie w najbliższych dniach.

Jeśli Jarosław Kaczyński z tego zdoła jakoś z sukcesem wybrnąć, to ślubuję, iż memu następnemu chłopcu, jeśli będzie i jeśli będę miał realny wpływ na jego imię, nadam na pierwsze Jarosław, na drugie zaś Lech. (Mimo, iż to pierwsze imię jakoś mi się z Rusią kojarzy, a drugie z jeszcze o wiele gorzej, bo z takim jednym panem, co mieszka ode mnie całkiem niedaleko i nawet jest ponoć patronem naszego Gdańskiego lotniska.)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz