Co do samej przyczyny rozpadu koalicji, a więc rzekomego udziału ówczesnego wicepremiera Leppera w przerażającej "aferze gruntowej", moje zdanie różni się chyba od zdania większości rodzimych prawicowców, choć akurat zdaje się tym zgadzać ze zdaniem rodzimego ultrasa i monarchisty p. Wielomskiego. Oto jak komentuje tę sprawę wspomniany pan:
Jest faktem, że PiS znajduje się teoretycznie w stanie krytycznym. Kaczyński miał większość, ale ją zniszczył. Zresztą zupełnie nie wiadomo po co. Nie widać w tym logiki. Raczej polityczną zabawę Wielkiego Rozgrywającego. Co więcej, afera wokół odrolnienia ziemi w Mrągowie spowodowała wielki wybuch miny politycznej w postaci ministra Janusza Kaczmarka, który zaczął ujawniać tajne szczegóły „pisowskich” operacji. Kaczmarek to chodząca bomba szczególnie niebezpieczna dla tego rządu, a dla premiera szczególnie. Można by powiedzieć, że to w nieco innym wymiarze niż kiedyś Afera Rywina.(Wytłuszczenie moje własne.) Całość tutaj. Zachęcam nawiasem do przeczytania tego tekstu, choć raczej nieco później. Opis tego, jak to Wielki Rozgrywający wkrótce cynicznie wykiwa Tuska, łamiąc słowo, jest uroczy. I przyznam, iż mam mimo wszystko nadzieję, że naprawdę zostanie zrealizowany. W końcu polityka to nie zabawa dla grzecznych dzieci, Tusk to Tusk, a na rządy kogoś lepszego od PiS i tak nie ma w tej chwili szansy.
Z powyższym cytatem się akurat zgadzam. Ja też widzę tę sprawę jako co najmniej nadmiernie rozdmuchaną, jeśli nie po prostu dość paskudną intrygę, która w dodatku wypaliła samym intrygantom w ich własne ryła. Co byłoby dla nich należytą zapłatą za takie machinacje, ale niestety to my chyba zapłacimy za tę ich głupotę więcej, niż oni.
Winy Andrzeja Leppera w tej sprawie absolutnie nie uważam za udowodnioną. Zresztą, gdyby tu chodziło naprawdę o interes Polski, który dla mnie polega w ogromnej mierze na stawianiu maksymalnie skutecznego oporu pogłębianiu się europejskiej integracji i dominacji Niemiec, to Adrzeja Leppera (założywszy oczywiście, iż miał zamiar zrobić coś zdrożnego) nie należało łapać na tym przestępstwie, tylko uprzejmie w cztery oczy poinformować, że wszystko jest obserwowane przez odpowiednie służby i nie ma szansy się udać. Tyle!
Dlaczego, spyta ktoś, skoro przecież chodzi nam przede wszytkim o uczciwe państwo? Po pierwsze, uczciwe państwo to takie, w którym do przestępstw nie dochodzi, i nie ma większego znaczenia, dlaczego nie dochodzi. Po drugie, sprawę brukselskiej i berlińskiej wszechdominacji uważam za absolutnie zasadniczą. Za lat trzydzieści Polska może nie tylko nie być już krajem suwerennym, zresztą i dzisiaj jest nim w dość ograniczonym stopniu, szczególnie, gdy uwzględnimy, kto trzyma środki przekazu i kto posiada immunitet wobec wszelkiej krytyki, przy którym wszelkie parlamentarne immunitety wyglądają jak pistolet na wodę przy czołgu Abrams... Nie tylko krajem suwerennym, powiedziałem, ale nawet nie prawdziwą grupą folklorystyczną, na co nam zezwolił przecież nawet Wujaszek Stalin.
Epoka państw narodowych, przynajmniej w tym sensie, że niemal każdy naród ma swoje państwo, wyraźnie mija, a Polska, w stanie, w jakim się znajduje (ze zrozumiałych powodów, wiem, ale to nie zmienia faktu) z pewnością nie rokuje nadziei na wejście do ścisłej elity tych krajów, które będą miały jakieś realnie znaczące własne państwo. Zaś naród bez własnego państwa, w sensie realnym oczywiście, bo państwem można nazwać co się tylko chce, jeśli ma się odpowiednio silną baterię broni medialnej, szybko roztopi się w obecnym globalnym świecie. Szczególnie, że potężnym siłom na tym właśnie zależy i skutecznie działają w tym właśnie kierunku. W dodatku wobec Polski akurat te siły zdają się mieć jeszcze mniej względów, niż wobec państw i narodów w ogólności.
A więc, tak jak ja to widzę, ideologiczny front jest obecnie wyjątkowo wyraźny i przebiega w ten sposób: z jednej stron ci, którzy pragną "zjednoczonej Europy", "postępu w dziedzinie praw człowieka", "przemiany obyczajów w stronę większej otwartości", "odrzucenia dawnych, związanych z chrześcijaństwem struktur i zachowań", itp. itd., z drugiej zaś ci wszyscy, dla których te wszystkie rzeczy są co najmniej podejrzane, jeśli nie wstrętne, zaś najważniejsze jest zachowanie tożsamości Polaków i maksimum polskiej suwerenności.
I PiS, żeby do niego wrócić, wydawał się mi całkiem długo formacją, która walczy właśnie po tej drugiej, tej mojej, stronie barykady, choć wobec ogromnych trudności i przeciwieństw, raz po raz musi iść na kompromisy, a także gra z wrgiem, próbując co chwilę coś mu urwać, samemu zbyt wiele nie tracąc. Teraz, w świetle ostatnich wydarzeń, to moje przekonanie zostało praktycznie zrujnowane. Gdybym nie był człowiekiem wiekowymi i dość z natury sceptycznym, przynajmniej w sprawach polityki, powiedziałbym chyba, że czuję się oszukany.
Obecnie główny gracz polskiej sceny politycznej Jarosław Kaczyński - główny oczywiście spośród oficjalnie, demokratycznie wybranych polskich polityków oczywiście, ponieważ są, w Polsce i poza jej granicami, i inni gracze, być może bez porównania potężniejsi, o czym się niestety być może rychło przekonamy - jawi mi się jako coś w rodzaju podwórzowego Machiavella, który gros swej energii i przemyślności przez swój czas u władzy złużył na realizację swej ideologicznej utopii. Czyli na to, by zniszczyć wszystko na prawo od PiS'u (w końcu dość mdłej centrowej chadecji i żadnej autentycznej prawicy) i podzielić całą rodzimą polityczną scenę pomiędzy centro-prawicę, czyli PiS, oraz centro-lewicę, czyli Platformę.
I niech nikt nie mówi, że "przecież Platforma to jest prawica, bo to liberałowie". Jeśli dla kogoś liberalizm jest esencją prawicowości, albo chociaż prawicową cechą, to trafił na nieodpowiedni blog, sorry! Poza tym ten cieniacki liberalizm oznacza równie niewiele, co niegdysiejsze "Nicea albo śmierć", choć oczywiście Platformie naprawdę by nie pasowały jakiekolwiek uczciwe rozliczenia z polityką i osobą Balcerowicza, czy wiekopomnym programem NFI. O tyle, to oni rzeczywiście są liberalni. W końcu "liberalizm to lewactwo sklepikarzy i aferzystów", prawda?
A więc nasz podwórzowy Machiavelli - cóż, każdy naród ma takiego Machiavella, na jakiego zasłużył - wyraźnie bardziej ceni sobie uznanie salonu i warsiaskiej elity, o brukselskiej już nie mówiąc, i poświęcił masę wysiłku na zniszczenie Andrzeja Leppera. Ja uważam, że może Samoobrona ma sporo wad (kto zresztą, i która partia w szczególności, ich nie ma?), ale Andrzej Lepper jest właśnie znacznie lepszy, od przeciętnego lokalnego działacza Samoobrony. W końcu do tej partii przynęciło się masę ludzi, próbujących się jakoś w tej balcerowiczowskiej, liberalnej, rzeczywistości urządzić i nikt ich dokłanie nie sprawdzał i nie prześwietał. Trudno się więc dziwić, że są tam męty.
Choć przyznam, że "afera seksualna" całkiem do mnie nie trafia. Widać jestem przedpotopowa szowinistyczna męska świnia. To, że jakaś niewiasta się prostytuuje - za forsę, czy za posadę, to jest jej sprawa, a nie moja, a już z pewnością i nie służb specjalnych. I kto z tego korzysta, to też nikogo nie powinno obchodzić. Oczywiście, jeśli chdzi o stanowisko opłacane z pieniędzy podatnika, systuacja jest nieco inna, bo to tak, jakby prostytutkę, albo cokolwiek zresztą, opłacano z moich, podatniczych pieniędzy. Poza tym jednak - hulaj dusza, jeśli mnie spytać! Tak samo z zatrudniamiem krewnych w biurach poselskich zresztą. Co komu do tego?
Skoro już jesteśmy przy aferach, to powiem, że "taśmy Beger" nigdy mnie dotąd specjalnie nie szokowały, bo ukazana tam "korupcja" nie podpada chyba pod żadne oficjalne paragrafy. Teraz jednak poszczególne kawałki całej misternej układanki naszego Machiavella dla biednych wydają się wpadać na swoje miejsce... PiS rzeczywiście cały czas dążył do zniszczenia leaderów obu koalicyjnych partii, aby przejąć tych partii członków (a być może coś jeszcze). To by nie było może aż tak straszną rzeczą- w końcu polityka to dość brudna sprawa - gdyby nie dotyczyło partii poniekąd zaprzyjaźnionych; gdyby nie wynikało z żałośnych motywów, jak to: utopijne pomysły na przyszły system partyjny kraju, ęteligęckie fumy Premiera i jego chęć przypodobania się wreszcie warsiawskiej elicie.
Teraz uważam, że Samoobrona i Renata Beger miała pełne prawo nagrać te taśmy, i że ujawniają one bardzo paskudne, od samego początku nielojalne zachowanie PiS'u. I nie dziwię się, że co najmniej od tamtego momentu Samoobrona, a także LPR, PiS'owi absolutnie nie ufały. Można w polityce robić różne niezbyt piękne rzeczy, dla mnie osobiście można by nawet dążyć do dyktatury... Ale dyktatura, z której wszystkie korzyści będą mieli Niemcy, Bruksela i ci tam odwieczni Eskimosi, to już lekka przesada. A jeśli by się PiS'owi udało wyeliminować Samoobronę i LPR, to przecież za dwa lata każdy sprzeciw wobec Unii Europejskiej i każdy głośno wyrażony pogląd nieco na prawo od różowego chadeckiego pisowego centrum, będzie oznaczał jednodniowe badania w Tworkach... Na razie, potem może być znacznie gorzej.
A więc, kiedy Premier z dumą ogłasza, że przepędza min. Giertycha i przywraca Gombrowicza, to sorry, ale traci w tym momencie resztki mego poprarcia i zaufania. Które, nawiasem mowiąc, zaczął tracić w wyniku sprawy TW Beaty. Pamiętacie? Do tego czasu nie było żadnych sfingowanych ubeckich papierów! Teraz za to są. Nie ma za to żadnych wyników komisji bankowej, żadnych wyroków za postkomusze przekręty... Jest za to przyrost naturalny, tylko przypominam sobie mgliście, że PiS był przeciw becikowemu, które zostało wprowadzone dzięki głupiej przekorze Platformy, a pomysł był przecież LPR'u. Teraz przydaje się, jako kolejny sukces PiS.
Jeśli rozumiem taśmy Beger, to nagrywanie przez ministra sprawiedliwości półprywatnej rozmowy z wicepremierem uważam za rzecz całkiem kompromitującą. Teraz już nie tylko wśród postkomuny i dziennikarskiej menażerii nikt nikomu nigdy nie zaufa, ale nawet na polskiej prawicy (choć ta prawica jakaś taka bardziej przypominająca meduzę z Zatoki Gdańskiej - bladoróżowa i galaretowata). I o to przecież chodzi, żeby Polacy, pomiędzy cieniackim jałowym ględzeniem a pisowskimi manipulacjami - tyleż cynicznymi, co głupimi - do końca stracili zaufanie jeden do drugiego, o zaufaniu do jakiejkolwiek rodzimej władzy już nie mówiąc, i z rozkoszą poddali się w całkowite władanie obcym.
Nawiasem mówiąc, mamy Święto Wojska Polskiego i rzygać mi się chce na te historyczne przebierańce i cały ten bełkot. Jeśli to jest patriotyzm, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego! To coś równie autentycznego i tyleż z armią mającego do czynienia, co Dorzynki za Gierka.
No to może jeszcze fragmencik oficjalnego tekstu jednej z naszych firm żeglugowych, który przypadkiem wpadł mi w oko. Chodzi o porty w Szczecinie i Świnoujściu.
Jednym z atutów jest bliskość stolicy Niemiec - najbogatszego państwa w Unii Europejskiej. To właśnie Berlin, a nie Paryż czy Londyn coraz częściej uważany jest za stolicę Europy. Podróż ze Szczecina do Berlina trwa zaledwie półtorej godziny.Żadnej polityki, tylko interesy. Konkretnie, szczerze i od serca. Niby nic, a cieszy, prawda?
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz