Pamiętam z dzieciństwa pewien fragment czyichś wspomnień na temat wielkiego fizyka Nielsa Bohra. Sam tego nie czytałem, bo aż tak mnie fizyka nigdy nie interesowała, ale akurat to opowiedział mi ojciec i zapadło mi to w pamięć.
Otóż Niels Bohr podobno uwielbiał filmy, a szczególnie westerny. Nigdy jednak nie wiedział, czy kowboj który pije w barze to ten sam, który 10 minut temu strzelał do innego kowboja, czy też ten, co w poprzedniej scenie szczypał w tyłek szansonistkę. Chodził więc zawsze do kina z kimś ze znajomych i zadawał mu bez przerwy całkiem absurdalne dla zwykłych ludzi pytania o takie właśnie sprawy. Ale strasznie go mimo wszystko te westerny podniecały.
To mi akurat zapadło w pamięć, bo sam mam dość podobne właściwości i też dziwnie słabo ludzi pamiętam. Jednak było w tych wspomnieniach więcej rzeczy, które mnie zainteresowały. Otóż Bohr, czego co bystrzejszy Czytelnik pewnie sam się domyślał, nie był jedynie westernowym idiotą, bo swoją wyjątkową w kwestii filmowej niepojętność okupował czasem nieoczekiwaną błyskotliwością. Znalazł na przykład naukowe wytłumaczenie faktu, dlaczego dobry kowboj - który zawsze wyciąga, w sensie zaczyna wyciągać, rewolwer jako drugi, dopiero kiedy czarny charakter to zrobi by go skrzywdzić - strzela mimo to pierwszy.
Teoria ta głosi, że proces wyciągania u naszego kowboja przebiega znacznie szybciej, ponieważ reaguje on na konkretny sygnał, jakim jest oczywiście wyciągnięcie rewolweru przez agresora. Tamten zaś, żadnego sygnału nie ma, przez co jego wyciąganie rewolweru jest rozmemłane i niezbyt szybkie. Po prostu nie decyduje się on na to w jednym momencie, tylko różne władze jego psychiki mobilizują się kolejno i bez synchronizacji.
Przy okazji wyjaśnia to przepięknie dlaczego, kiedy mamy dwóch niedobrych, albo neutralnych, kowbojów, to i tak żaden z nich nie spieszy się, by wyciągnąć spluwę jako pierwszy. (Dlaczego tylko ci, ktoś zapyta. No bo dobrzy do siebie przecież nie strzelają! Na pewno nie w filmach w każdym razie.)
Trudno oczywiście tak bez przeprowadzania starannych badań udowodnić, iż ta różnica stopnia mobilizacji, która niemal z pewnością występuje, wystarczyłaby, aby w skompensować opóźnienie wynikające z tego, że nasz kowboj zaczyna akcję dopiero gdy dostrzeże i zareaguje na akcję przeciwnika. Bardzo możliwe, że nie, i że sukcesy dobrych kowbojów wynikają przede wszystkim z konwencji filmowej i upodobań publiczności. Jednak samo hipotetycznie opisane przez Bohra zjawisko najprawdopodobniej istnieje, jeśli mam wyrazić własną intuicyjną opinię na temat działania ludzkiej psychiki.
Po co ja to teraz opowiadam? Ponieważ ma to pewien związek z mediami, media zaś stanowią z dnia na dzień coraz większy problem dla patriotycznych i prawicowych Polaków. Zresztą zawsze były wielkim problemem, po prostu nie uświadamiano sobie tego aż tak wyraźnie. Jednak Oswald Spengler, w wydanej równo 90 lat temu książce, sugeruje, że: "Nasuwa sie refleksja, że dla demokraty starej daty celem musiałaby być nie tyle 'wolność prasy', co 'wolność od prasy'". "Demokrata starej daty" to ktoś, kto naprawdę wierzy w suwerenność ludu, a nie cieszy się totalną niemal władzą skrytej w cieniu oligarchii, manipulującej tym ludem, m.in. za pomocą prasy właśnie. (Telewizji wtedy oczywiście nie było, a nawet radio było w powijakach, dlatego mowa jest jedynie o prasie.)
Zastanawiam się od jakiegoś czasu nad tym wszystkim, co prasa z nami robi... Poza po prostu kłamaniem, opluwaniem i oszukiwaniem. Chodzi mi o takie subtelniejsze, czasem nawet nie do końca świadome, oddziaływania, które jednak sprawiają, że wszystko, co do niedawana było w miarę stabilne i powszechnie uznawane za wartościowe, przestaje takim być, że ludzie przestają mieć osobowość, honor, własny rozsądek... W sumie, że wszyscy coraz szybszym krokiem zdajemy się ostatnio podążać do rzeźni, w której już czekają lewaccy totalitaryści.
Udało mi się znaleźć sporo tego typu oddziaływań. I przyznam, że intelektualną satysfakcję z ich odkrycia przesłania mi znacznie przerażenie, jakie mnie ogrania, kiedy o tym myślę. Deo volente opiszę te moje obserwacje w przyszłych tekstach, na razie chciałbym przedstawić tylko jeden taki czynnik. Może ktoś już zgadł - mający pewien związek z kowbojami Nielsa Bohra.
Otóż zadając sobie pytanie, czemu może dziać się tyle rzeczy, które jeszcze niedawno wywołałyby potężny wybuch społeczny, dzisiaj zaś nie dzieje się zupełnie nic, poza paroma wpisami na blogach, zauważa się, że, dzięki naturze dzisiejszych mediów, ludzie dowiadują się różnych rzeczy - choćby najgorszych i takich, które kiedyś wywołałyby wybuch - w różnym czasie. W dodatku często nieskoncentrowani, zajęci czym innym itd. Potem zaś słyszą na ten temat zamulające umysł komentarze, wsparte sondażami, wykazującymi, że nikt się nie przejmuje, albo nawet każdy dostaje orgazmu.
Jeśli to nie zabrzmiało zbyt konkretnie i zrozumiale, podam na przykładach o co mi chodzi. Otóż z demokracją nie jest ostatnio najlepiej - jacyś macherzy w jakichś Brukselach czy Berlinach o nas decydują, my na to żadnego wpływu nie mamy, nikt za nic nie odpowiada, powszechna miłość i "Oda do radości", zgoda? Ale przecież to nic nowego! Jak tu się buntować, skoro red. Wołek z tow. Lityńskim i paroma innymi wprost to już nam powiedzieli. Że mianowicie: "teraz odchodzimy od dawnego pojmowania demokracji do demokracji elitarnej".
Pytał mnie ktoś czy chcę "demokracji elitarnej"? Z elitą w postaci red. Wołka i Brukseli na dodatek? Nie pytał. Ale mi to powiedział. Gdyby to powiedziano pół milionowi ludzi w oczy, może by się coś wydarzyło. W końcu wybuchów jak ten na Wybrzeżu w '70 nie da się po prostu wytłumaczyć miłością do kiełbasy i nagłym niezrozumiałym zanikiem instynktu samozachowawczego, a znaczne łatwiej faktem, że na raz wielu ludzi poczuło, że inni poczuli to samo. Konkretnie że im napluto w twarz. I tak to właśnie wtedy zrobiono, bo była to niemal na sto procent prowokacja. Więc tak to musiało być zrobione i przy następnej prowokacji także będzie musiało być podobnie zrobione.
Jednak kiedy się nie chce wybuchu? Wtedy takie rzeczy ogłasza się po kropelce, mówi się o tym w "elitarnych" wieczornych programach dla niedokształciuchów... Tu jeden raz, potem za dwa tygodnie napisze się w gazetce, za tydzień ozwie się jakiś ałtorytet... No i potem niby wszyscy wiedzą, a jednak psa z kulawą nogą przecież nie zainteresowało. Ja np. zgłupieję i zacznę krzyczeć: "Demokrację nam gwałcą!", a wtedy red. Wołek uśmiechnie się pobłażliwie i powie: "odgrzewane kotlety, dawno o tym mówiliśmy i nikt nie zgłaszał reklamacji".
Dla mnie to jest sprawa oczywista, choć, jak powiedziałem, tego typu niedostrzeganych zazwyczaj oddziaływań mediów jest o wiele więcej. I nie tylko ja tego typu zjawisko, jak to przed chwilą opisane, zauważyłem. Trzy dni temu widziałem w salon24 tekst na temat oświadczenia pewnego niemieckiego profesora politologii, że "Niemcy nie są już krajem demokratycznym". (Można sobie tego chyba poszukać w salon24, ja potem poszukam link i ew. tu wkleję.)
O co konkretnie tam chodziło nie ma tutaj sensu omawiać, lepiej po prostu przeczytać tamten tekst. Ale argumenty były potężne. Takie, które teoretycznie powinny wywołać jakąś większą burzę. Jednak oczywiście o żadnej burzy nie słychać, tylko są tam jakieś strajki całkiem z tą sprawa nie związane. Jednak autor tego blogowego tekstu, wpisu znaczy, sam formułuje przypuszczenie, że ten tekst mógłby być takim właśnie "balonem próbnym"... Tak się to zazwyczaj nazywa, choć w istocie chodzi tu nie o "próby", tylko właśnie o rozmycie momentu, kiedy jakaś niewygodna informacja dotrze do "opinii publicznej" (jeśli o takim czymś jeszcze można w ogóle na serio mówić).
Potem, kiedy ktoś zauważy i zacznie wołać, że "Niemcy nie są już demokratyczne", światli i postępowi odpowiedzą mu z pobłażliwym uśmiechem: "Przecież mówiliśmy już o tym wielokrotnie i jakoś nie protestowałeś! Milczenie potraktowaliśmy jako wyraz zgody. Wtedy ci to nie szkodziło, to dlaczego nagle zaczęło ci szkodzić w tej chwili? Czy to nie jest jakaś nieczysta polityczna gra?"
I jak tu nie kochać mediów? Chyba tylko człek całkiem bez serca i sumienia mógłby być takim zwyrodnialcem!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Tigre,
OdpowiedzUsuńno ale jak z tym walczyć?
Mamy, niestety, w stosunku do lewactwa obsuwę kilkudziesięcioletnią w wyścigu do lejc.
Cała nadzieja jest chyba w prowokowaniu ostrych konfliktów i podziałów z naszej strony.
Zaadoptować metodę żydowską. Krzyczeć zawsze, wtedy kiedy biją, i (zwlaszcza) wtedy kiedy nie biją. Szkalować lewactwa nie musimy, ich własne prawdziwe poczynania w zupełności do tego wystarczą. I przede wszystkim, nigdy, ale to nigdy nie odpuszczać. Dobić, przebić osikowym kołkiem i odj..ć łeb szpadlem. Medialnie oczywiście, a wtedy w realu będzie to czystą formalnością. Na szczęście im monopol trochę popuścił. Teraz łomem wrzawy prawdy w to pęknięcie, zanim zasklepią.
OdpowiedzUsuń@ nicpoń
OdpowiedzUsuńJeśli tego sobie nie uświadomimy, nie uda nam się nic zmienić na pewno. Nawet wiedząc, że łżą, niewiele w sumie zmienimy i będą nami manipulować na setki sposobów. O których jeszcze może kiedyś napiszę.
Cała ta nasza medialna cywilizacja jest cywilizacją schyłku, a może nawet gorzej, bo rozkładu (czyli aktywnie się przyczynia do schyłku). Rozkłada wszelkie wartości SAMA PRZEZ SIĘ, niemal niezależnie od treści, które oficjalnie przekazuje. Tradycyjne wartości, ale innych w sumie chyba nie ma.
Stwarza sytuację, w której jedyną alternatywą dla totalnego chaosu i powszechnej rzezi, będzie rząd światowy - z logicznej konieczności, ale także z przekonań ludzi, którym się taka idea podoba, totalitarny oraz lewacki, ponieważ ludzi będzie trzeba sprowadzić do najmniejszego wspólnego mianownika i zatomizować, aby miało się to szansę udać.
Chyba nikomu z nas się taka perspektywa nie podoba? Ja już wolę chaos i rzeź, bo z tego coś może potem powstać i w tym nie ma gwarancji, że najgorsze brukselsko-lewackie ścierwa będą od razu miały wszystkie atuty.
Pozdrawiam
@ mustrum
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, ale chyba nie do końca. Za Żydami przemawia nie tylko, albo nie przede wszystkim nawet, robienie histerii przy każdej okazji, kiedy im się to opłaca, ale po prostu SUKCES.
Ich bóg im obiecał że zaludnią ziemię i wyplenią swoich wrogów? Wyglądało, że to bujda, a tu co mamy? Kto rządzi światem, o Polsce już nie wspominając? I jaki jest historyczny trynd? Który będzie się trzymał tak długo, jak długo smętne resztki naszej cywilizacji będą miały jakąkolwiek podmiotowość?
Nam też najbardziej ze wszystkiego potrzeba SUKCEóW. Czyli zamożności Artura (choć nie tylko zamożności), sprawnego działania, nie żarcia się między sobą bez sensu, pokonywania wrogów w taki czy inny, ale bolesny dla nich sposób...
Tylko to może naprawdę coś zmienić. Chytre żydowskie sposoby mogą się do tego przydać, zgoda, ale byłbym za potraktowaniem tego wszystkiego w sposób modułowo-hierarchiczny. Czyli np. nie, że "Konserwatyzm, Antykomunizm, Gospodarka Rynkowa", tylko np. "warstwa 1. Polski interes narodowy, Wartości konserwatywne; warstwa 2. wolność jednostki, w tym ekonomiczna..."
I różne sztuczki, choćby były bardzo skuteczne, nie powinny nam przesłaniać hirarchii priorytetów.
NP. siła Polski jest niezwykle ważna, zależy ona oczywiście w dużym stopniu od ekonomii, rynek jest dobrą sprawą dla rozwoju ekonomicznego i zakłada mało kontroli, co nam pasuje do rodzaju obywateli, jakich chcemy mieć, więc staramy się go faworyzować... Ale nie tak, że różowe golarki są najważniejsze, bo tak nam mówią jakieś pseudo-religijne dogmaty. Środki są tylko środkami.
A sukces w sumie jest najważniejszy. Wiem że trudno go łatwo zagwarantować czy nawet zdefiniować, ale warto sobie powiedzieć o co naprawdę w historii i polityce chodzi.
Pozdrawiam
Tygrysie,
OdpowiedzUsuńno widzisz, tutaj sie jednak róznimy od siebie nieco, bo ja mimo wszystko nie uwazam, że totalny chaos i rzeź to jest to, co chciałbym sprowadzić na świat i w ogniu tego wszystkiego kuc jakąs nową rzeczywistość. To mnie się strasznie lewackie w gruncie rzeczy wydaje. Oni tez na zgliszczach chcieli budować domy szklane i chuj z tego wyszlo. Troche pewnie z tego powodu, że trzeba gigantycznej pychy, by sie do takiego planu posunąc a pycha, jak wiadomo, skutkuje syfem z reguły gorszym niz to, co miała załatwić.
Ale o takich rzeczach na powaznie i twórczo to chyba mozemy fejs tu fejs pogadać tylko. Po to zresztą ten weekend bloggerski chce zrobic. Żeby ruszyć pewien temat.
@ Nicpoń
OdpowiedzUsuńAle ja się wcale nie napalam na zrobienie chaosu i rzezi! Uważam, że tak po prostu prędzej czy później będzie, chyba że ktoś to wcześniej weźmie za mordę.
System bankowy, który przecież produkuje forsę jak najlepsza piramida finansowa, musi się w końcu załamać. Ludność gwałtownie infantylnieje, mechanizmy generacji elit są już niemal dokładnie przeciwskuteczne, inicjatywa siada, a jeśli ktoś jakąś ma, to produkuje różowe golarki i programy rozrywkowe udające samo życie albo publicystykę.
W dodatku oni przecież cały czas dokręcają śrubę - czy możesz co do tego mieć cień wątpliwości? Więc jeśli coś po drodzie nie trzaśnie, to im się uda - nie dlatego, by byli tacy mądrzy, czy mieli tak dobrą metodę, ale ponieważ (co S. przewidział i oczym pisze b. precyzyjnie), dzisiejsi ludzie to już bierne bydło, które się nie ruszy, choćby nie wiem co.
A wojsko się nie ruszy, bo jest wykastrowane i skurwione od wojny co najmniej, więc nie ma po prostu możliwości, by coś stanęło nowemu totalitaryzmowi naprzeciw, o ile właśnie nie zacznie się wszystko walić.
Dla Ciebie nie musi to oznaczać od razu tragedii - masz co jeść i co najwyżej sobie postrzelasz - ale w wielkich miastach to będzie naprawdę rzeź i dodatnie sprzężenie zwrotne. I masakra o jakiej świat dotychczas nie słyszał, przynajmniej poza samym frontem którejś z wielkich wojen. Dla mnie nie ma cienia innej możliwości, albo albo.
Bo że ludek jest totalnie wykastrowany i ogłupiony, to się chyba zgodzisz? Nawet religię weź - cały ten kult JP2 w połaczeniu z ekumenizmem i innymi pierdołami - toż to przecież spenglerowska "druga religijność" i nic już z tego się nie może urodzić.
Nie oszukujmy się, jesteśmy ostatnimi Rzymianami. (A ja se akurat, jako taki ktoś właśnie, słucham Jordi Savalla w "Estampies & Danses Royales - Le Manuscrit du Roi ca. 1270-1320. Co nam bowiem pozostaje? Przynajmniej zanim pojawi się jakaś okazja do działania?)
Pozdrawiam
NAPISAŁEM LIŚCIK DO PIEPRZ..BRUXELI HUEBNER:
OdpowiedzUsuńDO
PANI KOMSARZ
D. HUEBNER
Wobec braku Pani reakcji na moje pismo z dnia 2 maja br,
pytam ponownie -
-jak to mozliwe, że toleruje Pani sytuację braku polskiego brzmienia następującej zasadniczej strony info, dotyczącej struktury i prac KOMISJI EUROPEJSKIEJ, ktorej funkcjonariuszem jest Pani :
http://ec.europa.eu/contact/dg_en.htm
Brak tego tłumaczneia uważam za skandal, za poważny błąd w pracy Pani urzędu.
Oczekuję rzeczy elementarnej,
tj natychmiastowego spowodowania publikacji str. http://ec.europa.eu/contact/dg_en.htm
w polskim brzmieniu.
Z poważaniem,
( - )
Inż. ......
33-100 Tarnów ul ......
mail to: ......
mob.phone .......
do wiadomości
SEJM RP
PREZYDENT RP
SENAT RP
PREMIER RP
-------------
Absolutne zero odpowiedzi...
@ wilre
OdpowiedzUsuńI tak trzymać! Dać tej swołoczy coś do roboty. ;-)
Z drugiej strony mnie to specjalnie nie dziwi, że oni nie odpowiadają. To może nawet być oznaką czegoś dość optymistycznego - tego mianowicie, że naprawdę nie spodziewali się tak zdecydowanego oporu ze strony niektórych, i nie są nań przygotowani.
Nie powinniśmy się oszukiwać, na razie jeszcze im żadnej krzywdy nie robimy (słuchaj Zemke!), ale próbujemy robić i w miarę postępów ojroraju nasila się bezczelność kontrrewolucji. Oczywiście jest nas na razie garstka (słuchaj Zemke!), ale my w ostateczności jesteśmy gotowi zginąć za nasze pzekonania, a kto jest gotów zginąć za Ojropę?
Tak nawiasem, to to samo retoryczne pytanie postawił w puencie swego niedawnego tekstu St. Michalkiewicz, ale ja też o tym od dawna myślałem, bo to ma znaczenie i to jedna z naszych najmocniejszych broni. Niestety nie ma wiele innych, przynajmniej na razie.
Przewidywałem w każdym razie, że ich to może zaskoczyć. Bo jeśli nie, to już chyba niewiele zwojujemy i trza spokojnie doczekać katastrofy.
I naprawdę dobrze by było nieco ich tam podręczyć demokracją, od której w końcu całkiem oficjalnie jeszcze się nie odcięli. I może to im nawet nieco utrudni to wzniosłe zadanie.
Pozdrawiam