piątek, stycznia 09, 2009

Główne tezy

"Czyż niedźwiednikiem jestem, żebym na zadnich łapach chodzić uczył?" Że zacytuję, nie pamiętam już kogo. Ale wy ludzie zmuszacie mnie niestety do zostania właśnie niedźwiednikiem. Są książki, z których się można nauczyć Ardreyów i Spenglerów, są sekcje (i to nie tylko zwłok), gdzie można się wyszkolić w BJJ i innych metodach bicia brzydkich ludzi... I tak dalej.

Ale wy nic, tylko niczym głodne pisklęta wrzeszczycie: "daj nam bryka, powiedz nam prostym językiem co i jak!" Niech wam będzie, choć właściwie to jeszcze powinniście dodać: "bo jutro klasówka!" I zapłakać.

Dobra, niech będzie. Łaskawym. Pisklaki wy moje, niedźwiadki spragnione nauki. W końcu jaką ja mam gwarancję, że jeśli któryś z was nawet przeczyta, to naprawdę zrozumie? A więc oto Główne Tezy różnych umysłowych prądów, z którym się akurat utożsamiam. Streszczę je własnymi słowami i całkowicie na moją własną odpowiedzialność, ku waszemu pożytkowi i zbudowaniu. (Jakem niedźwiednik, którym mnie w swej łaskawości uczyniliście.)


Główne tezy Ardreyizmu:

1. Człowiek jest tym kim jest o wiele mniej z powodu swej, faktycznie niezwykle rozwiniętej, kory mózgowej, a znacznie bardziej z tego powodu, iż od milionów lat (sorry przyjaciele chrześcijańscy fundamentaliści, ale w tym konkretnym przypadku powiem szorstko - na drzewo!) polował zbiorowo i za pomocą broni. Wszystkie niemal ludzkie cechy, od najszlachetniejszych i najsłodszych, po najbrutalniejsze i najbardziej obrzydliwe, tutaj właśnie mają swe źródło.

2. Człowiek jest częścią biologii i, wbrew temu co sobie i innym wmawiają różni tacy, nie zwierzęciem hodowlanym, ale jak najbardziej dzikim. Jeśli zbyt pogwałci prawa rządzące ewolucyjnym sukcesem i zagładą gatunków, jego obecny ogromny ewolucyjny sukces zamieni się bardzo szybko w klęskę i całkiem prawdopodobnie rychłą zagładę.

3. Etyka ma biologiczne podstawy i np. zwierzęta nie to, że nie mają etyki, co właśnie mają ją jak najbardziej, tyle że (mniej lub bardziej) sztywno zakodowaną (jak i różne inne swoje instynkty), zaś u nas jest to bardzo otwarty (mówiąc językiem informatyki) program, w którym (obecnie) wielką rolę odgrywa kora mózgowa i kultura.

To by były te najważniejsze, które mi teraz, w środku nocy, przyszły na myśl. Oczywiście mądrych tez Ardrey stawia w swych czterech sławnych (?) książkach i różnych pomniejszych pismach znacznie więcej.

* * * * *

Główne tezy Spengleryzmu:

Liniowy rozwój całej "ludzkości" jest bzdurą, a cywilizacje (w pospolitym rozumieniu tego słowa!) są czymś zbliżonym do żywych organizmów, które się rozwijają zgodnie ze swym wewnętrznym potencjałem, a potem dochodzą do dojrzałości, by w końcu zacząć się starzeć i... prędzej czy później zejść do grobu. (Warto dodać, że dzisiaj tę samą myśl można by było wyrazić w języku cybernetycznym, np. że to nie tyle organizmy, a układy samosterujące z homeostazą, i byłoby super naukowe, a nie jakieś takie, jak się wielu wydaje "czysta metafizyka".)

Nie chciałbym tutaj wprowadzać spraw czysto terminologicznych, ale jednak może warto rzec, że faza rozwojowa, twórcza, organiczna takiej (w potocznym rozumieniu) "cywilizacji" to u Spenglera Kultura (zgodnie zresztą z tradycją niemieckiej terminologii), zaś ta późniejsza, skostniała i w końcu chyląca się do upadku to Cywilizacja (piszemy to z dużej, bo to specyficzne spengleryczne terminy).

No i takich Kultur/Cywilizacji Spengler doliczył się w historii świata tego osiem, z których - i to jest ważne! - nasza (którą nazywa Faustyczną) jest ostatnią i jedyną jaka jeszcze istnieje. Istnieje zresztą w fazie niestarej jeszcze Cywilizacji, która zaczęła się około roku 1800. (Rewolucja Francuska, romantyzm, parowce i parowozy - tak tylko przypominam, gdyby ktoś był mało w historii oblatany, a mimo to takie sprawy go interesowały.)

I ta nasza Cywilizacja podbiła praktycznie cały glob, co faktycznie zmienia sytuację, bo teraz naprawdę już nie wiadomo co będzie po jej upadku, który kiedyś tak czy tak nadejść musi. Wszyscy inni ludzie na ziemi, to (w mniej albo większym stopniu) przez naszą Cywilizację liźnięci, albo tacy, którzy jeszcze żadnej (Wielkiej) Kultury nie zaznali.

Zwracam uwagę, że nie chodzi tu o odmawianie australijskim aborygenom, czy innym Indianom Zuni ich kultury, tyle że to nie są te Wielkie Kultury w rozumieniu Spenglera, jak Babilońska, Egipska, Apollińska, Chińska, Indyjska, Azteków itd... Więc albo jeszcze (?) oni jej nie zaznali, albo też są już po niej, czyli, wedle spenglerycznej terminologii, są fellachami. (A Pan Tygrys chętnie by jeszcze chętnie do tego schematu włączył Barbarzyńców A i B, ale to kiedy indziej. W końcu Spengleryzm Żyje i Się Rozwija, więc można i należy go rozszerzać.)

Kultury/Cywilizacje mają strukturalnie podobny do siebie nawzajem przebieg, ale różnią się między sobą bardzo istotnie, ponieważ sposoby w jakie rozumieją świat jest ich najrealniejszym fundamentem, a ten sposoby są naprawdę skrajnie zróżnicowane.

Napisałem to, i jest w tym masa prawdy, ale, szczerze mówiąc, z takiego streszczenia wielkiej tysiącstronicowej książki do formatu kartki A4 trudno jakoś być przesadnie dumnym i szczęśliwym, bo wygląda to, na tle oryginału, trywialnie i w ogóle nijak. Ale cóż, mam nadzieję, że lepsze takie mini-streszczenie, niż dalsze wasze, kochane ludzie, trwanie w szponach post-oświeceniowego leberalizmu i staczanie się w intelektualne bagno w ślad za tuskami i lemingami tego świata.

* * * * *

Główne tezy PanaTygrysizmu:

Gdziekolwiek Pan Tygrys spojrzy, tam widzi główne i - ach, jakżesz (kontr)rewolucyjne! - tezy. Jednak gdybym miał przytoczyć tylko pojedynczą, to byłoby coś takiego - przynajmniej tą nocną, poranną właściwie porą:

Ludzie, okłamują was! Łżą wam w żywe oczy! Przerabiają was na obraz i podobieństwo swoje! Nie wierzcie jednemu ich słowu! Nawet jeśli jakiś szczegół wydaje się prawdziwy, jego miejsce w całej układance jest zafałszowane. Albo jego znaczenie dla całości. Nie wierzcie leberałom, nie wierzcie post-oświeceniowym mędrkom, nie wierzcie ojrotuskoidom, nie wierzcie von Misesom (Mises - won!), nie wierzcie w ogóle nikomu, kogo się dzisiaj kreuje na mędrca czy artystę!

Czytajcie Ardreya, czytajcie Spenglera, czytajcie... jeśli żadne z was lingwisty... Pana Tygrysa! Oni wam powiedzą co i jak. A tamtych sku... Sapienti sat, więc nie kończę.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

16 komentarzy:

  1. @ wiki3

    Dzięki!

    Swoją drogą zapomniałem o jednej fajnej tezie Ardreya: że człoń to jedyne zwierzę, które potrafi okłamywać samo siebie i z zapałem to na każdym kroku robi.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwała Ci za to, że potrafiłeś (mniej więcej oczywiście) streścić to, co przekazujesz przez ten blog. Czuję się podniesiony na duchu.

    Faktycznie wszystkie leberały (głównie rewizjoniści) posługują się b. zgrabnym logicznie rozumowaniem i tak jakby przypadkiem wyciągają idiotyczne wnioski, które niemają z nim wiele wspólnego, nie wynikają z niego. Przekazują w ten sposób (jakby podprogowo) swoją ideologię.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Po lekturze "Social Contract" wiem, że :
    *wszystkie ideologie (po)oświeceniowe, czyli liberalizm , socjalizm , nacjonalizm i pochodne są lipne

    *Że pełnię życia dają tylko połączone :tożsamość, stymulacja i bezpieczeństwo. Że życie bez Przygody niewiele jest warte.

    * dla ludzkiej społeczności pozbycie się ksenofobii z reguły oznacza rozpad i upadek

    *rząd swiatowy oznaczać będzie powszechne niewolnictwo

    ...i wielu innych celnych spostrzeżeń

    O moich wnioskach z Spenglera wypowiem się, jak kiedysprzeczytam pelne wydanie. Na razie stanąłem na skróconym polskim wydaniu.
    Davilę dopiero zacząłem trawić. Jeden tom scgolii przemedytowałem w listopadzie.

    Małe ćwiczonko: architektura jest dziedziną kutury.
    Ardrey: po XVIIIw. architektura nie buduje jak powinna( z powodu błednej filozofii)
    Spengler: Kultura faustyczna umarła, pozostała cywilizacja. Nie można się już spodziewać stworzenia czegoś olśniewająco pięknego, także w architekturze.
    Davila: arachitektura sama siebie oskarża

    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @ strusp

    No to doszedłeś do wniosków o jakich marzę dla ludzi na poziomie. Przyznasz, że to koszmar, że tylu dorzecznych ludzi pławi się w tych rozkładających się resztkach Oświecenia tylko dlatego, że nie znają jakiejkolwiek alternatywy.

    Ze Spenglerem doceniam. To polskie skrócone (wprawdzie perfidnie) wydanie to naprawdę niezła książka, po prostu nie ma tam najważniejszego, no i jest mniej.

    Twoje końcowe zestawionko zachwycające! Ale ja całkiem juz nie pamiętałem, że Ardrey w "Kontrakcie" też coś mówi o architekturze, i to dokładnie w słusznym prawicowym duchu. W końcu Ardrey to raczej lewica, choć uczciwa i mądra, jak Orwell.

    Zresztą z tą architekturą czułem tak samo sam z siebie od b. dawna. Mam matkę architekta i, trochę dlatego że w dzieciństwie nienajgorzej rysowałem, a trochę dlatego że mnie zachwycały stare budowle, niekórzy mieli nadzieję, że zostanę architektem. Ale ja całkiem nie miałem ochoty budować nowoczesnych domów, stalinowskich kopii renesansu zresztą też nie.

    Może jeszcze jakieś prywatne domki, ale to i tak by nie było to o co chodzi. Dzisiejsza architektura jest po prostu potworna, to obelga dla każdego kto na to musi patrzeć, nie mówiąc już w tym mieszkać czy pracować.

    A już za idee w rodzaju "maszyna do mieszkania" tych komuchów w rodzaju Le Corbusiera powinno się momentalnie rozstrzelać. (To o to chodziło Ardreyowi? Miałby rację.)

    Architektura faktycznie jest czymś specjalnym - i pierwsza powstaje w nowej Kulturze, i zawiera się w niej zarówno Ornament jak i Imitacja (w spenglerycznym znaczeniu), no i kończy się z upodobaniem czymś tak niesamowicie potwornym jak np. sopocki postmodernizm!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ardrey nie pisał wprost o architekturze, wspominał tylko o organizacji przestrzeni. Pisze wyraźnie o "filozofii niemożliwości", jak od 200 lat urządzamy sovbie świat nie tak jak powinniśmy. Dlatego uważam taki wniosek za uprawniony.

    Szczegółowo nie pamiętam co dokładnie Ardrey pisal ,ale robiłem sobie chaotyczne notatki przemieszne z przemyśleniami na podstawie lektury. :)

    Miasto a wieś:
    miasto to naturalne podłoże dla despotyzmu/totalitaryzmu. W takiej stechnicyzowanej metroplii zmniejsza się ilość kierowniczych stanowisk, a 5% populacji do tego jest stworzona. Tak samo brakuje zajęć dla tych najsłabszych umysłowo 5%. Frustrujące.

    Miejskie zatłoczenie może niesść ze sobą dominację człowieka nad człowiekiem, a nie nad przestrzenią.

    Nasze posesje- terytoria chronią nasze przywództwo (i przed niechcianą hierarchią). Wieś oznacza wielu rządców

    Ardrey pzywołuje badania porównujące slumsy i nowoczeną architekturę. Jeśli w slumsach ludzie tworzą zgraną społeczność, to np. w blokach już nie ma po niej śladu.

    Taka architektura wypływa z oświeceniowej "filozofii niemożliwego".
    Architektura ta odchodzi od rzeczywisych wymagań przestrzennych człowieka. Wpływa na ograniczenia perepcji, upośledza komunikację międzyludzką,
    izoluje w anonimowych "plastrach miodu". Ludzie to przecież nie pszczoły. Brrrr..

    OdpowiedzUsuń
  6. @ strusp

    Ależ mi się bardzo podoba to zestawienie! Syntetyczny skok myślowy od architektury do organizacji przestrzeni u Ardreya wydaje mię się w sumie naturalny i płodny, choć nie każdy by to potrafił.

    No a poza tym mamy dzięki temu śliczną trójcę, co też jest cenne, bo "omne trium bonu", czy jak to tam było.

    Polecam także pojęcie "bagna behawioralnego" (w oryginale "behavioral dump"), o którym Ardrey chyba nie mówi, ale było to opisane dość dokładnie w wydanej w PRL książce "Ukryty wymiar" gościa o nazwisku (jeśli nie pokręciłem inicjałów) E.T. Hall.

    Takie "bagno" jest cholernie łatwo wygenerować (wystarczy Tuska postawić wyżej w hierarchii od Pana Tygrysa), a potem to już jak metropolia ze złego snu. (Albo może z nocnego marzenia Biedronia. ;-)

    Pozdrawiam czule

    OdpowiedzUsuń
  7. Problem ze współczesną architekturą jest taki, że w ślepym podążaniu za czystą funkcjonalnością to co zostało nie jest ani ładne (bo z założenia nie miało być), ani funkcjonalne (bo fukcjonalność ta oparta jest o jakieś tam wyssane z brudnego palca mrzonki o tym jak człek funkcjonować powinien, quel Korwi-leberalisme!).

    Już od tego typu szajsu wolę soc-realny komuno-klasycyzm typu Penis Kurwy i Nieuki im. Słoneczka Narodów lub MDM. Też brzydkie jak dupa, ale przynajmniej miały i pełniły inną istotną funkcję niż zaledwie bycie pojemnikami na grzane lub chłodzone powietrze jak większość budowli współczesnych.

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Mustrum

    O tyle się nie całkiem z Tobą w tym zgodzę, że sopocki postmodernizm - taka koszmarna parodia rokoka na ostrym kacu - jest jeszcze znacznie gorszy od czystego utylitaryzmu.

    Utylitaryzm jest faktycznie potwornością i obelgą dla swych ofiar gdy się go stosuje w ludzkich mieszkaniach, ale w różnych biurach i sklepach dałby się jakoś wytrzymać.

    Prawdziwa architektura to to nie jest i być nie może - to już nie te czasy (Arlekinie) - ale w każdym razie wiadomo o co chodzi i że to są powody prozaiczne, ale nie całkowicie chore.

    Natomiast sopocki postmodernizm to już coś skrajnie zwyrodniałego. (A że Sopot to w paru istotnych sensach moje miasto rodzinne, więc mnie to do szału doprowadza. Nie żeby w innych miejscach było aż tyle lepiej, ale tam tego jest naprawdę masa.)

    Co zaś do stalinowskiej architektury, to nie tak cholernie dawno dowiedziałem się z niejakim rozbawieniem i nawet pewnym wstrząsem, że to miało z założenia być IMITACJĄ WŁOSKIEGO RENESANSU, ew. z niewielką ilością lokalnych ("narodowych") elementów.

    Wszystko inne było "formalizmem" i takimi tam paskudnymi, a często i niebezpiecznymi (dla odchylonego), odchyleniami.

    Skoro już tak ten (istotnie ważny i "nabolały" jak to się mawiało za Gierka) problem drążymy, to przyszło mi coś do głowy... Otóż w wolniejszej chwili muszę faktycznie kiedyś o tym pogadać z moją matką, która studia architektoniczne robiła właśnie w tamtych czasach.

    Dowiem się, czy to rzeczywiście miał być renesans renesansu. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  9. "Dowiem się, czy to rzeczywiście miał być renesans renesansu. ;-)"

    Ten renesans ma się do odrodzenia jak powstanie z trumny po ugryzieniu przez wampira. Ta sama skala horroru, jaki i nieśmiertelność potworności.

    A co do utylitaryzmu biurowego, to się nie zgodzę, a w każdym razie nie całkowicie. Np. ja uważam, że 19 i wczesno 20 wieczne budowle przemysłowe - cegła, żeliwo i trochę gotycki klimat są wspaniałe (np. na Śląsku), a przerobione na biura są o krocie lepsze od szklano-stalowo-betonowych straszaków. Ale to tylko potwierdza tezę, stare jest lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Mustrum

    Ależ ja się z Tobą całkiem zgadzam. Tylko mówię, że więzienia i biurowce z żadną słodyczą i szacunkiem dla życia wiele wspólnego nie mają, więc i zimna prozaiczna funkcjonalność w nich jest mniej rażąca, niż w przypadku mieszkań.

    No i wygląda na to, że nie dość przypatrzyłeś się sopockiemu postmodernizmowi, bo byś mi przyznał rację, że to coś jeszcze o parę długości gorszego od każdego funkcjonalizmu.

    Jak można w końcu porównać nawet brzydką ale groźną i funkcjonalną armatę z gównem (excusez le môt!) ukształtowanym w fikuśne rozetki, wieżyczki i spiralki, a potem pomalowanym mdląco-pastelowymi farbkami i posypanym złotym pyłkiem? Że spytam.

    Przed funkcjonalizmem i jego brzydotą, a w każdym razie jego nieorganicznością i przykrym opresyjnym wrażeniem jakie sprawia na ludziach, którzy muszą się wśród tego czegoś jak małe robaczki poruszać, lub - o wiele gorzej - w tym wegetować... Przed tym, jak twierdzę, już nie możemy nijak umknąć. (Jadę tu oczywiście spengleryzmem, ale to są moje najgłębsze przekonania i odczucia.)

    Natomiast cyzelowanego i pozłoconego gówna moglibyśmy jednak jakoś uniknąć. Nie zgodzisz się?

    Powiem tak - jako IV RP mielibyśmy, chcąc czy nie chcąc, zimny i nieludzki nowoczesny funkcjonalizm - ale sopocki postmodernizm i podobne zwyrodnienia zawdzięczamy naszemu spodleniu i skurwieniu w III RP.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. Huehue, widzę, że nieźle trafiłem w czas tym, co chciałem zameldować. Już 3/4 Spenglera za mną. Niesamowita kniga, naprawdę. Brawa też za styl, jakim to opisał; nie przynudza nic a nic. No i już mi szkoda, że go tak okroili w polskiej wersji.

    P.S.
    A Twoich wywódów na temat Spenglera nie czytałem nigdy :) Tj. tych, gdy
    cały tekst go objaśniał - tak mam, że czyjeś myśli chcę mieć z czym konfrontować. No to do usłyszenia za kilkadziesiąt stron.

    pzdr
    Blacklegion

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Anonimowy (Blacklegion)

    Miód w serce! Nie masz pojęcia jak się cieszę tym, co mówisz.

    A więc do zobaczenia za kilkadziesiąt stron.

    Swoją drogą, nie udałoby się po tych stronach przeczytać S. w całości? Sam mam go w elektronicznej postaci w czterech chyba językach, łącznie z rosyjskim, a może jest i w innych.

    Acha, to przy okazji jeszcze coś... Ten blog znalazłeś dopiero teraz? Z powodu S.? Powiesz mi krótko jak? (Zawsze mnie interesowały kwestie ruchu na stronkach, a już szczególnie na moich własnych.)

    W każdym razie 3m się!

    OdpowiedzUsuń
  13. @Tygrys

    Na Salonie24 Cię zobaczyłem, uznałem, że jesteś godny uwagi i o ciekawych rzeczach piszesz (hehe). Na pewno mi raz walnąłeś komenta, że Le Bon to cienias, a przy innej okazji wkurzyłeś zwyczajnie :) (nie pamiętam za cholerę o co poszło).

    Najbliższe tygodnie jednak będę miał ciężkie, więc ze S. może być obsuwa. Po angielsku jak najbardziej, mogę spróbować, ale to przy odpowiedniej ilości czasu. A - jeśli znasz coś ogromnego, grubego o Kartaginie, to chętnie skorzystam z rekomendacji.

    Swoją drogą - nie masz wrażenia, że momentami Spengler przegina? Przy fizyce bodajże mnie to naszło. Religia, świątynie jako wyraz dusz - super, Architektura, malarstwo, język - jeszcze lepiej. Ale w kilku miejscach włączała mi się lampka "no stary, przesadzasz". Ok, jest to spójne i trzyma się kupy, ale hm... to już nie "to"; nie przemawia do mnie po prostu. Dosłownie kilka akapitów tylko, więc nie koniec świata.

    pzdr, Black

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Black

    Miło że czytasz i żeś się odezwał.

    Nie, szczerze - nie mam takiego wrażenia. Spengler mnie po prostu dziko zachwyca, także ten czwarty raz kiedy metodycznie jadę i na razie przeczytałem coś z 70 stron. (Bo kumpel zażyczył sobie wyjaśnienia pewnej trudnej kwestii.)

    "Dusza" u Spenglera to absolutnie żadnej neoplatonizm - to po prostu coś w rodzaju "psychika", czasem "wola"... Te rzeczy. Całkowicie racjonalne i z tego świata. W ogóle to jest dla mnie pewna wersja fenomenologii.

    Całkiem nie jest wykluczone, że akurat filozofia Cię nie kręci. Albo że na razie jeszcze Cię nie kręci. Hrabia też długo marudził, że "Spengler naturalnie mętny, jak sok jakiśtam". Z reklam. Ale już mu przeszło, bom mu wytłumaczył, że to jego pierwsze spotkanie oko w oko z filozofią, autentyczną i żywą, a chłopak się w końcu wciągnął.

    Co do Le Bona, to nie wiem, ale jak jakoś nic w nim nie znalazłem, poza truizmami podlanymi takim - uchodzącym za samą esencję prawicowości - moralnym-się-oburzaniem i poczuciem wyższości wobec zwykłych ludzi. Co mnie, szczerze, mierzi nie do opisania.

    Fakt, że język tego angielskiego tłumaczenia jest dość ciężki, nieco udaje chyba niemiecki. Choć za czwartym razem wydaje mi się cudownie właśnie lekki i precyzyjny. )Z francuskim byłoby zapewne dokładnie odwrotnie! ;-)

    Ardrey natomiast, mimo dość barokowego stylu, jest jednak b. łatwy i miły w czytaniu. Opowiada b. miłe historyjki o zwierzętach, o praczłowiekach... Naprawdę, poza dość trudną angielszczyzną, świetnie się czyta. W ogóle Ardrey to u mnie matura, a Spengler wyższe studia. Tak bym to zrobił, gdybym miał gdzie.

    3m się i nie dawaj za wygraną!

    OdpowiedzUsuń