Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo podziemne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo podziemne. Pokaż wszystkie posty

wtorek, grudnia 03, 2019

Bonmoty nowe dwa (i jeden stary)

Wdałem się ostatnio w dyskusję z panem Michałem Bąkowskim. Niezby, moim skromnym, wyszła owocna i warta uwiecznienia, ale sam tekst, pod którym się pojawiła, widzi mi się interesującym - oto linek:


W owej dyskusji napisał mi się dość zgrabny bonmocik, który niniejszym uwiecznię dla potomnosci:

Nie jestem dość liberalny, by uwierzyć w sens przekonywania przekonanego liberała.

Zgrabniutkie, prawda? Ładna symetria. No ale to nie wszystko, bo oto, kiedy już rozpocząłem masowanie moich bąmotowych guzów na czaszce, przyszedł mi do głowy kolejny mot... Jednak to wymaga drobnego wstępu... We wspomnianej dyskusji wspomniałem mimochodem kniazia Kropotkina i... Ale ab ovo... Wieki temu TtT wyraził był błyskotliwą myśl, że:

Liberalizm to lewactwo sklepikarzy. (I alibi aferzystów.)

Celne, zgoda? W samo bycze jądro, jeśli mnie spytać. No a teraz ten cudny bonmot uzyskał brata-bliźniaka... Pytanie: no a co to jest LIBERTARIANIZM, tak pilnie stręczony przez różnych mądrych Żydów głupim gojom? Tak radośnie praktykowany przez młodzież gimnazjalną, pędzącą życie raczej pod trzepakami III RP, niż w szkole? Z takim niewymuszonym wdziękiem lansowany przez zwolenników wolnościowego Putina i tej ostoi wszelkich swobód, jaką od wieków stanowi Rosja? Oto definicja:

Libertarianizm to anarchizm sklepikarzy.

Wężykiem! (Zwracam uwagę, że w odróżnieniu od poprzedniego, to ostatnie jest w zasadzie absurdem und oksymoronem - przy prawdziwej bowiem anarchii żadnego sklepikarstwa nie da się kultywować, przy chytrze wymóżdżonej "libertariarnej" też nie, wraz z masą zresztą innych zajęć przez samych libertarianów uznawanych za potrzebne. Ale co to przeszkadza natchnionym prorokom, szczególnie, jeśli i tak długie godziny spędzają na kiblu, więc mogą w tym czasie  dodatkowo z siebie wyemitować i coś innego, jakże dla Ludzkości, ach!, pożytecznego.)

triarius

P.S. Nie czytać tego! Piszę sobie od niechcenia, dla zabawy. Zabawa taka sobie, ale nie każdego stać na konia z rzędem, czy wizytę w dobrym burdelu.

niedziela, czerwca 02, 2019

W ramach integracji...

... prawicy oraz propagowania treści, macie tu linka do ankiety z odpowiedziami Waszego Oddanego Sługi:


Może to kogoś zainteresuje. Napisane b. szybko, bez żadnego przygotowania czy namysłu, ale w sumie, choć bym to chętnie porozwijał, nadal mogę się podpisać. A co do Wydawnictwa Podziemnego, to trochę, jak niektórzy mogą wiedzieć, się kiedyś spieraliśmy, a nawet... Nieważne, ale wszystko zawsze bardzo elegancko, patriotycznie, bułka przez bibułkę i bez gróźb. Istny Wersal.

triarius

piątek, września 07, 2018

O pedalstwie z gatunku tych większych

Uroczy Panowie z http://wydawnictwopodziemne.com zapłodnili mnie i natchnęli... W niczym się z nimi nie potrafię zgodzić, nawet Amalryk dość dziwnie się w tamtym środowisku zachowuje, choć Jaszczur na odmianę wciąż gada sensownie... ale rozkosznie jest. Muszę ich cholernie wnerwiać swoimi wielokropkami, "Pzdrwm", "WSIe w Mieście" i erotomańskimi koncepty (na które z nawiązką zapracowują)...

Czemu się w niczym nie zgadzamy? A co mam rzec, kiedy widzę średniej klasy powieściopisarza za całe filozoficzne przygotowanie ambitnej w końcu grupy intelektualistów; miłość do Rosji, "tej prawdziwej, ach! - carskiej", którą tylko bardzo eufemistycznie określiłbym jako "niezrozumiałą"; wydawanie moralnych cenzurek na lewo i prawo, o które nikt nie prosił; kult voodoo, polegający na radosnym nakłuwaniu figurek komunistów na niszowym portalu,  ale także figurek ludzi w opinii tych panów po prostu nie dość niezłomnych, np. głosujących na PiS, czyli wszystkiego poniżej jakiegoś Amedy Coulybaly'ego, choć sami z tym nie do końca... przy czym bezpitul Holland chociaż w to swoje voodoo wierzy, a oni chyba jednak nie całkiem... Że na tym poprzestanę. 

Wszystko tam takie zapięte, eleganckie, Wersal i nastojaszczia prawicowość pod krawatem, ach! Ale słodko jest (już mówiłem?). No więc oto wynik tego zapłodnienia i natchnienia, choć po prawdzie na ten akurat konkretny temat nic tam nie było mówione. Może uda mi się ich fajnie znowu sprowokować i będzie dyskusyja! (Choć może najpierw niech przeczytają Custina, skoro Spengler za trudny.)

Trudno mi sobie tak na zawołanie wyobrazić większe pedalstwo, niż płacz po carskiej rodzinie utrupionej przez bolszewików, w wykonaniu kogoś, kto się głosi Polakiem.

(Nie, stosownego obrazka nie będzie. Te stosowne jednak są już zbyt obrzydliwe na tego uroczego blogasa.)

triarius

P.S. Przypominam: Prawicowość to raczej dać w dupę, niż wziąć. Reszta to w sumie fioritury.

wtorek, lipca 24, 2018

O pocieszeniu filozofii, zamkach na piasku i ganianiu za własnym ogonem

Na początek, żebyście nie płakali, że nie dostajecie biężączki, rzeknę co następuje... Cały dzień dzisiaj, kiedy tylko spojrzałem na dowolną telewizję, pokazywali niemal wyłącznie jakieś tam pożary w Grecji. Na swój własny rachunek powiedziałbym oczywiście "a co mnie to obchodzi?" Ludzie nie żyją wiecznie, ten padół łez to nie jest taniec po różach, żaden arcyksiążę Ferdynand (ani choćby Rudolf, ten od Vetsery) tam chyba nie zginął (to nie śnobizm przeze mnie przemawia, ino znajomość następstw, choć w tym drugim przypadku raczej to, że można się zabawić w detektywa)...

Dla was ludzie jednak trochę się wysilę i powiem, że po pierwsze jest w tym chyba radosne przesłanianie innych, o wiele ważniejszych tematów... Lub właśnie tematów braku, w związku z wiadomym sezonem na ogórki... A po drugie jak zwykle Dávila ma rację i współczesny człowiek po prostu się na Boga (niezależnie, czy w niego wierzy, a raczej nawet jak niewierzy to bardziej, piękny paradoks!) obraża, że nie wszystko wciąż mamy pod kontrolą. To znaczy, nie tyle "my", co "ci słodcy, co się nami tak cudnie opiekują - kochane urzędasy, prawnicy i reszta tego towarzystwa, które nam, większości, pozwala wieść słodkie i beztroskie życie leminga".

* * *

Teraz sobie trochę obgryziemy własny ogon... Służba nie drużba! Pierwsza sprawa, to taka, że mamy (w zasadzie, bo jak nic nie napiszemy, to też nikomu włos z głowy nie spadnie, a niektórzy i tak na głowie ich nie mają) do napisania co najmniej dwa (genialne) teksty. Po pierwsze więcej o naszym ukochanym Lemingu - wprawdzie nikt się na razie nie domaga, ale napisaliśmy dotąd tylko parę b. ogólnych uwag. (Nie żeby to wam, drogie ludzie, nie powinno dać do myślenia, i to na długie godziny!)

Po drugie powinniśmy wreszcie napisać to o Piłsudskim, Dmowskim i tych dzisiejszych... Jak ich nazwać... Co to niby przyznają się do myśli i dorobku Dmowskiego, a w istocie robą... Wiadomo! Już mi się znajoma obraziła - całkiem bez powodu, bo choć wspomniałem o tej sprawie b. pokrótce, to nic tam złego o Dmowskim nie było. Cenię gościa, b. się np. ucieszyłem wracając z zagranicy po 11 leciech i widząc, że dostał niezłą ulicę we Wrzeszczu - po prostu jego doktryna powstała w tak ponurych latach, że w latach mniej ponurych, albo przynajmniej INACZEJ ponurych, nie ma racji bytu, po prostu.

Co innego różne inne tam myśli, ale przecież nie to, że mamy wytrwałą pracą stać się jakimiś bogatszymi ruskimi w łowickich strojach ludowych i krakuskach, bo do tego się owa pesymistyczna i minimalistyczna, a także b. w swym działaniu powolna i wcale nie aż tak pewna (choć "obiektywnie pewniejsza" i bardziej "realistyczna" od rewolucyjnej idei np. Piłsudskiego, która mimo to wygrała i to spowodowało masę złej krwi, którą do dziś wykorzystują... Itd.)

O to chodziło. Sporo już (sapienti sat) wyjaśniłem zresztą, ale może kiedyś do końca. Kiedyś trzeba będzie te rzeczy napisać (albo i nie), ale na razie mamy coś innego, bo tak się sprawy potoczyły.

* * *

Otóż byłem ci ja dzisiaj, chyba dosłownie po latach przerwy, na portalu "Wydawnictwo Podziemne"... Naprawdę dobry poziom, choć w sprawach fundamentalnych - mniej jednak fundamentalnych od miłości lub jej braku do komuny - się z nimi nie zgadzam, co mam nadzieję jeszcze w tym wpisie wyjaśnić, o ile mnie nie odejdzie wena i/lub chęć... W każdym razie grasuje tam, całkiem się żadnym Tygrysizmem Stosowanym oczywiście nie przejmując i do niczego takiego nie przyznając, nasz ulubiony Amalryk.

Przeczytałem tam dwa długie teksty, z których pod tym oto chętnie bym się podpisał i go polecam (a to tylko trzecia część, Jezu, ale on tam dużo pisze!):

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/07/15/niech-biega-sobie-w-kukurydze-iii/

Natomiast drugi, choć dobrze napisany i pełen interesujących rzeczy, wzbudził moje dość pryncypialne zastrzeżenia - filozoficzna jednak ino, a nie polityczne (zarówno Michał Bąkowski, jak i ja, nie lubimy bowiem komuny, a to już jest pewna forma braterstwa). Oto linek:

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/06/28/populizm/

Zastrzeżenia takie mianowicie, że p. Bąkowski, autor znaczy tego tekstu, zdaje się budować na ideowych zasadach jakiegoś, moim skromnym wyimaginowanego, "klasycznego liberalizmu", zamiast na... No zamiast czego, że spytam, sprawdzając, czy nie śpicie? Na czym ów autor powinien waszym zdaniem budować swoją analizę? Moim zdaniem (choć mogę się oczywiście mylić, bo tylko Bóg i Coryllus nie mylą się nigdy, a ten pierwszy w dodatku może wcale nie istnieć) budować powinien na tym, jak świat naprawdę wygląda, jak działa, na takich sprawach jak ludzka natura...

Oczywiście na ile jesteśmy w stanie te rzeczy poznać i o nich sensownie mówić, zgadzam się, że są tu naturalne ograniczenia i to spore, ale jednak wychodzenie od jakiejś, jakiejkolwiek, IDEOLOGII, jako od pierwotnego źródła, budowanie na niej tak skomplikowanych konstrukcj, jak np. właśnie intelektualna krytyka komunizmu "jako takiego", to coś jak budowanie zamku na lotnym piasku, zamiast wbić go (ach!) w litą skałę, albo przynajmniej zanurzyć na dziesiątki metrów w dobrze ubitą ziemię.

 * * *

Liberalizm
No i przeszliśmy w końcu do naszego zasadniczego tematu, który się mocno zresztą wiążę z poprzednim akapitem. Otóż nie tylko JAKAKOLWIEK polityczna ideologia nie powinna przeszkadzać nam w budowaniu naszych intelektualnych konstrukcji, krytykowaniu komunizmów tego świata itd. w oparciu o najlepszą możliwą wiedzę o tym, jak ten świat naprawdę funkcjonuje - a więc Historia, Filo-nie-bójmy-się-tego-słowa-zofia (w tygrysicznym oczywiście rozumieniu), natura ludzka (żeby nie powiedzieć Psychologia), i tak dalej...

Ale dodatkowo atak na Komunizm od strony Liberalizmu to robota karkołomna i lewą ręką za prawe ucho, ponieważ to, co rzekł był Dávila, a mianowicie, że "liberalny burżuj to starszy brat bolszewika", to nie jest taki sobie po prostu dowcipasik w stylu "W tyle wizji", tylko głęboka, jak się temu przyjrzeć, prawda.

To, co dziś nazywamy "Socjalizmem" - a więc różne tam odmiany Marksizmu i sprawy pokrewne, jak Socjaldemokracja - to bliscy krewni, a właściwie po prostu pewna gałąź tego samego RADYKALIZMU SPOŁECZNEGO, który dało nam w nieproszonym prezencie Oświecenie. Co to ten "Radykalizm Społeczny", spyta ktoś? To jest nie mniej, nie więcej, niż Liberalizm, pod swoją do całkiem-nie-tak-dawna najważniejszą i najpopularniejszą nazwą! Ot co! Dziwcie się ludzie, ale tak właśnie rzeczy się mają.

Liberalizm, czyli ten Społeczny Radykalizm, Socjalradykalizm inaczej mówiąc, nigdy nie był prawicowy - przynajmniej nie do czasu, kiedy któryś tam Reagan nie stwierdził, że skoro on i jego kraj nie lubią CCCP, który się do Socjalizmu przyznaje, kiedy oni sami wyznają tę formę Amerykańskiego Imperializmu (mówię o faktach, w tej chwili nie oceniam), którą wywodzą (i słusznie) z Liberalizmu właśnie, no to ten Liberalizm jest ach jakże "prawicowy", no bo tamto jest "lewicowe".

Co akurat wydaje mi się dość wątpliwe, bo co właściwie było "lewicowego" w ruskim imperium pod Breżniewem (o ile ktoś oczywiście całkiem nie zdurniał i nie zaczął wierzyć w k*winiczne pierdoły o "wolnym rynku")? I gdzie byłby ten, prawicowy rzekomo, Liberalizm bez najpierw brytyjskiego, a potem amerykańskiego, na Oświeceniu opartego, imperializmu?

Jak również skąd by się wzięły te wszystkie lewackie ruchy i reformy - wszystkie te feminizmy, pedalizmy, równouprawnienia, politpoprawności - gdyby nie zdrowy (tym razem na odmianę, niestety) grunt, solidna podstawa w postaci Oświeceniowych, Liberalnych, Socjalradykalnych miazmatów, poglądów i czego tam jeszcze, stręczonych zewsząd światu od lat trzystu?

Tragedią dla ludzi takich jak my jest to, że poza popłuczynami po Oświeceniu nie funkcjonuje społecznie od stuleci żadna inna filozofia. Oświecenie, Liberalizm, Socjalradykalizm, to dość tandetne filozoficznie idee, ale jednak to filozofia, a po drugiej stronie nie ma nic. To znaczy jest trochę pojedynczych pisków, histerycznych krzyków, genialnych w zamierzeniu rozwiązań wszystkich problemów świata za jednym pociągnięciem pióra... Ale to gorsze niż nic, sorry!

Oni to, co nie mieści się w łonie Oświecenia, Liberalizmu, czyli Socjalradykalizmu mogą sobie nazywać dowolnie, na ogół "populizmem" lub "faszyzmem", ale to są po prostu, niestety, nieskoordynowane krzyki rozpaczy,.. Albo groźne pomruki bez żadnej realnej groźby, poza ew. dla pomrukującego...

Albo mniej lub bardziej udane dowpcipasy i szaleńczy, rozpaczliwy śmiech, którego wykonawca w jakimś totalnym zaczadzeniu, a prawdopowobnie po prostu skutkiem wywołanej rozpaczą i bezsilnością HISTERII, wmawia sobie, że to jakoś wrogowi zaszkodzi i jego samego magicznym sposobem wyzwoli. Wrogowi, czyli temu oświeceniowemu paskudztwu w jego różnych, choć wcale nie aż tak różnych, avatarach, że przypomnę: Radykalizm Społeczny, Liberalizm, Socjaldemokracja, wszelkie inne odmiany Lewactwa... Sporo tego!

Naprawdę ludzie - kiedy się na to wszystko spojrzy z pewnej przyzwoitej odległości, widać, że różnice między "najklasyczniejszym", czyli najcudowniejszym wedle jego wyznawców, Liberalizmem, a najdzikszą odmianą lewactwa SĄ MINIMALNE! Kiedy się potrafi wyważyć priorytety, odróżnić sprawy najważniejsze od trzeciorzędnych, to stosunek do tzw. "własności prywatnej" przestaje dominować cały obraz, a o wiele ważniejszy staje się cel PRZEROBIENIA LUDZI NA OWADY, i to na skalę globalną. EWOLUCYJNIE! Wszystkie te Szkoły Frankfurckie z ich ZBRODNICZYM programem ROZWALENIA LUDZKIEJ JAŹNI samej w sobie!

To jest to, o czym pisze Ardrey, i to nawet w tym niewielkim fragmencie, który przetłumaczyłem wam na polski. Gdyby ktoś raczył zechcieć, w co niestety wątpię. I Komunizm ma ten cel - nie zaś, jak to sobie wyobraża guru wspomnianego tu Wydawnictwa Podziemnego, "po prostu utrzymanie władzy i jej zwiększanie" - i Liberalizm, i wszystkie ich formy pośrednie oraz hybrydy.

Bo to, drodzy moi, ptaszki z tego samego gniazdka - naprawdę nie wmawiajcie sobie, że tam są aż takie różnice! Rozumiem, że polski rodak, potomek małorolnego, ma cholerny problem z zapomnieniem na chwilę o forsie i stale będzie ją widział na pierwszym planie, ale naprawdę TO NIE FORSA ZAWSZE DECYDUJE O WSZYSTKIM! Jeśli o tym będziemy zapominać, to grozi nam budowanie bez przerwy zamków na ruchomym piasku i żałosne ganianie za własnym ogonem. Zaprzeczenie Tygrysizmu Stosowanego krótko mówiąc. (Obgryzanie to co innego!)

Dixi!

* * *

triarius

P.S. A tak przy okazji... Jak lewizna ma nie wierzyć, że wdusi nam, a w każdym razie naszym ew. wnukom, te wszystkie pierdoły o pedałach i innych dziwadłach, skoro tak łatwo łyknęliśmy "równouprawnienie", które przecież dla naszych dziadów było, i słusznie, co najmniej tak samo wariackie i sprzeczne z naturą?

wtorek, października 06, 2015

Dys end det

Taką oto mamy fantazję, żeby napisać coś i zobaczyć, czy nam się zwiększy ilość licznikowych odwiedzin... I w ogóle, czy coś się stanie. (Trzęsienie ziemi? Ile na skali? Będzie jednak krótkie, choć - ach jakżesz błyskotliwe, bo już się nie poczuwamy do dostarczania ludziom duchowej strawy. Ot co!)

* * * * *

Wczoraj Nobla dostał Campbell, więc góry można było obstawiać, że zaraz będzie McDonald. No, chyba żeby Kungliga Vetanskapsademien nie znała historii. Ale zna, bo się spełniło. A więc polityka historyczna wciąż trzyma się nieźle, a to w końcu dobrze ponad 300 lat.

(Nie macie pojęcia o co chodzi? No dobra, nie każdy ma czas na takie głupoty jak książki, i nie każdy ma w żyłach nieśmiertelną krew MacLeodów. Więc tu macie:

https://en.wikipedia.org/wiki/Massacre_of_Glencoe

http://www.heartoscotland.com/Categories/CampbellsandMacDonalds.htm

 I teraz już mi na wieki wieków pamiętać - dobra?

* * *

Tak się słodko brenzlować "kozimi synami" i ogólnie nurzać się w samozadowoleniu, prawda? No to zastanówcie się chwilę jak niesamowicie takie zwykłe zgrzebne taliby załatwili parę dni temu Amerykanów...

I żeby mi tu nikt - ani uczciwy czytelnik, ani służbowy ubek - nie wmawiał, że mi się taliby, czy inne Państwo Islamskie, podobają! Nie, nie podobają mi się. Masowi islamscy imigranci w Europie też mi się nie podobają, a w Polsce to już szkoda gadać. Niezależnie od tego, co akurat aktualnie na ten temat ma do powiedzenia Tusk czy inna Merkela.

Choćby to, że te, dziwnie rzadkie, brody islamistów są niemal równie obrzydliwe do oglądania jak pejsy, a od pejsów naprawdę mało co paskudniejszego potrafię sobie wyobrazić. Mówimy teraz o czystej walce, a nie o etycznych racjach, które zresztą też wcale tak w stu procentach po stronie "liberalnych demokracji" się nie znajdują.

No dobra, powie ktoś, ale co właściwie zrobili te taliby Amerykanom? Otóż z całego tego bełkotu dla upośledzonych na umyśle, który nam sączą (różnojęzyczne, żeby nie było!) media, wynika (choć oni nam tego z pewnością NIGDY nie powiedzą, a być może nawet sami sobie nie będą mieli odwagi tego powiedzieć), że taliby, mając fajnie ulokowanego agenta w tzw. "afgańskiej armii" tam na północy kraju, gdzie, jak słyszę, dotąd nie działali, poszli tam, zaatakowali to tam miasto, prowokując amerykańskie naloty, z których jeden cwanie skierowali wprost na ten tam szpital.

Skutki muszą już być ogromne, przede wszystkim te, o których na media nie raczą, a będą jeszcze o wiele większe. Przyznam, że analogii to tak ogromnej klęski potężnej, jakby nie było (w końcu, nie zapominajmy, że uzbrojonej także i w atomy i inne takie szpeja) armii (w sensie sił zbrojnych) ze strony dysponującej prymitywnymi środkami partyzantki, musiałbym w w swojej wiedzy o historii szukać długo i nie wiem czy by mi się udało.

I to nawet nie było jakieś ordynarne zaproszenie na rozmowy i zamordowanie wodzów, jak z Crassusem czy w Anabasis Ksenofonta. Arminius to też przy tym cienias, co miał w końcu ogromne środki, a co osiągnął? Załatwił głupie trzy legiony. A to w dodatku tym razem były tylko zwykłe kozie syny, więc...

Jest to hipoteza (co słusznie poniekąd ktoś nam może zarzucić) z gatunku niewywrotnych, no bo przecież nie ma możliwości, by, jeśli my tu mamy rację, Amerykanie ogłosili światu, jak żałośnie zostali ograni przez "kozich synów" i czym w istocie jest ta cała "afgańska armia". Tak oczywiście jednak, żeby byle leming nie zrozumiał co się naprawdę stało. Jednak, choć oczywiście my tu Poppera kochamy nad życie, chybotliwe hipotezy moglibyśmy jeść łyżkami, to Prawdę kochamy jeszcze mocniej i jeśli tak musi być, to cóż - c'est la vie. Tak pewnie było i tak my piszemy.

Więc co? Nic, spokojnie! Najlepiej o takich sprawach nie myśleć, a jeśli się już pomyśli, to przecież zawsze można facetów kąśliwym epitetem (jak komunę wierszowanym hasełkiem i cytatem z JP2, ach, jak to komucha bolało!), aż im w pięty pójdzie. I dalej słodko śnimy o wiecznym życiu w niewyobrażalnym, ach, luksusie. No bo jak inaczej? (Tylko niech wam się koza nie przyśni!)

Swoją drogą, Amalryk, którego tu oczywiście ogromnie wszyscy kochamy i cenimy, głosił nam zawsze, że partyzantka nigdy nic w istocie nie może i regularnym wojskom nie podskoczy. Ciekaw byłbym jego komentarza do poruszonej tu przed chwilą sprawy.

To nawet bardziej chyba klarowna rzecz od innej kontrowersyjnej Amalryka (i "Wydawnictwa Podziemnego") tezy - tej, że w PRL-bis wybory nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Co się, jak ja to widzę, ewidentnie, a za to całkiem zgodnie z moimi ocenami, ostatnio nie sprawdziło. (Nie żebym nie dostrzegał ogromnych zagrożeń także w tym hipotetycznym obecnym przemieszczeniu Polski spod po podkutej racicy Naszych Kochanych Sąsiadów Zza Zachodniej Miedzy pod puszyste wymię Dobrotliwego Mocarstwa Zza Oceanu.)

triarius

P.S. Jak zechcę, to sobie może coś tu napiszę. Wolno mi? Albo nie tu. Ale spokojnie, bo raczej rzadko lub nigdy.