czwartek, lipca 17, 2008

Powiedz mi, że wolisz od tego Frycka...

... Beethovena czy Wagnera, a ja ci powiem, że żaden z ciebie zoologiczny paleokonserwatysta. Oraz że jesteś człek epoki schyłkowej, burżuazyjny samotny tłum, poszukujący psychicznych dreszczyków i tego co gemütlich. Ewentualnie jesteś dopiero kandydatem na zoologicznego paleokonserwatystę, na razie pozostającym w szponach leberalizmu i innych brzydkich spraw. Przynajmniej estetycznie.

Fakt, nie każdy musi być zoologicznym peleokonserwatystą, ale w takim razie po co odwiedzasz człeku mój blog? Nie żebym nie był zachwycony i nie dyszał wdzięcznością, ale przyznam, że nie całkiem rozumiem.

Jeśli zaś żałujesz żeś człek masowy, samotny tłum, lewak do szpiku kości, nawet jeśli wmawiasz sobie co innego... To się wsłuchaj i się popraw! Sorry, ale zoologiczny paleokonserwatyzm to nie tylko - jak w przypadku lewactwa - swędząca kora mózgowa i pieprz w tyłku... Nawet całkowicie nie to właśnie! Zoologiczny paleokonserwatyzm to także, obok kory, imponderabilia i cała reszta tego co ludzkie. (Bez pieprzu!)

A więc, człeku - twój wybór! Nie chcesz słuchać naprawdę wielkiej zachodniej muzyki, to nie słuchaj. Wolisz "Odę do Radości", nie mój problem. Po prostu wykorzystaj to do zrobienia kariery, po co marnować czas na takie blogi jak mój?

(Oczywiście fryzurą Jaroussky'ego nie musisz się zachwycać, to już by była nadmierna perwersja!)













triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

10 komentarzy:

  1. Przyznaję się bez bicia!
    Jeśli kupuję cd to jest to albo bossanova, albo fado albo też coś w tym stylu. Obawiam się, że lektura Pańskiego bloga na tę akurat sferę wpływu nie wywrze. Sorry! W nadziei, że będę tolerowany mimo wszystko, pozdrawiam,
    Traube

    OdpowiedzUsuń
  2. @ anonimowy

    Tutaj chodziło o Frycka i Wagnera - nie o Amalię czy bossanovę. Sam uwielbiam Fado i wiele różnych latynoskich granek, choć akurat bossanova mi już dawno przeszła.

    Zresztą można sprawdzić, że na tym blogu opłakiwałem już Bucka Owensa i Hanka Williamsa. A na LastFM można sobie poszukać utworów z tagiem 'triarius likes it' i tam będzie cała masa fado i innych folklorów.

    Dzięki za odwiedziny i za ten komentarz. To było przeze mnie napisane po pierwsze b. spontanicznie - podczas słuchania Monteverdiego i Lully'ego na YouTube, a po drugie w ramach kampanii "prawicowość to nie tylko swędząca kora!"

    Tych tutaj rzeczy, jak również wszelkiego renesansu czy średniowiecza, radziłbym jednak słuchać. Może w końcu zaskoczy. Ale to muszą być naprawdę dobre wykonania, "ulepszanie" tego w stylu typowej filharmonicznej sieczki czyni z tego ohydę.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Tygrysie, skojarzyłem, że przecież Pan zna szwedzki! Ja wiem, że to nie pasuje powagą do tematu, ale mógłbym zapomnieć, a szkoda. Mi ten kawałek ze szwedzkiej tv sprawił wiele radości.
    http://www.youtube.com/watch?v=ubCKqhm52zc

    Pozdrowienia,
    Traube

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Traube (anonimowy)

    Niezłe, ale kliknąłem na następne i cholernie się ubawiłem. To było to: http://www.youtube.com/watch?v=TWq_oip8AiI&feature=related

    Szwedzki, tak nawiasem, nie tylko znam, ale i szukam jak gadają, bo potrzebuję, a zresztą lubię to ich narzecze, mimo wszystko (także narzecze moich przodków skądinąd), a nie mam specjalnie okazji.

    A tak jeszcze bardziej nawiasem, jakby Pan sobie chciał kupić książeczkę Swante Folina "Den påklädda apan" (a warto! tym bardziej jak się jest psychiatrą), to ja bym też prosił o jeden egz.

    Oczywiście forsę od razu bym oddał. Mnie się nie udało tego kupić, bo nie ma jak im tam posłać forsy, jävla globalisering!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Traube

    "Svante" przez "v" oczywiście! I proszę tego nie traktować jak... Sam Pan wie. Ale w razie czego tę książczynkę polecam, a przy okazji chętnie bym ją w końcu dorwał, bo to młot na lewactwo ętelektualne.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie złożyłem zamówienie. Powinno dojść w ciągu tygodnia. W kraju może być za dwa tygodnie. Jak mam się z Panem dalej kontaktować - wolałbym emailowo podawać swoje dane:)
    Traube

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak wszystko co prawicowe, Monteverdi jest za trudny i muzycznie i w przekazie dla lewactwa zlobotomizowanego na poziomie pnia mózgowego.

    Chociaż muszę przyznać, że wkurwia mnie iż Oda do Radości (w końcu pean pochwalny na Zmartwychwstanie Chrystusa) został skurwiony jako hymn Mumii Ojropejskiej.

    Jeśli chodzi o chorały, to osobiście preferuję najbardziej Canto Gregoriano.

    Pozdrawim i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Mustrum

    Dokładnie tak z tą trudnością! Ta muzyka z górnej półki do baroku to było takie zbiorowe poszukiwanie FORMY. Dzięki zachowaniu tradycji m.in. Rozwijało się to b. w sumie szybko... Nie żeby muzyka późniejsza była jakoś lepsza od wcześniejszej, ale jednak dalej penetrowała... Spengler to przecudnie, choć w niełatwy do zrozumienie sposób, analizuje.

    Chorały świetnie rozumiem. Sam przez większą część życia najbardziej (z tej górnej muzyki w każdym razie) kochałem polifonię średniowiecza i renesansu - coś tak późnego jak Monteverdi (Orfeo pochodzi oficjalnie z 1610, choć ponoć został wystawiony już w 1607) zacząłem najbardziej kochać dopiero parę lat temu. Nie żebym tamtych już nie kochał.

    Jednak Mozart, choć osobiście geniusz ogromny, stoi jakoś dla mnie na przełomie pomiędzy tą "prawdziwą" wielką europejską muzyką, poszukującą wyrazu dla ducha naszej Kultury (w sensie spenglerowskim), a późniejszym łechtaniem zmysłów, eksperymentowaniem itd.

    Z tym, że całkiem nie mówię o muzyce popularnej, czyli tym co Spengler nazywa "imitacją" (w przeciwieństwie do "ornamentu"). To całkiem inna sprawa i nadal takie rzeczy bywają super.

    Co do Ody, to rozumiem Pana, choć pośrednio. Sama Oda mi się nie podoba, ale hymnem pieprzonej Eruowizji jest (a może już był) fragment z cudownego "Te Deum" Marc-Antoine Charpentiera. (Który zresztą prawdopodobnie w katolickiego Boga, w odróżnieniu od Beethovena, naprawdę wierzył. Bo to były jeszcze ta czasy, gdy artyści wierzyli w Boga.)

    No i profanacja tego motywu, który po kilku wysłuchaniach staje się czymś niemal trywialnym, a w odpowiednim kontekście jest wspaniały... Zna to Pan? Warto. Czysty Ludwik XIV - pompa i te rzeczy - ale naprawdę wielka i piękna rzecz.

    Pozdrawiam (i idę do Pana)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Jednak Mozart, choć osobiście geniusz ogromny, stoi jakoś dla mnie na przełomie pomiędzy tą "prawdziwą" wielką europejską muzyką, poszukującą wyrazu dla ducha naszej Kultury (w sensie spenglerowskim), a późniejszym łechtaniem zmysłów, eksperymentowaniem itd."

    Mozart jest często uważany za mistrza prostych form, coś tak jak malarze imresjoniści. I oni, i on poznali do perfekcji cały warsztat klasyków, by w swoim czasie przekształcić go w "cukierek" odziałujący bezpośrednio na emocje. Ich geniusz polegał na tym, że potrafili wyłowić tę esencję ze skomplikowanej formy. Nędza ich późniejszych epigonów polega na tym, że oni nic innego nie potrafią, bo jak się zaczyna ze zredukowanej formy to i nic nowego się nie wyprowadzi. Brakuje im i warsztatu, i wyobraźni, a nierzadko talentu.

    OdpowiedzUsuń