Parę tygodni temu opublikowałem tu tekst, w którym, jak sądzę, wykazałem, że na kształt stosunków społecznych i polityki wpływ co najmniej tak samo wielki jak ekonomia mają sprawy militarne. Teraz pójdę za ciosem i postaram się zrobić coś podobnego, od nieco innej strony. Chciałbym mianowicie wykazać, że na ekonomię ogromny wpływ ma władza...
Czyli coś dokładnie odwrotnie od tego, co mówi Marks, marksiści, i (co cholernie zabawne) wielu rzekomo hiper-prawicowych sierot po marksiźmie (i Oświeceniu), które nie potrafią inaczej, niż sprowadzać wszystkiego do ekonomii. (W dodatku skrajnie prymitywnie i bez sensu zrozumianej, co staram się właśnie wykazywać, także i w tym tekście.)
Wprowadzenie
Co to jest władza nie będziemy tu sobie wyjaśniać - ta sprawa, zależnie od naszego temperamentu i podejścia do intelektualnych kwestii, musi się nam wydać albo zbyt oczywistą, albo też zbyt skomplikowaną. Jednak kwestia tego co przesądza o tym, kto ma aktualnie władzę, wydaje mi się być w sam raz, by ją tu poruszyć, a do tego istotna. A więc, jak sądzę, dałoby się to z sensem ująć w ten sposób - co najmniej prowizorycznie, do czasu gdy znajdziemy lepszą odpowiedź - że władzę ma ta jednostka czy grupa, która dysponuje monopolem na pewne istotne zasoby.
Brzmi to dość uczenie, ale jak na razie niewiele wyjaśnia, zanim nie dojdziemy do tego, jakie to by mianowicie miały być zasoby. Ekonomiczne? Być może, ale w posiadaniu monopolu na zasoby ekonomiczne jest jeszcze zawsze kwestia dlaczego ktoś ma ten monopol - czyli po prostu brutalne pytanie o to, dlaczego ktoś inny mu tego zasobu nie odbiera? To już nie jest pytanie z zakresu ekonomii, w każdym razie na pewno nie ekonomii o której wszyscy dziś z takim zapałem rozprawiają.
Fakt, istnieje taka teoretyczna możliwość, iż ktoś jest powiedzmy genialnym wynalazcą, który potrafi tworzyć na zawołanie różne genialne rzeczy, których pragną inni ludzie, a których nikt inny dać im nie może... No i nie ma po prostu możliwości temu komuś tego jego osobistego zasobu odebrać, zaś on dzięki niemu posiada władzę co najmniej nad wszystkimi, który jego wynalazków pragną.
Jeśli zaś nad nimi, to przecież (choć to już znowu nie będzie ekonomia) może im rzec: "Idźcie i zmuście wszystkich żyjących na tej ziemi do posłuszeństwa wobec mnie! To znaczy wszystkich poza wami - wszystkich tych, którzy na urok moich wynalazków są (z jakichś dziwnych powodów) odporni i mogą bez nich żyć, że nie uznają mojej władzy, by z móc nich korzystać." No bo faktycznie, tych których ma w kieszeni z powodu apetytu na jego wynalazki zmuszać już innymi środkami przecież nie musi. Prawda?
Mogłoby tak być? Mogłoby, zgoda. I co na to powie ktoś, taki jak np. ja, kto na każdym kroku zwalcza panekonomizm polegający m.in. na wmawianiu ludziom, że to ekonomia o wszystkim decyduje, że tak naprawdę poza ekonomią niemal nic nie istnieje, i że mityczny "wolny rynek" to coś w rodzaju ulepszonej, "naukowej" Bożej opatrzności, która zawsze ma rację i zawsze prowadzi Ludzkość w kierunku Dobra, coraz większego i wspanialszego Postępu... Cóż więc ma do powiedzenia taki ktoś na temat tej podstawy politycznej władzy? Zasadniczo przecież ekonomicznej, łał! Plus dla wolnorynkowców i marksistów!? Tak by się mogło zdawać, ale wątpię.
Powie taki ktoś, po pierwsze, że jeśli nie założymy, iż wszyscy ludzie dobrowolnie oddadzą się we władanie naszemu hipotetycznemu wynalazcy... Który zresztą nie musi być, ściśle biorąc, wynalazcą - może być np. artystą, masażystą, opowiadaczem kawałów, tancerką egzotyczną, trupą klaunów czy drużyną piłkarską... Chodzi po prostu o to, że ten ktoś, lub ta grupa, potrafi coś, czego nikt inny nie potrafi, a wielu innych ludzi bez tego czegoś nie potrafi żyć.
No i w porządku, polityki nie będzie, a tylko ekonomia - a więc np. żadnej przemocy czy groźby przemocy - pod warunkiem, że dosłownie wszyscy poddani naszych klaunów czy naszej Bambi od tańca egzotycznego na tyle te ich twory ducha kochają, że wolą je mieć, choćby nawet oznaczało to posłuszeństwo władzy, zamiast wolności. Przechodząc jednak od całkiem wyimaginowanych i, mówiąc łagodnie, skrajnie wysilonych (choć błyskotliwych) przykładów do realnego świata - zadajmy sobie pytanie jak często zdarzają się w realu tego właśnie typu sytuacje?
Czyli sytuacje, gdzie twórca (artysta, wynalazca, rzemieślnik, prostytutka itp.) ma nad ludźmi władzę tylko dlatego, że wolą oni dostęp do jego tworów od własnej wolności. Z tego co wiem, takich sytuacji w realu dotąd nie było, a nawet jeśli jakaś się kiedyś zdarzyła, to i tak nie ma to znaczenia wobec tysięcy i tysięcy sytuacji, gdy władza opiera się na czymś całkowicie innym, niż czyjeś unikalne twórcze zdolności. (Bo przecież nie mówimy teraz o zdolnościach politycznych! O tem ew. potem.)
Zakończę ten wywód stwierdzeniem, iż w mojej opinii trudno byłoby znaleźć inny, choćby całkowicie wyimaginowany, przykład, gdzie władza całkowicie i wyłącznie opiera się na ekonomii. Zgoda, ani marksiści ani ich późne pseudo-prawicowe wnuki tego akurat nie twierdzą, by się wyłącznie na niej, i to w tak prosty sposób opierała. Jednak sądzę, że dobrze się stało żeśmy sobie ten skrajny i akademicki przykład przeanalizowali, bo jakoś nikt inny tego chyba dotąd nie zrobił, a warto sobie raz na zawsze móc z przekonaniem powiedzieć, że żadna realna władza nie opiera się wyłącznie na ekonomii.
Co można ująć i na wiele innych fajnych sposobów, na przykład tak, że nie ma i być nie może ekonomii niezależnej od polityki... Czyli od władzy... Czyli od przemocy lub jej groźby... Z czego m.in. wynika, że tzw. "wolny rynek" jest albo całkiem abstrakcyjnym, akademickim pojęciem, albo też naprawdę nigdy nie jest "wolny". Bo nie jest nigdy wolny od zewnętrznych wpływów, a także, o czym tu nie mówimy, ale co jest z punktu widzenia władzy równie ważne, od wpływania na inne aspekty życia danej społeczności.
I to sprowadza całe pojęcie "wolnego rynku" do absurdu. Nawet decyzja władzy, by się "do wolnego rynku nie mieszać", także jest jej arbitralną decyzją, która, jako taka, może zasadniczo w dowolnym momencie być zmieniona. No a do tego sam fakt, że władza akurat decyduje się "do wolnego rynku nie mieszać", na zdrowy rozum oznacza, że jej się akurat w danym momencie ten "wolny rynek" opłaca. I TO nie jest już także kwestia ekonomiczna, tylko jak najbardziej polityczna - związana nie z "rynkiem" i jego rzekomymi "wiecznymi i niezmiennymi mechanizmami", tylko z całkiem konkretną decyzją konkretnej władzy, jak najbardziej doraźnej i zmiennej.
Deo volente c.d.n
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
"Nawet decyzja władzy, by się "do wolnego rynku nie mieszać", także jest jej arbitralną decyzją, która, jako taka, może zasadniczo w dowolnym momencie być zmieniona. No a do tego sam fakt, że władza akurat decyduje się "do wolnego rynku nie mieszać", na zdrowy rozum oznacza, że jej się akurat w danym momencie ten "wolny rynek" opłaca."
OdpowiedzUsuńDokładnie! To że dana kobieta nie uprawia prostytucji w danej chwili to wcale nie znaczy że nie jest do tego wyekwipowana ani zdolna. Jak jej się zacznie opłacać kurwić, to się kurwić będzie. Ot cała prawda o ekonomii.
A najbardziej śmieszne są przykłady wyznawców "La ilallach ilMises" podawane o Ameryce lat '80tych za Reagana. Zimnej wojny nie wygrał wolny rynek, tylko mocarstwo uzbrojone po zęby przez sektor prywatny (a i owszem) ale całkowicie opłacony przez Wuja Sama. Wolnorynkowcy my ass.
po cholerę wynalazca np. różowej golarki miałby rządzic? on chce tylko sprzedac różową golarkę i miec kasę, za którą sobie np. wynajmie prostytutkę ; )
OdpowiedzUsuńzałóżmy, że on nie może życ bez sexu a prostytutka bez różowej golarki (a wymiana może byc nawet barterowa) to czy władzę ma on nad prostytutką czy prostytutka nad nim?
oczywiście wynalazca mógłby poszukac sobie kobiety po pubach, ale zakładając, że nie jest obyty z kobietami zajęłoby mu dużo czasu, by znaleźc kobitkę, która poszła, by z nim do łóżka - i analogicznie prostytutka potrzebująca różowej golarki straciłaby wiele czasu na obmyślenie konstrukcji i samą konstrukcję
to się nazywa - kurwa - podział pracy ; )
dzięki temu Ty Tygrysie nie zapierdalasz codziennie po polu, tylko robisz to co robisz i stac Cię na komputer, na którym piszesz te swoje farmazony (no ofence)
no i dochodzimy do opłacalności - właśnie czytam sobie tego Pipesa i Pietrek Wlk. doszedł do wniosku, że musi się zeuropeizowac, ale nie do końca kumał, że siła państw Zachodu opiera się na wolności osobistej i stąd wynika to, że można konkurowac ze sobą (bez przemocy w danej dziedzinie) i wygrywają najlepsi
wymyślił sobie, że będzie symulował konkurencję poprzez nadawanie stopni dworzanom ; )
ja mam do zaoferowania dobro i chce je wymienic na inne - dalej nie rozumiem do czego potrzebna mi jest władza - chyba tylko wtedy, gdyby moje dobro było bardzo liche, to wtedy rzeczywiście potrzebowałbym np. ceł ochronnych czy bardziej drastycznych środków przymusu
dla mnie władza to tyle co pasożytnictwo, pasożyty istnieją, ale się je tępi
Panie Munstrum - pisze Pan:
OdpowiedzUsuńTo że dana kobieta nie uprawia prostytucji w danej chwili to wcale nie znaczy że nie jest do tego wyekwipowana ani zdolna. Jak jej się zacznie opłacać kurwić, to się kurwić będzie.
czy to oznacza, że jeśli Pan jest zdolny do obciągania homosiom na dworcu centralnym, to jak się Panu to będzie opłacac to będzie Pan to robił? (również "no ofence")
poza tym, tym stwierdzeniem zadał Pan kłam temu, co pisze Tygrys - Tygrys uważa, że pewne rzeczy są niewymierne, bezcenne etc więc nie można stosowac, do nich ekonomii - Pan pokazał, że jednak można - że zawsze jest rachunek zysków i strat
co do USA - to USA sobie w dużej mierze ruskich wyhodowali - bo pomagali im w czasie wojny a potem wysyłali żywności, podobnie jak wyhodowali sobie Chomeiniego, Husaina i talibów... USA nie są obrońcą pokoju tylko często przyczyną chaosu
no i oddali nas ruskim w Jałcie, co dobitnie świadczy o ich hipokryzji
------
Zimnej wojny nie wygrał wolny rynek, tylko mocarstwo uzbrojone po zęby przez sektor prywatny (a i owszem) ale całkowicie opłacony przez Wuja Sama.
USA prowadziło wojny, bo tzw. sektor prywatny chciał zarobic - bankierzy i fabrykanci... nie ma to jak zmusic społeczeństwo do żyrowania pożyczek i kupowania ton żelastwa
pozdrawiam i życzę sukcesów w propagowaniu zamordyzmu
@Jerzy
OdpowiedzUsuń"ja mam do zaoferowania dobro i chce je wymienic na inne - dalej nie rozumiem do czego potrzebna mi jest władza"
--- A kto, oprócz silnego, sprawiedliwego państwa wstrzyma Hansa, Iwana czy Habiba czy innego Francoisa od zabrania ci tego siłą?
"czy to oznacza, że jeśli Pan jest zdolny do obciągania homosiom na dworcu centralnym, to jak się Panu to będzie opłacac to będzie Pan to robił? (również "no ofence")"
--- Opłacalność to nie tylko finanse. To też godność własna, i suwerenność.
"poza tym, tym stwierdzeniem zadał Pan kłam temu, co pisze Tygrys - Tygrys uważa, że pewne rzeczy są niewymierne, bezcenne etc więc nie można stosowac, do nich ekonomii - Pan pokazał, że jednak można - że zawsze jest rachunek zysków i strat"
--- Bo rachunek zysków i strat zawsze jest. Nawet tak wspaniała doktryna jak wolnorynkowy leberalizm nie przeskoczy praw fizyki. Tyle, że pewne rzeczy są nie na sprzedaż, a jeszcze inne są słono opłacane, najczęściej krwią. Co nie znaczy, że wszystko można "zarządzać" ekonomicznie
"co do USA - to USA sobie w dużej mierze ruskich wyhodowali - bo pomagali im w czasie wojny a potem wysyłali żywności, podobnie jak wyhodowali sobie Chomeiniego, Husaina i talibów... USA nie są obrońcą pokoju tylko często przyczyną chaosu"
--- Bo prawdziwymi obrońcami pokoju w Europie to sojusz niedoszłego malarza i niedoszłego księdza z przyklaskującym stetryczałym żołdakiem.
"no i oddali nas ruskim w Jałcie, co dobitnie świadczy o ich hipokryzji"
--- Tu zgoda
"USA prowadziło wojny, bo tzw. sektor prywatny chciał zarobic - bankierzy i fabrykanci... nie ma to jak zmusic społeczeństwo do żyrowania pożyczek i kupowania ton żelastwa"
--- Zarabia się na każdej wojnie. Lepiej być po stronie zarabiającej, niż tracącej. Może lepiej by było gdyby Sowiety tę wojnę wygrały?
"pozdrawiam i życzę sukcesów w propagowaniu zamordyzmu"
--- Myślę, że wolę silny, uzbrojony i patriotyczny zamordyzm ew. ściśle ograniczone wybory niż miazmatyczny, wolnorynkowy leberalizm, który może być obalony przez pierwszego, lepszego cwaniaka z pistoletem lub rakietą i pełną kabzą.
@ wsie w mieście
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, że zgadzam się całkowicie z Mustrumem. Chyba już nie zdążę się w tym ziemskim życiu nawrócić na anarchokapitalizm. ;-)
Pozdrawiam