piątek, sierpnia 21, 2009

Neo-Spengler o kulturze młodzieżowej i krachu dot-comów

Dzisiaj moje własne tłumaczenie tekstu, na który ktoś mi jakiś czas temu zwrócił uwagę. Autorem jest David P. Goldman pisujący w "Asia Times" pod pseudonimem Spengler. Miałem już tu zresztą chyba jakieś dwa lata temu jego tekst, poświęcony wymieraniu narodów Europy Wschodniej - bardzo sensowny i bardzo pesymistyczny. Można go poszukać.

O Davidzie P. Goldmanie, którego w tytule pozwoliłem sobie żartobliwie nazwać Neo-Spenglerem, można sobie poczytać w wikipedii, oto link: http://en.wikipedia.org/wiki/David_P._Goldman. (W tym przypadku chyba wikipedia za bardzo nie łże.) Postać jest naprawdę interesująca. W największym skrócie powiem, że nie gościmy tu często tradycyjnych, religijnych amerykańskich Żydów, a autor poniższego tekstu jest właśnie kimś takim. (Panie Bratkowski, larum grają!) W dodatku w młodości był Żydem ostro lewicowym - socjalistyczno-syjonistycznym na dodatek!

Potem jednak nawrócił się na Reaganizm, i w jego przypadku bym się nie czepiał, że to jakaś obłuda czy pokrętny zamiar. Jeszcze później... Ale to już wiecie. Gość jest naprawdę człekiem renesansu (muzyka, wielka bankowość, no i ta publicystyka). Sam mówi o sobie, że "pisze z judeo-chrześcijańskiej perspektywy, często koncentrując się na czynnikach ekonomicznych i demograficznych", jego tematy to "śmiertelność narodów i jej przyczyny, zachodni sekularyzm, azjatycka anomia, i niezdolny do przystosowania się islam".

Sam fakt, że ten publicysta wybrał sobie pseudonim Spengler, stanowi poniekąd gwarancję, że warto go tu przedstawić. (Swoją drogą, jaki ten fakt stanowiłby trudny orzech do zgryzienia dla tak licznych ostatnio zawodowych tępicieli antysemityzmu i faszyzmu! Gdyby oczywiście ci ludzie takich trudnych zagwozdek zawodowo nie unikali.)

A oto jego tekst, którego oryginał można znaleźć tutaj. (Swoją drogą prosiłem ich o zgodę na przetłumaczenie, ale email do mnie wrócił, więc cóż.)

Spengler (David P. Goldman)

Akcje internetowe i klęska młodzieżowej kultury

Asia Times Online, rok 2001

Internet stał się rutyną, ubolewa komentarz na pierwszej stronie "Przeglądu Tygodnia" w New York Times z 25 sierpnia. Mimo nadziei niektórych "krytyków kulturalnych", iż internet "zdemokratyzuje media" dzięki swemu niskiemu kosztowi wejścia, ta dystopiczna wizja kulturalnej cyberprzestrzeni zawaliła się. Internet pozostaje użyteczny jako system odnajdywania dokumentów i elektroniczna tablica ogłoszeniowa.

Niemal rok temu przekonywałem w tym samym miejscu, że gdyby akcje internetowe naprawdę były rzetelnie wycenione, musielibyśmy dojść do wniosku, że ludność świata musi spędzić następne stulecie kupując pornografię, popularną muzykę i przeróżne artykuły online. Tym, co leżało u podstaw (ówczesnej) hojnej oceny wartości akcji firm technologicznych, była futurystyczna wizja mentalnych insektów, bezsilnie przyciąganych do cyberprzestrzennej świeczki i wpadających w płomienie zglobalizowanej kultury młodzieżowej.

Teraz, kiedy kurz osiadł już na rynkach akcji, pośmiertne badania owych iluzji mogą się okazać zabawne. Pękniecie internetowej bańki ma szersze kulturowe i polityczne znaczenie: informuje nas ono, że oślizgły potok popularnej kultury sączący się z amerykańskich mediów komercyjnych i rozlewający się po świecie, nie zniszczy twardego podłoża starych kultur, które go poprzedzały. To przerażająca perspektywa, z powodów, które spróbuję wyjaśnić.

Zacząć należy od tego, że "kultura młodzieżowa" to oksymoron. Młodzież nie tworzy kultury, tylko ją dziedziczy. Dzieci we wszystkich kulturach oczywiście bawią się ze sobą spontanicznie, ponieważ ich Spieltrieb (instynkt zabawy) jest wrodzony. Młodzież we wszystkich kulturach zakochuje się równie łatwo, ponieważ hormony dyktują jej takie zachowanie. Ten rodzaj muzyki, który towarzyszy rytuałom godowym znajdzie natychmiastową akceptację od Tallahassee do Timbuktu, jednak kultura jako taka, to całkiem inna sprawa.

Co mamy na myśli mówiąc "kultura"? T S Eliot twierdził, że to nie jest nic innego niż religia: Jest to cały kompleks asocjacji i odniesień mówiących nam kim jesteśmy i skąd przychodzimy. Angielska literatura (obecnie zdominowana przez pisarzy z subkontynentu indyjskiego), wymaga, abyśmy pisali zgodnie z od dawna zarzuconymi gadłowymi głoskami jezyka anglo-saksońskiego ("light" a nie "lite"), ponieważ język niesie w sobie swą własną historię. Wypowiedź człowieka wykształconego to mozaika cytatów, ciągłe odniesienie do przeszłości.

Dlaczego mamy kulturę? Dlaczego wszelkie te pozornie sensowne próby wprowadzenia do angielszczyzny fonetycznej ortografii skończyły się marnie? Powód jest taki, że potrzebujemy naszej przeszłości. Wszystkie kultury oddają kult w świątyni swych przodków. Istnieją one, aby odegnać przeczucie śmierci.

Zerwanie nici ciągłości z przeszłością oznacza, że nie mamy sensownej przyszłości poza naszą własną fizyczną egzystencję. Fakt, jest całkiem możliwe, by całe ludy żyły jedynie dla własnej przyjemności, nie czując nic w związku z grożącym im w przyszłości wymarciem. Jakże inaczej moglibyśmy wytłumaczyć fakt, że w Europie i Japonii współczynnik dzietności ledwie sięga połowę wartości potrzebnej do utrzymania liczebności populacji? Wojny światowe zdyskredytowały ich tradycyjne kultury i ich ludność wydaje się nie dbać o własne przetrwanie. To oczywiście nie może być zachowanie typowe dla ludzi, bowiem wtedy po prostu nie byłoby ludzkiego gatunku.

Inaczej niż zwierzęta, ludzie potrzebują czegoś więcej niż tylko potomstwa: potrzebują potomstwa, które ich będzie pamiętać. Rozważmy dwie możliwości: pierwsza taka, że po śmierci będą o tobie pamiętały pokolenie twych dzieci i dzieci twoich dzieci; druga taka, że twoje dzieci zostaną porwane przez jakąś obcą kulturę, wychowane w innym języku, bez znajomości swego pochodzenia i nic nie wiedzące o twojej śmierci. Która z tych możliwości jest dla ciebie przyjemniejsza?

Kultura to substancja, z której przędziemy złudzenie nieśmiertelności (to, czy nieśmiertelność rzeczywiście istnieje, jest kwestią osobistych przekonań religijnych i nie wchodzi w zakres tej dyskusji). Często różne grupy etniczne raczej zginą, niż porzucą swój "sposób życia". Pierwotni Amerykanie często od asymilacji wybierali walkę prowadzącą do całkowitej własnej zagłady, ponieważ asymilacja oznaczała porzucenie zarówno własnej przeszłości, jak i własnej przyszłości. Historyczna tragedia następuje na ogromną skalę, kiedy ekonomiczne lub strategiczne warunki podcinają materialne warunki życia jakiegoś ludu, którzy mimo to nie potrafi zaakceptować asymilacji do innej kultury. To właśnie wtedy całe ludy walczą na śmierć i życie.

Krótko mówiąc, "kultura młodzieżowa" to bezsensowne wyrażenie, ponieważ młodzi nie potrzebują kultury, jako że czują się nieśmiertelni. Ludzie starsi żyją z przeczuciem śmierci i tworzą kultury w nadziei oszukania swej śmiertelności.

Jednak łatwowierny świat przywiązuje taką wagę do triumfu globalnej młodzieżowej kultury, że internetowym akcjom przypisał wartość idącą w miliardy dolarów. "Światowa muzyka" miała być motorem wzajemnego zrozumienia. Rozprzestrzenianie się popularnej kultury miało nas zhomogenizować. Mieliśmy wszyscy złapać się za ręce i śpiewać "Zbierzmy się wszyscy razem i niech nam będzie fajnie".

Popularna kultura ma oczywiście swoje oddziaływanie, ale jako instrument w służbie autentycznych kultur, na które wpada. Cóż może być bardziej niewinnego niż amerykański program dla małych dzieci "Ulica Sezamkowa"? Otóż istnieje klon "Ulicy Sezamkowej" w oficjalnej telewizji władz Palestyny, którego słowa brzmią w przekładzie tak: "Kiedy urosnę, zostanę zamachowcem samobójcą". Palestyńska telewizja wyświetla także muzyczne videa z tym samym motywem, dla nastoletniej publiczności.

Załamanie się wyceny akcji internetowych było wczesnym ostrzeżeniem, że stare kultury nie dadzą się tak łatwo wepchnąć do miksera. Następne ostrzeżenia mogą się okazać nieco bardziej dobitne.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

6 komentarzy:

  1. Każda kultura, która chce przetrwać jak najdłużej musi się uczyć od innych, wrogich kultur.
    Mongołowie Czyngiza awansowali z pogadzanych pastuchów na zdobywców połowy świata, bo przejęli szereg chińskich i tureckich wynalazków. Europa Zachodnia stała się potęgą, bo potrafiła twórczo wykorzystać dorobek szeregu poprzednich Kultur/Cywilizacji (rzymskie prawo, grecką filozofię i hebrajską religię). Moskwa zrzuciła jarzmo tatarskie, pożarła Syberię, Gruzję, Armenię, Rzeczpospolitą, Krym itd., słowem awansowała na światowe mocarstwo, gdyż prześcignęła swoich nauczycieli: Tatarów i zapadników. Japończycy budowali swoją imperium ucząc się od Chińczyków, Europejczyków i Amerykanów. Nawet Aztekowie mieli te swoje domy mądrości, gdzie gromadzili i odcyfrowywali pisma Majów, Tolteków, Zapoteków etc. ucząc się od nich irygacji, medycyny, astronomii etc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niepokoi mnie sprawa długowieczności Kultur/Cywilizacji sensu Spenglera. O ile dobrze zrozumiałem to zdaniem Spenglera proces starzenia się Kultury i wyradzania jej w Cywilizację, jakkolwiek obrzydliwy i nieprzyjemny, jest w gruncie rzeczy naturalny i konieczny, tak jak starość i śmierć pojedynczego człowieka.
    Czasem jednak zdaje mi się, że nie wszystkie Kultury są śmiertelne. Co poniektóre wydają się wiecznie młode lub zdolne do cyklicznego odmładzania się, nigdy nie kostniejąc w Cywilizację. Zdaniem Niemojowskiego kultura żydowska jest wiecznie młoda, w ogóle nie zestarzała się od czasu Faraonów i Cezarów.
    Kevin MacDonald stwierdza w swym "Fenomenie żydowskim", że inne kręgi kulturowe zazdroszczą Izraelowi tej dynamiki (nieśmiertelności?), toteż małpują koncepcję Narodu Wybranego i starają się aby ich własne diaspory sięgnęły po władzę nad całym światem.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Anonimowy

    Zapożyczenia oczywiście były i ani Spengler (Oswald), ani też ja temu nie przeczymy. Sprawa w istocie jest jednak całkiem inna, niż to się zazwyczaj przyjmuje.

    Ale niestety nieco wstępu będzie tu potrzebne...

    Więc po pierwsze podbijanie innych ludów nie ma wiele wspólnego z samą istotą Kultury/Cywilizacji. (Mówię o "spengleryźmie". Tatarzy to nie jest i nigdy nie była żadna K/C, Rosja (wg. Spenglera) też nie jest, choć wydaje się być czymś co K. bezpośrednio poprzedza (choć nie ma gwarancji, że K. powstanie), Japonia to była najpierw część K. chińskiej, a obecnie zachodniej...

    K/C w tym sensie jest bowiem dla Spenglera jedynie osiem i tu nie chodzi o to, czy one są "silne", czy podbijają, tylko o to, czy powstała pewnego rodzaju masa krytyczna i stworzyła całkiem specjalny, unikalny rodzaj "organizmu" - właśnie K. S. mówi o czymś niemal biologicznym, ale dla nas dzisiaj to jest ewidentna cybernetyka. (I to jest jeden dowód więcej, że S. genialny był!)

    Zapożyczenia oczywiście były, ale nie stanowią, jako się rzekło, o samej istocie tego organizmu. Choć mogą faktycznie przesądzać np. o jego sukcesie w konkurencji z innymi K/C i innymi ludami, sprawami, problemami.

    Jednak co najmniej tak samo istotne - a moim i S. zdaniem o wiele bardziej! - jest to, czego taka nowopowstająca K. właśnie od innych NIE wzięła. W końcu w Renesansie żadnych doryckich świątyń nie budowano - dlaczego? Grecy wzięli kolumny z Egiptu, jak nam mówią, ale dlaczego zostawili tyle innych rzeczy? Itd. itd.

    c.d.n bo tu jest ograniczenie na długość tekstu

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Anonimowy c.d.

    W sumie chyba tutaj już wszystko odpowiedziałem. Powtórzę jednak, skoro już mam nowy koment: tu nie chodzi o takie czy inne zapożyczenia, tylko o samą istotę danej K., która jest unikalna.

    My też z otoczenia pobieramy mikroelementy, białko i tłuszcze - każdy mniej więcej te same - a jednak każdy ma swoje własne życie, własne cechy i własny rozwój.

    Oczywiście że to, czy mamy dość witaminy A, czy też nie, albo czy w powietrzu jest masa związków ołowiu, wpływa na nasz rozwój. Ale zasadniczo jest tak, że jeśli np. b. ciężko pracujemy, to bierzemy więcej kalorii i białka, a jeśli mamy cukrzycę, to pijemy masę wody.

    S. sam tego może tak nie ujmuje, ale dokładnie o to tu chodzi.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Anonimowy

    Co do tej obrzydliwości starzenia się, to ja bym nie przesadzał - to nie musi być AŻ obrzydliwe. Wszystko ma swoje zady i walety, także młodość, także wiek dojrzały. Starość może być fajna, albo koszmarna, szlachetna, albo obrzydliwa. Rozwój faktycznie trwa dla S. koło milenium, a potem coraz więcej istotnych spraw leci już tylko siłą inercji, co jednak nie zmienia faktu, że to nie musi być koniecznie zaraz dno.

    Czy Cesarstwo Rzymskie to było po prostu dno? ;-)

    Co zaś do Żydów... Dla S. ich K. rozpoczyna się mniej więcej w latach koło narodzenia Chrystusa. Razem zresztą z K. Persów/Bizantyjczyków/Muzułmanów - bo to wszystko jedna K. Cholernie fascynująca jest tutaj ta teoria S. i cały jego wywód, i muszę stwierdzić, że mnie przekonuje. To jest dla mnie naprawdę genialne osiągnięcie intelektualne, ale ja tego tutaj nie zdołam nawet naszkicować.

    Co do tej wiecznej młodości Żydów... Masa ludzi żyje z lizania im dup i wysławiania ich cywilizacji pod niebiosa, więc takie twierdzenia specjalnie mnie nie dziwią, jednak dla mnie to absurd.

    To jest resztka b. starej Cywilizacji, ze wszystkim, co się z tym wiąże, a więc: wielką inteligencją, brakiem idei, trzeźwym podejściem do świata, brakiem autentycznej kreatywności (!)... Zady i walety, jak wszędzie zresztą.

    Jednak ich stan po Cywilizacji ma to do siebie, że - tak samo jak sama ich K. i C. - znajduje się w intymnym związku z naszą... Poniekąd (tu wycie różnych światłych bojowników z antysemityzmem) na niej pasożytuje, choć można też doszukiwać się korzyści, jakie ona nam dała. (Dla mnie one jednak naprawdę nie są warte tyle, by było o czym mówić, i chętnie bym się bez nich obył.)

    Spenglerycznie rzecz ujmując, to żydowskie fellahy stanowią b. istotną część naszej C. - jedynej, jaka w tej chwili istnieje na świecie i globalnej. Z tego wynikają różne cechy żydowskiej cywilizacji (tym razem z małej), które mogą się wydawać młodymi.

    Japończycy zresztą znajdują się w nieco podobnej sytuacji, ale jednak na peryferium naszej C. Arabowie, Persowie itd. są jeszcze mniej związani z naszą C. Ale jednak to jest takie samo zjawisko, po prostu w przypadku Żydów ten intymny związek z nami trwa tysiąclecia i jest niezwykle mocny.

    Co nie zmienia faktu, że spenglerycznie rzecz biorąc żydowska... powiedzmy cywilizacja, jako taka, jest już od stuleci całkowicie bezpłodna i skostniała. Filozoficznie, religijnie, naukowo, artystycznie.

    Funkcjonują dynamicznie jedynie jakieś hybrydy i przecięcia pomiędzy nimi a naszą C. Rozkładając przeważnie zresztą naszą w przyspieszonym tempie, choćby dlatego, że ich koncepcja narodu jest całkowicie inna od naszej. To naprawdę trzeba by dokładnie przestudiować u S., bo tak to może się wydawać takim sobie smęceniem bez większych podstaw.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Anonimowy

    Jeszcze na temat twórczości i Żydów... W końcu nie każdy człek, którego przodkowie byli Żydami musi być, w sensie spenglerycznym, Żydem!

    Może równie dobrze należeć np. do naszej Cywilizacji. A wtedy jego cechy mogą się ładnie uzupełniać z nurtami naszej C., z jego własnych, choćby i poniekąd odrzuconych, korzeni w przecięciu z naszą K/C mogą powstawać naprawdę interesujące rzeczy.

    Nie wiem wiele o tym neo-Spenglerze, ale wydaje mi się on w sumie należeć do naszej C. Głowy bym nie dał, ale tak mi się wydaje. I to mimo jego tradycyjnego i religijnego Żydostwa.

    Być może one właśnie są raczej powierzchowne, a nasza C. stała się jego mentalnym światem. W końcu nie nazwał się "Jeremiasz", "Abraham", czy "Amos", tylko "Spengler".

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń