sobota, października 02, 2010

Buce i fellachy (teraz i zawsze)

Śmieszą mnie, a jednocześnie wnerwiają, słyszane tu i ówdzie (gdzie? na blogach oczywiście! gdzie się niby toczy realne życie intelektualne tego nieszczęsnego kraju?!), że "tragedią Polski jest, iż rządzą nami historycy, a powinni być inżynierowie". O inżynierstwie akurat to i owo wiem - jak by nie było, moje najpełniejsze, zakończone dyplomem i latami praktyki, wykształcenie jest właśnie inżynierskie.

(Nie, żeby w tym nie było kolejnej zbrodni komunizmu, bo w porządnym kraju nigdy by mi nawet nie przyszło zostawać inżynierem, co jednak nie znaczy, bym nic nie kapował. Oczywiście przed naprawianiem czegokolwiek, czy grzebaniem w jakimś szmelcu stawiam szlaban. Człek musi w końcu znać granice!)

No i naprawdę nie uważam, by inżynier nadawał się na polityka. Czy cokolwiek zresztą, poza samym ew. inżynierstwem. Chyba że, jak i ja, jest to ktoś, kogo sam określam jako "fałszywy inżynier". O czym zresztą wspomniałem wyżej. Co do historyków natomiast - to od kiedy buc w rodzaju Tuska czy Komorowskiego (z Michnikiem i paroma innymi na dokładkę) miałby reprezentować PRAWDZIWYCH historyków? Ci ludzie stanowią raczej kolejny dowód kpiny, jaką sobie obecny establiszmęt zrobił z humanistycznych studiów i humanistyki w ogóle.

Przed wojną, święcie w to wierzę, ci ludzie nawet na maturę nie mieliby większej szansy, co dopiero prawo do nazywania się "historykiem"! Prawdziwi natomiast historycy, tacy jak Jérôme Carcopino (po polsku, jak kojarzę, wydano jedną jego książkę, jest zresztą dość znana), czy Guigliermo Ferrero, to naprawdę niegłupi ludzie. Na podstawie książki tego pierwszego o Sulli, oraz cyklu drugiego na temat schyłku rzymskiej republiki i początków cesarstwa (który zresztą obecnie czytam) oceniam, że - choć zapewne nie byli to ludzie czynu, i w tym sensie nie nadawaliby się na polityków - to każdy porządny think tank byłby z nich dumny. Ich polityczne analizy są bowiem i głębokie, i przenikliwe.

Obaj ci panowie pisali w początkach (szeroko pojętych) zeszłego wieku i, na podstawie tego, co nakupiłem swego czasu w uppsalskich antykwariatach, zaryzykuję tezę, iż poziom historii był wtedy o wiele wyższy niż obecnie. Oczywiście nie oznacza to, że dzisiaj to Tusk z Komorowskim wyznaczają ów poziom - przyzwoitych historyków jest jednak trochę, którym ci panowie nie są warci czyścić butów. Jednak naprawdę nie dostrzegam nikogo, kto by mógł się z wymienionymi tu przed chwilą autorami mierzyć w ocenianiu starożytnej polityki. 

Na podstawie - nie zapominajmy o tym! - ułamkowych w końcu i nie zawsze wiarygodnych informacji, zawartych w źródłach sprzed dwóch tysięcy lat. No a o Spenglerze - który jest może nie całkiem akademickim historykiem, ale jednocześnie jest czymś o wiele więcej - nawet nie trzeba chyba tutaj wspominać. To zresztą ta sama, w szerokim znaczeniu, epoka.

Nie jestem tu w stanie wklepać żadnego fragmentu, w którym by było ewidentnie widać tę, tak przeze mnie wychwalaną, przenikliwość owych uczonych, jednak znalazłem akurat u Ferrero długi fragment, który warto być może tu, w tłumaczeniu, umieścić. Po pierwsze dlatego, że pobrzmiewa w nim spenglerowski paralelizm historyczny, niepozbawiony rzeczy, które niepokojąco mogą się skojarzyć z tym, co mamy wokoło. Po drugie dlatego, że fragment ten dotyczy Egiptu, a akurat o Egipcie brakowało nam nieco konkretnych informacji, kiedyśmy sobie z hrPonimirski'm szpęgleryzowali.

Nie należy zapominać, że, spenglerycznie rzecz biorąc, fragment opisuje już całkiem późną Cywilizację Egiptu, w dodatku w formie swego rodzaju Pseudomorfozy, bo przecież od trzech stuleci Egipt był rządzony przez hellenistycznych (w sensie, że już nie klasycznych) Greków. Jednak, znając odporność na wszelkie zmiany egipskiego fellacha (w obu znaczeniach i niejako fellacha do kwadratu!), można chyba na roboczo przypuszczać, że późnej egipskiej Cywilizacji było tam jednak więcej, niż o wiele młodszej Cywilizacji apollińskiej (czyli w tym wypadku greckiej).

Dobra, tyle wstępu, a teraz sam ten fragment, w moim własnym tłumaczeniu z francuskiego (oryginał książki jest po włosku). Rozbijam to na krótkie akapity, bo w oryginale są one ogromne, a to jest jednak ekran.

* * * * *

Bez wątpienia Kleopatra posługiwała się, w celu przekonania Antoniusza, wszelkimi środkami, jakimi mogła dysponować, ale nie należy z tego powodu widzieć w tym projekcie małżeństwa zwykłej próby kobiecego uwiedzenia. Był w tym projekcie bardzo przemyślny polityczny plan, który przynosi zaszczyt inteligencji Kleopatry: chciała ona uratować dzięki temu małżeństwu Egipt przed wspólnym losem wszystkich śródziemnomorskich ludów, czyli zniewoleniem przez Rzym.

Przez bardzo sprytną politykę, wkupując się za pomocą masy złota złota w łaski każdego kolejnego rzymskiego rządu, Egipt zachował dotychczas niezależność, ale nie można było, nawet w Aleksandrii, robić sobie wielkich złudzeń w tej sprawie na przyszłość. Bogactwo Egiptu było zbyt wielkie, by nie wzbudzić chciwości zrujnowanej Italii, a jego rząd zbyt słaby i zbyt zdezorganizowany, by móc się długo opierać.

Z ekonomicznego i intelektualnego punktu widzenia, Egipt był jedynym kompletnym państwem świata antycznego. Miał kwitnące rolnictwo, prosperujący przemysł, rozległy handel, sławne szkoły, intensywne życie artystyczne. Bardzo żyzny, wspaniale uprawiany, dostarczał niemal całego lnu, z którego tkano żagle, pozwalające żeglować po Morzu Śródziemnym. Produkował więcej ziarna, niż potrzeba było do wyżywienia jego, bardzo gęstej, ludności, mógł więc je eksportować.

Jego przemysł przodował w świecie śródziemnomorskim, dzięki licznym zręcznym rzemieślnikom Aleksandrii, którzy produkowali najdelikatniejsze tkaniny, perfumy, artykuły szklane, papirus, i tysiąc innych przedmiotów, które bogaci handlowcy zaraz eksportowali do innych krajów. Egipt był krajem luksusu i elegancji, wysyłał niemal wszędzie, nawet do Italii, swoich malarzy, dekoratorów, sztukatorów, modele luksusowych przedmiotów. Sławne centrum edukacji, przyciągał studentów z najodleglejszych krajów, a nawet Grecy uczęszczali tam do szkół medycyny, astronomii czy literatury, które królewski rząd utrzymywał w Aleksandrii.

Jego, na koniec, handel był bardzo rozległy i bardzo lukratywny, ponieważ nie tylko eksportował wszędzie produkty przemysłowe za cenne metale, które akumulował, ale zatrzymywał też większą część handlu z Dalekim Wschodem, z Indiami, i z bajecznymi Chinami. Jednak, choć tak kwitnący, gdy oceniać go z punktu widzenia bogactwa i kultury, obraz staje się ciemny, kiedy studiujemy stan polityczny i społeczny Egiptu.

Stara, chwałą okryta monarchia Ptolemeuszy dogorywała. Podział pracy, będący prawdziwym skutkiem cywilizacji, doszedł w Egipcie do tego stopnia, że zdusił wszelkiego ducha solidarności społecznej i narodowej. Poszczególne zawody, profesje, rodziny, jednostki, myślały tylko o własnych interesach i własnych przyjemnościach. Przerażający egoizm, nieprzezwyciężona obojętność na wszytko, co ich bezpośrednio nie dotyczyło, izolował grupy społeczne we wszystkich klasach.

Od rolników we wielkich majątkach ziemskich, majątkach martwej ręki, królewskich domenach, którzy żyli w podległości bliskiej pańszczyźnie; przez przedstawicieli wolnych zawodów - pracowitych, jednak zajętych wyłącznie powiększaniem swego majątku; od ciężko pracującego, kosmopolitycznego plebsu, pracującego z inteligencją, ale niespokojnego i krwiożerczego; po klasy zamożnych handlowców, którzy zainstalowali się w Egipcie, jako w najlepszym skrzyżowaniu wielkich światowych dróg; i po bogatych właścicieli, afiszujących się niebywałym luksusem, którzy uważali dwór za najwyższy model elegancji i szyku, ale nie stanowili politycznej czy militarnej arystokracji, i którzy - przez gnuśność czy pychę - pozwalali odsuwać się od wysokich stanowisk przez eunuchów, wyzwoleńców, awanturników, obcokrajowców; aż po kastę duchowieństwa, która nie pragnęła niczego innego, niż zwiększanie własnego bogactwa i potęgi; po biurokrację, liczną, zdyscyplinowaną w teorii, ale skorumpowaną, chciwą pieniądza i pozbawioną sumienia; oraz, na koniec, po dwór, nienasyconą ośmiornicę, pożerającą pieniądze i cenne kruszce, pławiącą się w intrygach, zbrodniach, drobnych dynastycznych rewolucjach, której niewielkie koterie trwały w totalnej obojętności, z nieskończoną przemyślnością i podłością zarazem.  

To królestwo w stanie dekadencji było jednocześnie bezwładne i niespokojne. Z ogromną administracją, pozostawiało wszystko na łaskę losu - nawet kanały Nilu. Monarchia, gdzie królów ubóstwiano jeszcze za życia, była bez przerwy rozdzierana pałacowymi rewolucjami, a królowie, którzy dzięki nim dochodzili do władzy, nie trwali dłużej, niż kilka lat. Monarchia ta, choć tak bogata, uniemożliwiała znalezienie lekarstwa dla najmniejszej choćby politycznej bolączki.

Nie było armii i, aby dysponować kilkoma oddziałami, trzeba było rekrutować niewolników, którzy uciekli z innych krajów. Kraj był pełen ludzi o wysokiej kulturze i ogromnej inteligencji, ale nie potrafił walczyć przeciw Rzymowi inaczej, niż za pomocą dziwacznych i skomplikowanych intryg. W końcu jego dyplomacja doszła do tego, że zaofiarowano własną królową rzymskiemu prokonsulowi jako prostytutkę.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

17 komentarzy:

  1. Ależ świetny, soczysty kawełek. Sporo "mięsa na kości"

    OdpowiedzUsuń
  2. Zalatuje mi ten fragment bardzo maurrasowską krytyką demokracji parlamentarnej.

    Coś mi się widzi że sprawy kulturowe, zalew obcych, penetracja Greków, Eskimosów i wszelkich narodów wschodu i zachodu była tu kwestią ważniejszą niż ekonomiczny egoizm sugerowany przez autora. Ostatecznie polityczna aktywność mas pracujących występuje chyba tylko w socjalizmie, i to bardziej w teorii niż praktyce.

    Egipt, jak sam autor zauważa, zasadniczo nie miał armii, która w owych czasach była chyba jedyną instytucją, która przez permanentne wojny byłaby w stanie wychować różne etnosy w jeden "naród".

    Padł jak I RP, z jej "szlachetnym duchem tolerancji".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie w hellenistycznym Egipcie, że spytam, była demokracja parlamentarna? ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
  3. @ tj

    Triarius chciał pokazać jak ekonomiczny egoizm ówczesnych Egipcjan ("ciasna, klasowa świadomość" jak pisano w słusznie minionych czasach), tudzież ich obsesyjna koncentracja na bogactwie przy równoczesnym fatalnym zaniedbaniu sfery politycznej, wojskowej oraz inżynierskiej bardzo przypominają postawy nas samych.
    Kolejną cechą łączącą tamtejszy Egipt z dzisiejszą Europą jest przerafinowanie intelektualne "elit" jak i szerokich rzesz niższych klas społecznych.
    A masy pracujące bywały politycznie aktywne na długo przed Marxem und Engelsem:
    - ustanowienie republiki w Rzymie i kolejne secesje plebejuszy
    - nizliczone powstania chłopskie w Chinach (niektóre o dziwo! zakończone sukcesem w postaci skasowania dotychczasowej dynastii i jej korpusu urzędniczego oraz stworzeniem z chłopskich watażków nowej arystokracji i merytokracji).

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry, że off-topic, ale chciałbym pogratulować wyniku latorośli w wyborach.

    Pozdrowienia,

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden z możliwych końców Cywilizacji, taki nieco aksamitny w porównaniu do gwałtownego końca Kultury meksykańskiej - w białych rękawiczkach, praktycznie bez walki (wszak o Egipt najkrwawsze walki stoczyli Rzymianie między sobą) z przymulastymi fellahami i skurwiało-pedalska elitą i tak miękko wyladowali - można i tak!

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jak na zawołanie ad argumentam. Zamykana jest duża jednostka wojskowa na Podlasiu. Jakbym widział powtórkę z XVIII wieku.

    http://niezalezna.pl/article/show/id/39773

    Polityka rozbrajania naszego cipistanu jest jak nic konsekwentna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mustrum,

    likwidacja jak likwidacja - wszak zdrajcy zdarzają się zawsze i wszędzie. Gorzej, że nikomu to nie przeszkadza.

    W Rzymie chwilowe osłabienie władzy zawsze powodowało wysyp uzurpatorów. U nas - lemingoza na wszystkich szczeblach hierarchii.

    OdpowiedzUsuń
  8. @ tj; mustrum

    Widocznie ktoś się opamiętał, że te 100tys. to jakiś kosmos (w końcu o tyle to Donek zwiększył liczbę etatów w administracji państwowej)i trzeba ciąć!

    A jeśli kogoś interesuje z guglownicy liczebność sił zbrojnych państw o zbliżonej liczbie ludności:
    Algieria 32mln - 170tys.
    Kenia 34mln - 65tys.
    Argentyna 39mln - 75tys.
    Hiszpania 40mln - 145tys (plus 80tys. Guardia Civil i 15tys. Leg.cudz., Gw.Król. i SSR.)
    Kolumbia 43mln. - 285tys.

    Ale też nikt z ww nie ma tak zajebiście miłujących pokój sąsiadów jak Niemcy i Rosja!

    OdpowiedzUsuń
  9. Amalryk et al.,

    a słyszeliście, że na listopadowym szczycie NATO-Sowiety ma zostać przedstawiona propozycja wspólnego systemu obrony przeciwrakietowej, "po to żeby zbliżyć do siebie NATO i Rosję"?

    I że Sowieci razem z Usraelem mają pracować nad wspólnym projektem ciężkiego wojskowego samolotu transportowego opartego na amerykańskim C-5 i ruskim An-124? Ruscy mają niedługo przedstawić oficjalną listę technologii i sprzętu jaki ich interesuje, a amerykańscy durnie zapewne w podskokach im je udostępnią.

    A u nas Palikot, krzyże, dopalacze i likwidacja resztek armii.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ tj

    Wiesz - jeśli wierzyć Konecznemu (a jak mu nie wierzyć?!), to Polacy są bezpośrednimi spadkobiercami Rzymian.

    Stąd u nas nie ma mowy o żadnych uzurpatorach i innych brzydkich rzeczach - naród jest po prostu zbyt państwowo wyrobiony i w ogóle.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Struś Pędziwiatr

    Co Ty nie powiesz? ;-)

    (Still - don't forget to eat your vegetables as well!)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. @ tj
    Ruskich z dziedziny technologii militarnych interesuje zawsze wszystko, więc lista bedzie długa.

    A ten okurwieniec z Biłgoraja, czy tam innego Pacanowa - toż to dla "naszego" megarządu istny propagandowy dar Niebios.

    Chociaż jak patrzę w koło, to rzeczywiście można odnieść wrażenie, że żyrandol może już samodzielnie rządzić Polską...

    OdpowiedzUsuń
  13. Tropiciele tzw. "szklanych sufitów" z państwowych uczelni powinni zbadać dlaczego w Polsce mamy do czynienia z zanikiem patriotyzmu powyżej poziomu blogera.

    I dlaczego ten patriotyzm polega co najwyżej na śpiewaniu o kładzeniu białej róży na karabin, a nie na pracy, czynie, służbie, realnym namyśle dzień w dzień, rok w rok, dziesięciolecie w dziesięciolecie - i dalej.

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Tygrys

    Taaa wiemy, wiemy, cesarz Wałęs i te sprawy...

    OdpowiedzUsuń