wtorek, listopada 30, 2010

Ogłoszenia parafialne

Wszystkim wam - blogerzy o ambicjach literackich; i wam, spokojni i z pozoru normalni ludzie, co im w duszy śpiewa i się marzy pisanie powieści, nowel, czy innych tam poematów prozą... Powiadam: radujcie się, albowiem wyszła wreszcie po polsku znakomita, choć niewielka, książeczka Boskiej Dorothei (boskiej nie w sensie parafialnym, tylko w sensie "Krowiooka Hera z Heraklesem przy piersi") o nazwisku Brande "Becoming a Writer". Polski tytuł "Jak zostać pisarzem".

Jest to naprawdę wybitna rzecz, wielokrotnie od chwili swego debiutu 70 lat temu wydawana, a traktująca o najtrudniejszym (jak się domyślam), a rzadko kompetentnie poruszanym, aspekcie pisarstwa, czyli jego psychologii. Doro naprawdę się na tym znała, będąc płodną i cenioną pisarką, dziennikarką i autorką dwóch znakomitych książek z dziedziny praktycznej psychologii - tej właśnie i "Wake Up and Live!", po polsku mającej tytuł "Obudź się i zacznij żyć".

Ta druga jest może nieco staromodna, ale moim zdaniem to jedna z absolutnie najwybitniejszych książek tego typu, jakie w ogóle wydano. Wydaje mi się, że najbardziej skierowana jest do wykształconych kobiet o twórczych ambicjach, ale i w moim życiu uczyniła sporo dobrego, a kobietą nie jestem.

Jeśli ktoś gardzi literaturą z dziedziny praktycznej psychologii, powiem mu, że błądzi. Ja ją lubię, a jeśli ktoś nie uważa, bym był jej chodzącą reklamą, to skromnie odpowiem, że powinien mnie był znać 40 lat temu, pewnie by zmienił zdanie.

Szczerze polecam Boską Doro i obie jej książki. (Co do jej pisarstwa tego innego rodzaju, to szczerze - nic o nim od siebie powiedzieć nie mogę, bo nie znam. W ogóle mało czytam fikcji. W gazetach też nie.) Po pierwsze dlatego, że są znakomite, a po drugie dlatego, że do wydania ich obu przyłożyłem rękę.

Tłumaczyła je wprawdzie (przynajmniej większą cześć i oficjalnie) pewna miła dziewczyna (obecnie już zresztą oficjalnie tłumaczka po adekwatnych studiach), ale to ja poleciłem te książki wydawnictwu Złote Myśli i ja zleciłem tej dziewczynie tłumaczenie. Ja także mam udział w zyskach ze sprzedaży tych książek.

Tak więc - nie piracić ich, bo to będzie okradanie kolegi! To raz, a dwa - zastanówcie się ludzie nad ich kupieniem, dla siebie, dla kogoś, na prezent... Także, częściowo, w ramach naszej tutaj prawicowo-patriotycznej-antyplatfusiej samopomocy. "Kupuj u swojego!" - o to mi chodzi. A z ręką na sercu mówię, że w moim przekonaniu naprawdę warto.

* * * * *

Z powyższym wiąże się kwestia taka, o której czasem mówię, ale jakoś nikt nie słucha, więc powiem znowu. Otóż mądrzy ludzie twierdzą, że "Znaczący język, to taki, w którym można przeczytać najważniejsze książki". No i o polsku Platona, Tołstoja i Dawkinsa przeczytać można... Tyle, że dla mnie to nie te akurat książki są najważniejsze! Które nimi są moim zdaniem, to już wielokrotnie mówiłem.

Choć naprawdę nie martwi mnie, że Platona można po polsku przeczytać. Wprost przeciwnie! Dawkinsa, choć się nim brzydzę, także można było przetłumaczyć, skoro akurat ktoś miał taki pomysł. Jednak tych książek, które ja uważam za ogromnie ważne, jakoś nikt nie wydaje, Polacy ich nie znają... Ludzie - przecież lewizna ze swą Krytyką Polityczną i wydawaniem Marksa podlanego przemądrymi ęterpretacjami Lenina zje nas niedługo w kaszy! I to właśnie, częściowo przynajmniej, dlatego.

* * * * *

To już nieaktualne, ale niech zostanie, na wieczystą rzeczy: 

Wreszcie od niedawna mój blogas chodzi także na własnej domenie http://triarius.pl. Jest tam nawet zaimportowana treść z tego tutaj na blogspocie, choć zawsze ktoś mi dopisze nowy komęt, albo ja, jak teraz, coś dopiszę, i muszę importować od nowa. W końcu, choć mi się nie chce, wkleję tutaj kawałek kodu i wszystkie wyszukiwania z wyszukiwarek zostaną automatycznie przekierowane tam - i to w odpowiednie miejsce, zaś inni ludzie będą mieli o wiele prostszą, elegantszą i bardziej wzniosłą rzecz do wpisywania.

Tak że na blogspocie u mnie już się za bardzo nie rozdokazowywać! Nie, żartuję - komentujta na razie tutaj, bo stąd mogę zaimportować tam, a jak będzie tam, i zaimportuję coś stąd, to tamto chyba pójdzie w cholerę. Ale nastawcie się - kto tam nie może żyć bez tego blogasa - że w końcu przechodzimy na własną domenę.

Co właściwie powinno być zrobione od początku, ale nie doceniałem moich wielbicieli i ich miłości do blogasa. Teraz żałuję, bo przez pięć i pół roku, zamiast pracować na swoje, pracowałem na sławę blogspota (którego w dodatku dawno już temu przejął gugiel, w pewnym sensie władca wszechświata, a ja za takimi nie przepadam).

14.10.2012


triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

6 komentarzy:

  1. Jednak tych książek, które ja uważam za
    ogromnie ważne, jakoś nikt nie wydaje, Polacy ich nie znają...


    A nie próbowałeś nimi zainteresować jakiegoś zaprzyjaźnionego wydawnictwa?

    OdpowiedzUsuń
  2. @ tj

    Wiesz, oni się niezwykle ściśle trzymają swojej niszy. Do tego stopnia, że opierają się np. przed fajnymi książkami o cwanym uwodzeniu, kiedy akurat poprzednia tego samego autora przyniosła im naprawdę sporo forsy, a ich klientom dała wiele radości (w tym radość macierzyństwa).

    To ma być ściśle biz i "jak sobie pomóc w życiu", czyli praktyczna psychologia. Przynajmniej tak mi mówią, choć ja widzę tam cały czas sporo różnych wychodzących poza tę ich wąską niszę publikacji.

    Nie wiem, może ode mnie mają większe wymagania? Albo też ich wkurwia moje luźne podejście, które i tak coś mi tam daje?

    Tu raczej by trzeba zgwałcić jakiegoś Nicka, żeby został wydawcą, ale on woli zgrywać szpęglerystycznego naturszczyka (co mu zresztą świetnie wychodzi) i głosić, że "książki są fajne, ale to tylko zabawa", przynajmniej implicite. A komuchy nas jebią swoim Leninem, Żiżkiem i resztą tego kurestwa.

    Można by ew. zrobić ściepę i zlecić tłumaczenie Ardreya np. mnie (i ew. czegoś jeszcze, jak Ferrero, nie Speglera, bo to by trza z niemieckiego). Może bym nieco dla sprawy podłubał, mimo że nienawidzę tłumaczeń i już ich w zasadzie od dawna nie robię.

    Bo to stanowczo powinno być po polsku. Wydać by się dało - jest takie wydawnictwo, co wydaje tanio ludziom książki, jest lulu.com...

    Problem jest jedynie w tłumaczeniu, bo to kilka tysięcy złotych. Dla samej idei, tzn. bez grosza wynagrodzenia, ja np. aż tak wielkiej (i dla mnie albo niezwykle odpowiedzialnej, albo też nudnej i przykrej) roboty nie zrobię - dla sprawy mogę ew. po prostu wykonać taką pracę, nie za miliony, ale jednak za godziwą płacę. Bez idei nawet bym o tym nie myślał.

    Cóż, komuchy mają forsę na takie, prawica nie ma. Takie czasy. Chyba że udaje. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest tak źle z działalnością wydawniczą rodzimej prawicy. Działają przecież takie oficyny jak: Arcana, Antyk, Prohibita, von Borowiecky, Nortom, Wyd.IPN, Fronda Apostolicum czy Wektory, wydaje się nie tylko "Dzienniczki siostry Faustyny" i "Drogę do niewolnictwa" Misesa, ale również "Fenomen żydowski", "Czarną księgę masonerii", "Czym jest europeizm?" albo "Czerwony, brunatny i zielony socjalizm".

    OdpowiedzUsuń
  4. Tygrysie,

    Z tymi poradniczkami, np. jak zostać bogatym to jest ten jeden "kłopot", że od nich bogaty robi się wyłacznie ich autor.

    Sorry, ale jeśli ty te poradniczki uważasz za lektury wartościowe, to zaczynam rozumieć atencję, którą darzysz Szpenia.

    Zresztą, mniejsza o to, bo to popierdółki w sumie.

    Widziałem ten twój tweetaminator, czy jak to się zwie. Testowałeś to, naprawdę działa, czy kolejna ściema na wyciagnięcie z ludu paru dolców?

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Artur M. Nicpoń

    Miło cię widzieć. Ale jak zwykle kulą w płot.

    To nie są poradniki "jak być bogatym". Przywiązujesz dziwnie wielką wagę do bogactwa (i to nie duchowego), w czym widzę jakieś dziwne kompleksy, posiniaczone ego i tym podobne. Po prostu nie mogę uniknąć tego wrażenia.

    Co do "Szpenia" - jasne, masz rację! Nieważne, że ja go znam, a ty nie. Jest "Szpenio", więc jak można go poważnie traktować (z TAKIM nazwiskiem?!). Prof. Gadacz ma o nim zresztą marne zdanie, a nie ma autorytetów nad księży, co zrzucili sukienkę - prawda?

    Nie rozmawiajmy proszę o "Szpeniu" - lubię Cię, ogromnie cenię jako propagandzistę - ale co do spraw intelektu, to pozwól, że pozostanę przy własnych ocenach. Przynajmniej, dopóki nie stoisz na czele tajnej policji. Dobra?

    Co do Twittenatora, to działa dokładnie jak napisałem. Na jednym koncie w tydzień od 50 do... 1849, na drugim od 0... 1301, na trzecim od 0... 1652. Ja nie kłamię w takich sprawach (i staram się w ogóle mało kłamać).

    Ze sprzedawaniem tego urządzenia to poniekąd eksperyment, a nawet sporo eksperymentów na raz, ale co do działania to nie ma wątpliwości, że to czyni.

    Wszystko to oczywiście popierdłułki, bo jakże inaczej, skoro się nie jest Arturem M. Nicponiem i nie pisuje głębokich, nabrzmiałych prawdą blogowych tekstów jak ON! Ale widać zmarnowałem młodość, czytając "Szpenie" tego świata, zamiast Sci Fi czy innego Fantazy. Już tego nie odrobię. I tak zresztą Nicponiem nie zostanę.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. Te tam pierdółki o Szpeniu pominę i te osobiste przytyki dziecinne.

    Ten twitterminator mnie ciekawi i cieszy, że to daje taką kasę. Bo te cyferki, to jak rozumiem $?

    Super!

    Poważnie. Przecież nie mam żadnych powodów by powątpiewać w to, co napisałeś. Ciekawe, czy to da radę jakoś rozpuścić szerzej? Tzn w takim sensie, żeby to zaczęło pracować na różne prawicowe działanki?
    Aaaa i ile to ci czasu zajmuje realnie? Bo wiadomo jak to jest, reklama reklamą a w praniu to wygląda zawsze trochę inaczej.

    OdpowiedzUsuń