środa, lutego 29, 2012

Nieco o Tygrysiźmie i Pospolitych Ogrodowych Odmianach Prawicowości

Gdyby ktoś - liberał, albo ktoś skwaśniały, przemądrzały, z zaciśniętym tyłkiem, czyli "prawicowiec" ze złego snu lewaka - miał się przyczepić do tego tytułu, że "bolszewicki" itd., to mówię durniowi wprost: TO JEST TYTUŁ ŻARTOBLIWY! Zresztą (na razie) sama nazwa "Tygrysizm" jest w sumie żartem. Będę dziko szczęśliwy, jeśli jedynie żartem być przestanie i przerodzi się w coś o wiele większego, ale przecież na to nawet nie liczę.

* * *

Śmy się nieco poprzekomarzali z Nickiem i Timmym (plus kto tam jeszcze chciał się łaskawie dołączyć do zabawy w szufladkowanie i pouczanie Pana Tygrysa) - o tutaj się chłopcy rozdokazywali: http://nicek.info/2012/02/27/manifest-wkurwionego-kaczysty (choć zaczęło się wcześniej).

Te przekomarzanki to by nie był nawet prawdziwy ostry sieciowy spór, ale wygląda to nieco ostrzej z dość mało istotnego powodu - takiego mianowicie, że ja, choć z Nickiem się kochamy jak brat i siostra (no, prawie), to ja u niego w zasadzie nie komętam. Dlaczego? Ktoś jeszcze tu tego nie wie?!

Dlatego, że swego czasu Nicek na moje jeżdżenie po Korwinie w komętach na jego blogu rzekł coś w duchu, że "Korwin to jednak całkiem inna klasa od ciebie". Cóż, są różne gusta i każdy może mieć swoją opinię - ja się o to nie obrażam. Nicek może sobie kochać Korwina und go podziwiać - cóż wtedy dziwnego, że ktoś taki jak ja, piszący lewą ręką nieskładne kawałki na przedziwne często tematy, jest nieco niżej?

Przecież ja, choć cholernie mi się podoba większość z tego, co Nicek pisze, np. w komętach u Timmy'ego na swoim blogu - chodzi mi głównie właśnie o te rzeczy, które dałoby się może nazwać "Ardreyizmem" (choć takiego wydźwięku u Ardreya za cholerę nie ma!), ale na pewno nie "Tygrysizmem" - to też, zapytany wprost i ew. z lampą w oczy, nie powiem, że dla mnie Nicek to absolutnie najwyższa światowa półka.

Do Ardreya nieco mu, dla mnie, brakuje, a o Spenglerze to w ogóle szkoda gadać! Tyle że obaj ci panowie (niestety) już nie żyją, a nawet gdyby żyli, to i tak na naszych polskojęzycznych blogach pewnie by nie komętowali, więc to nie jest całkiem to samo. Ja sobie z Nickiem wesoło rozmawiam, więc o żadnym tam "obrażeniu się" mowy nie ma - tylko po prostu nie raczę mu dostarczać komętów, które dla niego i tak będą marną imitacją komętów Korwina, podczas gdy dla mnie to jednak jest inaczej.

Ktoś tego nie potrafi pojąć? Sorry w takim razie, ale ja faktycznie mam niektóre nastawienia całkiem nie z tej epoki. Także na przykład w kwestii wielkich bryk, ale o tym może kiedyś. (Choć może i nie, bo w końcu my sobie tu uprawiamy gawędę i nikt nie wie, gdzie nas inwencja, czy inny dyabeł, zaprowadzi.)

W każdym razie ta zdalna dyskusja, ten, skądinąd zabawny, sparring na odległość, sprawiła, że padło tam nieco dodatkowych argumencików... O które, mam niepłonną, nikt się na dłużej nie obrazi, ale które mogą właśnie pomóc nam wyjaśnić sobie parę z tytułowych kwestii. A więc, jak niemal zawsze - nie ma tego złego itd.!

Na razie ustaliliśmy sobie, tuszę, że Nicek b. sensownie gada o tych naszych krwiożerczych, źwierzęcych instynktach, choć niepotrzebnie nazywa to "Tygrysizmem"... To nawet nie jest takie złe, że ja miałbym swoim imieniem te sprawy firmować, bo na to się chętnie zgodzę, tylko że ludzie biorą to za jakąś kompletną ideologię, jakąś utopię, którą można postawić w jednym szeregu z np. liberalizmem. A potem sobie w to kopią, jak w słomianego chochoła, wrzeszcząc obelgi.

Ja się tej naszej drapieżnej natury nie wypieram, bo to jest absolutna prawda! Pewnym przegięciem jest po prostu robienie z mojego światopoglądu WYŁĄCZNIE tego. W końcu Monteverdiego, łacinę i inne takie sprawy może sobie Nicek ignorować - nie jest doktorantem piszącym intelektualną biografię Pana Tygrysa, i takich blogów jak mój ma do ew. czytania sporo - ale to są jednak fakty, że ja także i te rzeczy głoszę.

Dla mnie w tej kwestii cholernie jest ważne, żeby - nawet uwzględniając coś "wyższego" w naszej naturze, jakąś, czemu nie, "Bożą iskrę" - jednak NIE MIESZAĆ tego wszystkiego, znaczy źwierzcej natury z Bożą iskrą, w jakiś paskudny KLUMP (sorry, szwedzkie słowo, ale też cudna onomatopeja), bo za każdym razem wylęgną się potworki w rodzaju "Świętej Świeckości Jacka Kuronia" i "człowiek jest z natury dobry".

A więc - tę źwierzęcą naturę trza analizować samą w sobie, do końca i bez ckliwych przekłamań, to "wyższe coś" też, no i ich wyrafinowane połączenie także. Trzy osobne sprawy, które się, oczywiście, jakoś łączą, ale na pewno NIE POWINNY tworzyć żadnego post-oświeceniowego, godnego gazowniczej propagandy, KLUMPA!

A niestety masa prawicowych katolików dokładnie tego KLUMPA tworzy i produkuje takie coś, gdzie nic się już nie da sensownie i trzeźwo analizować, bo wszystko daje się wedle chwilowej potrzeby podsztukować, przyfastrygować, lub zlepić, jak śliną, mętnym leberalnym chciejstwem. Rozumiecie mnie, Ludu Prawicowy?

Powie ktoś, że "tak, ale bez religijności!" Z czym się nie zgodzę, bo o tej waszej religijności, dobrzy ludzie, to można by sporo, ale mnie ona raczej słabo imponuje. I chyba nikomu postronnemu też zbytnio nie. Niestety! Nie macie pojęcia, jak mnie to martwi. Co może daje mi jakąś drobną przepustkę do elitarnego klubu "Polaków katolików", czy innych tam dzieci "cywilizacji łacińskiej". W każdym razie wrogiem autentycznego katolicyzmu naprawdę trudno mnie nazwać!

Co to w ogóle jest ten "Tygrysizm" - żeby tak chwycić byka za rogi? Zakładając oczywiście, że takie coś w ogóle istnieje, że to nie w stu procentach żart. Albo że istnieć powinno, w opinii niektórych przynajmniej spośród nas. No więc, pierwsza, odruchowa niejako, odpowiedź, będzie, że to jest światopogląd wyrażany na tym właśnie blogu.

Czyli na blogu triariusa, znanego jako (Pan) Tygrys, o adresie http//bez-owijania.blogspot.com i przekierowaniu (dopóki mi np. forsy na tę domenę nie zbraknie) z http://triarius.pl. (Domenę triarius.com też mógłbym przekierować, ale jakoś mi się nie chce dłubać.)

Jest to niezła odpowiedź, ale nie wyczerpująca. Nie zawiera bowiem np. aspektu historycznego. (Coś jak, nie przymierzając, Koneczny.) No więc historycznie, to na początku był "Spengleryzm Stosowany". To określenie wydawało się mnie, jego ojcu i jedynemu we Wszechświecie przedstawicielowi w tej naszej epoce, celne i wystarczające.

Ta nazwa miała różne swoje warianty - już to spolszczaliśmy "Spengleryzm" na "Szpęgleryzm" (aspekt ludyczny też nie jest tu bez znaczenia); już to, w nadziei przyciągnięcia młodych, nazywaliśmy to "Młody Spengleryzm";  już to przypominaliśmy sobie o wielkiej roli, jaką w poglądach Pana Tygrysa ma Robert Ardrey, w wyniku czego mieliśmy Spengleryzm-Ardreyizm... I tak dalej. W końcu nikt tego metodycznie i naukowo nie robił, a większość tych nazw była, w jakimś tam przynajmniej stopniu, żartobliwa.

W końcu przyszli Barbarzyńcy A i B (nie żeby te nazwy były szczególnie udane i czytelne, ale chyba już zostaną i dodadzą nam nieco ezoteryki, co także ma swój czar). Kto nie wie, o jakich Barbarzyńców chodzi, wiele stracił. Może sobie zresztą poszukać. Tutaj, albo nawet w całej sieci. Owi Barbarzyńcy to była pewna kontynuacja historiozoficznej i "futurystycznej" myśli Spenglera, pewne wyjście z jego konstatacji i zastosowanie jego metody do epoki, kiedy on sam już nie żył, nie mógł więc sam tego analizować i rozwijać swojego opisu.

I takich spraw, jak owi Barbarzyńcy, pojawiało się wciąż więcej i więcej. Wbrew temu bowiem, co się niektórym wydaje, Pan Tygrys nie zajmuje się jakimś kultem jednostki i interpretacją Świętych Ksiąg - choćby to nawet było Magnum Opus tego ober-genialnego Prusaka (po prostu genialnym był np. Clausewitz) - tylko znalazł sobie gość bardzo genialnego myśliciela, z bardzo oryginalną i płodną metodą, z bardzo oryginalnymi i sensownymi wnioskami... I sobie, częściowo właśnie korzystając z tego dorobku, własnoręcznie kompinuje.

Żadnego obowiązku, żeby to się ze Spenglerem koniecznie zgadzało tu nie ma. Po prostu się zgadza, a tam, gdzie Spengler nad czymś nie popracował, czy popracował tylko trochę - bo na przykład po drodze umarł - to sobie Pan Tygrys kompinuje sam, biorąc różne użyteczne "memy" skąd się da,  ale jednak głównie z własnej mózgowej kory i własnych obserwacji. (Co nie zmienia faktu, że Spengler JEST NAJWIĘKSZY!)

No więc, skoro w światopoglądzie wypracowywanym i lansowanym na tym blogu, przez Tygrysa (Pana), było, jednak, procentowo coraz mniej "czystego Spenglera", to i nazwa tego intelektualnego prądu (hłe hłe!) też się, w naturalny sposób, zmieniała i zmienić powinna. Zafascynowana publiczność otrzymała więc Spengleryzm-Ardreyizm-Tygrysizm (w skrócie SAT)... Z czego już tylko mały skok do po prostu "Tygrysizmu".

W którym, oczywiście, Spengler(yzm) i Ardrey(izm) się jak najbardziej zawierają! Lub, ściślej, my ich tam staramy się zawrzeć, ich myśl znaczy - nie dlatego, że to święte księgi, tylko po prostu znajdujemy tam wielkie pokłady użytecznej (i bezinteresownej też) mądrości. Nie mamy jednak, oczywiście, żadnego monopolu na tych facetów, każdy inny może sobie ich czytać i interpretować... (Co by nawet było bardzo dobrą rzeczą.) Więc nawet ta nazwa nie jest całkiem i na wieki nam jakoś przypisana.

Tak więc, naturalne stało się niejako, że w końcu doszliśmy do czystego "Tygrysizmu". Czyli kompleksu poglądów - w znacznej mierze w jakimś tam szerokim sensie związanych z polityką... Bo, choć pewne tygrysie argumenta za Monteverdem i "przeciw" Fryckom tego świata mają, jak sądzę, swoją intelektualną wagę - to jednak w sumie to jest kwestia gustu i trudno komuś tego typu preferencje wprost, ex cathedra, narzucać, prawda? Tak więc, mówiąc o "Tygrysiźmie", mówimy o sprawach w jaki tam sposób związanych z polityką, a co najmniej z historiozofią.

Wracając zaś do owej uroczej przekomarzanki z chłopakami na prawicy, dodam, że robienie z Tygrysa jakiegoś kanapowego wilkołaka jest nieco bez sensu. No bo? No bo, moi ludkowie rostomili, ani on taki kanapowy, skoro musi być jednym z najstarszych, jakby nie było (niezależnie od poziomu) grapplerów w tym (nieszczęsnym) kraju.

I w dodatku ma skórę delikatniejszą od tej na pupie niejednej bizantyjskiej księżniczki, więc niemal zawsze krew się leje, progi bólu są cały czas przekraczane... Chcielibyście tak, tylko musicie tyrać na kafelki, bo żona was spławi. Naprawdę chłopaki - wasze jeżdżenie wielką bryką i zadawanie szyku wśród post-prlowskich kmiotków jest jednak sporo łatwiejsze i bardziej kanapowe!

Swoją drogą o wielkich brykach jako formy walki z liberalizmem, jako wyrazu patriotyzmu i prawicowości, można by sporo powiedzieć. I pewnie byłoby warto, bo wydaje mi się, że jest to sfera pełna, jak mało która, zabawnych qui pro quo, i w ogóle paranoja! W dodatku wiąże się to ściśle z kwestią PIENIĄDZA, a niewiele jest, przynajmniej w tej epoce, ważniejszych kwestii! No, ale to, Deo volente, weźmiemy sobie może na warsztat jakimś następnym razem.

Na razie wykrzyknijmy jeszcze tylko "Niech Żyje Tygrysizm - Niezłomny Oręż Walki o Lepszą Przyszłość!" i rozejdźmy się w spokoju, do swoich zajęć, nie budząc nadmiernego zainteresowania. Otrząsając się przy okazji ze sprośnych (i po prostu dziecinnie naiwnych) błędów Prawicowości Pospolita Odmiana Ogrodowa. (Dlaczego mielibyśmy, spyta ktoś? Bo "od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel", a dla prawicy nawet kropla głupoty jest śmiertelna - oto dlaczego!)

triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

22 komentarze:

  1. Leworęczność, ma przewagę prawej półkuli mózgu, więc Twoja niedbale rzucona przenośnia, że Ty tą lewą ręką...;p

    A wiem coś o tym, bom mańkut od dziecka.
    I tylko mi zostaję wykrzyknąć hasło z końca felietonu, bo jest on genialny.

    OdpowiedzUsuń
  2. tekst jest genialny, cholera, znów mi połknęło wyraz.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Iwona Jarecka

    Dzięk ju!

    A co do leworęczności... No to wiem, dlaczego jesteś taka genialna. (Jak na małą, śliczną kobietkę, w każdym razie. ;-)

    Chyba mnie kobiet jest leworęcznych, ale np. moja matka była, zanim jej przemocą nie przestawili. A ja jestem w sumie całkiem dwuręczny, choć na co dzień wyglądam praworęcznie.

    (Za to np. boksuję równie dobrze, albo równie źle, na obie strony.)

    A kawałek mi się chyba rzeczywiście udał. Chwała Timmy'emu i Nickowi!

    Pzdrwm czule

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Iwona

    Czy Ty wszystkich mężczyzn, do których czujesz choćby śladową sympatię, tak rozpuszczsz?
    Już w ogóle boję się sobie nawet (przez zazdrość) imaginować, jak obsłodyczony jest Jacek...

    @ Tygrys

    A Ty to jesteś jednak klasyczny pieniacz! Ta Twoja cholerna pasja rezonerska, ten nieusuwalny (excuse moi) pruski styl - "siła przeciwko sile", to Twoja druga natura! Ten zapał dydaktyczny, to poczucie misji... kurwa, ja przy Tobie, to chwilami, czuję się jak jakiś kompletny wisista i abnegat.

    Ale też, z drugiej strony na to patrząc, skoro się w te różne dziwne i jałowe spory angażujesz, to jednak masz dużo szacunku dla swoich interlokutorów, trktujesz ich serio, poświęcasz im jakąś tam cząstkę siebie; potrafisz stworzyć esej tam, gdzie mnie nie wiem czy nawet chciałoby się wzruszyć ramionami...

    OdpowiedzUsuń
  5. a czym ja kogokolwiek rozpuszczam?
    A Jacek dzięki Bogu mnie zna, aż za dobrze, w końcu 26 lat pożycia małżeńskiego, to nie w kij dmuchał.

    Ja mogę stać się nieprzyjemną, tylko po co? Skoro Ty, Tygrys, ba, nawet Nicek budzi moją sympatię. Mnie zależy na Kraju, Polsce, a znam własne ograniczenia, wiem, że jestem kobietą, a kobiety nikt nie traktuje do końca poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Iwona


    "...a kobiety nikt nie traktuje do końca poważnie."

    O, moja droga! Nigdy i nigdzie, zanim się się oczywiście nie upewnię z kim sprawa, nie pozwolę sobie w życiu,na lekceważenie przeciwnika - kobiety!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Amalryk

    Chodzi Ci o to, że (jak rzekł pewien bywały Francuz) "Polemista po trzydziestce jest z definicji żałosny"?

    Coś w tym jest, ale ja w tym ostatnim (czyli tym tutaj) wpisie nie widzę już właściwie żadnego polemizowania - ot, wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy, jak Istotę Tygrysizmu (łał!) i tyle.

    Pogadaliśmy sobie przed chwilą słodko z Nickiem na komunikatorze X, więc chyba mam prawo tak mówić.

    A cała ta "sprawa" wynikła jedynie z tej zabawnej niedrożności kanałów komunikacyjnych, bo inaczej to by nie był nawet prawdziwy wirtualny spór. Ot, zanim by Timmy ze mnie zaczął robić operetkowego Kapitana Fracasse i kanapowego wilkołaka, a Nicek mu, półgębkiem przybasowywał i go podkręcał, powiedziałoby się drug drugu parę słów, ew. lekko podironizowało, i można by się całować z dubeltówki.

    Tak że w sumie ani nie ma problemu, ani też nie ma tego złego, bo udało mi się coś tam o Tygrysiźmie i POOP (!) napisać.

    Z tym niekomętowaniem u Nicka trochę śmieszne, ale czy ja mogę ryzykować sytuację, że Korwin w końcu Nicka doceni, przelezie komętować, a moje ew. komęta spadną do jakiejś kategorii podludzi? Automatycznie?

    Normalnie to sprawa bez żadnego znaczenia, więc naprawdę nie ma się co przejmować. Gdybym miał pretensję, to bym się przecież nie chwalił, że Nicka czytam i nie dawał do niego tych wszystkich linków.

    A co do szacunku dla rozmówcy... W końcu nikt mi specjalnie (jeszcze) nie zdążył tu podpaść. Timmy w sumie starał się być miły, tylko dziwnie go kusiło kontrastowanie własnej świętości z moim operetkowym wilkołactwem, a Nicek, z wrodzonej zapewne uprzejmości i ze wzgl. propagandowych, nieco go w tym nakręcał.

    Choć po prawdzie, to Nicek sam głosi te kły i pazury o wiele bardziej niż ja, zresztą gada to z sensem. Tyle że zaczepki na temat wielkich bryk, to by sobie mogli darować. Zresztą wyszło zabawnie, bo Nicek nie zauważył, kto o tym rozpoczął i naprawdę się chłopak przejął. ;-)

    W sumie kocham Was Ludzie jak siostry, których nigdy nie miałem! Po prostu prawica to musi być nieco szorstkich pieszczot, a nie tylko lewackie myzianie drug druga w... potylicę! Nie?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  8. No to powiedz, ale z ręką na sercu, czy np. mnie nie traktujesz pobłażliwie?

    Bo jestem baba, bo czasem żartuję, może i w dość szczególny sposób, ale taka jest moja natura.

    OdpowiedzUsuń
  9. a Almaryku, staram się nie bywać przeciwnikiem w dyskusji...

    OdpowiedzUsuń
  10. Tygrys, Almaryk

    Przez całe swoje życie staram się być miłą, grzeczną. Staram się rozumieć innych, nigdy nie przekładam własnych pragnień, nad pragnienia tych którzy mnie otaczają. Taka była, jestem i zapewne będę do śmierci.
    Nie chcę sobie tu malować laurki, bo i tu raczej bywam skromna.
    Wiem, że jestem kobietą, wiem jakie mam walory, a jakie ograniczenia, może zbyt dobrze poznałam siebie…i innych, może stąd są czasem nieporozumienia.
    Ktoś mi powiedział ostatnio, że nawet gdy się czasem wygłupię, to mi się to wybacza z jakiś tam powodów.
    Zawsze starałam się nie wygłupić, a najwyraźniej w oczach innych postrzegana jestem inaczej. Może i to prawda, że dobijając się o prawo, by ktoś traktował mnie poważnie, nigdy nie wchodzę w spory (prawie nigdy), po czym, gdy to już w końcu robie, staję się w jakiś sposób czymś w rodzaju (UFO), albo innym nie do końca sprawdzonym i udokumentowanym tworem.
    Pewnie to moja wina, w pewnym sensie, bo stawiam się zawsze na przegranej pozycji. Pozycji KOBIETY.
    Pozdrawiam i postaram się już nigdy być dwuznaczną.

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Iwona Jarecka

    Co Ty znowu Iwona marudzisz? Jesteś ozdobą tego bloga, a konkretnie puli jego komętatorów, jesteś klejnocikiem, promyczkiem światła, perełką, puchatym króliczkiem, maskotką... I czym tam sobie jeszcze chcesz.

    Bez Ciebie to by nie miało sensu ani wdzięku. Mam, @#$%^, zwinąć tego blogasa, skoro już nie chcesz mnie zaszczycać?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Iwona

    No więc po kolei;
    „[…]staram się nie bywać przeciwnikiem w dyskusji...[…]” Ja nic nie wspominałem nawet o jakiejś tam „dyskusji”. W dyskusji, która na dobrą sprawę jest mniej lub bardziej elegancką formą pyskówki, mamy co najwyżej mniej lub bardziej biegłego w te klocki oponenta, i między nami mówiąc (jako że jestem typem dość mizantropicznym i o niewzruszonym l’estime de soi) ziazi, to mi nikt gębą w życiu nie zrobi… Ja mówiłem o przeciwniku prawdziwym, z prawdziwą nienawiścią i prawdziwym bólu do zadania , więc w tym kontekście umieść tę moją uwagę o kobietach.
    To, że mężczyźni posiadają naturalną większą zdolność w obszarze nauk dedukcyjnych (a w zasadzie nauki dedukcyjnej, gdyż dystynkcja między matematyka a logiką jest dość płynna i umowna) niejako wprost stawia ich na uprzywilejowanej pozycji w „dyskusji” , która gdy jest uczciwa (tzn oczyszczona z erystyki) to w gruncie rzeczy , jest „stosowana logiką” i sprowadza się raptem do udowodnienia własnej tezy wprost lub apagogicznie.
    Gdy zaś doszliśmy do dowodu, to należałoby tu wspomnieć o słynnym twierdzeniu Goedla o niesprzeczności , w którym powiedziane jest ,iż żaden system dedukcyjny, na tyle mocny aby zbudować w nim arytmetykę liczb naturalnych, nie jest w stanie udowodnić własnej niesprzeczności za pomocą środków dostępnych w tym że systemie. A więc , kolokwialnie mówiąc, od poziomu systemów nietrywialnych musimy, w celach dowodowych , wykorzystywać system większej mocy do udowadniania tego słabszego, i tak ad infinitum. Innymi słowy, gdy zbiór wyprowadzalnych formuł mieści się całkowicie w klasie zerowej, to zbiór prawdziwych formuł nie mieści się nawet w tej granicznej klasie, którą uzyskuje się przy dążeniu wykładnika złożoności do nieskończoności… Czyli jak to kiedyś trafnie zauważył znany matematyk J.Manin :„ odległość od możliwości udowodnienia do prawdziwości jest tak ogromna, że biorąc pod uwagę całość, znaczenie ścisłej logiki w poznaniu można po prostu pominąć”.
    Ten przydługawy wtręt umieściłem tu dlatego, że uzasadnia on z grubsza nieźle dość dobrze moją indywidualną intuicyjną niechęć do wszelkich uczonych mędrków, i we właściwym kontekście ukazuje ich pocieszną pychę. Więc ten jakiś tam ten „pierwiastek kobiecy” , jak widzisz we mnie też jednak tkwi.
    No!

    OdpowiedzUsuń
  13. Tygrys.
    Ależ będę go czytać, zawsze.Wczoraj po prostu doszłam do wniosku, że nie powinnam wcinać się w dyskusję mądrzejszy ode mnie.
    Ja siebie znam, to pewnie i tak się za chwilę odezwę...już się odezwałam.

    Wiesz, że Ty dla mnie jesteś...

    OdpowiedzUsuń
  14. Sorry, ale za mądrutki dla mnie ten komentarz Almaryku!
    Manna to znam tylko pisarza od Czarodziejskiej Góry.;-p

    OdpowiedzUsuń
  15. a ten widzę jeszcze nie nazywa się Mann, a Manin.
    Widzisz, jestem ciemniak.

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Iwona

    Hola, hola moja panno! Zwykłe lenistwo będziesz mi tu wdzięcznie stroić w szatki ciemnoty!?

    Ale, przeczytałem raz jeszcze tę swoją, jak mi się wydawało szalenie klarowną i czytelna epistołę; i rzeczywiście, może to być dość niestrawne, ponadto tak nabazgrane, bez akapitów.

    Skracając te pierdoły i wyrzucając (z bólem serca) Goedla i (bez bólu) Manina, rzeknę tak:

    Nie mam (mówiąc z ręką na sercu) najmniejszych skłonności do czołobitnego podejścia do nauki i jej mniej lub bardziej uprawomocnionych odrośli, a to co wiem to to, że naukowe poznanie świata nie jest poznaniem Bytu.

    A nic innego, poza tym, mnie tak na prawdę na tym łez padole nie interesuje.

    Amen!

    OdpowiedzUsuń
  17. no i teraz zrozumiałam.
    A czy nieuctwem można nazwać miłość do literatury pięknej?;p

    OdpowiedzUsuń
  18. @ Iwona

    Nigdzie, nawet gestem,(a co dopiero słowem) nie zarzuciłem Ci nieuctwa! Tylko zwykłe, poczciwe (i jakże bliskie memu sercu) lenistwo.

    Miłości do literatury nieuctwem w żaden sposób nazwać nie tylko nie można, ale nie wolno, nie popadając w oczywisty absurd.

    OdpowiedzUsuń
  19. nawet leniwą być nie mogę z powodów niestety, natury mojego kobiectwa!
    A żartowałam z tym, o literaturze. Domyślam się, żeś też człowiek o wrażliwości literackiej.

    Ale już nie mam zamiaru Cię w jakikolwiek sposób komplementować, czy stwierdzać fakty. Już będę starała się być jak najbardziej tylko komentatorem tematycznym.

    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  20. @ Iwona Jarecka, Amalryk

    Ej, turkaweczki!

    Wygłupiam się oczywiście. Gadajcie se dalej! Bardzo zresztą było intelektualnie zapładniające o tym Minuchinie, czy jak mu tam było, co on wynalazł Minuchinizm i Minuchaczkę na dodatek.

    Coś figlarny się zrobiłem, ale to chyba też Wasza, turkaweczki, zasługa! ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  21. @ Tygrys

    Tu się roztrząsa fundamentalne zagadki bytu, a Ty nam wyjeżdżasz z turkaweczkami! A fuj zazdrośniku jeden!

    OdpowiedzUsuń
  22. Przykładu na twierdzenie Goedla na prawdę nie trzeba daleko szukać.

    Liberalizm "nie jest w stanie udowodnić własnej niesprzeczności za pomocą środków dostępnych w tym że systemie".

    A "system większej mocy", to - weźmy coś pierwszego z brzegu, może np... hmmm... Tygrysizm.

    O! Jak w mordę strzelił!

    OdpowiedzUsuń