(Oczywiście z tym zaawansowaniem żartuję, podobnie jak z tą całą numeracją rozdziałów, ale w końcu dlaczego ja mam pisać pracę doktorską, skoro ani doktoratu, ani forsy za to nie dostanę? Mam nadzieję, że ew. P.T. Czytelnik wybaczy i znajdzie tu coś poza dowcipasami.)
Co jeszcze, co jeszcze można powiedzieć o sąsiadach - w sensie krajów sąsiednich - i adekwatnych granicach? Ustaliliśm już z grubsza, że (poza kilkoma specjalnymi nacjami, których jakoś nigdy nikt nie lubił, nawet gdyby nie był ich sąsiadem) lud każdego praktycznie kraju przeważnie - jeśli już ma kogoś nie lubić, to sąsiada, czyli ludu kraju sąsiedniego. Co ma sens i jest w tym sporo logiki, zgoda? (Zaś istotna część tych nacji, co ich nigdy nikt nie lubił, to jednak też dla wielu innych "sąsiedzi", tylko tacy bardziej, żeby tak to określić, "fraktalni". Czyli są wszędzie i nigdzie jednocześnie. Niebylejaka sztuka, szapoba! Przemyślcie to, drogie dziatki!)
Więc mamy już nielubienie, z którego może aż tak wiele, aż tak często nie wynika... W sensie, że od złośliwych dowcipów od razu do wojny, ale nie idealizujmy tego padołu łez. Polityk, choćby trochę powyżej poziomu tego tam, i tego drugiego, co to kręci teraz od wieków nieszczęsną Polską, choćby instynktownie i nieczytając Ardreya wie, że: "Wewnętrzna spójność danej grupy jest (niemal zawsze) plus minus wprost proporcjonalna do wrogości tej grupy do zewnętrznego świata". To było moimi słowy, ale sens jest taki, to jedna z bardziej praktycznych tez Ardreya, zresztą widać to, jak się już wie, na każdym kroku.
Ten "zewnętrzny świat" może być wrogi, bo to sam śnieg i mróz, albo jesteśmy, co ostatnio zdarza się jakby częściej, otoczeni przez obcych. No i taki polityk (ale prawdziwy, nie to co ten z tamtym!), jak mu brakuje spójności wewnętrznej grupy, którą przewodzi, to będzie podkręcał odruchową niechęć do obcych, a z pewnością działa to lepiej, jeśli tego obcego znamy nieźle i nie lubimy. Czyli sąsiad, no bo niby kto inny?
Fakt, Amerykanie już od dawna lubią wyzwalać czy, wedle innej interpretacji, napadać kraje leżące na drugim końcu globu, nie obcyndalając się takim drobiazgiem, że wtedy jednak o wiele trudniej dać wrogowi w pupę. Czy to będzie z powodu rozporka Clintona, czy z jakiegoś innego, przeważnie zresztą z powodu cwanej ruskiej prowokacji... I tu doszliśmy do drugiego ważnego zagadnienia, które powinno być oczywiste, ale jakoś nigdy to, co powinno, takim się nikomu dzisiaj nie wydaje. Więc mówię wprost: Wojnę o wiele łatwiej, przyjemniej i z większą nadzieją na zwycięstwo toczy się z sąsiadem, a nie z kimś, do kogo trzeba pływać lotniskowcami i latać z masą tankowań w powietrzu!
No bo popatrzmy na sukcesy wspomnianych przed chwilą Amerykanów w tych ich wojnach na drugim końcu świata! Nie dalej, niż parę tygodni temu, przerżnęli wojnę ze zgrają kozich pastuchów, tak? Wcześniej Wietnam i przegrana, jeszcze wcześniej dość wątpliwy remis w Korei. Wszystko większe od Grenady czy Serbii nie daje się z drugiego końca świata pokonać nawet tej największej potędze militarnej w historii. (Na temat Drugiej Światowej, czy to był taki jednoznaczny sukces Zachodu, czy może zostało to podle i durnie spaprane przez te ich "elity", nie chcę się tutaj wypowiadać, bo to temat na parę książek, a nie na dygresyjkę w tekście o czymś całkiem innym. Jednak faktem jest, że napadać, jeśli już, warto raczej bliskich sąsiadów, co chyba historią jasno pokazuje.)
Zwróćcie uwagę, drogie dziatki, że Iranu wciąż nikt nie ma odwagi wprost zaatakować, choć paru miałoby na to ogromną ochotę, i to od wielu już lat. Gdyby tych paru miało z Iranem bezpośrednią granicę, z pewnością byłoby inaczej! No więc od kogo spodziewać się ew. napaści. w dodatku wzgl. co najmniej skutecznej (nie żeby pokonanie wroga tak, jak to uczynił kiedyś Wietnam, czy teraz Afganistan, było tańcem po różach i nie oznaczało ogromnych kosztów!) - od sąsiada, czy od kogoś, kto by do nas musiał się jakoś najpierw przemknąć, przelecieć przez obce terytorium, zgwałcić międzynarodowe umowy i jakiś sąsiadujący z nami neutralny kraj, jak Belgię swego czasu Niemcy?
Raczej jednak potencjalne militarne zagrożenie, na ile w tych słodkich czasach jeszcze w ogóle wypada o takich rzeczach mówić, to raczej ze strony sąsiada (czy innego Fraktala), niż kogoś z innego kontynentu. Zgoda? Więc jeśli w ogóle jakaś armia jest nam potrzebna, to przed kim ma nas właściwie w razie konieczności bronić - przed sąsiadem, czy przed jakimś krajem, który musiałby nas bombardować z satelitów, bo nie ma do nas żadnego dojścia? (W nieprawdopodobnym przypadku - apage Satanas! - gdybyśmy to my chcieli kogoś najechać... Zupełnie, o dziwo, podobna sytuacja!)
2.3 Oczywiście sąsiedzi Polski są przesłodcy i pokojowo nastawieni!
Czytamy tutuł tego rozdziału, a potem dodajemy następujące słowa: Zgoda, ale jednak coś się może brzydkiego wydarzyć, prawda? Miłujący pokój naród niemiecki dał się przecież kiedyś przez sen zgwałcić und zniewolić zboczeńcowi z jednym jądrem. Podobnie (przynajmniej wedle p. Bąkowskiego, którego tu serdecznie pozdrawiam, a chyba i Józefa Mackiewicza) miłujący pokój i brzydzacy się podbojami naród rosyjski. Gdzie z krzaków nagle wyskoczyło paru zboczeńców i opanowało - najpierw całą Matuszkę, a potem pół świata. Zresztą możliwości są i inne - na przykład sąsiad naszego sąsiada z drugiej strony, podbija nam naszego sąsiada, dotąd przesłodkiego i pokojowo do nas z gałązką oliwną w dłoni, nastawionego, po czym wykorzystuje jego potencjał militarny do swoich niecnych celów, a z jego terytorium, z nami sąsiadującego, czyni sobie trampolinę do, jakże podłego, ataku na nasz pokój miłujący i niczego się nie spodziewający kraj.
Da się to sobie wyobrazić, Mądrasiński? Napieska? Cała reszta? No więc, Deo et Triario volentibus, w następnym ew. odcinku uderzymy tego gwoździa w sam łeb, bo już praktycznie doszliśmy do przyczyn, dla których nie powinno się uzależniać własnego uzbrojenia od sąsiada, z którym jednak nigdy do końca nic nie wiadomo. Każdy w miarę bystry człek sam to już powinien zrozumieć, jednak nie od rzeczy będzie, tuszę, jeszcze parę słów na ten wzniosły temat powiedzieć. Na razie dziękuję za uwagę!
triarius
P.S. Ale jeszcze raz przypominam - nie wychodzimy tłumnie i uważać na szpicli! Zaś nasza nowa strona z linkami do różnych rzeczy, niejednokrotnie interesujących tutaj:
Cha, cha! Ponieważ nie czytał Pan Mackiewicza, to Pańskie zdanie w tej kwestii jest równie bez znaczenia, jak jest fałszywe. Naiwnie myślałem atoli, że zdarzyło się Panu czytać cokolwiek, co ja napisałem, jakkolwiek bezwartościowe by to było. Widzę, że jednak nie, bo inaczej nie mógłby Pan chlapnąć aż takiego głupstwa.
OdpowiedzUsuńCo robić. Tak to w życiu bywa.
A nie uświadomiłby mnie Pan w takim razie, przystępnie i w eleganckiej, jak to u Pana, formie, jak to tam było z tymi zboczeńcami? Czy może kto z tych krzaków wyskoczył, jeśli to nie zboczeńcy byli?
UsuńNie wiem, czy oni wszyscy byli zboczeńcami, chyba że do zboczeń zalicza Pan potworną, groteskową brutalność, kokainizm itp., ale byli na pewno antyrosyjscy. Lenin powiedział: pluję na Rosję. Wszystko, co rosyjskie było wrogie sowieciarni. Jeden z narkomów (nie mylić z naarkomanami) domagał się prześladowania tych, którzy mówili ładnie po rosyjsku; dekapitacja rosyjskiego społeczeństwa była ich jasno postawionym celem. Bolszewicki przewrót był zwrócony przede wszystkim przeciw Rosji i Rosjanom, co zresztą nie jest niczym nadzwyczajnym, skoro jego wzór sprzed 130 lat był rewolucją antyfrancuską. Musieli najpierw usadowić się w jednym miejscu i na nieszczęście ludzkości zdołali się obwarować w Rosji.
OdpowiedzUsuńNastępnie bolszewicy uczynili z Rosji bazę wypadową do podboju, nic więc dziwnego, że ich kierunki ekspansji były identyczne z kierunkami ekspansji Rosji. Ale carska Rosja nie była zainteresowana Hiszpanią albo Kubą, Wenezuelą albo Indonezją. Rosja, jak większość imperiów, np. polskie imperium Jagiellonów, rusyfikowała podbite narody, to oczywiste. Nie inaczej postępowali Hellenowie, Rzymianie czy Brytyjczycy, jedni mniej, inni bardziej stanowczo. Ale sowieci nie rusfikują Wenezueli czy prlu, wręcz przeciwnie, wolą, żeby sowietyzacja dokonywana była rękami autochtonów i w języku lokalnym. Bo ich celem jest sowietyzacja i władza.
Ja się w sumie zgadzam - Bolszewicy to była Zachodnia Pseudomorfoza, masa Żydów itd., choć chłopski głód ziemi i takie różne był paliwem. Leninowi powiesili brata, dla mnie Rosja jest i zawsze była obrzydliwa i bez tego, jemu już się absolutnie nie dziwię.
UsuńZgoda, Bolszewicy to było coś innego - pedalskie śluby, sztuka awangardowa, Nihilizm, wiara w to, że dopiero oni wykorzystają ewolucję, bo burżuj nic nie kojarzy, itd. itd. Ale od Wielkich Czystek to już była odwieczna Rosja. Taki zresztą był ich cel - zamiast dzikich i niesfornych, ale ideowych rewolucjonistów - typowych ruskich czynowników. Czy to nie jest całkiem oczywiste?
Wiem, że niektórzy nie potrafią znaleźć przyczyny Wielkich Czystek, ale to przecież oczywiste! No i potem już, poza skrobankami, żadnej lewicowości tam nie było. Sama Rosja, odwieczna i święta, ach! Co na eksport to się nie liczy.
"Zboczeńcy" byli określeniem bardzo luźnym - nie chodziło mi wyłacznie o seks, tylko o całokształt (w którym różne tam Aleksandry Kołłonataj też przecie swoją rolę odgrywały, n'est-ce pas?
W każdym razie dzięki za te komęta!
Wyznaję, że nie rozumiem Pańskiej argumentacji. „Leninowi powiesili brata, więc jemu się absolutnie nie dziwię”?? Poważnie? W Rosji o wiele rzadziej używano kary śmierci w XIX wieku, niż w innych krajach europejskich lub w „demokratycznej” Ameryce. Ludzie przyłapani na próbie obalenia prawnego porządku we Francji lub Anglii byliby potraktowani znacznie gorzej. Jeżeli ktoś chce zbrojnie obalić państwo, to co to państwo ma robić? Głaskać za to po główce? Nie tak postąpiliby wielcy Polacy, gdy mieli jeszcze wielkie państwo. Aleksander Ulianow był terrorystą i spiskowcem, planował zamordowaanie cara Aleksandra, który mimo to ułaskawił połowę spiskowców. Zważywszy, co się stało w kilkadziesiąt lat później, to raczej szkoda, że Ochrana i sądy rosyjskie były aż tak liberalne – Pan to chyba nazywa leberalne – i nie wykończyły tych wszystkich Leninów, Trockich, Dzierżyńskich i Stalinów. Ale carska Rosja była przeciwieństwem tego, co jej Pan zarzuca.
OdpowiedzUsuńMarksizm został przywieziony do Rosji z Zachodu i narzucony niechętnej, głęboko prawosławnej ludności (czy to ma Pan na myśli, mówiąc o zachodniej pseudomorfozie?). Głód ziemi, mówi Pan, i ma oczywiście rację. Lenin z całym cynizmem rzucił hasło „ziemia dla chłopów”, z całą świadomością, że chłopi, którzy ją wezmą, będą musieli zostać w bliskiej przyszłości zlikwidowani. Proszę zwrócić uwagę, że uwłaszczenie chłopów w Rosji przebiegło prawie bezboleśnie, gdy zniesienie niewolnictwa w rzekomo liberalnej Ameryce skończyło się wojną domową i nieskończoną procesją niesłychanych okrucieństw.
Dlaczego zatem nazywa Pan coś tak klasycznie jakobińskiego, jak wielkie czystki, „odwieczną Rosją”? Nie wiem, kogo dokładnie ma Pan na myśli, ale generalnie rzecz biorąc, tylko bolszewiccy apologeci „nie znają przyczyn czystek”. Przyczyny są oczywiste i tkwią w jakobińskich źródłach bolszewizmu, w potrzebie znalezienia „mechanizmów konsolidacji”, wobec braku jakiejkolwiek spójności społecznej, gdy zlikwidowało się wiarę. Znalezienie wewnętrznego wroga, dywersanta, kontrrewolucjonisty i szkodnika, nie dość, że wyjaśnia nieuniknione problemy, to jeszcze daje twardy grunt do „konsolidacji” – tfu... Walka o władzę ma tu o wiele mniejsze znaczenie niż konieczność sowietyzacji.
MUSZĘ PODZIELIĆ MÓJ KOMENTARZ NA CZĘŚCI. PAŃSKI BLOGSPOT NIE LUBI, ŻEBY MIEĆ ZBYT DUŻO DO POWIEDZENIA
Bolszewicy rozpętali, żeby spętać. „Wyzwolili” pasje i namiętności – to tu tylko była potrzebna taka idiotka jak Kołłontaj – po to, żeby potem tym łatwiej nałożyć pęta. Nawoływali chłopów do brania ziemi od ziemian – grab nagrablionnyje – bo wiedzieli, że potem łatwiej będzie tę ukradzioną ziemię zabrać chrześcijanom winnym grabieży. Niejeden „kułak” widział później w kolektywizacji zasłużoną karę za swoje własne grzechy, gdy sam brał wcześniej ziemię dworską, palił dwory i mordował białoruczkich. To co Pan nazywa „zboczeniem”, było istotnym elementem bolszewickiej taktyki: tylko człowiek rozpętany z więzów tradycyjnej moralności, wyzwolony z przesądów na temat małżeństwa i rodziny, wartości i wolności, nieśmiertelnej duszy i nadziei na zbawienie – tylko taki człowiek nadaje się do sowietyzacji.
OdpowiedzUsuńAni Robespierre nie był Rosjaninem, ani Fra Dolcino czy Wat Tyler. Idzie Pan utartą drogą, którą najlepiej wyznaczył Kucharzewski w swym „Od białego do czerwonego caratu”. Ale czy rzeczywiście bolszewizm wywodzi się z „ducha Iwanów”? Potworności dokonane przez tak strasznych tyranów jak Tudorowie, przebijają wszelkie męki i tortury, na które wystawili bliźnich ci mitycznie Iwanowie. Nie ma w ruskich władcach niczego bardziej brutalnego niż wśród książąt andegaweńskich czy w ogromnej większości władców europejskich w owych czasach. Dlaczego więc wywodzić bolszewizm od Iwanów, a nie od Normanów, którzy nota bene byli blisko z Iwanem skoligaceni? Dlaczego nie od nieprawdopodobnych okrucieństw we Francji, w Anglii, w Niemczech, w renesansowych Włoszech, w potwornej Hiszpanii, w groteskowym Siedmiogrodzie lub na Węgrzech?
Powtarza Pan wielokrotnie: „nie lubię Rosji”, nie cierpię, ta sama Rosja, odwieczna Rosja, nic tylko Rosja itp. Ale to jest tylko oznaka niechęci, a nie racjonalny argument. Większość Polaków "nienawidzi Rosji i Niemiec". Nasze predylekcje nie powinny nas zaślepiać, powinniśmy dostrzegać za nimi rzeczywistość. Osobiście, nie znoszę Rafaela Nadala i nie cierpię Canelo, ale to nie znaczy, żebym spoza mojej niechęci nie mógł docenić, że Nadal jest jednym z najlepszych tenisistów, jacy kiedykolwiek trzymali rakietę w ręku, albo że Alvarez jest niesamowicie dobrym bokserem (nawet jeżeli nigdy nie pokonał Gołowkina).
Wyjdźmy więc poza sztampę, poza utarte komunały i zajmijmy się rzeczywistością. Bolszewizm nie ma wiele wspólnego z carską Rosją, a bardzo wiele z sekularyzacją.
Rozumiem Lenina i każdego, kto się brzydzi Rosją. Tyle, o gustach nie da się dyskutować, ale tak mam, i nie ja jeden. Rosja to koszmar! Powienien Pan się zainteresować Coryllusem - on ma przecudną teorię, że to Anglicy opanowali Rosję i zrobili z niej taki koszmar. Wie Pan - Iwaniuszka III, "Groźnym" zwany, 1530-1584 (te daty całkiem z głowy!) na jakiś czas znikł, potem był całkiem inny, także z wyglądu... To znana sprawa, dla Koryły to była angielska kukła, w sensie podróba, w sensie podstawiony aktor z serialu.
UsuńTo ma ręce i nog, choć oczywiście do stu procent pewności daleko. A co do "nielubienia" - jaka ze mnie "większość Polaków"? Mam masę krwi szkockiej, szwedzkiej, ormiańskiej, przodkowie babci przyszli w XVI w. z Niemiec. Nie mam żadnych stadnych instynktów i polskie życie intelektualne uważam, niestety, za płytką i martwą sadzawkę.
Nie znoszę Niemców, do Rosjan, dopóki nie zaczną o polityce itp. nic nie mam, ale Rosja to po prostu koszmar. Na miejscu brata Lenina, gdyby mi nie zabrakło odwagi, robiłbym to samo.
A co do tego, że "Bolszewicy to nie Rosja"... Udaje Pan, czy naprawdę nie widzi, co ja powiedziałem? Oczywiście że nie Rosja, ale też co jest boszewickiego w Putinie, Breżniewie, Chruszczowie, czy nawet Stalinie? Wyszli z partii, która się mieniła bolszewicką, ci dawniejsi nawet robili za Bolszewików, ale to przecież w przypadku Stalina i od niego się radykalnie zmieniło.
Cała lewicowość i Bolszewizm były na eksport - naprawdę tak trudno oddzieli mentalnie eksportową propagandę i udeologię od faktów? Co było w Sowietach w roku... Powiedzmy 1970 lewicowego? Brak "wolnego rynku", tak? ;-)
No, ale dla ludzi o Pańskich poglądach taka Sparta to sama esencja lewicy - co by o tym nie myśleli główni ideolodzy prawicowości na przestrzeni dziejów.
Pozdrawiam czule i dzięki za te komęta!
Faktycznie bardzo nie lubię Niemców, jakoś tak zoologicznie, ale nie odmawiam im wielkości, jako narodowi, osiągnięć w nauce und filozofii. (Cała sensowna filozofia ostatnich 200 lat widzi mi się niemiecką, lub pod silnym niemieckim wpływem, łącznie z Gomez Dávilą.)
UsuńTo chyba wynika z tego, że na tyle się czuję Polakiem, iż fakt, że oni nas traktują jak w mniej humanitarnych czasach traktowało się Buszmenów czy Pigmejów ("Irokezi" to o wiele za pochlebne dla Polaków, szczególnie dzisiejszych!), nastawia mnie do nich wrogo, na poziomie niemal podkorowym.
Poza tym mają paskudny język i nie wiem, czy to traktować jako okoliczność łagodzącą, czy wprost przeciwnie, w końcu mogliby sobie znaleźć jakiś inny, ludzki. Do Rosjan tego nie mam, to są w sumie biedaki, albo nieszczęśliwe i zniewolone, albo totalnie odmóżdżone, a ich język nie jest zły, choć nigdy nie chciałem się go nauczyć i mi się udało.
Ale to niestety wielki naród - szkoda że dano im znowu się tak rozpanoszyć, bo to nikomu szczęścia nikomu nie przynosi. Ale w swojej antypatycznej kategorii oni są wielcy, albo raczej byli.
Uzupełnienie: TEN OSTATNI AKAPIT BYŁ O NIEMCACH!
Usuń