niedziela, listopada 07, 2021

Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 2

2 RZECZ SAMA W SOBIE

2.1 Sąsiedzi - skąd się oni biorą?

Zadajmy sobie teraz z pozoru trywialne pytanie - dlaczego państwa w ogóle mają sąsiadów? Nie od rzeczy będzie kilka wstępnych wyjaśnień:

a. Tak, istnieją państwa bez sąsiadów, a w każdym razie bez bliskich takowych. Muszą tylko w tym celu leżeć na wyspie i zajmować ją całą (a w jednym powszechnie znanym przypadku taka wyspa jest oficjalnie całym kontynentem, kwestia terminologii). No i ta wyspa od jakiegoś większego lądu powinna być oddzielona czymś szerszym, niż stumetrowa cieśnina, ale, jak uczy historia już taki kanał La Manche (34 km) potrafi całkiem wystarczyć.

b. Są też państwa, których sąsiedzi istnieją, ale są aktualnie o wiele słabsi, albo nawet mają minimalną szansę na uzyskanie siły, a to ze wzgędów demograficznych czy geograficznych. (Ten punkt umieściliśmy tutaj, bo blisko wiąże się z poprzednim, ale z kwestią "skąd" nie ma wiele wspólnego.)

No więc, pytanie pomocnicze: co by było, moje drogie tygrysiątka, gdyby istniały dwa kraje obok siebie, gotowe państwa czy nie, których cała ludność każdego z nich - od dziada proszalnego, po Łaskawego Monarchę - była w tym drugim kraju: w jego ludności, obyczajach, krajobrazie, tradycjach i temuż podobnież, dziko zakochana?

Żadna ziemska siła - tu masz znowu rację Mądrasiński (jeszcze do końca nie zgłupiałeś, choć ci narzeczona wyzdrowiała i znowu się ślinisz) - by nie zapobiegła temu, by oba te zakochane kraje wpadły sobie w ramiona, wspólnie odśpiewały (mruczando, bo to chyba nie ma słów) "Marsz Weselny" Mendelsohna i stały się jednym. Prawda? Może nie w ciągu tygodnia, może i istnieją jakieś siły, które mogłyby to przyhamować, ale tendencje zjednoczeniowe byłyby bardzo wyraźne.

Wszyscy cieszymy się, że już jesteś z nami, panno Napieska, i dla uczczenia tego doniosłego faktu zadamy ci na rozgrzewkę dość proste, w sam raz dla rekonwalescenta, pytanie: dlaczego zatem kraje czy państwa nie tworzą (bez szturchańców ze strony tych z lewa czy z prawa) jednego wielkiego (ach jakże szczęśliwego!) galaktycznego (na początek) społeczeństwa, tylko każde sobie, osobno, dlubie te swoje małe, nędzne und przyziemne sprawy? Słuchamy, choć jeśli jeszcze twoja kora, drogie dziewczę, nie wróciła do dawnej formy, to się tym nie męcz i do końca nam lepiej wyzdrowiej!

Tak, masz zupełną rację - nie zlewają się w jedno, nie łączą w galaktycznnie-amorficzną galaretę, nie rezygnują ze swych małych partykularnych partykularyzmów, bo... Nie dość za sobą przepadają! Oczywiście kraj, naród, państwo to nie jest człowiek i ktoś tam za sąsiadem może akurat przepadać - bywało nawet, że naprawdę bezinteresownie, z czystej głupoty i (excusez le mot!) spedalenia... Albo jacyś przodkowie, jakaś żona, kochanka Esterka, studia na jakimś Heidelbergu czy Oxfordzie. Bywały takie przypadki, ale regułą jest, że o sąsiadach zza miedzy opowiada się niepochlebne dowcipy, a czesto i o wiele gorzej.

I wcale nie tylko Polacy mają swoicj "pepików", "szkopów" i "kacapów"! (A z "pepikami" tak niewinnie, bo już od dawna większej krzywdy nam nie zrobili, my za Jaruzela też nie z własnej woli przecież, a kojarzą się z piwem i zabawnym językiem, choć dla nich polski też zdaje się zabawny.) Szwedzi i Duńczycy mają podobnie, choć mordowali się ostatnio w XVII w., i jak na dzisiejszą skalę niespecjalnie intensywnie. 

I każdy tak ma - nawet i przez kanał to ładnie działa. Żarty Anglików o Francuzach są dość znane, o Niemcach też, mają pojęcie "holenderska odwaga", w drugą stronę z pewnością to samo, a pomiędzy nacjami na samych Wyspach Brytyjskich, mimo stuleci już wspólnej historii, także trudno się doszukać wiele miłości.

Francja i Niemcy dzisiaj? To się dopiero ewentualnie okaże, czy tam naprawdę już wszystko zapomniane, a poza tym tam jest dość specjalna sytuacja z ogromną strefą buforową (Alzacja, Lotaryngia), no i te społeczeństwa są już tak zmęczone, wykastrowane i obrobione propagandą, że mają po prostu polityki dość (poza niemieckimi elitami, czy jak to coś nazwać) i do kwiczenia z narodowej dumy wystarcza im "umpa umpa" przy piwie z jednej, i żabie udka w sosie ślimakowym z drugiej strony. Zresztą w całej Europie i na całym Zachodzie sytuacja jest dość podobna, co nie znaczy, że na dowcipach zawsze się na wieki wieków bedzie kończyć.

To by był nasz przekaz na dziś, do domu nic konkretnie nie zadaję, ale przeczytajcie to znowu ze dwa razy, a potem przemyślcie, bo jeszcze klilka wykładów na te tematy, a potem Najdziksza Intelektualna Debata w Historii, w której musicie błyszczeć, bo z Tygrysistów zdegraduję was na Królikowców lub Morskich Świntuszków, ostrzegam!

Zapamiętać mi w każdym razie na wieki wieków: kraj ma sąsiadów, bo gdzieś w końcu zaczynają się siedziby i tereny łowieckie takich, co z nim razem śpiewać trzymając się za ręce nie pragną, i wzajemnie. Podlejemy to jeszcze potem jedną genialną, i chyba wszystkim już tu znaną, tezą z Ardreya, bo trzeba. (Co by nam na ten temat pan Bąkowski - którego zresztą wszyscy melodyjnym chórem serdecznie pozdrawiamy! - nie głosił.)

No i jeszcze przyszedł mi do głowy nowy wyjątek od naszej niezłomnej zasady - fakt, że czysto formalny i rzadszy niż plaga szarańczy na Przymorzu: jeśli te państwa mają zamiar zaraz stworzyć unię, to jasne że będą od siebie kupować na potęgę, także broń! To już będzie jedno państwo in spe, a my mówimy o takich, które co najmniej mogą kiedyś poczuć drug do druga pewną niechęć i nawet mieć wrogie zamiary. 

Jeśli ich najogólniej pojęta militarna siła jest, co najmniej potencjalnie, porównywalna, lub właśnie nie, ale w niekorzystną stronę, to mamy materiał do tej naszej analizy. No a w przypadku np. takiej III RP - ile znajdziemy takich krajów? Silniejszych od nas militarnie, choćby na razie byli tęczowymi pacyfistami, sąsiadów? Bardzo już ostrożnie (lub raczej wprost przeciwnie!) licząc - co najmniej trzy, prawda?

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony!

6 komentarzy:

  1. Panie Triariusie,

    Jeżeli odpowiedział Pan tą częścią na pytania postawione pod częścią I, to nie bardzo rozumiem, jaka jest odpowiedź.

    Co do sąsiadów i imperiów, a zwłaszcza co do Wielkiej Brytanii i jej sytuacji przed stu laty, to pisał o tym niezwykle ciekawie Dominic Lieven w książce pt. Towards the Flame. Paradoksalnie, jest to książka o Rosji, ale używa arcyciekawych porównań do sytuacji Anglii i Zjednoczonego Królestwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie znam tej książki, ani tej odpowiedzi. Nie, na razie nie ma jeszcze odpowiedzi, wciąż bawię się w literaturę, żeby móc z czystym sumieniem pojechać Neronem (który, wbrew przeróżnej propagandzie, artystą akurat chyba był niezłym). Bardzo wątpie, by on to rzekł po łacinie, skoro nawet Cezar ostatnie trzy słowa naprawdę wypowiedział po grecku, ale wszedzie podają tylko wulgarną łacińską wersję.

      Chyba nie chce Pan, bym mu teraz puścił spoilera? Nudzę się, może napiszę jeszcze pare odcinków, ew. wpakuję więcej erotomańskich dowcipasów, bo to akurat mnie bawi, to dojdę do sedna.

      Z serdecznej sympatii dam Panu jednak cloue, żeby Pan tego nie porzucił (nikt inny tego i tak nie przeczyta). Nazwie Pan "poważnym" państwo (bantustam raczej), mające trzech zasadniczych i odwiecznych wrogów, z których dwóch to terytorialne państwa, z którymi to cielątko graniczy, a nie może sobie nawet zafundować prawdziwej doktryny militarnej, bo jeden z tych, jakby nie było, potencjalnych agresorów (bratnia pomoc itd.) może być wymieniany jedynie w słodkich i rozkosznych ekumenicznych kontekstach?

      No to teraz - skąd są tzw. "czołgi" w tenkraju?

      (A co do realu - tak, jest naprawdę bardzo źle, ale to przecież nie Pana wina.)

      Usuń
    2. Do tego każdy z tych POTENCJALNYCH agresorów jest, faktycznie w jednym, potencjalnie w drugim przypadku, o wiele potężniejszy. Że z z tym drugim od jakiegoś czasu się myziamy (i z tym "fraktalnym" też)? Przecież doktryny militarnej nie pisze się w przeddzień spodziewanej wojny, a jak się rzeczy potrafią zmieniać, widać np. po sekwencji Obama-Trump-Bidet, albo po amerykańskich "zwycięstwach" na Bliskim Wschodzie w ostatnich latach! Bez ich przeraźliwej głupoty w Syrii, Iraku i gdzie indziej, Putin byłby może tylko małym dyktatorkiem, a nie znowu światowym graczem.

      Usuń
  2. Panie Triariusie,

    Nie ma obawy, nie porzucę - nie porzucę lektury, tylko lektury - więc niech Pan kończy swój cykl, a ja będę czytał z zainteresowaniem. A może zdołałby Pan jakoś ułatwić znalezienie głównej strony? Albo przejście od jednego artykułu do drugiego? To było kiedyś łatwiejsze u Pana.

    Pisze Pan szyfrem: bantustan, tenkraj, poważne państwo. Sądzę, że chodzi Panu o prl bis, który nazywa Pan dziwnie iii rp. Jakie znaczenie może mieć pochodzenie czołgów w takim tworze? Prlowi brak podmiotowości i gdyby nawet jakimś cudem odszedł z jewropejskiej niuni, to nadal nie stałby się suwerennym podmiotem. A skąd czołgi i maczety, to obojętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, ale niech Pan spojrzy na te czołgi, jako na SYMPTOM właśnie! Ktoś je kupił, na podst. m.in. tej kopniętej doktryny militarnej, co najmniej jako podkładki. I to najepiej świadczy o elitach tenkraju! Co do "III RP", to, może błądzę, pewnie nawet tak, ale dla mnie nigdy nie było to nic fajnego. Wróciłem tu po 11 latach w '95 - Balcerowicz, bilet tramwajowy za 150 tys., roboty żadnej, miałem 43 lata i już byłem o wiele za stary, wszystkie prywatne firmy, gdzie szukałem roboty należały do "byłych" ubeków...

      Dla mnie III RP od zawsze oznaczało właśnie to! "Tenkraj" to moje własne określenie, które udało mi się wylansować, jak "tuskoidy" czy "ojropa". Choć może ktoś popularniejszy na "tenkraj" też wpadł. To nie było takie trudne, choć ludzie jednak odmieniali.

      Gadki o "tym kraju" nie wkur... zają mnie w setnej części tak, jak "Polacy i Polki", ale czemu nie ośmieszyć lewiźnianego języka, skoro to takie łatwe?

      "Bantustan" to przecież właśnie tenkraj i Pan nie może tu chyba mieć wątpliwości. To nie "nazwa" czy "epitet" - to obiektywne stwierdzenie stanu faktycznego. Nawiasem, to nie ja na to słowo wpadłem, tylko znany Panu Amalryk, czego mu zazdroszczę jak cholera. Także "rtęciowców" i "Katzenbrennera". (Nawiasem, kiedy mu delikatnie wytknąłem, że u mnie zachwyca się Spenglerem, a u Pana nawet nie piśnie w jego obronie, znikł u mnie, a u Pana chyba też. To był bezcenny komentator, ale widać są rzeczy, o których się nie śniło...

      Z linkami pomiędzy odcinkami albo wspólną stroną to b. sensowny postulat, dzięki! Parę minut cut and paste, ale skoro walczę o przeżycie, także z pomocą tego blogaska, to trzeba dbać o klienta. Wolę to, niż pisanie tak, by się podobało. Już parę razy porzucałem z tego powodu blogowiska, gdzie byłem popularny. (Taki ze mnie paladyn!)

      Pzdrwm czule

      Usuń
  3. Panie Triariusie,

    Nie mam oczywiście nic przeciwko nayzwaniu prlu banstustanem, tenkrajem czy bagnem, mnie to zupełnie obojętne, podobnie jak pseudopolityczne przepychanki między pesudopolitykami, które nie różnią się wiele od bolszewickiej dintojry. Zapytałem tylko, by się upewnić, że mówimy o tym samym. Czasami tak mi się zdarza, że mam wrażenie, że się domyślam, a z czasem się okazuje, że jestem bardzo mało domyślny.

    Obaj jesteśmy wielbicielami p. Amalryka i jego wnikliwych, inteligentnych, a niekiedy odkrywczych komentarzy. O ile wiem, ma bardzo poważne kłopoty ze zdrowiem.

    OdpowiedzUsuń