środa, grudnia 08, 2021

Ci durnie naprawdę nic sami nie potrafią wymyślić

Mało co mnie tak wkurwia, jak "Polacy i Polki" w różnych wariantach... Bywa nawet "Polki i Polacy", ale to już drobiazg, który niczego właściwie nie zmienia. W polszczyźnie z reguły samiec jest wymieniany jako pierwszy, ale odwrócenie tego akurat porządku nie gwałci ani języka, ani niczego innego. Że lewizna tak sobie gada, to nie byłby żaden problem, ani żadne zaskoczenie, tyle że, zamiast ignorować tę zgraję i jej bolszewicki język, razem z "celebrytami", "artystami" i resztą, jakże często nasza "prawica", bojąc się z pewnością zarzutu dyskryminacji połowy ludności - czyli tych "Polek", które dotychczas gramatyczny rodzaj męskoosobowy całkiem nieźle obsługiwał i zadowalał - także ten zbolszewizowany język przejmują.

Słyszałem te potworki zarówno w oficjalnej telewizji, co z jednej strony mało mnie zaskakuje, bo do tej telewizji, wraz większości innych zresztą, jak i do oficjałów, mam stosunek sceptyczno-negatywny, żeby to eufemistycznie określić, ale także np. u Kuraka. W którym od zawsze widzę lewicowca, uczciwego, fakt, co jest tutaj najważniejsze, ale jednak spodziewałem się po nim czegoś mniej lewackiego. U niego zresztą ostatnio byli jacyś "nauczyciele i nauczycielki", czy może coś o pielęgniarkach... Nie "Polki" chyba w każdym razie, ale to dla mnie dokładnie ten sam lewacki gwałt na języku naszych przodków.

Dlaczego, spyta ktoś, miałoby to być czymś strasznym? A dlatego, po pierwsze - będzie to kolejne zwycięstwo politpoprawności nad zdrowym językiem, zmuszające do durnych rozszerzeń, jakie mamy już na Zachodzie: "he or she", i gorzej, czyli kompletne pomieszanie liczb gramatycznych przy obowiązkowym stosowaniu "they", czyli liczby mnogiej, do nieokreślonej płci, tyle że pojedynczo. 

Po drugie, jeśli się to przyjmie i zacznie być normą, na co się zanosi, każdy, kto tego nie stosował, czyli każdy od stworzenia świata do paru lat wstecz, będzie wyglądał jak oszalały nienawiścią myzogin, ślepy na los połowy ludzkości. To dopiero będzie sukces naszej kochanej lewizny! Wszystko trzeba będzie rozpocząć od nowa, od gołej skały! Oczywiście swoich wielkich oni przerobią na politpoprawną wersję i git, dla nich to nie problem, co jednak z prawdziwymi myślicielami czy pisarzami, którzy z pewnością wcale by takiego "ulepszania" swoich dzieł nie chcieli, a zresztą i tak nie będą mieli na to szansy.

Mimo wszystko należałoby pogratulować rodzimej lewiźnie, że wpadła na tak perfidny i tak skuteczny atak na wszystko, co nią nie jest (lewzizną znaczy), tym bardziej, że tutaj trudniej było o światłe wskazówki z Moskwy, Pekinu (co się obecnie oficjalnie nazywa jakoś inaczej, ale ja mam to tam, gdzie należy całować Pana Majstra), Berlina, czy innej Brukseli. (Dlaczego? Zmienię ci nazwisko Mądrasiński, bo ostatnio popisujesz się zadziwiającą tępotą! Chyba za dużo tych bab! Bo oni marnie znają nasz język, oto dlaczego!)

Tak więc w sobie przeżuwałem ową zawiść o genialność naszej lewizny, nie mogąc się zdecydować, czy podejść z gratulacjami, niczym Duduś do Bolka na pogrzebie Inki, bo geniusz jednak jest geniuszem i zasługuje na czołobitność... Jednak ciężko mi się było przełamać... Aż tu... Ale trochę tła wydaje się tu niezbędne... Otóż, czytam sobie ja właśnie broszurę pt. "Śmierć Stalina", wydaną chyba jeszcze "w podziemiu", bo litery prawie niewidoczne. Istny koszmar dla moich steranych wiekiem oczu... Autor nazywa się (albo może chce być znany jako) Georges Bortoli. Bardzo interesujące, sam Stalin na razie nie umiera, ale jego postać i cały Stalinizm ciekawie opisany...

No i w tej narracji nadchodzi pora żniw roku 1952, a my w związku z tym czytamy list do Ojczulka Narodów od pracowników rolnych. Cytuję:
My, pracownicy rolni - kołchoźnicy i kołchoźnice, pracownicy stacji maszyn i traktorów, sowchozów, kooperacji leśnych, specjalistów rolnych okręgu Riazań, wysyłamy do Was, mądry przewodniku, panie i przyjacielu, genialny inspektorze i organizatorze zwycięstwa komunizmu w naszym kraju, nasze gorące pozdrowienia i nasze życzenia długich, bardzo długich lat życia i zdrowia, dla dobra i szczęścia narodów sowieckiego i całej postępowej ludności, która walczy o pokój na świecie. /"Prawda", 14 lipca 1952 r./
Nasuwają się dwa wnioski:

1. To jednak nie nasza lewizna wymyśliła ten językowy myk, tylko "kołchoźnicy i kołchoźnice" z okręgu Riazań, wraz z pracownikami stacji maszyn i traktorów, oraz resztą ekipy.

2. To musiało być naprawdę napisane z głębi serca i żaden uczony w piśmie im tego nie wymyślił, a do tego zaraz zaraz musieli pędzić do poważnej roboty przy tych żniwach, bo inaczej na pewno nie zaniedbano by rażących oko (dzisiejszego Polaka) niedoróbek jak np... Wiesz o jakie mi chodzi, Napieska? Tak, właśnie: "prawcownicy" zamiast "pracownicy i pracownice". Taka zmarnowana okazja!

Toż to woła o pomstę do nieba! I nawet dwa razy, jedno w dodatku na samym początku. Potem zaś mamy "specjalistów rolnych", zamiast... Jak ma być, Mądrasiński? Obudź się chłopie! No dobra, tym razem skojarzyłeś - ma być "specjalistów i specjalistek". Ale na przyszłość uważaj, bo spanie na podziemnych wykładach może się skończyć tragicznie. (Mamroczesz coś o "groźbach karalnych", chłopcze? Oj...! Nie? Przesłyszałem się? To dobrze!)

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz