Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Niemcy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Niemcy. Pokaż wszystkie posty

piątek, stycznia 18, 2008

Międzynarodowe spotkanie w mlecznym barze

Jedną z nielicznych sympatycznych stron PRLu były bary mleczne. Dobrze że wróciły! Jako tego PRLu dziecię (ale nie w tym znaczeniu co byście chcieli, Michnik i Ska!) lubię sobie czasem wyskoczyć do takiego baru. Przypomina mi to młodość, a poza tym takie żarcie bywa fajne jako odmiana po tych wszystkich Chataubriandach i Strogonoffach, spłukiwanych powiedzmy St. Emillion Grand Cru rocznik - niech będzie 1980... Albo 1983, którym niektórzy zachwycają się jeszcze bardziej.

No to sobie godzinę temu wyskoczyłem do pobliskiego baru. Nie będę się rozwodził nad menu, ale grochówa była znakomita. Odbierając zaś placek po cygańsku na wynos (na który musiałem nico poczekać, ale chyba nie aż przepisowy kwadrans) ujrzałem, że obok mnie stoi młoda i dość sympatycznie wyglądająca para.

On był ubrany w coś, co jak sądzę, musi być niemiecką wojskową kurtką, tej tam ichniej miłującej pokój i przepadającej jak zwykle za Polakami współczesnej Abwehry czy innego Werhmachtu, z naszywkami na obu rękawach w kolorach niemieckiej flagi. (Bez swastyki jednak, jakiś widać inny model.) Krótko mówiąc facet miał na obu ramionach niemieckie flagi.

Zacząłem mu się uporczywie przyglądać, a że poza tym nic specjalnego nie robiłem, po chwili facet spytał mnie, czy coś mu się odczepiło. Na to ja, swoim słodkim i uprzejmym głosem... A głos mam naprawdę słodki, przynajmniej kiedy kiedy chcę być uprzejmy. Bo jak nie chcę, to jest mniej słodki, a w promieniu kilkuset metrów spadają z gałęzi drobne ptaszki.

No więc ja tym moim słodkim głosem... Dziewczynie od razu zamgliły się oczy i jakoś tak lekko przysiadła, a pierś jej zaczęła falować... Na licach zaś wystąpiły wypieki. Mniejsza jednak o nią, i tak chyba wsłuchując się w przecudny timbre, nie była w stanie pojąć treści słów.

Wracając do głównego wątku, to ja (tym swoim głosem) mówię, że: "Nie, to nie to. Po prostu się zastanawiam jak długo jeszcze będzie można chodzić z niemiecką flagą i nie dostać w jakimś ciemnym kącie po mordzie".

Parka coś tam do siebie zaszeptała, a ja odebrałem swój placek, pożegnałem się z tych placków i innych barowych smakołyków szafarką tym słodziej, że akurat przed chwilą zachowałem się jak gbur... Czy mi wstyd? Nie, ani trochę. Fakt, moja kindersztuba dostała leciutkiego prztyczka, ale w końcu nie kindersztuba jest ważna, gdy płoną lasy, prawda? Szczególnie że to niemieckie słowo w spolszczonej pisowni.

Nie po raz pierwszy poczułem się jak Kostek Biernacki, który jako bardzo jeszcze młody legionista, a do tego subtelny i idealistyczny intelektualista, otrzymał rozkaz powieszenia na gałęzi kilku dywersantów. Niezbyt się do tego gorliwie zabierał, aż mu Piłsudski powiedział te dość słynne (częściowo zresztą już chyba dzięki moim wysiłkom) słowa, cytuję: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?" Do Kostka wyraźnie to trafiło, co miał zrobić to zrobił. Potem zaś było mu już chyba znacznie łatwiej. Co warto brać w podobnych okolicznościach pod uwagę.

W końcu zadanie tego mojego retorycznego pytania dość mile skądinąd wyglądającej, poza tymi flagami oczywiście, parce o ileż było sensowniejsze, niż bluzganie przewalającym się po Gdańsku, letnią szczególnie porą, wycieczkom dawnych ukochanych SS-manów i zastępowych Hitlerjugend, czego oni i tak przecież nie rozumieją, bo zbyt durni i zbyt gardzący ludzkim (?) otoczeniem... A nie będę przecież do nich nawijał w ich narzeczu, bo to by była woda na ich młyn. A więc, dopóki to się na słowach ma kończyć, naprawdę nie ma na tę zgraję sposobu. Ale pożyjemy, zobaczymy...

Wracając zaś z tego baru do domu zastanawiałem się ilu też ludzi miałoby ochotę pochodzić w polskiej mundurowej kurtce z dużymi i wyraźnymi polskimi flagami na każdym ramieniu... Po jakimkolwiek przedmieściu wielkiego portowego miasta, ciemnym już zimowym wieczorem. W Niemczech. Ile bym im musiał zapłacić, by to zrobili? Bez obstawy, za to z ukochaną dziewczyną przy boku?

Ale co tam w Niemczech! Niech by było i gdzie indziej. Powiedzmy w Szkocji... Gdzie narodowy bohater, Bonnie Prince Charlie był wnukiem (czy może pra, zawsze mi się to myli) Jana III Sobieskiego. Gdzie w czasie ostatniej wojny stacjonowali polscy lotnicy, marynarze... Szkocji, która nie prowadziła z nami, z tego co pamiętam, żadnej wojny.

Albo powiedzmy w... Belgii. Czy Francji. Czy w Irlandii. Czy... gdziekolwiek w "starej Europie". Już nie mówię o Rosji, nie można przesadzać. Gdzie zatem, że spytam, można spotkać młodych ludzi paradujących ciemną nocą po przedmieściach z polską flagą na rękawie? Poza Polską. Choć prawdę mówiąc, to i w Polsce takich młodych ludzi nie widać. Co innego flagi niemieckie oczywiście!

A jeśli nigdzie nikt z polską flagą nie chodzi, to jakim cudem akurat niemieckie flagi są u nas tak popularne? Jakim cudem nikt z tych co ją noszą się nie niepokoi, że wywoła nieprzyjemne skojarzenia? Jakim cudem nie niepokoi się, że dostanie w mordę, albo że dziewczyna usłyszy parę gorzkich słów? Czemu akurat w Polsce? I czemu ta flaga niemal zawsze jest akurat niemiecka?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, grudnia 16, 2007

Nie chcę nikogo germanizować, ale...

... jeśli ktoś już zna narzecze naszych okupan... chciałem powiedzieć "przyjaciół", i ma do tego jakieś intelektualne ambicje, to niech słucha!

Otóż znalazłem ci ja właśnie w sieci KOMPLET DZIEŁ OSWALDA SPENGLERA - za darmo, pełne teksty bez europejskiej cenzury... Po prostu skarb!

Jeśli kogoś to może zainteresować - a powinno, bo to największy umysł, z jakim ja się w swym długim życiu spotkałem (nie rozczulałbym się nad Niemcem bez powodu) - oto link:

http://www.zeno.org/Philosophie/M/Spengler,+Oswald

Korzystać, bo niedługo może to być zakazane, albo w ogóle internet będzie tylko dla słusznych i postępowych!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, listopada 19, 2007

Szklane paciorki, pstrokate perkaliki i niedziałające odtwarzacze CD

Jakiś czas temu postanowiłem sobie kupić radiomagnetofon. To znaczy na radiu całkiem mi nie zależało, bo go od czasu "Trójki" z epoki Gierka, no i może (lewackiego skądinąd jak cholera) "Radio France Internationale" w tzw. stanie wojennym, nie słucham. (No fakt, w Szwecji na początku też trochę słuchałem. Głównie jazzu. Dopisane po dekadzie.) Ale zależało mi na możliwości odtwarzania tych tysięcy kaset, które mi się przez dziesięciolecia zebrały i pałętają po mieszkaniu.

W katalogu, który mi regularnie i z zapałem przynoszą do klatki, ujrzałem coś, co by mi pasowało: przenośny, bo właśnie chodzi o to, bym go mógł sobie swobodni nosić - może nie po ulicy czy po plaży, ale z pokoju do pokoju - z odtwarzaniem płyt CD (co jest oczywiste), ale także plików mp3, no i ze złączem USB. Poszedłem więc do pobliskiego hipermarketu, mam go tuż obok, w środku miasta, a jakże, gdzie faktycznie czasem tego typu sprawy kupuję. A także sprawy tego typu, co gołe płyty CD, papier do drukarki, niezwykle tanie bojówki chińskiej produkcji (o bardzo jednak mało wytrzymałym kroku, widać skazańcom się nie chciało)...

Może powinienem się wstydzić i nie kupować w niemieckim (bo taki on właśnie jest) hipermarkecie, tylko na przykład dać szansę jakiemuś rodzimemu biznesmenowi. Tyle, że oni, z tego co wiem, wszyscy z układu, więc różnica w sumie żadna. Poza tym odrzucam pogląd, że jeśli ktoś Unii i Niemiec nie lubi, jak ja, to należy za wszelką cenę szukać sklepu, który by z nimi nie miał nic wspólnego, choćby był droższy, gorszy, i nie było wiadomo, jak przecież dzisiaj praktycznie nigdy nie wiadomo, czyj on tak naprawdę jest.

No więc dobra, kupiłem urządzonko w niemieckim hipermarkecie! Może to rzeczywiscie był grzech, ponieważ Bóg mnie za to wyraźnie pokarał. Zaniosłem bowiem moje urządzonko do domu, ciesząc się jak dziecię z tych wszystkich Bucków Owensów, Wailonów Jenningsów, MaryLou Williamsów, The Pogues, Ry Cooderów, Amálii Rodrigues, Djangów Reinhardtów... których sobie po latach posłucham. Na szczęście (?) też sprawdziłem jak chodzi odtwarzacz CD, choć interesujących płyt CD nadających się do słuchania mam znacznie mniej, niż kaset.

No i zaraz się okazało, że moje super urządzonko odtwarza tylko pierwszy utwór na płycie, a czasem jeszcze tak z połowę następnego. To nie było całkiem to, o co mi chodziło. A więc poszedłem z moim urządzonkiem do hipermarketu, licząc, że mi je wymienią, albo oddadzą pieniądze. Jednak okazało się, że tak dobrze nie ma - muszą zbadać sprawę, a jak już zbadają, to naprawią, albo coś. Muszę więc poczekać co najmniej 3 tygodnie. Poprosili o numer telefonu, zadzwonią.

Po jakichś pięciu tygodniach zacząłem znowu odczuwać brak Bucka Owensa i przypomniałem sobie o moim oddanym do naprawy urządzonku. Poszedłem więc do hipermarketu i zapytałem. Okazało się, że jeszcze nie wróciło, ale jeśli do końca tygodnia nie wróci, to oni mi oddadzą pieniądze. No i teraz... Mam tylko dwa sensowne wytłumaczenia tej sytuacji, która zresztą nieco się zazębia z innymi dość podobnymi, które mnie już w tym samym hipermarkecie spotykały w przeszłości.

Więc, i to jest pierwsza możliwość: albo Polska jest przez te firmy (a co za tym idzie, co najmniej pośrednio, przez kraje, z których one pochodzą) traktowana jako kraj kolonialny, gdzie tubylcom daje się najniższej jakości szklane paciorki i pstrokate perkaliki... I ma się dzikusów w dupie, niech się bydlaki cieszą, że nie dostali kulki!

Albo też dzisiejsza Europa jest już w tak beznadziejnym stanie, że ani nie potrafi wyprodukować działającego odtwarzacza CD (konkretnie Austriacy, i mój pradziad, kapitan, a potem podpułkownik, Czarnych Ułanów Schwartzenberga z I WŚ, przewraca się teraz w grobie!), a w niemieckim hipermarkecie naprawdę nie potrafią w miarę sprawnie obsłużyć klienta (choćby oddając mu od razu pieniądze i niech by sobie naiwniak znowu je wydał na jakiegoś bubla!), załatwić czynności serwisowych...

Czyli po prostu są skrajnie nieudolni, źle zorganizowani, indolentni. I ta Europa całkiem szybko się musi zawalić, bo tak się po prostu funkcjonować nie da. Tym bardziej, że ma przerost absurdalnych ambicji i mierzy się na zamiary, których - na szczęście - jeszcze żadnemu dotychczasowemu totalitaryzmowi się do końca nie udało zrealizować.

Na którą odpowiedź Ty sam stawiasz, mój ukochany Czytelniku?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, lipca 27, 2007

"Ojcowie nie poświęcają..." - nie, to naprawdę zbyt obrzydliwe. Czyli dzisiejsza Europa.

"Ojcowie nie poświęcają łechtaczce i waginie córki wystarczająco uwagi. Zbyt rzadko ich pieszczoty obejmują te rejony ciała. A tylko w ten sposób dziewczynki mogą rozwinąć poczucie dumy ze swej płci" - czytamy w broszurze "Miłość, ciało i zabawy w doktora" wydanej przez Federalne Centrum Oświaty Zdrowotnej (BZgA). Jest skierowana do rodziców dzieci w wieku od roku do trzech lat.

Według autorów dla zdrowego rozwoju dziewczynki istotne jest, żeby ojciec okazywał jej, jak bardzo jest dumny z tego, że jest dziewczynką. Najlepiej za pomocą rąk: "Dziecko dotyka wszystkich części ciała ojca. Czasami podniecając go. Ojciec powinien robić tak samo".

Z broszury można się dowiedzieć, że matki często nadają penisowi syna pieszczotliwe nazwy. Organy seksualne dziewczynki pozostają jednak bezimienne. W ten sposób dziewczynka ma się czuć gorsza od chłopca. Ojcowie powinni więc z czułością mówić o waginie córki, nazywając ją na przykład "kubeczkiem miodu."

Autorzy broszury radzą rodzicom, aby pozwalali dzieciom na "nieograniczoną masturbację". "Kiedy dziewczynka wkłada sobie przedmioty do waginy, rodzic powinien tylko wtedy interweniować, kiedy istnieje ryzyko, że zrobi sobie krzywdę. Na przykład kiedy jej wargi sromowe są już spuchnięte od ocierania się o fotel. Wtedy trzeba powiedzieć dziecku, że nie powinno się kaleczyć. Tłumacząc równocześnie, że stymulacja genitaliów jest całkowicie w porządku" - czytamy.

Masturbacja i dotykanie genitaliów przez rodziców ma zapobiec zahamowaniom seksualnym dziecka w wieku dorosłym: "Dzieci powinny się nauczyć, że nie ma czegoś takiego jak wstydliwe części ciała. Ciało to dom, z którego trzeba być dumnym".

BZgA ma także dobre rady dla rodziców nieco starszych dzieci. Niedawno urząd wydał poradnik na temat rozwoju seksualnego przedszkolaków. Rodzice dowiadują się, że naśladowanie ruchów kopulacyjnych jest wskazane dla rozwoju czterolatka.

Wraz z poradnikiem urząd rozsyła książeczkę z piosenkami pod tytułem "Nos, brzuch i pupa". Jedna z nich, brzmi następująco: "Kiedy dotykam mego ciała, odkrywam, co mam. Mam waginę, bo jestem dziewczynką. Ona nie tylko służy do siusiania. Kiedy ją dotykam, czuje przyjemne mrowienie".

Broszura BZgA należy do lektur obowiązkowych w dziewięciu landach niemieckich. Stosuje się ją podczas szkolenia wychowawców w żłobkach, przedszkolach oraz szkołach podstawowych. Poleca ją nawet wiele organizacji oficjalnie walczących z pedofilią. Tak jak Niemiecki Związek ds. Ochrony Dzieci (Kinderschutzbund). BZgA, która jest podporządkowana Ministerstwu ds. Rodziny, co roku rozsyła miliony egzemplarzy 40-stronicowej książeczki.

Odmienne opinie można jednak znaleźć na licznych niemieckich forach internetowych. "Przerażające", "perwersyjne" lub "szokujące" - te słowa pojawiają się najczęściej w wypowiedziach internautów.

Podobnego zdania są psycholodzy. - To patologiczne spojrzenie na rzeczywistość. Dzieci nie powinno się uświadamiać w taki sposób. Trzeba mieć perwersyjny umysł, żeby coś takiego napisać - powiedział Rz jeden z wykładowców psychologii klinicznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

BZgA odpiera zarzuty. - Dzieci są stworzeniami seksualnymi i szukają ciągle zaspokojenia swych potrzeb - powiedział Rz urzędnik BZgA Eckhardt Scheffer. - Źli nie są rodzice, którzy na to pozwalają, lecz ci, którym się to źle kojarzy.

Oryginał tutaj.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

sobota, lipca 21, 2007

Teoria spiskowa - czyli o partnerstwie strategicznym Rosja-Niemcy

Przeżywam znowu okres potężnego zwątpienia w sens tego typu działalności, czyli znowu "ściana wychodka" i te rzeczy, jeśli ktoś wie o co chodzi. Wirtual po prostu wydaje mi się być mało kompatybilny z prawicowością, a gadanie, z którego nic nie wynika... Lepiej już nic nie powiem. Przedwczoraj zakończyłem życie swego bloga na Salon24, i to nawet nie bezpośrednio dlatego, że Salon24 to lewacka instytucja, tylko dlatego, że moje uczucie, iż jestem tylko kolejną małpą w werbalnym cyrku, robiącą zabawne wściekłe miny, stało się już zbyt dojmujące. Jasne, że gdyby Salon24 był firmą prawicową, to te 10 tys. wizyt, które miałem przez niecały miesiąc, oznaczałyby coś nieco innego i ich wartość byłaby inna... Ale właśnie nie jest i dlatego te wizyty oznaczają to, co powiedziałem.

Nie chce mi się w tej chwili nic pisać nawet tutaj, ale ponieważ poczuwam się do czegoś wobec tych wszystkich, którzy mają do mnie linki i/lub ten blog odwiedzają, a sprawa eurokonstytucji zawsze będzie mi leżeć na sercu, więc wklejam znakomity tekst na ten temat, który przed chwilą znalazłem na prawica.net.


Mirosław Kokoszkiewicz

Teoria spiskowa - czyli o partnerstwie strategicznym Rosja-Niemcy

Pogoń za postępem, dobrami doczesnymi, tolerancją, równouprawnieniem, prawami mniejszości, prawem do eutanazji i aborcji doprowadziła światły lud do niemal całkowitej szczęśliwości.

Ogłupiani przez media i różne autorytety tubylcy różnych krajów odłożyli do lamusa rozum, dekalog i inne tam niepotrzebne do niczego dyrdymały.

Elity przecież postanowiły, że podstawą podejmowania decyzji nowego człowieka powinna być pokusa i emocje. Posługiwanie się rozumem przez plebs może okazać się niebezpieczne, więc najlepiej jeżeli ten skomplikowany instrument będzie jak najmniej eksploatowany. W trosce o nasze dobro nowoczesna Europa podobnie jak reklamy najrozmaitszych produktów żeruje na prostych ludzkich odruchach i instynktach.

Pierwsza nieudana próba przeforsowania eurokonstytucji wywołała szok. Fiasko, koniec marzeń o jednym państwie europejskim, lamentowano. Cóż, pewność siebie i jakaś buta kazała myśleć orędownikom eurosojuza, że społeczeństwa są już wystarczająco odmóżdżone i wystarczy do przyklepania utopii uaktywnić w każdym kraju odpowiedników naszej Róży Thun i Geremka.

Europejskie „elyty” jak pospolici oszuści próbowali wcisnąć gawiedzi agrest mówiąc, że to winogrona. Przykład Francji i Holandii pokazał, że narody Europy to jeszcze nie bezmyślne stado baranów idące na każde skinienie europasterzy.

Głowni rozgrywający, Niemcy postanowili bardzo szybko wcisnąć nam wszystkim ten sam znany już agrest goląc jedynie nieprzyjemne włoski. Usunięto z projektu hymn i flagę, inaczej wabić się będzie prezydent i minister spraw zagranicznych nowego tworu.
Jest jednak coś nowego.

Wiadomo, że partnerstwo niemiecko-rosyjskie ma się świetnie, więc od czego ma się wypróbowanych przyjaciół. Skoro niewdzięczni europejczycy już raz zawiedli to trzeba w celu zagonienia stada do wspólnej zagrody zaangażować owczarka i postraszyć wilkami. I tu bratnią niemiecko-rosyjską przyjaźń potwierdza Wołodia Putim, człowiek kochający wolność słowa i demokrację jak twierdzi zatrudniony przez niego były kanclerz RFN.

Oficer i były szpieg KGB w to postać wielka. Tak przynajmniej mówią media w Polsce. Dżudoka i wielki umysł, który jak prawdziwy polityczny szachista przewiduje kilka ruchów naprzód. Te same media prezydentów USA i Polski przedstawiają jako maluczkich i prymitywnych ludzików nie dorastających Putinowi do pięt. No cóż, różnie można pojmować rację stanu.

Wszystko zależy od tego kto zapewnia dostęp do konfitur. Czołowym żurnalistom wcale nie przeszkadza, że w kraju tego kochającego demokrację przywódcy trup wśród dziennikarzy ścieli się gęsto. Strzela się do nich jak do kaczek, wylatują seryjnie przez okna wieżowców, a niektórzy giną bez śladu. Stary sprawdzony przyjaciel wszystkich Niemców w tym i tych z dawnej STASI zaczął robić za wilka u Angeli Merkel.

Do 2009 roku przecież trzeba zagonić stado baranów do wspólnej zagrody. A jak to zrobić? Wiadomo. Skoro większość europejskich obywateli nie posługuje się rozumem lecz emocjami to trzeba umiejętnie ich postraszyć.

I zaczęło się.

Groźba rozmieszczenia rakiet, bombowce strategiczne w pobliżu strefy powietrznej GB, ostra retoryka. Przy pomocy braterskich europejskich mediów pompowany jest na naszych oczach olbrzymi balon rosyjskiej mocarstwowości.
Tam gdzie problematyczne zdaję się być sprzedanie nawet ogolonego agrestu jako winogron rolę swoja spełni rosyjski wilk. Ludzie skutecznie zaniepokojeni odradzającym się imperializmem rosyjskim wybiorą bezpieczną przyszłość i pomaszerują gdzie karzą. Teraz tylko trzeba zatrudnić sprawdzonych prawdziwych europejczyków w charakterze owczarków.

U nas już czekają w blokach startowych. Już trwa odliczanie do momentu w którym o jedynej szansie na ocalenie czyli o wcieleniu do nowego federacyjnego państwa zaczną tokować Żakowscy, Węglarczyki, Olejniki, Smolary, Mazowieccy, Wałęsowie, Kwaśniewscy, Bartoszewscy i reszta gorących patriotów.

A będą to mowy patetyczne. Coś w stylu Kto nie z nimi ten zdrajca narodu nie rozumiejący dziejowej chwili. Jedyne ocalenie to wspólne europejskie państwo, Zaufajmy niemieckim przyjaciołom Jednym słowem wyzbycie się suwerenności ma zapewnić rozwój i bezpieczeństwo dla przyszłych pokoleń Polaków.

Dzisiaj jeszcze dla wielu wydaje się to absurdem, ale jutro coraz więcej obywateli straszonych wilkiem i obszczekiwanych przez owczarki obudzi się we wspólnej zagrodzie. Kiedy to już się stanie czaka nas drugi etap działalności tak owocnego partnerstwa strategicznego Niemiec i Rosji.

Wtedy to nastąpi płacz i zgrzytanie zębów. Obym się mylił.

Oryginał tutaj: http://prawica.net/node/7721/

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, stycznia 21, 2007

Rzepak, Rokita i kolorki (trzy mini-felietonki)

Rzepakowe uroszczenia

Żaden ze mnie l*erał (obraziłbym się, gdyby mnie ktoś tak nazwał), ale naprawdę nie rozumiem całej tej hecy wokół biopaliw i rzepaku. Jakim prawem ktokolwiek śmie ludziom narzucać, co wlewają do zbiorników paliwa swych prywatnych maszyn? Zgoda, mogą istnieć pewne drobne ograniczenia, i np. gazy wydzielane z rur wydechowych przy spalaniu tego czegoś nie powinny być bardziej trujące od Cyklonu B, a może nawet od obecnych oparów marnie spalonej benzyny. Ale poza tym?

Nie wspomnę już (a w każdym razie nie rozwinę tego tematu) o tym, jak samobójczym działaniem jest przedłużanie bez żadnego wyraźnego powodu obecnego uzależnienia od ropy naftowej. Kim by byli Arabowie, w tym terroryści i islamiści, gdyby nie to uzależnienie? Czym by była Rosja po przegraniu zimnej wojny?

Nie znam się na problematyce paliw z rzepaku i innych takich rzeczy, przyznam, że te aspekty ekonomii (w odróżnieniu od spraw czysto spekulacyjnych, które są intelektualnie fascynujące, choć wcale nie twierdzę, iż pozytywne społecznie) są dla mnie niewiarygodnie nudne i trywialne. Samochody też całkiem mnie nie podniecają. Ale z tego co rozumiem, to są jakieś wariackie uroszczenia obecnej światowej władzy, której nawet politycy uchodzący za narodowych nie śmią już się sprzeciwić.


Dlaczego odstawiono Rokitę?

Od miesięcy masa ludzi zastanawia się nad przyczynami odstawienia Jana Marii (Barbary Kunegundy Heleny Zofii Wandy itd.) Rokity od piersi przez Donalda Tuska i przywództwo Platformy Cieniasów (inaczej PO, mało to partii ma dzisiaj po kilka nazw?).

Nikt chyba dotąd chyba nie podał takiej oto prostej i logicznej interpretacji...

Przecież to nikt inny, jak tylko Jan Maria (Barbara Kunegunda itd.) Rokita wykrzykiwał kiedyś buńczucznie "Nicea albo śmierć!". Jakżesz więc teraz powiewać nim niczym sztandarem, kiedy Platforma ewidentnie przygotowuje się do roli lokalnego mini-tarana przy wprowadzeniu w życie "europejskiej konstytucji", czyli tworzenia zrębów "europejskiego" super-państwa, o którym śnili, i o które walczyli już tacy mężowie stanu, jak Bismack i Hitler? (O Napoleonie i Ludwiku XIV już nie wspominając, ale to było znacznie dawniej.)

W tym kontekście nawet to "dziwne" dla niektórych zbliżanie się Platformy do postkomunistycznej i europejsicznie-l*ralnej "lewicy" nabiera nieco większego sensu! Jeśli ta, podana tu przeze mnie, przyczyna nie jest tą najważniejszą, to zaprawdę - w harcach i wygibasach tych panów (i pań) nie ma prawie nic z polityki, a jest tylko histeria, klimakterium i kompleksy.


Chyba lepej być daltonistą

Rzuciłem wczoraj okiem w rodzimej komercyjnej telewizji na zakończenie walki o Mistrzostwo Unii Europejskiej (jest już i taki pas, a zresztą jakiego niby jeszcze nie ma?) w jakiejśtam wyższej wadze, pomiędzy Szwajcarem (to jest Unia Europejska? też dali się przyłączyć?!) a jakimś takim facetem o nazwisku Abdulla, reprezentującym (ja to oni) chyba Belgię, czy inny światły europejski kraj. Tak przynajmniej kojarzyła mi się flaga tego Abdulli.

Walka odbywała się w Szwajcarii. Mówili po niemiecku, ale bardzo wyraźnie powiedziano, że to Szwajcaria, a zresztą publika bardzo się cieszyła, kiedy Szwajcar wygrał. (Przecież chyba nie dlatego, by nie lubiła facetów o nazwisku Abdulla? Takie coś by już dziś z pewnością w Europie nie przeszło.)

No i jak już ten Szwajcar wygrał, to otrzymał wielki kiczowaty wieniec... Na którym była wielka szarfa... W kolorach jak następuje: CZERWONY... CZARNY... ŻÓŁTY...

Oczom swoim nie wierzyłem, ale tak naprawdę było. Z tego co pamiętam, kolory Szwajcarii to piękna głęboka czerwień i biel (ich flaga to przecież biały krzyż na czerwonym polu). Mam zresztą w kieszeni scyzoryk Victorinox, to wiem. Tutaj jednak były to zdecydowanie kolory Niemiec. Niemcy pełnią zdaje się ostatnio jakąś tam ważną funkcję Oberführera w pan-europejskim Reichstagu (czy jak się to tam nazywa, nie wiem, bo moja pogarda dla Unii Europejskiej nie pozwala mi na wnikanie w tego typu trywialne detale), ale to chyba nie jest jeszcze wystarczający powód, by szarfa Mistrza Unii Europejskiej w Boksie Zawodowym miała być ewidentnie niemiecka? Choć z drugiej strony jest przecież w tym dziwnym nieco fakcie sporo logiki.

Nasuwa mi sie w związku z tym całkiem prywatna refleksja... Z pewnością bardzo niewielu ludzi zwróciło uwagę na opisany tu przeze mnie fakt, a jeszcze mniej odczuło z tego powodu jakiekolwiek zdziwienie, o oburzeniu nie wspominając. Ja od wieków (no, niemal) dostrzegam u siebie przedziwne talenty Kassandry, czyli zdolność przewidywania przyszłych katastrof, których nikt inny nie dostrzega. Nie jest to miła przypadłość, ponieważ rasowa Kassandra nie ma z tego talentu żadnych absolutnie osobistych korzyści, a raczej przeciwnie - nie tylko cierpi z wyprzedzeniem, ale jeszcze wychodzi na głupka i zraża do siebie ludzi. (O zrażaniu władz i osób wpływowych już nie wspominając.)

Jednak wczoraj zrozumiałem, że aby być Kassandrą nie jest potrzebny - wbrew temu co dotychczas, mimo mego racjonalnego umysłu i inżynierskiego wykształcenia, zmuszony byłem uznawać - jakiś specjalny Boski dar... Wystarczy po prostu nie być daltonistą!

Zakończę, całkiem bez sensu, taką oto sentencją z jakiegoś klasyka, nie pamiętam już kogo: "Kto pozwala sobie płacić, pozwala sobie rozkazywać." Jakoś mi się to bez widocznego powodu kojarzy z Unią Europejską, Niemcami, Platformą... I niestety także nieszczęsną, jak niemal zawsze, Polską.

---------------------------------------------------
triarius
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, grudnia 07, 2006

Szokujące informacje, ale Polacy jak zwykle wolą seriale i ględzenie o niczym

Na blogu Wojciecha Wierzejskiego można znaleźć informację, która rzuca masę światła na obecne "afery". Dziwne tylko, że tak mało interesują się tym polskie służby, nie mówiąc już o zwykłych rodakach. Ale cóż, długoletnie wychowywanie na serialach, "Tańcu z gwiazdami", "Szkle Kontaktowym" i "Europa da się lubić" robi swoje.

Otóż Wierzejski podaje, że "organizatorem neonazistowskiego pikniku na Śląsku była osoba starająca się o obywatelstwo niemieckie i mająca niemieckie pochodzenie", co bardzo uprawdopodobnia tezę, iż jest to agenturalna robota ze strony "naszych przyjaciół zza zachodniej granicy". Samo nazwisko tego pana, Schmidt, też raczej tego podejrzenia nie rozwiewa, choć oczywiście samo w sobie nic by nie znaczyło.

Wierzejski podaje także kilka innych bardzo zastanawiających faktów związanych z wydawnictwem Axel Springer, którego polskojęzyczny "Dziennik" rzekomo wykrył, a potem roztrąbił "nazistowskie" party z rzekomym udziałem Młodzieży Wszechpolskiej.

Oto link do całości: http://wierzejski.blog.onet.pl/2,ID154686609,index.html

Cała sprawa - to znaczy nie tylko ten "nazizm", ale także dzisiejsze "jednorazowe badanie" Leszka Bubla, no i oczywiście "afera seksualna" - wygląda w moich oczach niezwykle wprost niepokojąco. Jestem pewien, że Bolek już gryzmoli prośbę o bratnią pomoc, na wypadek, gdyby wszystko nie dało się załatwić gładko i po cichu. Platforma ożyła, zachód sparaliżowany rosyjską bezczelnością i ich Polonem 210...

Nastrój moich obecnych myśli, przynajmniej tych na tematy polityczne, nieźle oddaje ten oto tekst Przemysława Kudlińskiego (choć sam nie jestem tak antyamerykański i nie mam takich podejrzeń co do wojny z terroryzmem): http://iskry.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=525

Powiedzmy sobie uczciwie, nigdy nam nie będzie łatwo, narodowe tragedie i groźba całkowitej utraty niepodległości zawsze będą na nas czychały - ale żeby chociaż Polacy nie byli takimi cholernymi tchórzliwymi i głupio-mądrymi idiotami! Każdy nas kupi i sprzeda za nasze własne pieniądze, będziemy lizać każdą dłoń, nie widząc bata, który na nas trzyma druga. Naprawdę, czasem odechciewa sie wszystkiego. Jakim durniem, jaką skurwysyńską sprzedajną kurwą można tu być, żeby jeszcze śmieć się podawać za Polaka i mieć prawo decydować o polskich sprawach?

triarius

niedziela, czerwca 11, 2006

Europejskie gadanie obok tematu

Wygląda, że podstawową kwalifikacją wszpółczesnych dziennikarzy - tych politycznie poprawnych, ale to praktycznie oznacza wszelkich mających dostęp do większej publiczności - jest gadanie obok tematu. Dziennikarz wyższego sorta, taki którego dopuszczą do różnych panelów dyskusyjnych, musi mieć tę sztukę opanowaną perfekcyjnie, to chyba podstawowe kryterium zresztą.

Przed chwilą w naszej publicznej telewizji dyskutowało grono dzienniarzy, w tym ludzie stosunkowo znośni, jak p. Semka i p. Karnowski. Oczywiście ci byli w mniejszości, większość była znacznie bardziej Światła i Postepowa. Był też dziennikarz niemiecki.

Rozmawiano między innymi na temat ostatnich antyposlkich dowcipasów w niemieckiej telewizji, w wykonaniu "bardzo popularnego komika" (nie znam się na niemieckich komikach i ichniej telewizji, więc cytuję dyskutantów). Nasi dyskutanci zlekceważyli tę sprawę, podobno "większość Niemców już tak Polaków nie widzi", "były protesty" itd. Oczywiście, to była sprawa całkiem marginalna - państwowa telewizja, program satyryczny o podobno 25-procentowej oglądalności, bardzo popularny komik, w czasie Mundialu, gdzie "przyjaciele spotykają się, aby pograć w piłkę" (czy jak to tam sformuowano).

Z pewnością na temat Żydów, Arabów czy Rosjan tego rodzaju dowcipasów się w Niemczech nie opowiada. Na temat homoseksualistów z pewnością też nie. Ale mniejsza z tym. Argumenty panów z panelu były żałosne, ale o jednej naprawdę ważnej sprawie nawet nikt się nie zająknął. Poprawna politycznie tresura działa.

O co mi chodzi? A o to, że w żadnej polskiej telewizji nic podobnego na temat Niemców nie mogło by się po prostu pojawić, Jest to absolutnie nie do pomyślenia. Ja sobie w każdym razie tego nie potrafię wyobrazić, a Ty czytelniku? To samo dotyczy zresztą homoseksualistów, Arabów czy Żydów.

I to jest zasadniczą sprawą, o której rozsądny europejski dziennikarz nie wspomni, bo wie że nie nada. W Niemczech wolno o Polakach, w Polsce o Niemcach byłoby nie do pomyślenia. Nigdzie nie można o Arabach czy homosiach, o Polakach wolno.

A czemu się tu właściwie dziwić? W końcu to my mamy za co pokutować, prawda? Gdybyśmy dali Niemcom korytarz i Gdańsk, Żydom nie spadłby przecież włos z głowy! A poza tym, w końcu to nas dzięki wstawiennictwu Niemiec wpuszczono na europejskie pokoje, a nie odwrotnie. Skorzystajmy więc z okazji i nauczmy się trzymać gębę na kłódkę. Bo jak nie, to na następną Paradę Równości przyjedzie więcej niemieckich lewaków i będą lepiej uzbrojeni. Także w odpowiednie bumagi z Brukseli.

sobota, maja 27, 2006

Francuzi

Ktoś kiedyś powiedział, że najgorsze jest połączenie komunizmu drobnomieszczaństwem. Można podejrzewać wprawdzie, że to jakiś trockista w stylu Kuronia, jako że samo pojęcie "drobnomieszczaństwa" zalatuje marksizmem.

Coś jednak w tym poglądzie może być, więc uzupełnię... Ten kto tak twierdził wykazywał, jak paskudny jest komunizm w NRD w porównaniu z np. polskim. Najpotworniejszą zaś rzeczą miałby być komunizm w tak drobnomieszczańskim kraju, jak Francja.

Nie znam niemieckiego (i szczerze mówiąc tylko bardzo rzadko mnie to martwi), ale nieźle znam francuski, dlatego też trochę się na temat Francji orientuję. Zresztą mamy teraz nie tylko niemiecką i żydowską prasę dla polaków, ale całkiem sporo francuskiej telewizji w tych wszystkich usługach telewizji kablowej, także, a nawet w większości po polsku.

No i oglądam sobie czasem gnuśnie taki kanał "Planète". Jest na niezłym obiektywnie poziomie, jak na telewizję, ale oddycha takim lewactwem, a przede wszystkim taką antyamerykańskością, że aż zgroza przejmuje.

Zatrudniają tam ewidetnie do robienia drapieżnych programów wszelkich lewaków, nową lewicę, antyglobalistów i podobne bractwo. Ci robią swoje, pewnie nawet niezbyt pilnowani, monitorowani czy kierowani z góry. Krytykują różne rzeczy, czasem faktycznie dość wątpliwe, rozkładają to nasze smętne współczesne zachodnie społeczeństwo...

Pracując w sumie dla czegoś znacznie jeszcze bardziej kontrolującego, manipulującego, mniej mającego wspólnego z jakąkolwiek demokracją. W końcu Unia Europejska - poza tym, że prawnie nie istnieje, co dobitnie wykazał niedawno Korwin-Mikke w "Najwyższym Czasie!" - to utopia oparta na biurokracji i chęci sterowania wszystkim.

W moich oczach Unia Europejska to naprawdę bardzo dziwny twór. Francja, która od dwustu lat niemal się nie rozmnaża, a do tego od niemal tak samo długiego czasu przegrywa wszystkie wojny (o ile Amerykanie nie uratują im tyłka, za co są potem znienawidzeni), postanowiła swoją późną, przerafinowaną inteligencją okiełznać silnego i prymitywnego Kalibana, czyli Niemcy. I jestem niemal pewien, że większość w miarę inteligentnych Francuzów jakoś sobie z tego zdaje sprawę.

Niemcy oczywiście skwapliwie z tej szansy skorzystali, trudno im się dziwić. Ale na naszych oczach powstaje wyjątkowo dziwaczny rodzaj imperium, jakiego świat dotąd nie widział. Nie wróżę mu długiego życia, ale Europa będzie zapewne w bardzo marnym stanie po jego upadku. W końcu Unia to już trochę takie przedśmiertne drgawki, a nie rozpadnie się z pewnością gładko, tylko rozwali wszystko dokoła.

Chciałbym mieć teraz pod ręką słynne dzieło Oswalda Spenglera, które uważam za niesamowicie wybitne. Czytałem je w Szwecji po angielsku, w autoryzowanym przekładzie. I z tego co z tej niełatwej lektury pamiętam, schyłek Europy postępuje zgodnie z przewidywaniami.

(A przy okazji, może zgadniesz Czytelniku, jakie to są te nieliczne powody, dla których czasem, rzadko, chciałbym znać niemiecki.)