Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Platforma Obywatelska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Platforma Obywatelska. Pokaż wszystkie posty

środa, października 31, 2007

Oto najszybszy sposób na pisanie biężączek w akcji!

Kto chce zobaczyć, co mam do powiedzenia na temat tego nowego tuskowego kandydata na ministra pt. Boni, niech obie naciśnie "control-F", potem zaś wpisze w odpowiednie pole "buzek". Skutkiem czego znajdzie sobie w prawym menu ze słowami kluczowymi jedno "premier Buzek" i jedno "Jerzy Buzek". Kliknie, no i tam to jest, bo Buzek, jak zapewne większość gwiazd rodzimego platfusiarstwa, to także esbecki agent. O czym wciąż b. mało ludzi zdaje się wiedzieć, choć Buzek sam się do tego publicznie przyznał.

A zresztą, co mi tam! Dam tu po prostu linki... Polacy w końcu do zbyt mądrych nie należą, co wykazali w niedawnych wyborach. A więc proszę:

http://bez-owijania.blogspot.com/search/label/premier%20Buzek

http://bez-owijania.blogspot.com/search/label/Jerzy%20Buzek

Gorąco zachęcam do przeczytania tych dwóch hiperaktualnych tekstów. Miłej lektury! ;-)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, października 25, 2007

Dajmy teraz Tuskowi posmakować tego, co tak lubi!

Proponuję żeby tej nowej, jakże uroczo przecież luzackiej, władzy dać posmakować jej własnego przysmaku. Z takim zapałem nam wszystkim serwowanego przez nią samą, a przede wszystkim przez jej spontanicznych hunwejbinów. Czyli chodzi o to, by zacząć robić sobie jaja z Tuska i jego paczki na wszelkie sposoby i propagować to wszystkimi dostępnymi środkami. Okaże się wtedy, czy nadal będą tak wyrozumiali dla SMS'owych i innych takich żartownisiów.

No to do konkretów! Na początek informacja, którą znalazłem właśnie na Forum Frondy (to jednak moje ulubione internetowe forum). Pochodzi ona z takiego o to słownika: http://www.sex-lexis.com/Sex-Dictionary/tusk, brzmi zaś tak:
Tusk: Prison slang for the active-partner in anal-intercourse. See sodomite for synonyms.

Co na nasze tłumaczy się następująco:

Tusk: Więzienne określenie aktywnego partnera stosunku analnego. Zobacz też "sodomita" jako synonim.
Fajnie w każdym razie będzie, kiedy Tusk, nasz Premier, pojedzie do USA, nie? Prasa będzie się po prostu roiła od subtylnych aluzji, nie mówiąc już o pierdlach, gdzie tak dobrze przecież wypadają za każdym razem Cieniasy. Może nawet Jamaika i Irlandia... Nie, to już zbyt straszne, by można było o tym myśleć!

Co jeszcze? Jeszcze proponuję powymyślać różne fajne obrazki, na przykład taki fotomontaż przyszedł mi wczoraj do głowy - może ktoś zdolny zechce go zrealizować i rozpropagować? Chodzi o to znane zdjęcie z Saddamem wyciąganym z dołu na podwórzu, takim zarośniętym, brudnym i przestraszonym. Czemu by nie dać temu Saddamowi pyska Tuska (jak się ładnie rymuje!)? Ewentualnie tych żołnierzy też można by zmienić z amerykańskich na bardziej naszych, w rogatywkach czy jakoś tak.

Co jeszcze? Ano byłem dzisiaj w EMPiku i kupiłem nieco prawicowej prasy, plus dwie książki o sprawie Litwinienki i tych kwestiach. Oświadczyłem przy tym naprawdę głośno, że "to odtrutka na Tuska". Sprzedająca dziewczyna i jej równie młody kolega byli zaszokowani. Ci ludzie naprawdę sobie wyobrażają, że Tuska nie lubić mogą tylko babcie po czterech klasach żyjące w lepiankach na odludziu i słuchające Radia Maryja w detektorowym odbiorniku! Warto by ich było uświadomić, że jest inaczej. (Choć akurat Radio Maryja jest wielkie i sam dość często oglądam Telewizję Trwam.)

Jak uświadomić, zapyta ktoś? Otóż, jeśli wyglądasz Czytelniku w miarę porządnie i inteligetnie (sam to oceń maksymalnie obiektywnie, a najlepiej wypytaj otoczenie), to, szczególnie kupując coś w rodzaju mądrej książki czy inteligentniejszej gazety, poinformuj otoczenie, że to "odtrutka na Tuska", albo coś w tym rodzaju. Niech się ludzie dowiedzą ilu sensownych ludzi Tuskiem się brzydzi, zaś tych potwornych Kaczorów jakoś tam przynajmniej ceni, jeśli nawet nie zawsze wielbi.

Jasne, że to podważa autorytet władz, ale wobec zamierzeń Platfuserii w sprawach zagranicznych - które w dodatku z pewnością zdąży w ogromnej części zrealizować, bo od tego nie omieszka rozpocząć, by psim sposobem uszczęśliwić swych mocodawców - ta władza nie jest dla mnie polską władzą, sorry! Niech się kończy jak najszybciej, nie próbujmy nawet jej cywilizować, bo to nie ma sensu. Oczywiście nie jest tak, że im gorzej dla Polski tym lepiej, ale gorzej dla Platfusów to lepiej dla nas wydaje mi się - niestety! - całkiem słusznym stwierdzeniem.

A tak przy okazji, mówiliśmy o psach i psich zwyczajach, a właśnie się dowiedziałem, że podobno "tusk" to po kaszubsku właśnie "pies". Może się komuś do czegoś ta informacja przyda.

W każdym razie, choć wiem, że dzisiaj nie osiągnąłem wyżyn intelektualnych (wczoraj zresztą też nie), to jest to jakiś w miarę pozytywny program. Fakt, nieco przesadzam, program to to na pewno nie jest. Ale w każdym razie możemy się w ten sposób uchronić na najbliższy czas przed tusk-depresją i platfus-apatią, a ludziom pokazać, że dla wielu to właśnie PiS i Kaczyńscy, a z nimi polski patriotyzm i mało postępowy ciemnogród, są cool, podczas gdy Tusk i "europa" - wręcz przeciwnie. Do części tych zagubionych ludzi, którym takie coś w ogóle by do głowy nie przyszło, to może dotrzeć i coś w ich nastawieniu zmienić. Deo volente, of course!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, października 23, 2007

Czuję się jakby mnie oblazły wszy - dzięki ci, zmanipulowana, durna, nieoskrobana gównarzerio!

Tytuł mówi zasadniczo wszystko, co mam do powiedzenia, a w dodatku zostanie on z pewnością uchwycony przez wyszukiwarki i paru (pod)ludzi go zobaczy. Dobre i to, choć oczywiście satysfakcja w sumie dość marna.

Większą satysfakcją jest fakt, że, w czysto antyliberalnym duchu, zafundowałem sobie bloga, którego absolutnie nikt nie czyta. I naprawdę dobrze mi z tym. Kto nie chce, niech nie wierzy. Normalnie służy mi ten blog do napisania co jakiś czas czegoś w zamierzeniu głębokiego i inteligentnego, drążącego jakieś trudne problemy. Gdyby nagle mnie nagle taka chęć naszła. Teraz jednak skorzystam z innej możliwości i wyleję nieco żółci. Czyli powiem co myślę o niektórych ludziach, nie krępując się cenzurą czy rzekomym "dobrem Polski", mającym polegać na zgodzie dupy z batem i podobnych wzniosłych sprawach.

Pisałem jakiś czas na blogowym portalu Salon24 i miałem dziesiątki tysięcy wejść przez te kilka tygodni, kiedy tam byłem. Ale nie dawało mi to radości i dałem sobie spokój. Samo "wyrażanie opinii" to dla mnie zbyt jałowe, zbyt wulgarne, zbyt LIBERALNE wreszcie. Szczególnie, gdy to "wyrażanie" stanowi tylko drobną część zbiorowego jazgotu. Przyznam, że, choć bez wielkiej nadziei, liczyłem na stworzenie czegoś - choćby mini-kanonu lektur dla ludzi o antylewackich (żeby nie wdawać się już w skomplikowane rozróżnienia) poglądach. W bardziej optymistycznym wariancie, mogłaby to być jakaś akcja "w realu", jakiś związek, także w realu, choćby bardzo nieformalny.

Ale tak to nie działa. Gówniane metody dają gówniane rezultaty, czyli np., konkretyzując, liberalne metody dają liberalne rezultaty. Wiara w realne znaczenie "wolnej wymiany idei", z której ma rzekomo automatycznie wyłaniać się jakaś prawda, a dodatkowo ten, jakże cenny, konsensus, jest w naszych czasach już tak żałośnie naiwna, albo tak kłamliwa, że najbardziej nawet trudny do intelektualnego pojęcia dogmat katolicyzmu wygląda przy nim jak najoczywistsza, waląca między ślepia oczywistość. Ale tego oczywiście nie wie i wiedzieć nie chce, całe to wychowane na rapie i "Szkle Kontaktowym", "wykształcone" w różnych Prywatnych Szkołach Marketingu i Zarządzania, obecnie zaś zmywające naczynia i/lub prostytuujące się w Irlandii, czekając na spadek po dziadku ubeku i tatusiu sekretarzu POP, bydło. Czyli ta nasza cudowna młodzież, kwiat narodu i jego przyszłość. Tfu! (Oczywiście nie cała młodzież, ale jej znacząca część. Zresztą to nie jest właściwie jej wina, a przynajmniej nie w całości. Czyja? Jeśli mówimy o pokoleniach, to oczywiście pokolenia ich cholernych rodziców.)

Kiedyś taki człek ginął na wojnie, albo bardzo ciężko pracował, by w ogóle przeżyć. Ludzie starsi, którzy już przeżyli, w naturalny sposób byli dlań autorytetami. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś idealizowanie, ale sytuacji, gdy zmanipulowane przez kretyńską i cynicznie preparowaną przez cwanych macherów "rozrywką", takąż "informacją", takimż "wykształceniem", masy młodych ludzi uważają się za wyrocznię w sprawach, o których nie mają zielonego pojęcia... Nie powiem "nie było", bo były, a zaczęły się, z tego co wiem, w latach '60. Ale nie będę ukrywał, choć ktoś mógłby rzec, że ja sam byłem wtedy taką młodzieżą, próbującą zwalczać PLR, a nie potrafiącą sobie poradzić z najbardziej podstawowymi własnymi problemami. Jednak by do mnie ten argument nie bardzo trafił, sorry!

Na Salon24 panuje, z tego com wczoraj widział, rzucając tam po dłuższej przerwie ciekawym okiem, duch zgody narodowej i życzenia Tuskowi wszystkiego najlepszego - w interesie Polski oczywiście - nawet ze strony ludzi uważanych dotychczas za nieprzejednanych prawicowych "oszołomów". Ja taki słodki i taki rozsądny nie jestem - może nie potrafię, zgoda, ale poza tym nie widzę powodu, skoro ew. zgoda narodowa i tak nie od tego pisania zależy.

Tuskiem i jego zgrają brzydzę się wprost fizycznie. Mówię to absolutnie bez przenośni. Tytułowe wszy to moje, całkiem konkretne, odczucie na myśl o obecnej sytuacji mego kraju i mojej w nim. Modlę się oczywiście, by te obskurne cieniasy nie zdołały Polsce zbyt wiele zaszkodzić, zanim odejdą w niesławie. Bo odejdą, co do tego nie mam wątpliwości. Ale i zaszkodzą - co do tego także większych wątpliwości mieć nie potrafię. Szczególnie, co każdy chyba wie, na froncie międzynarodowym, gdzie już słychać deklaracje, od których zbiera się na wymioty, a nóż otwiera się w kieszeni.

W programowaniu istnieje reguła, że jeśli w programie jest błąd, to należy się starać, by wystąpił on jak najwcześniej po uruchomieniu programu. Nie wdając się tutaj w techniczne wyjaśnienia, jest to naprawdę słuszna i mądra reguła. I ja, zgodnie z analogiczną regułą, modlę się o to, by te wszystkie obskurne tuski spaprały to, co do spaprania i tak mają, jak najszybciej.

Po pierwsze oczywiście dlatego, by jak najkrócej rządzili. Po drugie, i to nie jest wcale w mych oczach mniej istotne, dlatego, że fatalna władza - a już całkiem coś takiego, jak władza absolutnych zer, ludzi bez osobowości, poglądów czy choćby właściwości, wykreowanych przez cwanych marketingowców na zlecenie cwanych, stojących w cieniu, macherów, a przy tym jeszcze władza pozująca właśnie na hiper-demokratyczną, jedynie-słusznie-demokratyczną... Takie coś jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą spotkać każdy kraj i każdy naród. Samo w sobie, nie mówiąc już o bardziej konkretnych szkodach, które ich rządy MUSZĄ po prostu spowodować.

Wedle tego co wiem, każde społeczeństwo, a naród (nie wdając się w jakieś metafizyczne rozróżnienia, starczy potoczne rozumienie tego pojęcia) szczególnie, działa należycie i spełnia swe funkcje wtedy, gdy istnieje w nim powszechnie zrozumiała i powszechnie akceptowana hierarchia władzy, posłuszeństwa i odpowiedzialności. Wraz z wbudowaną w to dynamiką, bo te rzeczy nie powinny być sztywne i skostniałe. Wiążą się z tym takie sprawy, jak poczucie bezpieczeństwa, szczególnie u tych, którzy władzy mają mało lub wcale, ale to nie jest w tej chwili najważniejsze. Wiąże się z tym też kwestia autorytetu. Polska jest moim zdaniem krajem chorym od stuleci, czemu zresztą naprawdę trudno się dziwić, ponieważ tutaj żadna powszechnie akceptowana hierarchia autorytetów nie powstaje i powstać chyba by po prostu nie mogła. Zbyt wielkie zera są nam bez przerwy narzucane jako "autorytety", podczas gdy gros ludzi potencjalnie wybitnych, albo emigruje (i nie mówię o tych kurwach i innych cwaniakach głosujących na Tuska w Londynie!), albo nie niezbyt się w społeczeństwie liczy.

No i Cieniasy, czyli tzw. "Platforma Obywatelska", to dla mnie po prostu najgorsze, co Polskę może spotkać - właśnie ze względu na kwestię autorytetu, władzy, a jednocześnie odpowiedzialności władzy. Tak było już przecież, gdy Cieniasy były opozycją - ta uległość wobec obcych, te wezwania do "obywatelskiego nieposłuszeństwa", to narzucanie społeczeństwu wizji prawa, jako czysto formalnej, talmudycznej po prostu, łamigłówki. Dla mnie Platforma Obywatelska jest złem samym w sobie, tak samo, jak złem jest dla mnie - nigdy się w końcu nie deklarowałem jako fanatyk demokracji, po prostu nie lubię zwalania na nią win realnego liberalizmu - to, że swą wolę mogą nam narzucić ci wszyscy kolczykowani, ogłupieni rapem, Radiem Zet, teledyskami i czym tam jeszcze.

Ale tego pisanie na blogach nie załatwi, a na nic innego polskiej "prawicy" ewidentnie nie stać. Taka to z niej prawica, dzięki ci za to panie Korwin! A zresztą, czy ludzie traktujący Korwina i jego hiper-liberalne pomysły jako objawienie, kiedykolwiek mogli by być prawdziwą prawicą? Naprawdę wątpię!

Przyznam, że mam psychicznego kaca po wygranej tusków. Przede wszystkim dlatego, że jestem poniekąd na jednym wózku, a konkretnie w jednym narodzie, z tym całym bydłem, który ten plastikowy, amorficzny, oślizgły produkt najpierw połknęło, a potem na nas wszystkich wyrzygało. Nawet to, że jestem z tym bydłem w jednym gatunku, jest dla mnie w tej chwili bolesne, serio!

Ale to są wszystko duszne bole jakiegoś wykorzenionego faceta piszącego sam dla siebie na całkiem prywatnym blogu. W sumie sprawa bez żadnego realnego znaczenia. Realne znaczenia mają jednak np. te czystki, które teraz się rozpoczną. I, jak słusznie to ktoś zauważył na pewnym blogu w Salonie24, mniejsza już o Ziobrę czy Wassermana - oni wiedzieli do czego się biorą i co ryzykują. Ale pomyślmy chwilę o tych wszystkich nauczycielach, urzędnikach, studentach, dziennikarzach, którzy uwierzyli, że teraz już będzie inaczej, działali zgodnie z tym przekonaniem, a teraz za to zapłacą...

W pewnym sensie to jest naprawdę coś jak 13 grudnia '81. Wiem o tym i z pewnością mogę coś na ten temat powiedzieć, a żaden szemrany kombatant, z tych co to znokautował 10 ubeków i wszedł na samych rękach po rynnie na 10 piętro, żeby potem ukrywać się w podziemiu przez lata, aż do Okrągłego Stołu, nie może mi tutaj specjalnie podskoczyć. Po prostu sam byłem w tamtych dniach w Stoczni Gdańskiej, tak samo zresztą, jak byłem w niej w sierpniu '80, jako delegat zakładu, jednego z pierwszych strajkujących zresztą, gdzie we dwójkę z kolegą ten strajk rozpoczęliśmy.

I żaden Tusk, który według Andrzeja Gwiazdy nie był zresztą w grudniu '81 w Stoczni, nie może mi tu nic powiedzieć. Tyle, że to sprzedajne bydlę bez charakteru będzie premierem, a ja mogę tylko zgrzytać zębami. Cóż, Polskę da się kochać, ale Polakami trudno nie gardzić! Może nie wszystkimi, w końcu stanowimy dość istotną mniejszość, która Tuska i jego zgrai nie chciała. Tyle, że co to za mniejszość, skoro ani nikt o nasze prawda walczyć nie zamierza, ani my sami nie potrafimy już nic innego, niż życzyć Tuskowi sukcesów "dla Polski"? Tfu!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, października 18, 2007

Drobny przykład moralnej nędzy pewnych ludzi

Drobnym, ale symptomatycznym przykładem tego, w jaki sposób nasze (?) postępowe, europejskie "elity" traktują prawdę i ludzi, którzy w ogóle zwracają uwagę na to, co ci mówią, jest argument, który słyszałem w ostatnich dniach wielokrotnie, i na który, o dziwo, nigdy nie usłyszałem odpowiedzi, nawet od PiS'u. Ten mianowicie argument, że "PiS mówi, że chciał komisji, na kilka dni przed wyborami, a przecież kilka tygodni wcześniej komisji nie chciał, argumentując, że jest zbyt blisko do wyborów".

Qrwa mać! Czy nie chodzi tu przypadkiem o całkiem inny rodzaj komisji? W jednym przypadku jest to zamknięte posiedzenie garstki uprawnionych do udziału w niej posłów - w końcu przedstawicieli najwyższej władzy suwernennego narodu, tak? W tym drugim zaś przypadku, opozycja chciała (a raczej udawała, że chce, bo było do nie do zrobienia) czegoś w rodzaju komisji do spraw Rywina - czyli trwającego tygodnie medialnego przede wszystkim spektaklu, z którego w optymalnej systuacji, ogół obywateli dowie się, jak się rzeczy mają, kto jest kim i gdzie przekroczono, a gdzie nagięto prawo.

Zgadza się? Z pewnością się zgadza. Więc dlaczego tolerujemy, że te skurwiele mamią ludzi tego typu pokrętnymi kłamstwami? I dlaczego, z tego co wiem, żaden polityk i żaden dziennikarz dotychczas nie raczył sprostować tej manipulacji i wykazać przy okazji nędzne intencje tych, którzy ją stosują?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

sobota, lipca 14, 2007

Program Platformy nareszcie ujawniony!

Sporo się wciąż dyskutuje o programie Platformy Obywatelskiej, który nie został jeszcze ponoć ustalony, a w każdym razie z pewnością nie został oficjalnie ujawniony. Nawet teraz, po 6 latach istnienia tej niezrównanej partii. I w ogóle, z drobnych ułamków i przecieków sądząc, jest ten program czymś znacznie bardziej tajemniczym od BigFoota czy Tropikalnego Yeti.

Warto by jednak w końcu było sprawę tego Tropikalnego Yeti ujawnić, tym bardziej, iż znowu rośnie ryzyko, że będzie nam się stręczyć jakiś nowy, z pewnością jeszcze paskudniejszy POPiS - z jeszcze większą przewagą, jeszcze bardziej sfrustrowanych platformersów. Nie, dzięki! Wolę ujawnić poniższą nieprzyjemną prawdę.A więc proszę - oto cała prawda o Programie Politycznym Platformy Obywatelskiej...

Program PO istnieje! Skąd w ogóle wątpliwości? Przecież to widać! Jeśli się oczywiście patrzy własnym okiem i słucha własnym uchem, a nie uchem TVN24 i okiem tygodnika "Przekrój". Programem Platformy Obywatelskiej jest nim PRAWDZIWIE EUROPEJSKIE CIENIACTWO, przy pomocy którego zrealizuje się "w elegancki, europejski sposób" wszelkie istotne interesy postkomuny, rodzimych "liberalnych" (po co właściwie ten cudzysłów?!) aferzystów, Berlina i Brukseli. (Nie wspomnę już o żydowskich roszczeniach, bo dla kogoś skutecznie niczym pies Pawłowa wytresowanego, może to być już za za mocne.) Nie prowokując przy tym zbytnio moherowych mas naszego nie-całkiem-przecież-jeszcze-dorosłego-do-prawdziwej-demokracji-i-liberalnych-wartości ludu. Nie, żeby uczucia tego ludu były same w sobie aż tak ważne, ale gdyby lud zbytnio się zaczął burzyć, to mogłoby to zaszkodzić na gładkość i bezszmerowość koniecznych procesów.

PO to partia nastawiona przed wszystkim na to, by być reprezentantem sił zagranicznych i ponadnarodowych. A co najzabawniejsze, jestem pewien, iż większość spośród cieniasów i ich wielbicieli całkowicie nie potrafi zrozumieć, dlaczego niektórzy uważają taką postawę za obrzydliwość - przeciwnie, dla nich samych jest to postawa światła, wyzbyta z ciasnego nacjonalizmu, oraz pragmatyczna. Czyli po prostu jedyna, godna tych, których my nazywamy od pewnego czasu "wykształciuchami", oni zaś mają na to inne, znacznie bardziej w ich opinii pochlebne, miana. "Inteligent" na przykład, albo "Europejczyk". O "liberale" też nie zapominając.

Nie ma innego programu PO, niż: "interes europejski i brak radykalnych wstrząsów w Polsce, które by mógły zburzyć to, cośmy mimo ogromnych trudności w III RP osiągnęli".

Tyle! Tylko tyle i aż tyle. Czegóż jeszcze potrzeba, kiedy ma się tak kompletny i tak ambitny program? Naprawdę nie rozumiem!

No i na koniec, skoro już to wyjaśniłem wszystkim tym, którzy sam do tego jeszcze nie doszli, ani nikt z rodziny i nie wytłumaczył (krewnych się faktycznie nie wybiera), to oświadczam, że wypraszam sobie jakiekolwiek gadki o POPiS'ie, nie mówiąc już o rajfurzeniu mi czegoś takiego!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, czerwca 25, 2007

Zagadka nr 1

Na co cierpią Cieniasy?

(Ludziom, którzy przeżyli ostatnie dwa lata w dżungli i nie mieli z nikim i niczym, poza jaszczurkami i moskitami, kontaktu, wyjaśniam, że Cieniasy to Platforma Obywatelska.)

Teraz przewiń stronę, aby poznać odpowiedź.






































Na postępującą niesiołowatość.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, listopada 16, 2006

Piski i zgrzyty

Ubawiłem się jak przysłowiowa norka oglądając wczoraj wieczorem rozmowę z politykami na TVN24. Muszę przyznać, że ostatnio w tej stacji niektórzy dziennikarze zadają dość ostre pytania także politykom, których do niedawna nie wolno było im dręczyć. Nie mówię oczywiście o Morozowskim, nie wiem co ten robi, bo nie trawię jego widoku i wiem do czego jest zdolny.

Skąd wiem? Widziałem słynny jego wywiad sprzed roku z tymi nie mającym cienia szansy kandydatami na prezydenta. Zgroza! Widziałem też fragment jego, i tego grubasa Sekielskiego, czy jak mu, wywiadu z Jackiem Kurskim. Wielu to widziało, jeszcze więcej słyszało, sprawa stała się sławna. Niezależnie od czyjegoś stosunku do Kurskiego (którego ja cenię i lubię, czy ktoś spodziewał się czegoś innego?). No i parę razy rzuciłem okiem na flagowy okręt TVN24 i w ogóle Rodzimej Rozrywki Dla Myślących Ćwierćinteligentów (werble! fanfary! salwy armatnie!), czyli "Szkło kontaktowe". W porównaniu z tymi sprawami ta kobietka wczoraj była bez zarzutu. A nawet chyba i bez porównań.

Ale ad rem. Prof. Śpiewak (główny intelekt PO zdaje się i ponoć twórca hasła IV RP, facet na oko całkiem niegłupi, choć braku wszelkiego cieniactwa zarzucić by mu się nie dało) rozpoczął od stwierdzenia, że siła partii to m.in. jej zdolność do tworzenia koalicji. Po czym omal się nie pozabijali z Frasyniukiem (który obecnie robi za demokratę, czy coś takiego).

Kłaki nie fruwały w powietrzu tylko dlatego, że prof. Śpiewak ich nie ma (ja też nie mam, to nie jest żaden ŁYSIZM!). No i trochę też dlatego, że Frasyniuk był o 300 km od studia. W każdym razie ci panowie powiedzieli sobie wiele gorzkich słów i czarno po tym widzę możliwości trwałej i skutecznej różowo-różowej koalicji...

Ale nawet samym cieniasom nie wróżę już długiego trwania. Z paru powodów. Na przykład takiego, iż prof. Śpiewak został przez prowadzącą zmuszony wyznać, że nie jest egzegetą słów Donalda Tuska. (Nie w tak uczonych słowach wprawdzie, ale taka była treść.) Chodziło oczywiście o głośno snute przez tego ostatniego plany na temat "z kim by się tu sprzymierzyć po tych wyborach". Plany, które zdają się z dnia na dzień zmieniać.

Innym powodem moich wątpliwości są wyniki wyborcze Platformy. Są one akurat na tyle dobre, bo odwlec egzekucję ze strony Olechowskiego i reszty razwiedki, jednak "nic, o czym by było pisać do domu", jak to się mawia po angielsku. Wprawdzie media gorliwie i służbiście roztrąbiły wstępne wyniki, znacznie lepsze dla Cieniasów, które znalazły także dźwięczny oddźwięk w zagranicznej prasie, także tej "prawicowej", jak "Le Figaro". Serdecznie wątpię, by teraz ta prasa swoje powyborcze rewelacje odwoływała.

Co jeszcze? Oczywiście Jelfa. Ale to temat rzeka, lub raczej temat Rów Mariański. Popuścić nieco cugli swej skłonności do spiskowych teorii - a kto ich tak całkiem nie lubi? - i otwierają się przepastne, groźne głębiny... W końcu o firmach farmaceutycznych można tu i ówdzie przeczytać rzeczy nie-sa-mo-wi-te, a w dodatku to by się mogło dać zrobić, a forsa przecież tu nie-wy-o-bra-żal-na, dlaczego zatem niby miano by tego nie robić? Może o tym jednak innym razem, bo temat znacznie ambitniejszy, niż na taki sobie wpis lewą ręką - tu trzeba by żmudnych badań. No i głębokiej odpowiedzialności za słowo oczywiście też.

A zatem jeszcze parę słow o cieniasach, choć poniekąd w związku z aferą Jelfy. Wypowiadała się dzisiaj, a jakże, pani minister zdrowia w rządzie cieniasów. Mówiła tak, jak to nas Platforma przyzwyczaiła od roku - wszystko, co rządzący zrobili było złe i odpowiedzialni są po prostu za wszystko, co nie tak. Mnie jednak ucieszyło coś innego. Otóż pani minister to kolejny polityk Platformy dziwnie mówiący. Na szczytach tej partii nie ma prawie nikogo bez jakichś w tej dziedzinie odchyleń. Jednak mi tutaj nie chodzi tylko o takie sobie po prostu niewymawianie "r" przez panią cienki minister zdrowia, o nie! Problem jest o wiele, wiele głębszy i o wiele, wiele bardziej ogólny. To problem kobiet w polityce w ogóle. Może nie wszystkich do do jednej, ale poważnej ich części. Tak poważnej, że aż... Pozwolą państwo, że rozwinę.

Więc jest tak: pani minister to spora, męska (choć nawet dość apetyczna) kobieta, wydawałoby się ideał dzisiejszego demokratycznego polityka. Ale w jej głosie słychać histerię - przeważnie jest to głos płaczliwy, ale chwilami słyszymy coś jakby początek śmiechu, także histerycznego oczywiście. Taki głos miała w czasie swego przesłuchania przed komisją madame Aldona Kamela Sowińska (czy jak jej tam było). Ta, która opowiadała z histerycznym śmiechem, że "nie jest króliczkiem, którego można gonić", oraz o tym, że wraz z partią demokraci.pl dostanie się do sejmu. Tamta zresztą też była zdaje się spora, w miarę męska i nie przesadnie odstręczająca, dziwne...

Coś w tym jest, że kobiety, które z pozoru nadawałyby się idealnie do polityki - przynajmniej w tej jej dzisiejszej smętnej, demokratycznej wersji - mają głos, który praktycznie uniemożliwia traktowanie ich poważnie. Na myśl od razu przychodzi tow. Senyszyn, tyle że ona całym swym zachowaniem, a nawet wyglądem, przekreśla możliwość poważnego jej traktowania. Choć tutaj też, dla młodego gerontofila, to nie jest wcale taki nieatrakcyjny kawał... nieważne.

Tylko ten głos, choć w jej przypadku nie tylko. W każdym razie głos ma ogromne znaczenie w zbudzaniu zaufania i szacunku słuchaczy, nie mówiąc już o wszelkich ciepłych i gorących uczuciach. Tutaj zaś mamy imponujące babska, o wiele bardziej imponujące i bardziej męskie od wielu dzisiejszych polityków... W wyglądzie. Natomiast głos! Można się tylko kulać ze śmiechu.

I to przecież nie jest tylko polskie narodowe zjawisko. Przeraźliwie piskliwy głos miała ta francuska premierka sprzed kilkunastu lat, ta co potem została, w nagrodę za przekręty, dożywotnim komisarzem Unii Europejskiej, skazanym na dożywotnie dostatki, o jakich się nikomu z nas nie śniło. Edith Cresson jej było, przypomniałem sobie. A głos miała taki, że, gdy otworzyła usta by coś powiedzieć, to na sali parlamentu automatycznie rozlegały się śmiechy.

Dziwne zaiste. Czyżby Bóg, czy może Coś Tam Gdzieś - jakaś Świecka Opatrzność - starał się nam coś usilnie powiedzieć? Aby za wszelką cenę uchronić nas przed władzą bab? Diabeł jednak (czy może jakiś Świecki Władca Ciemności) też nie śpi i ogłusza przyszłe pokolenia rapem, techno i innym dysko. Za dwadzieścia lat już nikt nawet nie zauważy tych wszystkich pisków, zgrzytów i histerycznych nutek w głosach Naszych Przywódczyń. Nastąpi Nowa Epoka Matriarchatu.

Dzięki Bogu (czy tej tam Świeckiej Opatrzności), że ja już tego nie dożyję!

sobota, października 28, 2006

Z takimi wrogami - kto potrzebuje przyjaciół?

Rzuciłem przed chwilą okiem na TVN24, a tam pod spodem leci tasiemka z wieścią, że (cytuję z pamięci): "Erika Steinbach stwierdziła, że zmiana rządu w Polsce sprzyjałaby poprawieniu stosunków polsko-niemieckich".

Czy ta kobieta także przyłączyła się do misji zatapiania Cieniasów? Czy też całkiem nie rozumie rakcji, jakie jej osoba tutaj wywołuje? To musi być skutek miłosnych szeptów Tuska, który jej widać wmawia, że nie tylko jest super, ale do tego stopnia super, że ją nawet Polacy kochają. Z takimi wrogami - kto potrzebuje przyjaciół? ;-)

* * * * *

Druga sprawa. Jadąc sobie pilotem po kanałach trafiłem na TVN (bez 24 tym razem). I co widzę? Poseł Cymański w szampańskiej tokszołowej zabawie z Olgą Lipińską, Kazimierą Szczuką, tym tam "wampirem" z długim nosem... Pewnie były tam jeszcze jakieś inne, równie godne szacunku osoby, ale mnie już na sam ten widok zemdliło i przełączyłem.

Toż ta czwarta władza nie jest już nawet pierwszą - jest po prostu ZEROWĄ! A co do demokracji... Jeśli to ma wyglądać w ten sposób, że szacowny polityk szacownej prawicowej partii pokazuje się publicznie w towarzystwie ludzi, którym nie powinien nigdy podać ręki (nie będę już snuł marzeń, o ty, co powinno się z takimi zrobić w idealnym świecie). A do tego szampańsko się tym bawi! Albo bardzo dobrze udaje.

To na tym ma polegać DEMOKRACJA? Jeśli tak, to dawajcie mi tu zaraz monarchę! Tylko kto mi zagwarantuje, że tam nie będą się działy dokładnie takie same rzeczy? Ale to są przecież przede wszystkim skutki nie tyle demokracji, co "wolnego słowa" i "wolnego rynku". Ani słowo ani rynek nie są takie całkiem wolne, słowo jest nawet wolne jakby coraz mniej, i to przy warczeniu postępowych werbli i ryku takichż trąb. Bo to już nie wolno wątpić w "holocaust", a ostatnio w postępowej Francji także i w masakrę Ormian. Zaś na stadionie nie można już nawet krzywo spojrzeć na zawodnika, jeśli oczywiście ma on odpowiedni kolor skóry - na całkiem białych, hetero i nieobrzezanych na razie jeszcze oficjalnie można.

W sumie więc nie jest źle, czemu ja się tautaj pienię? Acha, Cymański w trójkącie ze Szczuką i Lipińską. Fakt. No, ale za to Steinbach przecież palnęła i do końca zatopiła Platformę! Więc 1:1, albo nawet 2:1 dla nas. Hurra!

wtorek, maja 30, 2006

Liberalny przymus

Bardzo zabawnie było dzisiaj oglądać w TV, jak nasi liberalni dziennikarze leją łzy nad faktem, iż "zamordysta" Giertych powstrzymał planowane obniżenie o rok wieku, kiedy się zaczyna PRZYMUS szkolny.

To się nazywa konsekwencja! Przecież ci ludzie ostentacyjnie wielbią partię, której natchniony przywódca - już nie w liberalnym duchu, ale czysto anarchistycznym! - przedstawia państwo jako z samej istoty wrogie swoim obywatelom.

Jednak jak widać przymus przymusowi nierówny. Szczególnie, że chodzi tylko o pięciolatków i ich rodziców, którzy przecież statystycznie biorąc do żadnej interesującej mniejszości nie należą.