Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty

czwartek, września 22, 2016

Czarny motyl Nemesis (2)

Czarne motylki
W kwestii tych sił spajających państwa narodowe, o których sobie rozmawialiśmy, to ostatnio na BBC - państwowej, jakby nie było, telewizji - raz za razem stręczą ludowi ideę oderwania się Londynu od reszty tamtego kraju - po stosownym referendum. Wywiady, analizy, ekonomiści przysięgający na brodę Proroka, że oto Londyn dopłaca do całej reszty i ją praktycznie utrzymuje, a że taki nowoczesny, globalny i zaradny, a do tego ach, jakże mocno związany z "Europą", więc po tym oderwaniu pożegluje sobie szczęśliwie...

Mogłoby niby chodzić tylko (!) o nastraszenie Anglików, żeby szybko sobie zrobili następne "europejskie" referendum, w którym tym razem wynik będzie o wiele mądrzejszy i przyzwoitszy. Co komuś może się wydawać rzeczą normalną, przyzwoitą i nie zalatującą siarką, ale to kwestia gustu.

Zresztą przecież my tu już dawno stwierdziliśmy, że jeśli te angielskie prole źle i głupio się zachowają, to elity - absolutnie wszystkie, pod hasłem "elity wszystkich krajów łączcie się!" - zaczną im wcierać nosy w ten bałagan, który prole uczynili, żeby im na drugi raz podobne zachowanie nawet do głowy nie przyszło.

Jednak nawet ten optymistyczny wariant nie jest, jak się rzekło, przesadnie słodki - dla nas, proli, znaczy, bo dla elit wszystko jest słodkie i na tym polega bycie elitą - a i tak jest to właśnie wariant optymistyczny. W każdym innym jest gorzej.

Np., nawet gdyby stosowne urzędasy i muzułmański burmistrz się ociągali, jakaś lewacka jaczejka rozrzuca z samolociku stosowne ulotki, lemingi zaczynają się referendum magna voce domagać, media im przybasowują, świat cały bije brawo i drży z niepokoju, władze mają dwa wyjścia: pogodzić się z rozpadem kraju, albo też użyć siły... A zresztą, od czego media społecznościowe, te mogą całkiem wystarczyć za zapalnik. Tyle że ulotki mogłyby np. udawać oficjalne, urzędowe... Tyle możliwości!

W drugim wariancie stan wyjątkowy, próby aresztowania prowodyrów, świat oburzony, lemingi wyją, media szaleją, blokada gospodarcza i jaka tam jeszcze, międzynarodowe trybunały wydają wyroki do siódmego pokolenia... Masa śmiechu i radości jednym słowem!

Piękny temat na powieść w stylu jakiegoś Kena Folleta, tylko kto by zdążył to napisać? Zresztą czy gdański Budyń zwany, o ile pamiętam, Adamowiczem, nie może zrobić czegoś podobnego? Choćby w przypadku, gdyby coś mu się zaczęło tlić koło dupy? Jakieś przekręty na przykład.

Rozpoczynając, powiedzmy, od sprowadzenia do Gdańska statku pełnego syryjskich "uchodźców". Kto mu coś za to zrobi? Domy dla tych "uchodźców" już pono są przygotowane, lokalny biskup już czeka z kropidłem, do Obwodu Kaliningradzkiego mamy stąd jakieś, na ile kojarzę, 30 km, Bundeswera, Luftwaffe, czy inne Kriegsmarine, też nie będą miały problemu z dostaniem się tu morzem, lądem i powietrzem. Lemingi w tenkraju i w świecie całym zaczynają się referendum magna voce domagać, media im przybasowują, świat cały bije brawo i drży z niepokoju...

W jakiś stan wyjątkowy w wykonaniu polskich władz nawet nie wierzę (Dubczek też się nie bronił), w próby aresztowania prowodyrów takoż... Mamy więc tylko świat oburzony, lemingi wyją, media szaleją, blokada gospodarcza i jaka tam jeszcze, międzynarodowe trybunały wydają wyroki do siódmego pokolenia... I tak dalej.

Miałem pisać o "Afro-Amerykanach" i ich ojczyźnie, miałem wyjaśnić gdzie w tym wszystkim Nemesis i czarne motyle, ale ta dzisiejsza dygresja - jakże aktualna i jakże nabrzmiała różnymi zagrożeniami - zajęła nam cały odcinek, a więc módlcie się, żeby jeszcze coś było i żebyśmy sobie te inne ważne sprawy też zdołali zawczasu wyjaśnić. Tak nam dopomóż!

triarius

środa, stycznia 27, 2016

Silvula rerum

(Tytuł nie jest jakimś popisywaniem się moją łaciną, która obecnie nie może raczej nikogo zachwycić - po prostu musiałem jakiś tytuł temu dać, a ten jest w miarę adekwatny. Jak ktoś nie rozumie, też nie będzie tragedii.)

*

Na początek chciałbym, zanim zapomnę, utrwalić na wieki wieków (in saecula saeculorum) amen, tego bąmota, cośmy go sobie wczoraj wsadzili na fronton tego gmachu. W końcu kiedyś znowu (Deo volente) zmienię fronton, a genialny bąmot zniknie, czego nie chcemy. A więc...

Kiedyś depresja była rzadką chorobą duszy, dotykającą emerytowanych alchemików. Dzisiaj Realny Liberalizm uczynił ją powszechną i dostępną każdemu.

* * *

Nie wiem, czy do was też docierają przemądre intelektualne argumenta za przyjmowaniem "uchodźców" z rozwartymi ramionami... (Żeby już nic o rozchylonych pośladkach nie wspomnieć, ani choćby nogach, co w tych czasach można uznać niemal za pruderię.) Ale w zachodnich telewizjach jest tego masa - chodzi o argumenta tego typu, że przecież zachodnie społeczeństwa są tak bogate, że żadna ilość emigrantów im nic nie robi. Itd.

Jest to dokładnie taki argument, nawet przy założeniu maksymalnie dobrej woli mówiącego, oraz absolutnej autentyczności "uchodźców", jak gdyby taki autorytet (z zamkniętego osiedla) wam, ludzie, rzekł: "sąsiadowi zalało mieszkanie, więc przyjmijcie go do swego małżeńskiego łoża - macie przecież pod dostatkiem poduszek i kołder!"

Cała ta przeinteligentna (inaczej) "dyskusja" sprawia mi - gorzką, ale jednak satysfakcję - no bo, gdyby, zgodnie z moimi, tu wyrażanymi od lat, pragnieniami und postulatami, znalazło się teraz w Polszcze z pięciuset ludzi, którzy przestudiowali i zrozumieli owe cztery Ardreya książki, które my, wołając magna voce na puszczy, próbujemy wylansować, to byłyby po naszej stronie jakieś sensowne, a jednocześnie radykalne i nie znoszące sprzeciwu argumenta przeciw szaleństwom Merkeli tego świata (nie swoim oczywiście kosztem, ale oni tak mają).

Terytorialność - moi rostomili ludkowie! Nie tylko to, ale i tego z nawiązką wystarczy na wszystkie te słowicze tryle o "uchodźcach"! Nie dziwię się, że nasz Ardrey jest teraz trudniej dostępny od Adolfa H., a do tego starannie zamilczany, bo to dynamit i więcej, tylko że na razie jeszcze można, a wkrótce, jeśli ten cały @#$%% ma jeszcze zamiar pożyć, a co dopiero nadal porządzić, zamiast....

Zupełnie przeciwnie... to Ardrey będzie raczej musiał zająć miejsce największych paskudników w historii. Itd. Zachęcałbym więc do przeczytania, póki jeszcze to możliwe, a także do ew. powielania, dystrybuowania, polecania, tłumaczenia, cytowania i STOSOWANIA.

* * *

Chodzi mi po głowie myśl, że być może (jeśli Bóg pozwoli) nigdy jeszcze w historii parę milionów ludzi w tak łatwy, prosty i bezpieczny sposób nie zmieniło jej, historii znaczy, biegu. Po prostu idąc na zwyczajne demokratyczno-liberalne, mało w sumie estetyczne, nieco co najmniej oszukane itd., WYBORY i oddając właściwy głos. Chodzi o Polaków, chodzi o wybory cośmy je mieli w zeszłym roku, chodzi o wybranie Dudy, a nie Bula, oraz PiS, a nie czegokolwiek innego, z Platfąsami na czele.

Naprawdę tak to widzę, choć to tylko faktycznie taka intuicja. Jednak jeśli naprawdę, jak mi się to teraz widzi, te tam Merkele postanowiły docisnąć do dechy i za jednym razem dokończyć dzieła... Czyli załatwić chrześcijaństwo i parę innych rzeczy, do których lud wciąż jakoś, mimo tylu lat nad jego rozwojem pracy, nieco przywiązany, przez co stawia opór racjonalnej hodowli...

Z katolicyzmem oczywiście na czele, szczególnie z jakichś powodów znienawidzonym przez to towarzystwo, choć i tak "więzień Watykanu" - będąc od setek lat więźniem właśnie, mając więc swoich strażników i swoją miseczkę zupki co najmniej raz dziennie (chyba że poważnie strażnikowi podpadnie) - wolniej lub szybciej, chętniej lub mniej chętnie (obecnie jednak chyba bardzo, rozczarował mnie ten Franciszek, ale też co on może?)... I tak idzie tam, gdzie oni chcą, katolików za sobą, w nieunikniony sposób (bo katolicyzm jest hierarchiczny z Papieżem na czele!) prowadząc.

Więc tutaj bym większych nadziei nie miał. Przynajmniej, o ile łaskawy Bóg nie zacznie znowu, i to względnie szybko, czynić cudów tak efektownych i tak skutecznych, jakie są do podziwiania w ST. Jedno czy drugie nie-do-końca-udowodnione uzdrowienie jakiegoś przejedzonego z niestrawnością tutaj niestety już nie wystarczy. (Zresztą "efekt placebo" itd.) Co najmniej ogień z nieba, rozstąpienie się morskich wód - takie rzeczy proszę! Na razie czekamy.

Tylko że ja nie o tym. Ja o tym, że te Merkele i Sorosy zagrały gambitowo, sądząc, że wygrają. (Raczej z takiego powodu się z reguły gambitowo grywa, jeśli nie jest się kompletną nogą.) Nasprowadzają, będzie chaos i bordello, oni jako arbiter, wszystkich za mordę, oczywiście islamistów o wiele mniej, bo oni sobie nie dadzą, ale co Merkelom właściwie islamiści szkodzą...

Społeczeństwo stanie się już do końca bagnem behawioralnym pod znakiem multikulti, a jeśli ktoś będzie chciał budować coś nowego - COKOLWIEK - no to ma do dyspozycji praktycznie czystą kartkę papieru, żeby sobie szkicować, robić samolociki, czapeczki, pisać donosy, manifesty, zagrzewające do stachanowskiej wydajności poemata... Żyć nie umierać! Można by o tym więcej, można by o tym lepiej, zgoda, ale chyba da się zrozumieć.

No ale niewykluczone, że Merkele i Sorosy jednak się przeliczyły, i to właśnie z powodu wschodniej Europy, właśnie z powodu Polski, właśnie z powodu tamtych niedawnych, zaskakujących swymi wynikami wyborów! Gdyby wszystko szło grzecznie, czyli mielibyśmy u władzy Platformę lub jakiś jej @$% avatar, to Niemce przebrały by sobie w tych imigrantach, zatrzymały tych użytecznych, a nam, i innym podludziom, oddały resztę.

Czyli islamistów, psychopatów, lub co najmniej ludzi z IQ na poziomie Bula i niezdolnych do żadnej pracy. A tutaj z rozsyłania nici, zaś opór narasta z każdym dniem w całej złączonej w bratnim uścisku Europie. Niemce mają problem - jacyś smętni idioci, jak Szwedzi, którzy się o to proszą od pół wieku co najmniej, też, ale co to komu szkodzi? Chcącemu zresztą z definicji nie dzieje się krzywda.

Spengler patrzy na to wszystko z jakiejś chmurki i na pewno kibicuje nam tutaj - Tygrysistom znaczy - a nie Merkelom, jak i nie kibicował Hitlerowi, choć były propozycje. Polska, względnie jednorodna i ze zdrajcami ładnie się obecnie odklarowującymi (niczym brudna oliwa w szklance czystej wody) od przyzwoitych Polaków, jest w sytuacji względnie (b. względnie, ale i tego trudno się było spodziewać rok temu!) korzystnej, a Niemcom wiatr nagle w oczy.

W długiej perspektywie - jeśli przetrzymamy - to się naprawdę ma szansę szpęglerycznie odwracać...

* * *

Ktoś uważa, że jakiś moralne skrupuły powstrzymywałyby szeroko pojętą Platformę przed stosowaniem płatnych internetowych trolli? Nie? Śmieszne pytanie, prawda? No to może Platforma nie potrafiłaby dostrzec "pożytku" z owych trolli i wolałaby postawić na inne środki - na przykład na dopieszczenie Polaków i dbanie o polski interes? Też nie? No to już nie wiem... Może by im nie starczyło forsy na parę setek tego typu "bezrobotnych magistrów ekonomii" i "kalek z Berlina" na to klepanie głupot w sieci?

A jeśli to by nie musiało być od razu na "Sowę i Przyjaciół"? Ani na policzki cielęce i ośmiorniczki z Biedronki gdziekolwiek? Znalazłyby się jednak jakieś środki, prawda? (Tak przy okazji, to ten "bezrobotny" i ten drugi to akurat prawda. Ilość ewidentnych folksdojczów na takim szalomie jest nieprawdopodobna i woła o pomstę do nieba, poza tym, że o jakieś @#$$% adekwatne działanie. A to, że lewak, obrażając wszystkich, jednocześnie skamle o litość, to takie dla nich typowe.)

Jeśli więc uznajemy, że Platforma na to wpadła, stać ją i nie ma skrupułów, które by ją powstrzymywały... A mówimy o "Platformie" w NAJSZERSZYM rozumieniu... To powiedzcie mi proszę, z jakiego to powodu taka masa prawicowych i patriotycznych ludzi, z pozoru rozsądnych, dyskutuje "kulturalnie" z trollami, którzy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie piszą nawet tego, co im naprawdę w duszach śpiewa, tylko powielają, ZA FORSĘ, otrzymane propagandowe kawałki?

Tak mi się to jakoś kojarzy z jedną naszą narodową przypadłością, o której sobie tutaj mówiliśmy, z tym, że to akurat nie chodzi o tę, która dotyka emerytowanych alchemików. O tej drugiej mówiliśmy tu sobie nieco dawniej, ale to były sprawy naprawdę ważne i jako takie zostało to przez całkiem wielu ludzi za ważne, a do tego dość odkrywcze, uznane.

Wiecie o co chodzi? Różne rodzaje... Czegoś tam. No to zastanówcie się łaskawie, czy nie mam racji, a potem jeszcze łaskawiej powiedzcie mnie, i światu, w komęcie, co na ten temat sądzicie. (NIE w prywatnym mailu, do @##$$ nędzy!)

Szczególnie ci, którzy, jako niezłomni patrioci, nie zniżający się do głosowania w bantustanach i woląc zamiast tego masować sobie cnotkę, czekając na białego konia ze Zbawcą na grzbiecie - stracili szansę na zrobienie wbrew Merkelom i Sorosom, teraz mają drobną szansę nieco się zrehabilitować. (A na drugi raz głupio nie mądrować, tylko robić co Pan T. mówi!) Teraz trochę oczywiście żartuję, ale nie do końca, a wy - poprawcie się!

triarius

P.S. I oczywiście zapomniałem o najważniejszym. Mógłby mi ktoś spróbować wytłumaczyć, dlaczego druga część tego kawałka o wiązaniu ogonów jest aż tak dziko popularna? Do popularności Kuraka czy K*wina to się wprawdzie nie zbliża, ale setki wejść przez parę dni, wielokrotnie więcej, niż jakikolwiek mój tekst ostatnio? 794 wejścia na ten jeden tekst 28 stycznia o 17:20. i (jakżesz typowo!) ani jednego komęta.

Dlatego, że wsadziłem tam jeden krótki erotomański wtręt? W sumie żart przecie, choć z drugim dnem? Cieszę się, że wam przypadł do gustu, ale też takie wtręty były już przecież wiele razy i aż takiej sensacji nie robiły.

Zresztą, gdyby mi płacili grosz za każdy erotomański koncept, to byłbym dziś chyba najbogatszym człowiekiem na ziemi, gdyby mi się tylko nie znudziło, bo mógłbym je generować tańcząc na linie na wysokości dwudziestego piętra. (Choć z samym tańczeniem byłoby gorzej.) Więc?

A może chodziło o ujawnienie imienia mojego osobistego kota?!

wtorek, stycznia 19, 2016

Premier Szydło niestety rozminęła się z prawdą

Rzuciłem przed chwilą okiem na tę brukselską hecę, którą z jakiegoś powodu (nie wykluczam, że to MA sens, choć nie jest to pewne) pokazuje TV Trwam. No i muszę z wielkim żalem stwierdzić, że Premier Szydło zdecydowanie rozminęła się z prawdą. Polska NIE JEST bowiem, jak stwierdziła, "suwerennym", "silnym" krajem! 

Nie jest także - wciąż jeszcze, bo dwa miesiące na to absolutnie nie wystarczą - krajem "demokratycznym". (Zresztą cóż w tych podłych czasach i do tego w Unii Europejskiej oznacza słowo "demokracja"? To co akurat dostaną prikaz głosić najemne "autorytety"? A niech se głoszą!) Tak że, nawet jeśli nam demokracja miałaby leżeć na sercu, to i tak - albo Polska kiedyś może będzie demokratyczna, albo też będzie "spełniać europejskie standardy" itp. Tertium non datur.

Zgadzam się jednak, że Polska - w swej najgłębszej istocie - jest krajem "europejskim". Co więcej - o wiele bardziej "europejskim", niż Unia "Europejska". To zgoda, tyle, że na razie to tutaj to w ogóle nie bardzo jest "Polska".


Na razie Polska, czy raczej to co z niej zostało, czyli "tenkraj", jest ponurym bantustanem dręczącym swoich nieszczęsnych mieszkańców i wysyłającym ich milionami na poniewierkę. Jest krajem, w którym indywidua, które w mniej parszywych okolicznościach ozdabiałyby sobą publiczne szubienice, a co najmniej pręgierze, robią za "autorytety moralne" i opływają w dostatek.

Gdzie sterowana zza granicy i na zagraniczną interwencję licząca opozycja wypada marnie nawet na tle tej pierwszej, oryginalnej Targowicy. Obecna władza chce to zmienić i chwała jej za to, ale też na razie wiele zmienić nie mogła. Co każdy zdrowy na umyśle chyba bez trudu rozumie. I nie jest to winą, a w każdym razie etycznym występkiem, Pani Premier, że rozminęła się tu z prawdą o lata świetlne.

Ona albo naprawdę uważa, że Polska jest super, nawet dzisiaj - tylko są jakieś drobne zawirowania i paru brzydkich ludzi nam ów przepiękny obraz szpeci... Albo może wie, że to bzruda, ale z jej punktu widzenia powiedziała słusznie, bo to się nazywa "dyplomacja" i bez tego w polityce nijak... Dla mnie słyszeć to było naprawdę przykre, ale do samej Pani Premier pretensji mieć nie mogę. Co innego do targowicy, piątej kolumny, Platformy "Obywatelskiej" i reszty tych, mentalnych i faktycznych, uboli.

W sumie zdaję sobie sprawę, że Prawo i Sprawiedliwość to partia b. łagodnie, co najwyżej, "eurosceptyczna" i tak z przekonania demokratyczna, że może mieć ogromne problemy z obecną targowicą, piątymi kolumnami i wszelkiego typu bratnią pomocą zza granicy. Wszystkie te siły wydają się jednak być zbyt głupie, żeby to zrozumieć.

I zbyt głupie, żeby zrozumieć, że jeśli udałoby im się zwalczyć PiS, to czeka ich przeprawa z takimi, którzy co do Unii nigdy nie mieli cienia złudzeń (choć przyznam, że Unia moje własne czarne przewidywania realizuje jednak z nadwyżką), i dla których młodzieńczą lekturą były "Dzieci Alkazaru".

Tak więc, żeby kiedyś nie było płaczu, kiedy na tych wszystkich światłych obrońców (przez siebie samych do woli definiowanej) "demokracji", oprócz islamistów z nożami w zębach, zwalą się także inne poważne i cholernie przykre problemy. Nie liczę na zrozumienie, bo lewacki umysł to już właściwie nie umysł, tylko jakiś całkiem nowy dziwny twór, ale żeby nie było, że nikt nie ostrzegł.


triarius


P.S. Tytuł jest mocny i naprawdę przykry, ale ma ten wdzięk, że może zwabi jakiegoś leminga i przeczyta to ktoś spoza naszego kręgu. Recepta jest oczywiście w sumie Hitchcocka.

niedziela, stycznia 17, 2016

Zapomniana mniejszość seksualna

Spółdzielcza siedmiokolorowa flaga powiewa dziś dumnie - może jeszcze nie nad "całym światem i połową Ameryki", ale na pewno nad całą Ameryką (w sensie US of A) i całą Europą - zaś przedstawiciele różnych fascynujących "orientacji" obrzucają zwykłych hetero-proli pogardliwym spojrzeniem, zamiast dawnych druków L-4 i żółtych papierów, machając im teraz przed nosem certyfikatami zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności.

Co więcej, w przedpokoju wieszają już kuse paletka i zaraz wkroczą na salony nekrofile-pedofile, kazirodcy-zoofile i transseksualni kanibale. Po schodach raźno wspina się już jeden czy drugi miłośnik sklonowanych krzyżówek domowej świni i kreta-albinosa, z przemyślnie wszczepionym czytnikiem linii papilarnych, napędzanym transoceanicznym kablem wiodącym od pola ogniw słonecznych gdzieś w Patagonii.

Z kilkoma "orientacjami" jest jeszcze nieco problemów. Jak to ze "zwykłymi" pedofilami. Dawno byliby już awangardą ludzkości, gdyby nie dwa paskudnie komplikujące sprawę czynniki. Raz, że dla części establiszmętu, tej o bardziej ubeckich genach i upodobaniach, wciąż złapanie konkurenta do stołka czy słodkich pierniczków, na pedofilii, mniej lub bardziej autentycznej, to super gratka. Dwa, że, ponieważ oficjalnie wciąż jeszcze mamy "demokrację" i "prawa człowieka", prolom mogłoby się zacząć wydawać, że i oni mają korzystać, a nie tylko dostarczać materiału.

Specjalna też jest sytuacja z poligamią, bo, choć stanowi marzenie i poniekąd cel życia każdego w miarę autentycznego mężczyzny (czyli źle!), to tak czy tak zostanie wkrótce wprowadzona - tyle że nie z inicjatywy tych samych postępowych sił, co reszta, no i nie całkiem ci sami będą się nią cieszyć. Więc to sobie ewentualnie przedyskutujemy jakimś innym razem. Ogólnie jednak na froncie mniejszości jest super, a będzie jeszcze lepiej!

Zgoda, istnieje jednak pewne "ale" - pewna malutka skaza, psująca cały ten prześliczny obraz... Powiem brutalnie: o jednej seksualnej mniejszości całkiem się zapomina! Co?! Jak to możliwe?! A jednak, moi drodzy, a jednak... Jaka to miałaby być mniejszość?! Ci, którzy na samą myśl o Unii Europejskiej dostają drgawek. To by miała być mniejszość?! A co - większość? Być może, jeśli nie teraz, to wkrótce, ale na razie nie mamy danych, żeby twierdzić, że to większość, więc mówmy o mniejszości. Bo ta istnieje na pewno.

Ale ta "mniejszość", gdyby nawet istniała, nie jest w żadnym sensie "seksualna"! Nie ma więc prawa do traktowania takiego, jak wszystkie te słodkie... Jak kanibale-pedofile spod znaku cordon bleu... Czy, powiedzmy, zwolennicy, powiedzmy, miłości (miłość zawsze jest piękna!) ze zwłokami własnego dziadka, który wcześniej był babcią, a jeszcze wcześniej... Ech, co za piękne wizje, a ty mi tu o jakichś zacofanych moherach, które by po prostu należało...

Jak to nie ma z seksem nic wspólnego? A jeśli taki ktoś się, powiedzmy, nigdy nie może... excusez le mot, pieprzyć, bo jak tylko poczuje wolę Bożą, to mu się w wyobraźni jawi facet z naprawdę paskudną mordą, wymachujący do tego unijną flagą - tą niebieską, z tymi...? (O Jezu, ratuj!)

Jak to nie ma, skoro, kiedy słodkie stworzonko w jego ramionach szepcze mu do ucha rzeczy w stylu: "uwielbiam cię, kiedy tam tak... właśnie... tak delikatnie... tak robisz, ach!", to on zamiast tkliwego szeptu słyszy jerychońskie trąby, rzężące "Odę do radości", z towarzyszeniem piętnastu tysięcy dzieci wszystkich możliwych płci (a jest ich z każdym rokiem więcej!) i kolorów, a wszystkie w błękitnych kapotkach z tymi tam... (Nie, nie mogę!)

Kiedy zaś ukochana, wzruszona jego wcześniejszą intuicją i poczuwająca się do rewanżu, proponuje mu, że podejmie wysiłek, żeby go doprowadzić do jeszcze większej ekstazy niż kiedykolwiek dotąd, i w tym celu proponuje mu... Ach, jakimż słodkim i zakochanym głosem! I nawet sama, bez żadnych nacisków czy sugestii, ma zamiar przekonać do tego tę swoją śliczną, i wciąż niewinną, kuzyneczkę...

To gość propozycji nie słyszy, bo w uszy świdruje go coś jak pisk ćwierć miliona myszy, połapanych (bez dyskryminacji) po piwnicach, pizzeriach i uprawnych polach, a następnie wrzuconych do ogromnej wanny i sadystycznie podgrzewanych na wolnym ogniu. I co mu z tego, że nawet wie, na racjonalny rozum, iż to nie są żadne myszy, tylko po prostu unijni komisarze i europarlamentarzyści z partii Zielonych, radzący nad sposobami dalszego uszczęśliwiania Ludzkości i budową Ziemskiego Raju?

Jego życie seksualne tak czy tak zostało zrujnowane - nie dość że nie usłyszy czarującej propozycji, nie dość że jej nie zrealizuje - to jeszcze został impotentem na kilka tygodni co najmniej, a do tego czasu znowu coś związanego z Unią - jakaś wizja, jakaś informacja, jakiś prominent ze swym nawiedzonym przemówieniem - porazi ten jego biedny mózg i całą resztę...

Ale nie demonizujmy i nie wpadajmy w jakieś sprośne błędy! To nie jest tak, że on ma ten swój umysł nie taki, albo że mu ten tam... Mówimy o facetach, choć u kobiet bywa podobnie, choć oczywiście całkiej inaczej... Analogicznie znaczy. Też to potrafią mieć. No więc mu coś nie funkcjonuje jak należy. Albo orgazm na słodko nie chce nadejść, choć powinien. (To akurat dla obu płci, albo nawet dla wszystkich dotąd rozpoznanych, ale nie znam się.)

To jest po prostu, powiedzmy to sobie otwarcie - kolejna MNIEJSZOŚĆ! W dodatku mniejszość SEKSUALNA! Mniejszość, która nie różni się niczym (z punktu widzenia Praw Człowieka i Europejskich Wartości) od innych seksualnych mniejszości. Prosiłbym wyciągnąć z tego należyte wnioski, wprowadzić w życie należne procedury, zadbać, zainspirować, przypilnować... I żeby mi to było szybko!

Z całym należytym szacunkiem i całą miłością, na jaką P.T. Odbiorca zasługuje

triarius

P.S. Swoją drogą, chyba mnie cichcem zablokowali jako blogera na szalomie, bo, choć niby tam mogę się logować, to kiedy chciałem coś po półtora roku wkleić, a konkretnie powyższe arcydzieło, to się okazało, że nie da rady.  

sobota, stycznia 16, 2016

Nie wiem czy to wprost Merkela robi, ale...

... chyba gdzieś tam zostałem doceniony, bo od jakiegoś czasu mam koszmarne połączenie, choć mój dostawca jest b. znany i płacę za to masę forsy, a w tych ostatnich dniach, od kiedy stałem się taki sławny (hłe hłe!), a atak na Polskę idzie już bez owijania w bawełnę, to już w ogóle tragedia.

Tak że w razie czego wiecie - młodszy braciszek tego drugiego, bardziej znanego, czyli Weekendowy Psuj Internetowy, działa, i to akurat jakby w tę stronę.

Co, o ile to prawda, oczywiście mnie, skromnemu niszowemu blogerowi, ogromnie pochlebia. I tak się przejąłem, że jeśli mi się połączenie szybko nie poprawi, to nikt inny - tylko UNIA BĘDZIE WINNA. Chcecie wojny propagandowej, to ją macie!

triarius

czwartek, stycznia 14, 2016

Mój głosik w aktualnych kwestiach

Na samym topie szalomu jest w tej chwili pewien tekst, całkiem sensowny, który mnie natchnął. Oto linek:

http://leonarda.salon24.pl/691571,i-co-dalej-z-euro-intrygantami

a poniżej to, co ja tam w komęcie od nim wpisałem (a następnie przyozdobiłem rabatkami, rozbudowałem i doprawiłem czarnuszką), tylko że za cholerę nie chce wejść, nie wiem dlaczego, ale żadne z tych przypuszczeń nie jest dla szalomu pochlebne. W każdym razie tutaj to macie...

* * *

Fajny tekst, słuszny, ale mam jedną sprawę.

Otóż ja podpisami i petycjami brzydzę się od małego, a już na pewno od czasów późnego Gomułki co najmniej. No i nie mam ochoty tego zmieniać. Pisanie do indywidułów w rodzaju tego tam, jakmutam... i tego drugiego, per "Szanowny Panie" i zapewnianie do tego, że kocham Unię, tylko wypaczenia nie, albo i nie to, bo zbyt ostro, po prostu mnie mierzi.

Róbcie to, jeśli chcecie, ale ja nie będę - wy natomiast, dobrzy ludzie, możecie ew. z pełną odpowiedzialnością dopisać w postscriptum, że są także tacy, którzy metod w rodzaju kulturalnych rozmów z ludźmi, którymi się brzydzą i z którymi nigdy nie chcieli mieć do czynienia, czują wstęt, ale tym bardziej wstręt także czują do tego typu chamskich napaści, nie mówiąc już o jawnej zdradzie (ten Czuchnowski jeszcze nie siedzi, by the way?), a popierają nowy polski Rząd i polskiego Prezydenta.

Po prostu tacy ludzie, a w każdym razie ja, na razie, mówiąc historyczną meaforą, "stoją z bronią u nogi". Jeśli jednak trzeba będzie bronić Rządu, Prezydenta, Prawa i Sprawiedliwości (z dowolnie wielkiej litery), i po prostu Polski - przed kimkolwiek, z Unią Europejską włącznie, a z koszmarną ubecką, okrągłostołową III RP na czele - to się nie zawahają, i uczynią to raczej szybciej i bardziej zdecydowanie od tych piszących petycje.

Tak jak nie brałem udziału w słynnym dwudniowym (!) referendum na temat wejścia do Unii (która także oczywiście miała całkiem inaczej wyglądać, niż wygląda), ponieważ uznałem, że większa jest szansa na nieuzyskanie wystarczającej ilości uczestników - a teraz liczę się jako ten, któremu było wszystko jedno, tak teraz też nie jest mi wszystko jedno i na pewno nie zamierzam spokojnie patrzeć, jak mi ta Unia do końca robi z mojego kraju niemiecką kolonię i bantustan.

To, że nie raczę pisać do tych całych Oettkerów, czy jak im tam, nie oznacza także, że nie zamierzam w ogóle nic robić podczas tego "stania z bronią u nogi". Zamierzam i będę. Tak samo, jak przed tamtym referendum nawiązałem kontakt z pewnym przedsiębiorcą, zaprojektowałem znaczki wyrażające niechęć do Unii, które miały być wyprodukowane w postaci nalepek...

Nalepki się wprawdzie nie pojawiły, bo mój przedsiębiorca nagle, bez uprzedzenia, zmarł na serce. Nie wiem, czy to był wczesny przypadek weekendowego samobójcy, prawdopodobnie nie, ale nie da się tego wykluczyć, tym bardziej teraz, kiedy już z Unii, jak kiedyś z Salome, spadają ostatnie zasłony.

Nic nie sugeruję, bo też nic nie wiem i to nawet nie jest jakieś zdecydowane podejrzenie, ponieważ nie miałem nigdy sposobu tego zbadać i się tym nie zajmowałem, ale przecież miła anegdotka na czasie, a mówimy przecież głównie o tym, czy tacy jak ja - którzy nie będą pisać i unijnych komisarzy przekonywać - pozostają całkiem bierni, czy jednak nie.

Swoją drogą cudna jest ta nazwa "komisarz"! Przypomina mi się zawsze, gdy to słyszę, taka wydana w Londynie monografia 8. Pułku Ułanów, gdzie jest opis, jak to w wolnie polsko-bolszewickiej na Ukrainie walczyło pięciu amerykańskich lotników, przesadzonych na konie, i po pewnym starciu jeden z nich, ogromny chłop, w skórzanej kurtce, wycierając zakrwawioną szablę, mówi "pięciu zabiłem, samych komisarzy". (Musi to był amerykański Polak, co by wiele wyjaśniało.)

Oczywiście nikt tych panów szablą tu nie zamierza, ale może warto wiedzieć z czym mi się nazwa "komisarza" kojarzy i dlaczego, a przy okazji interesujący, jak sądzę, fakcik z rodzimej historii, z bardzo trudnodostępej książki. Ja już jej od dawna nie mam, rodzina sprzedała ją wieki temu dla chleba, kto ją może mieć i w jakiej budzie... Czy jakim innym, powiedzmy, Chobielinie... Można się tylko domyślać, i raczej nie był to nikt rodzinnie z jakimikolwiek ułanami związany, góra z armią Budionnego (pion polityczny), ale też w takim kraju od '39 roku przyszło nam żyć.

Szabli zresztą też już od ponad pół wieku nie mam, więc spokojnie! Choć jako dziecię korzeniami sięgające sporo przed czasy PRLu, naprawdę w dzieciństwie autentyczną ułańską szablę przez krótki czas miałem, a jakże! (Że o srebrnych łyżkach z koronami nie wspomnę, zresztą już kiedyś było.) I ona, ta szabla (choć łyżki także, wraz z widelcami, choć kiedy indziej, a srebrne herbowe półmiski mnie po prostu nie doczekały i dopiero się ostatnio o ich istnieniu przypadkiem dowiedziałem) też nagle razu pewnego znikła. 

Też niewątpliwie po to, żeby się pojawić na ścianie jakiegoś resortowego... Powiedzmy... "nowego arystokraty". Ale rodzina, moja na odmianę, miała za to czas jakiś na chleb, buty i szkolne podręczniki. No, może jeszcze na jakieś inne, tańsze książki, czy wyjazd na narty - nie przesadzajmy z tą nędzą, choć bogato nie było.

Fakt, że robiłem tą szablą dziury w podłodze - wiele poza tym nie potrafiłem. I dobrze, że nic więcej nie potrafiłem, bo była potwornie ciężka dla dziesięciolatka. Mogłem sobie na ten przykład przedziurawić stopę, albo coś... Nic w każdym razie zasługującego choćby na pióro Sienkiewicza. Co jednak nie nijak nie uczyni z chama, który ją teraz ma (a którego niniejszym pozdrawiam), żadnej autentycznej elity.

Tak że nie wprost szablą, jak tamten dzielny człowiek, ale w starciu "komisarzy" i innej unijnej biurokracji z moim krajem opowiadam się zdecydowanie po tej stronie mojego kraju - i po prostu nie raczę z tym szemranym unijnym towarzystwem rozmawiać, przynajmniej dopóki ta rozmowa ma udawać kulturalną konwersację, a niestety na razie musi. Gdyby jednak polskie państwo uznało, że jest zbyt słabe, by np. doprowadzić Czuchnowskiego do mamra, to ja się polecam - znajdę paru kumpli i go dostarczę.

Mam nadzieję, że za parę lat takie indywidualne usługi nie będą już konieczne, a unijni "komisarze" - wszystkich pięciu (znowu ta święta liczba?), czy ilu ich tam jest - od Polski się łaskawie odczepią. Jeśli miałoby to oznaczać referendum za wyjściem z Unii, czy po prostu wyjście - jestem za! Nawet, gdyby miało to miałoby pociągnąć za sobą parę lat gorszej ekonomii dla mnie osobiście. Unia i tak szybko nas w tym dogoni - spokojna głowa!

Pzdrwm

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Kurak się dzisiaj martwi pisowskim pijarem, i cała masa innych ludzi. "Dać ludziom forsę, chleba i igrzysk!", wołają. A ja sądzę, że wystarczyłoby dorwać jakąś sporą ogólnopolską telewizję, co już, z tego co słyszę, nasi mają, albo prawie, a potem przez parę godzin dziennie nadawać najprzeróżniejsze aktualności z frontu wiadomych "uchodźców". 

To naprawdę dałoby zrobić w b. interesujący, choć włosy na plecach jeżący, sposób. Nawet ja bym to potrafił, jeśli nie dotychczasowi uznani dziennikarze. Jeśli Polacy są aż tak durni, żeby nie rozumieć i w każdej chwili nie pamiętać, że upadek obecnego Rządu i/lub Prezydenta oznacza setki tysięcy muzułmanów, nie zawsze miłych w obyciu, w ciągu paru zaledwie lat, oraz po prostu ordynarne multikulti dla naszych ew. wnuków, jeśli nie więcej, no to faktycznie zaslugują na platformę i rządy unijnych "komisarzy"! Tak aż źle chyba jednak nie jest.

Dzisiejsza np. rewelacja z BBC (przynajmniej tam ja to zobaczyłem) o zbiorowym gwałcie na trzyletnim chłopcu w obozie dla uchodźców w Norwegii - akurat zresztą na Mikołaja, nie wiem czy celowo, ani czy to miało związek - to nie jest oczywiście nic przyjemnego, ale swoje by to zrobiło. Po prostu na razie mało kto wie.

niedziela, stycznia 03, 2016

Ze świata zachodnich mediów

W Arabii Saudyjskiej, wczoraj czy przedwczoraj (na Nowy Rok?) jednego dnia stracono 47 osób. Oficjalnie "terrorystów" (no bo kogo?), ale co najmniej nie wszyscy daliby się tak na serio, przy najlepszych nawet chęciach, zakwalifikować. Co najmniej część to byli elokwentni opozycjoniści, słowem zwalczający sudyjski reżim i dynastię stojącą na jego czele.

Dynastię i reżim, nawiasem, mające tak niewiele wspólnego ze stręczoną nam dzień w dzień politpoprawnością i liberalną "demokracją", jak to tylko możliwe, ale to akurat postępowcom nie bardzo przeszkadza - i jak by mogło, skoro Ameryce i jej Wielkiemu Bratu akurat one pasują?

Jednym ze straconych był szyicki kleryk, a teraz w całym już niemal islamskim świecie rozpętuje się dzika awantura, z zaostrzonym jeszcze bardziej niż dotychczas konfliktem między sunnitami i szyitami. Szyitów jest ogólnie mniej, ale to i tak setki milionów, a jak dojdzie do wojny między Iranem, wraz z wszystkimi szyitami, a Arabią Saudyjską wspieraną przez sunnicką większość, to będzie ubaw!

Do tego nieco zamachów bombowych tu i tam. To tam miasto Ramadi (chyba tak się wabi) - niedawno przy ryku trąb i zawodzeniach starców "odbite" z rąk Państwa Islamskiego - jest, jak się dzisiaj dowiedziałem z zachodnich telewizji, przez to państwo zajadle atakowane. A czego się Szan. Państwo spodziewali? Że oni tam będą siedzieć pod amerykańskimi bombami, czy że po prostu odpuszczą, pozwalając demokracji i politpoprawnemu szczęściu Ludzkości tam sobie luźno rozkwitnąć?

Do tego zamordowany w Meksyku w dzień po objęciu władzy burmistrz... Do tego parę fajnych wyroków za różne ciekawe sprawy tu i ówdzie na całym ziemskim globie... Oczywiście taki drobiazg, jak to, że huczne uroczystości noworoczne spod znaku chleba i igrzysk (lub bagietki i tańca z gwiazdami, czy jak tam sobie lubią), w wielu miejscach, albo się nie odbyły, albo zostały doszczętnie skastrowane...

Niemal tak skastrowane, jak to oficjalne wydanie Magnum Opus Spenglera, które wam Ludzie ta zgraja oszustów stręczy jako res vera (że już nie będę się tu bawił w łacińskie przypadki, bo i tak nie znacie) - z powodu terroryzmu oczywiście - to już oczywiście wszyscy taktownie zapomnieli, z dziennikarzami na czele. (Inaczej byłoby to z pewnością "robienie terrorystom na rękę". Nie ma jak talmudyczne myślenie!)

No - byłbym zapomniał! We francuskiej postępowej ojro-telewizji na zagranicę wczoraj czy przedwczoraj przeszła sobie na tasiemce informacja, że oto tym razem z okazji nowego roku spalono we Francji 804 samochody, co oznacza spadek o 14,5 procenta w stosunku do roku ubiegłego. Mówię serio, naprawdę nie żartuję! (Wybiłem to nawet wizualnie dla waszych słodkich oczu, bo to jest akurat najsłodsza i najzabawniejsza rzecz w całym tym moim tekście. Choć zasługa oczywiście nie jest tu moja.)

Jako że niemal wszystkie inne wiadomości na tej tasiemce były o przemądrych i nabrzmiałych historycznym znaczeniem wypowiedziach Hollande'a i różnych ichnich ministrów, więc z tego kontekstu trudno mieć wątpliwości, że te zaledwie 804 samochody (z pewnością same wraki z połowy ubiegłego wieku zresztą, choć tego wprost nie powiedzieli, musi z braku miejsca i nawału innych pilnych informacji), mamy rozumieć jako ogromny sukces i to sukces przede wszystkim właśnie światłej tamtejszej władzy. (Choć, co nieco dziwne, widziałem to w jednym dzienniku ze dwa razy, a potem już wzięło i znikło.)

Do tego jakieś awantury, z zabitymi oczywiście, i to wojskowymi przeważnie, w Indiach, akurat na granicy z Pakistanem. No dobra - przecież chyba nikt tu nie sądzi, że ja urządzam na serio prasówkę, prawda? Od tego są o wiele lepsi, którym się o wiele bardziej chce, którzy pilniej oglądają i czytają gazety. (Przy okazji pozdrawiam Marylę z http://blogmedia24.pl, która to np. ładnie robi.) Tyle że to był tylko (dłuuugi) wstęp, bo ja mam pointę (czy jak to się, @#$^%, oficjalnie po polsku teraz pisze), która jest naprawdę istotna. Otóż... A co mi tam - nawet zagadkę wam Ludzie zrobię!

No więc zgadnijcie, Ludkowie rostomili, jaką przed chwilą ujrzałem ABSOLUTNIE PIERWSZĄ W KOLEJNOŚCI informację w rozpoczynającym się właśnie dzienniku telewizyjnym na tym wspomnianym francuskim ojro-kanale dla obcokrajowców? Zamknijcie oczy i pomyślcie, a potem głośno to powiedzcie, OK? Trochę odbijemy, żeby odpowiedź nie przyszła niechcący sama z siebie, zbyt szybko... Była to więc informacja, że...?

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

... że posiedzenie na temat sytuacji na froncie swobód demokratycznych w Polsce odbędzie się jakimś tam unijnym czymś (powiedzieli jakie, ale mnie to lata i nie raczę ich rozróżniać) 13. stycznia. Zgadliście? Gratuluję, ale bez przesady, bo każdy by zgadł. Każdy w miarę przytomny. Następnym razem wymyślę coś trudniejszego.


triarius
 

piątek, października 09, 2015

Przegląd wydarzeń (jesień 2015)

Po prawdzie, to nie mam pojęcia dlaczego, skoro ci imigranci to takie wielkie dobro i "ubogacają", ci tam "przemytnicy" nie dostają od Unii orderów, tylko Unia wciąż ich obiecuje złapać i zgnoić.

* * *
W nawiązaniu do powyższego... Ktoś może spytać, dlaczego "ubogacają" w cudzysłowie, a "wielkie dobro" nie. A nawet jak nie spyta, to ja i tak wam ludzie powiem. Otóż słowo "ubogacać" wydaje mi się tak obrzydliwie kremówkowo-obłudne, że za jego używanie skazywałbym na prace społeczne. Co najmniej. 6 h za użycie w mowie, 8 h za użycie piśmie.

Kiedyś katolicyzm gadał po łacinie albo księdzem Wujkiem. I komu to, @#$%^, przeszkadzało? Powie ktoś, że to wtedy był normalny, prozaiczny język, bo ks. Wujek takim właśnie pisał. Po pierwsze wątpię, czy się specjalnie nie sprężył, żeby wyszło bardziej hieratycznie, a po drugie, nawet jeśli, to i tak po dwudziestu latach był to już język wzgl. archaiczny i hieratyczny.

Co zaś do "ubogacania", to wątpię, czy jacyś normalni ludzie tak kiedyś w ogóle mówili - używali tego słowa znaczy. Może gdzieś, w jakiejś gwarze to występuje, ale wątpię czy w normalnej polszczyźnie, i to nie jest ładna gwara.

I tak to chyba przebiegło, że kiedy zniknął ks. Wujek, że o łacinie nie wspomnę, to do tego języka GWybu, udającego pracowicie, choć nieskutecznie, język, którym się posługiwał Duch Święty, Jezus i Apostołowie, dodano takie słodkie kremówkowe perełki, jak "ubogacanie", "Jezu ufam TOBIE!" (a nie komu, że spytam? Belzebubowi? Też mi rewelacja!), i temu podobnież...

Zresztą w świeckim cywilu też są rzeczy, za które bym skazywał na prace społeczne, albo i gorzej. W języku znaczy. Pomijam już "koktaile M*otowa", ale np. "unikatowy" - zapewne żeby się nie kojarzyło (głupim prolom, który mają się na tę reklamę nabrać i wybulić) z "unikaniem"...

Albo jak sportowi sprawozdawcy unikają "ci" i mówią o opisywanych atletach "panowie" np. "panowie dzisiaj chyba nie mają ochoty okładać się po mordach", zamiast po ludzku "ci panowie... itd.". Czy to, @#$%^&, nasza wina, że jedna mniejszość wymyśliła sobie imię żeńskie CIPA i teraz nie można już przez to po ludzku, czyli po polsku, mówić?!

Uzupełniam po dniach paru:

Komentator poinformował mnie, że to "Jezu ufam Tobie!" jest jeszcze przedwojenne. Może faktycznie co do tego nie miałem racji, interpretując to jako żałosną pseudo-hieratyczność posoborowego "katolickiego" języka. Może tam faktycznie chodziło o "Jezu ufam Tobie, a nie tym @#$%^ ..." I w miejsce kropek wpisać sobie co pasuje, np.: modernizatorów religijnych, leberałów, judaizatorów.

Ten sam komentator poinformował mnie/nas, że obecny Synod toczy obrady w grupach językowych. Co za koszmarny upadek!

* * *

Jesteśmy chyba w większej matni, sieci i pajęczynie, niż to nam się wydawało. No bo tak... Zawsze podejrzewałem, że w tej miłościwie nam... jak to wyrazić.... miłościwie nas uszczęśliwiającej elicie... są siły, mające, przede wszystkim, albo nawet jako cel po prostu jedyny, zamiar rozwalić zachodnią cywilizację - nie bacząc na koszty i bez oglądania się na subtelny dobór środków.

Nie wiedziałem jednak - biję się w piersi - że one są aż tak silne, że to tak szybko pójdzie, i bez najmniejszego, jak się zdaje, oporu ze strony tych "normalnych" elit - tych co chcą się tylko nachapać, popokazywać w telewizjach, robić za autorytety itd. Mówimy oczywiście o imigrantach, bo to jest sprawa po prostu nieprawdopodobna, na niesamowitą skalę w całej historii, a osiedlenie Wizygotów w Cesarstwie Rzymskim jakiś czas temu to przy tym Pikuś, mały Pikuś.

Ale spójrzmy na media... Rodzimych, tych "politycznych", nie oglądam - poza czasem TV Trwam i paru blogasami. B. rzadko jakiś linek z takiego blogasa gdzieś mnie zaprowadzi, ale tam raczej, jak się to zaraz okazuje, nigdy nic ciekawego nie ma. Mówimy więc o CNN'ach i BBC'ach.

Na tasiemce np. od wczoraj leci wiadomość, że "bohater zamachu we Francji został w US of A potraktowany ostrzem". I nic! Nie udało mi się w tych telewizjach dowiedzieć niczego bliższego. Nawet tego, czy to "stabbed" oznacza pilniczek do paznokci, czy nóż typu Appleyard-Sykes, ani czy gość doznał poważnych ran, czy tylko otarcia naskórka. Kto to zrobił? Co się z nim stało? Co teraz? Nic!

Sprawa jest dość przerażająca, w stylu poniekąd najlepszych westernów i czarnych kryminałów, tylko że w realu naprawdę nie ma w tym niczego zabawnego. Jeśli po mieście szaleją gansterzy, a policja ma niewiele sił i niewiele z tym potrafi zrobić - jest marnie, ale to nie maksymalny koszmar. Jeśli po mieście szaleją gansterzy, a ty wiesz, że nigdzie się nie możesz zwrócić, bo policjant jest zapewne przez nich kupiony, sędzia też, nie mówiąc już że dostawca pizzy może być hitmanem... Gorzej, prawda?

No a jeśli odważne zachowanie w walce z zamachowcem kończy się, w krótkim czasie, tysiące kilometrów dalej, za ogromnym oceanem, właśnie tak? I jeśli media nic bliższego na ten temat nie raczą? Podobna jest sytuacja z tym niedawnym zamachem na szkołę (wyższą, ale niespecjalnie wysoką) w Oregon. Nie podają nam jak się nazywał zamachowiec, nie podają czy i kiedy przeszedł na islam, jaką miał karnację...

Wiemy, że specjalnie wybrał sobie chrześcijan i słyszałem dziwną opowieść "od ojca jednej z uratowanych", że mówił coś o tym, że "niedługo się zatem spotkają". Więc to nie tak, że on chrześcijan nie lubił - on właśnie ich kochał i organizował sobie zgraną paczkę w raju, kiedy tam się, za małą chwilę, znajdzie!

Dlaczego miałby sobie wyobrażać, że oni będą chcieli spędzać czas akurat z nim...? No fakt - w raju jest tak fajnie, że wdzięczność będzie przepełniała ich serca i uznają go za swojego dobroczyńcę numero uno! Mogło by tak być? Niby by mogło, ale nie jest to AŻ TAK oczywiste, żeby to od razu przyjąć za pewnik i nie oczekiwać od kochanych mediów jakiegoś tego tematu pogłębienia. Prawda?

Na świecie roi się od brzydkich ludzi i niektórzy z nich mogą wciąż uważać, że on chrześcijan właśnie lubił i dlatego ich zastrzeliwał. (W nielubieniu chrześcijan, jak nas uszą, nie ma nic złego, ale strzelanie do nich bez specjalnego zezwolenia na razie jest be. W każdym razie dopóki pasuje to Obamie w jego kampanii przeciw posiadaniu broni palnej.) Warto by było te wątpliwości, te smętne podejrzenia i iście moherowe paranoje rozwiać, zgoda? Ale jakoś nikt się do rozwiewania nie poczuwa, a paranoja kwitnie w najlepsze.

Niby nikt tymi mediami (podobno) ręcznie nie steruje, a jednak zachowują się dokładnie tak, jakby sterował. Dotychczas najbardziej mnie bulwersowało (dziwaczne słowo, swoją drogą, kuchenna francuszczyzna, jeśli mnie spytać, o wiele już wolę "anawa") to, jak zgrabnie leberały wymiksowały z publicznej świadomości i "wymiany idei" Ardreya - całkiem bez cenzury, przy "wolnym", jakby nie było, rynku...

Głównie chyba prawami autorskimi (nie jestem prawnikiem, ale tak mi to wyszło) i niewątpliwie subtelnym naciskiem na jego syna. (W końcu kto chce być dziecięciem wroga ludu, kiedy może być dziecięciem wybitnego scenarzysty i dramaturga?) Jednak to, co się w tej chwili, od jakiegoś czasu, dzieje w zachodnich mediach, zaczyna mi wyglądać na nowy etap i wersję o wiele bardziej dopracowaną.

A trzeba wam wiedzieć, że to nie tylko CNN i BBC, bo także parę innych amerykańskich kanałów oglądam, niezbyt pilnie, ale jednak okiem rzucam i w razie czego jak sęp, a do tego dwa francuskojęzyczne, czyli Francja, Belgia, Szwajcaria Romańska też.

Z tym że te francuskojęzyczne to po prostu zgroza, jaka tam miłość do "Zjednoczonej Europy" i ogólnie lewizna, więc nawet nie warto właściwie wspominać. Tym niemniej wydaje się, że na froncie propagandy oni mają to już nieźle dopięte, to zaś sugeruje, że przygotowani są na o wiele więcej i mają jeszcze sporo fajnych sztuczek w rękawie. (I kto im w tym może przeszkodzić?) Zresztą po co zgadywać, skoro gołym okiem widać sprawę tych tam "emigrantów" i to, co się w związku z tym dzieje.

* * *

Zapomniałem, że to jeszcze miałem napisać...

Ostatnia afera z cwanym układem fałszującym testy analizy spalin w tym sztandarowym produkcie naszych zachodnich sąsiadów nasuwa pytanie, czy ktoś się może zainteresował możliwością istnienia analogicznych układów np. w czołgach, które od tych sąsiadów Polska kupiła? (Szczerze mówiąc, to ja bym się nad tym zastanawiał o wiele wcześniej i nawet bez afery VW, choć to akurat do moich psich zawodowych obowiązków nie należy).

Powiedzmy my tu sobie dopracowujemy demokrację, a nasz sąsiad postanawia nam zafundować bratnią pomoc. My (choć to oczywiście myśl całkiem już nie z księżyca, tylko z jakiejś odległej galaktyki) tym nie jesteśmy zachwyceni i postanawiamy ich nieco postraszyć czołgami... Jakimi? 

Ponoć się Leopard wabią i są ichniej właśnie produkcji. A tutaj - zaskoczenie - czołgi, zamiast jeździć, warczeć i strzelać, zaczynają np. wygrywać skoczne umpa, umpa... I klepać drug druga po obciągniętych nieekologiczną skórą zadkach. Albo coś równe ludycznego. Komuś to, że spytam, pasuje? Czy może WŁAŚNIE DLATEGO te akurat czołgi kupiono? Czy po prostu nikt, bez afery VW i trujących ponad dopuszczalne normy spalin, na taką możliwość nie wpadł? No to niech wpadnie i sprawdzi!

Zresztą ta sprawa ma i drugi aspekt - równie ważny, a w każdym razie mniej hipo-od ew. bratniej zza Odry pomocy -tetyczny. Analiza spalin... zatrucie środowiska... warstwa ozonowa... ocieplenie klimatu... wspólny wysiłek Całej Ludzkości w celu zwalczenia tego wszystkiego... Nie szczędząc oczywiście środków i poświęceń.

Tyle że właśnie się okazało, że tutaj GRANO ABSOLUTNIE NIEUCZCIWIE, prawda? No to czy nie należy w takim przypadku wywrócić stolika, zerwać wszystkich dotychczasowych załganych umów, wypiąć się na poświęcenia...? Jeśli nawet pominiemy etyczny imperatyw dania winowajcy po mordzie. To oczywiście należy zrobić, ale to nie dla takich bantustanów jak III RP. 

Jednak gra była, jak się okazuje, od początku oszukana, nakładano na nas ciężary, samemu udając, że też się je dźwiga, co było kłamstwem... Więc co teraz? Które to pytanie kieruję do tzw. "polskich polityków". 

(Tym niemniej na PiS głosować 25. TRZEBA i jak mi ktoś powie, że to nie ma żadnego znaczenia, bo oszukują, albo że to jedna banda, to będę gryzł. Nie będę, z wrodzonej dobroci, nikogo wprost pytał, ale jak mi ktoś sam powie, że nie głosował, albo że nie na PiS, i nie zgwałcił w tym kierunku całej rodziny plus maksymalnej ilości krewnych i znajomych Królika - stanę się nieprzyjemny. Nie żartuję!)

triarius

P.S. Hejt hejt!

sobota, maja 23, 2015

Dzięki bogu za gejowskie małżeństwa!

- Słuchajcie Wiadernik! Dostaniecie nie jedną, ale dwie... Albo trzy, niech będzie! Łyżki drzemu - jeśli mi szybko znajdziecie i przyślecie do mnie Klumppa. Ale w try miga!
- Tak jest, towarzyszu pierw... Chciałem powiedzieć towarzyszu komisarzu. Ciągle mi się myli.
- Zamknijcie pysk i jazda, Wiadernik!

 "Co ja mam z tym kretynem", pomyślał. Ale już tylko tacy zostali, poza Klumppem oczywiście. Oficjalnie to baron Alfons von Klumppendumpf und Dumpfenklumpp. He he! Od jakiegoś czasu, czyli od ostatniej masowej nobilitacji dokonanej przez Unię. (Może były jakieś nowe, ale on o tym nic nie wiedział, bo nie miał jak.) Tutaj od lat żelazną ręką pełniący funkcję Yurfriendlipolisfirera. Przedtem podobno jego zawodem było jego imię, ale chyba nie chodziło o kobiety, bo Klumpp kobiet nie znosi.

Tylko Klumpp mógł sobie poradzić z tym zadaniem, jeśli w ogóle ktoś. Reszta... Jaka reszta? Jest Wiadernik, idiota ciągle napity, nawet w tych czasach, kiedy już nawet o w miarę normalny bimber trudno. Kiedyś pędziło się z cukru, to pamiętał, ale cukru od dawna już nikt tu nie oglądał. Trudno uwierzyć, że tego człek doczekał! Żeby tylko prole, to można zrozumieć - ale Europejska Elita!? Ciekawe z czego oni to dzisiaj pędzą, że Wiadernik i jemu podobni wciąż spici? Ze wszy? Może raczej z pluskiew. To by nawet miało tradycję, he he!

Spróbował się uśmiechnąć, bo żart mu się spodobał, ale nie wyszło. Westchnął więc, podrapał się po brodzie i spojrzał przez niesamowicie brudne okno na szary mur tuż za nim. Spojrzał dlatego, że z tamtej strony rozległy się strzały z broni maszynowej. Całkiem chyba niedaleko. Nic aż tak niezwykłego w tych czasach, oczywiście, ale wciąż miał taki odruch, że jak strzelali to spoglądał. Szczególnie oczywiście, jak jakaś porządna bomba i w pokoju dzwonią te nieludzko zapaćkane szyby. Bomb dzisiaj jeszcze nie było, więc to chyba islamiści kłócą się między sobą, na małą skalę znaczy. Chyba że... Wolał nie myśleć o innych możliwościach.

W ogóle to czuł się fatalnie. Niewyspany, to raz. Było paskudnie gorąco i jeszcze bardziej duszno, a wentylator oczywiście nie działa. Bo jak miał działać, skoro od czwartku prądu nie było nawet przez chwilę. Twarz, ogolona trzy dni temu cudem gdzieś znalezioną tępą żyletką, swędziała potwornie.  Nie mógł się zdecydować na brodę. Drapała (dzisiaj brzmi to cholernie ironicznie), a w dodatku ta plaga wszy. Choć niewykluczone, że za parę dni, za parę tygodni, wszyscy będą mieli brody. Z takiego czy innego powodu.

Znowu zaczynał go boleć łeb, jak zawsze nad lewym okiem. Tak się to zawsze zaczynało. W dodatku od wielu dni dręczyła go nadkwasota. Nadgniła cebula, którą próbował ostatnio zapełnić nieszczęsny żołądek, też w tym nie pomagała. Czuł to wyraźnie.

Z pomocników został tylko Klumpp, który i tak na pewno ćwiczy już pięć razy dziennie bicie czołem w kierunku Mekki... Oczywiście za bardzo mu nie ufa. Nikomu zresztą. Ale ten chociaż potrafiłby na przykład określić, w którą stronę jest ta Mekka. Reszta, Wiadernik i ci dwaj pozostali degeneraci... "Pozostali" w sensie jak najbardziej dosłownym, bo reszta gdzieś poznikała, od kiedy Góra przestała przysyłać żarcie, bimber i co tam jeszcze... Mało i marne jak cholera, ale zawsze. Od kiedy po żarcie trzeba było wychodzić za mur, zrobiło się naprawdę ciężko. Klumpp czasem jednak wychodził i nawet potrafił z czymś wrócić.

Świetnie w sumie (choć oczywiście tak myśleć nie wolno, i aż się zaśmiał), że prole spaliły mu ten posterunek. Musiał się tutaj wprowadzić. Teraz jest jakby moim podwładnym i w sumie tylko on. No i ja oczywiście. Jakoś to trzymamy. Jak długo jeszcze? Wolał nie myśleć - nigdy, a co dopiero teraz, kiedy łeb go bolał, morda swędziała, a w dłoni trzymał ten kurewski, kurewski, kurewski świstek.

Miesiąc, dwa temu, nie byłoby problemu. Zresztą nie było go i trzy tygodnie temu, kiedy taka sama rzecz się przecież udała. Ale są rzeczy, które mogą się udawać za każdym razem, kiedy sie chce, i są też takie... (O kurwa, mój łeb!) Są też takie, które mogą się udać tylko raz. Albo raz na jakiś czas. Lata czy coś. A tutaj... Jasna cholera - żądają tych cholernych pedałów, wysyłasz patrol żeby ich nałapać, odstawiasz gdzie trzeba, na jakiś czas odsuwasz widmo szturmu islamistów na osiedle... Potem niemal cała podległa ci policja...

Nie używał w swych prywatnych soliloquiach politpoprawnego określenia "Yurfriendlipolis", ani skrótu YFP. Kiedyś może by się tym niepokoił, ale teraz już nie. Unijna policja myśli nie zdążyła się rozwinąć zanim wszystko zdechło. Myśli były wciąż w sumie prywatne. A tak się przecież starali! Klumpp w sumie miał to i tak gdzieś, zajęty swymi dziwnymi interesami.

A reszta była daleko. Reszta ludzi z jakimś mózgiem, znaczy, bo Wiadernik i jego koledzy to co innego. Za to islamiści byli blisko, i, jak się okazywało, szybko mogli się znaleźć jeszcze bliżej. I prole. Taki wściekły głodny prol w amoku, szczególnie w większej ilości, to też... W końcu ten tam patrol to chyba nawet nie islamiści unicestwili, tylko, sądząc z przesłanek, właśnie prole. Jakąś by ekspedycję karną... E tam, nie ma się nawet co nakręcać!

Ten tytuł Klumppa to ciekawa sprawa. Lubił czasem o tym myśleć, bo go to bawiło, a mało miał teraz powodów do radości. Od kiedy euro-pieniądze straciły wszelką wartość, a cebuli, buraków i nafty, którymi przez czas jakiś opłacano, nagradzano i kupowano ludzi, zabrakło, Unia zaczęła masowo nadawać tytuły. Sam miał zostać hrabią, ale dokumenty gdzieś ponoć zaginęły. I nawet fajny sobie wymyślił herb. Wysłał oficjalną prośbę z opisem. Tak to miało wyglądać: "Stworzenie podobne do Angeli Merkel, Matki Nas Wszystkich, przebija Św. Jerzego kopią. (Aureola, na koszulce z przodu napis JERZY.) W naturalnych kolorach, w polu azur". Dookoła oczywiście gwiazdy w or, ale to wiadomo.

Posmarował też łapę komu trzeba, a właściwie to załatwił pewien kontakt. Śliska i niebezpieczna sprawa, więc sza! Jednak nic z tego nie wyszło. Szkoda! Ten herb to była genialna rzecz! No bo nawet jeśli, jakimś cudem, modły różnych tam Amalryków i to ich masowanie cnotki (własnej, bo i czyjej niby?)... Jakby to była zaczarowana lampa z Tysiąca i Jednej Nocy... He he! O tego tam Godfryda skądśtam na białym koniu...  Te naiwne brednie!  Gdyby więc to jakimś cudem, zadziałało, to dość łatwo byłoby odwrócić sytuację. Św. Jerzy przebija kopią smoka! Komuś tam się pokręciło, co za idioci w tej Brukseli! I git! Na cztery łapy, jak zawsze dotąd. Tylko, kurwa mać, ta dzisiejsza sprawa!

Klumpp (swoją drogą jemu dali herb z przydziału: cebula, w polu sable, pod nią napis GMO, argent. I oczywiście gwiazdy or, bo to ma każdy nowy arystokrata.) No więc Klumpp... He he, arystokrata, pęknę ze śmiechu! Za dwadzieścia pokoleń, jak się ucukruje! Ale nie zdąży! No to co robimy z tymi... Niech im będzie - "gejami"? Za pierwszym razem, kiedy ta ichnia organizacja przysłała brodacza i zażądała ich wydania - "wszystkich obrażających Allacha swoją chucią" i te rzeczy - nie było to aż tak trudne. Archiwa, choć komputery od dawna nie działały, zostały szczęśliwie zachowane w wydrukach. Ktoś miał przeczucie.

Poszli chłopcy, trochę popytali... Klumpp... Baron von Klumpp, z imienia i zawodu Alfons... Więc on, to mu trzeba przyznać, wie komu dać pół słoika dżemu, żeby śpiewał gdzie ukrywa się jakieś "gejowskie małżeństwo". Albo po prostu pedał. Za łyżkę dżemu z buraków prol więcej zrobi, niż tylko wyda sąsiada! Tym bardziej, że tych pedałów nienawidzą teraz oni wszyscy gorzej chyba niż w najgorszym średniowieczu. Bo to niby pupilki znienawidzonej Unii. Klumpp wiedział też oczywiście kogo warto po prostu ścisnąć za jaja. Po co bez sensu karmić prole łakociami? Tańsze, równie skuteczne. Dżem z buraków też przecież na drzewach nie rośnie!

Czy co tam ma taki prol, jeśli nie akurat jaja. Śpiewali jak w operze i większość pedałów udało się szybko wyłapać. Paru się nie udało, fakt. I ci się teraz mogą przydać. Jeśli się dadzą złowić, co nie jest proste. Oczywiście nikt nie sprawdzał, czy wszyscy ci wydani islamistom to naprawdę peda... geje. Klumpp z pewnością ułatwił sobie robotę, dobierając z porządnych. Ale co tam, gdzie drwa rąbią! Nie czas żałować... Proli, no bo czego innego? Snu mi to na pewno nie odbierze. To bydło i tyle!

Ale teraz? Pojawiła się ta nowa grupa islamistów, jakieś walki między nimi, jak słyszał... I też zażądali "grzeszników", żeby ich "przykładnie ukarać". Nie byłoby problemu, w końcu to tylko prole, ale skąd ich wziąć? Nabiorą się ci nowi na samych porządnych, normalnych, heteroseksualnych? Nie ma gwarancji! Zasięgną języka, tu ścisną, tu pół słoika dżemu... Pokażą zdjęcie gołej baby, albo jakiegoś szpetnego pedalstwa, i... Zresztą, jeśli ktoś w tych podłych czasach ma dżem, to właśnie tacy. Więc z tym nie będą mieli problemu. I jak się wyda? Zemszczą się. Koszmar!

A tu dookoła sami idioci i nikomu zaufać. Klumpp na pewno już myśli o przejściu na ich stronę, ale ta reszta też by chciała, tylko, po pierwsze nie wie, gdzie ta Mekka... Więc albo szukają, albo zwyczajowo biją czołem w kierunku Moskwy... A jeśli spróbują spełnić inne wymagania Proroka, to będzie rzeźnia! Aż się uśmiechnął na tę myśl. Z Klumppem byłoby co innego, ale on, na swoje szczęście, już nie musi.

O kurwa, co za cholerny problem! Co za chujowe życie! Mógłby się na to wypiąć i czekać co będzie, ale skąd by wtedy brał margarynę i cebulę? Które teraz robiły mu wprawdzie katastrofę w trzewiach, ale przecież bez żarcia się nie da! A poza mur nikt już dobrowolnie nie wyjdzie, góra Klumpp z kilkoma swoimi i bronią, i to kiedy akurat z islamistami zawarliśmy swego rodzaju chwilowy rozejm. Tylko, że teraz wygląda, że mamy tu w dzielnicy dwie grupy, więc jak się mam tą cholerną dupą do tego cholernego, cholernego wiatru ustawić?

Znowu spojrzał w okno. Tam za murem już nic się chyba nie działo. Tylko w oddali, z innej strony, słychać było pojedyncze strzały, ale jedynie z pistoletu. Podrapał się po swędzącym jak diabli policzku, westchnął i postanowił jednak tę sprawę jeszcze dzisiaj jakoś rozwiązać. Potem niech się dzieje co chce! I tak nie ma na to wpływu. Jest jakiś pozytyw w tej całej koszmarnej sytuacji. "A co by było", na głos sam zobie zadał to pytanie: "Gdyby nie było tych gejowskich małżeństw?! I, he he, ci islamiści, jeśli nadal by chcieli karać rozpustę, musieli by mieć ich łapanych pojedynczo - bez żadnej oficjalnej, urzędowej rejestracji?!

"Zgroza! Tak mamy za jednym połowem od razu dwóch pe... gejów. I od razu wiemy gdzie powinni siedzieć. Choć w tych czasach nikt się meldunkiem nie przejmuje, ale jednak. Mogli by być niezarejestrowani, mogli by żyć pojedynczo... I, o zgrozo, islamiści mogliby mieć jakąś inną obsesję - na przykład cebulę, albo powiedzmy słoninę. Nie, słoninę to nie! Ale niech będzie... Nafta! Albo coś. Ale niby skąd wziąć? Może "grzesznych unijnych urzędników"? Wzdrygnął się na tę myśl i zaczął z całej siły trzeć szyję i policzki.

Na razie musimy jednak tylko nałapać im tych tam gejów, skoro oni ich tak pragną do tych swoich... Jest z tym robota, tym razem to nawet cholerny problem, ale dotąd jakoś się kręciło. Dzięki bogu za te całe gejowskie małżeństwa!"

Całkiem blisko tym razem rozległ się potężny huk. Wszystko się zatrzęsło i z sufitu posypał się tynk.

triarius

niedziela, stycznia 04, 2015

Raduj się kopnięta...

... "prawico" spod znaku masochistycznej i wodzonej za nos przez wszelkie agentury głupoty! Oto spełnia się twoje odwieczne marzenie! Właśnie zobaczyłem na tasiemce francuskiej telewizji, że 11 bierzącego miesiąca zostanie w Belgii dokonana eutanazja gwałciciela - na jego własną oczywiście prośbę.

Jako że przy odrobinie wysiłku każdego można w pierdlu (w paru innych miejscach też zresztą) skłonić, aby grzecznie poprosił o eutanazję - was też oczywiście, durne pajace, w razie czego, choć was komuna kocha, więc na razie pewnie pożyjecie, choć równie marnie jak dotychczas - no to się cieszcie, bo przecież było wam wciąż za mało pały na wasze kretyńskie łby i bata na zgięte od szukania nosem w ziemi za groszem plecy, Nie pasowało wam nijak, że nie ma na was kary śmierci - przynajmniej oficjalnie, prawda?

Co to za niewolnik, którego pan nie może bezkarnie utrupić, i to przy gromkim aplauzie pozostałych niewolników w dodatku? To dopiero będzie pięke, to dopiero będzie prawicowe, prawda? Pewnie zaraz przetaniecie pierprzyć o "socjaliźmie" i jak nie lubicie Unii?

Z tak głupimi prolami naprawdę ta obecna "elita" nie musi być specjalnie elitarna (no bo i nie jest) - jesteście pajace stworzone na niewolników i oczywiście niewolnikami będziecie do końca waszych dni. Nie mówiąc już o waszych dzieciach i ew. wnukach. Gratulacje! A 11. proponuję zorganizować masowe i radosne demonstracje. Oraz wystosować dziękczynną epistołę do Brukseli. Szybko - bo nie zdążycie zebrać pod nią miliona podpisów!

Tylko nie zapomnijcie w niej nadmienić, że ta cała eutanazja nie jest może aż taka zła, jak wam się wydawało! Inaczej władza może tego nie docenić. Czy może jednak nie jest to wydarzenie, które nas za tydzień czeka, aż takie fajne? Bo jeszcze nie całkiem oficjalne, tak? Bo ma być tępienie nieposłusznych proli przy dźwiękach orkiestr dętych, z obowiązkowo sprowadzoną na tę okoliczność szkolną dziatwą i delegacjami zakładów pracy? Dopiero wtedy będzie napradę słusznie i ach, jakże prawicowo? A nie socjalistycznie jak dotąd?

Może się i tego doczekacie, ale nie bądźcie zbyt wybredni. I aż tak cholernie niecierpliwi. Ważne żeby władza mogła was w razie czego bez kłopotu utrupiać - to się w sumie liczy! Tak że wasze marzenie w sumie się przecież spełnia, na waszych oczach, a jeszcze przecież władza nie powiedziała ostatniego słowa. A wiec, jak będzie? Alleluja? No jasne że Alleluja!

triarius

piątek, października 24, 2014

Gawęda jak borsuk (tom 1)

Parę dni temu zepsuł mi się telewizor, więc, figlarnie ale nie całkiem od rzeczy, mógłbym stwierdzić, żem teraz człowiek wolny - jedyną wolnością o jakiej można jeszcze dzisiaj marzyć. Do telewizji mi się chwilowo nie spieszy, ale kiedy wspominam minione czasy, widzę, że jednak, inteligentnie i tygrysicznie z tego kontrowersyjnego dobra korzystając, coś tam jednak z niego miałem.

Bo to i Falvetti ze swoim Potopem, i Christina Pluhar z Zagubionymi Ptakami, ale także rzeczy z założenia mniej przyjemne, a jednak w jakiś sposób tygrysistę zapładniające. No a poza tym ja po prostu nie bardzo wiem, co się w świecie dzieje.

Myślałem, naiwny, że blogasy na szalomie mnie o tych sprawach wystarczająco poinformują, ale okazuje się, że tam biężączka chodzi stadami i w tej chwili takie np. Państwo Islamskie czy podboje Putina nikogo nie interesują, bo mają Sikorskiego Radka z jego żoną i dziwnymi wypowiedziami.

Nie mam więc pojęcia, czy Putin już przeprosił, oddał Krym i przyznał Biedroniowi order Lenina z diamentami, za "propagowanie tolerancji", czy też jeszcze nie. W końcu potraktowano go brutalnie, z tego co pamiętam - sankcje i dyplomatycznym półgłosem wypowiedziane "fi donc!" (co się na polski przekłada jako "Fifi, nie rusz!")...

No a Państwo Islamskie - czy oni już przeprosili i obiecali poprawę? A ogłosili Środę dniem świętym, zamiast Piątku? (No bo kto to w ogóle jest ten Piątek?) I zaczęli się do niej modlić? Naprawdę nic teraz nie wiem, na razie to jakoś znoszę, ale za jakiś czas będę albo musiał naprawić telewizor, albo zacząć szperać po zagranicznej prasie online. Kto by to pomyślał? Chyba że się na ten brak wiedzy o aktualnych wydarzeniach z czasem uodpornię - no bo w końcu co aż tak ważnego może się jeszcze wydarzyć?

Z tych rzeczy, które widziałem ostatnio w telewizji, był na przykład wywiad z Karolem Habsburgiem, wnukiem ostatniego cysorza. Na BBC. Gość był dla mnie z wyglądu i manier mniej wiecej równie arystokratyczny, co typowy sklepikarz, za to nawijał postępowo i "proeuropejsko" jak cholera. Rzekł nam m.in., że "po okropnościach wojny światowej zrozumiano, że tylko zjednoczona Europa może zapobiec nowej wojnie". Itd.

Czego ja kompletnie nie rozumiem. Albo raczej uważam to za wierutne kłamstwo. Jeśli bowiem w Europie są antagonizmy, wrogiści, konflikty, nienawiści - to pozbawienie wszystkich ich własnego państwa... A właściwie przecież nie "wszystkich", przynajmniej na razie, tylko mniej wartościowych...

W każdym razie zrobienie jakiegoś urzędniczego imperium, w którym ludzie nie będą mieli nic do powiedzenia o polityce (ani o niczym innym w sumie, ale na razie interesuje nas polityka), wzięcie wszystkich za mordę - w żaden sposób konfliktów nie wyeliminuje. No bo niby jak?

Jeśli "wychowaniem", no to po prostu znaczy, że tych ludzi będzie się - przymusowo, albo może bardziej za pomocą jakichś manipulacji - indoktrynować. Ale to oczywiście nie wystarczy, wie o tym każdy światły "Europejczyk", więc bez brania za mordę się nie da. Możemy to sobie nazwać "pokojem i miłością między"... Nie "narodami" chyba...

Między czymśtam... Ale w każdym razie, narody czy coś innego, to jest dokładnie to samo, co rządząca dzisiejszą amerykańską polityką reguła: "my nigdy nie ponosimy porażki, po prostu redefiniujemy sukces". (Swoją drogą, to musi być jakiś duch czasów, że oni tak wszyscy na raz. Spengler akhbar!)

Nie będzie może wojen takich, jak te dwie światowe, skoro narody nie będą miały własnych państw (z prawdziwego zdarzenia), a w związku z tym własnych armii... Ale ew. niechęci, nienawiści i konflikty oczywiście nie znikną, bo niby dlaczego by miały znikać? Będą istnieć nadal, po prostu jako konflikty klasowe, rozruchy, terroryzm, sankcje gospodarcze, bratnia pomoc, wychowywanie społeczeństwa ku czemuśtam... Tę listę można sobie wydłużać niemal w nieskończoność. (Oczywiście myśmy tego tu nie odkryli, bo to podstawy szpęgleryzmu.)

Jasne jest, że media (ach, stale jednak wracamy do tego mojego zepsutego telewizora!) ew. Wielkiej Wojny jak ta pierwsza światowa, na pewno nie przeoczą (z takich czy innych względów), podczas gdy te wszystkie konflikty w znacznej mierze tak. Już nawet rzeczy efektownie wypadające na ekranach są nam oszczędzane.

Jak rozruchy z paleniem samochodów i milionowe demonstracje (oczywiście te niesłuszne), a co dopiero samobójstwa ludzi zrujnowanych czy mających dość tego całego szczęścia z miłością na dodatek. Czy powiedzmy nienawiść między grupami społecznymi lub narodowościami, która wcale zdaje się nie niknąć, jeśli nie wprost przeciwnie.

(Swoją drogą, Polska powinna natychmiast przeprosić za tego Aarona, co to rozpruwał biedne londyńskie prostytutki! Wydało się, że to był nasz rodak, więc MSZ, Michnik, cała reszta - do roboty!)

O ile nie jest trudno zrozumieć, że po Wielkiej Wojnie (pierwszej światowej), w której działy się naprawdę rzeczy przeraźliwe... W ostatnich godzinach życia mojego telewizora widziałem akurat na BBC znakomity reportaż o nieznanych aspektach óczesnych walk w okopach. Na przykład o kunsztownych podkopach i ogromnych minach wysadzanych pod niemieckimi umocnieniami przez Anglików.

To była naprawdę rzeźnia, i nie dziwię się, że jej skutkiem stał się ten ogromny wzrost pacyfizmu. Pacyfizm to oczywście rozwiązanie fałszywe, chore i histeryczne - ale jednak w takiej sytuacji jak tamta, psychologicznie "naturalne". Natomiast pozbawianie ludzi ich własnego państwa, możliwości jakiegoś w miarę autentycznego uczestniczenia w życiu politycznym?

Jasne, że to zawsze było dalekie od ideału (coś w tym dziwnego dla prawicowca?), ale przecież to "europejskie" rozwiązanie z ideałem ma jeszcze o wiele mniej wspólnego. Chyba że przez "ideał" mamy rozumieć "coś oderwanego od życia, nierealnego i trzymanego przy życiu (?) jedynie kłamstwem i groźbą przemocy"...

No więc branie wszystkich za ryło "w interesie pokoju" nie jest moim skromnym żadnym rozwiązaniem problemu ludzkiej agresji i wojen - ani odruchowym i psychologicznie naturalnym, ani skutecznym i sensownym. Jednak oczywiście gdyby ten Habsburg gadał podobne rzeczy jak ja teraz, to by mu żadne BBC nie kadziły na temat jego "błękitnej krwi", i nie robiły z nim wywiadów w dobrym czasie antenowym.

To powyższe można sobie potraktować jako długi i niepozbawiony zalet wstęp do czegoś, o czym przede wszystkim chciałem dziś rozmawiać, tylko nie wiem, czy nie lepiej to odłożyć do drugiego tomu, albo na Św. Nigdy. Chodziło mi mianowicie o ten terroryzm, o którym nieco ostatnio pisałem, ale, jak mi się wydaje, niestety dość chaotycznie i trudno dla wielu zrozumiale.

Mam ostatnio z tym problemy - jednej strony całkiem sporo nieźle sprecyzowanych myśli w głowie, sercu, jaźni (czy gdzie tam), a z drugiej strony poczucie, że w książce to by może nieźle wypadło, ale na bloga to zbyt długie i zbyt złożone, a właściwie to po co, skoro ani z tego forsy, ani realnego wpływu na cokolwiek. Co najwyżej przyszłe nieprzyjemności, a to mi jakoś nie wystarcza. Nie wiem dlaczego. (To było, obowiązkowe zgodnie z odkryciami tygrysicznej nauki, zjadanie własnego ogona.)

Nie - faktycznie, chciałem pisać o terroryźmie, "terroryźmie", wojnie i tej całej kręcącej sie wokół owych tematów załganej i oglupiającej propagandzie, ale chyba napisało nam się coś w miarę z sensem, co stanowi pewną całość, przynajmniej jak na blogaskowy standard, więc tamto zostawmy sobie na ew., Deo volente, następny tom. Tak będzie składniej i sensowniej.

triarius

P.S. Rozum oczywiście NIE JEST "jedyną bronią człowieka", ale w czasach takich jak te, od niego musi się wszystko zacząć. (Jeśli w ogóle miałoby się zacząć.)

wtorek, września 09, 2014

Czy AKowcy byli terrorystami? (2)

Dlaczego rozróżnienie wojny i terroryzmu miałoby być ważne? A dlatego, że gdyby się okazało, że ktoś nam jedno wdusza jako drugie, to automatycznie narzuca się pytanie po co to robi - po co uprawia tę propagandę, czy może po prostu oszustwo? I co my na to? Byłoby to w końcu coś jak sprzedawanie nam agrestu z porannym zarostem jako winogron, zgoda?

Od razu możemy stwierdzić, że "terroryzm" to słowo nie tylko naładowane emocjami - w końcu "wojna" też jest - ale jednoznacznie wartościujące, które wywołuje od razu negatywne emocje. Z takimi zaś słowami ZAWSZE trzeba uważać! Przyznam, że ja nie lubię i nawet się poniekąd obawiam wywoływania emocji - które nie bardzo wiadomo do czego mają doprowadzić, do jakich działań (a że emocje nieprowadzące do działań to z założenia gwarantowana choroba duszy, to chyba już wiemy?) - nawet gdy chodzi o nasze, polskie patriotyczne emocje.

Prowadziliśmy na ten temat ostre spory z niezapomnianym Nickiem, który sądził, iż niemal każda patriotyczna emocja jest bezcenna, a Polakom do szczęścia i do wyzwolenia Ojczyzny potrzeba po prostu, i jedynie, odpowiednio te swoje emocje rozbuchać - mniejsza już o jakie konkretnie emocje chodzi, byle patriotyczne!

Ja się z tym kompletnie nie zgadzam, a tutaj w dodatku mamy nie nasze patriotyczne emocje, tylko, jakby nie było, obce i skierowane przede wszystkim do rasowych lemingów. Tak że sam fakt, iż jakieś słowo jest ogromnie naładowane emocjami i odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki w mediach, powinien nam zapalić choćby małą ostrzegawczą lampkę.

A jak jest z "wojną"? Wojna oczywiście może być "sprawiedliwa" (może być, zgoda, ten cydzysłów nie dlatego, żeby nie mogła), może być także wielką okazją dla rządzących do zjednoczenia poddanych pod swoją władzą... W końcu pamiętamy, co mówi Ardrey o spójności wewnętrznej każdej grupy, jako funkcji zewnętrznej agresji, prawda?

Wtedy oczywiście sztandary, werble, trąby, pióropusze, a starcy zawodzą i biało ubrane dziewczątka sypią płatki kwiecia. Jednak, przynajmniej w tych czasach, ktoś taki jak laureat Pokojowej Nagrody Nobla ("na zachętę") specjalnie się ze swoimi wojnami obnosić nie będzie. No, chyba że to "wojna z terroryzmem". Wtedy mamy szansę na najlepsze z obu światów - jesteśmy super słodcy, pacyfistyczni i człowiekolubni, a starcy mogą zawodzic i trąby grzmieć.

Fajnie, tylko pytanie jaki w tym DLA NAS interes? Choć, po prawdzie, nieprzesadnie lubię mówić w międzynarodowym kontekście o "interesach", bo to mi się kojarzy z geszeftem. Fakt - wielu tak właśnie traktuje politykę, ale mnie się wydaje, że coś jeszcze obok, zamiast, czy ponad to powinno w polskiej (ewentualnej niestety, dzisiaj oczywiście jest inaczej) polityce istnieć.

Zgoda? W każdym razie, jeśli "wojna" to są dwie strony, każda ma jakieś w miarę konkretne cele... A jeśli ten paskudny "terroryzm", to mamy coś takiego jak epidemię eboli, plagę szarańczy, lub wściekłe psy szalejące po ulicach... Albo i gorzej, bo te wszystkie zjawiska nie mają, w końcu sumienia, a człowiek ma...

I my - wszyscy, "wszyscy ludzie dobrej woli", chciałoby się rzec - MUSIMY po prostu kipieć z oburzenia i zrobić wszystko, żeby tę epodemię, tę plagę, tę wścieklicę wyplenić. O nic oczywiście nie pytając, oddając wszystkie swoje siły w zarząd temu biedakowi, którego owe plagi najbardziej doświadczyły... Bo to nasz ludzki obowiązek, po prostu!

Wszelkie pytania o to, czy w tym, powiedzmy, Iraku, koniecznie musi być za parę lat za proroka i autorytet pan Biedroń z panią Środą - no bo przecież tego się domagają owe "prawa człowieka", których tak nie znoszą ci "terroryści", a które my, wraz z całym światem, w kontraście do tych terrorystów i żeby po prostu nie być jak oni, musimy wielbić!

Wielbić i walczyć o nie. Jeśli trzeba, to dla nich ginąć. Nie zadając wulgarnych pytań, o co właściwie walczymy poza ew. tym, żeby amerykańskim dziennikarzom, którzy się tam zaplątali, nie obcinano głów. Do Unii też wstępowaliśmy i miało być cudnie - nic nam ta Unia nie miała zakazywać, nieba za to przychylać każdego dnia...

A teraz, przy wszystkich tych przezabawnych sankcjach, coraz bardziej wydaje się prawdopodobne, że Unia odda nas (temu czy następnemu) Putinowi - żeby ochronić świat przed atomową zagładą oczywiście. Jednak oszołomem trzeba być i złym człowiekiem, żeby w ogóle mówić o "oddaniu Polski", skoro to przecie za parę lat nie będzie żadna "Polska", tylko wschodnie połacie Unii. Więc co to za demagogia? Część tubylców pojedzie zarabiać krocie do jakichś fajnych krajów, część odkryje w sobie krew niemiecką, część jakąś inną... Zresztą Izrael trzeba będzie wkrótce gdzieś przenieść.

Więc wstępowaliśmy my na przykład do tej Unii (nie ja oczywiście) cali w skowronkach, a okazało się co się okazało. Może ci tam "terroryści" też się czegoś takiego boją? Mieliśmy tu kiedyś taki fajny cytat z Gibbona, wklejmyż go sobie ponownie (Chodzi o regenta i coś w stylu faktycznego cesarza Zimiscesa, który zmarł w roku 976, przedtem 12 lat rządził, Tłumaczenie moje własne.)
Największa część jego panowania została spędzona w obozie i w polu: jego osobista odwaga i aktywność objawiły się na Dunajem i Tygrysem, dawnych granicach rzymskiego świata, a dzięki podwójnemu triumfowi nad Rosjanami i Saracenami zasłużył sobie na tytuł zbawcy imperium i zdobywcy Wschodu. Za swym ostatnim powrotem z Syrii, zaobserwował, że najżyźniejsze ziemie jego nowych prowincji są w posiadaniu eunuchów. "I to dla nich", wykrzyknął ze szczerym oburzeniem, "walczyliśmy i zwyciężaliśmy? To dla nich przelewaliśmy naszą krew i opróżnialiśmy skarbce naszego ludu?" Ta skarga została powtórzona echem w pałacu i śmierć Zimiscesa jest silnie naznaczona podejrzeniem otrucia.
Podstawmy sobie pod "eunuchów" panią Środę, panów Biedronia i Sierakowskiego... Czy to nie nabiera aktualności? No to właśnie! Do końca naszych rozważań jeszcze daleko, ale na razie zrobimy sobie przerwę, może nie na wieki wieków.

c.d. Deo volente et Obama drona nie spuściwszy n.

triarius

poniedziałek, września 01, 2014

Biężączka o nowym Rumpuju co nim został nasz Tuś, ale nie tylko...

Tusia zrobili nowym Rumpujem (Alleluja!) i ludzie mają różne fajne hipotezy na temat przyczyn tego faktu. (Na temat ew. skutków też zresztą. Jak np. b. szybkie przyjęcie przez ten nasz nieszczęsny kraj waluty ojro.) Podoba mi się hipoteza Toyaha. która nawet, jak widziałem, trafiła na jedynkę SG szalomu. Taka mianowicie, że Unia nie mogła już więcej patrzeć na to co Platforma wyprawia, więc ją rozmontowali, rozpoczynając od głowy i zwornika.

Jest też parę podobnych głosów, przypisujących jednak główną rolę Amerykanom - w końcu ten tam Cameron to raczej ich chłopak, niż Merkeli czy po prostu Unii - do czego wstępem byłyby słynne ośmiorniczkowe taśmy, a niewykluczone, że i parę innych wcześniejszych wydarzeń dałoby się tak interpretować. Jako chęć pozbycia się Tusia znaczy, żeby w końcu rozwalić Platformę. (Po czym PiS "weźmie władzę", skompromituje się w ciągu roku doszczętnie, a lud magna voce zawoła o przyłączenie jako land do Niemiec, albo inne "roztopienie się w Europie".)

Coś w tym może być, a ta perspektywa "władzy" PiS nawet nie wygląda optymistycznie, więc o tej strony nawet trudno mi się czepiać, ale ja mam nieco inną hipotezę, która mi się jednak wydaje bardziej prawdopodobna. Otóż, jak się okazuje Tuś wśród zachodnich lemingów robi za skrajnego rusofoba, wiecie? Ktoś na szalomie zadał sobie trud by wybrać i przetłumaczyć głosy lemingów z jakiegoś popularnego farancuskiego forum, no i rzeczywiście! Przerażeni, że im rusofoba wybrali i co teraz będzie z Unią!?

My jednak, lemingami nie będący, dobrze wiemy, że ta tusiowa rusofobia to tylko pic dla lemingów. Jasne - dawno sobie już ustaliliśmy, że słodkie wargi Merkeli mogą nawet i Tusiowi bardziej smakować, niż kagiebowskie obcasy Putina, ale że Putin ma na Tusia (jak i na Merkelę zresztą) haków skolko ugodno i Tuś mu nigdy naprawdę nie podskoczy, to też wiemy. No więc mi się widzi, że oni wybrali celowo gościa, który robi za hiper-rusofoba i wroga Putina, a jednocześnie jest Putina... Nie powiem "przyjacielem", bo Putin z tego typu indywiduami na pewno się nie przyjaźni, ale jednak jest dla Putina wygodny i nie stwarza mu problemów. (Jeśli nie znacznie więcej.) A do tego pewnie, w wolnych od walki o pokój chwilach, nieźle go bawi.

To by mogło nawet być z Putinem uzgodnione, i nawet jeśli rzeczywiście Cameron miał w tym jakiś większy udział, to przecież on także chce z Putkiem handlować i w ogóle, a jednocześnie nieco mu głupio pokazywać, że w stosunku do Putka on jest tylko robiącym sobie z gęby holewę postpolitykiem, a jego kraj, zrujnowanej podobno i ledwo zipiącej, Rosji nie podskoczy.

* * *

Nazwano mnie kilkukrotnie - oczywiście że w sumie żartem, ale nie bez podstaw, jak sądzę - "Naczelnym Spenglerystą RP"... A ja mam wyznanie do wyznania, istny coming out! Otóż dopiero kilka dni temu zacząłem czytać "Duch pruski i socjalizm", zawarty w wydanym w roku 1990 przez PIW zbiorze pomniejszych pism Spenglera, noszącym tytuł "Historia, kultura, polityka". Inne rzeczy z tej książki czytałem, choć też nie wszystkie, co wkrótce zamierzam naprawić, ale tego jakoś nie mogłem.

W ogóle to moje lektury są bardzo idiosynkratyczne, żeby tak to określić. Jeśli coś mnie odrzuca, to raczej tego nie czytam, choćby mnie ciągnęli zgrają perszeronów. Nie znoszę martyrologii, sadyzmu w rodzaju świdrowania Azji oczu, w dodatku przez "naszego" i z dziką satysfakcją naszych sytych i bezpiecznych mieszczan... Nawet te tam sprawy w "Ojcu chrzestnym" mnie w sumie mierżą. Jedyna martyrologia jaka mnie w sumie cieszy, to kiedy komuch daje w dupę drugiemu komuchowi - wszystkie te żony Slanskiego, "Ciemność w południe", Krawczenko itd.

To było o mnie, ale tym razem nie chodziło o to, żebym nie był lepszy od Ziemkiewicza (a kto to Ziemkiewicz?), tylko żeby wyjaśnić, jak to możliwe, żeby taki jak ja wielbiciel Spenglera i "naczelny", mógł tej dość ważnej, jak mówią, jego pracy, po prostu nie raczyć. Choć samą książkę miał wielokrotnie w rękach i stała przez lata na jego półce. (Nawet chyba w dwóch egzemplarzach, choć jakoś nigdy dwóch na raz nie widziałem.)

Ale jednak jakoś mnie nie ciągnęło do tego socjalizmu z duchem pruskim na dodatek. Zważcie jednak, moi państwo, wcale nie o "socjalizm" chodziło! Przeciwko "socjalizmowi" Spenglera ja nic w sumie nie mam. Wiem, że gość na pewno nie jest marksistą, a "socjalizm" - bez żadnych kwantyfikatorów - to może być masa najróżniejszych rzeczy. Niemal wszystko w sumie - poza oczywiście liberalizmem, ale to mi akurat całkiem nie przeszkadza. Człowiek to w końcu istota społeczna, czyli SOCJALNA. Zgoda?

Nie - mnie od tego tekstu odrzucało... Może nie całkiem odrzucało, ale bałem się, że mnie w nim Spengler rozczaruje i co wtedy będzie?! Więc tym, co mnie powstrzymywało, był ten "duch pruski". Nie przepadam za Niemcami w ogóle, a już prusactwo to całkiem mnie odrzuca. Podczas gdy Spengler był niemieckim patriotą, a do tego uważał się za Prusaka, choć, jak kojarzę, to było takie bismarkowskie prusactwo, bo on z Prus nie pochodził. Trudno mieć do gościa pretensje o jego patriotyzm - tym bardziej, że jednak to nie jest taki sam chory patriotyzm, jaki np. co chwilę widzimy w wykonaniu Rosjan - ale jednak dla Polaka pruski patriotyzm może być trudny do strawienia.

Ja zaś, jak już wspomniałem, jeśli coś znajduję niestrawnym, to nie zmuszam się z reguły do jedzenia. (Zabawne, że miałem nawet dość spore szanse na pisanie doktoratu z historii idei, ale co ze mnie byłby za historyk idei, skoro ja nie potrafię strawić żadnego nudziarza czy idioty, a nawet z uwielbianym Spenglerem mam problem, kiedy gość w samym tytule deklaruje już swoją pruskość! Więc dobrze się stało, że jednak się od tej naukowej kariery powstrzymałem, czując drobne wątpliwości.)

No i dobra... To był długi, rozwlekły wstęp, a teraz samo sedno: "Duch pruski i socjalizm" to fantastyczny tekst, który polecam wszystkim inteligentnym ludziom aspirującym do zrozumienia historii, polityki, liberalizmów, kapitalizmów, marksizmu, Anglii, Niemiec, Rewolucji Francuskiej, katolicyzmu, Tygrysizmu Stosowanego i czego tam jeszcze! Serio!

Poszukajcie sobie wspomnianej książki na jakichś Allegrach, kupcie ją - dopóki jeszcze wolno i nie grozi to łagrem! Odłóżcie na bok narodowe uprzedzenia - wiem, że w pierwszej chwili te różne pochlebne w sumie opinie na temat Prus mogą być dla Polaka trudno strawne, ale przezwyciężcie to, bo tak trzeba... Przeczytajcie raz, dokładnie, bez negatywnego nastawienia i z góry założonych tez... Po tygodniu lub dwóch przeczytajcie ponownie (i jak wyżej)... Po następnym tygodniu lub dwóch - znowu.

Naprawdę, w tym tekście jest taka masa treści i on mi - staremu w końcu aredreyicznemu spengleryście - tyle rzeczy wyjaśnił i naprostował, że to jest absolutnie podstawowa lektura Tygrysizmu. A że akurat rozpoczyna się nowy rok szkolny, więc można zacząć ponownie fałdować korę i wyjaśniać sobie co jest co. Gdyby paru ludzi ten tekst przeczytało, może by się dało wreszcie z sensem podyskutować i jakoś ten Tygrysizm pchnąć do przodu. Jedni mają liberalizm, inni mają Dugina - a my na razie co? Konecznego? Nie wiem - śmiać się czy płakać. Jeśli tak ma nadal być, to sorry, ale ja jadę na pampę!

Przeczytać "Duch pruski i socjalizm"! Inne teksty z tego tomiku też oczywiście należy, prędzej czy później, przeczytać. Tyle razy, ile potrzeba by zrozumieć i przestać reagować głównie na słowa, hasła i cudzy patriotyzm, nawet jeśli jest to patriotyzm kraju, który nigdy nie był i nigdy nie będzie naszym przyjacielem. Ale uczyć się choćby od diabła, a Spengler zresztą diabła - nawet ze swoim pruskim patriotyzmem - raczej nie przypomina.

Tak jak Fryc Wielki walił swych poddanych kijem wrzeszcząc: "Kochać swojego króla, kochać!" - tak ja teraz walę was wirtualnie kijem krzycząc: "Czytać o duchu pruskim i socjaliźmie, czytać!" A teraz odmaszerować!

triarius

P.S. "Trudno o coś bardziej żałosnego od prób jakiegoś tam protestantyzmu, by truchło swe ożywić wcierając w nie bolszewickie łajno", mówi Oswald Spengler w reklamowanym tu przeze mnie tekście. Gorzej, że (czego nawet Spengler nie przewidział) dzisiaj w równym stopniu dotyczy to także katolicyzmu.

wtorek, grudnia 24, 2013

Z czego się wzięła cywilizacja łacińska?

Wielu potencjalnych czytelników z pewnością od razu zniechęcę, ale z wrodzonej szczerości na przywitanie mówię, że właściwie to w tym tytule "cywilizacja łacińska" powinna być w cudzysłowie. Nie chodzi mi tu bowiem o wyjaśnianie skąd się ona wzięła - z założeniem że ona rzeczywiście istnieje lub istniała... (U nas znaczy, bo tu o tę polską "cywilizację łacińską", odkrytą przez Konecznego, chodzi.) Tylko o to skąd w ogóle wzięła się taka dziwna koncepcja.

Dodatkowo muszę z góry powiedzieć, że poniższe wywody stanowią jedynie moją własną prywatną hipotezę, na którą formalnie nie ma żadnych hiper-naukowych dowodów. I w ogóle nie zamierzam tutaj jakiejś szczególnie "naukowej" formy udawać. (Do nauki mam zresztą stosunek w sumie pozytywny, ale nie fanatyczny. A historia idei to w ogóle nie całkiem nauka.) Co nie znaczy jednak, by ta hipoteza, moim zdaniem, nie była jak najbardziej słuszna i by tu się wszystko ładnie nie zazębiało. No i oczywiście wszystkie fakty i informacje staram się podać ściśle i bona fide.

A więc wyjaśnijmy sobie jak to z tą "cywilizacją łacińską" naprawdę zapewne było. Będziemy się w tym celu musieli cofnąć o dwa tysiąclecia. (Do czasów zatem, w których naprawdę jakaś "łacińska cywilizacja" bez cienia wątpliwości istniała.)

Mamy rok dziewiąty po narodzeniu Chrystusa. Trzy rzymskie legiony maszerują przez puszcze i bagna Germanii, wspierane przez dużą ilość pomocniczych germańskich oddziałów, dowodzonych przez mocno zromanizowanego Arminiusza. (W oryginale "Arminius" i ja, mimo ks. Wujka, o wiele taką oryginalną formę wolę. Ale cóż.) W sumie jakieś 30 tysięcy ludzi, z czego około 20 tysięcy Rzymian.

Arminiusz, niczym szczery Konrad Wallenrod, niby pomaga Rzymianom sforsować bardzo dla nich przecie trudny teren, ale naprawdę dąży do wciągnięcia ich w zasadzkę. Co mu się udaje. W pewnym momencie germańskie oddziały zwracają ostrza przeciw legionistom, z zarośli wyłaniają się dalsze watachy Germanów... Skutkiem jest rzeź, z której uratowało się kilku zaledwie Rzymian.

Bitwa ta (na ile bitwą tę rzeź można w ogóle nazwać, kwestia definicji) była z pewnością jedną z najważniejszych w historii. Cesarz August nigdy już się podobno z szoku wywołanego tą wiadomością nie podniósł. Miał po nocach chodzić i wołać "Warusie, oddaj mi moje legiony". (Warus, w oryginale Varus, to był ich dowódca.) Rzymianie zrozumieli, że ich siła zbrojna ma jednak poważne ograniczenia, a odludzia Germanii i ich bitni mieszkańcy, to nie to samo co zmęczone cywilizacją krainy Bliskiego Wschodu, czy wiecznie ze sobą skłócone plemiona Celtów.

Z czasem doprowadziło to - ta świadomość i te obiektywne ograniczenia - do próby otoczenia jądra imperium fortyfikacjami, a potem do stopniowego porzucania tych fortyfikacji, poczynając od tych najbardziej zewnętrznych. Sukces zaś - jeśli spojrzymy na to od tej przeciwnej strony - Germanów, dał im świadomość, że nie są wobec Rzymu bezbronni, ukazał im ich własną siłę i luki w gardzie przeciwnika. Co z czasem okazało się dwiema z tych rzeczy, które doprowadzily do upadku Imperium.

Po co cofnęliśmy się aż tak daleko? Po co ja o tym tutaj opowiadam? Ano dlatego, że w czasach, gdy, po Napoleonie (który tam wyczyniał różne rzeczy i sporo się przyczynił do tego, co się potem tam działo), rodziły się w Niemczech narodowe uczucia - wszystkie te "wędrowne ptaki", czyli młodzież wędrująca pieszo po kraju, zbierająca legendy i ludowe śpiewki...

Masa takich rzeczy była tam w wieku XIX, lewizna tego strasznie nie lubi i wciąż pisze książki o tym, jak to prostą drogą prowadziło do Hitlera... (Spengler też się tam oczywiście załapuje - jakżeby nie! Ale też właściwie nic poza Szkołą Frankfurcką z przyległościami nie ma szansy się tej brawurowej lewackiej burzy i naporowi oprzeć, więc czym tu się przejmować.)

No i w tym całym ruchu - narodowego odrodzenia, który stanowił zresztą część o wiele szerszego, ponadnarodowego historycznego trendu panującego w owym okresie - nie mogło przecież zabraknąć kultu Arminiusza! Prawda? My też byśmy go wykorzystywali, gdybyśmy go mieli. Zdrada, fakt, ale jakież to ma znaczenie wobec wolności i jej alternatywy - niewolnictwa?

No bo w końcu my możemy sobie tę, prawdziwą, pierwotną, łacińską kulturę chwalić i wyobrażać sobie na jej temat bógwico, ale dla wielu to była wtedy swego rodzaju Ojropejska Unia, i to taka, jaką ta "nasza" (?) będzie dopiero za lat parę, o ile dożyje, o ile jej się uda, kiedy zacznie tępić niepokornych "eurosceptyków" i udzielać bratniej pomocy krajom, którym się członkostwo nie dość podoba. (Że o powtarzaniu referendów aż do pożądanego przez ojrobiurokratów skutku nie wspomnę.)

No i faktycznie kult Arminiusza był ogromny, kult "miłujących wolność, męskich i w ogóle cudnych, Germanów" takoż. Trudno się dziwić. No a dość naturalną koleją rzeczy Imperium Romanum nie miało za to w tamtych kręgach dobrej prasy. Były to zaś kręgi naprawdę szerokie, elokwentne i wpływowe. Była w nich także młodzież, miało to zatem przyszłość... (Bo to nie była III RP, ani nawet Unia Ojro.)

Wybudowano na przykład Arminiuszowi niesamowicie wysoki pomnik, który w dodatku stał na jakiejś tam wysokiej górze, i było go widać z... Nie pamiętam ilu, ale paru dni drogi od tego punktu. Albo co najmniej z jednego dnia drogi, a i to nie jest byle czym. (Mam to opisane w jednej książce, ale chyba jej tak łatwo nie znajdę, więc mówię w przybliżeniu.) I tak dalej. A pism - mniej i bardziej uczonych, mniej lub bardziej duszeszczipatielnych - nie zliczysz!

Tak więc mieli Niemcy swoją narodową ideologię - "wolna Germania, skutecznie broniąca się przed łacińskim pedalstwem i niewolnictwem"... Te rzeczy. A ideologia narodowa, czy może ładniej "narodowa IDEA", to, jak celnie cały czas podkreśla choćby "Coryllus" Maciejewski, to PODSTAWA. Absolutna!

Bez tego obywatele... (Jacy obywatele? To będzie stado lemingów albo innych fellachów, jeśli bez narodowej idei!) Nie wiedzą, dlaczego by w ogóle się mieli dla tej "ojczyzny" poświęcać.... Obcy zaś nie widzą powodu, by jej przyznawać prawo do istnienia. Co czasem jednak ma swoje znaczenie - ludu III RP!

W najbardziej skrajnym przypadku taka narodowa idea potrafi być tak skuteczna, że po prostu paraliżuje całe otoczenie, które, wulgarny najczęściej i egoistyczny, interes danego państwa zaczyna z przekonaniem uważać za samą wcieloną PRAWDĘ. To jest dopiero osiągnięcie! Nie znacie takich przypadków?

No to spróbujcie spojrzeć, tak jak to robi Coryllus, na miłościwie nam panujący LIBERALIZM ("liberalną demokrację", jeśli ktoś woli, bo to o to tutaj chodzi), wraz z PRAWAMI CZŁOWIEKA, jako na angielską (czy może brytyjską) IDEĘ NARODOWĄ właśnie! Powtarzam: taka naprawdę super dopieszczona narodowa (i państwowa jednocześnie) ideologia po prostu PARALIŻUJE OFIARY! Zastanówcie się chwilę podczas oglądania najbliższego Dziennika TV, a może zrozumiecie o co mi chodzi.

Ta właśnie ideologia jest nam wpajana od niemal trzystu lat, z drobnymi przerwami. I jak najmiłościwiej nam przecież panującą - do tego stopnia, że mało kto odważa się ją widzieć jako coś innego niż PRAWDĘ, DOBRO LUDZKOŚCI i SPRAWIEDLIWOŚĆ. Możecie także dodać tu "wolny rynek", bo to jest w tym samym pakiecie, tylko nie chciałem na to tutaj kłaść akcentu.

Albo weźcie sobie na warsztacik kwestię taką, dlaczego najwiekszą zbrodnią jest dzisiaj "antysemityzm", choć po prawdzie nikt nie wie co to oznacza i nikomu zdaje się to nawet nie przeszkadzać. To także narodowa idea, choć może nie tylko to. (No i ten naród też byłby nieco innego typu. Spengler, Rtęciowcy, te rzeczy. Kto wie to wie, inni wiedzieć nie muszą, skoro nie chcą.)

Wróćmy jednak po tym długim marszu przez lasy i bagna do naszego Konecznego. Do naszego Konecznego i jego koncepcji. Koncepcji tej mianowicie, że Polska to "cywilizacja łacińska", a Niemcy (sorry, muszę zmienić pampersa, bo się posikałem ze śmiechu) to Bizancjum.

Czasy były wtedy takie, jakie były. (Teraz też są, choć w szczegółach nieco inne.) Każdy naród musiał mieć narodową ideologię. No i każdy szanujący się naród ją miał. Niemcy co mieli? No właśnie - śmy sobie o tym przed chwilą rozmawiali. Germanów, ach jakich męskich, bitnych, kochających wolność... Wrogich łacińskim miazmatom i całemu temu pedalstwu. (Rosja też oczywiście zawsze swoje ideologie miała. I to jakie!)

No to jak na to miała odpowiedzieć Polska? Wolni Słowianie, broniący się przed wolnymi Germanami? I nie lubiący jak cholera Rzymian? Czyli może tych z Watykanu? Niespecjalnie to mi się wydaje przydatne w przepychankach między państwami i narodami, a wam? Konecznemu też się nie wydawało, więc poszedł po rozum do głowy i rzekł: "Wy wolni Germanie? No to my Rzym! Kto w końcu obficiej figuruje w uczonych pismach? Kto ma więcej popiersi w muzeach? Kto zaliczył więcej sławnych zwycięstw i chwalebnych klęsk? Jasne że MY! Rzym znaczy."

Nieźle im przygadał, ale to był człowiek bystry, miał twórczą inwencję, więc jeszcze poprawił i szkopom dodatkowo przywalił. Mówiąc im tak: "Zresztą jacy z was wolni Germanie? Bizantiany jesteście, a to znacznie gorsze od Rzymu Augusta i Werusa!" No i ci Niemcy faktycznie by się po tym nie podnieśli, gdyby nie takie drobiazgi, że np. oni o tym w ogóle nic nie wiedzieli. Ale i tak kompleksy doprowadziły ich do tego, że dali nam w kość w '39, potem wyprawiali u nas różne dość paskudne rzeczy, a na koniec stworzyli Unię.

Można to oceniać różnie, trzeba jednak oddać Konecznemu sprawiedliwość - gość postawił sobie zadanie, które było istotne i na czasie, rozwiązując je w sposób znakomity i błyskotliwy. Że jest to narodowa propaganda, a nie żadna tam "naukowa" czy "paranaukowa" historiozofia (jak np. ta Spenglera), to chyba powinno być już w tej chwili jasne. Czy to jest jakaś wada? Ja tego tak nie widzę.

Młotek służy do młotkowania, dłuto do dłutkowania, szydło do szydełkowania... Czy jakoś tak. Wiecie o co chodzi, nie? No a narodowa idea, czy, inaczej mówiąc, nacjonalistyczna propaganda, to całkiem co innego niż próba autentycznego odczytania historii na nowo. (Niezależnie od tego, czy z danym konkretnym odczytaniem na nowo historii ktoś się zgadza, czy też nie.) Bez narodowej idei, a nawet idei państwowej, się nie obejdziemy!

To co zrobił Koneczny było sensowne i zapewne jakoś skuteczne - tylko że to było wtedy, a to nie były nasze czasy. Teraz, obawiam się, lepiej by było zostawić Arminiusza, pseudo-Bizancja, podrabiane Rzymy swojemu losowi. I spróbować znaleźć coś aktualnie skutecznego. Nośnego - ach!

Dixi! (Bo tak się składa, że ja łacinę jednak liznąłem, a nawet mam z niej eksternistyczną maturę na maksymalną uppsalską ocenę. Mimo to, za "cywilizację łacińską" się nie uważam.)

triarius

P.S. O Adasiu nic nie było. No i dobrze, przeżyje! 

sobota, września 28, 2013

Dożynanie watah... (Spokojnie, na razie nie tutaj.)

Zajrzałem na szalom, zajrzałem na Facebooka, i jakoś nigdzie nie rzuciły mi się w oczy informacje czy komentarze na temat tego, że w Grecji aresztowano całą czołówkę trzeciej parlamentarnej partii w tym kraju, w tym coś ze trzech parlamentarzystów.

Pretekst oczywiście taki, że kilka dni temu jakiś ponoć członek owej partii utrupił nożem lewaka. Po czym w Grecji lewizna przez wiele dni biła się z policją, paląc wszystko co się dało, domagając się delegalizacji owej, "neonazistowskiej" pono, partii.

Znając retorykę lewizny, serdecznie wątpię, by owa partia miała dużo wspólnego akurat z nazizmem, tym bardziej, że nazizm jednak wciąż wielu się kojarzy z Niemcami, a ci chyba specjalnie popularni w Grecji nie są, i to z paru powodów.

W każdym razie postępowe i "proeuropejskie" telewizje, na przykład francuski kanał dla zagranicy, radośnie pokazywały owe lewiźniane bitwy z policją i palenie czego się dało, ale w komentarzu nie było najmniejszego nawet oburzenia, natomiast pełne zrozumienie dla postulatu delegalizacji "neonazistów".

Nie muszę chyba nikomu przypominać, co się w naszym kraju działo, kiedy zwolennik, a być może po prostu członek, Miłościwie Nam Panującej Platformy zarżnął pisowca i pokaleczył drugiego. Tak więc w jakiś automatyzm delegalizowania w Unii Europejskiej partii z powodu wybryków ich wielbicieli nie za bardzo wierzę.

 Wiem chyba za to, dlaczego Tusk i reszta gromadki tacy stosunkowo spokojni i pogodni. Szykuje się nam, i z pewnością nie tylko nam tutaj w tym nieszczęsnym kraju, niezły atak na "faszystów", "nacjonalistów" prawdziwych i rzekomych, czyli w sumie na wszelką realną opozycję wobec tego raju, który mamy, i który nam szykują, na wszelką w miarę realną prawicę, wszelkich patriotów swoich krajów, niewątpliwie też na katolicyzm (w jego nieskurwionej dotąd wersji)...

Będzie naprawdę wesoło, i to już wkrótce. Tym bardziej, że z różnych źródeł, których tutaj nie chcę konkretnie wymieniać, słyszy się o prowokacji szykowanej na 11. listopada. Chodzi zaś o niebylejakie źródła. Co jest przecież tylko potwierdzeniem, bo i bez tego chyba sprawa jest jasna. Optymistyczne byłoby w tym wszystkim raczej to, że mielibyśmy jeszcze sześć tygodni czasu, czego jakoś ja nie jestem niestety całkiem pewien.

W każdym razie wydaje się, że oni sobie tak fajnie to wszystko podzielili, że nikt się nie wzruszy w  jednym "europejskim" kraju, gdy w innym "europejskim" kraju będą wsadzać do pierdla, albo i gorzej, opozycję. I o to przecież chodziło! Całkiem możliwe, że od razu "Ojcom Założycielom". A durna "prawica" dała się kolejny raz nabrać lewiźnie niczym stado upośledzonych na umyśle ciapków.

triarius