sobota, marca 08, 2008

Jeśli ktoś bardzo pragnie, może to uznać za tekst na 8. Marca

Uważa się powszechnie, że pracę zawodową kobiety masowo rozpoczęły w wyniku dwóch wojen światowych, kiedy to mężczyzn brakowało, więc one musiały przejąć dużą część dotychczac typowo męskich ról i zawodów. Zgoda, coś w tym niewątpliwie jest, ale weźmy na przykład taką Szwecję. Kraj, który w obu wojnach światowych udziału nie brał i w ogóle wojen nie prowadził od stuleci, a w którym pracuje zarobkowo poza domem niemal sto procent kobiet, zaś psychologicznie, kobieta która takiej pracy nie ma, czuje się dokładnie tak samo podle - tak samo skrzywdzona przez los czy społeczeństwo - jak mężczyzna w podobnej sytuacji.

Jest to, przyznasz Czytelnku, spore osiągnięcie! Nie mówię, że coś cennego w sensie wartości, ale na pewno sukces inżynierii społecznej. W kraju, gdzie w końcu tego typu "osiągnięcia" są bardzo cenione i naprawdę hojnie "obywatelom" przez władzę serwowane, ci zaś przyjmują je z zadziwiającą pokorą, jeśli nawet nie zawsze z entuzjazmem. Jak zatem można wytłumaczyć to, dość w końcu wyłamujące się z wojennego paradygmatu, zjawisko?

Spotkałem się kiedyś z interesującym, i z pewnością w dużej mierze prawdziwym, wytłumaczeniem. Otóż zaraz po drugiej wojnie światowej den svenske mannen zapragnął własnego automobilu, w związku z czym, niewiele myśląc, wysłał współmałżonke do pracy zarobkowej. Rodzina dorobiła się wymarzonego pojazdu, który ma do dzisiaj - nie ten sam wprawdzie, ale w sumie bardzo podobne krowiaste Volvo - a żona pracować by już po prostu nie mogła.

Nie mogłaby, ponieważ, po pierwsze - rodzina by już dzisiaj z jednej pensji nie wyżyła. Po drugie - ponieważ teraz jest to już społeczną normą, więc i odgórne naciski idą w tym kierunku, jak i psychika szwedzkich kobiet jest odpowiednio ukształtowana. One po prostu "realizują się" w pracy zarobkowej, oczywiście poza domem! Drobiazgi w rodzaju tego, że półroczne dziecko oddawane jest do przedszkola, gdzie, zgodnie z wymaganiami ideologi, zajmują się nim mało męscy faceci i ledwo sobie radzące z językiem imigrantki z dalekich krajów. Plus różni ludzie, którzy muszą pracować, bo jakby inaczej - w tym oczywiście i kobiety, co tutaj akurat nie jest rzeczą najgorszą, a do żadnej ambitniejszej i lepiej płatnej pracy się nie nadają.

Szwedzkie zwalczanie bezrobocia to w ogóle temat-rzeka. Który w dodatku wiąże się w niemałym stopniu z moim głównym tutaj tematem. Otóż w Szwecji nie da się zmniejszać biurokracji także dlatego, że wtedy podnosi się wielki wrzask, że "urzędniczkami są przecież przeważnie kobiety, więc zwalnianie ich zaburzy strukturę zatrudnienia i cofnie równouprawnienie". A kto, że spytam, wysłał te swoje żony do pracy? (Kto nie wie, niech czyta od nowa!) I z jakich to motywów? Jeśli odpowiedziałeś, że "aby budować socjalizm", to niestety, tym razem, kulą w płot. Czytaj od nowa! Motywy te były bowiem czysto ekonomiczne, czysto liberalne - czysta chciwość i pragnienie błyskotek. Bez myślenia o realnych, dalekosiężnych kosztach, bez myślenia o skutkach uboczncyh.

Wracając do tamtejszych uciech życia rodzinnego, które w pewnym przynajmniej stopniu osiągnięto dzięki tamtej zbiorowej decyzji ówczesnych jedynych żywicieli rodziny. Swego czasu gdzieś przeczytałem, że szwedzcy rodzice ze swymi dziećmi - a nie mówię już o półrocznych niemowlakach, tylko o nastolatkach - rozmawiają przeciętnie 7 minut dziennie. Przeczytałem to pewnie z 20 lat temu, wątpię jednak, by to się znacząco od tamtych czasów poprawiło. Za co można w Szwecji zostać pozbawionym praw rodzicielskich, a do tego "nieoficjalnie" zostać publicznie ostemplowanym jako "pedofil", oraz tego, jak tamte dzieci to "sprytnie" i niemal na każdym kroku wykorzystują, nie będę tu opowiadał, bo to temat na inną okazję.

Powie ktoś, że fakt, teraz oboje małżonkowie (małżonkowie? w istocie raczej rzadko, choć to akurat nie jest aż tak ważne) pracują, ale przecież żyją i lepiej, niż w latach '40. Ano żyją lepiej, choć nie zawsze, bo kryzysy ekonomiczne, z bezrobociem, potrafią tam być długotrwałe i dotkliwe, wiem coś o tym z własnego doświadczenia. Teraz akurat takiego nie ma i Szwecja robi za cud gospodarczy. Zobaczymy co będzie dalej, ja tam jestem dość sceptyczny.

Fakt, Szwedzka rodzina ma teraz domek, połączony w szereg z innymi takimi, na trzydziestoletnie spłaty, Volvo, telewizję satelitarną, wakacje za granicą, często łódkę i taką chatkę gdzieś w plenerze. Majątku jednak Szwed ma przeciętnie kilkukrotnie mniej, niż np. Włoch, a kilkunastokrotnie mniej niż Niemiec. (Wykupią nas wszystkich, Hitler zwycięży!) Oraz mają gwarancję - no, niemal gwarancję, bo w końcu to nie może trwać wiecznie - że nie zostaną bezdomni, choćby stracili pracę, a jeśli udowodni się, że się jest alkoholikiem, to dostanie się zasiłek i na wódkę. Przynajmniej tak bywa, co jest potem przez nie lubiącą socjalizmu prasę dość mocno nagłaśniane.

Ma się też gwarancję, iż życie zakończy się w domu starców, gdzie człowiek będzie sobie siedział w oczekiwaniu na śmierć, która nie ma się prawa zbytnio odwlekać... Oj, daliby mu wtedy, oj dali! No bo przecież nie można zbyt długo zajmować innym tego cennego miejsca. Siedział, oraz leżał, potem to już raczej to drugie, z pampersem gdzie należy, od czasu do czasu przewijany przez jakiegoś imigranta dowolnej płci - z reguły ciemnoskórego, słabo znającego język i z dnia na dzień bardziej nienawidzącego tej swojej pracy, ludzi których musi wbrew sobie tak obsługiwać, oraz całego tego sytego i z sytości zidiocialego kraju.

Mógłbym opisywać różne takie specyficzne smaczki godzinami, ale nie tym razem. Chodziło mi o ukazanie interesującego moim zdaniem przecięcia kwestii "równouprawnienia kobiet" z kwestią ekonomiczną... Nie bójmy sie tego słowa - z liberalizmem. Tak zwani "konserwatywni liberałowie" (czy może odwrotnie, trudno to zapamiętać) twierdzą, iż "wolny rynek" jak najbardziej sprzyja konserwatywnym wartościom, zaś to, co tym wartościom szkodzi, to "socjalizm". Tutaj, mimo, że w Szwecji socjalizmu faktycznie nie brakuje, wydaje się być inaczej. Pierwszy impuls był jak najbardziej ekonomiczny, rynkowy, liberalny. Czyż nie?

Cóż jednak się dziwić, skoro liberałowie także za nasprowadzanie tych wszystkich imigrantów - którzy mieli tyrać w fabrykach i wywozić śmieci, podczas gdy tubylcy, rasa panów, mieli osiągać wyższe rzeczy - także próbuja winić "socjalizm", nie zaś chciwość, która dla nich jest przecież, mówią nam to bez przerwy i otwartym tekstem, bóstwem? To dyrektorzy wielkich firm domagali się siły roboczej! To przedsiębiorcy! To liberałowie! Teraz jednak, kiedy potomkowie tamtych emigrantów, bez zawodu, praktycznie nie znający miejscowego języka, znarkotyzowani, snują się po ulicach, czyniąc niektóre dzielnice enklawami czegoś całkowicie nie-europejskiego, niezbyt głośno i chętnie się do tego przyznają.

No więc tutaj podałem drugi tego rodzaju przykład, jak to ekonomiczna chcica i liberalne motywy prowadzą do mało konserwatywnych skutków, a w dodatku do skutków, które już nawet z czysto liberalnego punktu widzenia są jak najbardziej szkodliwe. Chodzi o skutki takie, jak przerost biurokracji i cykliczne, ale naprawdę poważne, problemy z bezrobociem.

Jeśli ktoś bardzo chce, to może ten tekścik uznać za hołd złożony wszystkim patriotycznym i sensownym polskim kobietom, w dniu tego ich rzekomego święta. Które sam uważam za dość błazeńskie i komunistycznej proweniencji, ale zdaje się są tacy, i to godni szacunku, którzy to widzą inaczej. A więc - wsiewo najłuczsziejszewo s Mieżdunarodnom Żienskom Dniom! (Na Boga, tylko niech się nikt nie próbuje uczyć z tego tutaj rosyjskiego!)

Choć oczywiście największą frajdę, darujcie to Cnotliwe Dziewice, Piękne Damy i Szacowne Matrony, sprawiło mi kolejne kopnięcie w kostkę zadufanego w sobie i głoszącego obrażające ludzki umysł brednie leberała.


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz