czwartek, grudnia 18, 2008

Do kurwy nędzy ludzie - nie bójcie się IPN'u!

Czytam sobie Barbarę Tuchman o XIV wieku. Doszedłem w końcu do chłopskiego powstania zwanego Żakerią. Jak ja lubię te ludowe powstania - chaos, namiętności, krew, goła władza, żadnego "Postępu", żadnych "Praw Ekonomii"... W takich momentach nawet liberalnie nastawiony historyk (to poniekąd zresztą oksymoron, bo liberałowie nic z historii nie kapują i tworzą z niej niemal wyłącznie umoralniające gnioty, powinni chyba mieć ustawowy zakaz pisania o historii)... Więc, jak mówię, w takich momentach nawet liberalnie nastawiony historyk ma trudności ze spapraniem swej roboty.

Przed opisem Żakerii, naprawdę fajnym, była dola chłopa. Dola, w sensie płaczu nad jego losem, ale i po prostu opis jego życia i jego sytuacji w ówczesnej Francji. No i wtedy, jak zawsze w podobnych przypadkach, poczułem najpierw przypływ nadziei, potem jednak ta nadzieja zgasła... Znowu bowiem nie znalazłem tego, czego najbardziej od niezliczonych już lat pragnąłbym się dowiedzieć - na temat IPN'u.

O średniowieczu czytało się sporo książek, łącznie z klasycznymi pozycjami, jak "Społeczeństwo feudalne" Blocha. Nie mówiąc już o esejach w rodzaju "Jesieni średniowiecza" Huyzingi, czy różnych Bainvillach i Gaxotte'ach. Historią interesuję się bowiem od pół wieku z okładem. Nikt jednak z wymienionych autorów, ani nawet z pomniejszych popularyzatorów, nie potrafił mi nic powiedzieć na temat, który mnie dziko fascynuje od kiedy sięga moja pamięć. Czyli na temat IPN'u.

Obok historii mam bowiem parę innych zainteresowań, a do najbardziej ulubionych należy erotologia stosowana i pornoskopia porównawcza. I na styku właśnie tych dziedzin z historiografią leży dziedzina o której mam zamiar dziś rozmawiać: Ius Primae Noctis (dalej w skrócie IPN).

Jeśli ktoś nie wie, ani nawet nie potrafi się domyślić, co IPN oznacza, to albo nie chodził do szkoły (mógł mieć lepsze rzeczy do roboty, zgoda), albo też chodził, ale to było oszustwo a nie szkoła... I teraz, jeśli taki ktoś pokornie skłoni głowę i wyszepcze, że nie wie i prosi o przetłumaczenie - nie ma problemu! Wyjaśnię, dodając coś o kaganku oświaty. A zakończę słowami: "idź dziecię, ja cię uczyć karzę". Choć właściwie sam już nauczyłem, więc iść nie musi. A jeśli serce mi podpowie, wezmę takiego słodkiego niedouczka na kolana, przytulę i pogłaskam po czuprynce.

Jeśli jednak będzie to ktoś hardy, ktoś kto powie: "nie wiem co to znaczy, ale i tak jestem inteligentem, wykształciuchem!"... (Z dumą to powie, bo "wykształciuch" to już dla niektórych dzisiaj nobilitacja.) To ja odpowiem: "Won niedouku, na drzewo niedokształciuchu! Nie masz pojęcia o podstawowej łacinie - nie jesteś żaden inteligent!"

A teraz, obu tym kategoriom niedou(cz)ków, choć jednej ze znacznie większą przyjemnością, wyjaśniam, że IPN to Prawo Pierwszej Nocy. Słyszeli? No to właśnie.

No i teraz chodzi o to, że takie zjawisko istniało, przynajmniej w folklorze historycznym. Skoro każdy o tym słyszał, a już ja na pewno. Dlaczego więc NIGDZIE nie można się dowiedzieć, co to naprawdę było? Gdzie występowało i kiedy? Jak funkcjonowało w szczegółach? I te rzeczy.

Mógłbym niby pójść po ten informacje na Wikipedię, ale tam w istotnych sprawach (a za taką, bez żartów, uważam tę kwestię) piszą głupoty i lewackie kłamstwa. Po prostu. Mógłbym wrzucić w googla, ale googiel daje się przecież od lat cenzurować Kitajcom, a ostatnio podpisał zgodę na cenzurowanie treści na YouTube z b. paskudną żydowską masonerią. I cholera wie komu jeszcze robi na rączkę nieco ciszej.

A ja naprawdę chciałbym się wielu rzeczy dowiedzieć, chciałbym by mi wyjaśniono (oprócz już wymienionych) na przykład:
  • jak do tej sprawy podchodził Kościół? czy kiedy taka mężatka napoczęta w ramach feudalnego prawa przez Pana Hrabiego (lub innego Barona, Kasztelana, Podsędka itp.) wchodziła do lokalnego kościoła, to: a) natychmiast robiono jej miejsce w ławce dla VIP'ów; czy też b) ksiądz automatycznie zaczynał kazanie na temat Jezabeli i jej obleśnych figlasów, patrząc na nią przy tym wymownie, a cała kongregacja ostentacyjnie odsuwała się od jawnogrzesznicy?

  • czy Pan Hrabia (Podsędek itp.) traktował potem męża wzmiankowanej (byłej) panienki jak krewnego? mówił do niego "szwagrze?" i wzajemnie? czy też boczyli się na siebie?

  • jakie były potem stosunki Pana Hrabiego (Podsędka itp.) z jego teściową na jedną noc? a z teściem?

  • co się działo, jeśli w ramionach Pana Hrabiego (Podsędka itp.) panienka (wtedy jeszcze) okazała się nie być już w całym tego słowa znaczeniu panienką?

  • jeśli zaś panienka (jeszcze, o dziwo) okazała się potem w łożnicy (co za słowo!) swego prawowitego małżonka nadal panienką - CO WTEDY się działo?
Takich, i jeszcze bardziej dociekliwych, pytań mam dziesiątki, jeśli nie setki. I dlatego wznoszę okrzyk, magna voce zresztą (niedokształciuchy, domyślajcie się co to znaczy!):

Historycy! Popularyzatorzy historii! Wsłuchujcie się w zew pasjonatów! Przyłóżcie ucho do ziemi i odpowiedzcie na ewidentne zapotrzebowania! Zacznijcie wreszcie uczciwie zaczerniać te białe karty! Kwestia IPN to właśnie jeden z przykładów waszych infantylnych lęków, waszego wygodnictwa, waszego tchórzostwa po prostu!

Mówię więc po raz ostatni tak łagodnie i bez gróźb. Łaskawie zwróćcie na moje słowa należytą uwagę, bo w nieskończoność powtarzał nie będę i w końcu was moja frustracja zaboli:

Ludzie, do jasnej i niespodziewanej cholery - NIE BÓJCIE SIĘ IPN'u!

A teraz DO ROBOTY!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

9 komentarzy:

  1. zupełnie Ciebie nie rozumiem... przecież Ty domagasz się, spełnienia swojego zapotrzebowania na wolnym rynku - zapotrzebowania, które może byc dośc powszechne - a nie jest realizowane przez państwową szkołę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Jerzy

    Ta szkoła faktycznie jest kijowa, ale przecież to nie jest moje państwo i moja państwowa szkoła.

    Poza tym wyjaśniam, że ja tu sobie nieco robię żarty z leberałów i ich podpuszczam.

    Widać, że się naiwniaki nabrali. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Jerzy c.d.

    Nigdym też nie twierdził, że wszelkie szkoły ponadpodstawowe muszą być państwowe.

    Podstawówki też zapewne nie muszą, choć powinny trzymać standard i być pod jakąś kontrolą.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. aha - nie wiem o co chodzi z tymi leberałami - ale wyższośc wyboru (wolny rynek) nad jego brakiem (państwo) jest chyba oczywista

    i ja to skomentowałem - nie w kontekście nabijania się z leberałów, ale całego Twojego oeuvru

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Jerzy

    Ten wybór jest na plusa, zgoda. Ale dla mnie sprawa trzeciorzędnej wagi.

    Najważniejsze jest kto rządzi. W ekonomi najważniejsze jest nie jakieś absolutne i zbiorcze "bogactwo" kraju (w prywatnych rekach), tylko znowu przede wszystkim kto rządzi.

    Robimy sobie "postęp" i całkiem próbujemy ignorować sprawę tego, że nikt naprawdę nie jest dzisiaj szczęśliwszy - mniejsza już że nie szlachetniejszy - niż 500 czy 2 tys. lat temu.

    Kiedy nie było ani "równouprawnienia", ani różowych golarek, ani żelów do pięt, ani zestawów kina domowego, ani leberałów.

    Więc jak to do kurwy nędzy działa?

    Że spytam.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałem, że IPN to taki wymysł protestancko-oświceniowej propagandy. Przynajmniej Messori w "Czarnych Kartach Kościoła" tak pisze. "W każdym razie panuje opinia, że jeśli „dopełnienie" cudzego małżeństwa dotyczyło jedynie świeckiego feudała, Kościół, który dysponował dostateczną mocą, aby nie dopuścić do tego, albo się nie sprzeciwiał, albo je tolerował, stając się w ten sposób wspólnikiem feudała.
    Wszystko to jest kompletnym fałszem, przynajmniej W odniesieniu do christianitas katolickiej Europy Zachodniej, Podkreślamy „Zachodniej", ponieważ w Europie Wschodniej, o grecko-słowiańskiej tradycji (chociaż i to mogłoby zostać wyjaśnione jasnym sprzeciwem Kościoła ortodoksyjnego), aż do końca XVII wieku wielcy posiadacze ziemscy rzeczywiście próbowali stosować wobec swoich poddanych to „prawo". Mogło też ono być egzekwowane przez kasty kapłańskie niektórych religii niechrześcijańskich. Między innymi było praktykowane wśród niektórych plemion afrykańskich i, przede wszystkim, w Ameryce przedkolumbijskiej. Z owego ius seksualnego korzystał także kler buddyjski w rejonach azjatyckich, jak np. w Birmie. Nie ma natomiast najmniejszych śladów, które potwierdzałyby takież postępowanie w katolickiej Europie."

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Anonimowy

    Dzięki serdeczne za to bezcenne info!

    Naprawdę mnie ta sprawa intryguje, bo to jest jedna z tych rzeczy, gdzie się masa ważnych spraw przecina, niby w jakimś ognisku.

    I ta informacja wydaje się być jak najbardziej rzetelna. W końcu jeśli w poważnej historiografii nie natrafiłem nigdy na ślad tego zwyczaju w odniesieniu do katolickiej Europy (bo nie chodzi przecież o ludność Balearów z czasów Wojen Punickich), to czegoś to raczej dowodzi.

    Naprawdę dzięki!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. i takie cwane były padalce, żeby to nazwać sobie po łacinie? i to jeszcze per ius, a nie lex, co by sugerowało zwyczaj/duch prawa o rodowodzie najpóźniej średniowiecznym? dziwne, acz nie niemożliwe. zresztą wystarczy, że taki termin powstałby w opisie zwyczajów barbarzynców, a potem został "sprzeniewierzony".

    OdpowiedzUsuń
  9. @ loyolist

    Profesjonalna robota. Przewidzieli widać rosnącą rolę mediów.

    Mieli chyba zresztą sporo niewykorzytanych łacinników, to ich rzucili na ten odcinek. Dobra stara bolszewicka szkoła!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń