wtorek, marca 31, 2009

Moja modlitwa

Moja modlitwa jest krótka. Moja modlitwa jest krótka, bo ani Bóg, ani ja, nie mamy czasu na codzienne wysłuchiwanie czy powtarzanie tych samych długich modlitw. Moja modlitwa jest krótka, ale każde jej słowo wymawiam zawsze z naciskiem i najszczerszym przekonaniem, przemawiając w imieniu zarówno własnym, jak i całego nieszczęsnego narodu, którego jestem częścią. Oto moja modlitwa:

Od głodu, moru i k*winicznego obłędu chroń nas Panie!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

6 komentarzy:

  1. Od Głodu Ojropejsów, Korwinizmu strzeż mnie Panie!

    Pozdro.:D

    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Anonimowy (Iwona)

    "Od głodu Ojropejsów"?! "Panie korwinizmu chroń"?!

    Strasznie to wieloznacznie zabrzmiało!

    ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Ot sprawa jednego przcinka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przecinek mi się zapodział, ale dość śmieszno wyszło.
    Pozdro.:D

    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  5. Co byś odpowiedział panu Adamowi Cebuli, który jest ścisłowcem i wrogiem lichwiarskiego demolibu, a jednak wnioski ma dokładnie przeciwstawne Twoim? Cebula dowodzi, iż "ziś, w dobie powszechnej kontroli, nie miałbym najmniejszych trudności, by zupełnie niezauważony dotrzeć choćby z Wrocławia do Warszawy. Wystarczy wsiąść do pociągu byle jakiego, na dworcu Wrocek nawet Główny. Kamery? Pójdziesz do lumpeksu, nadziejesz kaptur na głowę. Przy średniej znajomości rozkładu tych kamer albo po prostu przy konsekwentnym gapieniu się w podłogę na taśmie zostanie zarejestrowany zgarbiony osobnik w ubraniu, którego może się pozbyć przy najbliższej okazji. Można po prostu wsiąść do samochodu. Jeśli nawet zamierzamy średnio się stosować do ograniczeń prędkości, to jadąc bocznymi drogami, owszem, klnąc na dziury i oznakowanie, dojedziemy praktycznie bez przeszkód i bez ryzyka, że zostaniemy zatrzymani przez policję. I to przy założeniu, że policja wie, kogo szukać. Gdy mówimy o zbieraniu haków „na zapas”, wyobraźmy sobie przeglądanie taśm z ostatniego roku z kilku dworców, na których mogliśmy być. W czasie stanu wojennego został wykonany swego rodzaju pomiar skuteczności kontroli społeczeństwa. Wyszło, że gdy liczba kontrolowanych przekracza kilka procent ogółu mieszkańców kraju, jest to już daleko poza możliwościami aparatu policyjnego. Wyobraźmy sobie teraz sytuację konspiratora czy kombinatora sto lat wcześniej. Ma do dyspozycji ledwie kilka linii kolejowych. Musi znaleźć się w jakichś zajazdach, gdzie ludzi jest niewielu w porównaniu z dzisiejszymi dworcami. Każdy obcy zostanie zauważony. Ubranie jest charakterystycznym wyróżnikiem, bo każdy ciuch w porównaniu z dzisiejszymi czasami jest koszmarnie drogi. Ponadto ubranie jest przypisane do określonej klasy społecznej. Od razu wiemy, z kim mamy do czynienia. Na dodatek w swoim miejscu zamieszkania wszyscy wiedzą, kto kim jest, z czego się utrzymuje czy wreszcie jakie ma poglądy. Wystarczy zajrzeć do mieszkania i zobaczyć, jakie ma książki. Książki i gazety są drogie. Wystarczy zapytać kioskarza, co delikwent kupuje".

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Anonimowy

    Wiesz, jest w tym sporo sensu. Jednak nie wszystko wydaje mi się do końca wyjaśnione. No dobra, powiedzmy że ten czy ów pojedynczy buntownik mógłby się przedostać z Warszawy do Wrocławia niezauważony. Jednak co miałby zaatakować? Wszystko co istotne jest naprawdę nieźle zabezpieczone. Potężne środki zniszczenia też wydają się być strzeżone skutecznie, choć tu bym nie przesadzał.

    Najważniejsze jednak jest całkowite spacyfikowanie ogółu - bo niech taki ktoś przejedzie sobie do tego Wrocławia i oni go nie rozpoznają. Jednak potem będą studiować aż rozpoznają. No i zwykli zjadacze chleba, którzy zostaną rozpoznani jako kontakty czy sprzymierzeńcy, dostaną w dupę. Niekoniecznie od razu na szubienicę, może nawet nie pan-od-śrub, ale jest przecież totalna zależność wszystkiego od leberalnego układu.

    Ja na to spoglądam od innej strony: co dzisiaj znaczy jakaś barykada, wobec broni maszynowej, chemicznej i lotnictwa? Kiedy całe wielkie miasta i regiony można po prostu wziąć głodem, ponieważ w ich zapleczu nie ma żadnego naturalnego, samowystarczalnego rolnictwa, a wszystko jest nastawione na globalną wymianę.

    Kontakty ludzie mają przez sieć, co by nie powiedzieć o łatwości kontaktów, więc w parę godzin po wyłączeniu prądu kontaktów nie ma.

    Warto by te sprawy było dokładnie przeanalizować, argumenty są z obu stron, jednak wydaje mi się, że przynajmniej masy, nawet niby wrogie establishmentowi, są zastraszone i przekonane o swej bezsilności. A bez tego niewiele da się zrobić, znaczy bez poparcia sporej części "zwykłych" ludzi.

    Jasne, że ten cały syf nie ma wielkiej odporności na ludzi gotowych poświęcić życie - bez picu i melodramatu, ale po prostu. I to pewnie w końcu ten syf zniszczy. Jednak tacy ludzie to nie my, ani nikt, kto by dzielił nasze wartości. No a desperat-samobójca może dziś dość łatwo postrzelać w przychodni do pacjentów, jednak jakiś bardziej strategiczny cel wydaje się być b. trudno osiągalny w obecnej sytuacji. Więc ci desperaci w stylu zachodnim też niczego nie zrobią. Przyjdzie poczekać na al kaidę, a tego przecież wcale nie pragniemy. ;-)

    Na zakończenie powiem, że łatwo dziś czy trudno przejechać anonimowo 400 km, ale faktem jest, że kamery się parę lat temu pojawiły i się mnożą, że nikt się nie interesuje tym, czy jakieś ABW śledzi rozmowy na gg, a inne Gestapo rozmowy przez komórkę, że niedługo ludzie z radosnym kwikiem dadzą sobie wszczepić chipy...

    Takie są skutki leberalizmu, a w sumie, spenglerycznie patrząc, to jest po prostu ta faza w naszej cywilizacji i nic tu się nie da zrobić. Ktoś tak czy tak to bydło musi wziąć za mordy.

    Adam Cebula mi się, w sumie, z tego co mówisz, b. podoba - będę sobie musiał czegoś bliższego poszukać.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń