wtorek, czerwca 16, 2009

Spengler o rynkach finansowych

Oczywiście to bzdura, że wszystko co piszę to tylko wariacje na temat Spenglera i jego propagowanie, choć nie zamierzam przeczyć, że Spenglera magnum opus jest dla mnie książką genialną ponad normalną ludzką miarę. Zawiera ona jednak ponad 900 stron, które bardzo trudno jest jakoś wykorzystać na blogu - czy to w postaci jakichś moich własnych syntez, czy to w postaci oryginalnych (choć przetłumaczonych na polski) fragmentów.

Dlatego też sporo radości daje mi za każdym razem odkrycie jakiegoś niezbyt wielkiego fragmentu tej genialnej książki, na tyle kompletnego i zamkniętego, że nadaje się do umieszczenia na blogu, z nadzieją, że ten i ów coś z tego zrozumie.

Jakaż więc była moja radość, kiedy wczoraj na stronie 98 drugiego tomu autoryzowanego angielskiego wydania (bo niemieckiego nie znam i w tym akurat przypadku nieco tego żałuję, choć w większości innych nie)
znalazłem fragment znakomity - bowiem nie tylko stanowi pewnego rodzaju zamkniętą całość - ale w dodatku hiper-aktualny! Jeśli ktoś się głęboko wczyta, a potem ew. wmyśli, może nawet uznać, że proroczy. Nie zapominajmy, że było to pisane w czasach pierwszej wojny światowej, a wydane po raz pierwszy w roku 1922.

Przekład jest na tyle ścisły, na ile się to dało w miarę szybko zrobić, w sumie tym razem wyszło to nawet całkiem ściśle i dosłownie. Ten plus między akapitami pokazuje, że tam właśnie podzieliłem jeden oryginalny akapit dla poprawienia czytelności w sieci.

Nieznającym Spenglera nawet na tyle, by wiedzieć, że Kultura to wcześniejsza, twórcza i organiczna faza rozwoju "cywilizacji", a Cywilizacja to jej faza późna, mechaniczna, nietwórcza i coraz bardziej schyłkowa - niniejszym to mówię.

Proszę państwa - Oswald Spengler z roku 1922:



[_ _ _ ] Tutaj pojęcie pieniądza osiąga swą pełną abstrakcyjność. Już nie służy wyłącznie rozumieniu ekonomicznych stosunków, ale podporządkowuje wymianę dóbr swej własnej ewolucji. Wartościuje rzeczy, już nie pomiędzy jedną a drugą, ale w odniesieniu do siebie. Jego związek z ziemią i żyjącym z ziemi człowiekiem tak kompletnie zanikł, że w myśli ekonomicznej wiodących miast - "rynków finansowych" - jest on ignorowany. Pieniądz stał się teraz potęgą, a co więcej, potęgą całkowicie intelektualną i jedynie wyrażaną w metalu, którym się posługuje, potęgą, której rzeczywistość rezyduje w świadomości górnej warstwy ekonomicznie aktywnej ludności, potęgą czyniącą ludzi, których dotyczy, tak samo zależnymi od siebie, jak chłop był zależny od gleby. Istnieje myślenie finansowe, tak samo, jak istnieje myślenie matematyczne czy prawne.

Jednak ziemia jest realna i naturalna, pieniądz zaś abstrakcyjny i sztuczny, to zaledwie kategoria - tak samo jak "cnota" w wyobraźni Wieku Oświecenia. Dlatego każda pierwotna, przed-miejska ekonomia zależy od sił kosmicznych i jest nimi skrępowana: od gleby, klimatu, typu człowieka, podczas gdy pieniądz, jako czysta forma stosunków ekonomicznych istniejąca w świadomości, nie jest bardziej ograniczony w swym potencjalnym zakresie przez rzeczywistość, niż wielkości ze świata matematyki czy logiki. Tak, jak żadne obiektywne fakty nie przeszkadzają nam w konstruowaniu tylu nie-euklidesowych geometrii, na ile mamy ochotę, tak samo rozwinięta wielkomiejska ekonomia nie zawiera już żadnych wewnętrznych zapór przed zwiększaniem (ilości) "pieniądza", albo, powiedzmy, przed myśleniem w innych pieniężnych wymiarach.

+

Nie ma to absolutnie nic wspólnego z dostępnością złota, czy jakiegokolwiek rodzaju dóbr istniejących w rzeczywistości. Nie ma takiego standardu, ani takiego rodzaju dóbr, wedle którego dałoby się porównać wartość talentu z okresu Wojen Perskich z wartością egipskiego łupu Pompejusza. Pieniądz stał się, dla człowieka jako ekonomicznego zwierzęcia, formą działania świadomości, nie mającą już żadnego korzenia w Bycie. Taka jest podstawa jego monstrualnej potęgi nad każdą rozpoczynającą się Cywilizacją, która zawsze stanowi bezwarunkową dyktaturę pieniądza, choć przybiera to różne formy w różnych Kulturach. Jest to jednak także przyczyna braku solidności, prowadzącego w końcu do utraty przezeń władzy i znaczenia, tak, że w końcu, jak w czasach Dioklecjana, pieniądz znika z myśli kończącej się Cywilizacji, a pierwotne wartości ziemi na nowo powracają, by zająć należne im miejsce.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

18 komentarzy:

  1. Piotr
    Spengler zauważył bardzo istotną rzecz.Wartość pieniądza, to nie wartość wypracowana...i to się z każdym rokiem pogłębia.

    mam nadzieję, że dobrze to zrozumiałam.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Iwona Jarecka

    Zgoda, o to. I jeszcze trochę, sama pewnie też wiesz.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Mechanizm zauważony przez Spenglera w obecnych czasach osiągnął jednak o wiele dalszy poziom rozwoju, niż On opisuje.

    Pieniądz, ten abstrakcyjny, a nie faktycznie złoty lub reprezentujący złoto Louis d'Or czy inna sestercja, de facto jest cywilizacją: odrębną od tej, która go spłodziła i o wiele silniejszą od niej, w fazie rozrostu - pasożytniczą, ale podatną na zniszczenie z zewnątrz, przez co również ginie żywiciel.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Mustrum

    Masz rację, ale nie dostrzegasz Speglera. W jego czasach naprawdę pieniądz był jeszcze wsparty na złocie - z wyjątkiem nielicznych, wcześniejszych, zakończonych zresztą klęską eksperymentów w rodzaju systemu Lawa na początku XVIII w. we Francji.

    Spengler wyraźnie pisze, nawet w tym krótkim fragmencie, o całkowicie abstrakcyjnym pieniądzu, który porównuje do nie-euklidesowskiej geometrii. Czy coś może być bardziej abstrakcyjne i mniej oparte na materialnych konkretach.

    Co do odrębnej cywilizacji, też zgoda, ale tu też Spengler robi wszystko jak należy. W końcu to o czym pisze w tym fragmencie to właśnie sama esencja "Cywilizacji" (następstwa i poniekąd przeciwności "Kultury"), która właśnie tym się charakteryzuje.

    Wydaje mi się, że Spengler by Ci się bardziej podobał niż myślisz. Choć to naprawdę nie jest lekka lektura.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Mustrum

    Nie "nie dostrzegasz", no "nie doceniasz". Sorry, pośpiech!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. Tygrysie,

    kreacja pieniądza została wywołana przez zniesienie parytetu. Obecnie wygenerowano tak wielkie ilości kapitału, że przywrócenie parytetu złota jest praktycznie niemożliwe. Pozostaje zatem póki co polityka antyinflacyjna.

    A tak poza tym polecam ostatni tekst związany z *realnym liberalizmem*:

    http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2009/06/ja-tygrys-i-ostateczna-realizacja.html

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że tak samo jak pieniądz uległ temu rozstrojeniu, w ten sam sposób padły jego ofiarą takie układy jak wojna/pokój, honor/spokój, bezpieczeństwo, wygoda czy instynkt/rozum. Naturalna moralność zastąpiona została moralnością mieszczańską.
    Tak to rozumiem.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Kuman

    Dokładnie!

    Zresztą p. Tygrys już pisał kiedyś o "Cywilizacji jako schizofrenii".

    (Cywilizacja była w sensie spenglerycznym, więc chodziło właśnie o nasze schyłkowe czasy.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  9. +

    Pieniądz zawładnął ludzkimi umysłami i niemal nikt nie jest już w stanie myśleć w oderwaniu od niego. Materializm pochłonął wszystko, w zamian dając panekonomizm i iluzoryczną dychotomię liberalizm - socjalizm.
    Bez ziemii człowiek w pewnym sensie przestaje istnieć (zwróć Tygrysie uwagę, jak to się zgrabnie łączy z Ardreyem, a przynajmniej mam takie wrażenie).

    A teraz coś z zupełnie innej beczki:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Spengler's_civilization_model
    Nawet zgrabna tabelka, czytelna. Jeszcze nie przeglądałem, ale to chyba to samo, co w edycji z gonadami. Czy tak?

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Hastatus the Jaguar

    Bardzo wnikliwe uwagi.

    Co do tabelki, to niewątpliwie jest to zasadniczo to samo, co w oryginale z testosteronem, choć nie jestem w 100% pewien, co do szczegółów und niuansów tłumaczenia. W wolniejszej chwili się upewnię.

    Nieco mnie zaszokowało to "Decline of oil painting from Antoine Watteau to Francisco de Goya", jakoś nie zwróciłem na to uwagi...

    No i okazało się, że mam rację - w oryginale (z gonadami) jest "End of classical oil-painting (Watteau to Goya)", a nie "decline"! Różnica, przyznaj, ogromna! Pewnie tłumaczyli z niemieckiego i niezbyt to wyszło, bo nie sądzę, by oficjalny tłumacz tak to pokręcił, tym bardziej, że "end" ma dużo więcej sensu. Może by należało zwrócić im na to uwagę, ale nie wiem, czy to nie wymaga zapisywania się itd.

    W ogóle ta tabelka o sztuce w oryginale nazywa się "Cultural epochs", a w wiki podzielili to na dwie części, robiąc osobno "Art".

    W sumie i tak fajne odkrycie, dzięki!

    (A propos hastati, to właśnie sobie o nich wczoraj poczytałem "War in Classical Times" by John Warry.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak już jesteśmy przy języku, to na samym dole jest tabelka z oryginału angielskiego i tam jest "End of classical oil-painting (Watteau to Goya)", a w niem. wersji jest "Ausgang der klassischen Ölmalerei von Watteau bis Goya". Szprechać nie umiem, alem sprawdził w słowniku i ausgang to wyjście. Więc chodzi o to, że ten klasyczne malarstwo olejne się kończy. Więc nie chodzi tu o koniec całkowity, że jest, a po chwili nie ma, a o "zmierzch". Może jakieś jego przebłyski są widoczne jeszcze w Cywilizacji, czy cuś. Więc błąd jest w tym, że nie dopisali "classical". Już to zresztą zedytowałem (nie wymaga to zapisywania się).

    "W ogóle ta tabelka o sztuce w oryginale nazywa się "Cultural epochs", a w wiki podzielili to na dwie części, robiąc osobno "Art"."
    Nie rozumiem. Tam zamiast "cultural" jest "artistic" i to chyba jedyna różnica poza owym "decline" i "end" oraz innymi podobnymi.

    A ta książka ciekawa? Bo jest i po polsku, więc mógłbym przeczytać, a armie starożytne (i nie tylko) to pasjonujący temat.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Hastatus the Jaguar

    Chodziło mi o to, że to tłumaczenie sugeruje, iż Watteau i Goya to były jakieś schyłkowe śmiecie, a to chyba nie o to chodzi. Chodzi, na ile rozumiem, o coś w rodzaju "schyłkowej fazy klasycznego malarstwa olejnego". Faceci zaś byli naprawdę nieźli i nie sądzę, by Spengler o tym nie wiedział.

    "Cultural" i "artistic" to jednak dość spora różnica, nie? Swoją drogą we wstępie oni piszą, że zrobili to na podst. automatycznego tłumaczenia z niemieckiego oryginału, może tak to się dosłownie tłumaczy, who knows? Faktycznie jednak nie ma tego rozbitego na dwie tabelki, spieszyłem się i mi się pokręciło.

    Warry (nie miałem pojęcia, że go wydali po polsku) faktycznie jest b. fajny. Jednocześnie letki und przystępny, i całkiem naukowy. A do tego takie śliczne obrazeczki, że palce lizać.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety zedytować nie mogę, bo mnie cofa, nie daje mi wpisać tego nieszczęsnego "classical". A przecież malarstwo olejne jeszcze się długo miało dobrze (jeśli tak można ten stan nazwać), teraz wciąż jeszcze czasem powstają takie obrazy. A że brzydkie to inna sprawa. Chyba, że tu chodzi o te "prawdziwe i jedynie słuszne", czyli do Goyi.

    Faktycznie patrząc na treść to jest raczej "cultural", ale może chcieli odróżnić to od "spiritual" i to przez to?

    Pisz Tygrysie, bo muszę czytać twoje stare teksty (oczywiście przeinteresujące i w ogóle, jakżeby inaczej :-) ). Może coś o pierwotnych ludzkich instynktach, ziemi, walce? O Spenglerze jeszcze? Może o tym co robić dla zwycięstwa światowej kontrrewolucji (oczywiście "w domu", nie mam tu na myśli podręcznika walki partyzanckiej)? Faktem jest, że dużo napisałeś, ale ile jeszcze do napisania zostało!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Hastatus the Jaguar

    Co cofa? Z tym cofaniem nie do końca rozumiem.

    Co do końca malarstwa olejnego, to nie chodzi chyba o to, by ci dwaj byli całkiem do niczego, tylko, na ile znam Spenglera, o koniec pewnej naturalnej quasi-biologicznej (cybernetycznej w istocie, układy samosterujące z homeostazą) drogi rozwoju tego malarstwa.

    Na podobnej zasadzie można całkiem słusznie powiedzieć, że Charlie Parker był końcem jazzu, a już na pewno jazzu klasycznego. Choć gość był niesamowicie wielki, od niego to już nie było po prostu to. Jego indywidualny geniusz, a także parę całkiem niezłych nieco mniejszych geniuszów (jak Miles Davis itp.) nie zmienia już faktu, że ten prawdziwy jazz wtedy właśnie się kończył - na nim!

    Swoją drogą zobaczę co tam jest na ten temat konkretnie w samym tekście.

    Co do komplimangów, dzięki! Na wojnę partyzancką faktycznie nieco przywcześnie, co z jednej strony sporo cieszy, z drugiej jakby jednak nieco martwi.

    Do napisania faktycznie zostało sporo. Widzę tu jednak drobny problem, bo ostatnio nawet kiedy idę na trening nic mi się w głowie nie układa. Kiedyś wprawdzie nigdy prawie tego nie pisałem, ale się układało - teraz jakoś mi się wajcha przełączyła na inne sprawy i z pisaniem cienko.

    Zastanowię się jednak, skoro komuś na tym zależy. Poniekąd mnie to nawet dość szokuje.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  15. A no przy edycji coś tam się plącze i moja edycja jest cofana po prostu.

    Malarstwo - a no tak. Tak jak podałeś przykład jazzu. Rozwój się kończy, ale to nie znaczy że się kończy całkiem. A "decline" można rozumieć, że to się prawie całkiem skończyło i już obrazów olejnych prawie nie malowano.

    Szokuje? Wiesz, dużo jest rzeczy ciekawych do czytania, między innymi twoje teksty. A lepszy nadmiar niż niedobór.

    Książki o sztuce prowadzenia wojny jest dużo, o partyzantce (nie chodzi o demonstrowanie, a o autentyczną walkę, jak w Wietnamie np.) też jest nieco. Sam niedawno jedną w rękach miałem. Było tam wiele o "postępowej" partyzantce, "reakcyjną" się nie zajmowano, bo była niewielka i wsteczna (dosłownie jak to było napisane nie pamiętam), ale do niej da się to wprost doskonale zastosować. Nazywa się ta książka "Działania partyzanckie". O tym, jak widzisz, trochę jest, a o kontrrewolucji kulturalnej niewiele, albo ja nic o tym nie wiem. A jeśli tak, to czy mógłbyś kilka tego typu książek podać?

    Czy zabrałeś się kiedyś (bo wiem, że się nad tym zastanawiałeś) do napisania książki? Chętnie kupię, jeśli nie będzie kosztowała 150 zł.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Szokuje? Wiesz, dużo jest rzeczy ciekawych do czytania, między innymi twoje teksty. A lepszy nadmiar niż niedobór.

    --

    Well, dzięki!

    ========================

    Książki o sztuce prowadzenia wojny jest dużo, o partyzantce (nie chodzi o demonstrowanie, a o autentyczną walkę, jak w Wietnamie np.) też jest nieco. Sam niedawno jedną w rękach miałem. Było tam wiele o "postępowej" partyzantce, "reakcyjną" się nie zajmowano, bo była niewielka i wsteczna (dosłownie jak to było napisane nie pamiętam), ale do niej da się to wprost doskonale zastosować. Nazywa się ta książka "Działania partyzanckie". O tym, jak widzisz, trochę jest, a o kontrrewolucji kulturalnej niewiele, albo ja nic o tym nie wiem. A jeśli tak, to czy mógłbyś kilka tego typu książek podać?

    --

    "Kontrrewolucji kulturalnej"? Pomysł sympatyczny, ale kto, z kim, jak i dla kogo miałby to robić? Ja tam nie wierzę w żadne kontrrewolucje - jesteśmy w dupie i tyle.

    A gdybym coś miał jednak próbować, to zacząłbym od zostania autentyczną i niepodważalną elitą - taką zwalającą z nóg i m.in. przyciągającą jak bursztyn papierki każdego wartościowszego człeka.

    Może nawet coś w rodzaju takiego całkiem luźnego ("dispersed architecture" to się chyba nazywa w informatyce) harcerstwa z różnymi dziedzinami samodoskonalenia i sprawnościami.

    Na pewno Spengleryzm-Tygrysizm z Ardreyem, na pewno fizkultura z biciem brzydkich ludzi, na pewno wgryzanie się w zachodnią muzykę i sztukę z K. (w odróżnieniu od C.)... Takie tam sprawy. Choć problemów oczywiście więcej niż dobrych pomysłów.

    W mobilizowanie lemingów po prostu nie wierzę, tym bardziej, że dziś napatrzyłem się na to, eufemistycznie mówiąc, stado w Gdyni, gdzie jest właśnie jakiś jubel z żaglowcami. Naprawdę ci ludzie w podobnej ilości i z dumą prężący swe najwulgarniejsze cechy nie budzą we mnie ani sympatii, ani też jakiejkolwiek nadziei.

    Choć fakt, że pomysłów na choćby przedwstępną grę miłosną do rozpoczęcia jakiegoś cienia kontrrewolucji mam znacznie więcej. Tylko czy ja jestem jakiś prorok albo nauczyciel?

    ========================

    Reszta w następnym komęcie, bo okazuje się, że tu są ograniczenia na ich długość.

    OdpowiedzUsuń
  17. @ Hastatus the Jaguar

    Czy zabrałeś się kiedyś (bo wiem, że się nad tym zastanawiałeś) do napisania książki? Chętnie kupię, jeśli nie będzie kosztowała 150 zł.

    --

    Nawet jeśli będzie b. cienka? ;-)

    Nie, żartuję. B. miło to zabrzmiało.

    Wiesz, zawsze uważałem, że każdy autentyczny ętelektualista powinien jedną naprawdę dobrą książkę po sobie zostawić. Ze mną jednak choćby o tyle sprawa trudniejsza, że ja już całkiem nie wierzę w przyszłość ętelektualną naszej cywilizacji, ani w ogóle ludzkości. Więc co to by była za marna nieśmiertelność, jeśli teraz i tak zamilczą, a za 50 lat pies z kulawą nogą nie sięgnie, a jakby i sięgnął, to nie zrozumie?

    Weź największą rzecz, jaką napisano - mówię oczywiście o Magnum Opus Spenglera... Paru o nim wciąż gada, ale tylko po to, by opluwać, niemal nikt naprawdę nie zrozumiał, co pewien czas ktoś coś powie bez opluwania, ale i bez większego sensu... Weź Ardreya, który najpierw zrobił sporo zamieszania, a po 20 latach spokojnie znikł z krwioobiegu publicznej debaty... Choć w antykwariatach Zachodu i w internetowych księgarniach wciąż dostępny. Po prostu psa z kulawą nogą te sprawy nie interesują, aż się nie chce wierzyć, że nie ma ludzi naprawdę na tyle zbuntowanych, by właśnie ta niechęć establiszmętu ich zachęciła, albo np. fakt, że to coś spoza głównego nurtu.

    Jasne, że coś się powinno spróbować napisać, choćby żeby się samemu porównać z ludźmi, z którymi warto się porównywać. Ale też marny ze mnie pisarz, a takie sobie gadki-szmatki przeniesione na klawiaturę to nie to samo, co choćby przyzwoity esej.

    W dodatku jestem akurat w fazie chłonięcia wiedzy (niczym gąbka) i się rozwijania, a nie w fazie serwowania światu własnych przemyśleń. To się co jakiś czas zmienia, choć ja zawsze i tak jestem w tej pierwszej fazie znacznie intensywniej.

    Z jeszcze innej strony to tyle różnych pomysłów człek ma na to, co powinno być przez człeka napisane, że to też stanowi problem. Tym bardziej, że jak coś w miarę dokładnie przemyślę, to mnie ta sprawa na tyle już przestaje zajmować, że jej opisywanie staje się męką. Widać to nawet na tym głupim blogu, a co dopiero, gdyby to miało być naprawdę rzetelnie i elegancko napisane...

    Zastanowię się, 150 zł w końcu piechotą nie chodzi! ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń