środa, października 14, 2009

Tusk zniknięty redivivus

motto:

Szukam, patrzę - nie ma Tusia!
Może uciekł? Może siusia?


I znowu nam znikł nasz premier... I znowu się zastanawiamy - "gdzie jest nasz premier, ach gdzie?"
  • Może pojechał gdzieś na kraj świata po nową twarzową czapeczkę?
  • Może potrzebował adrenaliny i huśta się teraz nad ziejącym ogniem kraterem jakiegoś czynnego wulkanu, przyczepiony za duży palec liną do helikoptera? (Drugi koniec liny trzyma oczywiście w zębach Schetyna.)
  • Może bierze udział w jakimś mało nagłaśnianym, ale prestiżowym wyścigu psich zaprzęgów? (Pierwsza nagroda prawo do polizania dłoni Angeli Merkel, druga podrapanie za uchem przez tow. Barroso.)
  • Może sobie kupił tę nową grę FIFA 2009 (widziałem za 99 zł), a teraz sobie siedzi w kącie i wirtualnie udaje Rooneya, o całym świecie zapomniawszy?
  • Może... itd. itd.
Mi się jednak wydaje, że tym razem wiem, gdzie mamy naszego premiera. Pewnie już wszyscy zapomnieli, ale jakiś czas temu wybuchły (niczym zamoknięty kapiszon, takie mamy bowiem w kraju media) dwie dość smrodliwe i dla władzy nie-całkiem-wygodne afery. Naprawdę, kto nie wierzy, niech se na blogach poszuka! Potem te afery wiatr rozwiał, śnieg przysypał, konary się na nie zwaliły... Do tego narracja i niezawodna rodzima brać dziennikarska....

Jednak moja teoria jest taka, że właśnie w tej chwili premier Tusk jest w (dawnej bibliotece a obecnie pijarowni) szkolony w efektownym i skutecznym płaczu. Coś a la posłanka Sawicka. No bo to działa! Lud się rozczula i znowu jest słodko, a płaczący staje się miłością nas wszystkich. No więc tak szkolą tego premiera, szkolą... Szkolą go od paru dni co najmniej. I szkolić będą, aż do momentu, kiedy przyjdzie wyjść na scenę... I zapłakać...

Tak na wypadek, jakby jednak tego zlodowacenia w tym roku nie było, gdyby jednak to globalne ocieplenie zadziałało, a lud sobie jakoś przypomniał o tych kapiszonach... Albo gdyby coś nowego. (Apage Satanas! Tfu, na psa urok!)

Tyle że z premierem jest jednak pewien problem i z tym płaczem wiąże się niejakie ryzyko. Taki mianowicie problem, że on od dawna nerwy i tak ma zszargane i nastrój nienajlepszy. No i jest tak, że mimo pompowania go od dawna jakimś Prozakiem naprawdę nie wiadomo, czy premier po prostu ładnie i przekonująco zapłacze... Czy też zacznie spazmować... I spazmować... I spazmować...

A potem się naprawdę rozpędzi... rozklei... rozsmarka... zacznie piszczeć... dostanie drgawek... I trzeba go będzie w końcu w kaftan bezpieczeństwa. Co może wśród ludu wywołać reakcje różne, ale niewykluczone, że jednak negatywne. Gorzej - może się jeszcze do czegoś w tym stanie sam z siebie przyznać... To by dopiero było! Dobrze chociaż, że nawet na spokojnie (czyli na odpowiedniej dawce Prozacu i nie przymuszany do płaczu) mówi niewyraźnie!

No bo kto mu jest w stanie tę dawkę Prozacu odpowiednią dobrać? Zbyt dużo, a zacznie przed tą kamerą robić "orgazm na słodko" (ukłony dla branży filmowej, która ostatnio błysnęła taką klasą, że skorzystam z okazji), zamiast płakać... Zbyt mało - i naszkicowana wyżej katastrofa się spełni!

No więc jest problem i dlatego na razie premiera pokazać spragnionemu ludowi nie można. Choć tak przecież wszyscy - z głównym zainteresowanym na czele - byśmy pragnęli, by Król Słupków znowu mógł odegrać Króla Dyplomacji, stając słupka przed Putinem... Merdając ogonkiem przed Merkelą... Ach! Jednak chcieć, to nie zawsze, ludu mój, znaczy móc. Niestety!

Jeśli ta sprawa się jakoś w najbliższym czasie nie wyklaruje, a wrogowie nie przestaną knuć i mącić, to może prościej i łatwiej będzie wprowadzić stan wojenny. Nad tym wariantem też się pracuje. Więc na razie więc spokojnie ludu - wszystko jest pod kontrolą, a o podjętych decyzjach dowiesz się niebawem.

Już możesz przygotowywać w pobliżu telewizora chusteczki - na wypadek, gdyby to jednak miał być wzruszający występ premiera przed kamerami, a nie to drugie.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

6 komentarzy:

  1. A ja dziś naszego, a jakże ukochanego premiera widziałam, był w towarzystwie nowych ministrów. Jeden z nich wyglądał jak gość z "Małej Brytanii" ten co to najczęściej gra zboka.
    Pozdro.:D

    ps. Obyło się bez łez, nasz premier miał kamietnną twarz, człowieka chorego na chroniczne zaparcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Iwona Jarecka

    Zboka z Małej Brytanii - cudne!

    Dzięki za pochwałę. Szkoda że nikt inny się nie wywnętrzył, nie mówiąc już zachwycił.

    Boją się toyaha?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. motto stare przecie! z wierszyka bliskiego antykowi! :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Litwie ojciec gwałconej dziewczynki sam wymierzył sprawiedliwość pedofilowi i jego pomocnicy. Teraz szuka go cała pedofilska mafi...to jest chciałem napisać prokuratura, policja i służby specjalne, zaangażowane w walkę o tolerancję, praworządność i postęp społeczny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gabiś pisze toczka w toczkę jak Ty Tygrysie: "Postmarksiści akceptują te fragmenty Manifestu Komunistycznego, które zawierają apologię kapitalizmu jako siły modernizującej, postępowej, rewolucjonizującej stosunki społeczne, sprawiającej, że „wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu, wszystko, co święte, ulega sprofanowaniu” [5]. W Kapitale Marks pisał, że dzięki industrialnemu kapitalizmowi „obalone zostały wszelkie szranki ustalone przez przyrodę i obyczaj, wiek i płeć, dzień i noc”. Czyż „obalenie wszelkich szranków” nie brzmi w uszach postmarksistów jak słodka muzyka? Ponieważ celem postmarksizmu nie jest już opanowanie środków produkcji materialnej, to tym bardziej rzuca on wszystkie siły na opanowanie środków produkcji kulturalnej i symbolicznej („środków produkcji prawdy”), aby móc prowadzić permanentną reedukację „ludu” zawsze skłonnego do recydywy faszyzmu. Celem jest zatem panowanie nad dyskursem (panowanie ukryte na przykład pod maską habermasowskiej komunikacji wolnej od panowania, w której to Habermas decyduje o granicach dyskursu i jego regułach). Nadzór nad językiem, kontrola werbalnych wymian skorelowane są z rolami społecznymi i profesjami przyjmowanymi przez postmarksistów: edukacja, uniwersytety, media, dziennikarstwo, instytucje kulturalne (słynny marsz przez instytucje był w rzeczywistości marszem do instytucji), wielkie fundacje, tzw. organizacje pozarządowe – postmarksiści są wszędzie tam, gdzie mogą stosować „symboliczną przemoc” i narzucać swój „totalizujący dyskurs” kamuflowany hasłami superpluralizmu. Postmarksistowska lewica jest dopasowana do masowej demokracji i państwa terapeutyczno-menedżerskiego; już dawno zauważono, że ideologia Szkoły Frankfurckiej, „teoria krytyczna” Adorna i Horkheimera oraz koncepcja „osobowości autorytarnej” cieszyły się taką popularnością w USA (a potem w krajach Europy Zachodniej) wśród pracowników stanowych i federalnych agencji, w mediach i przemyśle rozrywkowym. Nadawały się one szczególnie dobrze do politycznie motywowanych zmian ludzkiego zachowania; administratorzy, edukatorzy i biurokraci mogli użyć ich jako legitymizacji socjalnego planowania i uzasadnienie technik terapeutycznych stosowanych wobec całych grup społecznych, zarówno dzieci, młodzieży, jak i ludzi dorosłych – eliminowanie lub reinterpretowanie odpowiednich wątków tradycji w literaturze i sztuce (usuwanie z kulturalnego kanonu dzieł „Wielkich Białych Martwych Europejczyków”), kampanie medialne i edukacyjne zwalczające „homofobię” i propagujące inne niż tradycyjne „modele rodziny” oraz ról społecznych, treningi „tolerancji” i „wrażliwości”, oduczanie obywateli używania słów i określeń uznanych za obraźliwe wobec „Innych”, przy czym zakres tego, co obraźliwe, ulega stałemu poszerzaniu i coraz to nowe obszary języka zaliczane są do „hate speech”."

    OdpowiedzUsuń