Rozmawiałem sobie z hrPonimirskim pod poprzednim moim tekstem umieszczonym na blogmedia24.pl i udało mi się chyba powiedzieć coś istotnego o istocie mojego szpęgleryzmu. Hrabia czepiał się jak zwykle (i jak zwykle w uroczy sposób), że ętuicje, i że nie ma dowodów i że trza by dopiero zrobić szpęgleryczną teorię gier w zastosowaniu do historii... (Co ja jak najbardziej popieram!)
A ja mu na to, że mnie akurat faktycznie te Spenglera intuicje i cała przedstawiana przezeń historia powszechna cholernie kręcą, wydają mi się wciąż nieprawdopodobnie celne - nawet w szczegółach... ALE TU W SUMIE NIE O TO CHODZI! Magnum Opus Spenglera to NIE JEST żadna Święta Księga! Święta Księga, jakby ktoś nie wiedział, polega na tym, między innymi w każdym razie, że tam każdy przecinek musi być bezbłędnie, bo inaczej cała księga jest nieważna i nieświęta.
Święte księgi, jak uczy zresztą właśnie Spengler, to nie jest coś z naszej K/C, choć "my" - znaczy zachodni chrześcijanie - też mamy przecież poniekąd własną Świętą Księgę, którą pozostaje wciąż Biblia. Nie jest ona jednak traktowana tak samo, jak Święte Księgi "tamtych"... Vide wszelkie Kabały, Talmudyzmy, Koran występujący jedynie w swym tradycyjnym arabskim oryginale... Porównajmy to z podejściem do Biblii nawet u tych, którzy jeszcze wśród nas traktują ją (w swoim pojęciu) poważnie i z szacunkiem.
Temat jest ciekawy, ale rozwiniemy se go (Deo oczywiście volente) jakimś innym razem, bo teraz to była tylko dygresja. Co chcę rzec, to że nie ma większego znaczenia, czy intuicje Spenglera na temat jakiegoś miasta Sybaris czy jakiegoś tam Maniego są w stu procentach słuszne! Jeśli na przykład najnowsze odkrycie dendro-archeologii coś podważą, to nic wielkiego z tego nie wynika. Spengler to nie Święta Księga, to nie Duch Boży, to człowień i ma prawo się czasem mylić. (Choć jakoś trudno dostrzec, by się naprawdę mylił, co i mnie samego mocno dziwi.)
Co jest istotne, to czy naprawdę żyjemy w umysłowym Matrixie, czy naprawdę ta nasza słodka postoświeceniowa rzeczywistość jest - jak twierdzi Spengler - taką samą pokrętną i w sumie dość paskudną utopią jak wszystkie pokrętne i w sumie dość paskudne utopie, czy też może jednak nie. Tylko Spengler, z tego co wiem, pozwala nam stanąć dostatecznie daleko od tej naszej rzeczywistości - którąśmy się przez stulecia nauczyli traktować jako PRAWDĘ SAMĄ, PRAWDĘ OBIEKTYWNĄ i niepodważalną... A mówię tu o wszystkim: od filozofii Kanta i jego niewydarzonych wnuków, po publicystykę Michników tego świata i kult różowych golarek do części intymnych.
Jasne, jest na prawicy masa ludzi, którym się Oświecenie i postoświeceniowa ideologia bardzo nie podobają. Tyle, że ci ludzie uciekają od niej w dzikiej panice w jakieś irracjonalizmy, kulty Ludwika XIV, monarchie i inne brednie. Nie zaś, żeby rozsądnie starali się na to spojrzeć z boku. Obiektywnie, przedstawić alternatywny punkt widzenia... Nie, musi to zawsze musi być odwrócenie Manifestu Komunistycznego, tylko - darujcie prawico! (?) - w głupszej wersji.
Spengler tak nie robi! Nie tworzy żadnych utopii. (Zaskakujące?) Nie daje żadnych zaleceń. Nie oburza się, nie głaszcze po główkach. No i faktycznie, nie obiecuje świetlanej przyszłości po wieki wieków. Ani tym, co ich, jak się może wydawać, lubi, ani tym pozostałym. Jest w tym, z tego co wiem, niemal jedyny. No, chyba że uwzględnimy tu Roberta Ardreya, dowodzącego, że choć wiele zwierząt potrafi oszukiwać, to tylko człowiek ma zdolność oszukiwania samego siebie, a nasza cywilizacja robi z tej umiejętności w ostatnich czasach użytek o jakim się filozofom nie śniło. I to się nie może, zdaniem Ardreya, dobrze skończyć.
Albo taki Pan Tygrys, z jego tezą, iż cały ten rozkoszny interes, który mamy wokół siebie, którym (mniej lub bardziej chętnie, to zależy od osobnika) na codzień oddychamy i który chłepczemy zewsząd niemal bez przerwy, chcemy czy nie, zasługuje na nazwę Realnego Liberalizmu, a wszelkie ew. skojarzenia z Realnym Socjalizmem są o wiele bardziej uzasadnione, niż się to może w pierwszej chwili wydawać. Realny Socjalizm to przecież TEŻ była UTOPIA wprowadzona w życie, która się nieco z biegiem lat UCUKROWAŁA, a wielu nauczyło się ją uważać za normę i normalność. Zgoda?
Poza tym ja naprawdę nie znalazłem dotąd inteligentnej krytyki tego całego ICH Oświecenia (bo powinniśmy sobie zrobić NASZE, jak stwierdził Dávila) poza Spenglerem, Ardreyem i Panem T. W każdym razie nic w na tyle zrozumiałej formie, by to mogło stanowić jakąkolwiek broń ideolo. Nic na tyle czytelnego, bym ja to, z moją dyskleksją i brakiem odporności na nudę, potrafił strawić.
Oczywiście u Spenglera jest masa innych ważnych i ciekawych rzeczy, dotyczących historii, a ta Sybaris i ten Mani też zapewne zostali przedstawieni jak należy, albo i o niebo lepiej. To jednak, powtarzam, nie jest dla nas teraz najistotniejsze.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
a schmitt? ;> a nietsche? ;>
OdpowiedzUsuńzgermanizowane to coś ;>
Europarlament ma się zająć rezolucją w sprawie antypolskich represji na Białorusi dopiero na początku marca, a zatem w miesiąc po nasileniu represji wobec Związku Polaków na Białorusi. Bywały jednak czasy, gdy władze Unii Europejskiej działały sprawniej, szybciej, z większym wigorem. Po wyborczym zwycięstwie Haidera Unia ogłosiła sankcje wobec Austrii na TRZY DNI PRZED formalnym objęciem władzy przez chadeków i haiderowców, a ParlamentEuropejski uchwalił swoją rezolucję już W PRZEDDZIEŃ zaprzysiężenia nowego gabinetu. Trzeba tylko umieć rozjuszyć Unię, jak byka na rozgrzanej arenie. Nie czerwoną płachtą jednak, lecz brunatną.
OdpowiedzUsuń@ loyolist
OdpowiedzUsuńA Wilhelm Dilthey?
CO konkretnie zgermanizowane, że spytam? (A za Nietschem nie szaleję, to był taki Spengler na poziomie naćpanego noworodka. Dużo ciekawsza jest dla mnie sprawa psycho(pato)logicznej drogi życiowej Nietschego, to materiał na piękny esej.)
Co ja poradzę, że cała wartościowa filozofia ostatnich trzystu lat była niemiecka? Przecież nawet Boski Gómez i Ortega y Gasset studiowali w Niemczech i byli oba przesiąknięci niemiecką filozofią. (No bo niby jaką mieli być?)
Jeśli Ci z tym trudno, a Bóg mi świadkiem, że dla mnie to też niełatwe, powtarzaj sobie przed zaśnięciem: "Uczyć się choćby od diabła".
Pzdrwm
@ Anonimowy
OdpowiedzUsuńDzięki, to info jest cenne i na pewno przyda się na tym blogu.
Ale jakiejś mojej detalicznej reakcji na każdą wredną czy durną rzecz w wykonaniu kochanej Unii raczej nie oczekuj - mój stosunek do tego tworu i tych ludzi jest dość powszechnie znany i naprawdę bardzo negatywny.
W dodatku do pisania o sprawach ściśle aktualnych ja się napradwę nie bardzo nadaję, więc naprawdę dzięki, że ludzie to tutaj dzięki Tobie przeczytają.
Patrząc na to nieco bardziej syntetycznie, to naprawdę wyć się chce, co, i jak łatwo, może zrobić taka centralna biurokracja, kiedy lud jest zbyt głupi, zbyt wygodny, zbyt tchórzliwy, czy ma uwagę starannie skierowaną w inną stronę!
Niestety spengleryzm uczy, że leming jest zjawiskiem niemal wiecznym, wielkomiejskie fellachy późnych cywilizacji to głupie i bierne bydło czekające na kaganiec i nóż rzeźnika... A skończy się ten cały syf jeszcze nie tak szybko i to będzie elementarna biologia, a nie rycerze w śniącej zbroi, jakbyśmy chcieli.
Naprawdę w obrzydliwych czasach człek żyje i tylko to, że widzimy i staramy się być nieco inni, jakoś nas od tej sfory odróżnia i ratuje naszą godność. Czysty stoicyzm!
Pozdrawiam
Zajrzałem ostatnio do I tomu "Historii filozofii" pod red. Aleksandrowa i mam teraz problem Tygrysie: nie wiem czy Stone zerżnął swoją krytykę Sokratesa z tej monumentalnej radzieckiej knigi, czy też człowiek o takim pochodzeniu i temperamencie po prostu musiał dojść do identycznych wniosków i podeprzeć je podobnymi tekstami źródłowymi co jego poprzednicy żyjący nieco wcześniej, ale przynależący do tego samego etnosu i tej samej formacji intelektualnej.
OdpowiedzUsuńW ogóle sługi "Wielkiego Językoznawcy" i "Lokomotywy Dziejów" były wspaniałymi popularyzatorami: tak prosto i łopatologicznie i pisać o tak mętnych sprawach jak filozofia potrafili tylko akolici "Człowieka ze Stali".
@ Anonimowy
OdpowiedzUsuńNie, poważnie te tak stalinowce piszą o Sokratesie to samo?! Przezabawna sprawa. I to nie to, że Stone ew. zerżnął, albo że biega tymi samymi ścieżkami co jego prawdopodobni współplemieńcy (no bo niby kto tam się filozofią zajmował, Kałmucy?), tylko że do mnie to całkiem trafia.
Ale widać coś ze mną nie tak, bo krytyka burżuazyjnej sztuki niejakiego George Lucacsa, stalinowskiego guru od tych spraw na ile kojarzę, także do mnie nieźle trafia.
Może oni tam wszyscy nie byli aż tacy durni? Ten Sokrates NAPRAWDĘ jest obrzydliwy i zawsze tak to czułem, słowo Indianina! ;-)
Swoją drogą Spengler pisze o nim ciekawe rzeczy.
Pzdrwm
Miło przeczytać / znaleźć sympatyczny blog do poczytania. Dodatkowym atutem jest styl i lekkość pióra. Pozdrawiam serdecznie i zaglądać będę częściej.
OdpowiedzUsuńNo i co z tymi odwiedzinami? Czekam!
UsuńPzdrwm
Prof. Stefan Opara z UWM, działacz Stowarzyszenia Marksistów Polskich bardzo po ardreyowsku wyjaśnia działania Mojżesza: "Po uporządkowaniu sakralnych podstaw władzy, Mojżesz wprowadza wojskowy dryl wewnętrzny. Dokonano m.in. spisu mężczyzn zdolnych do walki; zorganizowano ich w system oddziałów podległych tysięcznikom, setnikom, pięćdziesiętnikom i dziesiętnikom; określono chorągwie i znaki rodów; zarządzono stały ład w obozie (miejsca namiotów). Rosła w tym czasie rola Lewitów jako groźnej gwardii przybocznej, a kapłani, z Aaronem na czele, zostali całkowicie podporządkowani absolutnemu władcy. Z tak przygotowanym mentalnie i zorganizowanym ludem, postanawia Mojżesz wkroczyć do żyznego Kanaan, w celu eksterminacji tamtejszej ludności i założenia własnego państwa. Wysyła przezornie zwiadowców. Przynoszą, oni jednak defetystyczne wieści, że „ lud który tam mieszka jest silny, a miasta są obwarowane i bardzo wielkie. (...) Nie możemy wyruszyć przeciw temu ludowi bo jest silniejszy od nas" (Lb, 13,28-32). Wyszło na to, że po blisko dwuletniej tułaczce, ani Pan ani Mojżesz, nie mogą zagwarantować łatwego zdobycia owej „ziemi obiecanej". Zawiedzeni poddani Mojżesza wszczynają bunt, tym razem nie religijny, ale czysto polityczny. Zachciało im się demokracji i równości. „ Wybierzmy sobie wodza i wracajmy z powrotem do Egiptu " (Lb, 14.4) - powiadają, Poważni przywódcy, jak Korach, Datan, Abiram, „a wraz z nimi dwustu pięćdziesięciu mężów spośród Izraelitów, książąt społeczności, przedstawicieli ludu, ludzi szanowanych "{Lb, 16.1), hardo mówią do przywódcy: „ Dość tego” i pytają Mojżesza i Aarona, „ dlaczego wy wynosicie się ponad zgromadzenie Pana?" (Lb, 16.2).W teokratycznym, skrajnie centralistycznym i autorytarnym systemie politycznym, zbudowanym przez Mojżesza, rzecz jasna o żadnej demokracji czy równości mowy być nie może. Kryzys władzy absolutnej zażegnany jest zatem szybko i brutalnie. Po pierwsze, spełniło się marzenie każdego despoty i - jak metaforycznie ujmuje to autor Biblii - opozycjonistów pochłonęła ziemia („Ziemia otworzyła swą paszczę i pochłonęła ich razem z ich rodzinami"; Lb, 16.32). Biblijny pomysł, aby opozycjonistów likwidować „razem z ich rodzinami", wart jest zapamiętania. Po drugie, gwałtowna śmierć spotyka wywiadowców, rozpowszechniających niekorzystne dla władcy informacje i siejących defetyzm („pomarli naglą śmiercią przed Panem"; Lb, 14,37). Po trzecie, dla większego efektu, spalono jeszcze kilkaset przypadkowych osób („wypadł ogień od Pana i pochłonął dwustu pięćdziesięciu mężów, którzy ofiarowali kadzidło"; Lb, 16,35).
OdpowiedzUsuńDzięki tym radykalnym i spektakularnym posunięciom, władza Mojżesza i jego kapłanów została ponownie ocalona i umocniona, ale cel główny - zdobycie Kanaanu - oddalił się. Zbrojne kohorty Mojżesza wycofują się jak niepyszne. Ale wódz nie rezygnuje z ideologicznego celu, legitymizującego jego władzę absolutną. Przez kilkadziesiąt dalszych lat, lud Mojżesza sposobił się organizacyjnie i militarnie do zdobycia rajskiej krainy, obiecanej przez przywódcę, wędrując wokół mlekiem i miodem płynącej –„ziemi obiecanej”, budząc zgrozę, rabując i mordując. Kto zna historię ten wie, ze niejeden naród tak maszerował ku utopii, nęcony odległym celem przez przywódców stosujących brudne środki, które ów cel uświęcały. Biblia nie szczędzi nam szczegółowych opisów tych zdarzeń. Na przykład, tu po niechlubnym i tchórzliwym odwrocie spod Kanaan, Mojżesz dał „poszaleć” swemu sfrustrowanemu i zbrojnemu ludowi. Zalecił zatem - w imię Pana, oczywiście - rabunek i eksterminację pokojowego, rolniczo-pasterskiego plemienia Madianitów, Warto wspomnieć, że było to plemię, które - wedle Biblii - dało swego czasu schronienie wodzowi Izraelitów, po jego ucieczce z Egiptu. Oto stosowa opis w Piśmie Świętym tego ludobójstwa i rabunku: „I zostało wybranych po tysiącu ludzi z każdego pokolenia, czyli dwanaście tysięcy zdolnych do walki. (...) Według rozkazu, jaki otrzymał Mojżesz od Parta, wyruszyli przeciw Madianitom, i pozabijali wszystkich mężczyzn. (...) Następnie uprowadzili w niewolę kobiety i dzieci madianickie oraz zagarnęli jako łup wszystko ich bydło, stada i cały majątek. Spalili wszystkie miasta, które tamci zamieszkiwali i wszystkie obozowisku na miotów. Zebrawszy następnie całą zdobycz, cały łup złożony z ludzi i zwierząt, przyprowadzili jeńców, zdobycz i lup do Mojżesza. (...) I rozgniewał się Mojżesz na dowódców wojskowych na tysiączników i setników, którzy wracali z wyprawy wojennej. Rzekł do nich: «Jakże mogliście zostawić przy życiu wszystkie kobiety? (...) Zabijcie więc spośród dzieci wszystkich chłopców, a spośród kobiet te, które już obcowały z mężczyzną. Jedynie wszystkie dziewczęta, które jeszcze nie obcowały z mężczyzną, zostawcie dla siebie przy życiu" (Lb, 31.5-19).
OdpowiedzUsuń).(...)Otóż, wbrew wielu interpretacjom, Dekalog nie jest zbiorem praw uniwersalnych. Jest to raczej przysłowiowy czubek góry lodowej, a może raczej podstawa wielkiej liczby nakazów i przepisów, którymi Mojżesz - w imieniu Pana - totalnie regulował zachowania swoich poddanych. Następująca tuż po Dekalogu Księga Przymierza, to mnóstwo szczegółowych dyrektyw, dotyczących kultu, prawa rodzinnego, prawa karnego, prawa rzeczowego, świąt, handlu, pożyczek, higieny, zasad kulinarnych itd. Mojżesz - oczywiście zawsze w imieniu Pana - podjął ambitną próbę szczegółowej i pełnej regulacji każdej dziedziny życia swego ludu. Jest tam i o tym, co robić, gdy mąż ma dwie żony, z tego jedną kocha a drugiej nie; co robić z padliną (samemu nie jeść, a mięso sprzedać obcym) i że mężczyzna o zgniecionych jądrach nie powinien należeć do „ zgromadzenia Pana "; co robić z mężatką, która kopulowała z obcym, a nie wzywała pomocy i żeby nie jeść takich ptaków, jak orły i ... nietoperze, ale zwłaszcza nie jeść zwierząt z nie rozdzielonymi kopytami, i przepisy dotyczące tego co robić, gdy wół albo osioł padnie na drodze, a także, połogu i miesiączki u kobiet, obrzezania (to obyczaj wyniesiony z Egiptu) itd. Wszystkie te świątobliwe instrukcje, łącznie z Dekalogiem, mają charakter przepisów wewnętrznych i dotyczą, tylko zwolenników Mojżesza i jego religii. Zniewolony i totalnie sterowany lud nie ma, jak się wydaje, żadnego pola prywatności, wolności wyboru, sfery nie poddanej regulacji prawnej. Tylko rozumiejąc ten oczywisty fakt, można połączyć niekolizyjnie wyczyny wędrownych Izraelitów z treścią ich „boskiego prawa". Biblia informuje wyraźnie, że Dekalog to zbiór podstawowych przepisów wewnętrznych, dotyczących silnie zmilitaryzowanej grupy, poddanej teokratycznej władzy i dążącej do założenia własnego państwa drogą podboju. Mojżesz przy użyciu terroru, narzucił przepisy Dekalogu swoim zwolennikom, traktując zgodę na przyjęcie tych reguł jako warunek realizacji czterech celów politycznych: 1. ładu wewnętrznego; 2. umocnienia despotycznej władzy; 3. efektywnej walki z obcymi; 4. budowy własnego państwa. Z tego punktu widzenia, treść „dziesięciu przykazań" staje się zrozumiała i znika pozornie jaskrawa ich sprzeczność z treścią Biblii.".
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy
OdpowiedzUsuńCenne info, dzięki! Ja oczywiście ST czytał (w przekładzie Wujka oczywiście), więc te rzeczy kojarzę.
Nie ma jak marksiści! Nie, żartuję, ale marksizm wcale nie zawsze w historii prowadzi do idiotyzmów, choć trza oczywiście z umiarem, ale taki prof. Finley da się czytać.
Chrześcijanie, i w ogóle prawica nie będąca wprost chrześcijaństwa wrogiem, a takiej jest większość, ma potworny problem z tym ST, no bo to poniekąd także i ich święta księga, więc jakżesz tu wykazywać kontrowersyjność (mówiąc eufemistycznie) pewnych wychwalanych tam poczynań.
Ale to jednak nie w katolicyźmie ST stanowi podstawę, wciąż aktualną, a w protestantyźmie, choć stosunkowo ważniejszy, też nie aż tak jest ważny jak...
Tu zamilkł, choć róg trzymał...
Pzdrwm
Tym co gubi naszych domorosłych prawaków jest nadmierny szacunek dla zastanego prawa, zwłaszcza dla prawa ustanowionego przez bolszewików, realnych leberałów i inszych zboków.
OdpowiedzUsuńCromwell, Robespierre i Lenin nie byli pozytywistami prawniczymi, wyrywali z korzeniami zastany porządek prawny i na jego miejsce sadzili nowy, własny ustrój.
Na szczęście Artura nie opuszcza optymizm:"Chyba się sami nie będą chcieli wieszać [lewacy] i ktoś będzie musiał im pomoc. Chętnych raczej nie zabraknie. Wystarczy pozwolić lewactwu rozwinąc skrzydła. Niech zabiorą urzednicy kilkoro dzieci bez wyroku sądu, niech nakłaniają do zamordowania chorego dziecka, niech się pojawi u nas pierwsza eutanazja bez zgody pacjenta i się zacznie. Ludek u nas jest cierpliwy ale do czasu. Może wzruszyć ramionami na pomysły jakichś zdurniałych postępowych cudakow tak długo, jak długo nie dotkną one ich personalnie."
OdpowiedzUsuńObawiam się, że będzie dokładnie odwrotnie: im brutalniej i bezczelniej będą sobie poczynali lewoskrętni czciciele Postępu tym gorliwiej szarzy zjadacze chleba będą im lizać buty i całować zady, kapować na własne matki i wydawać na zatracenie własne dzieci.
Mackiewicz i Piasecki ładnie to opisali w odniesieniu do bolszewików.
Z Nietzschem sprawa jest o tyle złożona, że w moim nie popartym wiedzą przekonaniu on miał niezwykłą głębię spojrzenia, świetną zdolność dostrzegania pewnych rzeczy. Ale był umysłem zamkniętym, co ładnie ująłeś w cyklu o schizofrenii. Natomiast Spengler ponadto umiał wyciągać trafne wnioski.
OdpowiedzUsuńJa od Nietzschego zacząłem i zaczęli niemal wszyscy. Bo był dynamitem, jak sam o sobie pisał, ale przecież to tylko i aż materiał wybuchowy. Stworzył filozofię negatywną. Był punktem wyjścia dla Spenglera, który stworzył filozofię pozytywną (ale nie żaden pozytywizm!).
Poza tym gratuluję Triariusie płodności. Oby tak dalej!
Pzdrwm
Jak sądzisz Tygrysie, czemu Nicek wzywał publicznie na swoim blogasie, do akcji bezpośredniej? Czy to przejaw młodzieńczej porywczości czy prowokacja?
OdpowiedzUsuń@ Anomimowy
OdpowiedzUsuńWolę nie wyrokować, skoro to może, mimo wszystko, być jedynie szajba. Ale bardzo mi się to nie podoba. Tym bardziej, że gość miał już wcześniej takie zagrania, i nie mówię bynajmniej o słynnej legalizacji strzelania do lewaków (to było w końcu na granicy "prawa").
Nawet jak na akcję bezpośrednią (?), jak to określasz, te cele i metody są po prostu wyjątkowo durne. A poza tym pozostaje dręczące pytanie - jeśli nawet tak gość uważa, to dlaczego nie robi tego, tylko opisuje na blogu i wzywa innych? Nie podoba mi się to jak cholera.
Pzdrwm
Że się wtrącę – to o czym sobie Panowie gaworzycie, tak czy siak wygląda bardzo „nie bardzo”! Nie pasjonuję się, co prawda, metodami pracy operacyjnej, aktualnie nam panujących wiadomych służb, ale... Ale jako dosłownie syn wyrodny „organów” (hłe, hłe – w wewnętrznym żargonie nigdy nie słyszałem aby moi krewni mili, inaczej o swojej „firmie” mówili. Tu mała autodemaskacja: przodek starszy; ppłk., z-ca Dyr. (wpisać odpowiedni numer)Dep. MBP, przodek młodszy ppłk. z-ca Szefa Zarządu (wpisać odpowiedni)WSW (korpus osobowy oficerów bezp. i prew. wojsk.- sekcja kontrwywiadowcza) jeszcze szkolony przez dziarskich oficerów Smierszy, o dwóch pozostałych też z „wojskówki” nie wspominając) to myślę że w rzeczonym tomacie albo głupota, albo prowokacja – tertium non datur.
OdpowiedzUsuń@ Amalryk
OdpowiedzUsuńSkumbrie w tomacie, faktycznie!
Fajne wieści, zostaniesz Koordynatorem, czy jak to się będzie u nas nazywało. Potrzebujemy fachowców.
Tą autodemaskacją zapobiegłeś hakom und szantażom, tak że to była dobra robota a Smersz ma nosa na kwintę.
Ja zresztą, w ramach autodemaskacji, także syn oficera LWP, wprawdzie profesora WAT (fizyka, nie bomby i granaty), bardzo zdolnego gościa, biznesmena, reaktora i wynalazcy, ponoć bezpartyjnego (nie na 100%, bo ojciec był rozwiedziony i mógł niby bujać, ale nie sądzę), i przez długi czas dzikiego antykomunisty (a skąd ja niby taki jak jestem?), dopóki mu w III RP nie odbiło (chyba z braku miłości do Michnika i spółki głównie) i nie zaczął czytać "NIE" i głosować na SLD. O cośmy się przy każdej okazji dziko awanturowali.
No dobra, kto ma jakieś jeszcze trupy w szafie? Ujawniać! Bo się nie załapiecie na stanowiska. (Nie, żartuję. To nie czas i nie miejsce. Chyba, że komuś to jakoś ulży, czy coś.)
Wracając do zasadniczego tematu... Nie wygląda to ładnie i nawet eksperci mówią to samo.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom uwolnienie się od takiej "spuścizny genetycznej", w trakcie budowania własnego światopoglądu, wcale nie jest łatwe. A choć wydaje ci się że odciąłeś już definitywnie tę "pępowinę", to i tak ciągnie się potem za tobą jak przysłowiowy "smród za wojskiem" ,i nic na to nie poradzisz.
A najżałośniejsza jest potem konstatacja twoich złudzeń i nadziei z brutalną rzeczywistością. (Dopiero po latach zrozumiałem że wykrzyczane z rozpędu słowa ,w pamiętnym roku '81: "Co ty mi tu pierdolisz! Jaka "Solidarność"! Wszystkich ich trzymamy! O tak (i tu widowiskowe zaciśnięcie pięści)! Razem z tym twoim głupawym Wałęsą!" - to wcale nie były czcze przechwałki gości którym się palił grunt pod nogami, oj nie!)
Ale zostawmy to, bo tu nie miejsce na takie opowieści!
@ Wsie w Mieście
OdpowiedzUsuńW moim ostatnim komęcie ta "miłość do Michnika" ma być rozumiana ironicznie! Gość tego towarzycha nie znosił.
Pzdrwm
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńWiesz, ja nie miałem absolutnie żadnych tego typu obciążeń, bo żadnego komucha w rodzinie nie miałem, a stary to całkiem przeciwnie. Dopiero potem podejrzewam go o wstręt do "lewicy laickiej" i, co za tym idzie, "S" (co go potem doprowadziło do postkomuny), ale akurat w tamtych latach nie miałem z nim większych kontaktów.
Mam w rodzinę sporo różowych zgniłków, pociotków i potomków "światłej przedwojennej inteligencji", w tym hrabiów o leberalnych i europejskich poglądach, własną matkę musiałem od glosowania na "ludzi rozumnych" przemocą oduczać... Ale ci ludzie nigdy nie byli dla mnie najmniejszymi autorytetami.
Wychowany zostałem - a raczej sam się wychowałem (!) - jako dziki antykomunista, który już w podstawówce kompinował, jak się wydostać i walczyć w Wietnamie, i takie rzeczy.
Natomiast to co mówisz o gorzkiej swej konstatacji po latach, że ci osobnicy jednak wiedzieli co mówią... Smutne ale prawdziwe.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc określenie "komuch" w żaden sposób nie oddaje rzeczywistej charakterystyki dżentelmenów o których tu wspominam. Cały komunizm zamykał im się w kilku wytartych sloganach, w dupie mieli natchnione glosy partyjnych mełemedów, a faktyczny marksizm wraz z Heglem zwisał im zwiędłym kalafiorem.
Towarzycho zostało wybrane przez Rosjan, obdarzone nieograniczoną władzą, ubrane w mundury i umieszczone w wojsku (nawiasem mówiąc zawsze nie cierpieli "cywilnej" bezpieki).
Myślę że bolszewicy, którzy zgarnęli władzę w drodze zamachu stanu przy pomocy zbuntowanych półdezerterów, dobrze wiedzieli skąd władzy "wyrastają nogi" i kogo trzeba "wiazac krótko za jaja".
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńNo widzisz jakie cenne info? Wiadomości, nie tylko z pierwszej (no nie, drugiej) ręki, ale i z samego brzucha wieloryba.
Zawsze twierdziłem, że co najmniej od Stalina wiele lewicowości w Sowietach nie było - chyba że na eksport, to oczywiście! - a był odwieczny rosyjski imperializm i zamordyzm.
Ci Twoi, powiadasz, równie dobrze mogliby służyć każdej władzy, tak? Ale lepiej jednak, by była brutalna, cyniczna i SKUTECZNA, więc późny leberalizm raczej odpada?
Jedno w tym wszystkim optymistyczne: nie znoszą się wojskowi z cywilami. Jak się to kurestwo i tym razem nie pożre na full, to nie mamy cienia szansy.
Polska to taki wesoły kraik, gdzie suwerenny lud w najlepszym przypadku może liczyć na nadzieję chwilowego odegrania roli języczka u wagi. Tyle, że ogromnej większości to i tak luźno wisi.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńSkoro już tak sobie na "te" tematy "rodzinne" dywagujemy to, o ile Cię dobrze zrozumiałem, z tym służeniem każdej władzy jednak nie do końca jest tak.
Trzeba być świadomym że były to struktury feudalne, by nie rzec wprost, horrible dictu, mafijne, żyjące w swoim własnym, bardzo hermetycznym i dość, jak sądzę, nierealnym jednak świecie.
Mieli świadomość swojej całkowitej alienacji, nie utrzymywali dosłownie żadnych kontaktów towarzyskich i również tylko w swoim gronie, od czasu do czasu, ostro "uderzali w gaz". Babrając się i żerując ciągle na ludzkich słabościach, byli świadkami takich podłości do których są zdolni posunąć się ludzie, nawet wobec swoich najbliższych, że przenosili te spostrzeżenia na wszystkich,co jeszcze bardziej ugruntowywało w nich poczucie, trochę szkoda tu takiego szlachetnego określenia, "esprit de corps".
Gdy rzeczywisty Pan zniknął, zniknęli i oni. Część wymarła, niedobitki dożywają swoich dni na dostatniej emeryturze. A następne pokolenie w tej "branży" to już jednak nieco inni ludzie, w innych czasach, no i mamy tych służb, sam nie wiem chyba z siedem?? Parodia.
Tak na prawdę myślę że nie ma dzisiaj w Polsce silnego ośrodka władzy, nie ma dosłownie żadnych państwowotwórczych elit. Gdybym był złośliwy to rzekłbym że (z pewnymi oczywistymi wyjątkami) wykreowani na mężów stanu, przez dawnych "oficerów prowadzących", ich dawni donosiciele niepewni swojej przyszłej doli w trybie alarmowym podpinają naszą nową GG pod przyszły IV Reich. Ale zawsze można mieć nadzieję że tkwię w głębokim błędzie.
z cyklu: "Twardzielom w armii mówimy NIE!": "Jeden z najzdolniejszych snajperów musiał odejść z armii przez tatuaż - pisze "Rzeczpospolita". Miał jechać na misję do Afganistanu, ale komisja lekarska uznała, że jest niezdolny do służby wojskowej poza granicami kraju. Powód? Stwierdzono bardzo liczne, rozległe, szpecące tatuaże obejmujące praktycznie poza twarzą znaczną powierzchnię ciała. W uzasadnieniu lekarze piszą, że służba w Afganistanie wymaga dużej odporności psychicznej i fizycznej. A - jak twierdzą - wytatuowany wojskowy nie wzbudzałby zaufania i szacunku wśród miejscowej ludności, która mogłaby dostrzec rysunki pod letnim mundurem. Według komisji tatuaże mogą też budzić skojarzenia z przeszłością kryminalną, więzienną recydywą lub zaburzeniami emocjonalnymi - pisze gazeta. Czy rzeczywiście osoby wytatuowane nie powinny służyć w wojsku? Jeszcze w latach 90. tatuaże w armii traktowano jak samookaleczenie. Kandydaci do służby z takimi upiększeniami najczęściej odpadali na komisjach lekarskich. Dziś jednak przepisy wojskowe nie zabraniają żołnierzom tatuowania ciała, pod warunkiem że rysunki nie są szpecące. Niedopuszczalne są tatuaże kojarzące się z subkulturą więzienną, przemocą, apoteozą treści nazistowskich lub satanistycznych. Najczęściej jednak żołnierze robią sobie tatuaże już w armii. W rozmowach z "Rzeczpospolitą" opowiadają, że moda na ozdabianie ciała pojawiła się, gdy zaczęli wyjeżdżać na misje zagraniczne.
OdpowiedzUsuńPolscy wojskowi podpatrzyli wytatuowanych kolegów np. ze Skandynawii i Anglii jeszcze w latach 90. podczas misji w Bośni i Hercegowinie.Żołnierze robią tatuaże, by - jak podkreślają wojskowi psycholodzy - podwyższyć swoją samoocenę, zwrócić na siebie uwagę, pokazać otoczeniu, że funkcjonują na innych zasadach niż reszta. Dodają sobie w ten sposób pewności siebie. To swoisty talizman."
Kilka lat temu, wracając skądsiś przez Kutno, miałem niesamowite spotkanie z grupą b. ciekawych młodych ludzi, z którego udało mi się wyjść z życiem chyba tylko dzięki wrodzonemu wdziękowi, wiedzy na temat UFC i sporej dozie szczęścia... Jednym z nich był gość, który przedstawił się (kiedy już przyszła pora na takie grzeczności) jako dowódca tego oddziału, który wystrzelał tę tam afgańską wioskę, i za to zdegradowany. Z zawodu snajper. Mam poważne powody, by mu wierzyć co do tego ID. Gość np. bez mrugnięcia dawał pompki na jednej pięści na betonie posadzki. Zaproponował mi także towarzyską (już wtedy, hłe hłe!) walkę bez reguł. Miał ze 60 kg, a ja ze sto, ale się wykręciłem przypominając, że jednak mam ze 40 lat więcej od niego, a potem sprytnie zmieniłem temat na Lech Poznań vs. Lechia Gdańsk.
UsuńPzdrwm
@ WSIe
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem to po latach i mnie samego zaszokowała ta "głupsza wersja Manifestu Komunistycznego". Jednak to ma o tyle sens, że w MK byle kto nie jest w stanie palcem pokazać błędu i głupoty - bo tam mamy Ducha Historii, ach! choć w postaci Wszechwładnej Ekonomii... i Przyszłość... A tutaj, w tych "prawicowych", każdy rozsądny człowiek dostrzeże pic i oszustwo. Zgoda?
Pzdrwm
(PO LATACH)
OdpowiedzUsuń"Ciekawych" w obu standardowych znaczeniach młodych ludzi. ;-)
To mówiłem ja - triarius. Nie wiem co tu się dzieje z tymi komęty, Gugiel przejął biednego Bloggera i ma go totalnie w dupie. Jest z roku na rok gorszy, już dawno przepadły wszystkie moje linki do Ardreyów, Spenglerów w sieci, i takoż moich własnych perełek, jak "Miniaturka", "Oferta pilotażowa", czy to o Icku.
OdpowiedzUsuńPostęp, psia mać!