Niewiele rzeczy tak cieszy wredne małe serduszko tygrysisty, jak widok (lub częściej niestety wyobrażenie) komucha dostającego w dupę od swoich. Czyli jedyny rodzaj martyrologii (?), jaki rasowy tygrysista w ogóle toleruje. Jedną z takich rzeczy (na inne spuścimy zasłonę) jest widok leberała, który przejrzał na oczy i ma z leberalizmem problemy, które w dodatku elokwentnie wyraża. Jedną z tych, znaczy, które nas jeszcze bardziej cieszą od biorącego w kość komucha.
Czemu to nawet lepsze od naszego doświadczonego przez życie komucha? A dlatego, między innymi, że taki leberał potrafi nam czasem dostarczyć niebylejakiej duchowej strawy. W końcu takim był z poczatku sam Ardrey, żeby już pominąć paru pomniejszych, o których sobie tu wspomnieliśmy lub, Deo volente wspomnimy. (Albo i nie.)
No i właśnie wpadł mi w ręce ktoś taki. Pożyczyłem sobie wczoraj mianowicie znaną książkę pana Allana Blooma pt. "Umysł zamknięty" ("The Closing of American Mind"). Oryginał wydany w 1987. (Konsultacja prof. Legutko, by the way.) Widzę, że chyba Boska dłoń mnie prowadziła, że sobie to pożyczyłem. (Nawiasem mówiąc, po wysłuchaniu całości podtrzymuję mą tezę, że książka pana Cialdiniego o wpływie na ludzi jest znakomita i jak najbardziej "nasza".)
Na razie przeczytałem do strony 62, czyli nie aż tak wiele, uwzględniając, że na poczatku jest jeszcze przedmowa żydowskiego, jak kojarzę, komucha, Saula Bellowa, ale to wygląda naprawdę na znakomitą rzecz i godną, by ją włączyć w kanon tygrysistycznych lektur.
Oczywiście - panowie A. i S. zawsze będą w innej kategorii (święte księgi, hłe hłe!) - no i to nie jest dla postych fizycznych tygrysistów, których zadania polegać będą na czymś innym, niż intelektualne włosa na 17 części rozszczepianie, ale dla intelektualnej elity jak najbardziej.
Nie sądzę, by nawet na ostatniej stronie pan Bloom dostał pręgowanego futra i zaczął się czaić w nocnym listowiu na zwierzynę, ale nie oczekujmy od niego zbyt wiele! Życie jest krótkie, dorośli ludzie raczej się aż tak bardzo nie zmieniają, a jak dałoby mu się jakieś 200 lat, to i facet by do końca przejrzał na oczy.
Na razie pozostaje mu zbolałego serca pocieszanie amerykańskim tradycyjnym... Wiecie sami - te tam oświeceniowe historie o "równości szans" itd. Czyli, jak na Amerykę, tradycja. Jednak KRYTYKA (w sensie filozoficznym) obecnej INTELEKTUALNEJ sytuacji owej ideologii - która, jakby nie było, podbiła przecież znaczną część świata, choć teraz, na naszych oczach, to się zaczyna szybko jakby odwracać... Więc ta krytyka, na tych pierwszych stronach, jest całkiem super!
Krytyka intelektualnej sytuacji leberalizmu, ale nie tylko, bo gość zajmuje się przede wszystkim wyższym szkolnictwem, a z tym wiąże się wiele innych spraw, niż tylko czysto intelektualne. Na Spenglera chyba nigdzie pluć nie będzie, Ardreya też z pewnością nie wspomni - za to Nietschego już wyraźnie docenił. Jest więc na niezłej drodze.
Naprawdę polecam tę książkę, godząc się z ryzykiem, niewielkim w mojej ocenie, że on tam, na pozostałych 400 stronach, zacznie wypisywać jakieś antytygrysiczne brednie. Tak czy tak - nie jako biblia, nie jako święta księga, ino jako krytyka Realnego Liberalizmu - to jest naprawdę fascynujące!
* * *
Może jeszcze o naszym makaronicznym tytule... Potraktujcie go jako ilustrację hasła, które mi się coraz gwałtowniej ostatnio kołacze po głowie - hasła: "Zróbmy sobie Barok!" Już Dávila, jak niektórzy może pamiętają, namawiał nas do zrobienia sobie własnego Oświecenia, ale mnie się widzi, że zacząć to trzeba od Baroku właśnie.
Nie całkiem w Polsce może, ale na Zachodzie Barok to był absolutny szczyt rozwoju tej Kultury ("cywilizacji" mówiąc prostym językiem). Nawet taki Michelangelo Falvetti, którego niedawno odkryłem, zmarł przed końcem XVII w. O ile kantat, o pół wieku późniejszego, Bacha nie jestem w stanie słuchać - częściowo na pewno z powodu chóralnych śpiewów po niemiecku, choć po prawdzie w pojedynkę też to obrzydliwe (Mozart jakoś sobie z tym radzi, ale to chyba tylko dzięki masonerii, że się zaśmieję) - to "Il Diluvio Universale" Falvettiego daje się słuchać jak najbardziej, a nawet więcej. (A swoją drogą, z wiki wynikałoby, choć explicite tego nie piszą, że to TEŻ był katolicki zakonnik. A to "Diluvio" to oczywiście po naszemu "Potop". TEN - światowy, "universale".)
Wiedząc, że nie każdy gra zawodowo na harfie w dobrej orkestrze, radzę na początek posłuchać końcowego fragmentu - tak po godzinie. Kantata to jednak dość sieriozny rodzaj muzyki, choć akurat te końcowe sprawy - jak owa tarantella Kostusi i to żeńskie trio na temat tęczy - powinny się spodobać każdemu, w miarę choćby zdrowemu na umyśle i uszach, człowiekowi Zachodu.
(Co oczywiście nie znaczy, by reszta była marna i bym jej nie polecał!) Jednak radzę zacząć od 1:06, a nawet wprost od bisów, czyli od 1:10. Mnie szczególnie ten kawałek o tęczy, "kiedy Bóg wybacza ludzkości", zachwyca, ale kostusiowa tarantella, także wykonana na bis, też super i wielu może się podobać nawet bardziej (czy młodzież mnie słyszy?).
No to już wiadomo dlaczego makaronizm w tytule? Łacina, machanie szablą, szlacheckość... W końcu cała polska kultura, ta prawdziwa, jest z gruntu szlachecka właśnie - niezależnie w czyim wykonaniu. To właśnie ten Barok, do którego chciałbym wrócić. Nasz, ale jednak zachodnim intelektualizmem owej epoki też bym go chciał nieco nasączyć. Nie mówiąc już o Monteverdich, Falvettich, i (wcześnijeszym od nich) panu Striggio. Tego nam wtedy brakowało, i tego nam teraz brakuje. Więc...?
triarius
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńTo że ten czy ów z plejady współczesnych filozofów (cokolwiek to słowo dzisiaj znaczy) przejrzał na oczy, wydaje mi się zagadnieniem znacznie mniej ciekawym od tego iż w obliczu takiej w około ruiny jest to udziałem tak niewielu - zaiste współczesny (powojenny) dobór adeptów na te kierunki studiów musi się odbywać na zasadzie selekcji negatywnej…
Krytyka trafna z słuszną diagnozą przyczyn jest przydatna gdy prowadzi do właściwej terapii, w innym wypadku to tylko l'art pour l'art … kolejny przykład na kostnienie intelektualne naszej duchowej rzeczywistości.
Diagnoza Spenglera po stu latach tylko poraża trafnością…
Ale coraz bardziej jestem przekonany, że na nic nasze dziarskie próby reanimacji tego trupa - ta czaszka już nigdy nie uśmiechnie się Tygrysie; tak sądzę!
Czaszka się nie uśmiechnie - co do tego nie mam wątpliwości. Intuicją to czuję, podlaną niejaką wiedzą. Skoro ja się każdego dnia naprawdę szczerze raduję, żem już stary, a także próbuję się cieszyć, że po mnie NIC nie zostanie - kiedy ktoś inny w mojej sytuacji próbowałby "chociaż" zostać nieśmiertelny, ach...
UsuńJednak kiedy taki oświecony/oświeceniowy liberalny amerykański intelektualista niemal zaczyna gadać Spenglerem - no bo, z Twoich słów wynika, że sam to czytałeś, tak? no i na razie to dla mnie bardziej Spengler niż u takiego sławnego spenglerysty, jak Ortega...
No to jak się nie cieszyć? Czaszka się nie uśmiechnie, ale, przy odpowiednim podejściu, ileż z niej można mieć radości! ;-)
Mniejsza z tym, że przez łzy.
A poza tym... Wiesz co? Z Ameryką pełną Śród i "Europą" pełną Biedroni na pewno nie wygramy, ale, w nowej sytuacji, jakieś takie szpęglerycznie zacofane księstwo, niedotknięte niemal etycznym socjalizmem, k*winizmem, prawami człowieka... Cień szansy to Polska może mieć dopiero w takiej właśnie, obiektywnie ponurej, koniunkturze. No bo tu nie chodzi przecie (ale ciiii!) o reanimację TRUPA, tylko o nas... Z "Ohime ch'io cado, ohime" na ustach, pręgowanym futrem, kieszonkowym wydaniem Ardreya w kieszonce i moherową odwagą przodków w sercu... Ach!
A zresztą, tak czy tak miło się z kimś czasem zgodzić. Czy ja kiedyś wątpił, że diagnoza pana S. poraża aktualnością? No to już jest nas dwóch. (A z Bloomem to prawie dwóch i pół.)
Pzdrwm
"... ale, w nowej sytuacji, jakieś takie szpęglerycznie zacofane księstwo, niedotknięte niemal etycznym socjalizmem, k*winizmem, prawami człowieka... Cień szansy to Polska może mieć dopiero w takiej właśnie, obiektywnie ponurej, koniunkturze." - Mógłbyś rozwinąć tę myśl?
UsuńKoniecznie? Musiałbym precyzyjnie trafić w szczelinę pomiędzy Twoją inteligencją, i inteligancją panów Mąk. Nie twierdzę, że to wąska szczelina, ale jednak pewne ryzyko.
UsuńA zaraz i tak Baba Zula na Mezzo. Nie żebym lansował, czy kochał, aż jak Monteverda, ale tradycyjna turecka muzyka dziko mnie ostatnio kręci.
Pomyśl sam, a jak do niczego nie dojdziesz, to pytaj znowu. OK?
Uspokoję Cię - optymistą nagle nie zostałem. Choć, po prawdzie, trochę nam chyba brakuje naszego Artusia Pana (no bo przecież nie "Piotrusia"), z jego niezłomnym optymizmem, n'est-ce pas? (A tak przy okazji - jak to było o tym carcasse? Przypomniało mi się w związku z uśmiechniętą czaszką.)
Wiesz - "sama droga ważniejsza od celu", itd. Czymś się trzeba przecie brenzlować, póki człek dycha. A co dopiero, jak czasem napisze wywrotowy kawałek na blogasie.
Na razie polecam Falvettiego. Wesolutką kostusiową tarantellę i to cudo o tęczy i Boskim wybaczeniu. Kurwa, kiedyś życie nie było aż tak paskudne jak dziś, a raczej po prostu nie było paskudne... Leberalizm psia mać, raj na ziemi!
Pzdrwm
Nie nalegam. Może jak kiedyś się spotkamy...
UsuńArtuś Pan - cudnie! Mnie też go brakuje... Ale z La Fontaine'a: "Młodość się chełpi, że wszystko otrzyma, starość jest nieubłagana.” (Z tą starością to o nas...)
“Carcasse, tu trembles? Tu tremblerais bien davantage, si tu savais, où je te mène.” - Henri de la Tour d'Auvergne, vicomte de Turenne, maréchal de France.
Odnośnie współczesnego "życia" - teraz dopiero zaczynam rozumieć słowa Talleyrand'a iż „...ten, kto nie żył w czasach ancien regime'u, ten nie zaznał słodyczy życia”.
"Zawżdy jest stara małpa szpetna, i takoż jej figlasy wszytkie. Gdy milczy w onym smutnym czasie, powiedzą 'koniec już błaznowi'. Gdy gada, milczeć każą zasię, iż nie ma smaku w tem co mówi." (Muszę przyznać, że w przekładzie tego skurwiela to jest znacznie lepsze od oryginału.)
UsuńTen karkas to taka francuska wersja słynego okrzyku wielkiego Fryca, o tym że: "Nędznicy, chcecie żyć wiecznie?" Czy jak?
Co do tajemnicy, to przecie żartowałem. Kto powiedział, że muszę kończyć życie na wolności? Zresztą co to w sumie za wolność? Chodzi o to, że jak tamci będa się ganiać z muślimiami, to my tutaj, bez muślimów i niemal bez Śród tudzież K*winów (sapienti sat) zrobimy sobie to tam księstwo Tang, czy jak mu tam było... Zdrowe, jurne, moherowe i nieprzeżarte zgnilizną.
Nie jestem za artusiowym tworzeniem nowych K., bo w to nie wierzę, oczywiście nie widzę żadnej przyszłości dla dotychczasowych elit i centrów naszej (jakby nie było) K/C - ale w końcu ktoś może ich podmienić. Zdrowy i moherowy. Szpęglerycznie to całkiem normalne i na to nie jest jeszcze za późno. Szpęglerycznie znaczy, bo patrząc na stan tego społęczeństwa, to oczywiście zgroza.
Karkas, ponura czacha i stara małpa szpetna. Ale skoro sobie piszemy na blogasku, no to należy stwierdzić, że zgodnie z Nauką taka możliwość istnieje. N'est-ce pas?
(A ten Bloom jest naprawdę dobry! Jak on się chłopak męczy, ale uczciwy i wcale niegłupi. Aż go szkoda dla liberałów.)
Pzdrwm
"Ten karkas to taka francuska wersja słynego okrzyku wielkiego Fryca,.." - spotkałem dwie wersje:
Usuńpierwsza wg której de Turenne pono nie potrafił przed bitwą opanować drżenia swego ciała więc tak sam mówił do niego tzn siebie,
druga iż te zdanie wypowiadał do swego konia (konkretnie klaczy)...
Tamci za muślimami a my tu sobie na boczku dziergu, dziergu, dzierg i puf! potęga - no masz. A czym w tzw międzyczasie będą zajęci bracia Moskale? Z resztą sam skonstatowałeś stan potencjalnych dziergaczy (a może to ci samuraje z tych grup rekonstrukcyjnych?)
Zdrowe i moherowe jest (przypisywane jednemu z Shinsengumi):
"Zło zabijaj natychmiast!" a nie jakieś tam pierdu, pierdu i... kolejne moralne zwycięstwo!
Ale dum spiro, spero.
Ksiazka na chomiku jest.Kiedys czytalem ale to bylo lata temu.
OdpowiedzUsuńPiotr34
Super! Dzięki za info, poszukam.
UsuńDoczytałem już sporo dalej i jest chyba jeszcze lepiej, niż przed napisaniem tego tekściku. Gość naprawdę kojarzy.
(A swoją drogą - jak piosenka o tęczy brata Falvettiego? Robimy sobie ten Barok, czy nie? ;-)
Pzdrwm
E tam Bloom;)
UsuńCoryllus nowego "Miska" wydal dzis rano.
Mozna sie z nim oczywiscie nie zgadzac(ja sie w wielu sprawch nie zgadzam ale w paru i owszem)ale "paliwo" do przemyslen trzeba miec a on dostarcza je bezblednie.
Piotr34
Warto było całości "Il Diluvio Universale" posłuchać, oj warto!
OdpowiedzUsuńStruś ożył! Nie masz pojęcia jak się cieszę. Ze strusiej opinii na temat Diluvia też oczywiście.
Usuń;-*
Pzdrwm