Dzisiaj chciałem napisać coś całkiem na serio. Wiem - to może być spore zaskoczenie, bo jeśli ktoś to czyta, to dla figlasów, podrabianej edukacji, naciąganej elokwencji i cieszenia się przez łzy ze spektaklu degrengolady i upadku tej naszej, największej ze wszystkich w historii, cywilizacji.
Jednakowoż...
* Tygrysista wie, a przynajmniej wiedzieć POWINIEN, że jest ciałem obdarzonym duchem, nie zaś jakimś szemranym "wolnym duchem" przywiązanym do trupa. Niestety ogromna część pozostałych ludzi, wliczając w to oczywiście lemingi, stanowi dzisiaj raczej tę drugą kategorię - i nie mówię że duch u nich realnie kwitnie, tylko że oni faktycznie tak się widzą i nic poza móżdżeniem z życiowych funkcji niemal nie przejawiają. To jest bardzo głęboka i ważna myśl - która mnie samemu w znacznej mierze naprawdę wieki temu odmieniła, i to na lepsze, życie, więc radzę i się dopraszam w to wczuć i przemyśleć.
* Cytat powyższy jest (swobodnie i z pamięci) przetłumaczony z książki Alexandra Lowena "Betrayal of the Body", która, jak kojarzę, chyba nawet została wydana po polsku. To jedna z obowiązkowych lektur Tygrysizmu Stosowanego, mimo że Lowen to zasadniczo kalifornijski lewak od New Age'u. Nieważne - tam są b. istotne rzeczy, a Tygrysizm Stosowany ma to do siebie, że się uczy nawet od diabła, jeśli akurat warto.
* Przeciętny dzisiejszy, polski, prawicowy użytkownik internetu nie przedstawia się - cieleśnie - przesadnie imponująco, czym gwałci podaną tu przed chwilą zasadę. To jest w rzeczywistości nieco bardziej skomplikowane, bo tu nie chodzi, przynajmniej w tej chwili, o imponujący wygląd sam w sobie, tylko w tym problem, że taki człek ma korę mózgową i jakieś pokraczne, niemal martwe, choć często tłuste, ciało, które sam traktuje jako trupa do tej swojej "swobodnej" (ach!) kory i czego tam jeszcze "duchowego" ktoś (diabeł?) mu na złość przywiązał. Nam to naprawdę tutaj NIE PASUJE!
* Rozumiem, że jeśli to powyższe do ciebie się też odnosi, to nie ciągnie cię żeby się tym swoim (za przeproszeniem) trupim cialem zajmować. Jednak - UWIERZ człeku! - powinieneś i wszyscy (poza ew. Tuskiem, Merkelą i takimi) będą z tego o wiele szczęśliwsi.
* Jak sam już może zgadłeś, powinieneś jakoś ćwiczyć, ale Pan Tygrys, w odróżnieniu od innych tego typu agitatorów, zdaje sobie sprawę z problemów, jakie tutaj występują. Wcale nie jest łatwo, i to mówiąc bardzo już eufemistycznie, mając takie oklapłe i niepotrzebne trupie cialo, zacząć się nim intensywnie zajmować, i żeby nam to bardzo szybko kompletnie nie obrzydło. Ćwiczy taki, a z konieczności jakikolwiek pozytywny wynik zobaczy dopiero za tygodnie, przez ten czas, zamiast swoje marne ciało ignorować, z konieczności musi się w nim babrać... W dodatku się jakoś tam męczy, choć trochę... Dno i ja wiem, że to niemal nigdy nie zadziała.
* Od tego jesteśmy Panem Tygrysem, jednym z twórców, jakby nie było, Tygrysizmu Stosowanego, żeby takie problemy, niczym węzeł gordyjski, genialnie rozcinać. I my właśnie to tutaj zrobimy. (Alleluja? Jasne że Alleluja!)
* Zaczynamy więc od czegoś, co:
a. można sobie robić kiedy się chce, krótko, długo, z doskoku, wiele razy dziennie, jeśli ktoś ma w głowie poukładane...
b. jest tanie...
c. jest dziecinnie łatwe...
d. nadaje się dla całej ew. rodziny, a także Krewnych i Znajomych Królika...
e. daje b. realne i szybkie korzyści czysto cielesne, a także dla sfery interfejsu pomiędzy ciałem i duchem...
f. jest cholernie przyjemne i zabawne, więc nie ma smętnego oczekiwania, żeby się cokolwiek poprawiło i człek zobaczył sens tego wszystkiego.
To chyba tyle, ale powinno wystarczyć, zgoda?
No więc umówmy się tak... Ja tu przedstawię coś, co możecie zacząć robić, a nawet powinniście, jeśli to chwyci i będzie odzew, to za jakiś czas przedstawię jakieś inne, uzupełniające, może o wiele radykalniejsze (choć może nie aż tak łatwiutkie) ćwiczonka, które uczynią z was tygrysistów całą gębą, Adonisów i w ogóle ozdobę herbatek u cioci czy balów w remizie, zależnie od waszych upodobań i możliwości.
No więc na razie robimy to:
1. Idziecie na Allegro.pl i patrzycie na takie coś, co się po polsku określa mianem "poduszka/platforma do balansowania" albo "dysk sensoryczny". Możecie wybrać "Sport i wypoczynek", a potem w lokalną wyszukiwarkę wrzucić "równowaga" (bez cudzysłowów). Albo po prostu kliknąc na tego linka. Który mielibyście kupić? Nie wiem, serio. To zależy od forsy, gustu, intuicji... (Ja swoje takie coś kupilem lata temu na eBayu.) To oczywiście nie musi być kupione akurat na Allegro - chodzi mi tylko o to, żebyście wiedzieli co macie kupić.
Po mieszkaniu chodzicie oczywiście "na bosaka". To znaczy może nie całkiem jak Dorotka co tańczyła do kolusia, ale w sensie że bez jakichś tam twardych podeszew. Mogą być grube skarpety. (Wiem oczywiście, że jak ktoś co chwilę musi wyskakiwać z domu, żeby nakarmić świnie i wydoić kozy, to może być problem. Ale wtedy też ściągacie buty i hop!)
Tę tarczkę czy też dysk, kładziecie w jakimś wygodnym miejscu w mieszkaniu. Na podłodze. Na przykład w miejscu mocno uczęczczanym. Może być koło telewizora. No i co pewien czas - spontanicznie, bez żadnego uczucia przymusu - wskakujecie sobie na to coś i surfujecie. Znaczy staracie się utrzymać równowagę. Z otwartymi oczyma i bez większych ruchów to nie jest bardzo trudne, zresztą i tak śmierć czy kalectwo raczej wam nie grożą, choć lepiej to jednak ustawić nieco dalej od rozpalonego kotła czy dołu z jadowitymi wężami.
W sumie tyle. Po co to, spyta ktoś? Radość dzika, kontakt z ciałem tego waszego "wolnego" (że się zaśmieję) ducha i tej przerośniętej kory nareszcie odzyskujecie, trenując przy tym zarówno poczucie równowagi w błędniku, jak i MIĘŚNIE odpowiedzialne za postawę i równowagę. To naprawdę nie jest byle co i wielu nawet kulturystów także by skorzystało mięśnie te sobie potrenowawszy.
Oczywiście rodzina też, oczywiście możecie sobie kupić dwa albo więcej - takie same, albo inne, bo każdy wymusza nieco inną walkę z grawitacją, daje więc coś nieco innego. Ew. zawody, przekomarzanki... Jak będzie już wam względnie łatwo się po prostu utrzymać - spróbujcie zamkąć oczki i/lub żywo pogestykulować rękoma, albo potańczyć twista czy sambinhę. Tyle!
Jeśli ktoś wykona, byłbym wdzięczny za feedback i ew. prośby o dalszy ciąg, ponieważ mam z was, drogie ludzie, zamiar uczynić elitę - także w wymiarze fizycznym. A teraz do wyznaczonych zajęć odmaszerować!
triarius
No i jak, odzyskałeś? (Znaczy się ciało, za pomocą tej magicznej surfing-poduchy ma się rozumieć.)
OdpowiedzUsuńAleż przecie nie mówimy o mnie! Moje ciałko wygląda jak u młodego człowieka, na co mam autorytatywną opinię aktualnego wicemistrza, a niedawnego mistrza Polski w b. niebylejakiej konkurencji... Oczywiście - wciąż mam sporo braków, nawet w stosunku do tego, co było kiedyś, choć w innych sprawach jest lepiej niż kiedykolwiek... Mam dwie dokuczliwe, chroniczne kontuzje, ale chyba powoli się poprawia... No i ogólnie idę do przodu.
Usuń"Magiczna poducha", jak ją zechciałeś określić, jest ogólnie super, także dla zawodników i takich tam - równowaga przydaje się w masie kontekstów (poleć może Sararze, nie żeby bardziej potrzebował od innych, nie o to chodzi) - to jest łatwiutkie, taniutkie, cholernie zabawne i przyjemne... Orgazm na słodko, po prostu!
A chodzi nam w tej chwili po prostu o to, że jeśli ktoś ciałko zaniedbał, nienawidzi go, zapomina o nim z rozkoszą, hodując przerośniętą korę i różne kremówkowe na przykład złudzenia, to kazać mu "wziąć się za siebie", "zacząć o siebie dbać", "poświecić 20 minut trzy razy w tygodniu, podczas oglądania telewizji" (nie mówiąc już o biegach dla lemingów) - to po prostu kompletny bezsens i coś jak propaganda naszego kochanego Dudusia Optymisty. N'est-ce pas?
Jeśli gość nie chce znać swojego ciała, to tym bardziej nie będzie się za jego pośrednictwem dręczył, przypominał sobie intensywnie o jego paskudnym istnieniu i marnej jakości... Itd.
Dlatego też, doświadczenia długiego życia podpowidają mi, że aby z prawicowego und patriotycznego blogera stać się tygrysistą, potrzeba nam innych, za to chytrych, sposobów. Na przykład rozoczęcia tego w sposób słodki, zabawny i nieprzerażający dla takiego, pożal się Boże, mózgowca, sposób.
Przez magiczną poduchę, przez nieco powiedzmy żonglowania, przez robiony dla żartu Irish gig, może nieobowiązującą walkę z cieniem... Do spraw nieco bardziej radykalnych, Deo oczywiście volente. Jak coś, to pytaj dalej!
A co do "magicznej poduchy", to szczerze polecam!
Pzdrwm
Właśnie mi się przypomniało, że ten gość, co dwa dni temu zdobył mistrzostwo w boksie w ciężkiej, niejaki Wilder, z rekordem 33, same wygrane i 32 K.O., też ćwiczy na takich poduchach. Widziałem to w jednej z zajawek przed tą walką.
UsuńNawet to nie było jedno ćwiczenie, a wiecej, a te poduchy wyglądały zupełnie jak ta moja (gdzieś mam zreszta drugą taką, bo kupiłem dwie, ale mi znikła). Taka szara, okrągła, płaskawa, pneumatyczna.
A więc... ;-)
Pzdrwm
No dobrze już dobrze! Przecież wiem. Sam w te glocki gram (ale bez poduchy) i mimo zaawansowanego wieku patrzę z góry z politowaniem na naszą młódż i jej pożal się Boże sprawność (choć stare urazy od czasu do czasu mi o sobie przypominają, gdy się w zapale nieco zapędzę zapomniawszy o metryce...)
OdpowiedzUsuńW Glocki się bawisz? Straśnie one brzydkie i jakieś takie toporne z wyglądu, ale w końcu nie o urodę tu chodzi i nie każdy musi zaraz być Berettą czy CeZetą (!). Nie?
OdpowiedzUsuńCo do braku poduchy, to znam tę przypadłość. Struś, który nas tu kiedyś zaszczcał, i który dzisiaj (zapłodniony swego czasu zresztą par moi) za eksperta od fizkultury na skalę globalną, też mi się ostatnio stawiał, że on to robi bez poduch, tylko na jednej nodze sobie stojąc, i że jest w tym genialny, bo stoi tak całe 30 sekund, wesoło sobie, jak rozumiem, pogwizdując. (Mógłby palić fajkę, bardziej by mi zaimponował. ;-)
Te poduchy i inne mini-równoważne są jednak naprawdę zabawne, i jeśli Ci Zielona Wyspa pozwala, oraz masz w okolicy jakiś wolny skrawek podłogi, to naprawdę polecam! (Swoją drogą, jak Ty to konkretnie robisz, że spytam?)
W każdym razie zgadzasz się chyba, że amerykańskie podejście - na negatywnych emocjach i sztucznie generowanym gigantycznym zapale (przypomina mi się czemuś nasz kochany Duduś, czy może Pimpuś), za cholerę nie działają na kogoś, kto przez całe życie starał sie zapomnieć o swym ciałku, doprowadzając je do takiego stanu, że faktycznie żadna radość o nim sobie przypomnieć. Więc tu tylko poduchy i takie tam. (W końcu na gołe baby oni też nie mają szansy, inaczej by tu nie przyłazili, nie?)
Pzdrwm
O rzesz Ty! Ja rzeczywiście napisałem glocki! (Jakaś pomyłka freudowska, czy cuś?)
OdpowiedzUsuńJa zawsze sobie na jakiś tam czas wynajduję zajęcie albo szarpię złomem, albo pływam a aktualnie biegam. Gdy stwierdzę iż mam zadawalającą wydolność zajmę się znów czym innym.
"...na negatywnych emocjach i sztucznie generowanym gigantycznym zapale (przypomina mi się czemuś nasz kochany Duduś, czy może Pimpuś), za cholerę nie działają na kogoś, kto przez całe życie starał sie zapomnieć o swym ciałku,..." - Na prawdę nie wiem! Uwierz mi, nigdy, nie znajdowałem się w takim stanie!
Chciałeś powiedzieć "nigdy nie byłem prawicowym blogerem?" Ładnie wyrażone i jak najbardziej słuszne.
UsuńZ wydolnością złuszne (choć co ja tam wiem), ale cy w bieganiu nie przeszkadza Ci ta chmara lemingów, te wszystkie maratony i ten cyrk w TV? Na temat MMA też ostatnio robią cyrk, ale to jednak jest elitarna sprawa i na pewno zalew lemingów oktagonom nie grozi.
Ciekawe, swoją drogą, kiedy się oglądanie tego lemingom przeje. I jak? Wymrą? Dostaną zamiast tego publiczne egzekucje prawicowych blogerów? Prawdziwe walki gladiatorów z Harunem wyciągającym zwłoki hakiem? (W to ostatnie jednak nieco wątpię.) Czy po prostu "Mapuka z gwiazdami"? Nie, to też nie - całe to, rzekomo nabrzmiałe rozpasaną seksualnością, leberalne coś to w istocie starczo-eunusza zgrywa pompowana viagrą i medialnym nawoływaniem do poruszania z posad.
Ale ciekawie jest! Swoją drogą ciekawe do czego można doprowadzić starca w moim wieku, zanim się rozsypie, bo akurat się, z takich i innych względów, chwilowo koncentruję na ogólnorozwojówce. Tylo miejsca mi brakuje.
Pzdrwm
Pierdolę leminżerię i te ich, pożal się Boże, "maratony" po ca 4 h (exemplum Lis czy Polko). (Swoją drogą, 30-ści lat temu!, miałem kumpli z życiówkami poniżej 2h 14' i nikt się nimi nie podniecał.) Biegam bo się zapuściłem i już. A wytrzymałość ogólna to podstawa (do takiego legion etrangere np., pacanów, którzy nie przebiegną w Cooper'ze 2,5km nie biorą nawet na "szlifierkę".)
OdpowiedzUsuń"Swoją drogą ciekawe do czego można doprowadzić starca w moim wieku, zanim się rozsypie..." - chłopie! Pojęcia nie masz! Trzymając się już tego maratonu (który mnie z resztą w ogóle nie pociąga), niejaki Ed Whitlock pierdyknął go w 2h 54' mając 73lata(!)
Że wytrzymałość to podstawa (jeśli pominiemy psychikę, jako oczywistość) to się zgodzę. Co do Eda, to chyba starcom jednak maratony najłatwiej przychodzą. (Niechby gość poprzeskakiwał po drodze przez samochody i barierki!)
UsuńGdyby nie to, że mnie maratony za cholerę nie kuszą, to bym z nim może porywalizował, ale moje ambicyje leżą jednak w innych regionach, i tu mam spore problemy. Pomijając już starość - b. mało miejsca (za to dużo książek, alleluja!), żadnego jebanego ogródka, dookoła miliony lemingów co się będą gapić, mało adekwatnego towarzystwa (wszyscy rypią na kafelki, naiwniaki!)... Za TO i za te miliony na wygnaniu komuchy powinny beknąć, i to jak!
Pzdrwm
Zaiste, tlenowa wytrzymałość maratońska da się kształtować do starości, najszybciej ucieka szybkość...
OdpowiedzUsuńO jakich "kafelkach", co to na nie wszyscy rypią, mówisz? Jakaś nowa konkurencja czy co?
Te miliony na wygnaniu, to skurwysyństwo epokowe jest, za te "osiągnięcie" , zaprawdę, tutejszym skurwysynom tytułującym się klasa polityczną wypadałoby godziwie zapłacić.
Niby znana sprawa z tą szybkością, ale ja, jak zawsze, obalam wszelkie takie prawa przyrody. Jestem wciąż dziwnie szybki. Zawsze oczywiście byłem, kiedyś mi obiecywano karierę sprintera (zanim nie załatwili na rok kolan skokami ze sztangą na plecach, potem dostałem dzikiej "choroby pocałunku", a w końcu wyczyn mnie przestał kręcić i tak jest dziś), nigdy natomiast nie bylem napradę silny. Kwestia dźwigni i składu mięśni, of course.
OdpowiedzUsuńKafelki to do łazienki. Konkurencja znana i lubiana co najmniej od epoki PRLu. Alternatywnie mogłem wsponieć szafki do kuchni, jeśli wolisz. Ja się zawsze przed tym furiacko broniłem - w każdym możliwym sensie.
Ale ten metraż i w ogóle też komuchom powinno dodać parę setek lat do wyroków. (Dobrze że już mnie jazz nie kręci, choć w perkusję bym sobie i tak pouderzał. Ku uciesze sąsiadów. Na razie mają bongosy.)
Pzdrwm
"Jestem wciąż dziwnie szybki" - raczej jesteś ciągle szybszy od otoczenia ale na pewno nie od siebie sprzed lat trzydziestu. Siła jest skorelowana z szybkością ale samą szybkością wszak nie jest, ja zasadniczo zawsze byłem silniejszy od rówieśników i nadal bardzo dobrze reaguję na ciężki trening siłowy ale do najszybszych nigdy nie należałem.
OdpowiedzUsuńFakt.To pierdolone dorobkiewiczostwo wraz z jakimś kompulsywnym pachciarskim geszefciarstwem, zupełnie zapchało mózgi, nawet tym całkiem rozsądnym - zgroza!
Widzisz, to nie jest aż takie proste... Jestem dziwnie mocno przekonany, że ten spadek szybkości to nie jest jakiś "naturalny" proces, i że to raczej wynika z tego co robisz - albo jak robisz te sporty, albo że nic nie robisz, więc ci te tam nerwowe reakcje się spowalniają...
UsuńTe rzeczy. Oczywiście nie mówimy o dziewięćdziesiątce (choć jak mi się uda pożyć, to się dopiero okaże). Nie wiem czy mnie chwytasz, ale naprawdę wcale nie jestem przekonany do tej utartej opinii, ze z wiekiem szybkość musi parszywieć. Niby dlaczego?
Pzdrwm
Chyba wiem o czym mówisz, tak, to jest zastanawiające...
Usuń