Agresja? Oczywiście - jej nie da się w życiu uniknąć i nie ma powodu. by jej całkowicie i zawsze unikać. (Nawet jeśli koniecznie chcemy zostać drugim Św. Franciszkiem.) Nie zawsze, oczywiście, musi ona być ogromna, nie zawsze musi być aż mordercza... Zresztą tygrysiczne rozumienie agresji jest całkiem szerokie - każde robienie komuś czy czemuś wbrew to pewna forma agresji. (Nawet poniekąd, jeśli ktoś bardzo chce rozszczepiać włosy na ćwiartki, łamanie patyczków na ognisko to agresja przeciw patyczkom.)
Do tego rodzaje agresji są różne, i to nie jest czysto akademicka kwestia. (Rozmawialiśmy tu sobie o tym wielokrotnie, polecam!) Agresja to duża część życia, a nawet w istotnym sensie samo życie to właśnie agresja. Żyjemy m.in. dlatego, że giną miliony (dosłownie) myszy i szczurów, nie licząc owadów, a jak ktoś nie jest zupełnym wege-tentamtego, to i różnych innych miłych, ale niestety dla nich jadalnych, a nawet smakowitych i pożywnych, źwierząt.
Co z nienawiścią? Nienawiści powinna być w nas zaledwie śladowa ilość. Bardzo niewiele - tylko tyle, żebyśmy pamiętali przeciw czemu mamy kierować agresję, kiedy tylko będzie po temu okazja. Byśmy pamiętali co jest moralną obrzydliwością, podłością itd., i zasługuje na karę z naszej ręki. Tylko tyle! Wszystko ponad to, każda nadwyżka nienawiści, to w istotny sensie agresja powracająca do nas samych, "odbita" od obiektu naszej nienawiści, i nas, naszą (choćby i świecką) duszę, zatruwająca. W bardzo zaś konkretnym sensie rodzi poczucie bezsilności, które jest czymś nie do opisania obrzydliwym, moralnie niszczącym i fatalnie, bez żadnych żartów, wpływającym na nasze zdrowie.
Nasza nienawiść do rzeczy, które zdecydowanie zasługują na zwalczanie, powinna płonąć malutkim, ale za to stałym płomyczkiem - jak płomyk w lampce oliwnej w przedsoborowym kościele. Jakie z tego praktyczne wnioski? A takie, między innymi, że nie należy w sobie, ani w sojusznikach, nienawiści bez sensu rozbudzać i do białości rozpalać.
Że kiedy w jakimś momencie odczuwamy nienawiść, z którą nic akurat nie możemy zrobić, należy zająć się czymś innym - na przykład przygotowaniem do konfrontacji z przedmiotem naszej nienawiści (co jest nawet poniekąd optymalnym rozwiązaniem, jeśli to właśnie tego przygotowania nam brakuje), choć przestawienie naszej uwagi na coś neutralnego też jest dobre - i zostawić sobie tylko tę rezydualną jej ilość, o której mówiliśmy.
Inny wniosek może być taki, że kiedy coś mamy zwalczać, np. w interesie Polski, to wszyscy zainteresowani powinni odczuwać ten rezydualny poziom nienawiści do wroga, w każdym niemal momencie, i wszyscy powinni wiedzieć, że pozostali też to odczuwają. Jednak wszelkie wzbudzanie potężnych zbiorowych emocji, wszelkie autorezonanse i udawanie stada lemurów w czasie pełni księżyca, wszelkie seanse nienawiści i tego typu szaleństwa - są szkodliwe i stanowią w dodatku świetną pożywkę dla różnych brzydkich agentur.
Tak to widzę i taka jest oficjalna wykładnia Tygrysizmu Stosowanego. (Przynajmniej na dzień dzisiejszy.) I to byłby koniec naszego kazania na ten wzniosły świąteczny dzień. A teraz idźcie w pokoju!
triarius
Wrogów należy beznamiętnie, z rozwagą, systematycznie, od A do Z roz...jechać, jak walcem. Emocje są li tylko narzędziem w prawdziwej polityce.
OdpowiedzUsuńExactement!
UsuńPzdrwm