niedziela, lutego 26, 2012

Myśli kontro-bloody-wersyjne i nie dla ministrantów (ostrzegałem!)

Dla lewicy, w najlepszym przypadku, głupota jest obojętna, a w każdym gorszym jest po prostu chlebem powszednim, niezbędnym do życia. Dodajmy jeszcze sporą porcję podłości, a otrzymamy LEWACTWO.

Dla prawicy głupota stanowi śmiertelną truciznę, której nawet najmniejsza dawka paraliżuje i zabija.

* * *

Cenię kobiety mądre i z osobowością. Jeśli mają mnie one w ten specjalny weneryczny sposób fascynować - to prosiłbym jednak by tego rozumu i tej osobowości nie było zbyt wiele. Nie więcej niż, powiedzmy, u kota.

* * *

Imponujący rozwój żydowskiej myśli religijnej i wszelkiego rodzaju pokrętnej kazuistyki, w której się lud wybrany od prawieków specjalizuje, staje się łatwo zrozumiały, kiedy uwzględni się fakt, że przecież co pewien czas talmudyczni nauczyciele musieli być przez jakieś młode chłopię nagabywani o prawidłową interpretację takich np. fragmentów Pisma jak ten, opisujący jak to patriarcha Abraham prostytuował swą żonę w Egipcie, rozgłaszając, że to jego siostra i zachowując otrzymane za jej talenta skarby „od faraona”.

Ten akurat fragment dotyczy wyjątkowo szacownej persony i jest, całkiem wyjątkowo explicite smakowity, ale smakowitych fragmentów dotyczących szacownych osób w ST nie brakuje.

(Z Marcjonizmem chrześcijanie nie mieliby, nawiasem mówiąc, tych kłopotów, ale cóż. Tym bardziej, że chrześcijanom - a w każdym razie katolikom, dla których NT jest o wiele ważniejszy od ST - jednak łatwiej takie fragmenty po prostu ignorować, i nikt raczej na nie nie zwraca większej uwagi uwagi. Z drugiej strony zmierzenie się z tego typu kwestiami mogłoby na nowo ożywić chrześcijańską teologię i zainteresowanie religią.)

* * *

Różnica pomiędzy carską Rosją i Sowietami?

Niepodważalną państwową doktryną - ba, państwową religią! - carskiej Rosji było: "Każdy kawałek ziemi dotknięty kiedykolwiek stopą rosyjskiego sołdata, musi do Rosji na wieki wieków należeć!” Sowiety zaś do "sołdata" dodały "szpiega, agenta wpływu, użytecznego idioty”. I to tyle!

Skutkiem tej inteligentnej zmiany podbój idzie teraz oczywiście bez porównania szybciej, łatwiej i bez przestarzałych geograficznych ograniczeń, w rodzaju tego, że jak np. Rosja z kimś nie graniczy, to on się Rosji nie należy i nie można go podbić. Sowiety, jak wiadomo, od zawsze graniczą z kim chcą, a w obecnych globalnych czasach także i chcą absolutnie z każdym.

* * *

Prawdziwy reakcjonista to ma ciężkie życie! I w dodatku im zdolniejszy, tym cięższe. Musi się cały czas, biedak, pilnować, żeby nieopacznie nie zrobić czegoś dla Postępu i Szczęścia Ludzkości!

* * *

Sens życia i sens śmierci to w istocie niemal to samo. To najwyżej „dwie strony tej samej monety”. (Czego oczywiście nigdy nie zrozumie liberalny burżuj, ani żadna inna lewizna.)

* * *

Sowiety to po prostu carska Rosja na turbodoładowaniu. (Co oczywiście dotyczy także dzisiejszych neo-sowietów). Komunizm to po prostu ESENCJA SOWIETÓW (czyli carskiej Rosji na turbodoładowaniu) i niewiele ponadto, jeśli w ogóle. W dodatku raczej w wydaniu eksportowym.

* * *

Lewactwo = (Głupota + Podłość + Agresja) * Manipulacja-Przez-Stojących-w-Cieniu-Macherów

Bez Podłości to nigdy nie będzie autentyczne lewactwo, a co najwyżej jakiś tam młodzieńczy bunt, czy zapętlone pryszczate seksualne żądze spod trzepaka.


triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

piątek, lutego 24, 2012

Gadanie Michnikiem

Termin "gadanie Michnikiem" zaczyna wreszcie powoli przenikać do prawicowego krwioobiegu, co jest miłe, nawet nie tyle dla mnie osobiście, jako jego ojca, ale nawet dla tego krwioobiegu. Oczywiście odbywa się to znowu za sprawą Nicka, któren ma autentyczny talent publicystyczno-dydaktyczno-propagandowy i wyłapuje z atmosfery sporo tego typu potencjalnych perełek i młotów na lewiznę (z których pewna część jest mojego autorstwa). Sam też oczywiście tworzy swoje własne - nie że coś.

Z tym "gadaniem Michnikiem", że pokrótce wyjaśnię, chodzi o to, że jak się wystarczająco nie oddalimy od liberalnej, post-oświeceniowej - i "zdroworozumowej" po prostu, w takim sensie, że nie podważającej tego, co nam się dzisiaj, skutkiem specyficznej "edukacji", działania mediów, autorytetów, "wolnego rynku", interpretacji rzeczywistości wpaja - to zawsze będziemy skazani na tego typu, w sumie, "narrację". Co najwyżej tu i ówdzie odwrócimy sobie znaczki - że jak Michnik mówi, że pedalstwo dobre, to my że złe.

Ale w sumie to on, w najszerszym sensie oczywiście, narzuca warunki "dialogu" i kształtuje całą tę "dyskusję". O to w sumie chodzi. Owo "wyjście poza" liberalną i post-oświeceniową narrację to nie koniecznie "kopernikańska rewolucja" Spenglera, ale to musi być coś równie radykalnego i "wywrotowego", a ja, przyznam, wielu innych możliwości poza tą "kopernikańską rewolucją" akurat nie widzę.

Co jednak wcale nie oznacza, by o to koniecznie musiało chodzić. Nie - chodzi o "wyjście poza" i tyle! Oczywiście raczej nie na jeszcze bardziej lewackie pozycje, jeśli to ma być prawica i w końcu kontrrewolucja. U Nicka można sobie znaleźć ostatnio całkiem sporo na temat tego "gadania Michnikiem", szczególnie chyba w komętach - nie jest to chyba całkiem tak samo interpretowane, jak u mnie, i tym bardziej warto się zapoznać.

Że jednak przykłady uczą lepiej od wywodów, podamy tu sobie fajny przykład gadania Michnikiem. Prosty i łatwy, jak sądzę, do zrozumienia, choć - podkreślam to z naciskiem! - wcale nie jakiś monstrualny i kretyński. Ot, po prostu widać, jak głęboko w nas to gadanie Michnikiem siedzi!

Fakt, że autor tego przykładu, MatkaKurka, jeszcze niedawno był lewakiem, więc pewnie dużo łatwiej niż nam, czarnopodniebiennej prawicy od zarania dziejów, tym Michnikiem gadać. Jednak gość od jakiegoś czasu gada z dużym sensem, a sam fakt, że przejrzał na oczy, nie tylko dobrze o nim świadczy, ale nawet podważa nieco mój własny programowy brak wiary w człowieka. (Brak wiary w człowieka - sam w sobie ogromnie prawicowy, ale jednak, jeśli w tym, powiedzmy, przesadzam, to i to jest błędem.)

W swym niedawnym tekście - oto link:
http://www.kontrowersje.net/tresc/z_tuskiem_bylo_tragikomicznie_z_komorowskim_moze_byc_tylko_tragicznie

MatkaKurka pisze bardzo sensownie o wyjątkowo szemranym osobniku znanym jako Bronisław Komorowski albo "Prezydent Polski", o jego ciemnej przeszłości, niejasnych powiązaniach z ruskimi służbami (także w wiadomej i najistotniejszej do dwóch lat sprawie), oraz o zagrożeniach jakie się z tym wiążą. Naprawdę sensowny tekst! A samo jego zakończenie jest takie:
Nie chcę bluźnić, ale wydaje się, że Tuska wariant niemiecki nazywa się Pikuś w porównaniu z wariantem sowieckim Komorowskiego. Jakby nie patrzeć Wielkopolska jest „ordnung”, podwórza zagrabione, a Привислинский край gdzieniegdzie jeszcze dumnie strzechami świeci i furmanki ładuje. Strach się bać.
Coś tu kogoś razi? Komuś się jakieś ostrzegawcze światełko zapaliło? Ktoś tu dostrzega jakieś gadanie Michnikiem? Nie? No to nieźle siedzimy w tym michniczo-oświeceniowym szambie, polska prawico! A może jednak? No... właśnie! Czy to nie paranoja, że, po takim przywołaniu tych wszystkich potworności, które się z "Prezydentem" wiążą, i tych zagrożeń, dla nas, dla naszych dzieci, dla Polski... Pointą jest akurat wizja strzech i furmanek? To TO jest ową najstraszniejszą rzeczą, jaka może nas w ogóle, z Komorowskiego i GRU pomocą, spotkać?!

Jeśli naprawdę to, a nie co innego, tak przeraża rodzimą prawicę, no to teraz ten czy ów Orliński Wojtek uzupełni wam, że "jeśli się chce modernizacji, autostrad i czego tam, to trzeba zrozumieć, że to wszystko chodzi w pakiecie, i nie może być autostrad i modernizacji obok pastuszka z fujarką i moheru, a sprzeciwianie się by po tych autostradach paradowały wte i wewte parady kochających inaczej, jest kretyństwem".

Prawda? A mogę was zapewnić i założyć się o co chcecie, że Orliński Wojtek, albo jakiś inny Orliński Wojtek, choćby go inaczej wołali, to powie. Skąd wiem? A stąd, że owe Wojtki już to wiele razy powtarzały, a ich różne ętelektualne guru piszą to nie od dziś.

I co my na to dictum Orlińskiego Wotjka, czy dowolnego innego michniczego avatara? A cóż my innego możemy zrobić, niż podjąć dialog? Konstruktywny oczywiście. Jak Polak z Polakiem! Wszak pragniemy w sumie tego samego! Pragniemy, my i oni też, żeby nie było tych strzech i tych furmanek, a żeby były autostrady i drapacze chmur.

Cóż więc można zrobić? Musimy działać razem - pragniemy tego samego, i chyba nie chcemy, żeby oni nam wkładali kije w szprychy (a kije to oni mają grube!) - prawda? Z pastuszka bez płaczu rezygnujemy, z fujarki też, no a parady pedałów zaakceptujemy - w ramach kompromisu i zwycięstwa rozsądku. 

Co najwyżej we własnym już wyłącznie, prawicowym gronie, podyskutujemy sobie o tym, czy parady lesbijek powinny chodzić od dziewiątej do szóstej w dnie powszednie, czy też 24/7, a parady pedałów jakoś inaczej, czy może tak samo. I czy nie warto by było tej sprawy skierować do Trybunału w Strasburgu. (Prawica, psia mać! Polscy patrioci!)

No więc jak, polska prawico, będzie z tym gadaniem Michnikiem? Gadamy, ale się "w porę" zatrzymujemy? Zostawiając dopowiedzenie dalszego ciągu Orlińskim Wojtkom tego świata? Czy też może zaczynamy się z tego gadania Michnikiem (i Orlińskim Wojtkiem, bo to jedna parafia, gorzej, ze wraz ze sporą częścią rodzimej "prawicy", jak się okazuje) pracowicie wyplątywać?

Może warto się zastanowić CO miałoby być naszym celem, jakie mamy priorytety i jakie są te najgorsze zagrożenia? No bo jeśli ktoś powie, że te zagrożenia to furmanki i strzechy, to sorry, ale z pewnością nie jesteśmy tą samą "prawicą". Może to on jest tą właściwą, to w końcu tylko  kwestia terminologii, ale ja w sumie nie chcę mieć z tą jego nic do czynienia.

BO TU NIE O FURMANKI I STRZECHY CHODZI, A O SPRAWY BEZ PORÓWNANIA WAŻNIEJSZE! (Co nie znaczy, bym o tych strzechach i furmankach koniecznie marzył, jeśli nie miałoby to oznaczać cofnięcia się o powiedzmy sto lat i zrobienia wszystkiego od nowa - lepiej!)

triarius

P.S. W mojej opinii FYM z ekipą robią znakomitą robotę i, z obiektywnych przyczyn, mają o wiele większe szanse dotarcia w pobliże prawdy. (Co nie zmniejsza mego podziwu dla całej ich roboty, bo to jest właśnie coś, dzięki czemu blogowanie nabiera wreszcie realnego sensu.) Ruscy nie są takimi idiotami, żeby pozwolić rozgryźć swoje zagrania standardowym, jakby nie było, urzędnikom, jak Macierewicz, którzy, co nie jest nawet dziwne, bardziej boją się "ośmieszenia" i "absurdalnych teorii", niż mijania się z prawdą o setki kilometrów. 

No i ruscy właśnie tak zagrali, żeby Macierewicz się z prawdą o te kilometry mijał. Cóż, to by się jeszcze dało przeżyć, ale jeśli naprawdę jego sfrustrowana urzędnicza ambicja (którą da się zrozumieć) skłoni go do rzucania obrzydliwych oskarżeń na blogerów, to nie będzie dobrze. Lepiej by było, gdyby Macierewicz robił swoje, jednocześnie będąc świadomy ograniczeń swojej sytuacji, i nie przeszkadzał tym, którzy szczęśliwie tych akurat nie mają.

sobota, lutego 18, 2012

Zasada szwagra

PROLOG

W tej epoce, kiedy liberalizm, przynajmniej intelektualnie, już ledwo zipie i każdy człek mający przynajmniej dwucyfrową ilość czynnych szarych komórek wie, co to za syf... Sorry europejscy mędrcy (ci z certyfikatem i ci chwilowo bez) - mówimy o układzie dziesiętnym, więc platformiani wyborcy nie załapują się z definicji!

W tych czasach przykopywanie, chwiejącemu się niczym trzcina na wietrze, liberalizmowi może się wydawać zajęciem jałowym i błahym. Fakt, coś w tym jest i chyba jedyną moją obroną może być stwierdzenie, że ja sobie po prostu chcę czasem napisać coś błahego i wesolutkiego, choćby i było jałowe. No bo żeby to tylko ledwo zipał, ale przecież my mamy teraz tak, że niedawny Szaweł liberalizmu nawrócił się nam ze szczętem i teraz robi za bardzo skutecznego Św. Pawła antyliberlizmu!

(Swoją drogą ubawiłem się parę dni temu co niemiara, bo sprawdzałem co tam na mój temat w sieci, no i znalazłem całkiem niedawne moje boje z owym Szawłem/Pawłem, na razie jeszcze szczęśliwie żywym i niekanonizowanym), no i tam mówimy sobie z nim słodkie komplementa, czułe słówka, ocieka to wprost szczerością... Ale kiedy rozmowa zbacza na teren liberalizmu, totalna wojna buldogów - nad, pod i na poziomie dywanu!

I wcale nie było to tak dawno. I każdy może sobie to znaleźć, jeśli np. wklepie w Googla "Pan Tygrys + triarius", jak ja to właśnie zrobiłem. Albo o te linki po prostu poprosi. Tak że liberalizm nie ma już cienia szansy - no, chyba że uciecze się do innych środków. Czyli położy niejako akcent na słowo "realny" w terminie "realny liberalizm".

Ten termin, z którego jestem dziko dumny - bo to i hiper-naukowe, i celne, i potencjalnie skuteczne, jeśli nie w likwidowaniu, to przynajmniej w intelektualnym dawaniu odporu - przez parę lat wegetował nie dając absolutnie żadnego znaku życia... Aż tu nagle - patrz pan! - zaczyna powoli przenikać do krwioobiegu rodzimej debaty.

Na razie rodzimej, ale nie ma tego złego, bo niewykluczone, iż właśnie skutkiem tego, że najpierw rodzima, a potem nie wiadomo, może wyjść w końcu tak, że to wreszcie MY staniemy na samym czele i my właśnie dokonamy jakiejś, da Bóg, kopernikańskiej rewolucji. Czy raczej, ładniej to wyrażając - kopernikańskiej KONTRREWOLUCJI. I tutaj także zasługa naszego Szawła/Pawła. A więc jednak mój brak wiary w ludzkie możliwości i ludzki intelekt nie jest może do końca obiektywnie uzasadniony.

Swoją drogą przydało by się także wylansowanie bliźniaka "realnego liberalizmu" - czyli "liberalnego rewizjonizmu". Co, jak każdy zgadnie, odnosi się do różnych świrów spod trzepaka (i oczywiście agentury, jak zawsze) stręczących nam liberalizm w różnych smakach - od standardowej wanilii, po "libertarianizm" i inne pokraczne hybrydowe twory korwiniego (czy aby tylko?) mózgu.

To był Prolog, bowiem, biorąc na warsztat temat w sumie błahy, postanowiliśmy przynajmniej zadbać o Formę i napisać tekst pod tym względem bez zarzutu: z początkiem, środkiem, końcem, a nawet Prologiem, Wprowadzeniem, Tekstem w Sobie, i Podsumowaniem. (Streszczenie po angielsku zostawiamy sobie na kiedyś, to w końcu nie doktorat.)

WPROWADZENIE

Mój ojciec tłumaczył mi kiedyś, gdzieś chyba w mrocznej epoce późnego Gomułki, istnienie muzeum Lenina w Poroninie "zasadą szwagra". "Widzisz Piotr", mówił, "to jest tak... Ktoś ma szwagra i ten szwagier potrzebuje zostać dyrektorem muzeum. No to zakłada się muzeum Lenina."

Oczywiście całkiem serio, ani on sam tego nie traktował, ani ja tego całkiem serio nie traktuję. No bo po pierwsze, sam podnosiłem krzyk, że "kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze", to zabawna regułka, która się może nieźle sprawdzała na przedwojennych Nalewkach, ale w globalnej polityce sprawdza się już tylko tak sobie.

Po drugie zaś sam "szwagier", jak taki mnie specjalnie nie razi. Nie miałbym nic przeciw temu, co dzisiaj się tak chętnie i gorliwie określa mianem "nepotyzmu" - gdyby tylko inne, i o wiele ważniejsze, reguły, były przestrzegane. Gdyby taki dyrektor, minister, nie mówiąc już o "prywatnym" (rzekomo) przedsiębiorcy, był za swoje działania naprawdę odpowiedzialny.

Oczywiście nie wszyscy w ten sam sposób, bo minister robi swoje za NASZĄ forsę, a prywatny przedsiębiorca za (miejmy nadzieję) swoją, choć w III RP to chyba częściej forsa WSI, która też, ściśle biorąc, skądś się wzięła i tego WSI tak całkiem to nie jest.

Gdyby taki ktoś był odpowiedzialny za to co robi, to co mi przeszkadza, że pozatrudnia w swojej instytucji samych pociotków, same, powiedzmy, beżowe lesbijki, samych raperów, czy tenorów lirycznych? Jeśli to bractwo będzie kradło, powinno za to beknąć - całe! A jeśli będzie niekompetentne, to też na pewno w zdrowym społeczeństwie nie głaskałoby się ich po łebkach, a zatrudniający, czyli ów szef, płakałby potem rzewnymi łzami i tyle.

Trochę to może zalatuje korwinizmem (czego mi nawrócony Szaweł, którego tu gorąco pozdrawiam, nie omieszka wytknąć), w tym sensie, że nie pilnujemy, jak ktoś coś robi, tylko potem ew. go wieszamy albo wsadzamy do pierdla.

Nie sądzę, by taka metoda sprawdzała się w każdej sytuacji, zapewne w większości by się nie sprawdzała, ale dobór sobie współpracowników wedle własnego smaku i przekonania, to, moim skromnym, sama podstawa autentycznego kierowania i autentycznej odpowiedzialności.

Nie mówiąc już o tym, że wszystkie te rzekomo "prywatne" firmy są w coraz mniejszym stopniu prywatne, i to nie tylko z powodu tego, że chodzą na kredytach, są więc w istocie własnością kredytujących je banków, zaś ich wolni i niezależni, niemal jak "S" (z Bolkiem na czele) "właściciele" są takimi samymi robolami, jak ogromna większość.

Tutaj jednak chodzi mi o to, że co to za właściciel, który nie może sobie np. zadecydować, że z pedałami nie będzie mu się dobrze pracowało? Albo po prostu z kobietami, choćby je w niektórych sytuacjach pasjami lubił i konsumował łyżkami. Sprawa jest dość podobna do sprawy płciowych parytetów w partiach politycznych, co lud, moim zdaniem, przełknął tylko dlatego, że jest już doszczętnie spedalony i wpływu na cokolwiek dawno się wyrzekł.

W innym przypadku, jak jakiś Bul, czy inna pokraczna marionetka nie wiadomo kogo, miałby decydować o naszych, obecnych czy przyszłych, partiach? Czy te partie są dla Bula i jemu podobnych? Zawsze? Z definicji? To takie samo Prawo Przez Duże P, jak to o "kłamstwie oświęcimskim"? Rzymianie gdzieś to spisali, że spytam? Bo podobno rządzimy się prawem rzymskim?


TEKST SAM W SOBIE

Napisać to co widzicie przyszło mi do głowy pod wpływem jednego, naprawdę błahego, wydarzonka. Mianowicie mam ci ja telewizję kablową, choć po prawdzie nie bardzo wiem po co i będę musiał z niej zrezygnować, bo za darmo to jeszcze - ale płacić za takie coś?! (Oczywiście rodzimej "polityki" i innych tefauenów od dawna nie oglądam, ale nawet dzisiejsze Mezzo, MMA i sitcomy nie są warte takich pieniędzy, jakie ja za to muszę płacić.)

No i w każdym razie mam tam m.in. dwie francuskie państwowe telewizje. Fracuskojęzyczne w każdym razie, bo tam sporo Quebecu, Belgii i Szwajcarii Romańskiej. I całkiem ostatnio w tych zajawkach przyszłych programów, co w takich "bardziej wyrafinowanych" kablówkowych pakietach się na ekranie pokazują (jak się guzik w pilocie naciśnie), te zajawki zaczęły być... Słuchajcie, słuchajcie! - PO POLSKU.

Jeśli to nie jest ewidentny przykład działania "zasady szwagra", to ja już nie wiem! Jeśli ktoś nie zna francuskiego, to przecież nie będzie oglądał francuskojęzycznego dziennika TV, albo filmu, prawda? A jeśli zna i ma ochotę jakiś film obejrzeć - choćby dlatego, żeby się przekonać jaką chałą była większość tych dawnych francuskich filmów, do których prlowscy inteligenci wzdychali, o których "Przekrój" pisał itd. - to chciałby raczej wiedzieć, jak ten film się NAPRAWDĘ nazywa, tak?

A nie - w najlepszym przypadku - jaki tytuł nadał mu czterdzieści lat temu pociotek jakiegoś sekretarza czy ubeka, cenzor czy inna menda odesłana na filmowy odcinek. Tym bardziej, że najprawdopodobniej te tytuły są po prostu wymyślane na poczekaniu przez właśnie tego szwagra, dla którego ta wspaniała usługa została - w prywatnej i kierującej się prawami rynku (a jakże!) firmie uruchomiona.

Dla mojej - bo jakże by inaczej? - czyli klienta, radości. I dla zwiększenia sumy szczęścia na całym ziemskim globie, bo tak przecież działa wolny rynek i liberalizm, niezależnie od ew. egoistycznych i pekuniarnych (jest takie słowo?) motywów samych uczestników. A ja wam mówię, że to kłamstwo, bo tak naprawdę chodzi o wulgarny interes czyjegoś szwagra, który nawet się porządnie tego francuskiego nie raczył nauczyć, a ze szczęściem moim czy ludzkości, nie ma to absolutnie nic wspólnego!


ZAKOŃCZENIE

I tak się powoli zbliżamy do końca naszego Nienagannego Pod Względem Formalnym I Mającego Wstęp, Środek, oraz Zakończenie Tekstu. Jeśli nawet treść jest do przysłowiowej dupy (i nie mówimy tu o czarującym posteriorze panny Maryni, którą przy okazji serdecznie pozdrawiam!), to struktury i strony formalnej powinni się od nas uczyć współcześni i przyszłe pokolenia.

Nie ukrywam, że jeśli ten temat chwyci, to mam jeszcze w zapasie parę rzeczy, którymi mógłbym przykopać liberalizmowi. Jak to kwestia maszynek do golenia, tzw. "jednorazowych", o dwóch i więcej ostrzach. Przeznaczonych chyba do tego, żeby metroseksualnych eunuchoidów bez zarostu zmuszać do golenia się trzy, lub więcej, razy dziennie. Jeśli BARDZO chcecie na ten temat moję diatrybę przeczytać, to krzyczcie magna voce, a może dosłyszę i dopieszczę!



KONIEC

* * * * *

Ale jeszcze mamy dzisiaj...

* Ogłoszenia Parafialne *

"Amazonia w weekend", zbiór humoresek Jacka Jareckiego, który wydano już jakiś czas temu w postaci ebooka, jest od paru dni dostępny w postacie audiobooka. Ja sam bardzo lubię audiobooki, nie mówiąc już o tekstach Jareckiego i jego, dla mnie całkiem unikalnym (za użycie słowa "unikatowy" w mojej obecności będę strzelał z biodra!) humorze. Ten gość naprawdę umie pisać i naprawdę potrafi rozśmieszyć!

Polecam tego audiobooka (ebooka zresztą też, ale audio szczególnie, a drukowanej wersji jeszcze nie ma) wszystkim, ale szczególnie Wam - Latarnicy Out There! Tacy z tej nowelki, co się ją czytało w szkole, pamiętacie?

Czyli ludzie korzystający z... "dobrodziejstw", określmy to tak, choć z pewną dozą ironii... globalizacji i unijnej integracji, ze wszystkimi tego mniej miłymi skutkami. Takimi jak brak wokół ojczystego języka, a także płaczących wierzb, pastuszka z fujarką, kosodrzewiny, łowickich pasiaków, i czego tam komu konkretnie brakuje...

Oraz dzieci, które nam się powoli (albo i nie powoli) wynaradawiają, coraz marniej im wychodzi rodzimy język, coraz mniej go cenią, coraz mniej używają, czego skutkiem jest m.in. to, że my, starzy i w tym języku wychowani, którzy raczej nigdy nie osiągniemy już mistrzostwa w tym "nowym", miejscowym, zaczynamy w oczach naszych dzieci spadać w społecznej i intelektualnej hierarchii, ze wszystkim, co to ze sobą niesie.

Szczególnie Wam polecam dziełko Jacka Jareckiego. Nie tylko Wam, oczywiście, ale, jako gość znający z doświadczenia uroki emigracji, wiem, że dla Was to jest szczególnie cenne. (Nie tylko dziełko Jareckiego oczywiście, bo jest jeszcze trochę niezłych rzeczy po polsku dostępnych, ale na razie mówimy o tym. Które jest DOBRE!)

Oto linek: http://audioteka.pl/amazonia-w-weekend,produkt.html

Naprawdę polecam!

triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.

środa, lutego 15, 2012

!@#$%^&* - bo cóż innego można powiedzieć?

Alternatywny tytuł: "O honor niewolnika".

Choć często rozpoczynam dzień (i nie wasza sprawa o której!) od wizyty na blogu Nicka, żeby nasiąknąć nieco optymizmem i wiarą w rodaków, to przyznam, że optymizmu we mnie niewiele i coraz jakby mniej, a o wierze w rodaków lepiej w ogóle nie wspominać.

O czym zaraz będzie więcej, ale, korzystając z okazji, chcę teraz polecić absolutnie znakomity tekst na Nicka blogu, choć nie jego autorstwa, i dyskusję pod nim. Naprawdę rewelacja! Oto linek: http://nicek.info/2012/02/14/philippino-number-1.

A teraz do naszych mutonów... Żeby bez sensu i bez przerwy się nie kłócić o to, czy I RP była krajem wspaniałym, czy wręcz przeciwnie, ani o to, czy dzisiejsi Polacy mniej czy bardziej są skurwieni, zidiociali i spedaleni od dzisiejszych np. Holendrów - skoncentrujmy się w tej chwili na atutach, jakie ma w ręku (i w obszernych rękawach) ten syf, który nas gnębi. I który z nas zamierza sobie zrobić hodowlane bydlęta. A jeśli z nas się jeszcze nie całkiem pewnie uda, to z naszych ew. prawnuków wygląda, że już na pewno.

Pomówmy o tych atutach, które sprawiają, że po prostu trudno im - tej skurwielskiej globalnej "elicie" - przegrać. Choćby dlatego, że, nawet ew. przegrywając, mają gwarancję, że świat skutkiem tej ich przegranej, a także skutkiem samego procesu przegrywania, będzie wyglądał tak koszmarnie, że niemal nikt z tych, którzy im owej przegranej życzą i marzą o innym, lepszym świecie, nie jest gotów na taki koszmarny świat się zgodzić... A co dopiero do niego ręki przyłożyć i stać się jego twórcą!

OK, można by o tym długo, można by pisać książki i wygłaszać prelekcje, ale nie bardzo widzę cel - poniekąd niestety. Ja tutaj co najwyżej rzucę jakimś przykładem. Jak teraz. No o mówię, że jednym z ogromnych atutów tego (z przeproszeniem kurw) zdegenerowanego kurestwa, które dziś robi za światową elitę, jest fakt, że jak coś skrzywisz, to często to się za cholerę samo nie naprostuje, tylko się ew. skrzywi gdzie indziej, dodatkowo, żeby jakoś sobie, w smętny i rozpaczliwy sposób, zrekompensować.

Nie mówimy tu o zgięciu kawałka drutu czy świstka papieru, ale o takich rzeczach, jak żywy kręgosłup, żywe drzewko, albo obciążony filar czy ściana. Skrzywisz komuś kręgosłup czyniąc go garbuskiem, to mu się także skrzywi on niżej, w drugą stronę. Jeśli właściciel tego kręgosłupa będzie próbował się naprostować, to najprawdopodobniej sobie jeszcze zaszkodzi, skrzywiając się w dodatkowych miejscach. I temuż podobnież.

Oczywiście daje się to zrobić, mówię teraz o kręgosłupie, ale jest o wiele trudniejsze i wymaga fachowego podejścia. W życiu społecznym, a szczególnie w sprawach, o których tutaj sobie przede wszystkim mamy zamiar mówić, jest z tym z reguły o wiele gorzej. Weźmy takie rozwalanie rodziny. Skutkiem tego dzieci robią się wredne, nieznośne i rodzice tracą ochotę się nimi (z troską i miłością, ach!) zajmować.

Co daje nam śliczne błędne koło, bo rodzina się dalej skutkiem tego rozkłada... I tak to idzie, a totalitarna lewizna zaciera łapki. Albo weźmy sprawy damsko męskie. Nie wiadomo nawet, czy najpierw było jajko, czy kura. Czyli czy spedalenie i zeunuszenie mężczyzn (?), czy też frustracja i wynikające z tego znarowienie kobiet (?). Z którego to znarowienia bierze się jeszcze więcej frustracji i jeszcze więcej zeunuszenia... I tak ad infinitum!

Poza, na każdym kroku występującym, zjawiskiem tego właśnie błędnego koła ("dodatniego sprzężenia zwrotnego", dla ludzi z technicznym wykształceniem), mamy też i niestety to zjawisko, o którym śmy sobie przedtem. Czyli, że jak się zgięte chce wyprostować, to najprawdopodobniej tylko się skrzywi gdzie indziej. Co czasem daje swego rodzaju kompensatę, ale nie zawsze, natomiast zawsze ma niemiłe skutki uboczne, no i po prostu nie likwiduje problemu w żaden czysty i skuteczny sposób.

W sprawach bardziej kosmicznej wagi od skrzywionego drzewka, czy skrzywionego kręgosłupa jakiegoś (i tak totalnie wirtualnego) blogera, to działa tak, że kiedy taka @#$% elita narzuca nam coś (i z góry można przyjąć, że to będzie coś obrzydliwego i pedalskiego), to niestety to nie pozostaje bez skutku, nawet jeśli my (co wcale nie zawsze ma miejsce) się przed tym bronimy.

Oto konkretny przykład, konkretne wydarzenie, które mnie "natchnęło" (jak to się ładnie mówi) do napisania niniejszego. Przełączyłem sobie wczoraj otóż na TV Trwam, a konkretnie na ich wieczorne informacje z kraju i świata, no i przeżyłem... Może nie tyle "szok", co ostry, nawet jak na mnie, atak avsmaku.

(Nie muszę tu chyba deklarować, jak cenię, mimo różnych różnic w gustach i poglądach TV Trwam, i za jak ważną uważam ją dla Polski. Mimo to - amicus Plato itd.)

Było tam mianowicie o tym, że w Holandii stworzono portal, na którym ludzie mają zgłaszać skargi na imigrantów, z tego co zrozumiałem tych zarobkowych, wzgl. świeżej daty, m.in. z Polski. No i okrutnie się z tego powodu oburzano.

Ach, żeby to tylko oburzenie! Wprost nawoływano do tego, by "dyplomacja unijna" zrobiła coś z tym portalem i podobnymi przejawami... Czegoś tam, zapewne "antyeuropejskiego ducha", choć dokładnego określenia nie pamiętam.

Mógłbym to rozwijać, mógłbym z pamięci starać się odtworzyć wszystkie te oburzone sapnięcia prowadzącego, mini-wywiad z unijnym dyplomatą, i tę końcową nadzieję w głosach ich obu, że... "Duch europejski, o którym tyle przecież mówiono w związku z traktatem Lizbońskim" (cytat z pamięci, ale jakoś tak to szło) jednak zwycięży...

I właśnie 1. marca ma się tą sprawą zająć... Jakieś coś... "Rada Europejska"...? "Rada Europy"...? "Rady Robotników, Chłopów i Żołnierzy"...? "Plenum Rady Najwyższej"...? Naprawdę nie pamiętam, ale coś w tym duchu. A poruszyć tę sprawę ma SAM... I tu padło nazwisko tego szkopskiego komucha, który już tyle razy nam wszystkim zalazł za skórę, i którego sama morda wywołuje torsje u każdego w miarę zdrowego człowieka.

Nie wiem ludzie - rozumiecie o co mi chodzi? Zgadzacie się, że to już kompletna paranoja, w wersji spedalono-niewolniczej? I kompletne gonienie w piętkę polskiej "prawicy", wraz z katolikami z całej praktycznie galaktyki? Czy też musiałbym wam wyjaśniać co tu nie tak i jak potwornie nam się już mózgi i dusze skrzywiły skutkiem tej komuszej (nie bójmy się tego słowa!) obróbki?

Jeśli bym musiał, to, sorry, ale, moim skromnym was także już to dotknęło i nie bardzo widzę dla was ratunek! Naprawdę nie zauważacie niczego dziwnego w tym, że TV Trwam nawołuje do cenzurowania portalu, na którym są wyrażane zupełnie zdrowe i normalne poglądy, i gdzie próbuje się coś w tych sprawach robić? Całkiem bez gwałcenia niczego, co by nie było absolutnie oczywiste jeszcze dla naszych ojców, nie mówiąc już nawet o akowcach czy ludziach szturmujących plaże Normandii.

Naprawdę nie widzielibyście nic dziwnego w tym, że nawołuje się semi-totalitaną instytucję do likwidowania obywatelskich instytucji w innych krajach, w dodatku pod człowiekolubnymi hasłami? Oczywiście sprawa np. polskiej mniejszości w Niemczech (choć, po prawdzie, nie potrafię zrozumieć, jak Polak może tam w ogóle mieszkać) to całkiem inna sprawa - i tutaj należałoby walczyć jak cholera! A co najmniej dać poczuć tego samego szemranej "mniejszości niemieckiej" w naszym kraju (nie mówiąc już o stuprocentowych agenturach w rodzaju RAŚ).

Ale my tu mówimy o gastarbeiterach, nie o ludziach, którzy tam żyją od niepamiętnych czasów i zapewne będą żyli do końca czasu. Czy Holendrzy nie mają prawa NIE CHCIEĆ u siebie gastarbeiterów? Czy nie mają prawa w ogóle nie chcieć większości tego typu imigracji, jaką się im przez ostatnich parędziesiąt lat tak obficie fundowało?

I czego skutkiem są nie tylko (wciąż dość faktycznie nieliczne) terrorystyczne zamachy, ale także masa negatywnych, z punktu widzenia wielu "zwykłych" ludzi o nielewackich poglądach, zjawisk. Jak choćby kamery szpiegowskie na każdym kroku, odgórnie egzekwowana polityczna poprawność, oraz cenzura internetu, telefonów i czego tam jeszcze.

Jeśli Polska jest takim dumnym i potężnym krajem, że nie pozwoli byle Holendrowi powiedzieć złego słowa na swego - to niech, do kurwy nędzy, będzie na tyle dumnym i potężnym krajem, żeby nie wysyłać do obcych swoich ludzi do roboty, której nie chce wziąć żaden miejscowy (a często i nawet inni zarobkowi imigranci, także ci z krajów obcych kulturowo i niższych cywilizacyjnie)!

Proste? Poza tym, że podpuszczanie kurewskich instytucji na obywateli, jakichkolwiek, to coś absolutnie sprzecznego z jakąkolwiek prawicowością, z jakąkolwiek wiarą w sens narodowego państwa, z jakąkolwiek autentyczną demokracją, a także - na ile mogę o tym wyrokować, ale chyba mogę - z samym duchem zachodniego katolicyzmu!

I tak to właśnie wygląda. A teraz - jeśli wam włosy nie staną z przerażenia, co już z nami ta kurewska lewizna zrobiła, to znaczy, że albo nie macie włosów, nigdzie, albo też naprawdę nie mam pojęcia, co robicie na tym blogu.

(Naprawdę byłbym aż tak ważny, żeby mnie czytać służbowo? No to co najmniej domagajcie się podwyżki stawki, szczerze radzę! Bo przecież na każdym kroku robię wszystko, żebyście mieli maksymalne problemy ze zrozumieniem czegokolwiek. Ropa wciąż droga, Putina stać - nie dajcie się zbyć byle czym!)


triarius

P.S. Deklaruję: jestem zwolennikiem teorii "maskirowki" FYM'a i jego współpracowników. Serio! To ma ręce i nogi, podczas gdy nic innego nie ma i mieć nie może, bo ruscy nie są aż tak głupi, żeby jakiś standardowy urzędnik (z całym szacunkiem dla Macierewicza) był w stanie ich rozszyfrować. Jeśli Pan Tygrys jest dla Ciebie jakimś intelektualnym autorytetem, to weź i przestudiuj analizy i wnioski FYM'a! (O Spenglerze też durnie i agenci mówią "mętniak i dureń".)