sobota, maja 20, 2006

Co to jest Prawicowość? Co to jest Lewicowość?

Jakoś ostatnio nie słyszę ględzenia o tym, że pojęcia prawicy i lewicy już się przeżyły i nie mają racji bytu. Może to wynika z upływu lat, a może z kontrastu, bo kiedyś mieszkałem w Szwecji i miałem najwięcej do czynienia ze szwedzkimi mediami. (Polskich nie ruszałem, bo było to albo przed, albo też po Okrągłym Stole i miałem już tego smrodu całkiem dosyć.)

Tego już nie słyszę, ale czy to lepiej? Niekoniecznie! Teraz bez przerwy słyszę, i czytam, że prawicowość to jest totalny ekonomiczny liberalizm, zaś wszystko co nim nie jest to "socjalizm". Mówią to zarówno różowi ("gdańscy") liberałowie o lepkich łapkach i zawsze gotowi do bicia pokłonów z twarzą zwróconą wzdłuż osi wschód-zachód (tacy "światli obrotowi patrioci" psia mać, i teraz akurat to jest zachód), jak i niewątpliwi prawicowcy, w stylu Korwina-Mikke i jego ekipy.

(Jeśli to zabrzmiało mało sympatycznie lub ogólnie jakoś nie tak, to powiem, że ta "ekipa" wydaje bardzo interesujący tygodnik, który w okrojonej wersji można znaleźć w sieci pod tym adresem: Najwyższy Czas!.)

Muszę powiedzieć na samym wstępie, że absolutnie się z takim poglądem nie zgadzam. Dla mnie jest to dawanie priorytetu ekonomii ponad wszystko inne, a więc właśnie zaprzeczenie prawicowości. Na szczęście Korwin-Mikke i inni ludzie o podobnych poglądach mają też poglądy na inne sprawy, bardziej niewątpliwie prawicowe wedle moich kryteriów, z których niektórymi nawet się zgadzam.

Oczywiście coś w tym powinowactwie między ekonomicznym liberalizmem a prawicowością jest, inaczej tak sensowni ludzie by tego poglądu nie głosili. Jednak nie jest to aż tak proste. Mówiąc łagodnie.

Stwierdzam więc, co już implicite powiedziałem zresztą na samym wstępie, że w mojej opinii Prawicowość i Lewicowość absolutnie istnieją, i zapewne będą istnieć jeszcze bardzo długo, może do końca istnienia ludzkości, albo przynajmniej do końca istnienia naszej zachodniej cywilizacji. (Choć pewien jestem, że powstały wcale nie tak dawno i wcześniej istnieć po prostu fizycznie, a raczej historycznie nie mogły.)

Należałoby więc wyjaśnic sobie czym jest Prawicowość, a czym Lewicowość. W mojej prywatnej opinii, która może nie być słuszna, albo nawet specjalnie mądra, ale może stanowić będzie początek jakiejś dyskusji. Bowiem nie ulega wątpliwości, że sprawa JEST ważna, warto ją dyskutować, a gdyby się ustaliło jakiś sensowny i nietrywialny consensus, to byłoby znakomicie. Przynajmniej dla tej, naszej strony barykady. Bowiem ta druga radzi sobie na wyczucie i sama historia dmucha, niestety, w jej żagle.

Na początek warto by może było sformuować kilka kwestii niższego rzędu, na których odpowiedzi zbliżyłyby nas do odpowiedzi na nasze zasadnicze pytanie:

Czym jest Prawicowość, a czym Lewicowość?

1a. Czy prawicowość jest czymś obiektywnym i realnym (w hiper-filozoficznym sensie), czy tylko zaprzeczeniem lewicowości? (W takim razie lewicowość byłaby czymś obiektywnym.)

1.b Odwrócenie powyższej kwestii: Czy lewicowość jest czymś obiektywnym i realnym (j.w.), czy tylko zaprzeczeniem prawicowości?

2. Czy prawicowość i lewicowość są zdeterminowane przede wszystkim:

- historycznie?
- politycznie?
- ekonomicznie?
- psychologicznie?
- religijnie (lub quasi-religijnie)?

3. Od jakiej daty, lub epoki w historii, można zacząć dostrzegać te kategorie?

c.d.n.

8 komentarzy:

  1. Jezu, ja wtedy uważał Korwina za "niewątpliwego prawicowca"!

    Ale ubaw! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Temat godny zgłębienia, trzeba trochę pokopać w źródłach, ale na moją intuicję, to prawicowość jest w nas od zarania dziejów, a lewactwo zrodziło się gdzieś może w okolicach rewolucji francuskiej, że o bolszewi leninowskiej na zrębach marksizmu powstałej nie wspominam bo to draństwo mierzi mnie niesłychanie.

    &

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam się nad tym czasem zastanawiam i mam taką teorię:
    - Prawicowość to doktryna, zakładająca istnienie obiektywnych wartości.
    - Lewicowość to doktryna, przyjmująca indywiduum za wartość najwyższą.

    Teoria jest robocza, oparta w jakiejś mierze na potocznym rozumieniu, a w jakiejś innej mierze na moich przemyśleniach. Chętnie tę teorię zmienię, jeśli ktoś wymyśli coś lepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, ale zależy jak rozumiesz "obiektywne wartości", bo jeżeli zstąpimy do głębi epistemologii, to np. Spengler stałby się lewicowcem, że już skromnie o Panu T. nie wspomnę. Bowiem swych wartości, choćbyś je miał nie wiem z jakim przekonaniem, nie będziesz nigdy w stanie komuś innemu udowodnić. (Zgodzisz się?)

      Z czego z kolei wynika, że dowodu nijakiego na ich obiektywne istnienie nie uzyskamy, choćbyśmy pękli. To są głębie filozofii, ale w bardziej potocznym rozumieniu chyba bym się z Tobą zgodził. Prawicowiec faktycznie pewne wartości uważa za absolutne (no, chyba że akurat czuje się epistemologiem), a lewizna nie.

      Da się to zrozumieć? Zgodzisz się?

      Z tymi wartościami, w takim ujęciu, to faktycznie może być samo jądro zagadnienia, ale dla mnie dziś front przebiega jednak pomiędzy zdecydowanym obstawaniem (wartość!) przy naszej (SZLACHETNEJ) ludzkiej-zwierzęcej (drapieżnej, czemu nie?) naturze z jednej; i uznaniem iż ta natura to właśnie dno, a "lepiej będzie", kiedy się człowieka udomowi i wyewoluje z niego coś fajnieszego (pozbawionego agresji, egoizmu, lenistwa, indywidualizmu).

      Bo te rzeczy jak najbardziej się teraz próbuje z nami robić, tylko mało kto to dostrzega i jeszcze ludzi mniej ma na ten temat jakieś sensowne zdanie. Tak to widzę. Lewacy, ci uczciwi, sądzą, że ktoś ich pracowicie wyzwala z więzów, podczas gdy naprawdę rozbija się ostatnie społeczne więzi, żeby bezbronne nagie ludzkie stworzonka przerobić na potulne, pracowite owady. (A większość wytępić, bo aż tyle ich nie potrzeba.)

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Nu, ale nie idzie tu o dowody, a o przekonania. Dla prawicowca „obiektywne wartości” istnieją, stąd muszą się one czymś charakteryzować. Będzie to np. trwałość, powszechność (w przestrzeni, ale i w czasie), czy co tam jeszcze. Nie są one bynajmniej sprawą prywatną (bo piszesz o „mych wartościach”). Natomiast lewicowiec nie neguje wartości, ale czyni siebie punktem odniesienia (czy też inną jednostkę). Bo dla niego, to właśnie jednostka sama w sobie stanowi wartość najwyższą.

      - Ufajmy przeszłości! – zawoła prawicowiec - Wszak nie bez powodu dziady nasze tak żyły i dobrze żyły.

      - Dziadków to ja kocham i szanuję. – odpowie lewicowiec - Tyle że cóż ich życie ma wspólnego ze mną i z moim życiem? Chętnie zamienię 60 lat ich małżeństwa na 60 małżeństw.

      Mówiąc inaczej prawicowiec szuka oparcia dla swojej egzystencji na zewnątrz (wspólnota, autorytet, ład), zaś lewicowiec wewnątrz. Prawicowiec będzie bardziej ideowcem, a lewicowiec pragmatykiem.

      Dla mnie prawica i lewica to prądy intelektualne, nie zaś podział dobro-zło. Nie jest to kwestia ani wiary, ani moralności (choć oboje poruszają te tematy). Prądy te są sobie potrzebne i powinny się ścierać, dochodząc do jakiegoś konsensusu. Tak myślę, choć mogę się oczywiście mylić.

      Problem jest innej natury. Ta wizja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością (przynajmniej na gruncie polskim). Dzisiaj prawicowiec to ten, kto nie lubi pedałów, a lewicowiec to ten, kto nie lubi Kościoła, choć to oczywiście uproszczenie.

      --

      Co do walki o ludzką naturę, to się zgodzę co do jej istnienia, ale moim zdaniem linia frontu jest inna. IMHO nie chodzi o ulepszanie, tylko o ujednolicenie. A skoro wszystko to samo, to też wszystko jedno. Nie ma się już o co spinać, bo wszystko jest (przynajmniej moralnie) jednakie, więc niech zapanuje wszechobecna harmonia i tolerancja. Tyle że to utopia (już nawet pomijając kwestie etyczne i moralne).

      --

      P.S. Wpadła mi właśnie taka myśl. To śmieszne, jak chce się nam wmówić, że człowiek się rodzi hetero/homoseksualistą. Natomiast kwestia płci jest wytworem kultury.

      P.S.2. Chciałem odpisać już wczoraj, ale chyba ze zmęczenia nacisnąłem "odpowiedz" zamiast "opublikuj" i mi wszystko usunęło, więc się zniechęciłem... Odpisuję dziś i w moim subiektywnym odczuciu nawet lepiej.

      Usuń
    3. Oczywiście że nie chodzi o ulepszenie "ludzkości"! Chodzi właśnie o POGORSZENIE. Niby dla nich to będzie "lepiej", kiedy ludzie staną się komuszymi mrówkami, ale "obiektywnie" każdy indywidualny człek stanie się robakiem, a to na pewno... Dla prawicowca, lepsze nie jest.

      Co do tej obiektywności to zgoda, ale wolałem zgłosić zastrzeżenie, bo inaczej Spengler i Pan T. wychodza na lewiznę. No bo ja np. nie uważam wartości za absolutne, choć dla mnie są ogromnie ważne i chciałbym oczywiście, by dla wszystkich były. Po prostu dlatego nie uważam, że uzględniam ten wyższy epistemologiczny meta-poziom, czyli kwestię obiektywnego dowodzenia. A wtedy obiektywnie prawdziwe są tylko moje prywatne fenomeny. Zresztą w realu nic mi to nie przeszkadza, że Prawdy są moje, albo czyjeś, a nie obiektywne. Nie wiem czy to się daje zrozumieć.

      Zresztą co do 60 małżeństw, to sorry, ale ja także nie czuję tu jakiejś specjalnej kompulsji. Ludzie wciąż mylą moralność tego późnego (i niemal, sorry, już duchowo martwego, albo i nie niemal) chrześcijaństwa, z prawicowością. Ja tak nie mam. Dzisiejsze chrześcijaństwo to raczej lewizna, katolicyzm też od pół wieku idzie tą drogą, i idzie szybko... Prawicowość, w sensie natura człowieka, honor, godność jako ogromna wartość (anatema dla lewizny i leberałów) są dla mnie o wiele ważniejsze. Trydencki KK jako FORMA - jak najbardziej, ale niestety KK zdradził i to już nie istnieje.

      Czym innym jest lansowanie libertynizmu jako "zbawienia Ludzkości" (ach!), a czym innym elitarnie, arystokratycznie mieć tego typu zahamowania i przesądy luźno w nosie i robić co w duszy śpiewa. Zresztą rozmawialiśmy tu kiedyś sobie (nie z Tobą konkretnie, ale ogólnie) o IPN, i to są właśnie te sprawy.

      Tak to widzę. Wiem, że w posoborowym świecie "prawicy" raczej mi to uniemożliwi osiągnięcie kiedykolwiek statusu Prezydenta, o Regencie nie wspominając, ale co mi tam. Amicus plato. Nie każda prawica musi być zgrają ministrantów, n'est-ce pas?

      Co do homo, to też kiedyś o tym myślałem, ale niekonsekwencji i bredni w tym lewackim przekazie jest tak wiele, że nawet długo mnie to nie zajęło.

      W każdym razie dzięki za ęteraktywność i ciekawe uwagi. Mam nadzieję, że Cię za bardzo nie przeraziłem.

      Pzdrwm

      Usuń
  4. @ Celnik

    Utożsamianie prawicowości z moralnością wydaje mi się co najmniej bezcelowe, no bo po co nam drugie określenie na moralność?

    Zwróć też uwagę, że np. moralność w niektórych rewolucyjnych sektach, choćby u wczesnych bolszewików (choć oczywiście całkiem inna od mieszczańskiej, chrześciańskiej, post-chrześcijańskiej, o rycerskiej nie mówiąc) była bardzo ścisła i ostro przestrzegana. Dałaby się pod względem surowości porównać raczej z moralnością pierwszych chrześcijan, niż jakimś rozlużnonym etosem liberalnego burżuja, co to pieprzy o świętości małżeństwa ale lubi ogldać majtki kankanistek itd., i naprawdę dostrzega w tym sprzeczność nie do pogodzenia. ;-)

    Religia to religia, etyka to etyka, moralność to moralność, a prawicowość to musi jednak być coś innego, skoro istnieje bez wątpienia jakaś "lewicowość", której część nas gnębi i podbija świat. Choć co ja tam mogę wiedzieć.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. Minęło sporo czasu, ale postanowiłem jeszcze odpisać w kilku punktach.

    1. Jeśli chodzi o wartości absolutne, to jest tylko jedna rzecz, jaką możemy tutaj robić. Mianowicie szukać prawdy na temat funkcjonowania świata oraz człowieka i na podstawie tej prawdy budować hierarchię tych wartości. Dla mnie wartością najwyższą jest Miłość i mam nadzieję, że nie brzmi to sentymentalnie.

    2. Co do przykładu z małżeństwami, to nie chodziło mi o moralność, ale o punkt wyjścia w myśleniu prawicowym i lewicowym. Bez oceniania, co lepsze, a co gorsze, moim zdaniem prawicowiec wychodzi od tego, co otrzymał, a lewicowiec wychodzi od siebie.

    3. Jestem katolikiem i zasadniczo nie zgadzam się z tym, że chrześcijaństwo jest duchowo martwe. Kościół nie jest silny mądrością ludzką, ale mocą Ducha Świętego. Wiem, że niejednokrotnie budzi On rozczarowanie, jednak utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, bym oparcia nie szukał w sobie i innych ludziach, lecz w Bogu, pamiętając jednocześnie, iż "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego."

    Można by długo rozwijać każdy punkt, ale na razie to tyle.

    Dodam jeszcze, że zwłoka w odpowiedzi lub jej brak nie wynika z braku sympatii. Sympatii mi nie brakuje od czasu przeczytania jednego z tygrysich bonmotów. Mam natomiast wewnętrzną trudność, by się zebrać i coś napisać.

    OdpowiedzUsuń