sobota, kwietnia 07, 2007

Lektury

Z jakichś technicznych powodów ie jestem w stanie umieścić odpowiedzi na komentarz czytelnika do dawnego postu o "Ścianie wychodka", w którym - niczym jakiś David Beckham, który co raz się wycofuje, a potem znowu wraca - zdradziłem swe zniechęcenie do tego bloga i całej mej "politycznej" działalności. Więc skorzystam z okazji, lekko przeformatuję, trochę skrócę, wytnę parę komplementów, po czym wrzucę całą praktycznie rozmowę na temat lektur na sam blog. Nie będzie w tym wiele porządku i klasycznej struktury, ale przynajmniej całkiem, moim zdaniem, interesujące sprawy będą miały szanse dotrzeć do paru par oczu więcej, i się nie zmarnują. Sprawa dotyczy lektur ważnych i, oczywiście, w jakimś przynajmniej sensie - prawicowych.

Właśnie dzisiaj doszło do mnie polskie wydanie "Zmierzchu zachodu" Oswalda Spenglera, które sobie zamówiłem za 54 zł z dostawą na merlin.pl. Jest to niestety tylko skrót, zawierający góra 20% oryginału, który kiedyś czytałem w autoryzowanej angielskiej wersji i posiadam po niemiecku, tyle, że tego języka nie znam i jakoś mam opory, które w końcu będę musiał jednak przełamać, właśnie z powodu Spenglera, plus Diltheya... i może nawet Hegla (!).

Przeczytałem dotychczas kilkadziesiąt stron, ale stwierdzam, że nie jest to ani trochę mniej genialne, niż wydało to mi się ponad 15 lat temu, kiedy czytałem po raz pierwszy. Naprawdę nie znam znakomitszego dzieła intelektu.

Robert Ardrey, o którym zresztą jest tam nieco w ostatnich moich wpisach (choć w istocie o nim był pierwszy tekst przeznaczony na ten blog, który potem z głupich powodów usunąłem). Fundamentalistyczny chrześcijanin może mieć z tym autorem, jak i z całą ewolucją człowieka, spore intelektualne problemy, ale nie jest to chyba nie do pokonania, a warto. Natomiast obecnie obowiązująca koncepcja ludzkiej natury, z tymi wszystkimi przyjmowanymi bez cienia dowodu liberalnymi założeniami, to wszytko NAPRAWDĘ dostaje od Ardreya potężnego kopa! W końcu to właśnie od przeczytania "Territorial Imperative" byłem już całkowicie pewien, iż jestem radykalnie i bez kompromisów prawicowcem.

Autorem, którego mi brakuje w polskiej prawicowej debacie - bo także oczywiście nie jest tłumaczony - to powieściopisarz Allen Drury. Pisał on "polityczną fikcję", czasem osadzoną w dawnych czasach, jak w Egipcie Ekhnatona ("Come Sydon, come Tyre" to się chyba nazywało, nie jestem pewien Sydonu, pewnie to jednak była Niniveh), czasem w nowoczesnej Ameryce (np. przerażająca historia opanowania USA przez komunistów, która do niedawna wydawała mi się już nieaktualna, ale znowu nieco nabrała przeraźliwego prawdopodobieństwa).

Z historyków poleciłbym też Amerykanina o nazwisku Stanley Loomis, speca od Rewolucji Francuskiej o pięknym talencie narracyjnym, zdolności głębokiej analizy, i b. zdrowych poglądach. Jest także rewelacyjny francuski historyk rewolucji - spec od "małej historii" - G. Lenotre. Nawet swojego czasu przetłumaczyłem dwa jego kawałki na moim blogu. Większość jego książek jest dostępna tylko po francusku, ale jest nieco i po angielsku. (Po polsku są te streszczenia, które sam kiedyś publikowałem w "Nowym Państwie", kiedy było jeszcze tygodnikiem. No i jest fajny wybór po polsku, z roku 1967, zrobiony przez Pawła Hertza.)

W Polsce... Konecznego poznałem dotąd tylko z tekstu Macieja Giertycha, ale to wcale nie jest głupie! Muszę bliżej się z dorobkiem tego myśliciela zapoznać. Aż tak rewelacyjnie głębokie, jak Spengler, to chyba jednak nie jest, ale w końcu nic chyba nie jest. Za to z pewnością bardziej ścisłe i "naukowe", ponieważ ma wyraźnie mniejsze ambicje i praktycznie pomija cały aspekt historii i rozwoju. Ale z pewnością są to b. interesujące i prawdziwe myśli. (Natomiast tak często zestawianego ze Spenglerem i Konecznym Toynbee'ego uważam za nudnego i płytkiego cieniasa. Był to zresztą wyższy urzędnik ONZ, więc nic dziwnego.)

Z "klasyków" kimś, kogo powinniśmy wszyscy dobrze znać (co wcale nie znaczy leżeć plackiem i powtarzać po nim wszystko jak mantry) jest Edmund Burke. Tego, co dało by się uznać za polityczną publicystykę (o filozofii już nawet nie mówiąc, bo filozofem chyba nie był) jest tak niewiele, że naprawdę nie potrafię zrozumieć, jakim dziwnym trafem ten "ojciec nowoczesnego konserwatyzmu" jest w Polsce absolutnie nieznany. Nie wiem nawet, czy go w ogóle po polsku wydano, choć zdziwiłbym się jeszcze bardziej, gdyby nie. Musi być, po prostu jakoś nie pasuje do obowiązującego "liberalno-konserwatywnego" światopoglądu.

Niezwykle mi Pan ciekawe zadał pytanie. Sam od lat nosiłem się z zamiarem napisania mini-esejów na temat najważniejszych moim zdaniem lektur. Zresztą taka była jedna z najważniejszych przyczyn powstania mojego dziwnego blogu. W końcu rozpocząłem od tekstu o Ardreyu.

Co do konkretnych tytułów i wydań, to proszę albo dalej pytać, albo wrzucić autora na Google. Mam też taki, program, który wyszukuje archiwalne książki w całej światowej sieci, z cenami i stanem, piękna sprawa. W razie czego mogę go przesłać (jeśli gdzieś znajdę wersję instalacyjną, chyba że nie potrzebuje, co jest możliwe).

W ogóle piękną rzeczą byłoby zrobienie ściepy i ufundowanie przetłumaczenia niektórych uzgodnionych ważnych tekstów, w tym książek, na język ojców. Byłoby tego trochę i na pewno by się przydało, ożywiając dyskusję. Podniosłoby też znaczenie naszego języka. A co najważniejsze, byłoby to coś wreszcie konkretnego, bo tak sobie tylko gadamy i nic. (Choć niektórzy już zaczynają blokować drogi tirom w sprawie obwodnicy, więc można coś poza gadaniem.)

Poniższy zielony (a czemu nie?) tekst, to komentarz (z minimalnymi skrótami) wypowiedź czytelnika o pseudonimie az.
poszukałem Spenglera... i rzeczywiscie, znalazłem wszystko to, co Pan mówił - elektorniczną wersję "Zmierzchu..." po niemiecku, skrót z wersji angielskiej, Człowiek i Technika w DE i EN; Burke natomiast jest w projekcie Gutenberg. Spenglerowi 70 lat od śmierci minęło, więc też mógłby być w Gutenbergu.

Nasza Biblioteka Publiczna im. Korzeniowskiego ma tylko "Historia, kultura, polityka."; Burke: tylko "Rozważania o rewolucji we Francji". No to będę musiał się skusić kiedyś przy okazji Amazon. Bo co do wersji Polskiej...

> Właśnie dzisiaj doszło do mnie
> polskie wydanie "Zmierzchu
> zachodu" Oswalda Spenglera, które
> sobie zamówiłem za 54 zł z
> dostawą na merlin.pl. Jest to
> niestety tylko skrót oryginału,
> zawierający góra 20% oryginału,

Merlin: Oswald "Zmierzch...", stron 466, Poczytaj: Oswald, "Zmierzch...", stron 1252.

ISBN to samo. Różnią się ilością stron. Jak gruby jest Pana nabytek?

Te 1,2k stron to by się zgadzało z objętością oryginału. A jeśli to jest skrót, to będę sceptyczny - są plusy (mniejsza objętość, a jak skończę, dam rodzinie poczytać[1]), i minusy (że niepełne, że powycinane).

[1] Już naprostowałem jedną osobę, dając do garść informacji poczytania o Konecznym. W efekcie, zdanie nt. tej strasznej, okropnej publikacji Giertycha Seniora uległo modyfikacji. Diametralnej.

> Przeczytałem dotychczas
> kilkadziesiąt stron, ale
> stwierdzam, że nie jest to
> ani trochę mniej genialne, niż
> wydało to mi się ponad 15 lat
> temu, kiedy czytałem po raz
> pierwszy. Naprawdę nie znam
> znakomitszego dzieła intelektu.

Dla kontrastu - WikiBiogram Spenglera na mówi, że współcześni go nie bardzo lubili/doceniali. Dlaczego?

Niezwykle mi Pan ciekawe zadał
> pytanie. Sam od lat nosiłem się
> z zamiarem napisania mini-esejów
> na temat najważniejszych moim
> zdaniem lektur.

Coś na kształt "przewodnika do zgłębiania literatury", takiego dla zupełnie zielonych, by też się mogli wdrozyć.

Przykładowo - tekstu prof. Legutki "Trzy Konserwatyzmy" nie zdzierżyłem, poza początkową krótką wykładnią myśli (coś na kształt "executive summary", po którym następowało długie rozwinięcie tematu).

Przewodnik do studiowania, coś na kształt rozwiniętej polecanki - nie tylko co, ale i dlaczego należy przeczytać. I na takim gruncie może powstanie klimat odpowiedni na przełożenie paru dzieł.

Powie mi Pan - jaki jest budżet przedsięwzięcia tłumaczenia istotnych dzieł na język polski?

Polski instytut Misesa wystartował z projektem tłumaczenia "Human Action" finansowanym przez darczyńców. Ale nie chwalą się ile zebrali.

A jak już zostanie przetłumaczone, to jest pytanie - po co? Myśli Pan, że to by wzbudziło dyskusje? Akademicy i tak znają, ludziom żywym niepotrzebne.

A to moja odpowiedź, która (jak wspomniałem) miała się znaleźć w komentarzach, ale trafiła tutaj. (Z koniecznymi skrótami w sprawach bardziej prywatnych.)

Mój oryginalny niemiecki Spengler ma dwa sporego formatu tomy po około 550 stron, plus rozkładane tabele porównawcze, przedstawiające różne aspekty "równolegle" w różnych kulturach.

Właśnie przede wszystkim z powodu braku w obecnym wydaniu tych tabel (a to jest skrót zrobiony "u źródła", czyli w Niemczech) należy stwierdzić, że jest to całkiem po prostu WYKASTROWANY Spengler. Ci ludzie - nie będę ich nazywał, żeby nie rzucać "masonami" itp., co wielu ludziom wydaje się bez sensu, jak i mnie do stosunkowo niedawna - po prostu boją się panicznie Spenglera historii, historiozofii, no i tego, co jest najbardziej fascynujące - czyli wzgl. obiektywnego spojrzenia na naszą obecną epokę i nasze przyszłe możliwości.

Z Konecznym piękna sprawa - gratuluję! Ja mam mojego pierwszego Konecznego otrzymać zaraz po świętach, razem z jedną książką na temat idiotyzmów postmodernistycznego intelektualizmu, na którą też się cieszę. Wszystko z Merlin.pl.
=====================

Dla kontrastu - WikiBiogram Spenglera na mówi, że współcześni go nie bardzo lubili/doceniali. Dlaczego?

=====================
Jeszcze zabawniej w istocie to podobno było! Otóż mimo ogromnego sukcesu jego książki, facet nie zdołał się załapać na komentatora politycznego do jakiejś poważnej gazety, co ponoć było jego ambicją. Taka informacja umieszczona jest w notce na okładce polskiego wydania. Dla mnie to paranoja!

Co do tłumaczeń... Chętnie bym pogadał z paru ludźmi, którzy czytali Ardreya, ale szczerze - gdyby ktoś w Polsce miał wydawać Adreya, to obawiam się, że byliby to jacyś wrogowie kościoła. Fakt, że nie pasuje on do katolickiego fundamentalizmu (cóż, amicus Plato itd.), ale dla mnie nie zostawia niemal nic z obecnych oświeceniowo-liberalnych przesądów na temat ludzkiej natury i zycia społecznego. Co prywatnie uważam za
bez porównania ważniejsze.

Jednak inne wspomniane przeze mnie książki naprawdę by się dały przetłumaczyć i nie byłoby tylu kontrowersji. Np. Allen Drury, który przepięknie np. przedstawia realne mechanizmy amerykańskiej demokracji (realnie - nie chodzi o żadne ich demonizowanie!).

Nawiasem mówiąc, po tym, jak właśnie (na nowo) doszedłem, że jesteśmy "równolegle" w okresie wczesnego Augusta, zacząłem czytać "Cycero i jego współcześni" Kazimierza Kumanieckiego i stwierdzam, że to b. interesująca i sensowna lektura. (Choć dopiero dochodzę do spisku Katyliny). Nie wiem, czy dla każdego da się w miarę łatwo czytać, bo ja niegdyś dość poważnie studiowałem starożytną historię, ale jeśli ktoś nie, to może tym bardziej warto.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

4 komentarze:

  1. odnośnie Lenotra-ponawiam prośbę o tłumaczenie większej partii uroczych historii(prośbę będę ponawiał aż do skutku)
    Toynbee-pełna zgoda:nudny i płytki, co do Spenglera mnie najbardziej przypadła krytyka cywilizacji islamu jako wtórnej.przyznam ,że w ocenie rozwoju cywilizacji bardziej podoba mi się Spengler niż Koneczny-ależ bluźnierstwo:).
    Pozdrawiam.
    Jakub

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem tej jakże długiej, wyczerpującej w treści notki. Naprawdę - podziwiam Cię, drogi Autorze.
    Swoją drogą - jaką książkę Feliksa Konecznego polecałbyś najbardziej?
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie (na nieporównanie gorszego bloga) pod adresem http://niepoprawna.blogspot.com . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na temat Lenotre'a... (Strasznie prymitywny jest tutaj ten system komentarzy. Gdyby mi naprawdę na tym blogu zależało, trzebaby chyba przejść na coś bardziej wyrafinowanego, Google tutaj bardzo mnie rozczarowuje.)

    Pomyślę o tym. Jednak w tym jednym tomiku Lenotre'a, który posiadam, nie ma już wiele równie fascynujących historii, których bym przedtem nie przedstawiał - choćby w syntetycznej formie na łamach "Nowego Państwa".

    Z drugiej strony, namierzyłem, jak można ew. zdobyć całość dzieła Lenotre'a w oryginale i iak się nieco (na tym naszym liberaliźmie) wzbogacę, to sobie sprowadzę. A wtedy qui sait.

    Z trzeciej strony mam jednak masę innych rzeczy do roboty, a przejść do historii chciałbym raczej na grzbiecie czegoś własnego, a nie tylko tłumaczeń. (Z tym przejściem do historii to oczywiście żart, zresztą nie wierzę w żadną "historię" - to już w każdym razie nie dla nas.)

    Nawiasem mówiąc właśnie się dowiedziałem, że całkiem znakomita książka Lenotre'a została przetłumaczona na polski przez Pawła Hertza i wydana w latach '60. Nazywa się "Ze starych papierów", co odpowiada z grubsza tytułowi ksiązki Lenotre'a, którą spotkałem dawno temu jako pierwszą i która naprawdę jest fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
  4. do Mariki... (Patrz początkowa uwaga na temat prymitywizmu tego skryptu w odpowiedzi anonimowemu.)

    Podziwiać nie masz powodu, bo ten blog - nie zawsze tak było, ale teraz jest - to właściwie skutek równowagi sił. W sensie, że z jednej strony całkiem bym go zlikwidował - no bo niby co za sens? Z drugiej zostawiłbym go, jako taką tablicę ogłoszeń na zewnętrznej stronie czegośtam, no bo czasem coś człowiek może napisze, a tak ma niby więcej wdzięku, niż do szuflady. Czemu ma pisać? A czemu nie? Szczególnie, iż w tym moim podeszłym wieku sformuowanie myśli w miarę zrozumiale to już cenne ćwiczenie umysłu.

    Z trzeciej strony, jest do tego dziwnego blogu parę linków z b. szacownych i interesujących stronek, więc albo całkiem go trzeba uśmiercić, albo czasem jednak się wysilić, by coś tu napisać.

    Ze strony czwartej, niewielu ludzi to czyta i to się z pewnością nie zmieni, ale paru o dziwo to robi, a ich głosy - i wierzę, że nie jest to kokieteria ani napraszanie się o więcej! - nie tylko mnie ogromnie dziwią, ale i sprawiają, że próbuję się tu dopatrzyć jakiegoś sensu i/lub wdzięku.

    Teraz do konkretów...

    Jeśli chodzi Ci o wymianę linków, to oczywiście, ale napisz jeszcze parę postów na swoim blogu, dobra? Z tym dotychczasowym i jedynym nie do końca bym się zgodził, ale jest interesujący i pokazuje, ze zarówno śledzisz aktualne wydarzenia, jak i oceniasz je całkiem własnoręcznie. A to cenne. W dodatku do "niepoprawnego konserwatyzmu", dla mnie to b. atrakcyjna mieszanka.

    Co do Konecznego...

    Znam go w istocie b. słabo, przynajmniej na razie. I najlepszy Koneczny, jakiego znam, to ten z tekstu prof. Giertycha. (Jeśli go nie znasz, to poszukaj na FForum Frondy, albo może ja gdzieś go zlokalizuję.) Kupiłem sobie całkiem niedawno ksiązkę o Konecznym na merlin.pl, ale okazała się to być książka właśnie O nim, a nie jego. Autorem jest Jan Skoczyński by the way. Opisują tam zresztą dość dokładnie poglądy Konecznego. No i przyznam, że nieco się rozczarowałem, bo dużo to bliższe Toynbee'iemu, którego nie cenię, niż Spentlera, przed którym leżę i biję czołem (co naprawdę nie jest u mnie typowym zachowaniem).

    Mam szczery zamiar następnym razem kupić sobie ksiązki naprawdę Konecznego - jego koncepcje kultury żydowskiej, a przede wszystkim turańskiej, są absolutnie fascynujące. (Na temat łacińskiej trochę to aż za słodkie i śliczne, choć zasadniczo prawdziwe.

    Jednak Koneczny dla mnie jest za mało hisotryczny, a za bardzo prawniczy, oczywiście w porównaniu ze Spenglerem. To rodzime wydanie Spenglera jest obrzydliwie skastrowane, ale i tak to co tam jest, to rzeczy całkiem wspaniałe.

    Najzabawniejsze jest to, iż byłbym gotów poświęcić sporo czasu i energii na jakieś zweryfikowanie tych najistotniejszych i najgłębszych tez Spenglera, ale wciąż nie wiem, jak się do tego zabrać... W historycznych i związanych ze sztuką sprawach nie potrafiłbym się do niczego istotnego przyczepić, zaś dla jego historiozoficznych tez naprawdę nie dostrzegam żadnych alternatyw. Bardzo dziwna sytuacja, bo naprawdę nie jestem typem czciciela kogokolwiek....

    Jednak jeśli miałaby to być prawda, a na to mi wygląda, jest to moim zdaniem absolutny szczyt myśli zachodniej cywilizacji. Żadna teoria względności nie może się, ani pod względem wagi tematu, ani pod względem trudności, równać z takim wglądem w historię. O ile to prawda oczywiście, ale sam nie potrafię nawet pomyśleć o jakiejkolwiek alternatywnej teorii.

    No, a Spenglera koncepcja cywilizacji arabskiej (odpowiadającej częściowo i w grubym przybliżeniu także fascynującym cywilizacjom turańskiej i żydowskiej u Konecznego), to po prostu arcydzieło.

    Gdyby nawet dzieło Spenglera miało być tylko intelektualną fantazją, jak np. dzieło Freuda, to i tak byłoby dziełem nieporównywalnej klasy i znaczenia. A przecież ja, trzeźwy gość z politecznicznym w końcu wykształceniem (wbrew własnej woli poniekąd, ale jednak), oraz z wykształceniem historycznym, nie potrafię się do Spenglera nigdzie przyczepoć.

    Miało być o Konecznym, a zrobiło się o Spenglerze, sorry, ale naprawdę Konecznego na razie słabo znam.

    OdpowiedzUsuń