czwartek, października 25, 2007

Droga trzecia czy żadna?

W komentarzu do jednego z ostatnich wpisów zarzucono mi, że "propaguję trzecią drogę". Czyli ani liberalny kapitalizm, ani socjalizm czy inne lewactwo. Otóż nie, Łaskawy Panie - tutaj nie ma żadnej "drogi"! To nie jest aikido ani judo - tutaj chodzi o realne życie i jak najbardziej realną politykę. A że obie propagowane z takim zadęciem "drogi" mi nie odpowiadają to fakt, ale to jednak nie powód, by w ten sam sposób podchodzić do problemów.

Tak się ostatnio zastanawiałem i doszedłem do wniosku, iż być może podstawowa różnica między tym, co dla mnie stanowi prawicowość i  lewicowość - z liberalizmem włącznie - jest taka, że prawicowiec ma przede wszystkim wartości, z których wynikają pewne dość podstawowe cele, do osiągnięcia których się dąży przy pomocy praktycznych, zależnych od okoliczności środków, podczas gdy wszelka lewicowość (a liberalizm być może najbardziej) najpierw jakoś zawsze formułuje genialne i uniwersalne środki, które mają zapewnić stały i nieunikniony postęp... Którego skutkiem jest oczywiście coraz pełniejsze osiąganie coraz wznioślejszych celów, tyle, że jakoś nigdy się ich specjalnie precyzyjnie nie definiuje.

Czemu liberalizm załapał się do tego lewackiego kotła? Otóż dlatego, że ma przecież niezwykle prostą receptę na uszczęśliwienie i świeckie zbawienie ludzkości. Jest to "poszanowanie własności prywatnej", które rozszerzane jest, rozlewa się niejako, na pokrewne sprawy - w rodzaju "poszanowania wolności jednostki", a u niektórych np. "Prawa" pisanego z dużej litery. Jeśli ktoś nie wierzy, iż "poszanowanie wartości prywatnej" potrafi się rozlać, powinien się sprężyć i przeczytać słynne dwa pamflety Johna Locke z lat 1680', które stanowią historyczne i ideowe źródło liberalizmu. Tam nawet Bóg zajmuje się w praktyce jedynie stworzeniem i pilnowaniem poszanowania prywatnej własności! Jeśli to nie jest idée fixe, to już nie wiem co nią jest!

Oczywiście lewactwo także ma tego rodzaju proste, genialne rozwiązania - komunizm ma "zniesienie własności prywatnej", kopnięte lewactwo spod znaku wąchania kleju, czytania Gazownika i modłów do Kuronia ma "tolerancję"... I tak dalej. Liberałowie dostają, ode mnie, na tym jeszcze paskudniejszym, zgoda tle, takie cięgi przede wszystkim z dwóch powodów: (1) uchodzą wśród ogółu za ludzi normalnych, a nawet prawicę; (2) ich brednie są sformułowane w znacznie bardziej precyzyjnym, "naukowym", a w każdym razie oświeceniowym, języku. Więc są zarówno bardziej niebezpieczne dla ludzi inteligentnych a niewyrobionych, jak i stosunkowo łatwiej z nimi polemizować. (Co nie oznacza, że łatwo. W końcu gdzie mi tam do popularności Dody i jej ideologicznych wpływów!)

Jeśli mam rację z tą różnicą, o której traktuje niniejszy wpis, to wynikałoby z niej kilka dość istotnych rzeczy. Na przykład taka, że prawica powinna się łatwiej dogadać z uczciwą lewicą w dawnym stylu, niż z leberałami. Wartości obu są mniej więcej te same (ludzkie, wszechludzkie), tak samo, choć w dużo mniejszym stopniu, jest z celami (o ile nie ma konfliktu, na przykład narodowego, w końcu prawicowiec nie neguje istnienia obiektywnych konfliktów i nie ma nadziei na ich całkowite uniknięcie), zaś środki uznaje się za doraźne, narzucane przez okoliczności i zmienne. Oczywiście środki muszą być dostosowane do celów i wartości, a całkiem nieetyczne środki mogą w sumie przekreślać wartość osiąganych dzięki nim celów, nie ma tu jednak jakiejś recepty na etyczną niewinność, jaką daje na przykład lewactwu błogosławieństwo Michnika, pocałowanie relikwii Kuronia, czy wlezienie bez wazeliny jakiemuś rabinowi.

Z drugiej strony, prawicowość - pojęta tak, jak tutaj próbuję to przedstawić - nie daje żadnej recepty: ani na indywidualną słuszność, ani na etyczną anielskość, ani na stworzenie raju na ziemi. No i wielu ludziom właśnie ta jego cecha piekielnie zdaje się przeszkadzać. Zabawne jest to moim zdaniem, gdy ci ludzie podają się za głęboko wierzących np. katolików - bo im religia powinna dać tę, tak upragnioną pewność. Na ile to w ogóle możliwe. Rzadko jednak tak bywa - dziwne to nieco, ale to fakt.

I tyle miałbym na dziś do powiedzenia na temat "trzeciej drogi". Nie ma trzeciej drogi i nie będzie. Nie u mnie w każdym razie. Nie musicie ani trząść z lęku pośladkami, ani też oczekiwać z wypiekami na policzkach, że Wam ją nagle kiedyś ujawnię. Życie w realu po prostu tak nie wygląda i nigdy wyglądać nie będzie, sorry! Jeśli komuś życie bez gotowych recept, bez wszechogarniającej ideologii, bez perspektywy ziemskiego raju... Bez cudu Tuska, bez "Prawa" pisanego z dużej litery i w jakiś cudowny sposób ze świata platońskich idei, ze strefy położonej poza kryształową kopułą wszechświata, gwarantującego nam tu na ziemi "niepodważalność prawa własności" i inne takie sprawy...

Nieważne - słuszne i pożądane, czy też nie - w każdym razie na pewno nic tu nie jest gwarantowane nam przez żadną nadziemską władzę. ani też nie stanowi gwarancji przyszłego raju na ziemi! Więc jeśli bez wiary w takie rzeczy komuś życie wydaje się nie do zniesienia, to niech się szybko zapisze do partii Tuska (dopóki tam jeszcze, poza serwowaniem masom świeckiej religii Postępu, szemranego liberalizmu i europejskości, będzie dostęp do kręcenia lodów), reaktywuje UPR, albo niech (i to by było najskuteczniejsze i najsensowniejsze) da sobie spokój z polityką i sprawami z jej obrzeża! Niech zostanie mnichem, a najlepiej od razu buddyjskim!

Jeśli coś ma być zrobione, to my musimy to zrobić. Żadna Istota Najwyższa citoyen'a Robespierre tego za nas nie zrobi! Możemy się jednak - przynajmniej teoretycznie, bo nie wiem, czy starczy nam rozumu i gruczołów - wystarczająco porozumieć na temat wartości i celów, by to coś razem robić. A jeśli przy tym odrzucimy różne wygodne, albo po prostu wmawiane nam od pieluszek, złudzenia i recepty, to może nawet coś nam się zrobić uda. I to jest wszystko, czego zdrowy psychicznie człek może oczekiwać po swym ziemskim pobycie (poza oczywiście rajskim przebytem, ale tego to już nie mnie gwarantować). Przykro mi, jeśli kogoś rozczarowałem, choć w sumie wątpię, bo tacy chyba po prostu nie przeczytali.

Napisałem to i nagle uświadomiłem sobie dość interesującą rzecz. Otóż lewactwo - z realnym, miłościwie nam panującym liberalizmem na czele (w końcu jego jest najwięcej i z nim mamy najwięcej do czynienia) - narzuca nam takie przekonanie, że niezdefiniowanie na samym początku środków jest w jakiś sposób niemoralne i automatycznie spowoduje staczanie się w etyczne bagno. Pomyślcie tylko o tym! Przecież my wszyscy już w jakimś stopniu temu ulegliśmy i tak to widzimy, choć nie ma w tym wcale wiele sensu czy logiki!

W istocie jednak uruchamianie potężnych, z założenia "nieomylnych", mechanizmów i środków, nie jest ani trochę bardziej etyczne - jeśli nie określi się dokładnie celów, oraz nie zagwarantuje się w możliwie ścisły sposób, że uruchomione środki do tych celów właśnie doprowadzą. I jeszcze w dodatku nie przyniosą szkodliwych, a w każdym razie nieprzewidywalnych, skutków ubocznych.

A jednak jest tak, że ONI - czyli lewactwo, europejsy i liberałowie - nie raczą nawet określić precyzyjnie celów i kosztów ich osiągnięcia, my zaś czujemy się automatycznie jakoś moralnie brudni, kiedy, próbując wyjść od celów i (najszlachetniejszych nawet) wartości, mielibyśmy przyznać, że środki będziemy stosować takie, jakie będą potrzebne. Przecież to paranoja! Kto jest tutaj nieetyczny - my czy oni? Ale ten ich (nie)moralny szantaż działa przecież bezbłędnie, prawda?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

18 komentarzy:

  1. Panie Tygrysie. Problem jest taki, że w naszym rodzimym polskim bagienku politycznym doszło do pomylenia pojęć. Cyt. W. Łysiaka, something pojebałos. Nie wiem jak jest w Jewropie, chociaż spodziewam się że tak jak u nas. Natomiast w USA, tak chołubionych przez JKMa i wszelkiej maści konserwatywnych liberałów, pojęcie "liberal" jednoznacznie kojaży się z owczym pędem do postępu, tolerastią, materializmem pod woalką humanitaryzmu i generalnie socjalizmem, vulgo lewactwem. Owszem, istnieje tam także pojęcie świętości mienia prywatnego i indywidualizmu. Ale pojęcia te operują w konstytucji USA i ipso facto w ustawodawstwie (choć to też w dobie lewactwa zostało naruszone) jako gwaranty nietykalności wolności człowieka. Nie są one same w sobie CELEM. Dlatego uważam konstytucję USA jako jeden z najbardziej prawicowych a za razem wizjonerskich dokumentów kiedykolwiek napisanych. Definiuje ona swój cel (preambuła), metody działania (artykuły 1-3), ograniczenia działania rządów stanowych (art. 4), metodami własnej modyfikacji (art. 5), ograniczenia władzy federalnej (art. 6), oraz świadectwo ratyfikacji (7). Etoje wsio. I to wszystko na 4 stronach. Wszelkie inne elaboraty są zbędne. Ojcowie tego dokumentu byliby zrozpaczeni, gdyby wiedzieli że na ich słowa i dzieło powołują się ludzie zwący się liberałami. Liberty i liberalizm mają się do siebie jak sprawiedliwość i sprawiedliwość społeczna.

    OdpowiedzUsuń
  2. A taka twarz Tuska widziales?

    http://geralt.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  3. E tam, zaraz "zarzucono" :) Nie wiem, gdzie to Pan wyczytał. Po prostu stwierdzono fakt.

    Oczywiście, że może Pan nazywać swoje pomysły prawicowymi, podobnie, jak wg przepisów prawa wodnego (bodajże) rak jest rybą.

    Natomiast (nawiązując do tego, co pisze Pan o liberałach) faktycznie chyba nikt nie mógłby twierdzić, że prowadzi Pan swoje rozważania w języku precyzyjnym, naukowym, czy też oświeceniowym. Gdybym miał znaleźć jakieś określenie, powiedziałbym, że jest to język poetyckiej inwektywy. No i na zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tygrysie,

    no zobacz co ty robisz. Rzucasz tu wielkie hasła, namawiasz ludzi do robienia czegoś. Zeby sie dogadywać, wartości i cele ustalać. I co? I pstro!

    Jeśli chcesz cos zrobic to określ SWOJE cele i SWOJE wartości. I zacznik koncentrować wokół siebie ludzi, którzy mają zbieżne cele i zbiezne wartości.

    Wtedy jest jakas szansa na to, że COŚ z tego będzie.

    A ty niestety uprawiasz dokładnie to samo, co sam krytykujesz- ględzenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ artur m. nicpoń

    Cześć Stary! Nie przyszło mi nawet do głowy, że ty to czytasz!

    Ale racji jednak nie masz. Ja do niczego nie wzywam, po prostu sobie prywatnie próbuję dojść do pewnych prawd, i dzielę się nimi. Polega to przede wszystkim na ODKłAMYWANIU spraw, które już nauczyliśmy się uważać za oczywistą prawdę, a nią wcale nie jest. Nie wiem o co się tak pieklisz - ja nie zwalczam "liberalizmu" jako swobody prywatnego przedsiębiorcy, ino liberalne, oświeceniowe kłamstwa, które tę sprawę otaczają.

    Obaj wiemy, że w tym pieprzonym liberaliźmie, który mamy - no bo w hasłach i oficjalnych doktrynach przecież to on rządzi - jest niemal wszechwładza kapitału, natomiast dziwnie niewiele indywidualnej wolności dla zwykłych ludzi, także wolności gospodarczej.

    Ale jest to liberalizm, nie ma co do tego wątpliwości, a Korwin jest jego rewizjonistą. Taka jest prawda.

    A że ja coś sobie intelektualnie odkłamuję, a przy tym mówię, że gdyby chciało się robić coś anty-lewackiego, to trzeba by samemu żyć mniej schyłkowo, bez całego tego kłamstwa, odtwarzać naturalne więzi, hierarchie...

    To aż taka zbrodnia? Ty sobie to robisz z rodziną, tak? No to w porzadku. Tyle, że piszesz nie tylko dla swojej rodziny. Skoro z ciebie taki praktyk, to co masz do zaproponowania innym? Żeby się te rodziny z czasem zintegrowały w coś nieco większego? Nie mówię o jakiej chodzącej w nogę organizacji, ale atomizacja dzisiejszych malutkich rodzin to niewiele lepiej, niż atomizacja pojedynczych ludzi. No, znacznie lepiej, fakt, ale do ideału daleko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tygrysie,
    no jak nie czytam, jak czytam.
    Źle zrobileś, żeś się z S24 wymixował. No ale to twoj wybór (liberalizm sie klania, he he).

    Ad rem- otóż nie do konca tak jest, jak to przedstawiasz. Nawolujesz i nawoływaleś- łaczmy się, kluby zakładajmy etc. I to jest dobry plan. Ale ma te wade, że jest tylko pokrzykiwaniem. Moim zdaniem nie tedy droga.
    Jakies kluby zawsze beda na marginesie. Ale o tym, jaki jest moj patent na łączenie i tworzenie na razie sza! Jeszcze potrzebuje go dopieścić.

    jasne, że ja tez tylko piszę. Ale ja sobie nie stawiam jakichs celów takich, które mnie nie bardzo interesują. Moim celem jest moja rodzina. Bo dla mnie ona jest Polską. a np. Tusk dla mnie Polska nie jest. Jakims dziwadłem jest. Ale nie Polska.
    Wiec ja stawiam na to, zeby dbać o rodzine i pomnazać jej siłę. Bo to jest organizacja podstawowa. Najmniejsza siła bojowa. Najbardziej podstawowa struktura partyjna. Jesli tak można powiedzieć. A nam w Polsce potrzeba dużo silnych i zamożnych rodzin.
    I tyle.

    Na dziś nie mamy siły by rzucic wyzwanie Jewropie. Ale nie mamy tej sily dlatego, że nie stoja za nami ludzie. Ludzie stac będa za nami wtedy, gdy będziemy tworzyc duże, silne rodziny i kooperowac z inymi dużymi, silnymi rodzinami. I znajdziemy wspolne cele. Czyli, przed nami, jakieś 50 lat pracy u podstaw.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  7. @ artur m. nicpoń

    No i w porządku, qrwa! Robisz z rodziny jednostkę bojową i chwiała ci za to! Zdrowa endecka postawa.

    Ale powiedz do cholery innym, często mniej szczęśliwym w sensie ekonomicznym - bo wielu ten komuszy liberalizm wyrolował, wydupczył i skórwił, nie da się ukryć i żaden Korwin tego nie zagada...

    A więc powiedz im, jak oni mają sobie w tej rodzinie radzić. No i powiedz także - co zrobić, by ta rodzina naprawdę stała się jakimś ofensywnym orężem, jakimś pancernikiem Potiomkin. Bo na razie, cieszę się że niesłusznie, wydawało się, że po prostu głosisz hasło cieszenia się domowym ciepełkiem, z pewnym dorabianiem sobie miłej ideologii, że "oto my, ludzie sukcesu, jesteśmy koroną stworzenia".

    Przyznasz, że można było odnieść takie wrażenie? No to powiedz łaskawie, kiedy stajecie z bronią u nogi, kiedy przechodzicie do czujności rewolucyjnej, kiedy do ataku... Nie chodzi o oczywiście konkretnie o twoją rodzinę, bo wcale nie chcę, by was pozamykali.

    Ale ogólnie - jak z tego dobrobytu, z tego ciepełka, te rodziny mają przejść do jakiegoś działania na zewnątrz? I jak mają wyciągnąć macki do innych rodzin, czy w ogóle innych grup?

    Ja głoszę? Wiesz, brakuje mi partnerów do boksu na gołe pięści, BJJ... Fakt. Szachy to bym sobie mógł znaleźć w sieci. Ale złudzenie, że sama "swobodna wymiana myśli" (do czasu zresztą swobodna, do czasu) może coś załatwić, jest złudzeniem. Sam musisz o tym świetnie wiedzieć.

    Zaś sam mózg, samo blogowanie czy inne mędrkowanie - bez biologii, bez kontaktu z realnym, materialnym światem - daje lewaka, akademickiego mędrka ałtoryteta, albo co najwyżej Korwina.

    I o to mi chodzi. Przechodzę na odbiór.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tygrysie,
    akapitami:

    "No i w porządku, qrwa! Robisz z rodziny jednostkę bojową i chwiała ci za to! Zdrowa endecka postawa."

    Nie wiem, czy zaraz endecka, ale zdrowa na pewno. I tu nawet nie chodzi o bojowość. Tu chodzi o to, żeby dzieci kochac na zabój i żeby one wiedziały, że są na zabój kochane. Wtedy będą odporne na propagandę i same będą wiedzieć, że są MOIMI dziećmi a nie jakimiś naszymi (tfu!). Trzeba pracować ciężko i się dorabiać tak, żeby sąsiedzi widzieli i żeby ich to motywowało do wysiłku, bo nikt nie chce odstawać. Trzeba mieć furaka dobrego i nim co niedziela pod kościół zajeżdżać, żeby ludzie widzieli, że do kościoła nie babcie moherowe chodzą, ale ludzie młodzi i ustawieni w życiu też mają jakieś potrzeby większe niż micha pełna. Tędy trzeba iść. I tak jak znajomi moi robią urządzając na swojej ulicy grillowanie dla wszystkich sąsiadów. I trzeba patrzeć, czy się przy domu sąsiada kto obcy nie kręci. Takie rzeczy trzeba robić.
    Trzeba być silną JEDNOSTKĄ bo kazda społeczność składa się z jednostek. I trzeba na tej sile jednostki budować najpierw społeczność podstawową, jaką jest rodzina i promieniować przykładem na inne jednostki i inne rodziny. I szukać wspólnych INTERESÓW. Bo nic tak ludzi nie łączy jak wspólny interes. I to jest bojowość, o której ja mówię cały czas.

    "A więc powiedz im, jak oni mają sobie w tej rodzinie radzić. No i powiedz także - co zrobić, by ta rodzina naprawdę stała się jakimś ofensywnym orężem, jakimś pancernikiem Potiomkin. Bo na razie, cieszę się że niesłusznie, wydawało się, że po prostu głosisz hasło cieszenia się domowym ciepełkiem, z pewnym dorabianiem sobie miłej ideologii, że "oto my, ludzie sukcesu, jesteśmy koroną stworzenia"."

    Wyzej napisałem co robic, żeby się rodzina stała orężem. Bo to jest najsilniejszy oręż- więzi. I widzisz, ja uważam, że cieszenie się domowym ciepełkiem jest największą siłą. Bo niby dlaczego ludzie w ogóle walczą? Walczą by było im LEPIEJ. Walczą po to, żeby miec domowe ciepełko. No, sa tacy, którzy walkę uprawiają dla samej walki, ale takich mam za zboczeńców. Liczy się cel. A celem normalnego człowieka jest widzieć ja rodzina wzrasta w spokoju i dostatku. I ten cel jest pankosmiczny, bo niezależnie od tego co nawyprawiają rózni miłośnicy walki, jak bardzo nie rozpieprzą wszystkiego to gdzy tylko wyleje się wystarczająca ilość krwi i pożary wygasną to ludziska zaraz biorą się za zapewnianie spokojnego i dostatniego wzrastania swoim rodzinom. Na to nie ma zmiłuj. I teraz- ja naprawdę uważam, że ludzie sukcesu są koroną stworzenia. I to nie jest żadna tajemnica. Bo albo akceptujemy naturalny porządek świata i to, że wszystko jest zhierarchizowane albo po lewacku zaczynamy równac w dół. A ludzie odnoszący sukcesy stoją na tej drabinie u samego jej szczytu. I to jest prosta konstatacja faktu. I co najciekawsze- nie mają absolutnie żadnych obowiązków wobec reszty, ci ludzie. Żadnych, poza tymi, które sami na siebie nałożą. Bo to, że odnieśli sukces jest dla społeczeństwa wystarczającą nagrodą. Bo oni do tego sukcesu nie dochodza w jakimś innym wszechświecie, ale w tym, więc ich wielki sukces oznacza tysiące małych, średnich i dużych sukcesów tysięcy innych ludzi. Żeby było jasne- ja tu nie pisze o jakichś Kulczykach, którzy sa zaprzeczeniem ludzi sukcesu. To sa piraci. Majętni i ustosunkowani ale piraci. I do tego wcale nie romantyczni.

    "Przyznasz, że można było odnieść takie wrażenie? No to powiedz łaskawie, kiedy stajecie z bronią u nogi, kiedy przechodzicie do czujności rewolucyjnej, kiedy do ataku... Nie chodzi o oczywiście konkretnie o twoją rodzinę, bo wcale nie chcę, by was pozamykali."

    Z bronia u nogi? No nie wiem. Na dziś nie widze takiej możliwości, żeby z bronia u nogi stawać. Przyjedzie policja i broń zabierze. I tyle. Natomiast w sytuacji, w której dojdzie już do tej wielkiej rozpierduchy, która jest, moim zdaniem, nieuchronna to tak, ci, którzy mają silne rodziny i sa tymi rodzinami silni staną. Bo będą mieli czego bronić. Ale na dziś? Na dziś możemy pozytywistycznie działać wyłacznie. Bo nie ma chyba nic głupszego dla Polski, by wpieprzyć się w kolejne powstanie. Jakiekolwiek.

    "Ale ogólnie - jak z tego dobrobytu, z tego ciepełka, te rodziny mają przejść do jakiegoś działania na zewnątrz? I jak mają wyciągnąć macki do innych rodzin, czy w ogóle innych grup?"

    Myślę, że w świetle powyższego to jest już jasne.

    "Ja głoszę? Wiesz, brakuje mi partnerów do boksu na gołe pięści, BJJ... Fakt. Szachy to bym sobie mógł znaleźć w sieci. Ale złudzenie, że sama "swobodna wymiana myśli" (do czasu zresztą swobodna, do czasu) może coś załatwić, jest złudzeniem. Sam musisz o tym świetnie wiedzieć."

    Ano głosisz. Mniejsza zresztą. I wiadomo, że do czasu. Juz zresztą o tym pisałem- ogradzają Junię coraz dokładniej. Na dziś powodem jest to, żeby nie przenikało do nas zbyt wielu obcych. Ale za 10, 20 lat powodem będzie to, żeby nie dało się stąd spierdolić.

    "Zaś sam mózg, samo blogowanie czy inne mędrkowanie - bez biologii, bez kontaktu z realnym, materialnym światem - daje lewaka, akademickiego mędrka ałtoryteta, albo co najwyżej Korwina."

    Niekoniecznie- przemiana w człowieku dokonuje się najpierw w jego duszy/umyśle, jak wolisz.
    Ale racja jest taka- tyrzeba żyć. I to żyć pełną piersią. W realnym świecie i swoje doświadczenia z realnego świata przekuwać w słowa i puszczać je w eter/net. Tak, jak się powinno świecic przykładem wśród sąsiadów tak trzeba dawać świadectwo korzystając z tego cudownego medium, jakim jest net. I tyle. Nic więcej nie potrzeba.

    I wtedy jest szansa, że za ileś lat powstanie coś, co ja nazywam partia ludzi normalnych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tutaj muszę się zgodzić z Nicponiem. Rodzina, silna rodzina, czyli mama, tata, kopa dzieci i dziadkowie są jedyną ostoją normalności jaka pozostała na tej zajebanej lewactwem ziemi. Dlaczego? Bo jest to jedyna jednostka społeczna, która jest w stanie wpoić dzieciom zasady sprzeczne z politpoprawną tolerastią i uzależnieniem od "państwa". Co więcej, zasady te przyjmują kształt działania odruchowego, które u dorosłych jest bardzo ciężko wyplenić przez jakikolwiek biurokratyczny twór represji. Dlatego właśnie wszelakiej maści lewactwo, od liberalno-materialistycznego po idologicznie-nawiedzone, zwalcza tradycyjną rodzinę. Właśnie po to by złamać ostateczne więzy silniejsze od ich mrzonek. I to dziala bez wyjątku. Żadnego. Dlatego istnieją rzecznicy praw dziecka, działacze pomocy społecznej w szkołach, jugenamty i inne policje. Właśnie po to, by podwarzyć ostatni bastion prawdziwego konserwatyzmu: autorytet rodzicielski. Ten autorytet, którego wartości wpajane przez 18 lat pozwalają facetowi dać w ryja 5 innym, po to by uchronić swoją rodzinę i in extenso cały kraj, gdy przychodzi do wojny. No i oczywiście jest jeszcze lojalność. Lewacki ustrój nigdy nie wybaczy tradycyjnej rodzinie tego, że ona jest bardziej lojalna wewnątrz siebie, niż do biurokratycno-miazmatycznej niani. Dlatego lewactwo zwalcza tradycyjną rodzinę, bo ta wychowuje dorosłych ludzi, a komuszym ustrojstwom potrzebne są przerośnięte dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ mustrum

    A czy ja coś mówię przeciwko rodzinie? W tej części Artur ma całkowitą rację. I dla mnie też jest oczywistym, że wszelkie postępowe paskudztwo przede wszystkim stara się zniszczyć rodzinę, gdzie normalność stale się, mimo wszystko, odradza.

    A dlaczego się odradza? Bo tam jest więcej biologii, niż gdziekolwiek w naszym dzisiejszym parszywym życiu. Wniosek? Sporo, ale taki też, że należy czytać Ardreya!

    Jednak, tak samo, jak jednostka - która w końcu jest bytem najbardziej z ziemskich realnym i etycznie pierwotnym - nie może naprawdę żyć po ludzku odcięta, także duchowo, od (jakiejś) wspólnoty, tak samo rodzina nie powinna w końcu być tylko całkowicie zamkniętą i odgrodzoną nieprzekraczalną błoną od świata monadą, prawda?

    Te dzieci czegoś tam należy uczyć na temat tego świata i jakichś w nim obowiązków. Jeśli powiem im, i sobie, "kochane dzieci, mamy ciepełko a że wszystko dokoła tonie w lewackim bagnie, to nas przecież nie rusza", to po pierwsze żadna w tym prawicowość, a po drugie, prędzej czy później bagno zatopi i nas, z całą rodziną.

    Ale oczywiście, że od rodziny trza zacząć. Artur jednak nie całkiem tylko to robi - on także głosi tu jakąś korwiniczną ewangielię typu "a ja sobie uprawiam mój ogródek, jak dobry dziadzia Voltaire zalecał... żyję wygodnie i mam wszystko w d., ale jeszcze koniecznie chcę, by mnie podziwiano, bo bez tego mi jakoś nie do końca dobrze, więc głoszę ludziom liberalizm, żeby zrozumieli, kto jest Król Stworzenia".

    Postawa Voltaire'a była dość schizofreniczna nawet w oryginalnej postaci, bo dziadyga paskudnie się pieniaczył i zmieniał przecież świat, tak? A w wersji pożal że boże "prawicowej"? To całkiem dziwna postawa, moim skromnym.

    Artur dobrze żyje - tego mu nie odmawiam. Ale to co głosi nie ma spójności i nie jest specjalnie przemyślane. Agresja intelektualna to piękna sprawa, ale chyba powinien naprawdę zacząć tępić ohydę, zamiast mi zarzucać różne bezsensowne sprawy, kiedy po prostu on nie raczy na te same tematy pomyśleć, i np. reaguje jak byk na płachtę na pewne słowa - kiedy się źle mówi o liberaliźmie.

    Artur mógłby zacząć myśleć samodzielnie, a nie odgrywać do końca najwierniejszego giermka Korwina, taka jest moja sugestia.

    OdpowiedzUsuń
  11. I tutaj sobaka pogrzebana. W tym, że te dzieci trzeba czegoś więcej uczyć niż liberalizmu. Wydaje mi się, że pomimo jego zadeklarowanego korwinizmu Nicpoń jednak tak postępuje.
    Postawa nam się żyje lepiej, a reszta to "apres nous..." była i jest dosyć krótkowzroczną polityką. Bo zawsze są jakieś większe rekiny, i wcale nie jest pociechą, że od nich są jeszcze większe.
    Czego Korwin nie dostrzega, to to że syte, bogate spoleczeństwo wcale nie musi się skladać z konserwatywnych moralistów, bo jeżeli tak to to Ignifelis, Mistrz Gruby, Dr. Jan i cała reszta nie byliby takimi skurwysynami jakimi są. To nie bogactwo USA powoduje, że społeczeństwo jest tam generalnie konserwatywne, patriotyczne, zaradne i przywiązane do rodziny. Jest wprost odwrotnie. Jankesi są bogaci PONIEWAŻ ich społeczenstwo jest generalnie konserwatywne, patriotyczne, zaradne i przywiązane do rodziny. I JKM nie widzi tej różnicy. Równa on bogactwo materialne z konserwatyzmem. Socjalistyczna Europa zabrnęła w swój głupi lewacki kozi róg i nie wie co dalej robić, i daje swym "elitom" się doić. A ludzie temu przeciwni, też są niestety tym skażeni, i postacie skąd inąnd inteligentne i bystre mylą przyczyny ze skutkami i myślą, że znaleźli wolnornkowe panaceum na wszystkie bolączki. Oczywiście wolny rynek jest jak najbardziej porządaną i zgodną ideą z konserwatyzmem i prawicą: swoboda wyboru nierozłącznie scalona ze swobodą przyjęcia konsekwencji za własne trafne i błędne decyzje. Jednak wolny rynek jako taki działa tylko wtedy, gdy nie ma na nim graczy takich jak w/w skurwiele. Mogą być duzi gracze, ale grający na tym samym polu, wdług tych samych zasad co maluczcy. Inaczej powracamy do punktu wyjściowego, czyli poza moim małym światkiem niech się wszystko wali. Ale to wszystko trzeba zacząć od siebie, od nauczania swoich dzieci. I brak tego, patriotycznego myślenia, widzenia poza "moim nosem" widoczny był przy ostatnich wyborach.

    OdpowiedzUsuń
  12. @ mustrum

    Pięknie powiedziane, pełna zgoda!

    A przy okazji chcę rzec, że ja wcale Arturowi nie zarzucam, iż ma wszystko w dupie i "po nas choćby déluge". Po prostu tak by wynikało z jego publicystyki, za co tę publicystykę karcę, bo wydaje mi się, iż jest niedopracowana i nie całkiem przemyślana.

    Jemu się po prostu wydaje, że odpowiedź już mu dał Korwin, a teraz jemu pozostało tylko ją światu ogłaszać. Podczas gdy sam na pewno w głębi czuje, że tutaj potrzeba czegoś więcej w myśleniu, dyskusji i działaniu. I on na pewno robi, a w każdym razie próbuje, robić coś więcej, ale jakoś chyba to gwałci jego przekonanie, iż prawda została już ujawniona, więc obawia się zostać heretykiem, czy coś.

    Żebyż to dzisiejsi katolicy mieli taki stosunek do prawd objawionych! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tygrysie,
    co ty masz jakis uraz na tego Korwina i liberalizm?
    Nie kumam tego zupelnie, że ty masz zadre jakąś taką.

    Ale o to mniejsza, wygodnie ci przylepiac mi latke żołnierza korwinowego- niech tak zostanie, skoro ci to życie ulatwia.

    Teraz się skoncentruj, bo to będzie ważne, to co ja teraz napisze.

    Sposób myślenia, który prezentujesz, czyli myślenie nie tylko o sobie i swojej rodzinie a o reszcie ludzi jest sposobem myślenia LEWICOWYM. Sorry, ale tak własnie jest.

    Bo widzisz- czy to będzie liberalizm ekonomiczny, czy socjalizm, czy jakis korporacjonizm- to sa wszystko tylko i wyłącznie SPOSOBY na ułożenie interakcji między ludźmi. To nie sa nawet doktryny polityczne. To sa narzędzia. Ale jak to z narzędziami- ważne KTO ich uzywa. I tu mamy wybór dosyć klarowny- wszystkich tych narzędzi można uzywać jako prawica i jako lewica. Bo prawice od lewicy odróżnia głównie sposób widzenia świata. I po mojemu lewica ma to do siebie, że stara się myślec o wszystkich, cos wszystkim zaproponowac, coś dla wszystkich zrobic, coś w końcu wszystkim zakazać/nakazać/zmusić. Mówiąc inaczej- lewica to jest stała dążność do poukładania calego świata wedlug swego widzimisię. Choćby i w najlepszej intencji.
    Prawica zaś opiera się na prawach naturalnych, akceptuje róznorodność, ale nie robi nic żeby ja zwiększyć/zmniejszyć/ograniczyc/wesprzeć itd.
    Prawica to skała. Jest. I już. Prawica to akceptacja dla zmian spontanicznych a nie zadekretowanych.
    Dlatego prawica w Chinach będzie inna i na innych zasadach niz prawica w Polsce. Itd, itp, etc.

    Natomiast ty mówisz o tym, ze trzeba cośtam. Że to czy tamto nie wystarczy, że konieczne jest cos dla wszystkich robic. Bzdura. Efekt bedzie odwrotny od zamierzonego. Im bardziej wymusimy prawicowosc, tym bardziej w sile urosnie lewica.

    Dlatego agrsywny pochod lewicy do wladzy jest de facto jej pochodem do grobu. Im szybciej i bardzej ta lewica bedzie robic wszystkim dobrze, tym szybciej nastapi jej koniec.

    Byc moze jej koncem bedzie ultrakonserwatywna Europa islamu?
    Bardzo byc moze.

    Pewne jest jednak to, ze im wiekszy konserwatyzm nastapi po tej lewicowej zadymie, tym histeryczniejsza lewica przejmi pozniej rzady. I tak sie to kreci.

    Szkoda na to nerwow. Rodzina, sasiedzi i przyjaciele. To jest grunt.

    OdpowiedzUsuń
  14. @ artur m. nicpoń

    Jak to powiedział Dávila? "Burżuj oddaj władzę, żeby zachować pieniądze, potem oddaje pieniądze, by zachować życie... A na koniec go wieszają."

    Ale za to jaką piękną do tego dorobi ideologię, prawda? Z taką ideologią to przecież czysta rozkosz dać się powiesić! ;-)

    Pomyśl nad tym przez chwilę, dobrze?

    I to wyjaśni ci także, jeśli zadasz sobie trud, żeby nad tym nieco pomyśleć, dlaczego uważam Korwina za wyjątkowego wprost szkodnika. Nie jestem do niego prywatnie źle nastawiony i dlatego raczej nie myślę, że agenta, choć gdyby to samo robił agent, byłby szybko został gwiazdą. Ale nie, pewnie jednak nie agent - ludzie bywają naprawdę dziwni, a ja nie mam paranoi.

    Z tym, że w Chinach prawicowość jest inna mógłbym się zgodzić. Ale z drugiej strony jednak - czy to PRAWICOŚĆ jest inna, czy po prostu co innego jest do roboty i inne sa warunki?

    Pozdrawiam cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  15. @ artur m. nicpoń (c.d.)

    A swoją drogą - czy może być coś bardziej uroczego, niż dyskutowanie z anarchistą, który mnie zarzuca lewackość? ;-)

    Uważasz, że nie jesteś anarchistą, bo nie rzucasz bomb? No to zacytuję ci jeszcze coś z Dávili: "Wszelka dzisiejsza prawicowa to tylko wczorajsza lewica, pragnąca w spokoju trawić".

    Ja próbuję z tego zaklętego kręgu szamba wyjść i nie być wczorajszą lewicą, ty ewidentnie nie.

    Rodzina, przyjaciele itd., to absolutnie wspaniałe rzeczy, zgoda! Żyj sobie wśród nich i na pewno złego słowa ci z tego powodu nie powiem. Ale jeśli piszesz o POLITYCE, jeśli nią się zajmujesz, to jądrem twojego zainteresowania musi być WłADZA, bo o nią przede wszystkim w polityce chodzi. Nie masz nic na temat władzy to powiedzienia? No to po co się polityką zajmujesz?

    Chyba, że godzisz się z tym co jest i z tym, co ci ew. zgotuje w przyszłości. Bo tutaj, sam się chyba nie oszukujesz, rodzina i kumple cię nie uratują, ani ty ich. Już teraz widzisz, ile kosztuje nieostrożne słowo nie po linii, prawda? A będzie gorzej!

    Zabawne są tego typu ruchy, co Korwina (że już nie będę podawał innych przykładów, dość niepochlebnie sytuujących ten ruch): ich szef nie myśli o niczym innym niż o władzy - stworzeniu własnej dynastii i wzięciu wszystkich za mordę... Jego zaś wierne giermki niczym się tak nie brzydzą, jak właśnie władzą.

    Nasłuchali się Rakowskiego? Nie, oni po prostu całkiem nie kapują, że ten liberalny wstręt Korwina do wszelkiej władzy to tylko propaganda na użytek głupich mas. Ale nie wstyd ci Arturku być właśnie taką głupią masą? Czy tak powinien WÓDZ traktować swych najwierniejszych giermków?!

    Całuję cię czule w nosek i czekam na odpowiedź. Ale lepiej najpierw dokładnie przemyśl moje słowa, dobra?

    OdpowiedzUsuń
  16. Tygrysie,
    wybacz, ale przy całej atencji do Davili jakos ta myśl do mnie nie przemawia. I teraz będzie strasznie, bo wychodzi mi na to, że Davila nie zawsze ma rację. Choćby dlatego, że burzuj (nie licząc nieszczęsnych nielicznych przypadków) kasy nie oddaje nigdy. Ewentualnie przenosi sie gdzies wraz z nią.

    Dać sie powiesić to jest rozkosz tylko dla wyjątkowo hardcorowych zboków. ;)

    Korwin- powtórze tu za Wyrusem, bo on ładnie i klarownie ujmuje to, co warto powiedzieć. Piszesz, że Korwin szkodnik i w ogóle. No to ja się pytam- gdzie do chuja sa ci wszyscy prawdziwi konserwatyści? Gdzie sa ci prawdziwi ekonomiczni liberałowie? Jakos ich nie widzę jak się rozgladam. Jest Korwin. Jedyny, któremu sie chce i który robi to jak potrafi. Raz tak, raz siak (głównie siak). Ale nie widze innych, którzy by chcieli jakos zagospodarować ten konserwatywny teren.

    Chiny- nie, prawicowośc będzie tam po prostu oznaczac coś innego. Dla przykładu będzie oznaczać Komunistyczną Partię Chin, która daje Chińczykom nieograniczone wprost możliwości rozwoju (o ile nie pchaja sie do polityki), a lewica w Chinach była ta banda, która sie dala rozjechac czołgami na placu Tienanmen. Oni, wystaw sobie Tygrysie, chcieli w Chinach wprowadzić tfu tfu demokracje.

    Ach, Tygrysie, ja nie jestem anarchistą. Nic z tych rzecz, widać niezbyt uważnie sobie czytałes to co ja pisałem. A pisałem wielokrotnie że JAKIES PAńSTWO MUSI BYć, bo jak go nie będzie to przyjda sąsiedzi i nam zrobia takie państwo, jakie sami uznają za stosowne zrobic. Z reguły chujowe maja na to pomysły ci nasi sasiedzi. Natomiast uwazam, ze mądre państwo, z mądrym wladcą nie wpieprza sie obywatelom/poddanym w to co robia. Państwo jest nocnym stróżem, pilnuje porządku i broni granic. A ludzie sobie załatwiają sprawy miedzy soba w ramach prawa. Daje to ludziom przestrzeń na oddolne inicjatywy- rózne: patriotyczne, pedalskie, religijne, naukowe. Jakie chcą. Natomiast jak się panstwo bierze za te dziedziny to z patriotyzmu robi jakąś szopkę, z pedalstwa nową religie, z religii gusła a z nauki paranaukę. To z anarchizmem nie ma nic wspólnego. Anarchia mnie brzydzi. To nie, że taki ze mnie porządniś. Nie jestem porzadnisiem. Ale anarchia to jest bezwlad i odkrywanie podbrzusza na kły sasiadów.

    No i znowu Davila. O trawieniu tym razem. No to jest akurat kolejny cytat, który albo trafia kula w płot, albo jest generalizacją nieupoważniona. Nie wiem, jak to jest u wszystkich, ale w mojej rodzinie, jak daleko sięgaja zapisy i opowiesci z lewica nikt nigdy nic wspólnego nie mial. Nicponie, taka ich mać, zawsze byli prawicowi. I zajmowali sie głównie pracą- na trawienie z reguły brakuje im czasu.

    Tygrysie, to, że próbujesz nie być wczorajszą lewica to jest twój krzyż, który musisz nieść samodzielnie. Niestety.

    Alez mam na temat władzy do powiedzenia sporo, co nie oznacza, że mnie osobiście jakieś przejmowanie wladzy interesuje. Bo mnie nie interesuje. To jest gigantyczne poświęcenie, ta władz, z czego sobie ludzie z reguły nie zdaja sprawy. No a ja na takie poświęcenie gotowy nie jestem. I chyba nigdy nie bedę. Za duży ze mnie sybaryta mimo wszystko.
    Natomiast fajnie jest do ludzi pisac i niektórym oczy otworzyć, albo innych wesprzec w tym, co sobie knują a tracą zapał i pewność siebie. No, ale mam nadzieję, że mój nowy wpis ci to wszystko wyjasni raz na zawsze. Za kilka dni będzie ten wpis. W długi weekend. Odetchnę, dystansu nabiorę. Takie tam.

    Co do przyszłości złudzeń nie mam, ale znasz moje stanowisko w tej sprawie. Ewakuacja. Jak sie zrobi całkiem do dupy. I widzisz, tu nie chodzi o to, żeby rodzina i kumple mnie ratowali, tu raczej chodzi o to, żeby samemu uratować rodzine i kumpli. Bo to jest do zrobienia. Uratowac wszystkich sie nie da.

    Myślę, że przeszacowujesz Korwina. Na prawdę tak sądzisz, że on by chciał dynastię tworzyć? Z kim? Z tymi swoimi dziecmi nieudacznymi? Raczysz dworować sobie!

    Moze i masz racje z tym, że u Korwina ten wstret do władzy to jest poza tylko a tak na prawde ma on tropizm do władzy. Moze masz rację. Nie wiem. Nie wydaje mi się, bo jak się ma na władze pęd, to się to robi inaczej, żeby się do władzy dorwać, niż to Korwin robi. On robi cos absoltunie odwrotnego niz próby dorwania sie do władzy. On sam siebie torpeduje.

    Czy ja jestem korwinowym giermkiem? Nie bardzo. Chyba, ze przyjmiemy te girmkowa poetykę na maxa, to wtedy kazdy jest giermkiem kogos lub czegoś, w zalezności od tego, jakich dokonuje wyborów. No ale to jest śmieszne dosyć. Wiec lepiej takiej poetyki nie stosujmy. Bo bedzie szydera.

    No i na koniec. Ja cały czas czekam cierpliwie na twój, Tygrysie, program pozytywny. Bo przecież co do tego, że jojczyc kazdy może (trochę lepiej lub troche gorzej) to obaj jesteśmy zgodni. Sposob, w jaki ty foruujesz swoje posty świadczyłby o tym, ze ty poza jojczeniem jakis program pozytywny masz. Taki program, który mógłby byc antidotum na chujową rzeczywistość. No więc ja czekam na to, co ty powiesz w temacie- co robic? Bo przeciez sam się o polityce wypowiadasz. i o władzy masz sporo do powiedzenia. No to czekam na jakieś konkretne postawienie sprawy. Żebyś powiedzial- kurwa mać, nicpoń, co my tu będziemy dyskutować? Bierzmy się za robote. Trzeba zrobić to to i to. Ja to widze, że my to zrobimy tak tak i tak. Ty się zajmij tym, ja tamtym. Łupami dzielimy sie tak a tak i efekt osiągamy taki i taki.
    No to by był konkret, że konkret.
    I wtedy ja bym ci powiedział, na ile oceniam, że to sie udac może i czy ja w to wchodze.

    Bo tak, to sobie, wybacz, ale bijemy piane trochę. Bo ilez można o władzy gadac? Albo na Korwina psioczyc, że śieszny, albo ze szkodnik? To słabe jest.

    Pozdrek

    P.S. weź ty wyłacz te weryfikacje komentarza tymi literkami, bo to jakieś dziadostwo.

    OdpowiedzUsuń
  17. @ artur m. nicpoń

    Jak burżuj nie odda, skoro już oddajesz? Płaczesz przy tym, zgoda, chciałeś nawet strzelać, ale oddajesz przecież nie z własnej woli, zgoda?

    "Państwo jest stróżem"? Jest potrzebne i nawet ty to uznajesz, ale ma być stróżem? Tylko powiedz mi słodki pyszczku - JAK TY JE DO TEGO MASZ OCHOTĘ ZMUSIĆ?? W tym przecież cała rzecz. Zastanów się i mi to proszę powiedz.

    Podejrzewasz mnie, jak widzę, o "pozytywny program". Otóż muszę cię zmartwić - mój pozytywny program to to, co ty już robisz, w o wiele mniejszej dawce. Plus może na starość napisanie jakiejś naprawdę dobrej i przez nikogo nieczytanej książki. Albo dwóch. Ew., jeśli Bozia mnie kocha, fajny i kochający harem, sporo miejsca, mało ludzi, masę instrumentów i nagrań w moim guście.

    O działalności nie mogę nawet myśleć, poza jojczeniem, bo nie mam żadnych stronników ani nawet towarzyszy, nie starczyłoby nawet na pół kanapy. Jest się tym socjopatą, sprawa dość typowa dla wykolejonych samców alfa, którzy przez pomyłkę nie zginęli młodo w żadnej głupiej wojnie, ale za to nic nie mają i nikim nie są.

    Korwin szkodnik, nie da się ukryć. A ty człek małej wiary, że mnie wciąż podejrzewasz o prywatne anse do niego. Całkiem ich nie mam, po prostu kiedyś zaczęło mnie szokować to, co Korwin mówi o armii, a potem już poszło samo. Mówiłem wiele razy - Korwin był pierwszym i niemal jedyny, który mnie drukował nad ziemią i jeszcze płacił (mało). Moja wrogość do jego działalności i ideologii nie ma dwóch lat, w tym czasie nic złego mi nie zrobił (jak zresztą nigdy) i nie miałem z nim do czynienia.

    "Różnić się piękne" - ach! Więc się różnię i mówię, że Korwin to niemal przekleństwo dla Polski. W szczęśliwszym kraju byłby interesującym niszowym i idiosynkratycznym publicystą, zasługującym na pewną uwagę. Niestety, to nie taki kraj. St. Michalkiewicza b. cenię, choć jego kawałków czysto liberalnych już od dawna nie czytam.

    A ty nie tylko w sumie anarchista od kniazia Kropotkina, ale i Marksem jedziesz bez przerwy. Gospodarka i bogactwo same w sobie nie są aż tak ważne - to tylko środek. Skurwysyńsko ważny, zgoda, ale kiedy mówimy o najwyższych priorytetach wnerwia mnie, gdy ktoś podnosi od razu jakąś tam ekonomię. Mam takiego hopla, sorry!

    Ale tu się zrobiło gorąco od dyskusji! Dzięki ci za to! Rozumiesz chyba, że jeden człek czytający to tutaj jest wart 50 czytających na Salon24. Po prostu zadał sobie nieco trudu i ma świeższy umysł, a nie sieczkę z dziesiątków wpisów.

    Całuję cię czule

    P.S. A tego kodu Turinga chyba nie da się wywalić, sorry! Zresztą wiesz,co by się tu działo, gdybym wywalił? Nie znasz liberalnych rynkowych realiów bracie!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ach, Tygrysku, Tygrysku,

    burzuj oddaje tylko tyle ile uzna za stosowne, ze dac chce/może. Dyskretny urok burzuazji ma to do siebie, ze daje mozliwości kreowania swojego życia. I jasne, burzuj daje sie skubac, ale daje sie za cos. Dla mnie to cos, za co ja płacę (choc za burzuja się nie uważam) to jest fun wynikający z zycia w Polsce. No ale mnie stac na taki fun tylko do pewnego stopnia, jak fun bedzie zbyt drogi- sam wiesz co zrobie.

    W naszym świecie państwo można zmusic tylko na dwa sposoby- napadając na nie zbrojnie (co raczej sie nie uda, choc 2000 dobrze uzbrojonych komandosow mogłoby Polske podbic i zainstalowac tu normalny rząd), lub bawiąc się w demokracje. Nie stac mnie na 2000 komandosow i sprzet, wiec bawię się w demokracje. Z naciskiem na bawię się.

    No to skoro ty robisz to co ja, to skąd te napasci na mnie, że ja nie robie więcej? Wiesz, ja mam zasade taką, że staram się od ludzi nie wymagac więcej niż od siebie.
    Harem, powiadasz? Moze ja jakis dziwny jestem, ale harem jakoś mi nie imponuje. Nie wiem, może ja zwyczajnie kocham swoja żonę?

    Tygrysie, nie rozumiem cie zupełnie z tą tęsknota za młoda śmiercią. Kurde, jak można byc tak zgorzkniałym?

    Korwin- powtarzam: GDZIE SA DO CHOLERY CI INNI, PRAWDZIWI KONSERWATYśCI? jak sie pojawią, to ja ich chetnie popre, póki co nie mam na kogo głosować poza Korwinem. No bo przeciez nie na tych patafianów zsocjalizowanych.

    Gospodarka- alez o tym cały czas do ciebie pisze, liberalizm to jest tylko metoda. narzedzie. Nic więcej. Moim zdaniem najsensowniejszy sposób na gospodarkę. I tyle. Nic mniej, nic wiecej. natomiast ty absolutyzujesz liberalizm swoja nienawiścia do niego. Nadajesz mu jakąś... osobowość.

    Dyskusja- nie dziekuj. Cala przyjemność po mojej stronie.

    Literki- cóż, trudno. jakoś to przezyję.

    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń