niedziela, sierpnia 24, 2008

Moja mroczna tajemnica... czyli Jak wskrzesić ideę olimpijską

Powiedziano o mnie nie tak dawno temu coś w stylu, że (cytuję z pamięci): "Nawet RAZ nie jest aż taki wielki i niejeden naturszczyk, na przykład pan Tygrys, gdyby tylko mniej mówił o sobie, by go zakasował". Wpisuje się ta wypowiedź w nabolałą (jak to się cudnie mówiło za średniego Gierka) ostatnio kwestię wzajemnej wyższości i niższości blogerów w stosunku do certyfikowanych dziennikarzy. Co zaś do tego mówienia o sobie, to coś w tym zapewne jest, ale chyba nie do końca.

Nie mam korekty, nie mam stadka młodych, nadobnych i chętnych do współpracy researcherek - ale nie mam też redaktorskiej cenzury. Do Tańca z (Dwunastoma Żółtymi) Gwiazdami Na Niebieskim Tle) mnie nikt nie zaprasza, ale za to mogę sobie łowić dusze w bardziej niekonwencjonalne sposoby: przez starannie przemyślane, kokieteryjne odsłanianie tego i owego. Toteż zasiadając do pisania mówię sobie zawsze: "Zdejm kimono do połowy, a będziesz ciekawa". I jak dotąd się w miarę sprawdza. Choć kusi, by odsłonić kiedyś od razu wszystkie moje rozkoszne zakamarki. Ach! (To było właśnie takie odsłonięcie do połowy. Piękna robota triarius! Ma się w końcu ten długoletni trening.)

Po czym zdejmuję i działa - jestem sławą, jestem autorytetem, piszą o mnie w "Der Dzienniku". Prędzej czy później do Tańca z Sierpem i Młotem też mnie będą musieli zaprosić! Ale się rozczarują, bo nagle okaże się, że nie tańczę. Po prostu, z zasady. ("Tough guys don't dance", przeczytałem to gdzieś w młodości i mi zostało.)

Kokieteria jednak kokieterią, odsłanianie kształtnej łopatki, ślicznie zaokrąglonego bioderka, to niezła rzecz - marketingowo ma się rozumieć - ale czasem trzeba użyć radykalniejszych środków. Aż do odsłonięcia przed szeroką publicznością tej czy innej mrocznej tajemnicy. Własnej mrocznej tajemnicy. Mam ich na szczęście sporo, wystarczy na najdłuższą nawet blogową działalność, mógłbym nawet tymi tajemnicami obdzielić (niezbyt wielką) hordę innych blogerów w potrzebie. No i teraz uchylę kimona O WIELE szerzej, ujawniając takie właśnie... Mroczne... COŚ.

Otóż jestem szowinistyczną męską świnią. Nie to, żebym kobiet nie lubił, czy je lekce sobie ważył. To całkiem nie o to chodzi! Nie jest nawet tak, bym im odmawiał prawa do odbijania piłek, skakania w dal w krótkich majtaskach... A nawet dorabiania do tego pewnej ideologii i poświęcania temu sporej części życia, którą ich babcie użyły by na haftowanie ornatów, piklowanie pikli, peklowanie pekli, wekowanie czy wycinanie kogutków z papieru. Gdybym musiał wybierać, może wybrałbym dla nich te właśnie babcine zajęcia, ale nie ma problemu - niech sobie skaczą i odbijają do woli!

Powie ktoś rozczarowany: "Jaka z ciebie zatem męska świnia? Że spytam." Mam jeszcze trochę wyznań do dokonania, moje kimono da się jeszcze nieco uchylić, może zdołam jednak tych malkontentów usatysfakcjonować. Otóż, drodzy malkontenci, jestem ci ja człek starej daty. I jako taki, uznaję (a niech sobie, skoro nie mają lepszych pomysłów, kiedy poczują chłopa, to im przejdzie!) babskie biegi do jakichś 800 m... skoki, w dal, wzwyż, ale już nie o tyczce czy trójskok... niech se miotają kulą, dyskiem czy oszczepem, ale żadnym młotem... niech se grają w rękę, ale nie w nogę... w siatkówkę, ale żadne rugby... Ciężarne chcą być? Proszę bardzo, mogę pomóc. Ale bez sztang proszę, a hantle tak do 5 kilo góra.

Po prostu dla mnie świat damskiego sportu skończył się mniej więcej na roku '70 ubiegłego wieku. I niech tak pozostanie! Nie dlatego, by mi się podobało PRL oczywiście, ale jednak postęp i równouprawnienie były wówczas jeszcze, w porównaniu z tym dzisiejszym, w kołysce. I to mi odpowiadało. Kiedy pierwszy raz ujrzałem w pewnym szwedzkim gimnazjum (czytaj liceum) ogłoszenie o sekcji damskich zapasów, kulałem się ze śmiechu przez pół godziny.

Kiedym pierwszy raz ujrzał ogłoszenie na temat naboru do damskiej sekcji rugby - to samo! Plus oczy w słup przez niemal tydzień. Mnie nawet dziewczyny kopiące piłkę zniesmaczają i niemal szokują. Taki ze mnie, kochane ludzie, moherowy dziadek. Odchodząc nieco od wąsko pojętego sportu, powiem, że kiedyśmy się z moją byłą dowiedzieli, że można "zgwałcić własną żonę", tośmy się oba kulali ze śmiechu naprawdę długo. Rozumiem - technicznie można, ale żeby tym się PAŃSTWO miało interesować? Nie zaś tylko sama żona i ew. teściowa? Paranoja!

To samo zresztą z "gwałtem na prostytutce". Można, oczywiście. Ona chce o pięć peso więcej za... nieważne. A my nie chcemy, natomiast... Sapienti sat. I ma to się prawo bardzo nie podobać na przykład jej alfonsowi. Skutkiem czego między zbyt gorliwym, a przy tym skąpym, klientem i wyżej wspomnianym profesjonalistą może ew. dojść do konfliktu - do nieprzyjemnej wymiany zdań, a nawet - Boże uchowaj! - do rękoczynów. Ale co ma do tego państwo, prawo i całe cnotliwie spełniająca obowiązki małżeńskie, a prostytutki znające jedynie z opowiadań babuni, przyzwoite społeczeństwo?

No dobra, wróćmy jednak do sportu i uratujmy ideę olimpijską (fanfary, werble, chóry starców zawodzą). Bo jak nie, to powstanie nam tu epopeja, nie zaś blogowy wpis, choćby i dłuuuuuu-u-u-gi. Więc jest tak... Wszyscy się chyba zgodzą, że z tą ideą olimpijską (fanfary, werble, starcy) nie jest dziś najlepiej. Miał to być ersartz wojny, no i jest, ale akurat tych najpaskudniejszych aspektów wojny, z wykluczeniem tych ładnych (które przecież w prawdziwej wojnie przeważają). No a poza tym prawdziwe wojny całkiem się tym swoim rzekomym ersatzem nie przejmują. Tylko co najwyżej dostosowują doń swą urodę. Czyli szpetnieją nam na potęgę.

No wiec ja postuluję, żeby zrobić tak... Mamy punktację medalową, jak dzisiaj, ale ją modyfikujemy w taki sposób... Chcecie jeszcze jedną moją mroczną tajemnicę? Dobra, powiem wam... Otóż kiedy widzę boksujące się baby, albo powiedzmy baby szarpiące się na jakiejś macie - babskiego judo, zapasów, boksu też za moich czasów nie było... I  komu to, cholera, szkodziło? - to wyrywa mi się z głębi trzewi okrzyk: O, TRESOWANE BABY!

Nie mogę bowiem uniknąć wrażenia, iż jest to dokładnie to samo, co gdybyśmy wytresowali szympansy, orangutany, czy powiedzmy lisy polarne albo gołębie. I kazali im coś takiego robić. Może by im to b. zgrabnie szło, może robiłyby to lepiej od nas. W ruskich cyrkach też mamy niedźwiedzie ślicznie jeżdżące na rowerkach i małpy palące cygara. Zgoda, ale jest w tym zawsze coś chorego. Coś na siłę. Jakaś paskudna komercja plus wredna uciecha motłochu. Dokładnie tak, jak moim zdaniem w zachęcaniu kobiet, by zamiast gotować mężowi zupę, haftować ornaty, malować akwarelką, okładały drug druga po mordach, albo szarpały się publicznie za piżamy.

Postuluję więc, by liczyć medale i zrobić z tego liczenia wielką rzecz - oś i centrum całego czteroletniego okresu w życiu LUDZKOŚCI... Ale tak liczyć, by sporty (?) w których udział biorą tresowane baby liczyć ODWROTNIE. Czyli te punkty za medale ODEJMUJE SIĘ od tych normalnych. Chcecie wysyłać swoje kobiety (często niestety raczej kobietony) na Igrzyska? Bo nie macie z nimi co zrobić? Nie ma na nie amatorów, nie mają chłopa i się burzą? Proszę bardzo - zróbcie z nich bokserki, rugbystki, zapaśniczki, szkolcie je w podnoszeniu ciężarów, niech ganiają maratony... Pamiętajcie jednak, że jak zdobędą medal, to wam się to starannie odejmie od punktacji!

Więc mamy taką nową punktację i co teraz? Co zrobić, żeby ona nabrała znaczenia dla całej Ludzkości (fanfary, werble, chóry starców zawodzą)? By stała się centrum, wokół którego wszystko - całe życie całego świata będzie się kręcić? Otóż zwycięzcy takiej punktacji należy, tytułem nagrody, przyznać jakiś połeć ziemi, jakiś kraik... Jakieś Kosowo czy inną Gruzję, krótko mówiąc! Że za wiele? Żarty sobie robicie! Za znacznie mniejsze osiągnięcia takie nagrody są przecież stale przyznawane, prawda?

Łał! To jest przecież rewolucyjny pomysł, nieprawdaż? Było warto przeczytać do końca? Mimo że triarius tyle o sobie pisze, przez co nigdy nie będzie z niego RAZ. (Będzie z niego STO RAZY więcej, nic się nie bójta!)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

16 komentarzy:

  1. Ogólnie słaby text, choć wymowa jak najbardziej pozytywna.
    Przydałby ci się ktoś z pałą, kto by za toba stał i cię w pisaniu dyscyplinował.
    Może RAZ?

    OdpowiedzUsuń
  2. @ nicpoń

    A mnie się akurat ten kawałek bardzo podoba. ;-)

    Do czego niby Ziemkiewicz miałby mi się przydać? Ani go cenię, ani lubię, ani uważam ze specjalnie mądrego. Do dyscyplinowania wolałbym kogoś miększego, okrąglejszego... (Sam wiesz - jak boska Athena z Paryża.)

    A przy okazji - na czym twoim zdaniem polega siła lub słabość tekstów, skoro, jak piszesz, wymowa pozytywna? Może się czegoś nauczę.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. "kiedyśmy się z moją byłą dowiedzieli, że można "zgwałcić własną żonę", tośmy się oba kulali ze śmiechu naprawdę długo. Rozumiem - technicznie można, ale żeby tym się PAŃSTWO miało interesować? Nie zaś tylko sama żona i ew. teściowa? Paranoja!"

    A to żony są wyjęte spod ochrony prawnej? Że spytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ olga

    Nie znam się na prawie i, szczerze mówiąc, bardzo mało mnie ono interesuje. Nie rozumiem też dlaczego akurat do mnie takie pytanie. Mówiłem że są wyjęte spod "ochrony prawnej" (cokolwiek by to nie oznaczało)? Mówiłem że nie są? Nie wypowiadałem się chyba na ten temat.

    Jeśli chodzi o "gwałcenie żon" (pęknę ze śmiechu, nadal to jest wściekle zabawne), to nie chodzi o to, iż ktoś stając się żoną przestaje "cieszyć się" (?) tą samą "opieką prawną" (?) co wdowa, panna, czy powiedzmy wuj ministra Ćwiąkalskiego, tylko o to, że wiążąc się pewnym kontraktem (a z punktu widzenia świeckiego państwa to jest właśnie kontrakt) na m.in. świadczenie usług seksualnych, te sprawy zostają (a przynajmniej w przyzwoitym państwie powinny) automatycznie wyłączone spod "prawnej opieki" tegoż państwa.

    Między małżonkami w ogóle zachodzi masa rzeczy, do których państwu nielzia się mieszać, których nie rozumie, a jeśli, to tym gorzej o nim świadczy. Fakt, że kopnięte lewactwo nawet wychowanie dzieci lepiej pojmuje od wszystkich innych, i pragnie je uregulować przepisami, tyle że jakoś nie ma nigdy chętnych do ponoszenia odpowiedzialności za skutki takich genialnych pomysłów w postaci huligaństwa, analfabetyzmu, narkomanii, chorób psychicznych...

    No bo w końcu Michniki tego świata, a i Pani zapewne, skoro tak Ją ta sprawa poruszyła, oglądają świat zza firanek, a przez postępowo wychowaną młodzież kopani są biedni (nieubeccy) emeryci. I mordowani zwykli księża, nie gazowniczy biskupi.

    Wyjaśniłem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Tygrysie,
    juz ci mowie, do czego taki Ziemek by ci sie przydał. Otóz do tego, bys pisał bardziej przejrzyście. Masz bowiem taka manierę, że sprawy ładne i mocne tak zakałapuckasz dygresjami, wtrętami etc. że tracą wiele ze swojej siły.
    A dobry text to text prosty jak siekiera rąbał. Taki, który wskakuje dobrze w ucho i który daje sie później czytelnikowi przekuc na "jego własne frazy" w zwykłych rozmowach ze znajomymi.
    Do tego właśnie dyscyplinujący Ziemek bylby jak najbardziej przydatny.
    No i o samym Ziemku na koniec. Ja go akurat lubie.
    Porzadny gośc. Powaznie. Z osobistego kontaktu ci to mowie.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ nicpoń

    No to lubisz. Czy to oznacza, że i ja muszę? Ja nie lubię. Dla mnie to dość typowy ślizgacz, który wie, że warto by było produkować dla tej mniej lewicowej niszy (zakładając, że leberalizm jest "mniej lewicowy"), ale zbyt dobrze wie, gdzie chleb posmarowany. Więc lawiruje.

    Śmieszne by było gdyby pisarz bronił swojego pisarstwa. Ale chyba kręcisz się na jakimś etapie, że wagony muszą wyglądać jak dyliżanse. Ja absolutnie nie mam zamiaru naśladować Zemkiewicza. Po kiego chuja? Że spytam.

    Dla 20 w porywach ludzi mam udawać "poważnego publicystę"? Ależ ja po prostu wylewam sobie żółć. A że jestem genialny, więc to ma pewną wartość. Dla wąskiej elity. A jak nie, to dla mnie niewielki problem. Naprawdę, pewnie nie wierzysz, ale ja z kolei nie wierzę w jakiś obiektywny sens pisania i wpływ tego na real.

    Jeśli pięciu ludzi zareaguje akurat na to co ja robię, to będzie to o wiele cenniejsze, niż gdyby 500 codziennie kiwało głowami "ach, jakżesz on pięknie pisze, ach, jakżesz on mądrze mówi". A po kiego mi to chuja?

    W dodatku jest zabawnie, bo chwalą mnie za teksty, w których dostrzegam b. wyraźne braki, a krytykowane są często takie, które mi się wyjąktowo ładnie udały. Jak ten właśnie. TO MIAŁO BYĆ DOKŁADNIE TO CO WYSZŁO! Zrozum łaskawie!

    Nie musi ci się to podobać, nie musi ci się w ogóle podobać to co piszę... Dla mnie to nie problem, nie obrażę się, a jeśli uważasz że miewiam rację, to dla mnie czysty orgazm. Forma ci nie odpowiada? De gustibus. Pasuje ci Ziemkiewicz? No i fajnie. Ja tam doceniam profesjonalizm, ale stanowczo wolę genialnego dyletanta, niż zawodowca wiedzącego co i jak, a gdzie chleb posmarowany przede wszystkim.

    Ziemkiewicz pracuje pewnie ponad 8 h dziennie, Jarecki, jak sam mówi, tworzy tekst 3 h. Ja piszę to niewiele dłużej, niż potrzeba by to wklepać, a potem faktycznie jeszcze po publikcacji nanoszę poprawki i poprawiam ortografię. Czyli może drugie tyle, ale luźno.

    Jak z tego ma wyjść tekst w stylu i na poziomie (zakładając że Ziemkiewicz to aż taki poziom) Zemkiwicza? Że spytam. A Jareckim nie będę, bo ani to pisanie dla mnie specjalnie ważne, ani tak mnie podnieca literatura, ani jakiś jestem pisarz. I w ogóle mnie to nie martwi.

    Jeśli piszę w miarę dennie - nie ma problemu. Mam nadzieję, że się nie AŻ kompromituję. I to się liczy.

    To jest EKSPRESJA przede wszystkim bracie! Plus pewne poszerzanie sfery wolności od politycznej poprwaności, plus pewne sugerowanie paru ludziom, gdzie istnieją prawdy lepsze od tych, które przyzywczailiśmy się na codzień łykać.

    To nie jest imitacja publicystyki z gazet - Ziemkiewicza czy innego Majcherka - to jest nowoczesna wersja czegoś, co się ponoć nazywa "gawęda szlachecka".

    Chętnie posłucham co masz do powiedzenia na ten tamat, w końcu to dla mnie spory komplement, że ktoś zadaje sobie trud... Ale uwierz - po mnie takie krytyczne uwagi to jak woda po kaczce. Ja po prostu się w tej piaskownicy nie bawię. Całkiem po prostu lekceważę rolę mediów, a w media prawicowe po prostu nie wierzę. Media z definicji są lewizną. Albo prawie. (Bez S. tego i tak nie rozbieriosz.)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale te paleokonie są perwersyjne, najpierw czternastolatki nago a potem taki mówi że to nie sprawa państwa jak go żona zgwałci kijem od miotły :D

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Anonimowy

    Co się komu kojarzy. I to dość maniacko, skoro ja pisałem o gwałceniu żony i nigdzie nie wspominałem o kiju od szczotki. Prawda? (Czy nie nauczyli porządnie czytać na WUML'u?)

    Czternastolatki nago, jeśli u mnie kiedykolwiek były, i nie tylko jako rozbawiona konstatacja, że tego u mnie szukają, to na pewno nie była to żadna reklama. Nie kręcą mnie czternastolatki, po prostu. Można to zrozumieć? Nie jestem Cohn-Benditem.

    Pozostaję

    OdpowiedzUsuń
  9. Tygrysie,

    "No to lubisz. Czy to oznacza, że i ja muszę? Ja nie lubię. Dla mnie to dość typowy ślizgacz, który wie, że warto by było produkować dla tej mniej lewicowej niszy (zakładając, że leberalizm jest "mniej lewicowy"), ale zbyt dobrze wie, gdzie chleb posmarowany. Więc lawiruje."

    Moim zdaniem jesteś w błedzie. Facet jest OK i mówię ci to po kilkukrotnym upiciu się i upaleniu ziołem z gościem. Nie jest to giętki chujek. To pewne. To, ze wybrał sobie fach parszywy, który do utrzymania sie na powierzchni wymaga nie walenia na odlew to inna sprawa. Ale "nasz ci on" i szkoda tworzyć sztuczne podziały zwłaszcza w sytuacji, w której każdy jako taki prawak jest na wagę złota.

    "Śmieszne by było gdyby pisarz bronił swojego pisarstwa. Ale chyba kręcisz się na jakimś etapie, że wagony muszą wyglądać jak dyliżanse. Ja absolutnie nie mam zamiaru naśladować Zemkiewicza. Po kiego chuja? Że spytam."

    Ja nie namawiam cię do naśladowania kogokolwiek, bo tak się składa, że ja twoje pisanie lubię. Ja ci wskazuję na fakt, że gdyby ci za plecami siedział jakiś dobry rzemiecha od pióra, to by ci te twoje zdania oskrobał z kantów tak, żeby nie zgrzytały w mózgu i poprzez wielokrotne wewnętrzne zapętlenie nie były nieprzejrzyste. Wtedy twoje uderzenia byłyby precyzyjniejsze, o szerszym zasięgu i przez to boleśniejsze. Czasami bowiem wystarczyłoby coś, co napisałeś w jednym zdaniu (wielokrtotnie zamotanym) napisac w dwóch zdaniach o prostszej konstrukcji. I wtedy radość.

    "Dla 20 w porywach ludzi mam udawać "poważnego publicystę"? Ależ ja po prostu wylewam sobie żółć. A że jestem genialny, więc to ma pewną wartość. Dla wąskiej elity. A jak nie, to dla mnie niewielki problem. Naprawdę, pewnie nie wierzysz, ale ja z kolei nie wierzę w jakiś obiektywny sens pisania i wpływ tego na real."

    Nie chodzi o ugrzecznianie i udawanie. Chodzi o komunikację z czytelnikiem. Być może tych cazytelników byłoby więcej, gdyby komunikat szedł czytelniejszy?
    No i nie niedoceniaj wagi pisania- patrz na Michnika i ferajnę co oni piórami zwojowali. Jaki wpływ na lemingi.

    "Jeśli pięciu ludzi zareaguje akurat na to co ja robię, to będzie to o wiele cenniejsze, niż gdyby 500 codziennie kiwało głowami "ach, jakżesz on pięknie pisze, ach, jakżesz on mądrze mówi". A po kiego mi to chuja?"

    Mieso armatnie na złe czasy przyda się zawsze.

    "W dodatku jest zabawnie, bo chwalą mnie za teksty, w których dostrzegam b. wyraźne braki, a krytykowane są często takie, które mi się wyjąktowo ładnie udały. Jak ten właśnie. TO MIAŁO BYĆ DOKŁADNIE TO CO WYSZŁO! Zrozum łaskawie!"

    Ależ rozumiem. Tyle, że mi nie o merytoryczną strone idzie a o formę. I ta jest słaba.

    "Nie musi ci się to podobać, nie musi ci się w ogóle podobać to co piszę... Dla mnie to nie problem, nie obrażę się, a jeśli uważasz że miewiam rację, to dla mnie czysty orgazm. Forma ci nie odpowiada? De gustibus. Pasuje ci Ziemkiewicz? No i fajnie. Ja tam doceniam profesjonalizm, ale stanowczo wolę genialnego dyletanta, niż zawodowca wiedzącego co i jak, a gdzie chleb posmarowany przede wszystkim."

    He he he he, no i popatrz jak ty od razu kombinujesz. Tak, jakbyś nie chciał nawet spróbować zrozumiec co ja do ciebie piszę.

    Tego ja własnie nie rozumiem. Ja pisze text on line- czyli w czasie rzeczywistym. I nie robie poprawek. Po co?
    Ale chciałbym mieć takiego rzemiechę murzyna, który by mi później, po napisdaniu, wszystkie te hafty usuwał z textów i jakoś to ładnie oskrobał z brudów.

    "Jak z tego ma wyjść tekst w stylu i na poziomie (zakładając że Ziemkiewicz to aż taki poziom) Zemkiwicza? Że spytam. A Jareckim nie będę, bo ani to pisanie dla mnie specjalnie ważne, ani tak mnie podnieca literatura, ani jakiś jestem pisarz. I w ogóle mnie to nie martwi."

    I chwatit`. A boczyć się na Ziemka nie masz o co, bo od strony formy dobry jest bez dwóch zdań. I warto sobie na gościu trochę podszlifowac to i owo. Bo niby czemu nie.

    "Jeśli piszę w miarę dennie - nie ma problemu. Mam nadzieję, że się nie AŻ kompromituję. I to się liczy."

    He he, ale ty jesteś czuły na swoim punkcie. OK. Nie chodzi o to, że dennie. Wiesz doskonale o co mi biega.

    "To jest EKSPRESJA przede wszystkim bracie! Plus pewne poszerzanie sfery wolności od politycznej poprwaności, plus pewne sugerowanie paru ludziom, gdzie istnieją prawdy lepsze od tych, które przyzywczailiśmy się na codzień łykać."

    Zgadza się, ale chyba przyznasz, że expresja bez formy to prosta droga do krzyża wetkniętego w psią kupę i opatrzenie tego czegoś mianem instalacja.

    "To nie jest imitacja publicystyki z gazet - Ziemkiewicza czy innego Majcherka - to jest nowoczesna wersja czegoś, co się ponoć nazywa "gawęda szlachecka"."

    Jasne, co więc stoi na przeszkodzie, by robic to dobrze?

    "Chętnie posłucham co masz do powiedzenia na ten tamat, w końcu to dla mnie spory komplement, że ktoś zadaje sobie trud... Ale uwierz - po mnie takie krytyczne uwagi to jak woda po kaczce. Ja po prostu się w tej piaskownicy nie bawię. Całkiem po prostu lekceważę rolę mediów, a w media prawicowe po prostu nie wierzę. Media z definicji są lewizną. Albo prawie. (Bez S. tego i tak nie rozbieriosz.)"

    He he he.
    OK

    P.S. jeszcze te dudy nie przyszły. Szlag a jestemnapalony fest.

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Nicpoń

    Przeceniasz tę globalizację, jeszcze przyjść nie mogły. Tym bardziej ża odkrył łysinę na koncie i jeszcze nie zamówił. Nie chcieli mi ranić serca. (Jednak chyba chcę to, wiesz co.)

    Co do mojego pisania, to żeby zakończyć - chyba żebyś chciał to ciągnąć, proszę bardzo, dla mnie to w końcu pochlebne... Mam pisać to samo, ale dobrze, tak? No to wyobraź sobie, że b. możliwe że ja dobrze bym po prostu nie potrafił, bo umiem akurat tak. W dodatku nie wiem, czy "dobrze" to ja bym w ogóle chciał. Może jakby mi sporo płacili, ale i to nie jest pewne, bo ja za forsę b. nie lubię robić czegokolwiek. Od razu mi ochota przechodzi. Więc po prostu to musi być tak i tyle.

    Skoro zaś ty jesteś taki gieroj, a szczególnie w realu, to zamiast robić ze mnie pisarza czy innego leberalnego ślizgacza (ale za to jakiego profesjonalistę, łoł!) zakręć się raczej koło logistyki, z naciskiem na transport. No bo wiesz jak się skończy. Sezon jest i w ogóle. A czau mało. Chyba że nie chcesz, to sobie pal trawkę z Ziemkiewiczem. I ucałuj go ode mnie.

    A co do tych krytyk, to może nie uwierzysz, ale doceniam. Spływa to po mnie jak woda po gęsi, ale miło, że ktoś ma jakieś zdanie i sobie tym zaprząta łepetynkę.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Tygrysie,

    przesyłka- cholerka, może i faktycznie przeceniam. Ale przy płatności z karty powinien miec kase na koncie po paru minutach, nie?
    Mam nadzieję, że to dotrze jak najprędzej. Daj Boże przed weekendem.
    Byłoby fajnie.

    Pisanie- e tam nie potrafisz. Otóż potrafisz jak najbardziej. I tego mi trochę szkoda, ze ci się nie chce. No ale cóz, bywa i tak.

    Transport. Kurcze, nie wiem, czy Lach się pojawia na saloniku. Dałem mu cynka, odezwałem się na gg i nie mam innych namiarów na niego. Nie wiem jak się skontaktować. Lukaj za jakimś pociagiem do Wro- ktoś cię odbierze z dworca, najpewniej Rybitzky.

    OdpowiedzUsuń
  12. @ nicpoń

    Żeby Zemce przesadnie nie odbierać chleba, zostawiłem ci info na tema... sam wiesz... wiesz gdzie.

    Ale pospiesz się, bo czasu nie aż tak wiele.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytam tę gadułę i pragnę sprostować jedno przekłamanie. Jarecki pisze z ręki i gdyby pisał tekst 3 godziny bez wątpienia pokazywał by teksty baaaaardzo długie.
    Trzy godziny w necie, czyli komentarze, czytanie różnych tekstów itp plus ew. tekst.
    Co wy tu za konspiracje odwalacie w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Jacek Jarecki

    Sorry! Ostatnio zbyt skwapliwie ludziom wmawiam różne rzeczy na podstawie ich własnych słów - jednemu że jest Żydem, drugiemu że pisze 3 h. To by faktycznie było sporo i niewiele by czasu autorowi zostało na inne sprawy.

    Tylko skąd ja mogę sierota wiedzieć ile się pisze tekścik co ma ręce i nogi?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. No cóż, toleruję pana poglądy, tak samo jak toleruję ludzi dyskryminujących osoby ze wsi. Są bo są, jest ich coraz mniej, bo i przepaść pomiędzy wsią, a miastem coraz mniejsza, więc nie ma co się użerać. Być może zabrzmię bezczelnie, ale dla mnie jest pan ze swoimi poglądami reliktem przeszłości, który zanika i trzyma się coraz mniej dzielnie. A ja mam szesnaście lat i do mnie i mnie podobnych należy ten świat. I dzięki bogu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Ewelina

    To się Pani ino wydaje, że do takich jak Pani będzie należał ten świat. Świat ten jest z każdym dniem marniejszy, ale do was, kochane lemingi, i tak nigdy należał nie będzie. Będziecie tyrać, mróweczki słodkie, a paru cwanych macherów będzie was strzyc i robić z wami co tylko zechcą. Owieczki wy moje maszerujące do rzeźni.

    Bezczelna Pani nie jest, to nie takie miejsce, żeby nie można było powiedzieć swojego zdania, w dodatku bez bluzgów. Doceniam też Pani odwiedziny. I to mimo braku obnoszenia się z tolerancją. (Tak nawiasem mówiąc, ludzi ze wsi cenię o wiele wyżej, niż Pani braci-lemingów "młodych, wykształconych z wielkich miast".)

    Ma Pani dopiero 16 latek, może jeszcze się Pani nieco w główce przejaśni, nie wypada takiego młodego i sympatycznego stworzenia z góry przekreślać. Ja też miałem 16 lat i zbyt mądry nie byłem, choć fakt, że ani lewakiem, ani feministką nie byłem.

    "Bóg" też nie pisałem nigdy z małej litery - jeśli na takiego boga pomoc liczycie w tym opanowywaniu świata, to miłego opanowywania życzę! ;-)

    Pozdrawiam i proszę o więcej

    OdpowiedzUsuń