niedziela, października 25, 2009

Rynek w Brzuchu Lewiatana, czyli Krótka Historia Religijna Zachodu (część 1)

Wedle powszechnie przyjętego dzisiaj poglądu, ludzkość najpierw jest zbyt głupia na porządną religię i wierzy w różne zabobony, potem tworzy sobie religię jak się patrzy, a na końcu z wszelkiej religii wyrasta i zaczyna się kierować rozsądkiem oraz nauką. Pogląd ten, jak wszystkie chyba tego typu poglądy stanowiące dziś komplet aksjomatów na wyposażeniu ortodoksyjnego inteligenta, pochodzi z Oświecenia.

Voltaire wyraził to wprost i bez ogródek, a po nim, mniej lub bardziej ozdobnie, mniej lub bardziej okrężnie, czasem z jakimiś drobnymi zmianami czy ulepszeniami, pokolenie za pokoleniem jego duchowych potomków. Dodatki mogą być takie, że np. religia wzięła się wedle niektórych mędrców z tego, że chytrzy kapłani mamili głupi lud wydając powiedzmy przerażające odgłosy za pomocą specjalnej aparatury, albo konstruując prymitywną wersję turbiny parowej. Czemu kapłani lud mamili? Tutaj odziedziczona po Oświeceniu odpowiedź jest dziecinnie prosta - oczywiście, że dla lubego grosza! W końcu "jeśli nie wiadomo o co chodzi..."

Kto mnie zna, wie, że walkę z tym bezkrytycznym przyjmowaniem oświeceniowych aksjomatów uważam za swe naczelne intelektualne zadanie. Fakt, że najlepszą odtrutkę i najlepszą alternatywę znalazłem w filozofii Oswalda Spenglera, jednak uważanie mnie za jakiegoś jego propagatora i nic więcej, uznaję za bardzo niesprawiedliwe i po prostu nieprawdziwe. Tu nie chodzi akurat o Spenglera - tu chodzi o to, że od trzystu lat żywimy się rozkładającym się trupem Oświecenia i niemal niczym więcej.

Nie mówię tu o radarach, tyrystorach i komputerach, tylko o naszej wiedzy o nas samych, o historii, polityce, ludzkiej naturze, religii... Zamiast ewentualnego krótkiego okresu "wyzwolenia" ze starych dogmatów i nieoptymalnych ujęć, które zapewne tak czy tak musiało nastąpić, mamy coraz bardziej jałową i coraz mniej zważającą na rzeczywistość intelektualną strawę...

Poza którą nie wolno już nawet wyjść - a w każdym razie nie wtedy, kiedy może to dotrzeć do ludu... Mamy coraz więcej i coraz ostrzejsze tabu... I mamy myślenie schematami, które coraz bardziej przypominają późnego Ptolemeusza i wymagają coraz to nowych uzupełnień...

Coraz to nowych epicykli, które trzeba - dla zachowania względnej integralności modelu, lub po prostu takiego złudzenia - chytrze umieszczać w już istniejących epicyklach... I tak to się odbywa w coraz większym tempie, a z oświeceniowego wyśmiewania się z religii, mamy dzisiaj Świecką Świeckość Jacka Kuronia i Świętą Świeckość Unii Europejskiej... Dekretowane ex cathedra i już wsparte groźbą oficjalnej i całkiem realnie bolesnej dla grzesznika ekskomuniki, wkrótce zaś... Może być jeszcze gorzej!

No, tośmy we wzniosłe tony uderzyli - jak to wypada czynić na prawicowych blogach w tych czasach powszechnego skurwienia... I tu naprawdę gorąco przepraszam wszystkie panie prostytutki - bez urazy, po prostu tak się mówi! Mógłbym rzec "skundlenia", ale wtedy musiałbym przepraszać nierasowe psy, a to mogłoby być jeszcze trudniejsze. Powszechnego zatem skurwienia i upadku. Kassandrą też żeśmy pojechali, ten punkt mamy zatem z głowy.

Jak ja, spyta ktoś (i spyta słusznie!) widzę kwestię religii? Czym w ogóle jest moim zdaniem religia? No to odpowiem czym religia z całą pewnością moim zdaniem NIE jest. Otóż nie jest jakąś niedoważoną nauką - tworem i strawą mitycznej niedojrzałej ludzkości. Żeby to wyjaśnić, powiem czym (moim zdaniem, jak zwykle) jest, a czym nie jest, nauka.

Otóż nauka to zbiór użytecznych hipotez. Tylko tyle i aż tyle! A w ogóle to należałoby tu wtrącić, że w żadną "ludzkość" przeżywającą swoje religijne ewolucje nie wierzę - bo moim zdaniem ewentualne religijne ewolucje przeżywać mogą co najwyżej poszczególne ludy, a najprawdopodobniej poszczególne cywilizacje (używając utartej terminologii), spenglerycznie zaś rzeczy nazywając Kultury i Cywilizacje (tutaj z dużej, bo to specjalistyczne terminy).

Z czego wynika niemało ciekawych rzeczy, jak na przykład ta, że w tym samym momencie historii różne ludy mogą przeżywać różne fazy swego religijnego rozwoju. (Jeśli oczywiście uda nam się ustalić, że coś takiego jak "religijny rozwój" w ogóle istnieje.)

To samo zresztą, jako spenglerysta, sądzę o nauce, nie mówiąc już o filozofii, matematyce czy sztuce - one także należą do konkretnej K/C (Kultura/Cywilizacja). Jeśli obecnie mamy na całym świecie jedną naukę, to dlatego, że na tym świecie istnieje w tej chwili jedna jedyna Cywilizacja - nasza - a pozostałe ludy, będące albo barbarzyńcami (bez obrazy!) sprzed jakiejkolwiek własnej K/C, albo też Fellahami (piszę to z dużej, bo to też termin ścisły i pochodzący od Spenglera, podczas gdy np. barbarzyńcy są raczej moi właśni, bo przecież nie od Toynbee'go, którego nie cenię za grosz). Fellahy to ludzkie resztki po dawnych wielkich K/C.

Obie te grupy - skoro już uświadamiamy Szan. Publiczność na temat spengleryzmu - żyją w pewnej formie Pseudomorfozy, czyli pod sporym wpływem naszej K/C, która, pomijając wszelkie tego ew. zalety, tłumi także i wypacza ich własne duchowe życie i rozwój. Co zresztą widać chyba wszędzie gołym okiem, a jeśli spytać jakiegoś Araba czy Eskimosa, to... Lepiej nie ryzykować!

Wracając do definicji nauki, mojej własnej zresztą i dość ad hoc, ale stoję przy niej murem, bo w zasadniczych sprawach jest niezatapialna (w dobrym sensie, nie w popperowskim!), to, jako zbiór użytecznych hipotez i nic więcej, NIE jest to zbiór PRAWD. Ex definitione! (Jeśli oczywiście odróżniamy prawdy od hipotez, ale to chyba sprawa oczywista.)

Cóż to są jednak te "prawdy"? Prawdy, całkiem inaczej niż hipotezy, albo fakty... Tutaj niektórzy od razu przywołają Hegla, który to miał nieszczęście podpaść wielu, wygłaszając słynne zdanie, że "tym gorzej dla faktów". Nie jestem heglistą, Hegla nie bronię, ale gość miał w tym chyba jednak znacznie więcej racji, niż mu różni wielbiciele płytkich mędrków w rodzaju Locke'a, Actona czy Misesa raczą przyznać... Prawda to jest takie coś, w co wierzymy nie potrzebując dowodów, a co ma dla nas naprawdę wielkie znaczenie - prawda to coś, co nam wyjaśnia sens naszego życia, sens świata, sens śmierci...

Powie ktoś, i niejeden, że co za bzdura, bo tylko ludzie dotknięci niedorozwojem, mohery i katolicy, takiego czegoś w ogóle potrzebują, a ludzie światli i nowocześni żyją sobie bez tego szczęśliwi... Z czym się nie zgodzę. Wspomniałem już tutaj wcześniej Świecką Świętość, która jakimś dziwnym trafem trafiła jednak do hiper-racjonalnego i absolutnie antyreligijnego, jak by wielu jego wyznawców (!) chciało wierzyć., światopoglądu lewicowo-liberalnych, nasiąkniętych oświeceniową myślą i obsesją postępu ludzkości, elit.

Innych zaś przykładów tego typu religijności jest cała masa i to właśnie tam, gdzie nie spodziewalibyście się ich znaleźć. Musimy sobie tylko ustalić co to jest ta religia, co to jest ta religijność... Wtedy, Deo volente, postaram się wykazać, że...

(Ale o tym już następnym razem.)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

5 komentarzy:

  1. No Triariusie, wreszcie wziąłeś się za pisanie! Byle nowy cykl nie skończył jak poprzednie. :-)

    Ostatnio właśnie się założyłem z kumplem o flaszeczkę, że nie ma czegoś takiego jak powszechna, uniwersalnie prawdziwa matematyka, bo każda kultura ma swoja własną (tzn. miała). Ma przeczytać Spenglera i się do tego odnieść. Ale myślę, że wódeczkę już mam.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Kuman

    Nicek widząc Twego komęta aż się żachnął, że "co on bredzi?"

    Ale oczywiście to Ty masz rację. "Uniwersalna matematyka" jest matematyką naszej K/C. Zapożyczenia oczywiście, jak niemal zawsze, istnieją, są nawet dość istotne, jednak absolutnie nie przesądzają o charakterze całego przedsięwzięcia.

    Co do odcinków, to napisałem już drugiego. Są zresztą także na szalomie (cholerny Jarecki mnie zgwałcił), ale pies z kulawą nogą nie komętuje, choć nawet w końcu na SG trafiłem (nisko).

    Spengler to... sam wiesz. Ale i Ardreya, do kurwy nędzy, trza czytać!

    Za dwa lata może być nie do przepchnięcia przez cło! Jak i Spengler zresztą, ale na razie jest w sieci. No, może nie za dwa, ale bez żartów. Ardrey to całkiem podstawowa sprawa!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. alez oczywiście, że Kuman bredzi.
    O ile dobrze się rozumiemy.
    Tzn. grecka geometria nie byla w stanie opisać pewnych zjawisk i byla przez to niekompletna. Nawet w obrębie tamtej kultury. Stąd dziwne kombinacje ówczesne.
    Nasza, dzięki absorpcji jest juz uniwersalniejsza. Następna będzie uniwersalna jeszcze bardziej, tzn. będzie opisywac zjawiska dokładniej, precyzyjniej itd.
    W tym sensie w matematyce jest realnie widoczny progres, postep i ewolucja.
    No ale to jest matematyka jednak i tak byc musi zwyczajnie.
    Co nie przeszkadza nadal byc matematyce, w obrębie konkretnej cywilizacji wyrazicielką jej ducha, czy Ducha, jak kto woli.

    OdpowiedzUsuń
  4. @ triarius

    To, że mało kto to komentuje w pewnym sensie dobrze o tym świadczy. Zresztą po co Ci komentarze "pryszczatych"?
    Ja z kolei ostatnio nie mam ochoty pchać się między tą bieżączkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Kuman

    Na szalomie jednak paru świrów już się ujawniło i zaszalało: narodowy socjalizm, fanatyzm (że niby ja, nie on), i takie tam... I o to chodzi!

    Ujawniło się też paru sensownych ludzi. Cholera, będę musiał jednak się wysilić i napisać jeszcze parę części, żeby było jakieś mięso.

    Życie jest okrutne!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń