piątek, października 22, 2010

"Przerażający Rysio" i inne pouczające opowiastki (odcinek 3)

I ludzienie, przodkowie nasi, jakby nie było, tak sobie to zbieractwo uprawiali przez ponad dwa miliony lat. Co najmniej tyle, a raczej o wiele dłużej, skoro nasz najbliższy krewniak - słodki i wegeteriański rzekomo szympans - robi dokładnie to samo. Szympanse bardzo lubią mięso i bardzo lubią polować. Na przykład na młode małpki innych gatunków. I na przykład mięso jest jedyną strawą, którą się szympanse dzielą - czyniąc ze swej konsumpcji rodzaj bankietu.

Jednak kiedy przejdziemy do drugiego członu "zbieractwa-łowiectwa", sprawy stają się jeszcze ciekawsze. W końcu nie takim sposobem, jako się rzekło, wygubili nasi przodkowie mamuty, amerykańskie konie i inne spore bydlątka. W dodatku w zlodowaciałej tundrze, czy po prostu na lodzie i morzu, żadnych jagódek do zbierania nie ma. Korzonków też nie. Ludzie jednak świetnie sobie tam radzili. Nie, żeby ich było bardzo dużo, zaludnienie oczywiście, w porównaniu z dzisiejszym, było niewielkie, ale za to źwierząt było sporo. (W niektórych przypadkach do czasu.)

Tutaj co najmniej dwa miliony lat tego "zbieractwa-łowiectwa", a z drugiej strony warto pamiętać, że łuk - czyli subtelne narzędzie pozwalające pojedynczemu człowiekowi upolować zwierzę na odległość (bez przesady jednak z tą odległością, prymitywne łuki to nie jest broń przesadnie długodystansowa i nie tak się jej używa!) ma jakieś 40 tysięcy lat... Zaś nasza przeogromna i niewiarygodnie rozwinięta kora mózgowa (powstała w wyniku jakiejś mutacji, być może wywołanej zmianą promieniowania po uderzeniu w ziemię sporego ciała niebieskiego) niewiele więcej.

Przedtem faktycznie nasze mózgi były większe od mózgów naszych krewniaków - bo i byliśmy bardziej aktywni, prowadziliśmy o wiele bardziej urozmaicone, niebezpieczne i wymagające kombinowania życie - ale nie było to nic, o czym by koniecznie trzeba zaraz pisać do domu z kolonii. Tak więc należy przyjąć, że człowiek był zasadniczo sobą JUŻ ZANIM posiadł tę przeogromną korę i związane z nią cechy (inteligencję, ale też dziwną zdolność samooszukiwania się, unikalną w świecie źwierząt).

Mógłbym jeszcze o tym sporo, ale wolałbym skondensować tę popularnonaukową część mego wywodu, bo obawiam się, że nigdy nie dojdę do tego, co przede wszystkim chciałbym powiedzieć. Są to zaś rzeczy własne, oryginalne i, mam nadzieję, dość ciekawe, a nawet poniekąd aktualne. Znam jednak życie na tyle, że wcale nie jestem pewien, że dociągnę...

W każdym razie tutaj Robert Ardrey, którego należy czytać! I nie gadać mi, że to przestarzałe (bo ma 40 lat), że nowe odkrycia zweryfikowały... To bzdura! Ardrey, pisząc swoje cztery wielkie i ważne książki, kontaktował się z uczonymi, którymi dzisiejsze Dawkinsy nie są warte butów czyścić. Jego książki to naukowo-filozoficzne eseje, zgoda, ale też na ich podstawie człek zaczyna pojmować historię, politykę, wojnę, oraz to, co się wokół niego dzieje. (Także platformiano-esbeckich morderców i kolejne rodzime targowice z ich podłą "narracją", jak i ich, niestety, niekłamane i niezmienne sukcesy.)

Ardrey napisał eseje, nie "prace naukowe", jednak Ardrey, w odróżnieniu od dzisiejszej nauki, był uczciwy i naprawdę poszukiwał prawdy. O dzisiejszej nauce nie da się już tego powiedzieć - to, co mówi się laikom, zostaje starannie wybrane i przyrządzone, a sam dobór tematów, sama hierarchia naukowego środowiska, samo kierowanie zasobami... Wszystko to jest teraz takie, że podniecanie się Nauką staje się z każdym dniem naiwniejsze i bardziej śmieszne.

"Uczeni" bez przerwy robią dziś za autorytety w dziedzinach, gdzie nie mają żadnej realnej intelektualnej przewagi nad laikiem (o ile oczywiście ten nie został przedtem totalnie okłamany, ogłupiony i zindoktrynowany),  i wypowiadają się na przykład o istnieniu lub nieistnieniu Boga, jakby to cokolwiek miało wspólnego z nauką - z tą w każdym razie, którą od pół tysiąca lat na zachodzie się uprawia, i która doprowadziła do tego, że klepiemy sobie w internecie, wysyłając od niechcenia różne rzeczy na Marsa.

Kiedy akurat wszystkie jej sukcesy, tej nauki znaczy, i cała jej istota, polega właśnie na tym, że odrzuciła ona metafizyczne pretensje - W TYM PRETENSJĘ DO "POZNANIA PRAWDY"! - i skoncentrowała się na tworzeniu i weryfikowaniu UŻYTECZNYCH HIPOTEZ. Bóg, jego istnienie, czy nie istnienie, nijak się w tym nie mieści i Dawkinsy wypowiadające się na ten temat są dokładnie takimi autorytetetami, jak mój sąsiad, nawet niekoniecznie ten inteligentny.

Ja całkiem nie o tym mam zamiar opowiadać, ale tuszę i mam niepłonną, że to, com tu napisał, nie będzie całkiem bez sensu i kompletnie nieużyteczne.

(A swoją drogą, jak byście mieli jakieś wątpliwości co do tej "myśliwskiej hipotezy" - że na przykład witamina C, albo coś - to dajcie se spokój, tam się wszystko zgadza! Po prostu nie mam czasu, ani specjalnie ochoty, streszczać tutaj Ardreya - trza se po prostu przeczytać. I - do jasnej i niespodziewanej! - wydać wreszcie go po polsku!)

A zatem ¡hasta la próxima! (oczywiście Deo volente) Czyli bardziej swojsko: c.d.n. (D.v.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

5 komentarzy:

  1. To i Ty, Tygrysie, powtarzasz te ekologistyczne brednie, że jakoby dzikus z kawałkiem kamienia był w stanie zrobić tego, co nie zrobili łowcy wyposażeni w broń palną?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Kirker

    Wróć do swoich leków - błagam!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Kirker

    Moja pierwsza odpowiedź była nieco lapidarna i zdawkowa, więc rozwinę. Może komuś się przyda.

    1. Z jakiej to broni palnej poluje się na źwierzęta, że spytam? Z działa szybkostrzelnego? Z czołgu? Z CKM'u choćby?

    Jeśli masz na myśli sztucer, to sorry, ale nie dostrzegam żadnej istotnej jego przewagi nad np. masowym zrzucaniem wędrujących sobie z pastwiska na pastwisko źwierząt w przepaść. Czego są pono niezliczone ślady.

    2. Kojarzysz, że kiedyś tych źwierząt było nieco więcej, niż dzisiaj, a do tego - ONE NIE BAŁY SIĘ LUDZI?!

    3. Ci ludzie byli w tym wyspecjalizowani, to było ich życie, ich ekonomia, ich sport i hobby. Naprawdę byli w tym nieźli.

    4. Ja się teraz zostałem za "ekologa"? I to, zgaduję, z tych lewackich - nie takiego jak św.p. wiki3, tak?

    Fajnie, w takim razie wytłumacz mi może, dlaczego Ardreya jakoś żadna lewizna nie raczy cytować, ani się na niego powoływać? Dlaczego prof. Bartyzel robi z niego ikonę prawicowej myśli (choć sam Ardrey pewnie by się temu nieco zdziwił, albo i obruszył)?

    Najzabawniejsze zaś w tym jest to, że dobrze pamiętam, jak Ty sam mi tego Bartyzela bohatera zbijałeś tu kiedyś Dawkinsem... Jeśli TEN to nie jest sama esencja lewizny, to już nie wiem, co nią może być!

    Naprawdę nie dostrzegam nic "ekologicznego" (w lewackim sensie) w poglądzie, że mamuty, czy amerykańskie konie, zostały wybite przez ludzi.

    Musiałbyś mi to jakoś przystępnie wytłumaczyć, bo - choć nie wątpię, że w "NCz!" teraz obowiązuje taka wersja (walka z teorią globalnego ocieplenia widać już nie wystarcza), ale ja "NCz!" już od dość dawna nie czytam.

    Poglądy Ardreya (i moje, toutes proportions gardées) LEWACKIE! Trzymajcie mnie, bo nie zdążę do kibla!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. Tygrysie,

    no właśnie, jak można wytępić mając dzidy i włócznie mamuty, olbrzymie leniwce, kilka gatunków wielbłądów, kilka gatunków koniowatych, kopytowce południowoamerykańskie (archaiczna grupa, która rozwijała się w Nowym Świecie w okresie jego izolacji w trzeciorzędzie), mastodonty, olbrzymie pancerniki, tygrysy szablastozębne?

    A do zwierząt? Zależy jakich, do drobnej zwierzyny strzelasz ze śrutu, ten też ma klasy wielkości. Do "grubego zwierza" z broni gwintowanej.

    A dlaczego to ekologizm? Bo to woda na młyn różnych lewicowych buców, którzy twierdzą, że człowiek jest zagrożeniem dla Matki Natury i że zawsze był, że liczebność należy ograniczać jak w Chinach itd. Nie widzisz tego, że idee też mają swoje konsekwencje?

    A jakie leki mam odstawiać. Ja się dobrze czuję...

    Ten argument z NCz! poniżej pasa. Chyba z rok nie kupowałem.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Kirker

    Gdzie poniżej pasa?! Ja sam tam nawet kiedyś publikował.

    To może być nadal całkiem ciekawe pisemko, tym bardziej, że ostatnio, z tego co wiem, ogłaszają tam swoje rewelacje takie i owakie służby. Jakieś walki pod dywanem, czy coś. Miałbym czas, pewnie sam bym czytał.

    Dla wyjaśnienia, to Ardrey akurat ostro zwalcza teorię, że klimat się ociepla z powodu działań człowieka. Jakbyś nie wiedział. Traktuje o tym spora część jego ostatniej książki "The Hunting Hypothesis". Gdzie także zawiadamia, że prędzej czy później będzie nowe zlodowacenie i całkiem możliwe, że całkiem wkrótce.

    Co zaś do źwierzątek... A tury, że spytam? A żubry (niemal do końca, choć nie całkiem)? A tarpany?

    Nie powiesz chyba, że w Ameryce klimat się na tyle zmienił, że konie nie mogły już wyżyć na prerii? ;-)

    Jeśli takie źwierzątka całkiem nie rozumiały ludzi i się ich nie bały, a ci ludzie mieli pasję ich zabijania, no to - daruj! - żadne tam śrutówki czy gwintowana broń nie mogły się równać z masowym spędzaniem źwierząt do przepaści, z masowym podcinaniem im ścięgien itd.

    O "NCz!" wspomniałem nie dlatego, żeby to było takie kompromitujące, czy żebym akurat Ciebie podejrzewał, że tym żyjesz, tylko że tam Korwin robi takie różne dziwne, a fanatyczne, kampanie. Sam wiesz.

    No i podejrzewam, iż oficjalna teza tej sekty (darujesz?) jest jakaś taka, że człek nie może przecież z natury być łowcą, czy wojownikiem, bo... No, dlaczego?

    No bo przecież musi być HANDLOWCEM, PRODUCENTEM, KONSUMENTEM i w ogóle UCIELEŚNIONYM WOLNYM RYNKIEM!

    Czyż nie? Sam powiedz?

    Co do Twojego zdrowa, cieszę się niepomiernie, że wszystko dobrze. Jednak strasznie się ostatnio stałeś zaciekły i jakby (daruj) fanatyczny. Zawsze byłeś chyba człowiek Prawd i b. skrajnych poglądów, ale ostatnio dostrzegam jakby jeszcze wyraźne zaostrzenie.

    Stąd moje obawy. Ale dobrze, że mnie uspokoiłeś.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń