piątek, lutego 25, 2011

"Lepiej na miazgę rozgnieść muchę, niż połaskotać nosorożca", mówi Pan Tygrys

W tytule mamy nowy bonmot by Triarius the Tiger. A także nasze tutaj motto. Alternatywny tytuł (który można sobie potraktować jako podtytuł), to: "Gibbon, Septimius Severus i Koneczny".

Zacząłem sobie, znowu, po chyba trzydziestu latach, czytać Gibbona. (Oczywiście w oryginale, bo jaki sens czytać gościa, uważanego przez wielu za największego prozaika w angielskim języku, w jakimś innym narzeczu? Wydanie wzgl. współczesne, jednotomowe, a więc wyraźnie skrócone, ale wydaje się, że te skróty nie powinny nam tu w naszych razgaworach specjalnie przeszkadzać. To nie to co z rodzimym wydaniem Spenglera!)

W sumie fajna lektura, ALE NIE DLA KAŻDEGO! Ten "jedyny tak dawny historyk, którego nadal z pożytkiem i przyjemnością czyta wykształcony laik", to coś, na co ja bym wymagał osobistej dyspensy od spowiednika, jeśli nie od razu od biskupa. Gdyby, oczywiście, mniejsze było od tego, które mamy obecnie, prawdopodobieństwo, że to TW i w ogóle obrzydliwe typy.

Trochę żartuję, bo chodzi mi nie o religijne zagrożenie, tylko o intelektualne. Mimo, że Gibbon oczywiście do przyjaciół chrześcijaństwa nie należy, raczej przeciwnie. (Swoją drogą, w facet młodości sam z siebie nawrócił się na katolicyzm, ale został z tego forsownie wyleczony przez ojca, m.in. wysłaniem na naukę do Genewy.)

Z tymi dyspensami chodzi mi o to, że tutaj mamy coś, co trudno jest dokładnie rozróżnić - bardziej retoryka to, czy też propaganda? Retoryka, bo widać tu na każdym kroku imitację Cycerona. Co faktycznie daje dość zgrabny styl, ale całkiem, moim skromnym, nie na miejscu w poważnej, jakby nie było, historii. A poza tym wyraźnie archaiczny. Propaganda, bo Gibbon, choć facet w sumie sensowny, jest nieodrodnym dzieckiem swojej epoki... Nie wie ktoś jakiej? No to powiem, że jego Magnum Opus zostało do końca wydane w Anglii, na rok przez zburzeniem Bastylii. Było to więc Oświecenie jak w pysk strzelił - z całym tzw. "dobrodziejstwem inwentarza".

Z tą propagandą u Gibbona jest jeszcze o wiele zabawniej, niż by to mogło wynikać z tego, com dotychczas rzekł, bowiem mamy tu propagandę PODWÓJNĄ: najpierw przecież cała ta praktycznie historia, wszystkie te źródła i ówczesne opinie, na których Gibbon opiera swą narrację - a które do dziś stanowią zasadniczą część tego, co o historii cesarskiego Rzymu (zakładając, że coś w ogóle), wie współczesny inteligent! - to przecież pisma mniej lub bardziej stoickie i reprezentujące ideologię ówczesnego rzymskiego senatu...

Na co z kolei, nakłada się oświeceniowa propaganda Gibbona. Całkiem wierzę, że on ją ludziom aplikował w całkowicie dobrej wierze i uczciwie, ale ani naukowe standardy nie były wtedy takie, jak potem, ani też, biedny Gibbon nie miał przecież szansy czytać Spenglera, Pana Tygrysa... Czy, od drugiej strony, (toutes proportions gardées and pardon my French) Michnika. Żeby to przeraziło i nauczyło rozumu.

Jest to, com powyżej rzekł, sprawą ogromnie, moim skromnym, ciekawą, ale na dziś przyszykowałem coś innego i dość specjalne danie. Otóż, zgodnie z tytułem, chciałem dać coś moim ulubieńcom... Jest ich sporo, różnych kategorii, fakt, ale w tej chwili zajmiemy się dopieszczaniem czcicieli Naszego Wielkiego Historiozofa Konecznego... Chyba Feliks mu było, tak?

Jego najlepszym, i autentycznie pankosmicznym, dowcipem są oczywiście "bizantyjskie Niemcy". (I nie ma to absoutnie nic z moją do Niemiec ew. sympatią, czy, o wiele bardziej namacalnym, jej absolutnym brakiem.) Jednak "łacińska Polska" to także całkiem niezły żart, a w dodatku z niego - w odróżnieniu od tamtego, totalnie abstrakcyjnego - coś podobno miałoby wynikać. Dla nas tutaj i tu. Polaków znaczy - jęczących pod jarzmem III RP i całego tego syfa, z sąsiadami na czele.

Gdyby ktoś nie wiedział, to Koneczny głosi, iż każda "cywilizacja" jest zdeterminowana przez swój "system prawny"... I to by w sumie było tyle, reszta to w sumie politura, fioritura, klej do wąchania i taniec z gwiazdami na lodzie.

No i my tutaj - Polacy znaczy - mamy "prawo rzymskie" po prostu w samym szpiku kości. Od zawsze. Nic to, że PRL, III RP, zabory... Niemcom, tysiąc lat temu, wystarczyła - wedle Konecznego znaczy - jedna (słownie jedna) cesarzowa importowana z Bizancjum, by się na wieki stali bizantyjscy, a my jakoś tak bez powodu staliśmy się Rzymianami, i to się nas trzyma, bez żadnych tam wahnięć, czy przestojów w pracy!

Mamy bowiem, jak uczy Koneczny, "prawo rzymskie". W genach, szpiku kości, jak zapewne należy rozumieć, ale też chyba w sądowej praktyce? Więc może jednak Koneczny miał np. rację, ale jego dzisiejsi czciciele już nie? Bo czyż sądowa praktyka III RP i Ojrounii to takie cholernie rzymskie? Co ja tam wiem, prawo, jako takie, nie ma dla mnie nijakiej świętości. Nawet, o zgrozo, nie jestem skłonny pisać go z Wielkiej Litery! (Wiem, bolszewik jestem czystej wody. A w dodatku dyslektyk i upiornie mnie ten jałowy prawniczy bełkot nudzi.)

W skrócie jednak - więc "prawo rzymskie", to prawo, które - jak należy bez cienia wątpliwości wierzyć - stanowi podstawę systemów prawnych w całym cywilizowanym świecie (z wykluczeniem jednak takich NIECYWILIZOWANYCH miejsc, jak Wielka Brytania i wiele jej dawnych kolonii). A konkretnie, żeby się już nie babrać w historycznych detalach, bierze się ono z tzw. Kodeksu Jutyniana, spisanego w wieku bodajże VI naszej ery...

Opartego zaś praktycznie wyłącznie na prawniczych autorytetach z epoki o wiele wcześniejszej, bo z przełomu wieków II i III, panów Papiniana i Ulpiana. Nie wdając się już w szczegóły, że obaj oni byli, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, Aramejczykami (po aramejsku mówił, jakby ktoś nie wiedział, także Chrystus), a ich prawo było o tyle "rzymskie", że spisane faktycznie po łacinie i na dworze władcy, który na jakiś czas odzyskał zachodnią część Imperium. Z Rzymem Scypionów, czy choćby nawet Cycerona, miało to naprawdę niewiele wspólnego. (No a Aramejczycy, to zdecydowanie wschód imperium. Co nie jest bez znaczenia dla tej sprawy.)

Zresztą po co ja mam to mówić, skoro może Gibbon? Poczytajmy sobie zatem o tym władcy u Gibbona. Któren, choć, jako się rzekło, obciążon oświeceniowymi skazami optycznymi, nie jest żadnym kłamcą, ani też żadnym idiotą - wręcz przeciwnie! Jego "konkrety" dają się czytać bez problemu i zagrożenia dla duszy, a nawet ze sporym pożytkiem. (Cały problem, by je odróżnić od ideologii, dlatego potrzebna by była dyspensa.)

Niestety nie mogę tu wkleić całego Gibbona, ani nawet wszystkiego, co pisze on o Severusie i jego epoce. Przełożę jednak dla Moich P.T. Czytelników jeden fragment. (Pewnie to istnieje i po polsku, zapewne nawet lepiej przełożone, bo nie szybko i na kolanie, a starannie i za forsę, ale ja mam tu angielski oryginał i tyle.)
Ale młodość Severusa została wyszkolona w oczywistym posłuszeństwie obozów, zaś swe dojrzalsze lata spędził on w despotyźmie militarnego dowodzenia. [_ _ _] Brzydziło go określanie siebie, jako sługi zgromadzenia [konkretnie Senatu], które nienawidziło jego osoby i drżało na każde zmarszczenie jego czoła. Wydawał rozkazy tam, gdzie życzenie byłoby równie skuteczne, przyjął maniery i zachowanie władcy i zdobywcy, sprawując, bez żadnego maskowania, wszelką ustawodawczą, jak i wykonawczą władzę.

Zwycięstwo nad senatem było łatwe i pozbawione chwały. Wszystkie oczy i wszystkie pasje były skierowane na najwyższego urzędnika, posiadającego siłę zbrojną i skarb państwa, podczas gdy senat, ani wybrany przez lud, ani chroniony przez zbrojną siłę, ani też motywowany obywatelskim duchem, opierał swój chylący się do upadku autorytet na kruchej i rozpadającej się podstawie dawnych opinii.

Subtelna teoria republiki niezauważalnie znikała, zostawiając miejsce dla oczywistszych i konkretnych monarchicznych uczuć. W miarę jak wolność i honory Rzymu stopniowo przekazywane zostawały prowincjom, w których dawny ustrój był albo nieznany, albo też wspominany ze wstrętem, tradycja republikańskich maksym stopniowo się zacierała. Greccy historycy wieku Antoninów zauważają ze złośliwą przyjemnością, że, choć władca Rzymu, zgodnie z przestarzałym przesądem, powstrzymał się przed przyjęciem tytułu króla, miał pełen zakres królewskiej władzy.

W wieku Severusa senat był wypełniony gładkimi i elokwentnymi niewolnikami ze wschodnich prowincji, którzy usprawiedliwiali osobiste pochlebstwa spekulatywnymi zasadami niewolnictwa. Ci nowi adwokaci [królewskich] prerogatyw byli z przyjemnością wysłuchiwani na dworze, z cierpliwością zaś przez lud, kiedy wynosili pod niebiosa obowiązek biernego posłuszeństwa i obrazowo przedstawiali okropieństwa wolności.

Prawnicy i historycy wspierali ich swymi naukami o tym, że Imperialny urząd jest sprawowany, nie w drodze mianowania, ale w wyniku nieodwołalnej rezygnacji senatu, że cesarz jest zwolniony z ograniczeń narzucanych przez cywilne prawa, może w oparciu o swą arbitralną wolę zarządzać życiem i majątkiem swych poddanych, a cesarstwem może dysponować tak, jak swym prywatnym dziedzistwem.

Najbardziej wyróżniający się z owych ekspertów prawa cywilnego, szczególnie zaś Papinian, Paulus i Ulpian, "kwitli" za panowania dynastii Severusa, a rzymska jurisprudencja, złączywszy się ściśle z systemem monarchicznym, jak uważano, osiągnęła pełnię dojrzałości i doskonałości.

Współcześni Severusa, korzystając z pokoju i chwały jego panowania, przebaczali okrucieństwa, jakimi zostało wprowadzone. Potomność, która doświadczyła fatalnych skutków jego maksym i przykładu, słusznie uważała go za głównego autora schyłku rzymskiego imperium.
(Formatowanie, w sensie podziału na akapity, moje własne. Także to wytłuszczenie dla dyslektyków.)

Co z tego wszystkiego wynika? Niby nic, w końcu Gibbon to nie objawiene, może się mylić i może nawet kłamać. Jednak teraz wszystkich P.T. Czcicieli Konecznego zachęcam, by raczej popolemizowali z Gibbonem, niż ze mną (choć co mi tam, zapraszam do polemiki i ze mną). I raczej uczynili to, zanim znowu zaczną nam te zabawne poglądy serwować, jako drogę do zbawienia.

Nie wiem, czy jest to AŻ zgniecenie (kolejnej, po Korwinie) muchy, ale - nil desperandum! - jeszcze parę pacnięć i powinno być po tym mało sympatycznym źwierzaku.

W każdym razie obszerny cytat z naprawdę nie byle jakiego historyka - choćby w sensie znaczącego publicysty, bo czymże w końcu jest WSZELKA historia? - też ma swój wdzięk i coś chyba daje.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

18 komentarzy:

  1. A może Toynbeemu po prostu się kićka historia z rzeczywistością, jaką ma wokół siebie? To częsta przywara u historyków, a ten jego opis epoki Sewera przypomina XVIII-wieczny absolutyzm.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ tj

    Może coś w tym jest, ale jednak tych niewolniczo nastawionych przybyszów z Azji to on przecież nie wymyślił, ino gdzieś wyczytał.

    Z tym, że mówimy chyba o Gibbonie?

    To już nie były Tacyty i Swetoniusze, bo to się działo kilkadziesiąt lat po ich śmierci. Ale jednak to musiało jakoś zostać ze źródeł wyczytanie, to nie jest jednak tego typu pisarz, że sobie coś na chama wymyśla i tyle.

    Nawet pono ci, co mu wyrzucali brak szacunku do religii, nie byli mu w stanie zarzucić nieuczciwości, czy braku rzetelnego podejścia do źródeł.

    Wiesz, wspomniałem o tym, a Spengler o tym mówi dość wyraźnie, że Tacyty, Swetoniusze, a zapewne i większość pozostałej historii tego okresu, to robota z kręgu stoicko nastawionych sfer senatorskich.

    Nie oznacza to, by naprawdę (jak to niektórzy próbują dowodzić) Neron to był słodki gość, a Kaligula super polityk, ale oni tam sprawiedliwi nie byli dla cesarzy i dworów. Przynajmniej tam, gdzie się w ogóle dało być niesprawiedliwym. W różnych tam anegdotkach i przypuszczonkach.

    No i w retorycznych chwytach - w końcu (to też Spengler) ichnia retoryka to nasze media!

    Swoją drogą, najzabawniejsze jest, że Gibbon, w swej naiwności i jako oświeceniowy neofita - nie to co nasze Michniki! - mówi tam wiele rzeczy, których ci późniejsi jakoś już nam przekazać nie raczą...

    Lubiłem poczytać Krawczuka, nie zapominając oczywiście, że to komuch, ale teraz widzę, ilu rzeczy nam te cholerne Krawczuki jednak nie mówią. I chyba domyślam się dlaczego.

    (Dla naszego dobra, of course!)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego co zauważyłem Krawczuk nie mówi, że komunizm to ustrój oparty na masowym niewolnictwie i donosicielstwie - tak jak państwa diadochów i Rzym antyczny. Poza tym Krawczuk co i raz wsadza szpileczki chrześcijanom, sugerując np., że żarliwa religijność jest chorobą duszy i ciała, zazwyczaj zresztą nierozerwalnie sprzężoną z nimfomanią exemplum rycząca 40-ta Berenika, na przemian wyniszczająca się postami i ostrym seksem z Tytusem, a nawet rodzonym bratem Agryppą. W innym miejscu wskazuje, że aborcja i dzieciobójstwo są dla kobiet równie naturalne, jak dla mężczyzn męzobójstwo czy żłopania alku i żadna, nawet totalitarna władza, nie jest w stanie im tego zabronić.

    OdpowiedzUsuń
  4. z czym tutaj "wielbiciele Konecznego" mają niby dyskutować? Ale tak konkretnie?
    Skąd pomysł, że teksty Konecznego są drogą ku zbawieniu? Czy drogą ku zbawieniu jest naukowy opis np. żaby?
    Sorry, Tygrysie, ale z uporem maniaka walczysz z własnymi urojeniami.
    To walka szlachetna i zapewne odniesiesz w niej druzgocące zwycięstwo.
    Spróbuj kiedyś z prawdziwym przeciwnikiem.
    Zawsze to jakieś doświadczenie, nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Artur M. Nicpoń

    Co ty mi tu brutalu proponujesz - prawdziwą walkę? Zamiast porozumienia, kompromisu i łagodnej perswazji?!

    Chcesz żebym się zaczął w nocy moczyć?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. na początek, uniżenie, po nauki do Jaśnie Pana przychodzę. Żeby mi wprost rzekł, jak komu głupiemu, z czym konkretnie w tym tekście, miałby sie kłócić miłośnik Konecznego. Kimkolwiek jest i jak go sobie Jaśnie Pan wyobraża. Bo mnie, prostemu człowiekowi, nic nie przychodzi do głowy.
    Zmiłowania proszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pan Tygrys chciał napisać, że cznia na "cywilizację łacińską" bo cywilizacja to z definicja starość, rozkład, demencja i dekadencja, poza tym ci Rzymianie to mało twórczy byli w dziedzinach nie związanych bezpośrednio z wojaczką: filozofię i religię małpowali od Greków, do tego dużo orientalnych kultów, a nawet to ich słynne prawo rzymskie to jak się okazuje (przynajmniej wg Gibbona) dwóch Aramejczyków ułożyło.
    Poza tym już Borowski zauważył, że zachwyty Polaka nad Rzymianami i Ateńczykami to masochizm czystej wody, bo Rzymianie i Ateńczycy byli imperialistami i katami całych ludów, potrafili ukrzyżować dziesiątki tysięcy jeńców jednego dnia, wymazywać z kart historii całe narody w kilka miechów, równali z ziemią miasta i wsie, a cały ich ustrój, dobrobyt, filozofia, religia etc. oparte były o niewolniczą pracę galijskich, germańskich, trackich, dackich, scytyjskich, syryjskich, merkuriańskich i murzyńskich untermenchów. Prawo rzymskie należałoby omawiać jako poprzednika ustawodawstwa bolszewickiego, nazistowskiego czy afrykanerskiego, z ich programowym eksterminowaniem jednych ludów i przerabianiem na "mówiące narzędzia" innych ludów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Roman D. był jednak tęgim spenglęrystą: wierzył, że narody starzeją się tak jak organizmy żywe, pisał o intelektualizmie, estetyzmie i "etyzmie" (Spengler użył by tu terminu "socjalizm etyczny") jak porzywarach typowych dla starych, schyłkowych cywilizacji jak Włochy Odrodzenia czy Kongresówka po stłumionym powstaniu styczniowym i zmiażdżonej rewolucji 1905 goda. "Najwybitniejszymi przejawami współczesnej duszy polskiej – zwłaszcza w Królestwie, głównym siedlisku naszego duchowego życia – są intelektualizm i estetyzm. W ostatnich czasach coraz poważniejszą obok nich rolę zaczyna także odgrywać – etyzm. Wszystkie te trzy zjawiska mają wspólne źródła psychologiczne i wspólne wewnątrz społeczeństwa podstawy istnienia, a tym zaś, które z nich bierze górę w danej chwili decydują raczej czynniki zewnętrzne, jak zjawianie się za granicą nowych prądów myśli, zmiany polityczne itd. Każde społeczeństwo ma pewną ilość swoich intelektualistów i estetów, a liczba ich zwłaszcza rośnie wśród narodów bogatych, po stuleciach pracy cywilizacyjnej, po okresie politycznych powodzeń. Na gruncie wyrafinowania duchowego, przesytu dobrami materialnymi, wobec braku niebezpieczeństw zagrażających bytowi społeczeństwa, w naturach bierniejszych, postawionych w warunki, zwalniające je od potrzeby walczenia o cokolwiek, zjawia się dążność do uczynienia treści życia z poszukiwania a raczej upajania się prawdą lub pięknem, u przedstawicieli zaś etyzmu – dobrem. W społeczeństwach, tracących zdolność do czynu upodobania te szybko się rozrastają i przyśpieszają proces rozkładu – dość powołać się na dobę upadku w dziejach Grecji i Rzymu, później na przykład Włoch w epoce odrodzenia, gdzie upadkowi potęgi na zewnątrz towarzyszyły na wewnątrz objawy wyrafinowania duchowego które dziś nazywamy intelektualizmem i estetyzmem."

    OdpowiedzUsuń
  9. "Można by sobie zadać pytanie: czy w ogóle narody starzeją się i giną ze starości. Zdaje mi się, że tak. Nie dlatego, że historia tyle dała przykładów narodów, które powstawały, rosły, dochodziły do olbrzymiej potęgi, a potem upadały i ginęły, bo można by szukać innych przypadkowych przyczyn tego upadku i śmierci niż konieczna starość; ale dlatego, że u narodów dojrzalszych, bardziej posuniętych w cywilizacji, widzimy w porównaniu z niżej cywilizowanymi jakiś brak giętkości, zdolności przystosowywania się do zmienionych warunków życia, a z drugiej strony, u przeciętnych ich przedstawicieli – mniejszą pojętność, mniej talentu w stosunku do umiejętności. Zdaje się, iż życie cywilizowane z biegiem czasu rutynizuje narody, gromadząc w nich przez wieki tradycyjne nałogi, których niepodobna się pozbyć, z drugiej zaś strony, wyciąga ono powoli z narodu najlepszy, najzdolniejszy materiał antropologiczny i zużywa go, bo intensywność życia duchowego, złączona z cywilizacją, stopniowo niszczy ludzi i rodziny całe, opróżniając ciągle miejsce dla nowych żywiołów wydostających się z ludu. Tym sposobem narody dostają się stopniowo pod coraz większy ucisk rutyny, a jednocześnie wyjaławiają się rasowo. Jeżeli też doświadczenie wykazuje, jak to wielu twierdzi i jak mnie samemu się zdaje, że nasz chłop, pomimo swej niskiej kultury jest zdolniejszy, pojętniejszy od chłopa niemieckiego lub francuskiego, to niekoniecznie stąd wnioskować należy, ze tamte narody uformowały się z gorszego materiału rasowego, ale że jedynie żyjąc w cywilizacji przez dłuższy czas i w intensywniejszych jej postaciach, zdołały już część najlepszego materiału z ludu wyciągnąć i w znacznej mierze zniszczyć."

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Anonimowy

    Super ten Dmowski!

    Całkiem tego nie znałem, a to jest naprawdę znakomite. Gość to była jednak, cholera, klasa!

    (I dlatego go lewizna tak nie znosi. A "prawica", oczywiście, bierze z niego jakieś fragmenta, nie raczy ich przetrawić, czy zaadoptować, i jazdaaa!)

    To by warto chyba było wrzucić jako cały wpis. Bo to i nasz człowiek, i jednak ze Spenglera trudno jest wyszarpać jakiś sensowny fragmet, a tutaj mamy jednak publicystykę, tyle, że, na odmianę, naprawę na poziomie.

    Jeszcze raz dzięki za ten podnoszący poziom mojego blogaska komęt!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Artur M. Nicpoń, Anonimowy

    Chodzi o parę drobiazgów, ale niepozbawionych znaczenia. Jak to, że:

    1. Kiedy myślimy o Rzymie, to raczej o Cyceronie (jeśli nawet nie o Scypionach, bo to już nie te czasy, kiedy zwykły inteligent takie rzeczy kojarzył)... a co tu mamy? Schyłek (potem przyszły naprawdę niesamowite klęski wszelkiego rodzaju (o których jakoś w tych wszystkich Krawczukach mało pamiętam, fakt, że brakuje źródeł, ale to nie jest argument, Gibbon jakieś znalazł i coś tam odtwarza), a po nich - pod Dioklecjanem - cesarstwo rzymskie stało się już do szpiku kości INNYM państwem... O wiele bardziej bizantyjskim (!), niż rzymskim w jakimkolwiek sensownym znaczeniu.

    (Swoją drogą to o Aramejczykach to nie Gibbon, ale Spengler, ale musi to wyczytał co najmniej w Encyclopaedia Britannica, bo z pewnością nie wymyślił. Drugą swoją drogą, to że genialność Rzymian w dziedzinie militariów to:

    a. sprawa czasów O WIELE WCZEŚNIEJSZYCH;

    b. wynikało w dużej mierze ze słabości militarnej hellenizmu i braku organizacji barbarzyńców.

    2. to sływnne "prawo rzymskie", które (jak pamiętam z Konecznego) stanowi podstawę i zdrowe jądro "łacińskiej cywilizacji", u Gibbona zaczyna wyglądać jak ideologia zamordyzmu z lemingizmem, a nie jak coś, czym my, Polacy, rzekomo różnimy się od całego świata (z niemieckim Bizancjum na czele), czyli: umiłowanie wolności, sprawiedliwości, indywidualnej inicjatywy, traktowanie władzy jako służby... Czyż nie?

    3. to "rzymskie prawo" okazuje się w sumie BARDZIEJ BIZANTYJSKIE, niż rzymskie... a że Bizancjum to ponoć nie MY - RZYMIANIE, ino nasi zachodni sąsiedzi, więc dostrzegam tu niejakie pomieszanie.

    Tyle. Tylko tyle, jeśli dla kogoś to zbyt mało - OK, nie ma problemu. W końcu kult Konecznego nie jest dla mnie jakimś WIELKIM problemem, po prostu nieco mnie wkurza, kiedy ja próbuję rozmawiać serio, a ludzie mi wyjeżdżają z jakimiś niedoczytanymi mądrościami z panów K., czy (apage Satanas!) p. Pszelej Zabawki.

    Jeśli ktoś chce z powyższym popolemizować - niech to uczyni! Mnie to tylko ucieszy. A jeśli mnie zdoła w jakiejś z tych kwestii przekonać, no to przecież co mi to szkodzi, jeśli pan K. okaże się geniuszem jakiego świat nie widział? W końcu to był patriotyczny Polak (choć ojciec Czech), więc będę się dziko radował.

    Tyle, że niestety wątpię, by mnie ktoś przekonał, bo Koneczny to jednak było takie sobie pisanie dla pokrzepienia dusz i w sumie robiona na kolanie publicystyka. (Jak ja to widzę, of course.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Artur M. Nicpoń, Anonimowy

    c.d., a właściwie korekta:

    "Pszczelej Zabawki", albo, i dokładniej "Pszczoły i Zabawki".

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  13. Tygrysie!
    Przecież porównywać Spenglera z tymi różnymi pszczelimi pacjentami, to można tylko mala fide. To jest sprawa poza wszelką dyskusją.

    Nie wiem po co szarpiesz się z towarzystwem po próżnicy! Jak ktoś z uporem twierdzi że w świetle księżyca widzi lepiej niż w słonecznym - to niech twierdzi, na zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Amalryk

    Dzięks!

    Ale to było po prostu tak, że ja to zrobił z marszu. Czyli otworzyłem sobie Gibbona i co widzę?

    A widzę, że Gibbon akurat punktuje lewym prostym w nos ludzi, co mi zawsze wyjeżdżają z tym pracowitym (choć nie stroniącym od zabawy) owadem i naszym rodzimym herosem cywilizacyjnej taksonomii, robiącym za historiozofa.

    W sumie to przecież kompletna błahostka, ale miło czasem rzygnąć kawałkiem wybitnego und sławnego historyka, co się (podobno) historią zajmuje, a nie ino wymądrza. (Oczywiście to jest oficjalna wersja, bo gość w sumie niesamowicie ideologizuje, ale pewnie sam o tym nie bardzo wie.)

    N'est-ce pas?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Amalryk (i Wsie w Mieście)

    Właściwie to on jest bardziej Zabawna Pszczółka.

    Nie wiem dlaczego ja go akurat brałem od drugiej strony, choć niewykluczone, że za życia takie były jego osobiste preferencje.

    Sądząc z lektury. I z kariery.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  16. Cyceron, choć uchodzi za archetyp surowego, rzymskiego męża stanu (pewnie dlatego, że wszyscy o nim słyszeli, ale nikt go nie czytał), wykazuje jednak tendencje humanistyczno-rozkładowe. Widać, że to homo novus. Mówi o "ludzkości", wynosi łagodność władzy ponad surowość, potępia zburzenie Koryntu przez Rzymian, chwali Regulusa za dotrzymanie słowa danego wrogom i powrót na pewną śmierć. Nic więc dziwnego, że został idolem stręczycieli nowożytnego republikanizmu.

    No i sam fakt obrony republiki w ówczesnej sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
  17. Odgrzewane sensacje: już humaniści byli zdruzgotani uważną lekturą jego prywatnych listów. Wyłania się z nich obraz bojaźliwego i skorumpowanego gaduły, który tylko na sali sądowej i w Senacie zgrywa niezłomnego obrońce republikańskich cnót, a w gruncie rzeczy trzęsie togą na widok Cezara i jego siepaczy.
    A z Regulusa niezły polew miał Augustyn z Hippony, nie przypuszczał tylko, że argumenty, które świątobliwy biskup zebrał by wykazać debilizm wiary w rzymskie bóstwa zostaną później wykorzystane przez Baylów i Wolterów do walenia w chrześcijaństwo.

    OdpowiedzUsuń
  18. @ tj

    Wiesz, że mnie zaczynasz przerażać?

    Myślałem, że byłoby trudno przerazić mnie czarnym podniebieniem połączonym z reakcyjnością, tego nawet Kirker do końca nie dokonał, ale teraz po prostu się boję. ;-)

    Z drugiej strony, fakt - przecież my też będziemy potrzebować szefa bezpieki, i to, mimo wszystko, nie może być człek absolutnie słodki i łagodny.

    Co do Cycerona zaś, to wiesz - to był po prostu inteligent, a oni są najczęściej do siebie dość podobni.

    Bo co do kryterium prawica - lewica, to ja je całkowicie w starożytności odrzucam: Cycero w końcu był za Senatem, a to przecie definicja ówczesnej konserwy, a z drugiej strony, czy tacy Grakchowie to była jakaś lewica? Nie sądzę! Po prostu bardziej patriotyczne, podczas gdy Senat i konserwa było w sumie egoistyczne i broniło swej klasowej pozycji. Ja takie skłonności nieźle rozumiem, ale to nie znaczy, bym się z nimi jakoś specjalnie teraz utożsamiał.

    Faktycznie w Szwecji się utożsamiałem, bom był jakbyb bardziej zaciekły, no a poza tym dojadła mi tamtejsza lewizna, w tym to, co nam o tych sprawach politpoprawnie wciskali.

    Inteligent z natury skłonny jest chorować na nadmiar wyobraźni, co owocuje problemami z fizyczną odwagą, no i Cycero chyba je miał, ale naprawdę, z tego co wiem, starał się być w porządku. I to mu się u mnie liczy na plusa.

    Chyba, że naprawdę czegoś nie wiem, ale jak to się stało?

    Natomiast nie szaleję za jego humarnitarno-stoicką filozofią i retoryką, może wtedy to było fajniejsze, ale dla nas wydaje mi się w sumie martwe.

    No a że humanista? W końcu to było, szpęglerycznie rzecz biorąc, 300 lat po ichnim Rousseau, czegóż więc można po inteligencie byłoby oczekiwać?

    Co do Koryntu - a jakie są argumenta za jego zniszczenem? I dlaczego słowa miał Regulus nie dotrzymać wrogom, skoro je dał?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń