piątek, stycznia 03, 2014

O barszczu, własności i lewakach

Blogaskowym tekstem, który w minionym roku najlepiej zapamiętałem i który wydał mi się najbardziej istotny, ogłaszam niniejszym "Tani jak bard" Gabriela Coryllusa-Maciejewskiego. Jest to absolutnie prywatna i hiper-subiektywna klasyfikacja, nie roszcząca pretensji do żadnej ogólności czy ponadczasowości, ale tak to akurat widzę.

Oczywiście, gość który nie czyta gazet ani czasopism, "aktualne wydarzenia" ogląda ewentualnie, i to nie za pilnie, w zagranicznych telewizjach (w dodatku niekoniecznie w tych, w których by chciał), po prostu nie jest w takich, jak dzisiejsza krajowa publicystyka, sprawach wielkim autorytetem.

Teoretycznie możliwe, że np. Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (Panny Matrioszkówny), do niedawna znany jako Ziemkiewicz Rafał, mógł napisać coś o wiele ciekawszego i bardziej wiekopomnego od tego coryllusowego "Barda". Choć, po prawdzie, wątpię.

Kiedy już sobie to powiedzieliśmy, a do tego śmy dodali, że Coryllusa-Maciejewskiego uważamy za skarb narodowy i za gościa piszącego (pomijając już niewiarygodną pracowitość i energię, co jest bezcenne!) na tym poziomie, który można bez trudu zaakceptować, da się z tym już dyskutować, i w ogóle to jedna z tych rzeczy w dzisiejszym... Jak to nazwać... Która Polakom nie przynosi wstydu, a raczej przeciwnie.

Więc skorośmy to sobie już ustalili, możemy chyba cichutko dodać, że nie ma ludzi całkiem idealnych, doskonałość nie jest naszym ludzkim przywilejem, i wspomniany autor też czasem palnie coś, że nie wiadomo śmiać się czy płakać - jak na przykład ostatnio o tym, że Polacy powinni trenować walkę na rapiery z lewakiem (to taki sztylet specjalnie do tego) w drugiej ręce, bo wtedy (cytuję luźno z pamięci): "Niech do nas w bramie spróbują ze swoją Krav Magą, he he!"

Sorry, ale pomysł na łażenie po mieście z rapierem (i lewakiem na dodatek) to coś tak obłędnego, że naprawdę nie wiem dlaczego nie pójść o krok dalej, zwiększając przy okazji naszą skuteczność tysiąckrotnie, i nie zacząć po mieście jeździć czołgiem. A przynajmniej taką przedwojenną  tankietką z odzysku.

Rapier to oczywiście cudo, wsparty lewakiem, to po prostu klękajcie narody! Ale jednak karabin maszynowy i (cienki, ale mimo wszystko) pancerz, to w tej bramie jednak nieco więcej od białej broni. Mógłbym się tu powymądrzać, może nawet poznęcać, choć to było powiedziane nieco na boku i w komentarzu, więc pewnie nie wypada. Choć gdyby ktoś chciał, mimo wszystko, przedyskutować te rapiery, lewaki, Krav Magi i tankietki, to się to ewentualnie zrobi.

Tego typu bredni (choć, podkreślam, nie stanowiących sedna jego publicystyki!) wiele bym nie naliczył - nie mówię o stosunkowo drobnych błędach merytorycznych dotyczących historii. A jeszcze mniej o jego programowej historycznej paranoi - czyli niesamowitej skłonności do snucia spiskowych teorii.

Niektóre z tych teorii wydają mi się co najmniej bardzo interesujące i na tyle prawdopodobne, że ich "wartość oczekiwana" (w sensie matematycznym) jest - mimo nie-aż-tak-ogromnego-prawdopodobieństwa, że tak to naprawde się odbyło - spora. Chodzi mi o tę na przykład teorię, że Anglicy z Kompanii Moskiewskiej podmienili cara Iwaniuszkę, znanego w historii jako "Groźny".

Zamordowanie Batorego przez angielskich agentów pozujących na czarowników wydaje mi się za to (choć po prawdzie co ja tam wiem o rodzimej historii) całkiem prawdopodobne. O wiele bardziej, niż, dobrze przecież udokumentowana, śmierć króla Francji Henryka II, ugodzonego kopią podczas turnieju. (Skutkiem tego wydarzenia turnieje błyskawicznie zanikły, zastąpione przez różne tam "karuzele". Zresztą bitew i pojedynków nie brakowało, więc niby po co?)

No i dobra, dochodzimy do tego, co uważam w moim dzisiejszym wpisie za najważniejsze i w sumie najbardziej wiekopomne. Zwązane jest to również, pośrednio, z Coryllusem-Maciejewskim i jego publicystyką. Otóż publicysta ten przywiązuje ogromną wagę do własności i tego typu spraw. Spraw które można by nazwać "endeckimi", choć można je nazwać i na liczne inne sposoby. Co też będzie słusznie.

Z tą własnością i całą ekonomią poniekąd zgoda, tylko że mnie się wydaje, iż ludzie którzy o tym mówią z takim zapałem, z Coryllusem poniekąd "na czele" (no bo przecież chyba nie Korwin?), nie do końca widzą tę naszą (?) smętną rzeczywistość jaką ona jest, i nie do końca właściwie, co najmnej, rozkładają akcenty. Przypomnijmy sobie - przytoczę je z pamięci, choć jest to w moim wlasnym przekładzie na tym blogu - coś, co mówi Dávila...

Mianowicie, że "burżuj najpierw odda władzę, żeby uratować majątek, potem odda majątek, żeby uratować życie, a na koniec go wieszają". Wydaje mi się, że Dávila wie co mówi, i że to jest bardzo głębokie. No a jeśli tak, to wszelkie te pienia na temat "własności" i jaka to ona ważna, i jaką to ona stanowi podstawę, i że bez niej nic nie osiągniemy, a z nią osiągniemy tyle, że aż...

Że to wszystko to trochę takie coś, jak znane nam dobrze radosne pokwikiwanie lemignów idących do rzeźni z "Odą do Radości" na ustach. Tylko w wersji "prawicowej". NIE MA bowiem WŁASNOŚCI BEZ SIŁY. W istocie własność to tylko jeden z aspektów siły. WŁASNOŚĆ WYNIKA Z SIŁY - NIE SIŁA Z WŁASNOŚCI, jak się wydaje ludziom zarażonym liberalizmem.

Z czego można wywnioskować - i będzie to wniosek słuszny - że siła jest o wiele od własności ważniejsza. Jeśli ktoś powie, że siła jest wartością sama w sobie, to się całkowicie zgodzę. Jeśli powie, że własność to NIE jest samoistna wartość, tylko coś, co ewentualnie może umożliwiać realne, samoistne wartości - również będę się musiał zgodzić.

Gadanie o własności, raz po raz, z całkowitym pominięciem powyższego aspektu, to takie coś, jak... No nie wiem jaki dać przykład, ale to trochę nawet taki "żęder". Czyli dorabianie sobie mózgowych ideologii do rzeczy namacalnych i nawet dość oczywistych, tylko że one nam (?) z jakichś względów wydają się zbyt brutalne. (Jak na przykład to, że chop ma jaja, a kobita wręcz przeciwnie. Choć coś tam przecie też w zamian ma, jeśli ktoś lubi. Że się zaśmieję.)

Można zrozumieć niepokój przed powiedzeniem całej prawdy (Mossad, Gestapo, KGB, WSI, CIA etc. etc.), ale jednak jeśli się gada, a przemilcza się najważniejsze, to coś w tym jest nie tak. No, chyba że się puszcza oko do czytelników, którzy są dość inteligentni, żeby sobie dośpiewać. Wtedy zgoda!

Inaczej, powtórzę w nieco innej formie, to będzie takie coś, jak "Oda do Radości" w wykonaniu tego burżuja (z) Dávili, który właśnie oddał władzę, żeby zachować życie. Kiedy bank ma go już w saku. Tak skutecznie ma go w tym saku, że właściwie jest on, burżuj, już tego banku po wieczne czasy, z całym swym ewentualnym potomstwem do siódmego pokolenia (mściwy Jehowa się kłania), niewolnikiem. A nieopodal budują już szubienicę.

Burżuazyjna "Oda do Radości", radosne pokwikiwanie leminga... Dwie strony tej samej w sumie monety. A jej imię WSPÓŁCZESNOŚĆ. No dobra, powie jakiś czujny P.T. Czytelnik - było o lewakach, było o własności, gdzie jednak ten barszcz? Na co ja odpowiem, zgodnie z prawdą, że barszcz przecież jak najbardziej jest tu z nami - DOMYŚLNIE. (Tak samo zresztą jak Adaś.) I tym optymistycznym, na odmianę, akcentem, zakończę.

Jedźcie ostrożnie, uważajcie na... Na wszystko. I nie zapominajcie o lewakach! Szczególnie w bramie.

triarius

7 komentarzy:

  1. Coryllus genialnie pisze o Anglosasach(chyba jako jedyny)szczegolnie tych z tej strony oceanu oraz obecnej i SZCZEGOLNIE dawnej Polsce(i tu chyba tez jako jedyny).Ale zauwaz ze o innych potegach to niemal ani mru mru a do Rteciowcow zdaje sie wrecz byc przychylnie usposobiony co w polaczeniu z jego zafiksowaniem na City chyba mu nieco wypacza obraz rzeczywistosci(dawnej i obecnej kolchozowo unijnej).
    Do tego te personalne ataki na WSZYSTKICH dookola-nawet sie zgodze ze niektore sa sluszne ale czasami chyba nie ma racji.
    No i moim zdaniem nieco watpliwy fakt widzenia ZAWSZE i WSZYSTKIEGO w kontekscie budzetu zadaniowego i kasy do zlupienia-jednak motywy dzialania ludzi bylo nie bylo roznych Kultur i Cywilizacji NIE zawsze sprowadzaja sie tylko i wylacznie do kasy-to w sumie najpowazniejszy moj zarzut co do jego tworczosci choc oczywiscie samo spojrzenie z tej strony(z ktorej to nikt wczesniej nie patrzyl)bywa odkrywcze(ale NAPRAWDE ODKRYWCZE).
    Sporo zastrzezen ale nie zmienia faktu ze jego "Basnie..." to mimo pewnych naciagniec(jak to w basniach)moim zdaniem NAJWAZNIEJSZE ksiazki napisane w Polsce przez ostatnie 50 lat-to geopolityka/geoekonomia I RP w ZUPELNIE nowej perspektywie oraz III RP rowniez naswietlona z nieco innej strony.Mozna zgadzac sie zupelnie,wcale lub po czesci(jak ja)ale znac trzeba KONIECZNIE.

    Piotr34

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie. Może tak kiedyś faktycznie z Rtęciowcami było, ale ostatnio Koryłko zaczął ostro tępić i ujawniać różne hiszpańskie przechrzty, co się przez setki lat tajniaczyły, żeby się w końcu ujawnić jako np. irlandzki (pedał) de Valera.

      Jeśli do kogoś nasz nieoceniony Koryłko jest zbyt na mój gust dobrze nastawiony, to do ruskich. Szczególnie teraz, z tym Krymem, krzyczy o różnych tam Monsantach i innych banksterach, ale o ruskich prawie nic.

      Fakt, że to się tak czy tak skończy jakimś rozbiorem Ukrainy, i oby na tymn się skończyło, ale też nie można się łudzić, że to nie była ruska inicjatywa najbardziej. Przynajmniej w kwestii tego ostatniego przyspieszenia i zaostrzenia.

      A co do ruskich kompleksów, metod i planów wobec świata, to ja mam swoje poglądy od wieków, i Koryłko mógłby się tu chyba czegoś ode mnie nauczyć. Choć fakt, że on robi w całkiem innej niszy i ma całkiem inną metodologię.

      Pzdrwm

      Usuń
  2. Cóż rzec? Zgadzam się z Tobą całkowicie we wszystkim, ale z tą rtęciowością Coryllusa (którą się też nieco swego niepokoiłem), to może nie jest aż tak źle.

    Pamiętasz, jakiś czas temu napisał taki tekst o podejrzanym zachowaniu słynnego Gmyza? I tam akurat, oraz w komętach pod spodem, wydawał się być całkiem świadomy co jest co.

    Wiesz, w końcu nawet Front National zaczął mieć szansę dopiero, gdy stonował swe antyrtęciowe nastawienie. Lub, w istocie je odwrócił, koncentrując się na islamskich imigrantach, co tym i owym jest przecie na rękę...

    Itd.

    Gadałem kiedyś z naszym ulubieńcem (i nie mówię o Le Penie), właśnie o kwestii własności i siły. Zdawał się mieć sensowne zdanie i w sumie się zgadzaliśmy. Przynajmniej takie stwarzał wrażenie. Na pewno inaczej niż ja i inne takie SAT'o-ludki rozkłada akcenty, inną ma zapewne hierachię wartości (stąd mój dzisiejszy tekścik przecie), zapewne jest o wiele za bardzo (a kto nie jest?) skażony liberalną obsesją finansów (ale przecie nawet i Spengler mówi o tym to co mówi, zgoda?),..

    Ale niestety też trzeba się zgodzić, że mówienie takich rzeczy, jak choćby ja tutaj, jest cholernie "niepolityczne". Ja sobie może mogę na to pozwolić (albo i nie, ale kogo to obchodzi?), a on jednak aż takim wykolejonym wewnętrznym emigrantem nie jest i być nie chce. ;-P

    Pzdrawm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że uzupełnię...

      "Liberalna obsesja ekonomii" W WĄSKIM ROZUMIENIU. Bo ja się absolutnie zgadzam, że ekonomia to jedna z najważniejszych spraw ziemskiego żywota każdego z nas.

      Tyle że, zgodnie z tygrysicznym widzeniem - podstawową kwestią ekonomii jest KTO MA I DLACZEGO NIKT MU TEGO NIE ODBIERA. (Dixi!) Co oczywiście, jak świetnie wiesz, leży CAŁKOWICIE POZA obszarem tego, co nam się jako "ekonomię" stręczy.

      I TO właśnie dałoby się zdefiniować jako LIBERALIZM. Definicji liberalizmu można by stworzyć sporo, i wiele z nich byłoby użytecznych i wartościowych, ale jedną z nich byłoby właśnie coś takiego, że "liberalizm to ideologia programowo ignorująca owe tygrysiczne kwestie w ekonomii".

      No a LIBERALIZM REALNY to by było takie coś, co takie właśnie widzenie świata (i ekonomii) NARZUCA swym ofiarom. (Weź to wsadź w swoją fajkę i zapal, GPS! ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Kojarzysz te cytaty;

      "Nie istnieje więc jeszcze żadna ekonomia polityczna,(...) Gospodarka bowiem nie posiada żadnego systemu, lecz fizjonomię.(...) Aby osiągnąć w niej sukces, trzeba być znawcą tak jak się jest znawcą ludzi lub znawcą koni; niepotrzebna jest tu żadna "wiedza", podobnie jak jeźdźcowi nieprzydatna jest wiedza zoologiczna."

      I w innym miejscu:

      "Ale prawdziwy książę i mąż stanu chce rządzić, a prawdziwy człowiek interesu chce tylko być bogaty.(...) Można szukać łupów przez wzgląd na władzę i ubiegać się o nią przez wzgląd na łupy. Kto dąży do zwykłych korzyści ekonomicznych, jak w dobie rzymskiej Kartagińczycy, a dzisiaj w o wiele większym stopniu Amerykanie, ten nie jest zdolny do czysto politycznego myślenia."

      Usuń
  3. KTO MA I DLACZEGO NIKT MU TEGO NIE ODBIERA?
    Bo byt określa świadomość. Proste przecież, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie! Kolega najwyraźniej nie nadąża za epoką! I nie zauważył .że koledzy marksiści już dawno w ślad za Gramscim pojęli iż stary rabinacki wnuk Marks również i w tej materii całkowicie pobłądził! Zawsze to świadomość określa byt (duch jest przed materią) – i , o paradoksie, w tym aspekcie postmarksizm jest nurtem prawicowym.

    OdpowiedzUsuń