"Zaraz, zaraz", wykrzyknie nasz oponent, "jeśli ta wczesnochrześcijańska sztuka, czy jak to nazwać, jest tak prymitywna, tak mało urozmajcona... No to, proszę darować, ale po prostu nie zasługuje na miano sztuki! Chodzi o harmonię, o proporcje, o estetyczne przeżycie, złoty podział..."
Na co my, wciąż nieco niepewni, ale serce zaczyna nam bić, jak u kawaleryjskiego rumaka kiedy grają do szarży: "Ale sztukę WSPÓŁCZESNĄ kochasz pan i cenisz?"
"A jakże!", odpowiada tamten. "Nie jakichś tam umarlaków sprzed stuleci, tylko to, czym żyje współczesność, co oddaje rytm i istotę! W formie, której nie zrozumie prostak, profan ani wróg postępu..."
Nam się w tym momencie wzrok rozświetla, a usta wyginają w ledwie dostrzegalną, ale jednak niewątpliwą, radosną podkówkę.
"Jak cudnie!", przerywamu mu tę tyrdę, którą wyraźnie miałby zamiar ciągnąć naprawdę bardzo, bardzo długo.
Potem zaś zgodnym chórem, słowiczymi głosami, dodajemy: "Na tośmy właśnie czekali, drogi oponencie. No bo teraz albo pan masz rację, albo też jej nie masz. Jeśli jej nie masz, no to wiadomo - nasze górą. Jeśli zaś masz... No to proszę posłuchaj, bo sam chyba sobie nie zdążyłeś uświadomić, co właściwie w tej chwili dokonałeś!"
"Co, co takiego niby dokonałem?", protestuje tamten wyraźnie zaniepokojony.
Na co my, że właśnie spuścił był do ścieku sporą, jeśli nie większą... A może nawet nie tylko większą, tylo samo jądro po prostu i samą istotę. Czyż bowiem istotą tej współczesnej sztuki jest estetyczne przeżycie, harmonia, proporcja, złoty podział? Czy też przeważnie chodzi o coś dokładnie odwrotnego? O szokowanie, o burzenie stereotypów, o gwałcenie przesądów, a ślicznie po prostu nie ma prawa być?
* * *
WTRĘT:
Nie żebyśmy my tutaj, w Tygrysicznych sferach, byli aż takimi fanatykami wylizania, łatwości konsumpcji, czy nawet, choć ją cenimy - rzemieślniczej profesjonalności. W sztuce znaczy, co innego w hydraulice czy naprawie komputerów oczywiście. Jednak nie da się ukryć, że więcej tego u Fra Angelica, Braci Limburg, Dufaya, Monteverda, Caravaggia czy Rembrandta. Że architektów, choć też święci nie są, ci współcześni znaczy, tutaj sobie zostawimy na boku, bo przeważnie ich twory chociaż stoją i się nie walą.
* * *
Na co tamten, z wyraźnie już głupia miną: "No niby tak, ale przecież rytm epoki, niepokoje współczesnego człowieka, zagubenie, atomizacja..."
Na co my stawiamy go sobie na lewej dłoni, prawą dajemy mu lekkiego psztyczka w nos, i mówimy: "Nie gadaj człeku, zaplątałeś się jak kompletny neptek, twoja współczesna sztuka, wedle twoich własnych kryterium, nadaje się tylko na śmietnik. Prawda?"
Na co on mdleje, my dzwonimy na *112, przyjeżdżają i go zabierają do szpitala. Tyle!
No a jeśli on jednak nie ma racji, no to sztuka wszesnochrześcijańska
jak najbardziej JEST sztuką, a jeśli się ona takiemu znawcy, jak nasz
(obecnie zemdlały) rozmówca nie podoba, to jednak znaczy, że może
istnieć sztuka, która jest sztuką jak najbardziej i zaspakaja jakieś
(jeszcze nieustalone) potrzeby swoich współczesnych, a dla nas - czy
raczej dla naszego rozmówcy, bo to już ustaliliśmy - wydaje się nie być
sztuką, tylko jej niemal zaprzeczeniem i czymś żałośnie dennym.
W dodatku ten ktoś zapewne, jak to oni, uważa swoje gusta i kryteria za
OBIEKTYWNE. Co z kolei otwiera różne sympatyczne możliwości - na
przykład taką, że ze sztuką dzisiejszą mogłoby być dokładnie odwrotnie.
Prawda?
* * *
Na tym sobie jednak ten odcinek zakończmy, bo pisanie na blogaskach to (na dobre czy na złe) nie wszystko co ten świat ma nam do zaoferowania. Będzie to też zapewne koniec tego cyklu, bo - choć miałbym jeszcze ogromną ilość do napisania - byłoby to już praktycznie pisanie książki, a tego byśmy nie chcieli. Skoro zamilczano Ardreya i Spenglera - formalnie BEZ cenzury! - no to jakie ja mam szansę, żeby się z własną książką przebić? A bez tego, po co?
Jeśli Bóg pozwoli, to na te tematy może jeszcze coś napiszę, ale tyle blogowych "wpisów" pod rzad z jednym tytułem to już i tak sporo wystawiania cierpliwości ew. P.T. Czytelników na próbę. Nie wykluczam jednak (ach to zjadanie własnego ogona, jak ja je lubie!), że opublikuję tu (i tam) jeszcze Appendix do tego cyklu, w którym przedstawię listę tematów, które, gdybym to dalej pisał (czego, jako rzekłem, nie planuję), chciałbym poruszyć. Bo poprzychodziły mi do głowy napradę fajne pomysły i tematy.
Dzięki kto miał cierpliwość, żeby to przeczytać! Dodatkowe dzięki dla wszystkich (no, powiedzmy dla większości) komentatorów! Wasz Rumiany Idiota (ach, jak mi się to nowe gazownicze określenie podoba!)
triarius
P.S. Moi państwo - jeszcze proszę o chwilę uwagi! Wychodzimy pojedynczo albo góra po dwóch. Nie zwracać na siebie uwagi i uważać na możliwe ogony.
Cześć i czołem, nie pytaj skąd się wziąłem,
OdpowiedzUsuńale wpis przeczyołem i się zafascynowołem ;-)
Tekst oczyma wchłonąłem z wypiekami na licu,
więc ja chyba też z tych rumianych, lecz nie piszę dla picu,
ale aby autor bloga wiedział, że ktoś go czyta,
i że go ta lektura porusza
i raduje się w nim dusza.
Dziękuję za lekko napisany ważny w treści tekst,
czytam wszystko, komentuję z rzadka.
Ale czasem muszę, bo inaczej się ... ;-]
Pozdrowm, Zgierzanin