Sklep. Rzędy półek. Na jednej cztery rodzaje płatków śniadaniowych. Żadna wielka sensacja, ludzie się nie tłoczą, żeby zobaczyć to miraculum, żeby przyjechała telewizja kręcić sensacyjny reportaż, też nie ma co marzyć. A przecież...
A przecież interes pędzi przed siebie niczym zerwane z uwięzi, ogarnięte boskim szałem pędolino ze szczerego złota! Ku przyszłości! Oszalałe pędolino, które (ach, jakże brzemiennym w skutki!) zrządzeniem losu użyło gazety, na której ktoś z zapałem utłukł ćwierć funta najprzedniejszego kajeńskiego pieprzu. Co za dynamika! Jak te drobne raciczki szybko biją o podłoże: "Tratatam tratatam!"
Teraz już nie chodzi nawet o to, czy pieprz naprawdę był z samego Cayenne. Może nigdy nawet nie wystawił nosa poza Prędocinek (dzielnica w Radomiu, kochane Wiki!) - nieważne! I mało już teraz nawet istotne ile to było funtów. Przecież w tym jest taka niewiarygodna siła! I ten blask! Zorza polarna to przy tym wyłowiona z kałuży zapałka.
Co za dynamika, moi państwo! I popatrzcie tylko, jak ten figlarne zawinięty w sprężynkę ogonek wesołą wibracją pozdrawia mijane stacje - nawet te najmniejsze. Zresztą nie tylko stacje, bo nawet pojedynczych pastuszków pilnujących bydlątek. Ci zaś radośnie odwzajemniają pozdrowienie. To jest nie-do-opisania cudne!
Wśród pastuszków rej oczywiście wiodą korwinięta, pasące gąski w haszczach przy nasypie. W sumie to głównie siedzą i myślą, a gąski chodzą tu i tam, coś sobie skubiąc. Nad czym tak myślą korwinięta? Korwinięta zastanawiają się dlaczego im fujarka nie działa. Żadnego @#$%^ dźwięku. Cholerny socjalizm! Jednak widząc pędzące na złamanie karku szczerozłote pędolino, korwinięta odkładają na chwilę swe głuchonieme instrumenty z zielonej wierzbiny i obiema rączkami radośnie machają do podróżnych.
Pędolino odpowiada im wesoło merdając ogonkiem. Korwiniętom wygładzają się poradlone od troski czoła. Ach, jakie są teraz śliczne w złotym blasku pędzącego pędolina! Wycierają rękawem zasmarkane noski. "Oto jak wygląda złoty parytet", mówią same do siebie, specjalnie pogrubionym, niemal-dorosłym głosem. A gąski się pasą jakby nigdy nic. Pędolino zaś jest już daleko, daleko...
Właścicielowi płatkowego interesu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na firmowym koncie pojawiają się dutki. Dutki zaczarowane, mające (po odliczeniu podatku) tę cudowną właściwość, że cieszą, a pod ich wpływem (działającym zdalnie, w sposób dotąd przez naukę niewyjaśniony) wszyscy co do jednego zdolni, wszyscy ambitni, wszyscy cokolwiek warci biegną do najbliższej placówki banku i jak najprzymilniej poproszą o kredyt na rozpoczęcie działalności.
Potem wszyscy zdejmują buty, biorą sie za ręce, tańczą w koło, śpiewając magna voce Odę do Radości. (A starcy, jak to oni, chóralnie zawodzą, choć przecież jest to zawodzenie jak najbardziej optymistyczne, więc niech sobie pozawodzą. Już i tak niedługo to będzie.)
Sklep. Zupełnie taki jak poprzedni. A może całkiem ten sam? Też radośnie wybijający raciczkami werbel powszechniechnie dostępnego ziemskiego raju. Już niemal teraz, już niemal na wyciągnięcie dłoni. Jedyna różnica jest taka, że z półki, na której poprzednio, w tamtym złotodajnym sklepie, były płatki, aż cztery ich rodzaje, zrzucamy proszki do prania, czipsy mega-szampańskie (Ole!), oraz podpaski. Dla matek rodzin wielodzietnych, na porę między Nieszporami i Jutrznią. No i to cwane coś, co ostatnio pokazywali w telewizji.
Zaś na opróżnione w ten sposób miejsce kładziemy... Płatki? Śniadaniowe? Tak, właśnie! Ale inne. Całe 696 rodzajów płatków śniadaniowych - łał! A każdy rodzaj w innym wielobarwnym pudełku. (TO jest tu ważne - smak może sobie być ten sam. Albo nawet żaden.)
W sumie mamy więc w jednym sklepie 700 rodzajów płatków śniadaniowych. Podpaski muszą być wprawdzie teraz kupowane gdzie indziej (swoją drogą, wie ktoś gdzie można dostać to niebieskie do polewania?) , ale i tak - tłum się wali, żeby oglądać to zjawisko mirabile, telewizje, prasa, księga rekordów Guinessa... Tylko nikt żadnych płatków nie kupuje.
Nagle wszyscy chcą tylko podpaski dla matek i czipsy. No i to coś z telewizji. Nikt nie chce płatków śniadaniowych. Co jest, do cholery?! Imprezę organizują? Cholerni klienci, żadnego z nich pożytku!
I co? I nagle smutno się robi. Nasze złote pędolino momentalnie zblakło, zszarzało, skurczyło się. Jest teraz pomarszczone jak źmiok (to po kielecku ziemniak, ja nie stamtąd, ale to śliczne), który zapomniany przeleżał trzy roki w piwnicy, całą vis vitalis przekazując swym licznym dorodnym pędom - tylko tych pędów nigdzie nie da się znaleźć.
Leży to nasze pędolino w trawie obok toru i rzęzi. Rzekome złoto przy bliższym oglądzie okazało się już nawet nie tombakiem, tylko po prostu... Nawet nie chcemy tego wypowiadać. Raciczki podrygują konwulsyjnie, wyciągnięte w stronę szarego, chmurami zasnutego nieba. Ogonek zwisł, oklapł i całkiem się, turpe dictu, wyprostował. Najgorsze zaś jest to, że żadne dutki na konto nie wpływają - jak mocno by nie potrząsać skarbonką. Nie ma na comiesięczną spłatę kredytu. Przychodzi Pan Komornik... Oj niedobrze!
Powyższa historia traktuje, gdyby ktoś jeszcze nie zgadł, o życiu. Jest odwieczna i to się nie ma szansy nigdy zmienić, jak długo istnieć ono będzie na planecie Ziemia. A jeszcze bardziej ta nasza historia traktuje o liberaliźmie. Co, zdawałoby się, może nas całkiem nie interesować, ale, o ile (powodowany niczym ostrogą waszym, Potencjalni P.T. Czytelnicy, feedbackiem) napiszę dalszy ciąg, zobaczycie (Ludzie), że to się wiąże z wielką ilością różnych spraw, które nas jak najbardziej dotyczą.
No bo przecież ten @#$%^ co go mamy dookoła, to jak najbardziej Realny Liberalizm - więc jak by mogło nie? Więc mamy tę, tak pięknie tu opisaną, dychawiczność, zwiotczały ogonek... I to dziwne, czy może nie tyle "dziwne", co raczej... Nieprzyjemne? Mało estetyczne? Zamiast szczerego złota.
Do następnego razu zatem! (Może nawet dojdziemy do kwestii amerykańskich pierdlów, które mnie do napisania tego arcydzieła literatury natchnęły. I do patyczków. Ach, habent sua fata libelli!)
triarius
P.S. Chciałem ci ja znowu napisać, że "wychodzimy pojedynczo, uważać na ogony", ale niby władza się nam ostatnio zmieniła, więc zaniecham. Żeby mnie ktoś przypadkiem (?) nie wpisał w kampanię przeciw nowej władzy. Z którą, mimo mojej na ogół nikłej skłonności do optymizmu, wiążę i której życzę. Wszystkiego. No, prawie.
P.S.2 A tak po prawdzie, to miałem pomysł na zupełnie konkretny i zdrowy na umysle tekst - którego zapewne nigdy bym nie napisał, bo jak mnie nie bawi samo pisanie, to po co pisać? - ale uwiodły mnie, znowu, te różne groteskowe wizje i słowne wygibasy. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa! Choć nie, żebym uważał, iż w tym nie ma głębokiej treści.
Miło ponownie wpaść na bloga i poczytać przeniknięte głębią ironiczne analizy realnego liberalizmu, pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFęks!
UsuńPzdrwm
Cher Tigre!
OdpowiedzUsuńTekst znakomity! I to pędolino z zawijasem i nawet raciczkami(!) - znak i naszej wesołej Cywilizacji, i samej Polski: pociągi nowe, zagramaniczne (a jakże), a infrastuktura... Chałtura.
Pzdrwm*
Luca
*Czy można by uznać owe "Pzdrwm" za Oficjalne Tygrysiczne/-sistyczne Pozdrowienie(TM)? Pytam, bowiem zawsze ogromnie mi się podobało.
Cher Luca,
OdpowiedzUsuńPędolino też mi się podoba, choć znowu radość scribendi głupot odciągnęła mnie na manowce od całkiem sensownego i potencjalnie ważnego tekstu. Ktoś b. inteligentny, a przy tym uważny, urodzony przedsiębiorca (zasięrzutca), może już z tego dojcie o co chodzi, ale nieźle by było dojść do istoty sprawy, tyle że ja już tak nie robię. Sam wiesz.
Ten tekścik byłby o wiele lepszy starannie wylizany, bo tam można masę rzeczy dopracować językowo, skróty też by mu się przydały... No i ja to czasem faktycznie robię. On się zmienia i ewoluuje. To jest pisanie! ;-)
Co do Pzdrwm to może być oficjalne. Kiedyś Toyah się na to obruszal, ale i tak mieliśmy już z nim sławną awanturę o Picassa i Queen, a ja mu na to - i jakżesz słusznie! - że tak pisano już 5 tys. lat temu, a niektórzy tak piszą do dziś, i to nie byle jacy, bo jedni to... wiadomo... a drudzy... drugie wiadomo.
Całuję Cię czule (ładny skrót byłby z tego: CCc)