niedziela, stycznia 17, 2016

Zapomniana mniejszość seksualna

Spółdzielcza siedmiokolorowa flaga powiewa dziś dumnie - może jeszcze nie nad "całym światem i połową Ameryki", ale na pewno nad całą Ameryką (w sensie US of A) i całą Europą - zaś przedstawiciele różnych fascynujących "orientacji" obrzucają zwykłych hetero-proli pogardliwym spojrzeniem, zamiast dawnych druków L-4 i żółtych papierów, machając im teraz przed nosem certyfikatami zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności.

Co więcej, w przedpokoju wieszają już kuse paletka i zaraz wkroczą na salony nekrofile-pedofile, kazirodcy-zoofile i transseksualni kanibale. Po schodach raźno wspina się już jeden czy drugi miłośnik sklonowanych krzyżówek domowej świni i kreta-albinosa, z przemyślnie wszczepionym czytnikiem linii papilarnych, napędzanym transoceanicznym kablem wiodącym od pola ogniw słonecznych gdzieś w Patagonii.

Z kilkoma "orientacjami" jest jeszcze nieco problemów. Jak to ze "zwykłymi" pedofilami. Dawno byliby już awangardą ludzkości, gdyby nie dwa paskudnie komplikujące sprawę czynniki. Raz, że dla części establiszmętu, tej o bardziej ubeckich genach i upodobaniach, wciąż złapanie konkurenta do stołka czy słodkich pierniczków, na pedofilii, mniej lub bardziej autentycznej, to super gratka. Dwa, że, ponieważ oficjalnie wciąż jeszcze mamy "demokrację" i "prawa człowieka", prolom mogłoby się zacząć wydawać, że i oni mają korzystać, a nie tylko dostarczać materiału.

Specjalna też jest sytuacja z poligamią, bo, choć stanowi marzenie i poniekąd cel życia każdego w miarę autentycznego mężczyzny (czyli źle!), to tak czy tak zostanie wkrótce wprowadzona - tyle że nie z inicjatywy tych samych postępowych sił, co reszta, no i nie całkiem ci sami będą się nią cieszyć. Więc to sobie ewentualnie przedyskutujemy jakimś innym razem. Ogólnie jednak na froncie mniejszości jest super, a będzie jeszcze lepiej!

Zgoda, istnieje jednak pewne "ale" - pewna malutka skaza, psująca cały ten prześliczny obraz... Powiem brutalnie: o jednej seksualnej mniejszości całkiem się zapomina! Co?! Jak to możliwe?! A jednak, moi drodzy, a jednak... Jaka to miałaby być mniejszość?! Ci, którzy na samą myśl o Unii Europejskiej dostają drgawek. To by miała być mniejszość?! A co - większość? Być może, jeśli nie teraz, to wkrótce, ale na razie nie mamy danych, żeby twierdzić, że to większość, więc mówmy o mniejszości. Bo ta istnieje na pewno.

Ale ta "mniejszość", gdyby nawet istniała, nie jest w żadnym sensie "seksualna"! Nie ma więc prawa do traktowania takiego, jak wszystkie te słodkie... Jak kanibale-pedofile spod znaku cordon bleu... Czy, powiedzmy, zwolennicy, powiedzmy, miłości (miłość zawsze jest piękna!) ze zwłokami własnego dziadka, który wcześniej był babcią, a jeszcze wcześniej... Ech, co za piękne wizje, a ty mi tu o jakichś zacofanych moherach, które by po prostu należało...

Jak to nie ma z seksem nic wspólnego? A jeśli taki ktoś się, powiedzmy, nigdy nie może... excusez le mot, pieprzyć, bo jak tylko poczuje wolę Bożą, to mu się w wyobraźni jawi facet z naprawdę paskudną mordą, wymachujący do tego unijną flagą - tą niebieską, z tymi...? (O Jezu, ratuj!)

Jak to nie ma, skoro, kiedy słodkie stworzonko w jego ramionach szepcze mu do ucha rzeczy w stylu: "uwielbiam cię, kiedy tam tak... właśnie... tak delikatnie... tak robisz, ach!", to on zamiast tkliwego szeptu słyszy jerychońskie trąby, rzężące "Odę do radości", z towarzyszeniem piętnastu tysięcy dzieci wszystkich możliwych płci (a jest ich z każdym rokiem więcej!) i kolorów, a wszystkie w błękitnych kapotkach z tymi tam... (Nie, nie mogę!)

Kiedy zaś ukochana, wzruszona jego wcześniejszą intuicją i poczuwająca się do rewanżu, proponuje mu, że podejmie wysiłek, żeby go doprowadzić do jeszcze większej ekstazy niż kiedykolwiek dotąd, i w tym celu proponuje mu... Ach, jakimż słodkim i zakochanym głosem! I nawet sama, bez żadnych nacisków czy sugestii, ma zamiar przekonać do tego tę swoją śliczną, i wciąż niewinną, kuzyneczkę...

To gość propozycji nie słyszy, bo w uszy świdruje go coś jak pisk ćwierć miliona myszy, połapanych (bez dyskryminacji) po piwnicach, pizzeriach i uprawnych polach, a następnie wrzuconych do ogromnej wanny i sadystycznie podgrzewanych na wolnym ogniu. I co mu z tego, że nawet wie, na racjonalny rozum, iż to nie są żadne myszy, tylko po prostu unijni komisarze i europarlamentarzyści z partii Zielonych, radzący nad sposobami dalszego uszczęśliwiania Ludzkości i budową Ziemskiego Raju?

Jego życie seksualne tak czy tak zostało zrujnowane - nie dość że nie usłyszy czarującej propozycji, nie dość że jej nie zrealizuje - to jeszcze został impotentem na kilka tygodni co najmniej, a do tego czasu znowu coś związanego z Unią - jakaś wizja, jakaś informacja, jakiś prominent ze swym nawiedzonym przemówieniem - porazi ten jego biedny mózg i całą resztę...

Ale nie demonizujmy i nie wpadajmy w jakieś sprośne błędy! To nie jest tak, że on ma ten swój umysł nie taki, albo że mu ten tam... Mówimy o facetach, choć u kobiet bywa podobnie, choć oczywiście całkiej inaczej... Analogicznie znaczy. Też to potrafią mieć. No więc mu coś nie funkcjonuje jak należy. Albo orgazm na słodko nie chce nadejść, choć powinien. (To akurat dla obu płci, albo nawet dla wszystkich dotąd rozpoznanych, ale nie znam się.)

To jest po prostu, powiedzmy to sobie otwarcie - kolejna MNIEJSZOŚĆ! W dodatku mniejszość SEKSUALNA! Mniejszość, która nie różni się niczym (z punktu widzenia Praw Człowieka i Europejskich Wartości) od innych seksualnych mniejszości. Prosiłbym wyciągnąć z tego należyte wnioski, wprowadzić w życie należne procedury, zadbać, zainspirować, przypilnować... I żeby mi to było szybko!

Z całym należytym szacunkiem i całą miłością, na jaką P.T. Odbiorca zasługuje

triarius

P.S. Swoją drogą, chyba mnie cichcem zablokowali jako blogera na szalomie, bo, choć niby tam mogę się logować, to kiedy chciałem coś po półtora roku wkleić, a konkretnie powyższe arcydzieło, to się okazało, że nie da rady.  

3 komentarze:

  1. Pan tu Panie Tygrys pierdołami się zajmuje a o nowej publikacji blankenburgczyka, wydanej w szeleszczącym języku Słowian Zachodnich, ani słowa... (Wydanej w oryginale w lipcu roku 1933...)

    Oswald Spenger
    "Lata decyzji. Niemcy a bieg dziejów powszechnych"
    rok wydania: 2015
    wydawnictwo: Aletheia

    Z wstępu:

    "[...]Książka ta zrodziła się z wykładu Niemcy w niebezpieczeństwie,
    który wygłosiłem w 1930 roku
    w Ham­burgu, nie spotykając się ze szczególnym
    zro­zumieniem. W listopadzie 1932 roku zacząłem
    rozwijać tekst. Sytuacja w Niemczech pozostawała
    wtedy taka sama jak wcześniej. 30 stycznia 1933 roku
    książka była wydrukowana do strony 154. Nic
    w niej nie zmieniłem, bo nie piszę dla kilku miesię-
    cy czy następnego roku, lecz dla przyszłości. Jedno
    zdarzenie nie uchyli tego, co słuszne. Dałem tylko
    inny tytuł, by nie wzbudzać nieporozumień: zagrożeniem
    nie jest przejęcie władzy przez siły narodowe,
    lecz zagrożenia już istniały – po części od 1918 roku,
    po części o wiele, wiele dłużej – i istnieją nadal, ponieważ
    nie zdoła ich usunąć pojedyncze wydarzenie,
    któremu potrzeba wieloletniego rozwoju, by mogło
    im skutecznie przeciwdziałać. Niemcy są zagrożone.
    Mój lęk o kraj nie zmalał. Marcowe zwycięstwo (po wprowadzeniu przez Hindenburga stanu wyjatkowego przyp. mój)było
    zbyt łatwe, by otworzyć zwycięzcom oczy na rozmiar
    niebezpieczeństwa, jego źródło i trwałość.
    Nikt nie może wiedzieć, do jakich form, sytuacji
    i osobistości prowadzi ten przewrót ani jakie będą reakcje
    z zewnątrz. Każda rewolucja pogarsza sytuację
    kraju w kontekście polityki zagranicznej i mężowie
    stanu rangi Bismarcka są niezbędni tylko po to, by
    temu sprostać. Możliwe, że stoimy już w obliczu
    bliskiej drugiej światowej wojny o nieznanym rozkładzie
    sił i nieprzewidywalnych – wojskowych, gospodarczych,
    rewolucyjnych – środkach i celach. Nie
    mamy czasu na ograniczanie się do spraw wewnętrznych.
    Musimy być „w formie”, przygotowani na każ-
    de możliwe do pomyślenia zdarzenie. Niemcy nie są
    wyspą. Jeśli swojego stosunku do świata nie będziemy
    uważać za problem akurat dla nas najważniejszy,
    los – i to jaki los! – obejdzie się z nami bezlitośnie.[...]"


    OdpowiedzUsuń
  2. Bo Pan, Panie Amalryk, zajmujecie się przeszością, podczas gdy ja pracuję dla przyszłości. ;-)

    Ale nie - fajny wklep, dzięki! Wydali to w III RP (i pół)? Jak się o takich rzeczach człowiek dowiaduje? Z telewizji?

    Zaczynają mi się kawałeczki układać w całość - np. dlaczego szkopy akurat teraz uwolniły słynną książkę Adolfka.

    Ale tak szczerze - nie jest to o mniejszości śliczne? Nawet jak na mnie mało rozczochrane. Prawdziwe na odmianę dziennikarstwo obywatelskie... (Mam nadzieję, bo co ja tam mogę wiedzieć.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Się domagasz apładismientów jak primabalerina z Teatru Balszoj?

    OdpowiedzUsuń