triarius
Bratem mi każda ludzka istota, o ile nie przyłożyła ręki do Postępu i Szczęścia Ludzkości. (Triarius the Tiger)
piątek, listopada 19, 2021
Obóz świętych na granicy (tylko świętych brak)
triarius
czwartek, listopada 18, 2021
Och det Literära Nobelpriset går till...
Pan Adam i Pan Szczepan są działkarzami i mają działki obok siebie. Rywalizują też w ze sobą na urodę i rozmiar swoich płodów. (Przez "płody" rozumiemy tu florę wyrosłą na działce, nie zaś... Nic innego.) Pewnej środy Pan Adam pokazuje Panu Szczepanowi przez siatkę ogromną rzodkiewkę, która wyhodował. Pan Szczepan, nie mogąc ukryć podziwu, woła: "Naprawdę RZODKIE są w tym klimacie takie piękne WKI, gratulacje!" I obaj panowie wybuchają serdecznym śmiechem.
triarius
środa, listopada 17, 2021
No, jeśli ktoś śledzi...
triarius
wtorek, listopada 16, 2021
Bonmot rozwojowy
Za komuny wcale nie było lepiej - po prostu teraz jest gorzej.
Bonmot o tyle ciekawy, że z roku na rok zdaje się zwiększać w nim zawartość prawdziwości, kosztem zgrabnie
wyrażonego, ale błahego paradoksu. Na oko oceniam, że pod koniec roku 2021 ich
proporcja to jakieś 80/20. (Może to "lepiej" mogłoby być w cudzysłowie, ale dość nie lubię tego taniego efektu, wię niech będzie bez.)
triarius
sobota, listopada 13, 2021
Spowiedź dziecięcia wieku
No dobra, to jest całe to, co mi się dotychczas napisało. Potraktujcie to sobie jako ekshibicjionizm, ale możecie wierzyć lub nie, że i tak wszystkiego wam nie opowiem, a ludzie nie takie rzeczy o sobie opowiadają. Sądzę mimo wszystko, że, choć niezbyt typowe, nie jest to całkiem indywidualna sprawa, a przez to nieinteresująca. Jeśli napiszę jeszcze coś więcej, na co są widoki, bo to mi się nawet dość przyjemnie pisze, patrząc z z perspektywy wieczności na swoje przeszłe życie, to już tutaj nie będę wklejał, tylko porobię z tego jakieś ebooki, kindle itd., a potem jeszcze ew. dam do przetłumaczenia na inne języki. Może coś się zarobi, zanim będzie za późno. W każdym razie kilku krewnych i znajomych (Królika) może sobie parę rzeczy na mój temat wyjaśnić i uporządkować. Tak więc, z pewną ironią to mówię: Przyjemnej lektury!
O Autyźmie, Dysleksji i innych wspaniałych zaletach
W młodości chciałem być psychologiem, ale było to w PRLu, więc zamiast kariery w tajnej policji czy może propagandzie, która by mnie po takich studiach niewątpliwie czekała, zostałem tym, co prywatnie nazywam “fałszywym inżynierem”. (Czyli takim gościem, który szedł na inżyniera głównie po to, żeby uniknąć na ile to możliwe na studiach komuszej indoktrynacji, a po studiach nie indoktrynować komuszo innych. Większość takich ludzi kończyła potem w kabaretach, ja nie miałem tego szczęścia.) Z tego mojego zainteresowania wynikło naprawdę sporo, m.in. to, że masę o psychologii czytałem, a do tego zastanawiałem się, sondowałem własną duszę, obserwowałem innych…
Tak więc, choć wam ludzie będą mówić, że gościa z Aspergerem rozpoznaje się po braku mimiki, monotonnym głosie, braku zrozumienia innych, oraz pasji do astrofizyki, to walnijcie go zwiniętą gazetą w nos, bo to wcale nie jest tak! Oczywiście - są wtedy takie tendencje, bo jeśli dziecko o tych skłonnościach nie łapie kontaktu z ludźmi, nie widząc w tym nic wystarczająco atrakcyjnego, całkiem po prostu, no to jak ma sobie wyrobić wyczucie psychologii tych ludzi, bogatą mimikę i modulowany głos? Skoro on sobie bez porównania woli obserwować szczeliny między płytkami podłogi, albo plamę na tapecie. Jest takie dziecię wyjątkowo (na waszym ludzie tle) inteligentne i jego psychika działa w takich pasjach, czyli że co pewien czas strasznie się czymś podnieca, wtedy ta sprawa staje się dlań niemal wszystkim, a cała reszta niczym.
Dochodzi w tym wtedy często to bardzo dobrych wyników - no bo z czego w końcu biorą się niemal wszyscy prawdziwi geniusze i prawie-geniusze (prawdziwi, a nie ci od “geniusz to zdolność do wytrwałej pracy”, choć taki gość z autyzmem naprawdę nad tą swoją pasją pracuje, że hej!), jeśli nie z (mniej lub bardziej “funkcjonalnego”) autyzmu? Potem taki geniusz albo młodo umiera - Boże ilu było takich, którzy dożyli góra wieku Chrystusowego, a dokonali wielkich rzeczy, albo nawet nie takiego wieku, jak np. Charlie Christian! - i ta pasja nie zdąża mu się zmienić na jakąś całkiem nową, albo mu się za czas jakiś zmienia, potem znowu… I gość zostaje na całe życie “genialnym dyletantem”, “zmarnowanym talentem”, czy “takim, co nie może dla siebie znaleźć miejsca”. Każdy przecież, kto to czyta, zna co najmniej jednego takiego, prawda?
W rzadkich przypadkach - do czego jest chyba jednak niezbędna pewna uroda, powodzenie u płci przeciwnej, trochę siły mięśniowej i wynikająca z tego niejaka zdolności do samoobrony, plus pewne istotne choć nieuchwytne imponderabilia w otoczeniu... Amicus Plato, skromność faktycznie, jak to celnie ujął Oscar Wilde, “przystoi ludziom nie mogącym w żaden inny sposób zwrócić na siebie uwagi”, ale ja nie mówię tego, żeby się głupio puszyć, tylko tak właśnie było i bez tego byłoby inaczej. W końcu ja żadnej Nagrody Nobla nie zdobyłem, miałbym wtedy coś do pokazania, ale szczerze mówiąc, choć pewnie trudno w to uwierzyć, wolę jednak nie. Wolę mieć mimikę i modulowany głos, a to właśnie dzięki temu, że wibrowało wokół wabiąc mnie masę różnych spraw normalnemu nerdowi z Aspergerem niestety niedostępnych, więc biedakowi pozostaje tylko Astrofizyka i komory kondensacyjne, z Nagrodą Nobla na końcu drogi.
Przydają się też pewne sportowe talenta. Mnie w każdym razie to właśnie, choć sportem podniecam się w sumie dość niewiele, ostatecznie skierowało na drogę ku “funkcjonalności”, pogodzeniu się z własnym ciałem, z obiektywną i nierzadko przecież przykrą namacalną rzeczywistością… Zamiast żebym miał się nadal podniecać radioodbiornikami z żyletki i ołówka, planami zbudowania sobie komory kondensacyjnej do obserwacji cząstek elementarnych, czy nawet programowaniem komputerów (choć to ostatnie było moją wielką pasją przez dobrych kilka lat).
Zmierzam do tego, że o psychologii czytałem ci ja w życiu sporo, także rzeczy uchodzące za poważnie - od Freudów tego świata po amerykańskie uniwersyteckie podręczniki - jednak nie będę ukrywał, że to, co uważam za najcenniejsze dla mnie, jako dla “domorosłego psychologa” i mistrza samowiedzy, bierze się głównie z Introspekcji, wczuwania się i obserwacji, a także ze studiowania Historii i pokrewnych spraw. Dowodem na to, że nie łudziłem się przy tym, nie goniłem w piętkę, może być to, że moje przewidywania dotyczące ludzkich zachowań, zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych, także dotyczących mnie samego, bardzo ładnie się sprawdzają, a poza tym udało mi się naprawdę dużo dobrego zrobić z moją własną psychiką, bo w młodości byłem potwornie poharatany i nieszczęśliwy, a teraz jestem już tylko niewiarygodnie biedny. Finansowo (i nie zawsze tak wcale było, choć gromadzenia bogactw i ciułanie na emeryturę nigdy do mnie nie przemawiało).
Skoro mówimy o Introspekcji, to powiedzmy sobie najpierw kilka słów na jej temat, bo to rzecz mocno dzisiaj kontrowersyjna i jej wartość jest intensywnie podważana. Moim zdaniem całkiem niesłusznie, o czym poniżej.
O Introspekcji i innych gwałtach na Nauce
Oczywiście wiem, że introspekcja jest obecnie, i od dawna, uważana za błędną metodę poznawania tajemnic psychiki, wiem też dlaczego, a nawet częściowo, choć tylko częściowo, się z tą opinią zgadzam. Introspekcja jest par excellence “nienaukowa”, bo indywidualna i nieweryfikowalna, czyli gwałci, czy raczej ignoruje, podstawowe zasady, na których oparta jest nowoczesna zachodnia Nauka. Nauka to bowiem system dochodzenia - nie do Prawd, bo właśnie odrzucenie ambicji ich znalezienia to nowoczesnej (od Galileusza) Nauki fundament - tylko do użytecznych hipotez.
“Prawda” to będzie sens życia, sens Historii, Bóg, cel naszego istnienia, natura Dobra i Piękna, czyli rzeczy naprawdę dla człowieka istotne, tyle że niemożliwe do ścisłego i obiektywnego określenia. No i nie przekładające się wystarczająco bezpośrednio na nowe modele golarek do sfer intymnych, czy skazanych na sukces seriali. Tak, oczywiście - ludzie, którzy zdobyli pewną renomę (słusznie lub nie) w autentycznej Nauce wypowiadają się raz po raz na te tematy w mediach, ale właśnie dlatego, że próbują tu chytrze wykorzystać swoje ew. osiągnięcia w całkiem innej sferze, jest to tym wulgarniejsza i bardziej zakłamana propaganda.
Prosty człowiek ma prawo ględzić publicznie na takie tematy - tyle że raczej nikt nie będzie go słuchał. Artysta, ten prawdziwy, wypowiada się na ich temat cały czas, bo taka jest natura tego, co robi, jednak ma to pewne znaczenie, gdy wypowiada się w swojej sztuce, czyli nie gazetowym językiem w telewizji. Choć niby mu wolno, bo on w odróżnieniu od “uczonych”, nie udaje “eksperta”, tylko co najwyżej: “to jeden z nas, ale ach! jaki on wrażliwy!”
Można by ten temat jeszcze rozwijać, ale to powinno już być jasne - nie istnieją żadne obiektywne, “naukowe” autorytety od tak rozumianych “Prawd”, i być ich nie może. Zgoda - dla kogoś takim autorytetem będzie Papież, dla kogoś innego Dalaj Lama, dla jeszcze kogoś Lech Wałęsa (tu, nie będę ukrywał, się zaśmiałem). Tyle że właśnie z tego, iż autorytety dla różnych ludzi są różne, a nierzadko mówią całkiem sprzeczne rzeczy, wynika, że nie ma to nic wspólnego z “naukowością”.
Czy brak “naukowości” te, albo i inne, twierdzenia i same problemy przekreśla? Absolutnie nie! To właśnie chcę tutaj powiedzieć. “Naukowość” ma liczne zalety i znaczenie, bo pozwala wielu ludziom, na ogół o całkiem przeciętnych zdolnościach, żadnym w każdym razie geniuszom, zbiorowo tworzyć bank użytecznych hipotez, weryfikować je, falsyfikować, popperyzować, dyskutować… Itd. I jednym genialnym zaiste posunięciem dawnych geniuszy w rodzaju Galileusza, które ten naprawdę ogromny dzisiejszy naukowy dorobek umożliwiło, było właśnie całkowite wyeliminowanie “Prawd” w tym znaczeniu, o których tutaj mówimy, czyli najszerzej pojętej Religii, sensu… A także wszystkiego, co subiektywne, co nie daje się zmierzyć, zważyć, ponownie przetestować, poza sferę Nauki.
Czego skutki są rozliczne. Na przykład taki, że w uczciwej i rzetelnej nauce (inaczej niż w kowidowej propagandzie udającej Naukę) nic nigdy nie będzie do końca, na zawsze i absolutnie pewne. Albo to, że ideałem dla każdej poszczególnej gałęzi Nauki będzie Matematyka, a w przypadku dziedzin z założenia akceptujących obserwację i doświadczenia, a nie tylko ścisłe rozumowanie oparte o kilka aksjomatów - Fizyka. Co do tego nie może być wątpliwości i praktycznie każdy, kto się za naukowca (słusznie lub nie) uważa, to nie tylko przyzna, ale będzie też do swojej dziedziny pakował tyle obliczeń i takich spraw, które za Matematykę uważa i we własnej opinii jest w stanie pojąć, ile zdoła. Wystarczy sobie uświadomić, z jakim świętym zapałem i często wysiłkiem, umieszcza się w naukowych tekstach te wszystkie tabelki i statystyki, bez czego te teksty byłyby przecież o wiele mniej “naukowe”, z ryzykiem, że w ogóle by “naukowe: być przestały.
Czy to źle, że są statystyki i tabelki? Nie, całkiem często to po prostu bardzo dobrze, jeśli wnoszą one coś do zrozumienia danej kwestii. Bywają jednak sytuacje, gdy wnoszą bardzo niewiele, ale są, bo być muszą, a na jakąś sensowną i w miarę oryginalną syntezę zagadnienia, jakieś podsumowanie wyników własnych bada”, danego mędrca nie stać. Tyle jednak on przecież wie, że statystyki, tabelki i to, co taki ktoś jak on, a także recenzent i dawca grantów, za Matematykę uważa, gwarantują “naukowość”. Nawet w takich dziedzinach, gdzie w istocie nic interesującego nie wnoszą i wymagają niesamowitych intelektualnych akrobacji, żeby je w ogóle tworzyć. (Przypomina się znana gradacja: “kłamstwo, bezczelne kłamstwo, statystyka”.)
Tabelki i statystyki, te sensowne i rzetelne, przydają się także w Historii czy Psychologii, jednak żądanie, by cała Historia i Psychologia w nich się zawierała, to głupota, bezczelność, nadużycie i coś w istocie sowieckiego, bo dostrzegam w tym próbę urządzenia działalności badawczej, czyli Nauki, tak, by partyjny aparatczyk, ubek czy inny biurokrata bez porządnego naukowego przygotowania, był w stanie ocenić, który z badaczy jest po linii i na bazie, więc zasługuje na granty i ordery, którego należy łagodnym napomnieniem naprostować, którego rozstrzelać, a któremu dać 10 lat łagru.
Podobnie jak z tabelkami i statystyką mają się sprawy ze studiowaniem dokumentów, jako rzekomo ostatecznej instancji. Przepraszam, a skąd niby wiemy, jaki jest stosunek dokumentu do realnej rzeczywistości? Ogólnie i w każdym konkretnym przypadku? Najpierw trzeba by chyba dokonać sporej metodologicznej pracy, czyli w sumie Filozofia Historii, żeby móc cokolwiek na ten temat wyrokować, prawda? A tutaj nikt takiej pracy nie wykonuje, tylko każdy sobie radośnie zakłada - w poważnej historiografii pewnie nie aż tak każdy, ale w szkolnych podręcznikach to na pewno - że jak coś jest w dokumencie z pieczęcią i podpisami widoczne, to na pewno tak właśnie rzeczy się miały. Czy to nie paranoja? “Naukowość”, my foot!
W każdym razie, choć zgadzam się, że ta zdolność dość przeciętnych w sumie na ogół ludzi, to tworzenia solidnego i w sumie (pomijając wpływy bezpieki i biurokratów), przez swą weryfikowalność rzetelnego gmachu wiedzy, w sensie “użytecznych hipotez”, a nie “Prawd Absolutnych”, to rzecz bardzo cenna, jestem także przekonany, że jeśli ta udająca Matematykę z Fizyką “naukowość” całkiem nie potrafi sobie poradzić z Historią czy Psychologią, to nie Historię z Psychologią należy zmienić, tylko raczej nasze kryteria. Co do podstawowych kryteriów “naukowości”, tych uczciwych, bez szemranych wpływów aparatu itp., nie mam w sumie zastrzeżeń, a jeśli się bez pęknięcia nie dają na tyle rozciągnąć, by uwzględnić autentyczną Historię czy autentyczną ludzką psychikę, to cóż - takie jest życie, a życie, wraz z Historią i ludzką psychiką, powinno chyba jednak mieć wyższy priorytet od czegoś, co pozwala skutecznie sprzedawać golarki i co pół roku szczepić ludzi czymś przez Naukę zagwarantowanym, jako panaceum na wszelkie dolegliwości, z bezobjawowymi na czele.
Faktem jest, ale to bardzo ponura sprawa, z której mało kto zdaje sobie sprawę, że wspomniane tu partyjne aparaty, biurokracje i co tam jeszcze (jak służby, korporacje, media) ogromnie się starają, by “naukowość”, jak to oni sami rozumieją i są w stanie zrozumieć, nie tylko w pełni dała się stosować do absolutnie wszystkiego - z naszą psychiką na czele - ale ich celem jest po prostu zmienienie tej psychiki w taki sposób, by to się naprawdę idealnie, skutecznie i bez problemów dało stosować! Lojalny Czytelnik powinien to ostatnie zdanie przeczytać co najmniej trzykrotnie, bo w tym jest przysłowiowy dynamit, lub raczej broń termojądrowa, a do tego opis tego, co się teraz naprawdę wokół nas - i z nami! - dzieje. “Jeśli ludzka psychika nie daje się skutecznie opisać tabelkami i statystykami - tym gorzej dla ludzkiej psychiki!”, mówią te aparaty, łamane przez biurokracje, a to jest coś, przy czym każdy Polpot z Idi Aminem to małe miki!
Jak być powinno, pytacie? Jeśli nie ta “ścisła matematyczna naukowość” w Psychologii czy Historii, to właściwie jak ma być? Czy Psychologia i Historia muszą przestać być Naukami, żeby się Szan. Autorowi spodobać? A róbcie sobie tę swoją “naukową Psychologię” z “naukową Historią”, jeśli to was bawi, a nawet od czasu do czasu wychodzi stamtąd coś względnie interesującego… Tylko odczepcie się od tego, co może “naukowe” w pełni nie jest i być nie może, się nie stara, bo to ma bez porównania większą szansę powiedzieć coś sensownego o Historii czy Psychologii, niż wasze tabelki! Dilthey jednoznacznie wykazał, iż próby robienia z Historii jakiejś kulawej Matematyki czy fizyki są idiotyczne, bo tam, w naukach ścisłych, wszystko jest powtarzalne, a w tych nie-ścisłych absolutnie nic. W miarę inteligentnemu człowiekowi wystarczy raz się nad tym zastanowić i już nigdy wątpliwości mieć nie będzie, tyle że w tych naszych cudownych czasach wzięły się za to potężne siły, mające ewidentny zamiar zrobić tak, by, przez okulawienie ludzkiej psychiki, jeśli trzeba, do jej poznania całkowicie wystarczyła właśnie ta kulawa Matematyka.
Naprawdę trzeba coś mieć nie tak z elementarnym filozoficznym przygotowaniem, by twierdzić, że introspekcja to fatalne narzędzie do poznania ludzkiej psychiki, a super metodą są te wszystkie testy, gdzie za prawidłową decyzję obiekt otrzyma 5 centów, a za błędną nic. Żaden ze mnie fizyk (choć Fizykę na niezłym poziomie miałem na PG, a z liceum przemocą wysyłano mnie na fizyczne olimpiady), ale Zasadę Heisenberga na tyle liznąłem, by wiedzieć, jak takie laboratoryjne sytuacje mają się do prawdziwych życiowych decyzji, od których naprawdę coś zależy. O takich eksperymentach czyta się nierzadko z pewnym zainteresowaniem, a zaraz potem zapomina, bo mało pamiętam takich, które by się nadawały na coś więcej, niż na ostatnią stronę popularnego tygodnika, podczas gdy one, z tego co wiem, stanowią całą treść podręcznika dla pierwszorocznych studentów Psychologii w tenkraju, która to książka (całkiem przyjemna lektura na długi zimowy wieczór zresztą) o tyle jest ewenementem, że w tenkraju została pono wydana w dwóch różnych tłumaczeniach.
czwartek, listopada 11, 2021
O blogaskowych komętach i karach doczesnych - odcinek 1
Jak zacząć, jak zacząć...?! Może tak...
Rozmawiałem do was ostatnio, moi P.T. Niezliczeni Czytelnicy-łamane-przez-Komenatorzy o baronach. Tych prawdziwych, feudalnych. Że mi cholernie imponują tym, co w %^&* Liberaliźmie byłoby anatemą, a właściwie czymś całkiem nie do pomyślenia - tym mianowicie, że mogli nie odczuwać najmniejszej potrzeby, by się komukolwiek podobać, a już na pewno nie wszystkim, jak my dziś, ku memu obrzydzeniu, mamy.
*
*
Zresztą przecież nie tylko baronowie posiadali tę bezcenną cechę! Każdy gospodarz, w sensie chłop z gospodarstwem, jakimś tam koniem, krową i babą, miał w sumie, przynajmniej na codzień, czyli pewnie 98,7% swojego dorosłego, gospodarskiego życia, tak samo. I to nie skończyło sie w dodatku w jakimś XIII wieku, jak u barona, tyko trwało jeszcze setki lat dłużej, choć w różnych miejscach różnie z tym było.
Każdy taki gospodarz, to był automatycznie (na codzień) przywódca jakiegoś stad(k)a, czyli samiec alfa - jak by go nie widzieli panowie ślachta czy chcący się elitom przypodobać pisarczykowie... (I znowu ta PanaTygrysiczna kwestia się podobania! To wraca jak wyjątkowo nachalny bumerang!)
Już samo mieszkanie w mieście stwarza tę potrzebę się podobania, choć oczywiście patrycjat czy arystokracja, w swoich hôtels particuliers i poruszajaca się karetami, mogła mieć to w nosie, choć raczej rzadko chciała, bo podobanie się zaczęło nieść z sobą wiele nowych, atrakcyjnych korzyści. Do kariery Medyceuszy włącznie, no a w przypadku takiej np. późnej arystokracji skoszarowanej w jakimś Wersalu, to podstawienie Królowi żony czy córki było stało się o wiele łatwiejsze i częstsze, zaś zaszczyt podania Monarsze nocnika mógł spotkać niemal każdego dworaka, który tylko zdołał za bardzo nie podpaść.
Po co ja to wszystko mówię? A nie mam bladego pojęcia! Ideą und genezą tego tekstu było to, że zerwała mi się struna, więc, nie mając ochoty szukać nowej, zacząłem w myślach przeżuwać nasze ostatnie polemiki z p. Bąkowskim. Który to pan mi zarzuca, że nie znoszę Rosji, bo jestem, jak rozumiem, z natury pełen uprzedzeń.
No i w odpowiedzi na stwierdzenie, iż "w carskiej Rosji było mniej egzekucji, niż na zachodzie Europy", przyszła mi do głowy zgrabna... O - "riposta" to się wabi! No więc, że "nie musieli kary śmierci, bo już samo życie w Rosji było wystarczającą karą za grzech pierworodny i wszystkie inne ew. prywatne grzechy".
A potem naszła mnie myśl, że to wcale nie taki sobie byle - zgrabny choć mało słuszny - paradoks, bo że tak naprawdę było, sugeruje fakt, iż dokładnie to samo mamy w naszym obecnym Ziemskim Raju, czyli Liberaliźmie, Zjednoczonej Europie...
Czy jak ten %^&*( nazwać! Ci też nie muszą (oficjalnie) stosować kary śmierci, bo piekło skutecznie i z niezmożonym zapałem urządzają nam już za życia. Oczywiście powszechna "eutanazja" (liznąłem grekę, stąd cudzysłów) jest w planach - najpierw pewnie od osiemdziesiątki, potem stopniowo w dół... Czterdziestka? Trzydzieści pięć? Ale to nie to samo, bo jak niby? Za jakieś straszne zbrodnie, a nawet (o zgrozo!) bez nich, waadza ma wyzwalać winowajcę z koszmaru? Ma to cień sensu?!
To tyle tego, a że napisaliśmy w tytule "odcinek 1", to sobie jeszcze kiedyś, Deo volente, porozmawiamy o uprzedzeniach, zoologicznych awersjach, i innych takich brzydkich, zdaniem niektórych, cechach. W końcu jeśli Edmund Burke i Pan T... Zgoda?
triarius
P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na %^&*( ogony!
środa, listopada 10, 2021
Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 5
Słuchaj Klaus (czy inny tam Wołodia)! Jest interes do zrobienia i może ci to pomóc na karierę. Chcemy mianowicie szybko kupić od was masę tych waszych czołgów najnowszej generacji, co to podobno lepsze od wszystkiego, co kto kiedykolwiek na wroga wypuścił. Plus części zamienne do tych, co już mamy. Naprawdę chodzi o hurtowe ilości! I amunicja też oczywiście, żeby nam wystarczyło do prowadzenia porządnej wojny na lata... No bo wiesz, po tych ostatnich waszych prowokacjach zaczynamy się obawiać agresji ze strony twojego, kochany, kraju. Bez urazy, to tylko interesy! To jak będzie? Zadzwonisz jeszcze dziś i dasz mi odpowiedź? Oczywiście, słodki jesteś. Ucałuj ode mnie Fatimę i dzieciaki! Aziza też was pozdrawia.
P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!
wtorek, listopada 09, 2021
Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 4
triarius
P.S. Wspomniał ktoś o obronie granic? Że do tego niby wojsko jest nam potrzebne? Jak dzisiaj z tą Białorusią? Fakt, sprawdza się tam nasza armia i jest cudownie skuteczna, skoro wszyscy oficjele oficjalnie mówią, że najgorszą rzeczą byłoby zastrzelenie kogoś! Jeśli zastrzelenie jest wykluczone, to nie powinno tam być nawet śladu armii - proste! Ci ludzie, @#$% mać, forsują nasze państwowe, narodowe, krajowe granice! "Co Putin chce w ten sposób wykazać?", zachodzą nasi mędrcy w głowę. A czy nie to aby, że nasze granice i nasza "suwerenność" to sprawy absolutnie bez najmniejszego znaczenia? I masa rzeczy, które z tego bezpośrednio wynikają? A znaczenia to faktycznie nie ma poza propagandą dla "prawicowych" lemingów oczywiście. Tych co i "pandemię" łykają. A teraz wychodzimy pojedynczo, znacie już chyba procedury!
poniedziałek, listopada 08, 2021
Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 3
triarius
P.S. Ale jeszcze raz przypominam - nie wychodzimy tłumnie i uważać na szpicli! Zaś nasza nowa strona z linkami do różnych rzeczy, niejednokrotnie interesujących tutaj:
niedziela, listopada 07, 2021
Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 2
2 RZECZ SAMA W SOBIE
2.1 Sąsiedzi - skąd się oni biorą?
Zadajmy sobie teraz z pozoru trywialne pytanie - dlaczego państwa w ogóle mają sąsiadów? Nie od rzeczy będzie kilka wstępnych wyjaśnień:
a. Tak, istnieją państwa bez sąsiadów, a w każdym razie bez bliskich takowych. Muszą tylko w tym celu leżeć na wyspie i zajmować ją całą (a w jednym powszechnie znanym przypadku taka wyspa jest oficjalnie całym kontynentem, kwestia terminologii). No i ta wyspa od jakiegoś większego lądu powinna być oddzielona czymś szerszym, niż stumetrowa cieśnina, ale, jak uczy historia już taki kanał La Manche (34 km) potrafi całkiem wystarczyć.
b. Są też państwa, których sąsiedzi istnieją, ale są aktualnie o wiele słabsi, albo nawet mają minimalną szansę na uzyskanie siły, a to ze wzgędów demograficznych czy geograficznych. (Ten punkt umieściliśmy tutaj, bo blisko wiąże się z poprzednim, ale z kwestią "skąd" nie ma wiele wspólnego.)
No więc, pytanie pomocnicze: co by było, moje drogie tygrysiątka, gdyby istniały dwa kraje obok siebie, gotowe państwa czy nie, których cała ludność każdego z nich - od dziada proszalnego, po Łaskawego Monarchę - była w tym drugim kraju: w jego ludności, obyczajach, krajobrazie, tradycjach i temuż podobnież, dziko zakochana?
Żadna ziemska siła - tu masz znowu rację Mądrasiński (jeszcze do końca nie zgłupiałeś, choć ci narzeczona wyzdrowiała i znowu się ślinisz) - by nie zapobiegła temu, by oba te zakochane kraje wpadły sobie w ramiona, wspólnie odśpiewały (mruczando, bo to chyba nie ma słów) "Marsz Weselny" Mendelsohna i stały się jednym. Prawda? Może nie w ciągu tygodnia, może i istnieją jakieś siły, które mogłyby to przyhamować, ale tendencje zjednoczeniowe byłyby bardzo wyraźne.
Wszyscy cieszymy się, że już jesteś z nami, panno Napieska, i dla uczczenia tego doniosłego faktu zadamy ci na rozgrzewkę dość proste, w sam raz dla rekonwalescenta, pytanie: dlaczego zatem kraje czy państwa nie tworzą (bez szturchańców ze strony tych z lewa czy z prawa) jednego wielkiego (ach jakże szczęśliwego!) galaktycznego (na początek) społeczeństwa, tylko każde sobie, osobno, dlubie te swoje małe, nędzne und przyziemne sprawy? Słuchamy, choć jeśli jeszcze twoja kora, drogie dziewczę, nie wróciła do dawnej formy, to się tym nie męcz i do końca nam lepiej wyzdrowiej!
Tak, masz zupełną rację - nie zlewają się w jedno, nie łączą w galaktycznnie-amorficzną galaretę, nie rezygnują ze swych małych partykularnych partykularyzmów, bo... Nie dość za sobą przepadają! Oczywiście kraj, naród, państwo to nie jest człowiek i ktoś tam za sąsiadem może akurat przepadać - bywało nawet, że naprawdę bezinteresownie, z czystej głupoty i (excusez le mot!) spedalenia... Albo jacyś przodkowie, jakaś żona, kochanka Esterka, studia na jakimś Heidelbergu czy Oxfordzie. Bywały takie przypadki, ale regułą jest, że o sąsiadach zza miedzy opowiada się niepochlebne dowcipy, a czesto i o wiele gorzej.
I wcale nie tylko Polacy mają swoicj "pepików", "szkopów" i "kacapów"! (A z "pepikami" tak niewinnie, bo już od dawna większej krzywdy nam nie zrobili, my za Jaruzela też nie z własnej woli przecież, a kojarzą się z piwem i zabawnym językiem, choć dla nich polski też zdaje się zabawny.) Szwedzi i Duńczycy mają podobnie, choć mordowali się ostatnio w XVII w., i jak na dzisiejszą skalę niespecjalnie intensywnie.
I każdy tak ma - nawet i przez kanał to ładnie działa. Żarty Anglików o Francuzach są dość znane, o Niemcach też, mają pojęcie "holenderska odwaga", w drugą stronę z pewnością to samo, a pomiędzy nacjami na samych Wyspach Brytyjskich, mimo stuleci już wspólnej historii, także trudno się doszukać wiele miłości.
Francja i Niemcy dzisiaj? To się dopiero ewentualnie okaże, czy tam naprawdę już wszystko zapomniane, a poza tym tam jest dość specjalna sytuacja z ogromną strefą buforową (Alzacja, Lotaryngia), no i te społeczeństwa są już tak zmęczone, wykastrowane i obrobione propagandą, że mają po prostu polityki dość (poza niemieckimi elitami, czy jak to coś nazwać) i do kwiczenia z narodowej dumy wystarcza im "umpa umpa" przy piwie z jednej, i żabie udka w sosie ślimakowym z drugiej strony. Zresztą w całej Europie i na całym Zachodzie sytuacja jest dość podobna, co nie znaczy, że na dowcipach zawsze się na wieki wieków bedzie kończyć.
To by był nasz przekaz na dziś, do domu nic konkretnie nie zadaję, ale przeczytajcie to znowu ze dwa razy, a potem przemyślcie, bo jeszcze klilka wykładów na te tematy, a potem Najdziksza Intelektualna Debata w Historii, w której musicie błyszczeć, bo z Tygrysistów zdegraduję was na Królikowców lub Morskich Świntuszków, ostrzegam!
Zapamiętać mi w każdym razie na wieki wieków: kraj ma sąsiadów, bo gdzieś w końcu zaczynają się siedziby i tereny łowieckie takich, co z nim razem śpiewać trzymając się za ręce nie pragną, i wzajemnie. Podlejemy to jeszcze potem jedną genialną, i chyba wszystkim już tu znaną, tezą z Ardreya, bo trzeba. (Co by nam na ten temat pan Bąkowski - którego zresztą wszyscy melodyjnym chórem serdecznie pozdrawiamy! - nie głosił.)
No i jeszcze przyszedł mi do głowy nowy wyjątek od naszej niezłomnej zasady - fakt, że czysto formalny i rzadszy niż plaga szarańczy na Przymorzu: jeśli te państwa mają zamiar zaraz stworzyć unię, to jasne że będą od siebie kupować na potęgę, także broń! To już będzie jedno państwo in spe, a my mówimy o takich, które co najmniej mogą kiedyś poczuć drug do druga pewną niechęć i nawet mieć wrogie zamiary.
Jeśli ich najogólniej pojęta militarna siła jest, co najmniej potencjalnie, porównywalna, lub właśnie nie, ale w niekorzystną stronę, to mamy materiał do tej naszej analizy. No a w przypadku np. takiej III RP - ile znajdziemy takich krajów? Silniejszych od nas militarnie, choćby na razie byli tęczowymi pacyfistami, sąsiadów? Bardzo już ostrożnie (lub raczej wprost przeciwnie!) licząc - co najmniej trzy, prawda?
triarius
P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony!
Jak łatwo rozpoznać Państwo Niepoważne? (Przykład Tygrysizmu w działaniu) 1
Kiedy się w takim pomieszka jakieś 30 latek, z rozpoznaniem Niepoważności własnego państwa raczej nie będzie problemu, jednak zapytytowujemy się tutaj: "czy istnieje jakiś 'papierek lakmusowy', który pozwoliłby to stwierdzić szybko, łatwo i względnie pewnie?" Myślę, że takie kryteria dają się znaleźć i jedno przyszło mi przed chwilą do głowy. Opiszę to z fioriturami i dygresjami, metodą gawędy ślacheckiej... Wolno mi? A jeśli mi się telewizor zepsuł?
1 PRZYDŁUGI WSTĘP
1.1 Kwestie formalne
Wyjaśnijmy sobie jednak najpierw kilka formalnych i technicznych kwestii, bo sprawa jest poważna i pomijając ew. lekką i zwiewną formę, która nas charakteryzuje, nie chcielibyśmy napisać tu czegoś głupiego, wrednego, czego potem musielibyśmy się wstydzić.
Więc, po pierwsze - to są na razie HIPOTEZY i istnieje teoretyczna możliwość, że tu czy tam sprawy mogą się mieć jednak inaczej. Nie wykluczam nawet (choć prawdopodobieństwo oceniam jako pomijalne), że ktoś w przyszłości mógłby nawet zmienić moje zdanie na ten czy ów temat. To nie są same podstawy Tygrysizmu Stosowanego, tylko szybki przykład tygrysicznej analizy w działaniu. "Tygrysicznych Intuicji" możnaby nawet rzec.
Taki drobiazg, jak "dlaczego te wielkie litery"? Rzadko z szacunku, ale, choć widzę, że ich jest masa i dziwnie to wygląda, staram się sprawy, które widzę jako wzgl. Ścisłe Terminy (hłe hłe!) tak właśnie wyróżniać. To są takie sprawy, o których definicję każdy raczkujący Tygrysista ma mnie prawo spytać. Może przesadziłem, i za każdym razem nie będę jej recytował, ale może założyć, że jakąś tam definicję na to mamy. (I tak się staram nie mieć tych wielkich liter w tych co bardziej filozoficznych tekstach aż tak wielu, bo kandydatów jest więcej.)
1.2 Państwo Niepoważne - co to takiego?
No więc teraz definicja... Co rozumiem przez "Państwo Niepoważne"? Ale może niech nam to ktoś z młodych spróbuje zdefiniować... Na przykład Mądrasiński. (Tak, całym zdaniem!) Słuchamy!
- Więc Państwo Niepoważne, panie psorze, to by było takie, które w znacznej mierze udaje, że w ogóle jest Państwem.
- No, nieźle, na początek, ale jak by miało "być Państwem" i co ono konkretnie udaje?
- Więc udaje, panie psorze, przede wszystkim to, że mu naprawdę zależy na byciu Państwem... (Czy to nie piękna rekursja, panie psorze?) Czyli że mu zależy na swojej niezależności od obcych, na swojej, krótko mówiąc, suwerenności.
- No, nieźle! Kontynuuj!
- Prawdziwe Państwo, panie psorze, to by w ostateczności wolało przepoczwarzyć się w coś innego - w jakiś inny ustrój, z całkowitą wymianą elit itd. - pod wpływem sił WEWNĘTRZNYCH, niż ZEWNĘTRZNYCH. W ostateczności oczywiście, bo żadna ustabilizowana Elita nie będzie chętna do oddania władzy, przywilejów... i ODPOWIEDZIALNOŚCI za całość też, a może nawet przede wszystkim. Ale źle się wyraziłem panie psorze, bo ono by nawet wolało zmienić się przymusowo z wewnętrznych przyczyn, niż dalej sobie słodko trwać z przyczyn zewnetrznych! TO jest tu ważne i dość niezwykłe!
- Słusznie prawisz, mój chłopcze, ale co z nieustabilizowaną Elitą?
- Mówimy o Państwie, panie psorze, czy o Anarchii?
- Znakomicie Mądrasiński! Masz zadatki na Delfina. Wszyscy to słyszeli? Jeszcze nic nie jest przesądzone, więc też możecie się starać! Kobiety, wino, śpiew, mądre książki, bicie brzydali, koty... Chyba nie muszę powtarzać całej listy? Dalej prosimy, Mądrasiński!
- Więc, panie psorze, takie udawane Państwo wyczynia różne błazeństwa pod głupawą publiczkę... Pomniki w wariackich ilościach i maksymalnie szpetne, obchody, dni tego czy tamtego, minuty ciszy, obrzydliwie przesłodzone i fałszywe niby-historyczne bajdy... Na tym się koncentruje, swe poważne i istotne działania w sumie tylko pozorując.
- Cała para w gwizdek, tak? Jesteś dziś w forme, mój chłopcze! A co z grupami rekonstrukcyjnymi?
- Niech się bawią, komu to przeszkadza? Jednak robienie z tego podstawy całej wojskowości to już nieco przesada. Mam rację?
- Masz! Też tak to widzę. Dziękujemy koledze Mądrasińskiemu... O co pytacie, panienki? O, bardzo przepraszam, jedna z was jest już mężatką? I matką?! Nigdy bym nie zgadł, tak młodo i niewinnie wyglądasz. Ja człek starej daty, darujcie! Schyłek Fausta, rozumiecie. Ostatnie jego podrygi.
1.3 Kobieta w Tygrysiźmie
- Więc pytacie czy dziewczyny też mogą? Na przywódcę znaczy? Na Przywódcę całości to by była przesada, same przyznacie, bo co to za samiec, który daje się rządzić kobiecie? Chciałybyście takiego dla siebie? Ale na Przywódczynię naszej żeńskiej sekcji, Mulierystek znaczy - oczywiście że tak! Nawet macie tu o wiele większe szanse, niż wszystkie inne płcie. I chyba się zgodzicie, że to też nie byle co? To bardzo zresztą autonomiczna organizacja, te Mulierystki. No i nikt wam, słodkie białogłowy, nie zabroni zostać Doktorem Kościoła! Tygrysicznego znaczy, niczym jakaś nowa, tygrysiczna Św. Teresa de Avila. To wam dziewczyny nie wystarczy? A być dodatkowo ukochaną żoną Tygrysisty i matką młodych tygrysiątek, to mało?
1.4 Figle-migle na zakończenie odcinka
Ale się fajnie zabawiam! "Regent Janusz I" to przy tym małe miki. Fakt, że ja się nie jeszcze nie sfotografował w kelnerskim kubraczku z orderami. Ale żeby nie było, że się tylko wygłupiam, w ew. Deo volente następnych odcinkach mam zamiar wytłumaczyć, dlaczego prostym papierkiem lakmusowym na Państwo Niepoważne wydaje mi się fakt kupowania uzbrojenia od sąsiada. A przy okazji obejrzelibyśmy sobie pół świata z tygrysicznej perspektywy, bo "Dygresja" to przecież nasze drugie imię i nam się dosłownie wszystko ze wszystkim wiąże.
- A czemu Tygrysizm jest "Stosowany", pytacie? Dziwne że dopiero teraz was to, ludkowie, zaintrygowało, ale to po prostu żart. Wziąłem to wieki temu od jakiegoś "Marksizmu Stosowanego", czy czegoś równie smakowitego, już nawet nie pamiętam, co to dokładnie było. Przecież brzmi przepięknie, nespa? A że cały Tygrysizm, Młody Spengleryzm, SAT i Mulieryzm to tylko (niestety) żarty - choć większość poważnych rzeczy traktujemy tu cholernie poważnie - to chyba dla każdego jasne?
- No dobra, ludkowie, na dzisiaj to by było tyle. Ty Mądrasiński przekaż łaskawie pannie N. moje najserdeczniejsze życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. No i znajdź sobie na ten czas jakiś inny sposób na rozładowanie skutków nadmiaru Big T., bo dziewczyna musi teraz odpoczywać. Zdobądź jakieś mistrzostwo UFC na przykład, albo napisz tygrysiczny "Katechizm dla młodszych klas szkoły podstawowej". (Oczywiście to by trzeba potem oficjalnie zatwierdzić.)
- No to teraz, moi pilni uczniowie, koniec intelektualnych rozkoszy na czas jakiś! Wychodzimy pojedynczo, góra we dwóch, bez zwracania niczyjej uwagi! Uważać na szpicli, kamery, drony i kowidowych świrów przyuczonych przez naszą ukochaną waadzę na nowych Pawków Morozowów!
- Tak, masz rację Mądrasiński! Ty jesteś dzisiaj w formie, za to ja nie całkiem. Nasz papierek lakmusowy jest super, ale istnieje pewien znaczący wyjątek. Na szczęście łatwo go uwzględnić. Tak, Niemce na przykład przed wojną kupowały chyba uzbrojenie w Czechach, a nie znikli skutkiem tego z powierzchni ziemi, i dziś kręcą kontynentem, jak tylko chcą.
- Oczywiście, moja pani, że nikogo poza nimi nie ma to powodu cieszyć, tylko że my nie o tym. (A może tę czeską broń oni mieli dopiero po podbiciu Czech?) W każdym razie na wsiakij słuczaj dopisujemy:
"O ile ten sąsiad nie jest o wiele słabszy." (Co, nawiasem, automatycznie sprawia, że dopuszcza się przynajmniej możliwość, że się go kiedyś napadnie, bo tak działa ten świat. Oczywiście w optymalnym przypadku podbije się go "pokojowo", ale niechby spróbowali się przed tym bronić!)
triarius
piątek, listopada 05, 2021
Każda miłość jest piękna
U Kuraka pod wczorajszym ktoś ładnie skomentował b. nieładną i niestety prawdziwą rzecz, stwierdzając coś w tym duchu, że: "PiS mówi swoim wiernym wyznawcom: 'tak, sprzedaliśmy Polskę, ale zobaczylibyście, co by było, gdyby to Tusk ją sprzedał!'" Faktycznie, różnica w drodze do rzeźni jest, i to spora! Tusk czyniłby to głośno mlaskając z rozkoszy, przy dźwięku fanfar i biciu w bębny, podczas gdy nasza obecna waadza się kryguje i doprasza dłuższej gry wstępnej, a całując w imieniu nas wszystkich kolejną przepisaną do całowania dupę, stara się skrzywioną kwaśno miną okazać światu, że strasznie ją to brzydzi. (Za co zresztą w końcu sama dostanie w dupę, bo o ile unijna biurokracja PiSie pieprzenie o "wolnej dumnej Polsce" ma gdzieś, na co PiS cały czas glupio liczy, to wszystkie te nieprzeliczone hunwejbiny dostają szału właśnie od tej gadki i na pewno odpowiednią karę w końcu wymuszą.)
A tak zupełnie przy okazji, to "waadza" jest jak najbardziej właściwym określeniem dla tej, i każdej innej zresztą, zgrai u żłobu, ale "władza" już nie! Albo, %^&* mać mamy wciąż tę "demokrację", a wtedy to urzędnicy, wynajęci i opłacani przez nas, mający psi obowiązek o nas dbać i spełniać nasze życzenia, albo "demokracji" nie ma i to już jacyś udzielni książęta i króle z Bożej łaski, którzy mogą z nami robić, co tylko im do łba strzeli - np. godziny policyjne i różne tam segregacje na tych, co waadzy ślepo uwają (dzisiaj to będą szczepany) i tych drugich, do utylizacji.
Albo albo! Rozumiem, jeśli ktoś stwierdza, że demokracja się nie sprawdziła... Tylko dlaczego akurat te bezmózgie pokraki bez kręgosłupa i jaj miałyby zostać tą nową arystokracją?! Był na to jakiś casting? Może ja bym się na udzielnego załapał, zamiast tego tam... I tego drugiego. Tylko o dziwo nikt mnie nie raczył zaprosić.
Wracając zaś do wątku głównego, to nie wiem jak kto, ale mi, i żadnemu niepodegłościowcowi, ilość ew. lubrykantu, czy nawet środka przeciwbólowego, przy analnym gwałcie na naszej osobie i/lub na Polsce, większej aksjologicznej różnicy nie sprawia. W rzeźni też zresztą - sękata pała w łeb i poderżnięcie gardła, czy po koszernemu bez sękatej pały - wsio rawno! Nawet humanitarny zastrzyk z fenolu w serce, czy równie humanitarna puszka gazu z cjankiem w łaźni, nie wydają mi się czymś istotnie różnym od sękatej pały, tępego noża, czy zabiegania na śmierć niczym Buszmen antylopę.
Ja mam z tym w ogóle dziwnie, bo moja pretensja do komuchów nie jest o to, w każdym razie nie o to najbardziej, że oni, broniąc swej władzy i swojego tyłka, zabijali naszych patriotów - każda władza tak robi, czyli tępi swych wrogów - tylko, że byli kim byli i wpieprzyli się nam tutaj, do Polski. Podobnie z tym Polski zgonem, aranżowanym na raty od zawsze, a już na pewno od '89, a sfinalizowanym przez Morawieckiego w tej tam Brukseli, gdzie miał wetować, ale poklepali go po pleckach i obiecali, że nie będą oszczędzać na wazelinie, a Cyklon B będzie najwyższej jakości, więc chłopina nie miał wyjścia. Nie zawetował, wrócił do domu, odtrąbił sukces. I my teraz mamy się radować, że obiecali nie na sucho, a co będzie potem... Teatrzyk Sado-Maso niewątpliwie, bo cóż innego, ale jak ktoś ma obiecaną naprawdę wielką michę ryżu - Z OMASTĄ - i dobrej jakości bat, w dodatku higieniczny, bo tylko na własny grzbiet, nie jakiś publiczny, to co mu to robi?
Zaraz, zaraz! Morawiecki nie powie przecież: "Po mnie choćby potop!", bo przecież Prole mają zaiwaniać za miskę ryżu, żeby jakieś niebinarne stwory za setki lat mogły nami spokojnie gardzić, jako binarnymi małpoludami, ciesząc się nienaruszonym klimatem i dobrobytem, na który myśmy za tę miskę ryżu... To by była zbyt wielka sprzeczność, by unijni i globalno-masońscy spece od propagandy na takie teksty mu pozwolili, prawda? Musi biedak inaczej kompinować!
Ale miłość jest ślepa, a do tego piękna, więc Morawiecki na zawsze pozostanie nie do ruszenia i przetrwa każdą "rekonstrukcję rządu" (hłe hłe!). Jeśli Mołotow był "kamienna dupa", to czym jest ten nasz ukochany Delfinek? Nasuwa mi się w powyższych kwestiach sporo różnych rzeczy, co je kiedyś przeczytałem, i nawet kilka z nich teraz wymienie, żebym nie zapomniał co to było. Na wypadek, gdybym jeszcze dał wam ludzie następne odcinki. A więc: jedna powieść o Indianach, jeden egzotyczny reportarz z przedwojennego magazynu ilustrowanego... Tyle w tej chwili pamiętam, czekajcie z zapartym... tchem, niech będzie, to może wam powiem.
I to by na razie było miejsce na uświęcone tradycją: c.d., Triario et Deo volentibus, ale jeszcze...
*
Ogłoszenia parafialne
Kiedyś, może ktoś pamięta, mieliśmy tu po prawej masę linków: do naszych własnych, co bardziej wiekopomnych; do dostępnych w sieci Ardreyi i Spenglerów; do zaprzyjaźnionych blogasów, itd. Potem Gugiel, obecny Blogspota właściciel, zaczął wszystko ulepszać i linki poszły się kochać. Jednak Gugiel, trzeba mu to przyznać, dodał Bloggerowi strony, no i właśnie wczoraj zafundowałem sobie tu pierwszą taką, a na niej umieściłem parę interesujących linków. Deo et Triario volentibus, z czasem będzie tych linków więcej.
Te linki, ta strona znaczy, jest do ujrzenia, jak się tam u góry po prawej, pod Tygrysem, kliknie na linek "LINKI i..." I coś tam jeszcze przed chwilą dopisałem. Łatwo znaleźć, trzeba tylko chcieć! (Pytasz, Mądrasiński, czy naprawdę Pan T. uważa, iż każda miłość jest piękna, czy może to tylko sarkazm? Módl się o dalszy ciąg, to się dowiesz, a na pociechę z ręką na sercu stwierdzę, że wasza z panną N. naprawdę widzi mi się przecudną! I - ach! - mam nawet pokusę sam się w to włączyć. Tyle informacji na razie. Bądź tak miły i przekaż to jej! A swoją drogą, co z nią dzisiaj - niezdrowe biedactwo?)
triarius
P.S. 1 A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!
P.S. 2 A zupełnie przy okazji, to tutaj linek do absolutnie darmowych (nie biorą ani grosza, słowo!), dobrej klasy kursów muzycznych dla początkujących. Tylko parę dni. Piano, Bębny, Śpiew, Gitara - do wyboru, albo wszystko razem: https://www.musora.com/free-music-lessons
czwartek, listopada 04, 2021
Kowidową maseczkę, anybody?
triarius
środa, listopada 03, 2021
Dwa proste pytania...
Jestem ostatnim człowiekiem, który by się poczuwał do obowiązków "obywalelskiego dziennikarza, ale od dawna dręczy mnie taka rzecz:
1. Co z tym odważnym i bystrym człowiekiem, który na odmianę zrobił coś sensownego, co w tenkraju, jest rzeczą praktycznie niesłychaną, a mianowicie wpadł do "kowidowego" szpitala i w ramach "kontroli obywatelskiej" (co jest podobno legalne i to ma sens) sfilmował, jak to bractwo, które w mediach pokazywało się się w w kosmicznych skafandrach, żre pizzę i zabawia się bez żadnych "zabezpieczeń"? Z tego co wiem, to zaraz po tej wspaniałej akcji został przez "naszą patriotyczną władzę" aresztowany. Na jak długo? Co z nim teraz?
2. Dlaczego, z tego co wiem, pies z kulawą nogą się tą sprawą nie interesuje?!
Brzydzą mnie i śmieszą wszelkie "dni" ("dzień paprotki", "dzień nogi od krzesła"), jak i "człowieki roku", ale jeśli już, to ten facet powinien być naszym "Człowiekiem Roku". (A swoją drogą - gdzie Amnesty Internatonal?!)
triarius
wtorek, listopada 02, 2021
Ufajcie Nauce foliarze i szury! A jeszcze bardziej...
... ufajcie Liberalizmowi! Oni przecież wiedzą lepiej i chcą was tylko uszczęśliwić.
Taki oto śliczny obrazek w sieci znalazłem. Zachęcam do pokazania znajomym szczepanom.
triarius
Załóżmy na chwilę...
Przeglądałem (ci ja) ostatnio swoje dawne kawałki, te które ktoś ostatnio raczył i Gugiel mnie o tym poinformował, i znalazłem (ci ja) m.in. taki komęt, gdzie gość próbował odgadnąć, jak ja bym wszystko urządził, gdybym mógł. Ten człowiek musiał mnie czytać już od dłuższego czasu, sporo kojarzył, i z niektórymi sprawami trafił w punkt, jednak z innymi uległ widać własnym idiosyn... Sorry - "przekonaniom", i chybił o przysłowiową milę.
Zresztą przez tych 15 chyba już lat było od ludzi więcej tego typu spekulacji, a także próśb, bym coś o swojej wymarzonej Utopii ujawnił. To znaczy - wróć! O "Utopiach" nikt nie mówił, tego słowa nikt (poza mną) nie używał, bo to by było dla mnie obraźliwe, ale o różnych tam preferencjach mówiono jak najbardziej. Broniłem się zawsze argumentując, że to by były jałowe figle, że i tak trzeba się zawsze dostosować do realnych warunków, że Utopie to właśnie Lewizna uwielbia i na tym poniekąd ona polega...
Jednak człek, nie da się ukryć, ma jakieś tam swoje preferencje i jakieś wyobrażenia na temat ustroju, który by mu bardziej przypadł do gustu od innych. A co najmniej mgliste przeczucia różnych możliwych rozwiązań "nabolałych" (cudnym jęzekiem średniego Gierka mówiąc) problemów współczesności. Zresztą już przecież parę dni temu zacząłem coś takiego pisać, tylko, jak często, zabrakło mi przekonania i odwagi. Tym razem zaciśnijmy jednak pośladki i spróbujmy wreszcie coś podobnego napisać, ta nam dopomóż!
No więc, na początek warunek wstępny - założymy sobie, że spełniło się to tutaj: Dzień Jaguara i, pomiędzy dwoma epokami, o których tam mowa, na przykład to tutaj: Dzięki bogu za gejowskie małżeństwa! A nie to tutaj: Nike? Nobel? Oscar? - Ty wybierasz!
Kto zna (na pamięć), może ponownie nie czytać. A P.T. Pozostali mają już tak pracowite zadanie, że chyba im to na dzisiaj wystarczy. Żeby zaś mnie kolejny raz lenistwo i lęk zajęczy przed trudnymi tematy nie pokonały, zobowiązuję się - pod warunkiem, że Gugiel doniesie mi o jakimś tam wzgędnym sukcesie tego tutaj - poruszyć następnym razem kwestię kar cielesnych, w rodzaju publicznej chłosty (niektórzy mogą już wiedzieć, że to mnie mierzi), a potem, chyba już innym razem, ew. dziedziczenia, ogromnych majątków, procedury ostracyzmu, służby wojskowej i jej następstw, problemu (?) niechęci do pracy... Itd.
Ślinka pociekła? I tak trzymać! Ale pamiętajcie, że to jednak raczej tylko intelektualna zabawa, i to nie tylko dlatego, żeśmy Prole i możemy sobie co najwyżej wrzucić kartkę, z którą tamci zrobią co zechcą. Tak?
triarius
P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!