czwartek, grudnia 04, 2008

Może nie całkiem apophtegmy... ale w każdym razie głębokie mądrości w dość zwięzłej formie

Znana komusza teza, że "kontrrewolucja nasila się w miarę postępów rewolucji" ma sporą szansę być zasadniczo prawdziwa, choć nie do końca. Zapewne chodzi o to, że z początku rewolucja ma do czynienia z rzeczami dość mało w sumie istotnymi, swego rodzaju pianą na powierzchni bytu: z szarfami orderowymi, dworską etykietą, musztrą paradną, architekturą pałacową...

Z gospodarką też, fakt, ale przede wszystkim luksusowym biznesem: koronki, gemmy, egzotyczne przyprawy, szkoleni eunuchowie i różowe golarki do sfer intymnych... Plus oczywiście przywileje, elity (przeważnie niezbyt energiczne czy żywotne), przyzwyczajenia... Dotyczące jednak przede wszystkim ludzi, którzy mają wiele do stracenia, nic do zyskania, a do tego żadnej już praktycznie woli, odwagi czy dyscypliny.

W miarę zaś "postępów rewolucji" rewolucjoniści - przemienieni już zresztą w dużej mierze z barbarzyńskich wojowników, przed którymi stary porządek właściwie całkiem nie umie się bronić, w coraz zwyczajniejszych biurokratów - muszą się mierzyć w coraz większym stopniu z twardym jądrem realnej rzeczywistości.

Wtedy dla "dalszych postępów rewolucji" - a często po prostu dla utrzymania się tej nowej elity przy żłobie i przy życiu nawet - konieczne jest zabieranie ludziom resztek pożywienia, ich ostatniej pociechy duchowej w postaci religii, zmienianie kobiety w mężczyzn a mężczyzn w kobiety, tych ostatnich zaś wsadzanie na traktory...

Wszystko to zaś przy dźwiękach "Ja drugoj takoj strany nie znaju, gdie tak swabodno atdycha cziełowiek", czy innej "Ody do radości". A co głupsi z tych niedawnych rewolucjonistów WTEDY WŁAŚNIE zaczynają wierzyć, że naprawdę uszczęśliwiają swoje ofiary i wzruszają się do łez słysząc te chóralne pieśni - wykonywane pod przymusem przez zastraszone ofiary, albo dla ochłapów czy większych korzyści przez cwanych koniunkturalistów, ale dla władzy będące niezbitym spontanicznym wyrazem wdzięczności ludu za ziemski raj, pierwszy raz w historii ziszczony...

I to jest chyba cała przyczyna tego ciekawego zjawiska, o którym mówimy. Tyle, że to jednak nie "kontrrewolucja" się nasila, bo na to już przeważnie ofiary rewolucji nie mają dość sił, tylko po prostu rewolucja od walki z różnymi dość drugorzędnymi i często chylącymi się do upadku sprawami przechodzi stopniowo do walki ze sprawami jak najbardziej obiektywnymi i silniejszymi od ludzkiej woli.


* * * * *

To poniższe mi się powiedziało w odpowiedzi dla Mustrum pod moim poprzednim tekstem, ale tak mi się podoba, że zrobię z tego oficjalnie bonmota (czy może na odmianę apophtegmę).

Zo znaczy gun control? Dla lewactwa znaczy to oczywiście "kontrola (dostępu do) broni palnej" i jest ich namiętnym marzeniem. Co to jednak znaczy dla ludzi normalnych? Oto co:

Trudna sztuka synchronizacji muszki ze szczerbinką kiedy dłonie się nam trzęsą z żądzy dorwania skurwysyna i rozerwania go na strzępy.


* * * * *

Kiedy Ludwik XIV stwierdził, że "po nas choćby potop", musiał mieć na myśli przyszły zalew, czyli plagę, "młodych wykształconych z wielkich miast" - czyli lemingów. Jeśli tak, to nie był to głupi facet, bo to naprawdę katastrofa.


triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, listopada 30, 2008

Oświecenie Bis - po co, na co i przeciw komu

Nie przyszłoby mi do głowy pragnienie "unieważnienia" osiemnastowiecznego Oświecenia - tak samo jak nie przyszłoby mi do głowy pragnienie likwidacji powiedzmy Wielkiej Francuskiej Rewolucji (zwanej przez różnych zabawnych fanatyków "rewolucją antyfrancuską").

Po pierwsze, nie mam dość tego typu fantazji, by potrafić sobie w ogóle wyobrazić "historię alternatywną". Pamiętam, kiedyś na pisanie takiego czegoś chciał mnie namówić ówczesny naczelny "Nowego Państwa" Adam Lipiński, kiedy było jeszcze tygodnikiem... I nie potrafiłem. Zamiast tego napisałem jedynie kilka historycznych drobiażdżków - przeważnie znacznie skróconych i opisanych własnymi słowami rzeczy, które wyszukałem i różnych moich ulubionych autorów. No a skoro nie potrafię sobie i tak wyobrazić, jak by to przepięknie było, gdyby nie... To i trudno takie wydarzenia traktować inaczej, niż fakty, które miały miejsce, bo widać musiały. I tyle.

Po drugie, wspomnianych tu przed chwilą wydarzeń nie uważam wcale za jednoznacznie złe. Oczywiście, rozbiorów wolałbym by nie było i jakoś tam nawet mgliście sobie wyobrażam Polskę jako mniej więcej "normalny" kraj - nie całkiem zachodni, ale nie kompletną azjatycką barbarię w najgorszym ruskim wydaniu i nie kompletne dno upadku, jakimi praktycznie od trzystu lat jesteśmy.

Dżumy w XIV w. także mogłoby dla mnie nie być. Jakoż i zwycięstwa bolszewizmu w Rosji, a potem, krok po kroku, na całym świecie. No i oczywiście Hitler mógłby nie zdobyć władzy, Zachód mógłby (teoretycznie faktycznie mógłby) nie dać mu się tak idiotycznie i tchórzowsko omamić... A więc są jednak pewne granice mojej tolerancji dla faktów, choć i tak nie wkładam już tak wiele serca w takie żale, jak to bywało w młodości.

Faceci od "rewolucji antyfrancuskiej" mają jednak o tyle rację, że KULT tej rewolucji - w dodatku totalitarnie już niemal dzisiaj zinstytucjonalizowany i cwanie zideologizowany - jest głupi i z mojego punktu widzenia szkodliwy. Na razie zresztą dzieje się to tylko we Francji, a gdzie indziej raczej tylko pośrednio.

Elity w innych krajach, albo mają do lansowania wśród ciemnego ludu "jeszcze lepsze" rewolucje, albo też jak diabeł święconej wody boją się wszelkiej sugestii rewolucji, będąc w sytuacji w pewnych aspektach podobnej do sytuacji Ancien Régime'u, i mając nadzieję z tego wyjść przy pomocy środków tamtemu praktycznie, na tle obecnych możliwości, niedostępnych, a szczególnie tzw. piaru i powszechnej inwigilacji do n-tej potęgi.

Podobnie jest z czymś, co uważam za o wiele jeszcze istotniejsze od jednorazowego wydarzenia jakim w końcu była Francuska Rewolucja, czyli Oświecenia. Oświecenie miało prawo być! Tak to powiem, uśmiechająć się celowo głupkowato, żeby było chociaż śmiesznie. No bo kto w końcu mnie o to naprawdę pyta i co miałoby od mojej opinii na ten temat zależeć? Triarius the Tiger mawia, że "całkiem by rozumiał jakieś 50 lat Oświecenia, jednak 300 to już ogromna przesada, szczególnie, że te ostatnie stulecia to raczej mętne po Oświeceniu popłuczyny, które chłepcemy, w których pływamy, całkiem sobie jednak z tego sprawy nie zdając".

Dávila zaś mówi, że "Oświecenie to my sobie dopiero powinniśmy zrobić". W tym też coś jest, choć nie chodzi o to, by tamtemu odmawiać jego utrwalonej nazwy, tylko o to, że gdyby naprawdę uwolnić się od różnych oświeceniowych par excellence złudzeń i chciejskich zakłamań, gdyby naprawdę sięgnąć do dorobku naukowego tego, co było PO Oświeceniu - bez ideologicznych klapek na oczy, bez chciejstwa, metafizycznego tchórzostwa, bez zamawiania duchów... To mielibyśmy coś dokładnie takiego, jak Oświecenie wobec zastanego przezeń świata.

Świata, zgoda, który dla nas, jak sądzę w wielu przypadkach słusznie, wydaje się o niebo piękniejszy, szlachetniejszy i po prostu lepszy od tego co było potem, z Oświeceniem włącznie, który jednak nie miał w sobie dość siły, by się Oświeceniu oprzeć. Gdybym chciał tu jechać spengleryzmem, miałbym ogromnie ułatwione zadanie, choć perspektywa by się znacznie zmieniła, bowiem i schyłek tamtego świata, i Oświecenie, i cały ten późniejszy... Nie wiem jak to określić, bo nie chciałbym tu nadużywać czysto emocjonalnych negatywnych epitetów, ale nic fajnego nie mam teraz na myśli...

Więc to wszystko rysowałoby się nam jako po prostu objaw pewnej fazy w rozwoju zachodniej cywilizacji (używam tego słowa w powszechnym znaczeniu). I ta faza byłaby, nie da się ukryć, schyłkowa, a Oświecenie byłoby tego schyłku początkiem. I nawet trudno by się było, przy takim ujęciu dziwić, że nie możemy się z tego nieszczęsnego Oświecenia wyplątać do dzisiaj, a widoków na to, że się przed całkowitym upadkiem Zachodu wyplączemy, także jak na przysłowiowe lekarstwo.

No dobra, powiedziałem całkiem sporo spenglerycznie, choć w sumie to przecież ułamek promila tego, co by należało w ten sposób powiedzieć... (I właśnie dlatego nie bardzo mam przekonanie by o tym na serio mówić - i tak nie potrafię tego w takiej postaci wyrazić z wystarczającą siłą i dość przekonująco. Tu trzeba być zdolnym do czytania filozofii i przeczytać. Potem możemy sobie zapodyskutować.) Teraz jednak spróbuję powrócić do zwykłego dyskursu, jaki się zwykło uprawiać na początku trzeciego tysiąclecia. Choć od Spenglera się chyba poruszając takie kwestie nie uwolnię.

Nikt kto go poznał nie potrafi się uwolnić, chyba że porzuci te sprawy i zajmie namiętnym oglądaniem "Tańca z Gwiazdami". Mam po prostu całkiem inną wizję historii, inne spojrzenie na kwestię postępu, czym innym jest dla mnie "ludzkość", czym innym "zachodnia cywilizacja". Tak się składa, że na sztukę ostatnich dwóch czy trzech stuleci mam - sam z siebie - pogląd nie tylko spengleryczny, ale o wiele radykalniejszy od jego poglądu. Co stanowi dla mnie zresztą silny hermeneutyczny dowód na prawdziwość jego tez.

No dobra, tyle już sobie luźno i o właściwie niczym (?) popisałem, że wypadałoby wyrazić jakieś konkretne tezy, postawić wnioski, porazić pointą i przyfastrygować między oczy kropką nad i... Zróbmyż to zatem!

Otóż moja pierwsza na dzień dzisiejszy teza jest taka: "POrzućcie wszelką nadzieję wy, którzy chcecie zbawienia i nawrócenia lemingów!" Wystarczy usiąść i porządnie się zastanowić - nie trzeba do tego nawet czytać Spenglera czy choćby mnie (?) - ludzie żyjący w ogromnych miastach, wykorzenieni, karmieni rozrywką, robiący dla chleba coś, czego sami przeważnie nie rozumieją (przynajmniej w którychś z głównych aspektów), totalnie zależni od (dalekiej a jakże jednak bliskiej) władzy (choćby dostawy prądu, żarcia do sklepów, wywóz śmieci - wsio!), edukowani w postoświeceniowych szkołach i potem przez całe życie karmieni leberalną propagandą - to nie są ci sami ludzie, co chłopi sprzed paru setek lat, co księża z epoki dobrze przed V2, co jakiś rycerz, kupiec sukienny czy choćby ziemianin z II RP!

Ci ludzie, ci nowi, o nich teraz, mają swoje zalety. Są często inteligentni. Na swój sposób są ideowi... To jednak nie są te idee, które nas motywują - całkiem po prostu. Zaś ta ich inteligencja jest, z naszego punktu widzenia, jałowa, pusta i kazuistyczna. Jednak w ich oczach TO MY jesteśmy zgrają prymitywnych, krwiożerczych albo co najmniej religijnie-fanatycznych, kseno- i homofobicznych męskich świń... Z niewielką domieszką kobiet zbyt głupich, by dojrzeć swoją niewolniczą głupotę, służą więc tym męskim świniom w nadziei na głaski. Ale przecież cała ta zgraja jest tak czy tak przeznaczona na śmietnik historii! My znaczy. Już wkrótce!

No i zaskoczę pewnie niejednego (jeśli ktoś tak daleko doczytał) mówiąc, że ja całkiem tych ludzi rozumiem. Z ich punktu widzenia mają rację. Podejrzewam, że jeśli "ludzkości" uda się kiedyś zachować przy życiu czystą korę mózgową w jakiś fizjologicznym płynie - to na pewno będzie ona głosowała na Zielonych ileśtam, któryś tam avatar SLD, albo po prostu na Platfusów Obywatelskich. Po prostu jak się TYLKO mózgiem kompinuje, to się do takich dochodzi wniosków. Z życiem nie ma to z drugiej strony nic wspólnego, że nie będę już mówił o jajach, hormonach, czy czymś tak nieuchwytnym jak honor czy godność. I dla mnie, jak i, jak sądzę, dla prawicy w ogóle, TO właśnie jest istotne.

Z drugiej strony sytuacja jest naprawdę zabawna, bo prawdziwa nauka przyznaje jednak NAM rację. Weźmy taką matematykę i słynne (?) twierdzenie Gödla. B. dobrze udowodnione i nie do podważenia! Mówiące w sumie, że nie da się niczego racjonalnie udowodnić, ponieważ każde twierdzenie opiera się, z konieczności, na aksjomatach, które nie są udowodnione i udowodnić ich się w ramach tego samego systemu nie da. Z czego wynika, że wszystko co nam się na podst. racjonalnego mędrkowania wydaje pewne, całkiem pewne nie jest.

Powie ktoś, że 2 + 2 jest pewne. No dobra, choć i na ten temat dałoby się popolemizować, jako ze cała matematyka opiera się na pewnych, nielicznych ale jednak, aksjomatach. NIEUDOWODNIONYCH! Jednak mówimy tutaj o życiu, a 2 + 2 = 4 przekłada się na życie społeczne, historię i takie złożone sprawy dość jednak marnie. Może się faktycznie przydać, raczej nie będzie tak, że okaże się fałszywe, ale co z tego faktu w ogromnej większości przypadków wynika? No a najważniejsze jest to, że przecież 2 + 2 = 4 nie zostało nigdzie UDOWODNIONE - tak po prostu jest, za każdym razem. Czyli jednak to sprawa PRAWICOWA, a nie lewicowo-oświeceniowego mędrkowania. Q.e.d.

Jednak oczywiście coś tam pewne jest, a w każdym razie żeby w miarę sensownie żyć, musimy postępować tak, jakby było. Zgoda, ale filozofia na tym się opierająca, to już nie jest oświeceniowe mędrkowanie różnych Michników i (toutes proportions gardées) Kołakowskich (zresztą tego drugiego prowadzące do niemal czystego "błazeńskiego" sceptycyzmu), tylko jakieś fenomenologie. Fenomenologia zaś, o czym co bystrzejsza lewizna wie, jest NASZA! Tylko że my o niej nic nie wiemy, a już całkiem o tej, która (choć pod innym mianem) obfitym strumieniem płynie ze Spenglera.

Nasza jest także autentyczna nowoczesna biologia. Z Darwinem włącznie, jeśli nie wprost na czele! Co by na ten temat nie mówili różni duchowni (zresztą co to dziś w większości przypadków za duchowni?), a nawet sam Spengler. (Który za Darwinem nie szalał, choć raczej nie Darwina zwalczał, a różnych "darwinistów" spod znaku Herberta Spencera i scjentyzmu.) Jednak fakt, że, jak to cudownie ujął szwedzki socjobiolog Svante Folín w swej książce "Den påklädda apan" ("Ubrana małpa", dopiero po latach odkryłem, że napisałem "nakna", czyli "naga", jak u Desmonda Morrisa): "społeczeństwa w których o obcych dbano bardziej niż o swoich, jeśli kiedykolwiek istniały, dawno wyginęły, tak samo społeczeństwa gdzie np. mężczyźni zabijają się walcząc o wdzięki kobiet po przekwitaniu".

Pewne biologiczne fakty zawsze w ostatecznej instancji przeważą. Widać to choćby we wzroście przemocy, spowodowanej bez wątpienia obecnym "pokojem", ale w większym zapewne stopniu przeludnieniem i wymieszaniem ludzi z rozbiciem tradycyjnych więzi i struktur społecznych. Czytać Roberta Ardreya kto potrafi i chce coś o tych sprawach wiedzieć! Jak kiedyś pisałem, taki Sierakowski może sobie zagadać o "samcach alfa", ale gdyby naprawdę nos do tego pojęcia przystawił, uciekłby z piskiem jak szczeniak po trąceniu nosem jeża!

Tak samo cybernetyka jest nasza! Spengler jej nie znał bo nie mógł, ale dopiero ona przepięknie wyjaśnia i potwierdza jego genialne i super-przenikliwe tezy. I tak to wygląda - mamy rację, nawet czysto intelektualnie, jednak od poziomu, na który niewielu ludzi w ogóle się kiedykolwiek wdrapie. A już na pewno żaden obecny mędrkujący postępowy intelektualista. Czyli intelektualna wersja wielkomiejskiego leminga. Co więc powiedzieć o prawdziwych lemingach?

Mamy rację i jeśli potrafimy to praktycznie wykorzystać, to może coś uda nam się osiągnąć. Jeśli przy okazji przeciągniemy paru zabłąkanych lemingów do naszego obozu - ale podkreślam: ZABŁĄKANYCH, bo innych nigdy nam się przekonać nie uda! I nacisk tutaj na "przy okazji".

Jeśli ktoś chce się przekonać, że ma rację - że mamy rację - niech zajmie się studiowaniem tych spraw. A potem... albo i w czasie... albo i przedtem... Pogada o tym z kimś, np. ze mną. Ale to tak czy tak sprawy nie załatwi! Musimy jeszcze zacząć coś robić. A z tym naprawdę nie jest łatwo, bo trendy historii - o ile b. się nie mylę, co by było niezwykle wprost cudowną sprawą! - są przeciw nam. A w każdym razie nie pozwolą nam już nigdy na zrobienie takich rzeczy, o jakich wielu z nas wciąż marzy. I dlaczego nie miałoby marzyć, skoro nie wie, skoro nie rozumie, co się w istocie zmieniło, czym jest obecny świat w stosunku do tego świata, w którym, gdyby to od niego zależało, pragnąłby żyć?

Jednak do tego by to zrozumieć, musiałby ten ktoś całkiem zmienić całą swoja perspektywę... Na historię, życie społeczne, życie w ogóle... Musiałby znaleźć i zacząć umieć stosować filozofię, która by mu zastąpiła te postoświeceniowe popłuczny, którymi żył od pieluszek... Którymi wszyscy wokół żyją. Którymi ogromna większość żyć będzie po wieczne czasy. To znaczy do całkowitego upadku zachodniej cywilizacji.

A wiec jednak, poza hasłem "róbmy coś wreszcie do kurwy nędzy, bo samym wirtualnym biciem piany nic się nie da osiągnąć", wygląda jednak że potrzebne nam jest to nowe Oświecenie, o którym pisał Dávila. A więc wznoszę toast za Oświecenie Bis! A teraz do roboty!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, listopada 27, 2008

Gra do jednej bramki czyli Ojropa

Całkiem niedługo wielkie wydarzenia sportowe będą prawdopodobnie wyglądać jakoś tak. Do miasteczka przyjeżdża aktualny mistrz świata w piłce nożnej, wzmocniony jeszcze paroma najlepszymi graczami Polonii Golina i sklonowanym Pelé z najlepszych lat, by stoczyć mecz z miejscowym zespołem Tusk FC (dawniej Szmacianka). Tłumy rozentuzjazmowanych kibiców, pomalowane gęby, histeryczni sprawozdawcy, telewizje widne, tajne i dwópłciowe (a nawet więcej).

Zaczyna się mecz. Wszystko fajnie, mistrzowie pokazują sztuczki, miejscowi się pocą... Jednak wynik do przerwy, o dziwo, zero zero. Po przerwie też, a aż do dziewięćdziesiątej drugiej minuty, kiedy to wprowadzony przez chwilą defensywny (lewy) pomocnik Tusk FC (dawniej Szmacianka) mija dyskutujących o czymś z zapałem i żywą gestykulacją obrońców gości, i dalekim kopem lobuje leżącego kawałek obok bramki i zainteresowaniem przeglądającego wyjęte z kieszeni spodenek pisemko soft-porno bramkarza.

Szał na trybunach, meksykańska fala... Na drugi dzień media mają wreszcie o czym pisać: mistrzowie świata grali jak patałachy, górą nasi z Tusk FC (dawniej Szmacianka)! Nieprawdopodobne? Ależ wcale nie, po prostu niewielka zmiana przepisów!

Albo boks. Niechby zresztą i walka w klatce - co mi tam! Z kopaniem po jądrach i wydłubywaniem oczu, jak najbardziej. Przyjeżdża taka krzyżówka Bas Ruttena z Ronnym Coutourem (chociaż widziałem jak ten niedawno przegrał przez nokaut) i jeszcze paroma, a miejscowy gieroj wali go jak chce. A tamten całkiem nic. Dlaczego? No bo mu zabroniono - ot dlaczego! "Nam strzelać nie kazano!" A bardziej wprost - "Nam Ojropa zakazała strzelać bramek". Proste! To samo z waleniem w pysk, w przypadku boksu czy innego walę tudo.

Jaki to ma związek z czymkolwiek? A taki mianowicie, że to jest dokładnie sytuacja zbliżającego się (co do tego nigdy nie miałem cienia wątpliwości) ponownego referendum w Irlandii. Plus wszystkich ojropejskich referendów, które, jeśli odpowiednim ludziom (czytaj ojropejsom) zależy, będą zawsze powtarzane tyle razy, aż skutek okaże się... Już tak przecież bywało, gdzieśtam w sprawie waluty ojro. I tak się to będzie zawsze robić długo, aż mistrz świata, nie mając po co naprawdę grać, się rozmarzy na temat piersi (ach!) swojej dalekiej w tej chwili i pewnie już śpiącej smacznie narzeczonej... Zapominając o meczu... Albo cała drużyna z nudów pójdzie na wódkę...

Pozwalając chłopcom z Tusk FC (dawniej Szmacianka) strzelić tę jedną jedyną bramkę, która zapisze ich imiona w historii. Albo kopnąć mistrza klatkowego valetudo tyle razy w kostkę, aż zawyje z bólu i odklepie.

Od razu oczywiście wiedziałem, że powtarzanie referendów w ciągu krótkiego czasu - a czas uczciwy to by było tak z co najmniej 10 latek, jak sądzę - jest świństwem i oszustwem. Jednak akurat przed chwilą uświadomiłem sobie dokładnie na czym to polega. I udało mi się to wyrazić w języku, który, teoretycznie, powinien być zrozumiały nawet dla co bystrzejszego leminga co się podnieca sportowym kibicowaniem.

No bo po prostu tak jest! W tym najistotniejszym dzisiaj i najbliższym nam ponownym referendum, jedna strona nie ma już absolutnie NIC do wygrania - bo przecież JUŻ wygrała co do wygrania było. Druga zaś, z samej natury tej gry, z natury jej zabawnych ojro-zmodyfikowanych przepisów, nie jest już absolutnie niczym zagrożona: jeśli przegra, to ze stuprocentową pewnością otrzyma następną szansę... i następną... i następną... (Chyba że cała Unia jak wielka purchawa gruchnie i rozpadnie się wydając z siebie smród bijący pod niebiosa. Ale to już inna historia.)

Jedna więc strona nie może przegrać i W KOŃCU musi kiedyś wygrać, podczas gdy druga wygrać nijak i absolutnie NIE może i wie, że w końcu przegra... Fajne, prawda? To się nazywa DEMOKRACJA, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Demokracja - w odróżnieniu od populizmu, czyli "władzy ludu". Ale to jest tak cudowna rzecz, a prawdziwa demokracja, że naprawdę powinniśmy wedle jej zasad zorganizować o wiele więcej dziedzin naszego życia. Na przykład sport, w końcu to takie dzisiaj cholernie ważne!

No więc ja to niniejszym oficjalnie przedstawiłem, a teraz oficjalnie postuluję, żeby to, najlepiej od nowego roku, wprowadzić. A wszelkich innych rodzajów sportu - jako wstecznych, oszołomskich, fanatycznych, populistycznych, rasistowskie... (Kto pilnie czyta Gazetnik Wyborczy ten sobie sam dopisze tutaj dowolną ilość epitetów.) Zakazać i ścigać za każde o nich wspomnienie!

Barroso! Borrell! Kohn-Bendit! Tusk! Schetyna! I cała smętna reszto ojro-szuj, ojro-świrów i ojro-kanciarzy. Do was mówię! Zreformujcie nam ten sport co żywo, żeby wreszcie było demokratycznie, postępowo i po europejsku! Z góry dziękuję.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

P.S. Wcześniej tego tu nie umieściłem, bo niewiele ostatnio piszę i uznałem, że i tak mało kto to ujrzy. Ale skoro już napisałem, to umieszczam. Na razie tutaj, bo to szybsze i chyba skuteczniejsze, potem to ew. przeniosę na boczek. To naprawdę piękna akcja i prosiłbym o jej wsparcie.

Mikolaj.png

niedziela, listopada 23, 2008

Co słychać u naszych lewicowych braci - odc. 2

Poniżej drugi odcinek tłumaczenia lewackiej książki pt. "Bodyhammer: Tactics and Self-Defense for the Modern Protester". Czyli w sumie: "Jak się nie dać tzw. siłom porządku na usługach postkomuny, ojropy, ruskich agentów, cieniasów i całej tej obrzydliwej reszty". Może lewizna tak by tego nie przetłumaczyła, ale my sobie tak właśnie tłumaczymy, bo nam wolno. (Prawda towarzysze?) A w dodatku są tu b. fajne historyczne informacje i interesujące obrazki. Co nie powinno być całkiem bez znaczenia dla intelektulanie nastawionej (żeby nie powiedzieć spenglerycznej, prawicy. N'est-ce pas?) No więc jedziemy!


Wybór typu tarczy

Jako osoba dokonująca samoobrony z założenia bez broni, posiadasz szeroki wachlarz możliwości w zakresie taktyki użycia tarczy. Dla naszych potrzeb jesteśmy zainteresowani w tworzeniu formacji ściany z tarcz, zapewniającej swobodę poruszania się i obrony. Oznacza to, że możesz wybrać pomiędzy tarczą wykorzystującą tradycyjną jednoręczną metodę, albo też tarczą wykorzystującą metodę dwuręczną. Podczas gdy tarcza jednoręczna zapewnia większą manewrowość, tarcze dwóręczne dają większą siłę do obrony samego siebie i odpychania atakującego.

Ponieważ poza tym jest się nieuzbrojonym, dwuręczne tarcze powinny być zdecydowanie preferowane i stanowić centrum każdej ściany tarcz. Metody z użyciem obu typów zostaną poniżej opisane.

Drugą kwestią do rozważenia jest konstrukcja tarczy. Podczas gdy wiele zależy tu od kosztów i dostępnych materiałów, są i inne czynniki, które powinno się uwzględnić.


Transport:

Jeśli twoja akcja wymaga przekraczania granicy, zabierz ze sobą materiały na tarcze, które mogą być także stosowane jako codzienne artykuły. Duże tekturowe pudło (na przykład wypełnione starymi książkami) na tylnym siedzeniu, albo kilka nienadmuchanych dętek na twój spływ tratwą, łatwo zostaną przeoczone przez władze.

Możliwość ukrycia:

Zabranie tarczy z miejsca, gdzie jesteś zakwaterowany, do miejsce zbiórki na akcję może stanowić pewien problem. Oczywiście duże tarcze trudniej jest ukryć. Zaletą nadmuchiwanych tarcz jest to, że mogą zostać całkiem szybko skonstruowane już w miejscu zbiórki.


Manewrowość:

Jeśli spodziewasz się, że będziesz biegał i obawiasz się, że nie będzie dość członków ściany tarcz do zapewnienia ruchliwej (dosł. "chodzącej") ochrony, uwzględnij fakt, że większe tarcze typu scutum (wieżowe) mogą znacznie utrudniać bieganie z nimi. Kiedy się je utrzymuje w pozycji, twoje kolana mogą uderzać o spód tarczy, i w ogóle są one dość nieporęczne.


Typ akcji:

Jest nadzieja, że będziesz sobie zdawał sprawę z tego, jaki ogólnie typ akcji bezpośredniej jest planowany, jak też jakie środki policja planuje użyć. Większe tarcze lepiej zabezpieczają przed pociskami miotanymi, podczas gdy mniejsze zapewniają lepszą manewrowość przy obronie przed pałkami. Nigdy nie niedoceniaj tego, co policja będzie czynić, ale jeśli wiesz, że jej siły nie są wyposażone w gumowe kule, możesz przyjąć, że walka wręcz jest bardziej prawdopodobna. Także, jeśli typ akcji wymaga obrony pewnego terenu, większe tarcze sa lepsze - choćby z powodu ich imponującego wyglądu.

Typy tarcz i ich zalety

NB. Prostsze metody "zrób to sam" zakładają, że tarcze będą bardziej płaskie, podczas gdy tradycyjnie wszystkie tarcze były zaokrąglone (w sensie "wypukle", przyp. tłumacz) , żeby lepiej odbijać ciosy i kryć ciało. Zaokrąglone tarcze są znacznie trudniejsze do wykonania z większości materiałów. Dla naszych tutaj celów także tarcze o twardych, nie zaś zaokrąglonych, kantach dają się lepiej adaptować do sytuacji, dlatego rozważ nadanie tarczy kształtu prostokątnego (np. podstawowa zakrzywiona okrągła tarcza stanie się płaską "kwadratową").

Tarcza okrągła:

Najbardziej podstawowe (i najprostsze do wykonania z pokryw kubłów na śmieci) są małe okrągłe tarcze, zazwyczaj mierzące 2 1/2 do 3 stóp średnicy (czyli jakieś 76 do 9 cm). Jest to wspólny rozmiar tacz policji w wielu europejskich krajach. Jest ona zwarta i łatwa w użyciu, zapewniając ochronę dla głowy i torsu. Jest to także ten wariant, do którego wykorzystasz dętki.


Okrągła tarcza z ery wikingów

I to na razie na tyle. Jeśli Bóg, Publiczność, sytuacja tu i tam pozwoli, to c.d.n.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Co słychać u naszych lewicowych braci - odc. 1

Intelektualne dokonania dzisiejszej lewicy (jak i lewicy w ogóle) dałyby się w sumie podsumować prościutkim wierszykiem:
Coś tam w lesie stuknęło,
Coś tam w lesie huknęło,
A to Sierakowski z drzewa spadł,
Złamał sobie w łepku gnat.

(I teraz tym złamanym gnatem w łepku pojmuje i objaśnia innym Marksa, Lenina i Pol Pota. Oj dana, dana!)
I to by załatwiało sprawę intelektualnych lewicy dokonań, ale są i inne, bardziej praktyczne, gdzie lewizna ma pewne osiągnięcia. Czy cenne, to kwestia dyskusji, natomiast z pewnością warte poznania przez ludzi dostatecznie ciekawych swojej epoki i dociekliwych. No więc jest tak, że dorwałem niedawno ebooka zatytułowanego "Bodyhammer: Tactics and Self-Defense for the Modern Protester". Czyli mniej więcej "Bodiczek: Taktyka i samoobrona dla dzisiejszego uczestnika protestów". "Bodiczek", wyjaśniam pięknym i niezainteresowanym telewizyjnymi głupotami paniom, to jest takie wpadanie drug w druga, stosowane w hokeju.

"Bodyhammer" zaś to dosłownie "młot cielesny" - gdyby komuś się "bodiczek" nie podobał.
Autorem jest niejaki sarin, z którym można się ponoć nawet skontaktować pisząc maila na sarin@devo.com. Ja nie próbowałem, ale jeśli komuś się uda, chętnie się o tym dowiem. Teraz sobie to dzieło przetłumaczymy. Może w całości i w odcinkach, jeśli będzie żywiołowa i w miarę przychylna reakcja... (Nie mówiąc już na ulicach.) Albo też wybór. No to jedziemy! (Tłumaczenie jak najbardziej wierne, podkreślam, Mamy w końcu tę lewiznę poznać, a nie snuć sobie na jej temat bajki, prawda? Tylko rozbiję to na mniejsze akapity, dla czytelności.)

Okładka (czyli taka niby-okładka, bo to przecież ebook) jest taka:


Potem mamy motto: “I will force my body to be my weapon and my statement so...”
Czyje? Podobno The Stranglers, “Death & Night & Blood”. A znaczy to, gdyby ktoś nie wiedział, "Zmuszę moje ciało by było moją bronią i moją deklaracją, aby...".

Wstęp

Technologia zmieniła uliczne prostesty. W przeszłych stuleciach masa ludzka pragnąca się wyrazić, mogła zostać uciszona jedynie przez aktywny ogień z broni palnej. Jednak nadejście opancerzenia do tłumienia rozruchów, gazów łzawiących i "mniej zabójczych" pocisków pozwoliły rządzącemu establishmentowi z ogromną łatwością zdusić głos ludzi ulicznych protestach, a nawet z lepszym piarem.

Celem tej broszurki jest pomoć w zachowaniu naszej wolności wypowiedzi i publicznego poruszania się za pomocą wyrażania naszych opinii. Celem nie jest reklamowanie czy zachęcanie do ulicznych bitew. Nikt nie zamierza nawiązywać walki z policją czy armią. Jesteśmy na ulicach by nas widzano i słyszano, ale jest to coraz trudniejsze, jako że aresztowania i urazy zadawane nam przez siły porządkowe mają na celu wyciszyć nasze głosy z ogólnego równania.

Jedną z korzyści z naszego nowoczesnego i marnotrawnego społeczeństwa masowej konsumpcji jest to, iż pozwala nam ochronić się przed tymi siłami. Posiadamy materiały i środki aby obronić nasze protesty i utrzymać policję na dystans. Naszą metodą jest samoobrona. Maszerujemy z misją, i jeśli ludzie posiadający siłę nakażą innym zatrzymać nas, mamy prawo bronić naszych ciał, tak samo jak naszego przekazu.

Ta broszurka została napisana w celu uświadomieniu protestującym w Północnej Ameryce o potrzebie taktyki samooobrony. Większość tej książki została silnie zainspirowana przez ruch Białych Kombinezonów (White Overalls) w Europie, który ma o wiele dłuższą historię osiągania zmian poprzez potężne demonstracje. Jesteśmy im winni podziękowanie i mamy nadzieję, że w Ameryce także nasze głosy znajdą tę samą siłę.


Część I

Typy i konstrukcje tarcz

Typ tarczy, którego ci potrzeba, zależy od głównych czynników, jakimi jest szybkość wykonania, możliwość ukrycia, działania w jakich będzie użyta, oraz dostępne materiały.

Rzymska płaskorzeźba ukazująca formację testudo

Wybór typu tarczy


...


To na razie tyle. Supense powinien narastać, bo tak cwanie przerwałem! Może jednak to nikomu do niczego i tak nie potrzebne, więc po co? Więc czekam na głosy. (Zemke, ozwij się!) A więc na razie mówię: c.d.n. Deo et Publico volente.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, listopada 11, 2008

Opadów w zarządach i nie doganiać równowagi

Jeśli wątpisz Czytelniku, że "człowiek to brzmi dumnie"... (Oczywiście "czytelnik blogu triariusa" brzmi jeszcze o wiele dumniej.) Jeśli noc w noc zlany zimnym potem budzisz się, bo przyśniło Ci się, że zastąpiły Cię komputery... (I żona musi Ci potem parzyć ziółka, teściowa zaś głaskać po główce, byś znowu zasnął.) Otrząśnij się z tego stanu! Człowiek to NAPRAWDĘ BRZMI dumnie i żadne komputery przez najbliższe stulecia go (w tym i Ciebie) nie zastąpią! Zbyt są bowiem durne. Co zaraz udowodnię.

Poniżej dowód niezbity, który powinien Ci (a także Szan. Małżonce i jej Mamusi) zapewnić słodki i relaksujący sen - po wieki wieków.

Otóż wrzuciłem ci ja dzisiaj (to "ci" jest czysto retoryczne, takie "oj dana dana", więc z małej) swój niedawny tekścik o Gołocie w http://translate.google.com i przetłumaczyłem go na angielski. Angielski, który w wyniku tego powstał, ubawił mnie tak okrutnie, że niemal żałowałem, iż przedtem nie założyłem pampersa. Przyszło mi do głowy, że jeśli teraz z kolei przetłumaczę to tłumaczenie z powrotem na polski, to wielu ludzi, którzy może by nie całkiem potrafili docenić obłędność tamtego tłumaczenia na angielski, teraz to doceni. I w dodatku ubaw będzie jeszcze większy.

Jak żem pomyślał, tak też żem zrobił. Oto uzyskane z Gugla tłumaczenie z polskiego na polski.

Na początek jednak ustalmy jak nazywa się teraz mój blog...

"Uniwersytet w takt, wdzięk i elegancja "Szarżujący Buffalo"
- oto tak się on teraz nazywa!

No a jak też brzmi jego motto?

To nie zamierza umrzeć za ojczyznę. Chodzi o to, że jest on draniu umrzeć za jego ojczyzny.

W sumie niemal może być, prawda? Tyle że nie całkiem gramatycznie i on, znaczy draniu, ma kilka ojczyzn zamiast jednej. Będzie jeszcze lepiej, obiecuję!

Tytuł tekstu jest niemal w porządku, choć jednak oznacza co innego:

Gołota lub III RP (biężączka)

Ten wybór mnie osobiście wydaje się dość nieciekawy.

Teraz w końcu sam tekst - prosto z Gugla. Można sobie poszukać co tam było w oryginale, ale każdy chyba uwierzy, że ja jednak piszę z nieco większym sensem. Zresztą oryginał jest dostępny tutaj. No więc jedziemy:


Andrzej Gołota po walce kilka sekund poleciał na pokładzie. I wciąż mam kilka razy w ustach, i coś go tkęło... Pomyślałem sobie (jąkanie nie wolno reprodukować, przepraszam!): "Am I do 20 lat ćpałem anabole, że ja teraz nie może pęknąć mięśni? Na przykład, w lewym bicepsie? "Jak myśli, i tak zrobił. Nic ci widać, nie było, choć sam w sobie był b. Czyste i wyglądał solidnie. Spojrzał na jego lewy biceps. Co się wydarzyło w tym czasie nie było tego sprawy. "Ach, chociaż Czy jakiekolwiek zaczerwienienie, ponieważ nie można opuchlizny!"

Niestety, pocierać biceps ukraść, zaczerwienił się i, Boże, spuchł, nie było możliwości, ponieważ Gołota nadal wroga pobić. Dowiezienie lewo na skórze, więc okrągłe Co to jest rzeczywiście udało. Nie bardzo dobrze znane, dlaczego, ponieważ biceps wyglądał dokładnie tak samo w przerwie po pierwszej turze, a w trakcie, a drugi Gołota już nie wyszedł. "TKO W 1 rundzie". Nawet w historia oznaczało to tak samo jak gdyby umieścić przed "TKO w 1 rundzie.

Rozumiem, że nie było rannych. Jedyną różnicą jest to, że jeśli miało być "złamana mięśniowej", jak poszukiwanych przez ekspertów spotkania w telewizji, że prawdopodobnie coś bardziej widoczne. Pod względem obrzęk cum zsinienie. I poza mięśni, lub raczej ich haki, split z prostu zbyt długie i intensywne ćpania anaboli - tak że chciał Grzegorzu Indyku! ( "Dinde" jest francuski indyka, więc mogę to sobie inaczej z Boy tłumaczyć, powoli do mnie!).

W sumie Gołota po raz kolejny okazały się być czymś typowym dla III RP. Chociaż jest to rzeczywiście znacznie lepiej zbudowany i ma znacznie lepszą technikę (że nie odmówi), wpływ na ogół bardzo podobne. Gołota może również pole, aż do jego powiedzenia "mózgu", nie osiągnie przykry fakt, że ktoś może dać mu w pysku. A on odmawia dalszej walki I to nie w taki sposób (jako profesjonalny bokser), gdzie inteligentny - że to, że daje cios do golenie, to opadów w zarządach i nie doganiać równowagi, w wyniku której sędzia musi ogłoszenia nokaut.

Gołota w większości - jeśli tak jest to świadomy (?) - W dalszym ciągu odmawia walki, pokonuje drugiego, który twierdzi dla tej walce nie przejść do następnej rundy... Tym razem, z biceps, wziął go i tak bardzo inteligentne. Możesz zobaczyć, że doświadczenia, ale jakby go płaci!

W sumie - mimo imponującej mięśni i cool technologii, wspieranych przez dobrych prędkości - ten facet prawie zawsze kompromitował Polskę. I że tak cwani macherzy entuzjazmem go za głupca dziesięcioleci ludzie tak efektywnie, jak globalne Zastanawiam wmawiali-niewido i nowe skrzyżowanie Joe Louis i Jack Dempsey Rockym Marciano, jest dla mnie jedną z najczęstszych III RP i wszystkich aspektów, że komunizm, a następnie leberalizm dokonały tego nieszczęsnym narodem. (Oczywiście Nie zapominając o tym, współfinansowane było przedtem.)

"Jeśli bydła", więc trzeba myśleć cwani macherzy z udziałów w Gołocie i różnego telewizor, "kupił Kwaśniewski, Unii Europejskiej, Wałęsa, Tusk i cała reszta, dlaczego robimy nie musisz go sprzedawać również Gołoty? " Jak uważasz, tak dobrze zrobione, a ludzi jest, oczywiście, chętnie kupił. Jak zawsze.

Jeśli ktoś wytłumaczyć mi młodych przez dwadzieścia lat i była III RP, chyba że wykażą, że wyciąg do filmu, nieocenzurowane, z kariery Andrzeja Gołoty. Ze szczególnym naciskiem na głosy różnych ekspertów telewizyjnych. Istnieje prawdopodobnie nie lepiej wyraża koszmaru, że rzeczą i skala upadku z nieszczęsnego narodu.

* * * * *

Niezłe, co? Choć muszę przyznać, że dla kogoś naprawdę dobrze znającego angielski przekład na ten język był jeszcze o wiele zabawniejszy. Kto chce, może sobie wrzucić w guglowego tłumacza (link jest u góry) jakiś fajny tekst, i zobaczyć. To jest jednak blog zasadniczo polskojęzyczny, więc mamy tłumaczenie z polskiego na polski.

Wniosek z tego? Drogi Czytelniku, daj teściowej i małżonce spokojnie w nocy pospać, przestań się trapić i frasować! Co byś tam dla chleba nie robił, Gugiel Cię na pewno jeszcze przez najbliższe trzy wieki zastąpić nie zdoła. No a Polski to jednak trudna język! Oczywiście o ile mówimy o prozie i sprawach praktycznych, bo czystej poezji to nikt już tak jak Gugiel tworzyć dzisiaj nie potrafi!


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.